Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie wiem co robić! ...On tak cierpi...


magduś

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie!

Duszność, kołatanie serca, ból w okolicach serca-ucisk na serce, osłabienia, mdłości, bezsennosć, lub nadmierna ilość snu...lęk przed przyszłością, przed śmiercią, bardzo niskie poczucie własnej wartości, dzieciństwo pełne cierpienia, bólu, braku miłości-ojciec alkoholik faworyzujący starszych braci...i wiele jeszcze innych rzeczy! :cry:

To nie są moje dolegliwości lecz mojego chłopaka...podejrzewam ze z troski o mnie o wielu jeszcze nawet nie wiem...

Jak do was trafiłam? wystarczyło wpisac kilka kluczowych słów do wyszukiwarki...

Wracając: Chodzi o to, że objawy te nie ustępują...trwa to już ok 6 mies. Badał sie na serce, płuca...wszystko jest o.k. Nie chodzi do psychologa...bo tak naprawde nie wie co mu jest...Jestem przerazona bo tak bardzo chciałabym mu pomóc...lecz nie wiem jak!

Pomózcie mi prosze...jeśli to rzeczywiście nerwica lekowa...czego oczekujecie od swoich bliskich?-On ma tak narawde tylko mnie, nikt inny nie wie o jego dolegliwościach-czasem mówi mi ze boi sie ze go zostawie,on tak bardzo nie chce mnie stracić...kiedyś był bardzo w sobie zamknięty ale odkąd jesteśmy razem...mowi mi o wszystkim!

Nie wiem też dlaczego ale te dolegliwości pojawiły sie gdy zaczelismy sie spotykać...naprawde! Czy to moze mieć jakieś znaczenie? Może poprostu jak zaczął sie otwierać przede mną to wszystko wróciło...nie wiem naprawde nie wiem??

Podziwiam Was za tą siłę...wiarę w zwycięstwo...za determinacje...i dziekuję że jesteście otwarci na problemy innych...na pomoc

pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magduś konieczie namów go na wizytę u psychologa lub psychatry.To żaden wstyd , ja długo nie mogłam zdecydować siena leczenie u psychatry i teraz tego żałuje. Ja też miałam ojca alkoholika i wiem to co to znaczy. Jeżeli nie zacznie sie leczyć to może zaważyć na całym dalszym jego życiu. Jeżeli go naprawd e kochasz to go całym sercem wspieraj.Ja mam męża który mi bardzo w tym pomaga.Reszta rodziny i znajomych nie ma poj ecia ze tak sie męcze.Uważają że mam fanaberie. Do psychologa i psychatry nie jest potrzebne skierowanie. Szukaj przychodni która wspólpracuje z funduszem zdrowia. Zycze powodzenia..

 

[ Dodano: Pon Kwi 24, 2006 1:03 pm ]

Rafik ja zaczęlam od psychologa, bo nie miałam odwagi iść do psychatry, bo wiesz jakie u nas s a skojarzenia jeżeli psychatra t o jesteś czub. Psycholog namówił mnie na psychiatre. Teraz wiem ze powinnam iść do niego już dawno , anie pętać sie po lekarzach pierwszego kontaktu, dali walidol hydroxyzyne i do widzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja chodzę do przychodni oczywiście nie swojej. o moich wizytach wie tylko mąz , bo ze mną jeżdzi.Mam lęk przed wyjściem z domu. Trafiłam na fajną lekarkę .Jestem pełna nadziei że z tego wyjdę choć po części , bo narazie żyje mi sie kiepsko. biore leki jeżeli sie usamodzielnie , /brzmi to może głupio/ mam zacząc psychoterapie, na razie trenuje wychodzenie z domu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiecie...

Jak pierwszy raz zdarzył się "atak" myślałam ze on ma zawał! Strasznie się zdenerwował gdy chciał mi opowiedzieć o co pokłócił się z ojcem-jak zwykle pijanym..._Poprostu nie zdołał wypowiedzieć słowa...zaczął płakać i strasznie ciężko oddychać...złapał sie za serce i stracił przytomność! Byłam spanikowana, nie wiedziałm co robić...sprawdziłam czy ma puls oddech i próbowałam go cucić...krzyczałam "wracaj do mnie, prosze uspokuj sie" -odzyskiwał przytomnosć i tracił znów...Tak wyglądał początek...Lekarz pierwsego kontaktu powiedział mi ze to na tle nerwowym...Takie napady miał kilkanaście razy...ja byłam swiadkiem 70% Był moment kiedy powiedział mi ze już sobiez tym rdzi...znaczy nie przejmuje sie tym co sie dzieje w jego domu..itp bo myśli o mnie o nas...i to mu przynosi mu ulge i uspokojenie (on się strsznie przejmuje wszystkim) i tu niestety pojawił sie problem...bo kiedy jest miedzy nami coś nie tak...to nie ma już o czym myśleć...co go uspokoi! Dlatego staram się zapobiegać takim sytuacjom, dużo rozmawiać i go wspierać!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magduś , po tym co napisałaś to naprawdę nie ma innego wyjścia tylko psychiatra. Musisz go przekona c , bo szkoda życia. Rozumiem że chłopak mieszka z ojcem i tu się pojawia problem. Bo dopóki ojciec go będzie dręczył , mogą być problemy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magduś, jesteś dobrym człowiekiem, i to napewno mu bardzo pomaga. Twoja obecnośc, to że ma z kim porozmawiać, do kogo się przytulić.

Ja w najgorszych chwilach mojej nerwicy nie miałem takiej osoby, a marzyłem o niej, spotkałem ją teraz, kiedy również było ze mną bardzo źle, tylko ona pomogła mi. Byłem w takim stanie, że żadni psychiatrzy ani psychologowie nie dawali rady mi pomóc, popadłem w depresje... Było źle. Mój przypadek był zły.

Ale wyleczyła mnie moja Marta, to osoba w której miałem oparcie była moją apteczką na wszystkie objawy. Tak samo jak Ty jesteś wielką apteczką dla tego chłopaka. Jak mu pomóc ?

Staraj się zrozumieć, ale nie mów mu, że rozumiesz go w 100% bo on wie, że tak nie jest. Nikt kto nie miał nerwicy nie zrozumie tego, ale staranie się jest bardzo, ale to bardzo ważne.

Napisałem, że przede wszystkim Ty jesteś lekarstwem na jego problemy, ale nie zapominaj o tym, że każdy człowiek ma swoje granice, dlatego nie bierz za dużo na siebie, poproś o pomoc specjalistę, zaprowadź go do psychiatry. To nie jest nikt straszny, a jest w stanie pomóc, im szybciej tym lepiej. Naprawde.

 

Pozdrawiam, i życzę zdrówka dla Was obojga,

Admin

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Shadow za dobre słowa!

Ale boje się...okropnie sie boje-nie wiem czy podołam, nie wiem czy poradze, czy poradzimy sobie z tym problemem?! Tak bardzo chcialabym mu pomóc...Jestem z nim, słucham go staram sie rozmawiać i rzeczywiscie-nigdy mu nie powiedziałam ze go rozumiem...bo wiem ze tak nie jest-staram się...próbuje! Mówi mi że wystarczy że ja jestem...że go przutule...kiedyś jak mnie odwiedził bo ja studiuje w innym mieście...powiedział ze tylko przy mnie normalnie zasypia i sie budzi...pamiętam ze 3 noce był taki spokojny-w nocy szczerze mówiąc czuwałam nad nim...A w ostatnią noc...zdarzyło sie ze budził sie w strachu...krzyczał coś-płakał przez sen, rzucał sie na łóżku! praktycznie nie spałam do rana-tuliłam go i mówiłam że jestem-a to działało jak lekarstwo...wiedziałm że ta przezywa wyjazd...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magduś jesteś wspaniałą dziewczyną. Jak tak czytam o was to przypomina mi się to co ja przechodziłam i opieka mojego męża, a wtedy jeszcze chłopaka. Właśnie to że byl przy mnie w trudnych chwilach to nas bardzo do siebie zbliżyło. Wystarczyło to że jest -był obok, że mogę sie do niego przytulić i lęki odchodziły. Do tej pory wie że trudno mi samej iść do markietu, nie robi z tego problemu i idzie ze mną, bo wie że z nim czuje się bezpiecznie. I widze że Twoj chłopak reaguje tak jak ja.Potrzeba mu właśnie tej bliskości i zrozumienia. Wizyta u specjalisty jest konieczna, ale przy twojej pomocy uda się.Miło myśleć ze są jeszcze tacy ludzie jak Ty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nawet nie wiecie jak bardzo bym chciała być z nim każdej nocy! Żeby sie nie bał...żeby czuł moją bliskość, moje ciepło...moją miłosć. Pragnę tylko żeby był zdrowy i szczęśliwy...żeby uwierzył w siebie, w swoje mozliwosci...uwierzył w szcześliwą przyszłość-naszą wspólną! Aby sie nie lękał że mnie straci...że odejde, ze coś mi sie stanie! Tak bardzo bym chciał schować Go do mojego serduszka...tam gdzie już na zawsze bedzie sie czuł bezpiecznie...

 

Szczerze Wam powiem, że nie wiedziałm o takiej chorobie...a Wy musicie sie z nią borykać na codzień...podziwiam Was za to ...i życzę spotykania na swojej drodze samych życzliwych ludzi!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Rafik może masz racje że są już tacy ludzie, ja mam kuzynk e w liceum i na podstawie tego co ona mówi to jestem przrerażona.W Jej szkole jes normalny wyścig szczurów. Nikt nikogo nie wspomoże każdy uważa że jest najważniejszy i wszystko jemu się należy.Nawet jeżeli chodzi o oseny to potrafia sobie podkładać świnie, a żeby słabszemu pomóc :?: Niemożliwe. Pozdrawiam :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Magduś, psycholog to podstawa! Chłopak sie meczy!!!! I Ty na to patrzysz! Prócz tego ze psycholog to jeszcze Ty, Ty musisz z Nim być tak jak teraz z Nim jesteś , ciagle próbuj, wiem ze nie jest to łatwe, ale niedośc ze bedziesz słuchać, to mów do Niego, naprawde dużo. Rozmawiajcie. Wszystko sie ułoży1 Taka cholerna ta choroba! Buziak i pozodzenia;*

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

magduś!

Koniecznie idzcie do psychiatry. Pomóż mu zapisać się na jakąś terapię (najpierw jakieś rozeznanie).

Nie znam faceta, ale jeśli ma problemy w domu, to sama Twoja obecność go nie uleczy. Silna nerwica z depresją potrafią zniszczyć związek, nie dajcie im szans.

Powodzenia :!:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiem, ze psychiatra to podstawa...jeszcze przede mną jest najważniejsza z Piotrem rozmowa...Ostatnio próbowałam zacząc temat...to sie zdenerwował, że poszukuje mu chorób na internecie... :cry:

Nie wiedziałam, że nawet z podjeciem rozmowy będe miała problem...

pomóżcie... :cry:

Mamy jeszcze kilka dni weekendu...moze uda mi sie na spokojnie porozmawiac...boję sie że znow zareaguje złością...nie chce mu wciskać choroby...bo to moze być to lub nie, chce go namówić tylko na wizyte...albo chociaż sama z nim na spokojnie porozmawiać...ostatnio zauważyłam, ze jak sie zmartwi...czy zesmuci(zdenerwuje) to ma omdlenia-serce bije mu troszke szybciej, normalny ma oddech, lecz kręci mu sie w głowie i momentalnie jest totalnie osłabiony...

Nie wiem czy podołam...tak bym chciała mu pomóc...by sie juz nie bał i nie martwiał...

Staram sie by nasze spotkania opierały sie na wspólnej radości, uśmiechu, miłym spędzaniu czasu-wiem, ze to Mu jest potrzebne...to w jakiś sposób doda mu sił do walki...sensu tej walki...

Boje sie...że choroba moze zniszyć nasz zwiazek...ale narazie NIE DAM SIE-NIE DAMY SIE! Za bardzo mi na Nim zalezy...

p.s. przepraszam, ze nie jestem obecna na forum-w domu nie mam neta :cry:

pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Magduś , nie wiem czy ci dobrze radze ale może pokaż mu tą strone w internecie, niech zobaczy że nie jest sam , że tyle ludzi się z tym zmaga, coś przecież trzeba zrobić aby mu pomoc.Być może nie od razu , ale za jakiś czas sam zrozumie, bo nie można na siłe kogoś uszczęśliwić. Moj brat był oporny na lekarzy, nie trfiał na tych co trzeba.Gdy zaczął się leczyć okazało się że za póżno - to był nowotwór,. Przepraszam że pisze tak drastycznie ale czasem jest tak, że chcemy komuś bardzo pomóc , a on to odrzuca, bo na to też musisz być przygotowana.Myśle że na razie trzeba go oswoić z myślą że nie jest sam że jest wielu takich jak onZyczę powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×