Skocz do zawartości
Nerwica.com

Jest problem czy nie ma? Oto jest pytanie...


Violaa

Rekomendowane odpowiedzi

Witam...

 

Kompletnie nie wiem od czego zacząć. Ostatnim razem jak już po wielu tygodniach (tak, tygodniach) rozmyślań, odważyłam się opisać siebie czy też "stan" w jakim jestem, po stworzeniu pięknego wypracowania na kilka stronic... komputer sam mi się wyłączył! Ot tak. Ja to oczywiście tym siłom nieczystym przepisałam, które chcą bym siadła sobie z rękoma na łbie i żyła tylko tym bólem w jego wnetrzu. Yep...

 

Nigdy bym nie pomyślała, że będę żaliła się ludziom w INTERNECIE. Szok. Ale lepsze to niż przewracanie wszystkiego do góry nogami znajomym.

 

Zacznę jak większość... Lat to ja mam 19 i prosze Państwa, Panie kochane i Panowie kochani, mój problem jest taki, że nie wiem, czy jest problem! Tak... I tu prosze bardzo o potraktowanie dość poważnie banalnych zdań, jakie zaraz przeczytacie. Mam 19 lat. Możliwe, że nie wiele wiem o życiu. Moja prośba polega głównie na tym, aby ktoś powiedział mi szczerze, czy jestem rozwydrzoną gówniarą próbującą zwrócić na siebie uwagę, szukającą szczęścia w nieszczęściu, czy mam wieczne psm, czy najprościej w świecie mam kretyński charakter.

 

Piszę, bo... Zauważyłam, że niestety zdarza mi się "wpaść" ze swoimi stanami głupiego załamania przed bliskimi mi osobami, a bardzo bym nie chciała robić z siebie ofiary. Pisze, bo... Boję się, że TAK już będzie cały czas. Piszę, bo... gdzie musi być wiara w to, że pośród odpowiedzi (o ile ktoś na to odpowie) znajdzie się coś, co zmieni cokolwiek.

 

Co ma zmienić? To, że czuję się ze soba tragicznie? Chyba tak. Większość dnia spędzam myśląc, myśląc, próbując dojść do czegoś, ale sama nie wiem do czego. Nie ma dnia bez łez i bólu głowy. I nie jest to ten sam ból, który przechodzi po Apapie. Ściska Cię tam i rozkazuje Ci czuć się totalnie beznadziejnie. Bez powodu! Bez powodu właśnie. Chłopak mnie nie rzucił, nikt mi nie umarł (a nawet jeżeli, to nie od tego się zaczęło), wali mnie mój wygląd. Ja po prostu jestem... GŁUPIA! I że tak młodzieżowo dodam...LOL. Pheh. Takaż prawda. 19 lat,a przy tym żadnych zainteresowań, żadnych planów, żadnych umiejętności, żadnych marzeń. Naprawdę ŻADNYCH. "Nie wiem czym sie zająć" byłoby nie do końca prawdą. Nie wiem, fakt. Ale przede wszystkim to ja... NIE CHCĘ. Nie chce robić nic. Najchętniej ciągle bym spała. Od kilku tygodni ciągle jestem zmęczona i zaspana. I zaryczana, tak. Jak przez chwilę myślę logiczniej (jak teraz, tak mi się wydaje) to widzę, jake to wszystko żałosne, ale wszelka motywacja działa odwrotnie... Wszelkie gadanie optymistyczne, jakie sama staram się stosować wobec innych, na mnie działa jak wrzątek wlany do głowy. Uwierzcie mi, że mam problemy, aby nie zacząć beczeć po wypowiedzianym tylko słowie "studia". Gzzz. To zrobiło się jakimś natręctwem. Jestem totalnym leniem. Nawet jak chcę to coś mi nie pozwala. Pewnego razu, naprawdę nie przesadzam, chciałam, bardzo chciałam pokuć do zaliczenia na s...s... studiach ;/, których nie darzę sympatią, ale... chciałam, bo za nie płacę i logika mówiła: kuj mała! i wiecie co? Zaczęłam czytać, łeb mi zaczął wrzeć, a łzy pojawiły się jak w automacie. Nie mogłam. Nie dało się. Możliwe, że reszty egzaminów nie pozaliczam, a są one banalnie proste w większości. I mam to gdzieś raz, a innym razem zastanawiam się, czy już ze wszystkim będę taka nieudolna. Spać... Ludzie. Spać. Świat stał się przerażający. Wiecie... Tak. Jestem tchórzem. Bo i myśl o odejsciu stała się LOGICZNA. Ta. Wygodna. Tylko za cholerę nie wiem, czy tam gdzieś nie jest jeszcze ciężej. Chciałabym być znowuż dzieciną, której wolno popełniać błędy, wolno nie wiedzieć tak wiele rzeczy i która na wszystko jeszcze ma czas. Teraz już na tyle rzeczy jest za późno. Pisałabym wiele... O myśleniu, które to wysnuwa rózne teorie na temat ludzkiej egzystencji jak i o "problemach" natury somatycznej, duszeniu się, słyszeniu różnych dzwięków O_o, o napadach lęków przed czymś... Może nie teraz, bo już zaczyna się kotłować...

 

Dodam tylko, że natrafiłam niedawno na jakiś durny test. Warto chyba dodać... Nie skupiam się na ciele, gdzies mam te fizyczne dolegliwości i zupełnie nie boję się, że umrę. Wręcz przeciwnie. Częściej uśmiecham się na tą myśl, hm. Nie mam też jakichś większych problemów z apetytem. Tylko niektóre dni są na tyle beznadziejne, że trzeba spać, spać, spać i nawet już nie da się udawać przed znajomymi, że jest naprawdę fajnie. Choć na zewnątrz wszystko jest ok.

 

Powiedzcie mi tylko. Głupia gówniara ze mnie, która szuka problemów na siłę, tak? I powinna ruszyć dupę i coś działać?

 

Tak. To działam.

 

Idę spać.

 

Pozdrawiam.

Dzięki za poświęcenie czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co opisujesz byc moze to epizod depresji, W depresji nie zawsze sie ma mysli samobojcze, ja akurat w depresji mialam placz wlasnie sen, spalam jak najdluzej, pozniej z kolei miala bezsennosc. Jestes juz pelnoletnia, wiec mozesz isc sama do psychiatry/psychologa po porade. To nic wstydliwego i raczej nie zszkodzi o ile znajdziesz profesjonaliste.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze byc ze to dolek, ale jezeli podobny stan juz trwa ok 2 tygodni, mozna to zaliczyc do epizodu depresji. Po prostu najlepiej mozesz isc do lekarza, ktory postawi diagnoze po sprawdzeniu testami i wywiadem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Były takie 2 tygodnie, gdzie życia nie było. Jedyne co pamiętam to widok łóżka po powrócie z pracy (to dziwne, że miałam siłę do niej wstawać). I tak płacz i kilkanaście godzin snu. Było i tak, że nie mogłam spać, ale czułam się strasznie zmęczona. Teraz jest tak, że niby fajnie, ok, moge normalnie gadać z ludźmi, uśmiechać się itd. Ale to nie zmienia faktu, że poczucie beznadzieji towarzyszy mi bez przerwy. Ale nie jestem znowuż smutasem całodobowym. Najgorszy jest fakt, że może mnie to złapać tak nagle i nieoczekiwanie. Już kilka razy zdarzyło mi się rozwyć przy kimś, ale tak jakoś to się ukryło (fajnie jest mieć dlugie włosy). Albo napad strachu... Znikąd. Coś jakby DUCHY, cięzko wytłumaczyć. Pomimo, że caly dzień był w miarę ludzki. Do lekarza nie pójdę. Prędzej z bólem serca. Ale to chyba właśnie przez ten "stan". Towarzyszy wrzątkowi w głowie i uczuciu demotywacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moga tez to byc zaburzenia lękowo-depresyjne... czyli zaburzenia z kregu nerwic. Wspominasz o obnizeniu nastroju ale mowisz tez o lękach, strachu przed dorosłościa. Ale tak jak mowi agusia lepiej isc do lekarza albo psychologa i pogadac sobie o tym, on pewnie Ci powie wiecej.

ps. Oczywiscie moze to byc tez etap dojrzewania, ale jesli juz to troche spozniony. Jakbys miala z 16,17 lat to mozna by bardziej o tym pomyslec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie ma sensu mówić, że będzie dobrze i odganiać myśli. Ja chcę myśleć! To chyba normalne, heh. Ale nie chcę takich skutków. We wszystkim jestem uwsteczniona, więc dojrzewanie też mogło się trochę opuźnić, heh. Jak mi ktoś mówi o psychologu to już kompleteni czuję się upośledzona i słaba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nigdy bym nie pomyślała, że będę żaliła się ludziom w INTERNECIE. Szok. Ale lepsze to niż przewracanie wszystkiego do góry nogami znajomym.

Zdecydowanie! A wiesz dlaczego? Podpowiem: chodzi o problem akceptacji w grupie ;)

 

Piszę, bo... Zauważyłam, że niestety zdarza mi się "wpaść" ze swoimi stanami głupiego załamania przed bliskimi mi osobami, a bardzo bym nie chciała robić z siebie ofiary. Pisze, bo... Boję się, że TAK już będzie cały czas...

Dokladnie to samo co wyżej.

 

Większość dnia spędzam myśląc, myśląc, próbując dojść do czegoś, ale sama nie wiem do czego. Nie ma dnia bez łez i bólu głowy. I nie jest to ten sam ból, który przechodzi po Apapie... wali mnie mój wygląd. Ja po prostu jestem... GŁUPIA! ... żadnych zainteresowań, żadnych planów, żadnych umiejętności, żadnych marzeń. Naprawdę ŻADNYCH... NIE CHCĘ. Nie chce robić nic. Najchętniej ciągle bym spała. Od kilku tygodni ciągle jestem zmęczona i zaspana. I zaryczana... Wszelkie gadanie optymistyczne, jakie sama staram się stosować wobec innych, na mnie działa jak wrzątek wlany do głowy... zastanawiam się, czy już ze wszystkim będę taka nieudolna. Spać... Ludzie. Spać. Świat stał się przerażający. Wiecie... Tak. Jestem tchórzem. Bo i myśl o odejsciu stała się LOGICZNA. Ta. Wygodna. Tylko za cholerę nie wiem, czy tam gdzieś nie jest jeszcze ciężej. Chciałabym być znowuż dzieciną, której wolno popełniać błędy... Może nie teraz, bo już zaczyna się kotłować...

Jesli to co piszesz jest prawda, to i depresja jaką sugerujesz moze byc rzeczywista. To co podajesz miesci sie w kryteriach diagnostycznych, pewnie juz doczytalas: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zaburzenie_afektywne_jednobiegunowe

 

Dodam tylko, że natrafiłam niedawno na jakiś durny test.

Jaki test? Rozwiniesz ta kwestie?

 

...niektóre dni są na tyle beznadziejne, że trzeba spać, spać, spać i nawet już nie da się udawać przed znajomymi, że jest naprawdę fajnie. Choć na zewnątrz wszystko jest ok.

Dokladnie jak w depresji ;) Witaj w klubie.

 

Powiedzcie mi tylko. Głupia gówniara ze mnie, która szuka problemów na siłę, tak? I powinna ruszyć dupę i coś działać?

W pewnym sensie tak, ale to nie musi byc latwe. Myslalas o wizycie u psychologa? Czy balabys sie ze kumple sie dowiedza? A jak sie dowiedza, to moze powiedza: wariatka! Tego sie boisz? Czy moze bardziej ze sama sie tego dowiesz? To jest ten najstraszinejszy moment w depresji, gdy po jakims czasie orientujemy sie (najczesciej w jakims gabinecie) ze jestesmy chorzy... Ale potem, gdy juz uswiadomimy sobie i pogodzimy sie z tym - zaczyna sie wychodzenie na prostą ;) Pozdraiwam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie! A wiesz dlaczego? Podpowiem: chodzi o problem akceptacji w grupie ;)

Czy ja wiem... Akceptacja? Hm... Być może by się znalazła, ale po co miałabym o tym gadać? Jestem raczej wesołą z natury osobą. Jakbym tak wszystkim nagle zaczęła narzekać na to jak się czuję, pomimo że nie daję im tego zazwyczaj poznać, to całkiem zmieniło by mój wizerunek w ich oczach. Po co to robić? Szczególnie, gdy wątpi się w jakieś zrozumienie. Otaczają mnie silni ludzie, optymistycznie patrzący przed siebie albo tacy, którzy wręcz gardzą takim użalaniem się.

To, że odważyłam się napisać tutaj, jest też znakiem na to, że tu prędzej znajdę jakąś wskazówkę niż wśród kogoś bliskiego. Ale wstyd... Tak. Na pewno jest. Bo nagle okazało się, że dziewczyna, która przez 18 lat radziła sobie spokojnie z każdym problemem i nie płakała praktycznie w cale, teraz ma go z głupim opanowaniem nieskomplikowanej wiedzy, przeczytaniem książki, zrobieniem prania - a tak... to cięzkie jak cholera wziąć się za cokolwiek, gdy w głowie ma żarzący się pierścień, ściskający bezlitośnie.

 

Jaki test? Rozwiniesz ta kwestie?

 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Skala_depresji_Becka

Otóż o nim mowa. Z reguły uważam, że wynikom testów wierzyć się nie powinno. Dodam, że miałam ponad 20pkt. Hm.

 

Dokladnie jak w depresji Witaj w klubie.

... hm

 

Myslalas o wizycie u psychologa? Czy balabys sie ze kumple sie dowiedza? A jak sie dowiedza, to moze powiedza: wariatka! Tego sie boisz? Czy moze bardziej ze sama sie tego dowiesz?

 

Nie wiem, czy sama się boję. Wydaje mi się, że nie. Że wiem już, że i tak jest zupełnie inaczej niż było. Ale nie określałabym tego depresją, a... głupotą prędzej. Bo nie jest tak, że ryczę non stop. Chodzę do pracy i jakoś przez 8 godzin potrafię się uśmiechać, więc...? Ale oczywiście, że tak... Wolałabym to zatrzymać, w razie czego, tylko dla siebie. I momentami bardzo żaluję, że podzieliłam się tym z kimś. Czuję się przez to dużo słabsza, głupsza wobec tej osoby. Wtedy pomyślałam, owszem, że lepiej byłoby iść wygadać się komuś, na kim mi nie zależy, skoro widzę jakikolwiek problem. Ale jest ta presja... Otaczają mnei sami silni ludzie, którzy nie przyznali by się do czegoś takiego. Albo spokojnie sobie z tym radzą. Dodam, że jestem z małej mieściny, gdzie normą jest traktowanie takiego zachowania jak pefidne lenistwo. Fakt... Nie biorę się za nic. Nie mam sił do głupiego prasowania, przeczytania książki a mam na to by usiąść na gg? No to jest lenistwo. Na to wychodzi. Ale ostatnio b. chciałabym się pouczyć, bo mam ogromne szanse na niezaliczenie semestru w szkole i będzie to paskudne wobec innych jak to tak skończę. I jest cięzko... Ciągle spać, spać... Może mi się tylko wydaję, że chcę. Nie wiem...

 

Pozdrawiam i szczęścia w nowym roku życzę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdecydowanie! A wiesz dlaczego? Podpowiem: chodzi o problem akceptacji w grupie ;)

Czy ja wiem... Akceptacja? Hm... Być może by się znalazła, ale po co miałabym o tym gadać? Jestem raczej wesołą z natury osobą. Jakbym tak wszystkim nagle zaczęła narzekać na to jak się czuję, pomimo że nie daję im tego zazwyczaj poznać, to całkiem zmieniło by mój wizerunek w ich oczach. Po co to robić? Szczególnie, gdy wątpi się w jakieś zrozumienie. Otaczają mnie silni ludzie, optymistycznie patrzący przed siebie albo tacy, którzy wręcz gardzą takim użalaniem się.

To, że odważyłam się napisać tutaj, jest też znakiem na to, że tu prędzej znajdę jakąś wskazówkę niż wśród kogoś bliskiego. Ale wstyd... Tak. Na pewno jest.

Czyli zdecydowanie brak akceptacji w grupie. Tak naprawde to jest maska depresji bo reakcji innych przewidziec nie mozesz, a deprecha wypacza Ci ich rzeczywisty obraz: nadajesz im cechy ktore potwierdza Ci Twoja niska samoocene.

 

Dokladnie jak w depresji Witaj w klubie.

... hm

Jakies watpliwosci?

 

Myslalas o wizycie u psychologa? Czy balabys sie ze kumple sie dowiedza? A jak sie dowiedza, to moze powiedza: wariatka! Tego sie boisz? Czy moze bardziej ze sama sie tego dowiesz?

Nie wiem, czy sama się boję. Wydaje mi się, że nie. Że wiem już, że i tak jest zupełnie inaczej niż było. Ale nie określałabym tego depresją, a... głupotą prędzej.

Z powodu?

 

Bo nie jest tak, że ryczę non stop. Chodzę do pracy i jakoś przez 8 godzin potrafię się uśmiechać, więc...? Ale oczywiście, że tak... Wolałabym to zatrzymać, w razie czego, tylko dla siebie. I momentami bardzo żaluję, że podzieliłam się tym z kimś.

Dlaczego? Podpowiedz - patrz wyzej ;)

 

Czuję się przez to dużo słabsza, głupsza wobec tej osoby... Otaczają mnei sami silni ludzie, którzy nie przyznali by się do czegoś takiego. Albo spokojnie sobie z tym radzą. ... Nie biorę się za nic. Nie mam sił do głupiego prasowania, przeczytania książki ... I jest cięzko... Ciągle spać, spać... Może mi się tylko wydaję, że chcę. Nie wiem...

No ewidentnie deprecha. Jeszcze nie faza krytyczna, ale jestes na dobrej drodze do niej. Dlugo to juz trwa? Ja bym nie zwlekal tylko poszedl z tym od razu do psychiatry, nie masz wyjscia, musisz olać reakcje innych (a moze nikt sie nie dowie?) bo zdaje sie ze obecnie poza wlasnym zdrowiem nie masz innych wartosci. A o psychologu tez pomysl, jakas terapia jest wskazana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bym jednak radziła wizytę u psychologa. W dzisiejszych czasach ludzie chodzą tam pod byle pretekstem, więc to naprawdę normalna sprawa i nic wstydliwego, a przecież nikt ze znajomych nie musi od razu wiedzieć;) Myślę, że to ostatecznie by wyjaśniło, co Ci dolega. Chyba, że właśnie tego się boisz? Że okaże się, że nie jesteś taka beznadziejna, ale masz problem niezależny od Ciebie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najlepiej idź do psychologa i psychiatry. I wyrzuć z głowy te durne stereotypy. Jak nie pójdziesz teraz to za jakiś czas będziesz w takim dole, że gdzieś będziesz miała opinię innych. I swoją własną bo to chyba Ty uważasz ludzi chodzących do psychologa/psychiatry za wariatów. Na wszelkiego typu zaburzenia psychiczne cierpi w ciągu życia ok 25% osób...czyli co 4 to wariat. Taki mamy świat.

 

A depresje to masz jak na dłoni, nawet podobną do mojej, witaj wśród nas :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie nazywałabym tak czegoś, po kilku zdaniach... Depresja to poważna sprawa, więc ja nazwę swoje nieudolności głupotą.

Jak tak się dłużej zastanowiłam, to jest i racja w tym braku akceptacji, ale głownie pytanie brzmi: po co mówić? Po co miałabym to zmieniać? Skoro przy większości nie czuje ani troszeczkę potrzeby "wygadania się" czy coś w tym stylu.

A gdy już coś takiego poczułam, tylko i wyłącznie dlatego, że dana osoba dała do zrozumienia, że jest chciałaby pomóc, to żałowałam po prostu tego włażenia na czyjąś głowę. Boję się przyzwyczajenia do polegania na kimś.

Proszę... Nie mówcie mi gdzie mam iść. Nie pójdę. Ale skoro już żeście zdiagnozowali to może jakieś sugestie co do działania (oprócz wizyty tu i tam...)?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×