Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy to jest nerwica?Jestem "nowa". Proszę o pomoc


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie :)

 

Oczywiście wypada zacząć od tego, że też "jestem nowa".

 

Co u mnie? Zawsze dobrze nie było, ale od kilku miesięcy męczę się z typowymi objawami nerwicy: duszność, uczucie ściśnięcia w klatce piersiowej, drętwienie dłoni, ścisk w gardle, przyśpieszone tętno, osłabienia, nerwowość, niepokój, wyimaginowane choroby, lęki, ataki paniki, potliwość, ciągłe zmęczenie i zniechęcenie. Byłam u lekarza, przebadałam się solidnie, jestem zdrowa. Poszłam więc do psychologa. I tu zaczyna się problem. Pani była miła, ale wymęczyłam się strasznie. Bardzo potrzebuję czegoś na uspokojenie - liczyłam na to, że może poradzi mi udać się do psychiatry po leki. Wiem, że leki nie załatwiają wszystkiego, ale ja muszę przede wszystkim się uspokoić, bo mnie roznosi. Opanowanie tego pochłania całą energię i nie mam już siły na nic więcej.

 

Mam jednak wrażenie, że pani psycholog za mało uwagi poświęciła mojemu stanowi obecnemu, a zaczęła się doszukiwać głębiej ukrytych problemów. Zdaję sobie sprawę z tego, że te problemy są, ale zanim pomoże mi terapia (o ile w ogóle) minie sporo czasu, a ja naprawdę potrzebuję się wreszcie uspokoić. To moja pierwsza styczność z psychoterapeutą - czy powinnam jej powiedzieć wprost, że chcę leki? Czy udać się do psychiatry bez konsultacji? Boję się ponownej sytuacji - będę opowiadać o sobie, popłaczę się, rozgrzebię wszystko, a potem usłyszę "musimy kończyć". Wiem, że to głupie - to moje podejście, może piszę to wszystko tylko po to, by się wygadać :/ Anyway, czy naciskać na te leki, czy może jednak skupić się póki co na terapii? Będę wdzięczna za radę, trochę tego nie ogarniam...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Twoje podejście nie jest głupie i masz rację :) Wiesz ja też jestem tutaj nowa i jeszcze nie byłam u psychologa, ale mam wyznaczoną wizytę u psychiatry, ale bardzo się jej boję, właśnie ze względu na leki. Jeśli czujesz, że potrzebujesz leków, to posłuchaj siebie, umów się na wizytę do psychiatry,a wizyty u psychologa możesz przecież również kontynuować równolegle. Czasem warto posłuchać siebie, bo to Twój organizm tak naprawdę wie co jest dla niego potrzebne i wysyła mu sygnały alarmowe. Życzę powodzenia we wszystkim i trzymaj się ciepło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam ten stereotyp i też się tego bardzo boję, ale pójdę na tą wizytę, żeby w końcu zawalczyć o siebie. Może obędzie się bez leków. Pozdrawiam ciepło

 

[Dodane po edycji:]

 

No niestety w życiu nikt nam nie daje "cudownych" recept na nasze bolączki, a jeśli daje, to trzeba na nie bardzo uważać. Teksty Comy, zresztą jak wszystkie mądre to dobra inspiracja do własnych poszukiwań.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich !

 

Jestem tutaj nowa, jak większość z Was. Moja przygoda zaczęła się 27 października ubiegłego roku (także jak sami widzicie to już 7 miesięcy). Jest mi na prawdę bardzo ciężko. Mogę o tym porozmawiać z mamą, gdyż ma taki sam problem jak ja, jest jeszcze koleżanka... Może zacznę od początku. Mój pierwszy atak... Pamiętam dokładnie ten dzień, wtorkowe popołudnie. Jechałam samochodem. Zwykły ponury dzień, który zamienił moje życie w koszmar. Nagle wszystko rozmazało mi sie przed oczami. Serce zaczęło walić jak szalone, było mi gorąco a później trzęsłam się z zimna, potem to już tylko wymioty. Dwie godziny i po wszystkim. Myślałam, że to tylko jednorazowy wybryk. Natomiast kolejnego dnia było jeszcze gorzej. I tak się zaczęło. Nie mogłam nic jeść. Wciskałam w siebie suchy chleb, ale i to powodowało wymioty. Schudłam w krótkim czasie 4 kg, co w moim przypadku nie jest korzystne, bo jestem bardzo szczupłą osobą. Od tamtej pory bywają różne dni, ale zazwyczaj czuję się źle. Byłam u lekarza, robiłam badania (morfologia, rtg klatki piersiowej, TSH, CRP). Na koniec otrzymałam skierowanie do poradni psychologicznej z diagnozą "zaburzenia lękowe", ale nie udałam się tam. Codzienne bóle głowy (nie są to jakieś potworne bóle, da się z tym żyć, nie muszę biec od razu po tabletkę), zawroty głowy, nudności, czasem wymioty, kołatania serca, duszności, trzęsąca się głowa, drgawki, trzęsące się ręce, nogi, zaburzenia widzenia. Na początku bałam się gdziekolwiek wychodzić, nie mogłam prowadzić samochodu. Nawet w domu nie mogłam zostawać sama. Do dzisiaj boje się wyjść gdzieś sama (dlatego nie robię tego), gdy wychodzę mam w głowie jedna myśl "dojść jak najszybciej do celu". Często robi mi się słabo i boję się, że upadnę. Najgorszy jest też światłowstręt... Najlepiej gdy zrobi się ciemno, wtedy jest o niebo lepiej. Nie brałam żadnych specjalnych leków, jedynie co to lekarz zapisał mi magnez i Persen forte. Później popadłam chyba w depresje, często płakałam. Obwiniam się o wszystkie niepowodzenia. Nie miałam łatwego życia. Rozwód rodziców, przeprowadzki, niespodziewana ciąża w wieku 17 lat, zostałam sama z dzieckiem, na szczęście mam rodziców, którzy mi pomagają. No i brałam też Deprim, ale to chyba na mnie nie działa. Mam też niskie ciśnienie, co bardzo utrudnia mi życie. Na razie może to tyle. Przepraszam, że tak się rozpisałam :) I liczę na jakiś odzew z Waszej strony.

 

Pozdrawiam serdecznie i życzę wtrwałości w walce z tym paskudztwem !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

witam wszystkich na forum .nerwica mojej żony wplywa jak poszła tylko do KOMOROWA .powiem tak moja żona ma ta depresje i walczylismy z nia razem 3 lata stałem przy nie cały czas ..wszystko było dobrze ..znalazła ten osrodek w komorowie wszystko było dobrze nim poszła tam na 3 miesiace ,,po paru tygodniach poczułem ze cos jest nie tak nie przyjerzdzała nie dzwoniła..do mnie ani do rodziny inny swiat ..jak by w amoku ...poczułem ze coś jest nie tak nie chciała mnie widziec ...ani zebym przyjeżdzał do niej ..po 2 miesiacach marta moja żona mówi mi że chce sie rostać dlaczego nik nie wie ..co sie stało .mówi ze mnie juz nie kocha i nic do mnie nie czuje i to wszystko.dostałem taki nóz w serce ze do tej pory nie wiem dlaczego jeszcze dwa tygodnie i wychodzi morze zobaczy co zrobiła tam ma teraz kolegów i przyjaciół co ja wspieraja ..ale nadal ja kocham i czekam ..to tam się zmiena człowiek odradzam tego miejsca zmiena człowieka o 180 st.Bende walczył o żonę...MARTA KOCHAM CIĘ

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Walcz ! I nigdy się nie poddawaj ! Z tą chorobą trzeba walczyć ! Twoja żona wyzdrowieje i wszystko wróci do normy :))) Trzeba mieć tylko nadzieję :) Ja żyję nadzieją od 7 miesięcy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam 22 lata, studiuję 2 kierunki i mam normalną rodzinę tzn. wiadomo każda rodzina ma swoje problemy, ale my jesteśmy kochającą rodziną. Żyję w świetnym związku, który trwa 4 lata i nie mamy większych problemów, bardzo się kochamy. Dobrze się uczę, nie martwię się o przyszłość, ale...

ALE odkąd pamietam falami nachodziły mnie kilku-kilkunastomiesieczne fale lęku, głównie o stan zdrowia moich bliskich, ich życie - zdarzało mi się nie spać cale noce i nasłuchiwać czy oddychają podchodząc do drzwi ich sypialni. Kiedy miałam około 15 lat zmarła nagle moja babcia, która mnie wychowywała i wtedy się to bardzo pogorszyło, miałam ataki paniki - brak tchu, duszenie, łomotanie serca, drętwienie ciała. Potem się uspokoiło. Pod wpływem przykrych wydarzeń np. - moja mama w szpitalu przez odwodnienie zabrana karetką z domu - wszystko wraca z powrotem.

 

Teraz jest tak, że nie potrafię, choćbym nie wiem jak chciała NIE MYŚLEĆ o tym, że stanie się coś złego im czuję się szczęśliwsza tym gorzej, bo czekam na katastrofę, która to zniszczy.

Mam paranoje na punkcie grypy jelitowo-zoładkowej, która to przyczyniła się do zabrania mojej mamy do szpitala. Myję ręce jakieś... 10 razy na godzinę. W nocy nie mogę usnąć bez zagrania w sudoku, jak komórka mi padnie potrafię się rozpłakać, bo wiem, że nie zagram - to brzmi zupełnie bez sensu i głupio, wiem :( Jak się denerwuję ściskam ręce do białości i wyginam palce. Wszystko analizuje pod kątem tragedii, która w moim mniemaniu zaraz nadejdzie. Moje myślenie polega na przykład na tym, że nie mogę pokłócić się z nikim, bo ten ktoś na pewno umrze zaraz i nie zdążę go przeprosić i dlatego kumuluję w sobie każde zło jakie ktoś mi wyrządzi, bo boję się pokłócić. Boję sie mówić nawet w żartach o pewnych rzeczy, bo wydaje mi się, że się spełnią. Boję się myśleć o moich bliskich, bo przed oczami stają mi wizje ich śmierci :(

 

 

to przekłada sie na całe moje pozornie dobre życie. nie potrafie się cieszyć, bo wydaje mi się, że nie mam prawa, że jak się będę cieszyć to w zamian dostanę coś złego. wiem, że to brzmi bez sensu i jest chaotyczne, ale takie jest też trochę moje życie.

 

Byłam kilka razy w ciągu swojego życia u róznych lekarzy (psychologów), ale rezygnowałam po pierwszej wizycie. Nie do końca wiem czemu. Z reguły diagnozowali u mnie WSTEPNIE albo początek depresji na tle nerwicowym - zależy w jakim byłam stanie albo nerwicę.. albo nic.

 

 

Więc... Czy to jest nerwica? Jeśli tak to jaka i do jakiego lekarza powinnam pójść? Psychiatry, psychologa, psychoterapeuty?

 

 

Dziękuję z góry.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

gypsy tak, to wygląda na nerwicę. Jeśli po leki, to do psychiatry, jeśli na terapię, to do psychologa (który nie jest lekarzem), lub, a może nawet lepiej, do psychoterapeuty. Tam Cię zdiagnozują. Nie wiem na ile Twoje objawy są uciążliwe, czy powinnaś brać leki, generalnie nerwice leczy się psychoterapią, + do tego leki, jeśli istnieje konieczność.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

 

Mam na imie Dominika.Mam 22 lata.Miszkam w Łodzi.

Szukam odpowiedzi na moje pytanie i mam nadzieje ze nie bedzie to zadna z nerwic (bez urazy ).

Jestescie z tym na codzien i wiekszosc z was orientuje sie juz czym sie moze to objawiac.

 

 

Odkad pamietam zawsze miałam jakies tiki.Potrzasałam głowa.mrużyłam oczy,napinałam miesnie rąk.Rodzice zawsze gdy to zauwazali wrzeszczeli i upominali mnie zebym tego nie robiła.Potrafiłam robic to bez bodzcow stresowych.Zaznaczam ze nie panowałam nad tym.To dzialo sie automatycznie.Mijało na miesiac -dwa i wracało ponownie.Dziecinstwo nie było zbyt lekkie-powiedziała bym ze nawet z namiastka patologii.

 

Kiedy poznałam mojego meza i wyszłam za maz ,zachorowała moja mama.Teraz jest w bardzo ciezkim stanie(ostatnie stadium alheimera) i "znika" nam w oczach.Razem z tym przyszedł stres i ciagłe poddenerwowanie.

Zeby nie było zbyt lekko tesciowa miała wylew i po 9 msc w spiaczce, zmarła.

Swieta wielkanocne były kulminacja wszystkiego co mozliwe.

Tesciowa zmarła 31 marca,4 kwietnia był chrzest naszych dzieci,7-mego pogrzeb tesciowej,a na domiar złego(zalezy dla kogo) 10kwietnia tesc ponownie sie ozenił.

Pod koniec kwietnia moja mama trafiła do szpitala ze złamanym biodrem i przeszła operacje podczas ktorej 2-razy ja reanimowano.

 

Stres i ciagły płacz dały mi sie we znaki.Od swiat -mimo ze i z mama sie troche uspokoiło ,a po smierci tesciowej, zaczynam juz pozytywniej myslec o jej odejsciu do lepszego miejsca- moje objawy tak sie nasiliły ze juz sobie z tym nie radze.

Płacze przy najmniejszej sprzeczce z mezem,Wrzeszcze na niego i dzieci i obrazam wszystkich dookoła jesli choc tylko delikatnie mnie zdenerwuja.Przesadzam z czym tylko sie da.Z byle problemu, robie taki na skale swiatowa.

No i te moje nieszczesne tiki-pocieram palcami u dłoni-jeden o drugi,mrugam oczami i tak zaciskam lewe oko ze doprowadza mnie to do migreny-ktora-jak mi sie wydaje -nigdy nie mija.Od migreny pojawiaja sie mdłosci i delikatne omdlenia.Kazda kłotnia czy zdenerwowanie to mdłosci.Napinam miesnie rak i nog.Jestem ciagle zmeczona bo w nocy budze sie co chwile i nie moge zasnac.W sumie -odliczajac pobudki-spie ok 7-8 godz-wiec powinnam byc teoretycznie wyspana.

 

Nie mowie o wielu sprawach mezowi bo jeszcze stwierdzi ze znowu ze mna cos nie tak .Boje sie ze jesli bede dalej sie tak zachowywała-a nie panuje nad tym wogole-to wystawi mi walizki za drzwi.

 

Mam nadzieje ze nie jest to nerwica a jakis problem moze natury neurologicznej i da sie go wyleczyc...pomozcie prosze i napiszcie co wy o tym sadzicie.

 

Wiem ze powinnam sie udac z tym do lekarza ale boje sie ze wybiore nie tego co trzeba(specjalizacja) i bede brneła w to jeszcze bardziej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dominikaa jeśli uważasz że to problem natury neurologicznej do idz do lekarza , dostaniesz skierowanie na badania i albo potwierdzisz swoje obawy albo nie i będziesz mogła szukać pomocy gdzie indziej .

Jedno jest pewne musisz coś z tym zrobic , bo sie wykończysz (sama jestem nerwus jak nie wiem :( )

A i proponowałabym powiedzieć mężowi , bo wsparcie najblizszych jest bardzo ważne :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Izuś boje sie mu powiedziec o tym.Jestesmy od 5 lat razem i dopiero niedawno opowiedzialam mu o swoim pokichanym dziecinstwie a i to w obecnosci siostry -bo gdybym ja wymiekła ona miala powiedziec mu reszte.Jak mnie poznal wiedzial ze nie mialam lekko w zyciu ale powiedzial ze jak bede gotowa opowiem mu o szczegołach.Nigdy nie pytał pierwszy i nie nalegał.On wie ze mialam takie tiki jak byłam mała i zauwaza te ktore sa teraz, ale nie wie ze jest to tak "upierdliwe"(przepraszam za okreslenie) ze musze isc z tym do lekarza.

 

Od kogo zaczać tą wędrowke po lekarzach?internista+skierowanie do neurologa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dominikaa hmmm ....... ale przecież Cie kocha - tak ????

Myśle że nie powinnaś sie bać , mu powiedzieć , możesz spróbować tak po troszku , żeby się nie wystraszył .

A jest jeszcze jedna sprawa , co mu powiesz jak zaczniesz chodzic do lekarza :?::?::?:

Ja Ci powiem że jak byłam u psychiatry z moimi nerwami , to mąż był przy mnie i było mi dużo łatwiej :) I jak będę musiała kiedyś skorzystać z pomocy psychiatry , to też bym chciała żeby był :)

A od jakiego lekarza zacząć to już sama zdecyduj :)

Pozdrawiam Cie cieplutko i życzę odwagi , do otworzenia się przed mężem :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko rozpoczęło się 7 miesiecy temu, kiedy zachorowałam na małopłytkowość. Choroba zaostała wyleczona, natomiast od tamtego momentu miewam straszne ataki. Mianowicie sa to ataki natury fizycznej: przyspieszone tętno(120 uderzen na minute), podwyżsozne ciśnienie, bole głowy, slinotok, wymioty, zaburzenia w połykaniu, kłucie całego ciała, drgawaki, potliwość, bole kregosłupą , rąk, nóg. W czasie aktakó jade na pogotowie, na którym dostaje zastrzyk labo i nic i wracam do domu. Za dwa dni to samo. Ataki utrzymuja się do następnego dnia. Najczesciej zdarzają się w w nocy. Czy to jest nerwica?Aaa i wszystkie badania są prawidłowe. Czeka mnie jeszcze endoskopia żołądka i rtg kregów szyjnych. Dziękuje za odpowiedź. Sredecznie pozdrawiam.

 

 

a w czym jesteś nowa? pytam o tytuł postu. czy tytuł jest jakoś związany z resztą, czy należy go traktować na zasadzie domysłu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×