Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy wyjście z czegoś takiego jest w ogóle możliwe? Pomoc


Futility

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry. Słowem wstępu, będzie dość długo.
Bardzo skracając moją historię, choruję od bardzo dawna, od wczesnego dzieciństwa, z "zestawem startowym" w postaci ADHD i podejrzeniem lekkiego Aspergera, idąc w depresję i zaburzenia osobowości jako młody nastolatek (prawdopodobnie była to niewłaściwa jeszcze diagnoza), następnie przechodząc już w stwierdzoną chorobę afektywną dwubiegunową i od kilku lat siedząc w coraz ciemniejszej grocie depresji (+PTSD), aczkolwiek nie wiem, czy to tylko tak absurdalnie długi epizod, czy już ta dwubiegunówka prawie całkowicie ustąpiła miejsca "koleżance", gdyż mania pojawia się sporadycznie i ledwie na jakieś kilkanaście minut, po czym znika. Co się na to skłoniło? Na pewno geny (bo ADHD na przykład nie jest raczej chorobą nabytą), później dręczenie w gimnazjum, lata bardzo złego traktowania i niewyobrażalnie toksyczny związek z dziewczyną o osobowości sadysty i potwora, którego następstwa zaprowadziły mnie tu, gdzie właśnie jestem - czyli zupełnie donikąd, praktycznie do kresu człowieka we mnie.

 

Prawdę mówiąc, ja w ogóle nie żyję, a "wegetacja" to jest chyba najlepsze określenie mojego stanu, a widać to na każdej płaszczyźnie mojego "życia". Dziki natłok myśli był tym, co towarzyszyło mi niemalże od zawsze, ale od jakiegoś czasu przestał być natłokiem... a potem i myślami. Zazwyczaj w głowie czuję jedno wielkie nic. Pustkę. Jakby nic tam nie zostało. To samo tyczy się też pragnień czy dążeń, które już chyba też sobie uleciały. Miałem wiele marzeń i mnóstwo ambicji, ale nie mają one dla mnie już znaczenia. Wszystkie traktuję jako niemożliwe i zupełnie odrealnione, stojące poza moim fizycznym i psychicznym zasięgiem. Kiedyś podejmowałem wiele różnych prób, wiele rzeczy tworzyłem, ale teraz się z miejsca poddaję, argumentując sobie "nigdy mi się to nie uda", "nie da się tego zrobić", "nie umiem", "to niemożliwe", zadając też sobie pytania "a po co?", "co mi to da?", "jaki jest tego sens?" i negując każdą pojedynczą rzecz, której mógłbym się podjąć na drodze do zdrowia lub przyszłości. Byłem też uważany za osobę dość inteligentną, na co wskazywały wszystkie badania lekarskie już od dziecka, ale to ponadprzeciętne IQ było zawsze jakoś tłamszone, uciskane przez choroby i zaburzenia, a teraz czuję się, myślę i zachowuję jak rasowy debil, "funkcjonując" niemal jak osoba niepełnosprawna, która już sobie sama poradzić nie umie i potrzebuje stałej pomocy nawet w podejmowaniu większości decyzji. Kreatywność, moja ówczesna największa zaleta pozwalająca mi wymyślać np. opowiadania albo komponować muzykę, teraz też się całkowicie wycofała i przestała istnieć. Minęła. Nie mam też siły na ten pierwszy ruch w kierunku czegokolwiek, od czegoś tak wymagającego, jak rozpoczęcie studiów magisterskich (których i tak, bądźmy szczerzy, bym w takim stanie nie udźwignął), po tak błahe, jak posprzątanie mojej nory, bo to już nie jest nawet pokój. Kurz, pajęczyny, śmietnisko. Ostatnio tu odkurzyłem jakoś z pół roku temu. Poza tym, dochodzi też zwykła niechęć, bo ja tez już chyba niczego nie chcę i do niczego nie umiem się zmobilizować, nie mam ni krzty motywacji. Odczuwam po prostu taki jakby "chłód" i obojętność na wszystko to, co się dzieje obok mnie i w moim "życiu", jest mi w dużej mierze wszystko jedno tak naprawdę. Co gorsza, przestałem też praktycznie odczuwać radość, a wszystko to, co sprawiało mi kiedyś przyjemność, teraz jej już nie sprawia. Nie mam endorfin. Muzyka? Nie. Praca w warsztacie? Nie. Pisanie? Nie. Gry? Nie. Jazda quadem? Nie. Wszystko nie. Pracować też nie pracuję, bo jako takie prawie warzywo nie dam rady. Praca to presja, a na presję reaguję lękiem i ucieczką, czasami i okaleczeniami. Nie wytrzymuję długo, straciłem obowiązkowość i konsekwentność, która kiedyś pozwalała mi tygodniami, miesiącami, latami robić coś, co chciałem akurat zrobić, no na przykład ćwicząc fizycznie. W wyniku tego wszystkiego jestem też okropnie samotny, bo nie umiem nawiązywać i utrzymywać kontaktów towarzyskich. Jeśli z kimś akurat czasem rozmawiam, to czuję tak ogromne wyrzuty sumienia, że marnuję komuś temu czas sobą samym, że go w kółko przepraszam i zamiast skupiać się na rozmowie, to skupiam się na tym, żeby źle nie wypaść, żeby ten ktoś niczego niemiłego nie pomyślał, nie uznał mnie za świra czy toksyka, nie wygonił mnie, nie zablokował, przez co osiągam odwrotny skutek i bywam przez to upierdliwy (czego nikt mi nie powiedział, ale się tego domyślam). Jakakolwiek rozmowa to też tak wiele lęków i stresu po niej, że jej stanowczo żałuję. Nawet, jeśli była całkowicie niezobowiązująca i była wymianą raptem paru zmian gdzieś na zakupach przypadkiem czy coś... No i jeszcze do kompletu dochodzi olbrzymi, paraliżujący strach przed jutrem, przed tym, co kolejny dzień mi przyniesie, jakie koszmary mi się tej nocy przyśnią - a śni mi się ich wiele. Nawet we śnie nie mogę zaznać spokoju i uciec od traumatycznych wspomnień, natrętnego "powtarzania" mi przez moją podświadomość rzeczy tak złych, że boję się je stamtąd wyciągać i przelać tu na papier (ekran?), głoszących mi o mojej bezużyteczności, głupocie, bezwartościowości, żałosności, wstydzie, braku przyszłości, w kółko krążąc tylko i wyłącznie dookoła osoby, która zrujnowała mnie i moje życie i która zamieniła je w piekło. Potrafię w środku "krzyczeć" niesłyszanym szeptem o sprawiedliwości i błagać bliżej nieokreśloną jaźń o pomoc i litość, ale te "krzyki" tylko obijają się z echem wewnątrz mojej opustoszałej głowy i, co jest raczej oczywiste, nie mają żadnego wpływu na moją codzienną kaźń. Wiecznie i nieustannie rozważam samobójstwo, czuję je i widzę codziennie, tu taki sposób, tu taki, a może jakiś inny? A potem się go znowu boję. A potem boję, że przestanę się bać. Chyba jedynym powodem, dla którego się go nie podejmuję jest fakt, że mam cudowną rodzinę i gromadkę bardzo kochanych zwierzaków i po prostu nie potrafię im zadać takiego ciosu. Cierpię, żeby oni nie cierpieli przeze mnie. Męczę się tak tylko dla nich. Zwłaszcza, że poniekąd wiem, co mogliby poczuć... No ale tutaj jednak wraca to, co powiedziałem przed chwilą... co, jak i to straci dla mnie na znaczeniu? Niesamowicie mnie to przeraża.

 

I, jeśli ktoś to przeczytał, bardzo, bardzo dziękuję. A jeśli akurat ktoś przeczytał, miał podobnie doświadczenia i jeszcze na dodatek chce się podzielić jakimiś radami ze swojego życia, bardzo, BARDZO chętnie je usłyszę. Chyba chciałbym wyjść z tej patowej sytuacji inaczej niż nogami do przodu. Nawet nie dla siebie. Dla bliskich. A i może sam poczułbym przy tym jakąś iskierkę czy jakąś umiarkowaną co najmniej chęć dalszego istnienia czy tworzenia. Proszę o pomoc...

 

Ach, i jeszcze w kwestii pytań, które na pewno się pojawią. Leki? Tak, biorę. Ketrel i Fevarin. Terapia? Chodzę. Jakoś od początku lutego tego roku. Narkotyki? Nie. Alkohol? Co wieczór, jako jedyny działający środek na ciągłe, uporczywe i niemożliwe do zduszenia w inny sposób cierpienie. Wiek? 27 lat. Hospitalizacja? NIGDY WIĘCEJ

 

Pozdrawiam

Edytowane przez Futility

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi, ale proszę, nie skupiajmy się tylko na tym alkoholu, bo to nie jest problem... a na pewno nie ten główny. Dla mnie to rozwiązanie, bo tylko wtedy mogę jakoś odetchnąć i się lepiej poczuć. No i to wcale nie znaczy, że uchlewam się do nieprzytomności, śpię po rowach, trzęsą mi się ręce albo że żłopię od samego rana. Nie jestem takim menelem, za jakiego możecie mnie uważać po tym skrócie na koniec mojego pierwszego posta. Chodziło mi o całą resztę i o wszystko to, co wymieniłem :( To w tym szukam pomocy. Gdybym miał na myśli picie, założyłbym wątek w zupełnie innym dziale.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Futility napisał(a):

Bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi, ale proszę, nie skupiajmy się tylko na tym alkoholu, bo to nie jest problem... a na pewno nie ten główny. Dla mnie to rozwiązanie, bo tylko wtedy mogę jakoś odetchnąć i się lepiej poczuć. No i to wcale nie znaczy, że uchlewam się do nieprzytomności, śpię po rowach, trzęsą mi się ręce albo że żłopię od samego rana. Nie jestem takim menelem, za jakiego możecie mnie uważać po tym skrócie na koniec mojego pierwszego posta. Chodziło mi o całą resztę i o wszystko to, co wymieniłem :( To w tym szukam pomocy. Gdybym miał na myśli picie, założyłbym wątek w zupełnie innym dziale.

To masz duży problem z alkoholem skoro uważasz, że nie masz problemu, bo nie jesteś menelem. Żadne rady nie mają tutaj sensu jesli dalej będziesz pił.Jeżeli pijesz i masz inne problemy to alkohol jest twoim pierwszym problemem. Powinnes pogadać o tym z jakimś byłym alkoholikiem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Futility napisał(a):

Bardzo Wam dziękuję za odpowiedzi, ale proszę, nie skupiajmy się tylko na tym alkoholu, bo to nie jest problem... a na pewno nie ten główny.

 

Ale nie da się wyjść z problemów tkwiąc w nałogu. Ja nie mówię, że alkohol jest zły, bo sam abstynentem nie jestem i uważam ze wszystko jest dla ludzi, ale jak pijesz codziennie, to już są początki uzależnienia. Nikt nie twierdzi że jesteś menelem, bo to jest dopiero na kolejnym etapie, ale z tego co piszesz to jeszcze nie jest z tobą tak źle, więc warto spróbować rzucić (nie ograniczyć, rzucić zupełnie) alkohol teraz, bo potem będzie ci coraz gorzej z tego wyjść i właśnie zacznie się etap "menela" czyli zapijanie się w trupa, rzyganie, sranie pod siebie, kilkudniowe ciągi alkoholowe, delirka i inne atrakcje. Żaden alkoholik, który śpi po przystankach nie stwierdził z dnia na dzień "a schleję się w trupa w miejscu publicznym i zesram się w gacie", każdy na początku myśli że ma nad tym kontrolę, a właśnie problem jest taki, że nie ma.

 

Ja akurat problemu z alkoholem nie mam, ale miałem problem z kompulsywnym myciem rąk do krwi, a co za tym idzie zniszczoną skórą i jak dermatolog dawała mi receptę na maść, to powiedziała "tylko po pierwsze musi pan przestać myć ręce kilkaset razy dziennie, bo jak nadal pan będzie to robił, to nawet najlepsze maści panu nie pomogą" Tak samo jest u ciebie z alkoholem, jak nie przestaniesz pić, to też nic ci nie pomoże.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Szkoda. Szkoda, że te ostatnie zdania z mojego pierwszego posta sprawiły, że cała jego treść przestała być istotna i Wasze reakcje skupiły się tylko na tym, że "picie złe, picie to twój problem", ale to problemy, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić sprawiły, że sięgnąłem po butelkę. Nie odwrotnie. Jak jeszcze żyłem, piłem sporadycznie i dużo ćwiczyłem i to wtedy, przy takim zdrowym i aktywnym trybie życia, wszystko się, kolokwialnie mówiąc, "zesrało". To nie alkohol mnie w to wpędził. Jeśli szukacie w nim kozła ofiarnego, to jesteście w błędzie. Wasze reakcje i narracje byłyby zupełnie inne, gdybym tej małej wzmianki na koniec nie dodał. Mój błąd.

Edytowane przez Futility

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No a ja się skupilam na tym długim akapicie, pięknie w sumie i barwnie opisujesz co czuje twoje ciało i umysł, od tego momentu od koszmarach. Jakby czytać poezję, bys się nadawał do pisania;d

 

Spytalabym bym. Czy jest coś czego w ogóle byś chciał? Jeśli nie, nie ma problemu, jeśli tak, odpowiedz, możesz długo, możesz abstrakcyjnie. Ciekawe

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, Futility napisał(a):

Szkoda. Szkoda, że te ostatnie zdania z mojego pierwszego posta sprawiły, że cała jego treść przestała być istotna i Wasze reakcje skupiły się tylko na tym, że "picie złe, picie to twój problem", ale to problemy, z którymi nie potrafiłem sobie poradzić sprawiły, że sięgnąłem po butelkę. Nie odwrotnie. Jak jeszcze żyłem, piłem sporadycznie i dużo ćwiczyłem i to wtedy, przy takim zdrowym i aktywnym trybie życia, wszystko się, kolokwialnie mówiąc, "zesrało". To nie alkohol mnie w to wpędził. Jeśli szukacie w nim kozła ofiarnego, to jesteście w błędzie. Wasze reakcje i narracje byłyby zupełnie inne, gdybym tej małej wzmianki na koniec nie dodał. Mój błąd.

 

 Nie znoszę długich tekstów ale Twój dobrze się czytało...masz lekkie pióro. Czytając Cię mam wrażenie, że Twój stan systematycznie się pogarsza a podjęte leczenie nie przynosi skutku. Szukasz pomocy, ukojenia, rady.

Użytkownicy zauważyli, że codziennie pijesz alkohol i wskazali abyś zaczął od zaprzestania picia. Jest to bardzo dobra rada bo rzeczywiście alkohol nakręca problem gdyż ma działanie depresjogenne.  Z braku efektów leczenia sięgnąłeś po niego szukając ratunku i tym krokiem niestety brniesz w niewłaściwą stronę.  Porządkując...co wg mnie mógłbyś zrobić to przede wszystkim ZERO ALKOHOLU i nie neguję tego co napisałeś wcześniej. Jednak jak inni wskazuję, że to droga donikąd. I bardzo dobrze, że napisałeś szczerze i otwarcie. Nie żałuj. 

Zastanawia mnie dlaczego Twoje leczenie jest nieskuteczne??? Być może zmiana na naprawdę dobrego lekarza by pomogła, korekta leków. Porozmawiaj z psychoterapeutom...często "przepracowując problemy" nasze samopoczucie może ulec pogorszeniu i to jest jak najbardziej normalne. Cieszę się, że masz kotwicę życiową w postaci bliskich i to jest bardzo dobry motywator by trwać i szukać efektów leczenia. Czuję z opisu, że jest ci bardzo ciężko i przypominam sobie czasy, które dla mnie równie dobrze są znane. Z pewnością Twoja ponadprzeciętna inteligencja jest zauważalna poprzez sposób wyrażania myśli i odczuć. Życzę abyś odnalazł własną drogę....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Dalja Dziękuję. Pisanie było moim jedynym talentem. Cieszę się, że jakieś resztki tego jeszcze się przeze mnie przebijają. A czego bym chciał? Jest tylko jedna rzecz, której prawdziwie pragnę - aby osoba, która zamieniła mnie w takie skundlone zero odczuła na sobie regułę głoszącą, że podobno karma zawsze wraca. No i wrócić do twórczości, ale jeśli mózg wykazuje prawie zerową aktywność i jest nastawiony na tryb przetrwania, to trudno, żeby zmobilizować go do czegoś bardziej angażującego od zrobienia śniadania.

 

@Melodiaa Lekkie pióro, tak, dziękuję, też to słyszałem i, powtórzę się, cieszę się, że to jakoś widnieje jeszcze w moich zdaniach. Alkohol może generować pewne problemy, ale dla mnie jest rozwiązaniem problemów i nie równa się to z zapijaniem ich na śmierć. A przynajmniej nie zawsze. W moim leczeniu faktycznie zmierzam ku nowemu psychiatrze, poleconym przez moja panią terapeutkę, ale ja z moimi lekami czuję się, powiedzmy, "okej". Kiedy ich brakuje, to robi się bardzo niedobrze. Nie mam snu całą noc (kiedy zejdzie Ketrel), a zabawa z antydepresantami i ich dawkami zwykle kończy się paskudnymi rozchwianiami emocji - płaczem, lękiem, złością, drażliwością, autoagresją. I cała ta paleta non stop parę razy na dzień. Nie do zniesienia. Jakiś czas temu musiałem brać Eliceę, bo nie było Fevarinu w aptekach, co skończyło się okropnym rollercoasterem emocji. Obawiam się, bo moja pani terapeutka uważa, że to leki są problemem i naciska na ich zmianę, a kiedy ktoś mi w te leki wchodzi, to się czuję mocno zagrożony bo sam wiem, ile im zawdzięczam. Kiedyś po jednej zmianie skończyłem w szpitalu na dobę, bo zamieniły mnie w rozpłakaną, rozchwianą i chaotyczną parodię człowieka... A dlaczego moje leczenie jest nieskuteczne? Bo ktoś bardzo, bardzo zły nieustannie dba o to, abym nigdy nie wyzdrowiał. Ktoś odpowiadający za moje PTSD i nieustanne koszmary oraz niezwykle obciążające myśli, niemożliwe do wyrzucenia z głowy. A resztę robi już roztrzaskana na amen psychika, obsesja i obce, natarczywe myśli. To jak rana. Zagoić sie może tylko ta, która ma odpowiednią opiekę - a akurat ta jest, nawet po tylu latach, jest świeża i krwawiąca, żłobiona i pogłębiana. I nie da się niczego z nią zrobić. Tylko trwać i liczyć na cud. Albo raka lub inny wypadek samochodowy czy potrącenie. Na jedno wychodzi.

 

@Verinia Bardzo Ci dziekuję, odezwałem się do Ciebie na PW.

Edytowane przez Futility

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!

Ja mam AuDHD (połączenie autyzmu z ciężkim ADHD) i trochę diagnoz towarzyszących - nerwicę, epizody depresyjne i trochę cech socjopatycznych. 
Odpowiem Ci co do wrażenia, że kiedyś angażowałeś się w dużo rzeczy, a teraz nic nie robisz. Miałam tak samo i u mnie była to ukryta depresja (3ci epizod depresji w życiu i inny od poprzednich. Głównym objawem była właśnie niemoc, rezygnacja z zainteresowań itd). 
Poza tym - alkohol. Trzeba go odstawić. Niszczy równowagę chemiczną mózgu a przy ADHD jest całkowicie niewskazany.
 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, minou napisał(a):

Hej!

Ja mam AuDHD (połączenie autyzmu z ciężkim ADHD) i trochę diagnoz towarzyszących - nerwicę, epizody depresyjne i trochę cech socjopatycznych. 
Odpowiem Ci co do wrażenia, że kiedyś angażowałeś się w dużo rzeczy, a teraz nic nie robisz. Miałam tak samo i u mnie była to ukryta depresja (3ci epizod depresji w życiu i inny od poprzednich. Głównym objawem była właśnie niemoc, rezygnacja z zainteresowań itd). 
Poza tym - alkohol. Trzeba go odstawić. Niszczy równowagę chemiczną mózgu a przy ADHD jest całkowicie niewskazany.
 

a nie pomagają ci leki na to ciężkie ADHD?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Wrwsw napisał(a):

a nie pomagają ci leki na to ciężkie ADHD?

Trochę pomagają, ogólnie mam dobrze dobrane leki. Ale jak „ogarnie” się objawy ADHD, to automatycznie cechy autystyczne bardziej się wysuwają na pierwszy plan. Tak źle i tak niedobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, minou napisał(a):

Trochę pomagają, ogólnie mam dobrze dobrane leki. Ale jak „ogarnie” się objawy ADHD, to automatycznie cechy autystyczne bardziej się wysuwają na pierwszy plan. Tak źle i tak niedobrze.

ja dopiero co dostałem diagnozę ADHD. Też mam autyzm i OCD, przewlekłe lęki trochę silne, więc obawiam się trochę o nasilenie pod wpływem lekow

 

Jeszcze musze zrobić badania i czekam na opinie psychologiczną i będę mial włączony metylofenidat.

 

Na jakie skutki uboczne musze być gotowy??

i co się poprawi?

?

i jakie w ogóle cechy autstyyxczne się nasilają?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.11.2024 o 09:25, Wrwsw napisał(a):

ja dopiero co dostałem diagnozę ADHD. Też mam autyzm i OCD, przewlekłe lęki trochę silne, więc obawiam się trochę o nasilenie pod wpływem lekow

 

Jeszcze musze zrobić badania i czekam na opinie psychologiczną i będę mial włączony metylofenidat.

 

Na jakie skutki uboczne musze być gotowy??

i co się poprawi?

?

i jakie w ogóle cechy autstyyxczne się nasilają?

To bardzo indywidualne. 
Ja mam nerwicę lękową odkąd pamiętam, od dziecka. W postaci fobii najpierw, później hipochondria a potem lęk wolnopłynący. 
Metylofenidat miał potencjał nasilenia tych lęków, ale paradoksalnie zupełnie je usunął! Na metylo mam zero lęku, działa lepiej niż benzo, a w przeciwieństwie do benzo, nadaje się do dłuższych terapii.

Po prostu jak metylo „ogarnia” moją koncentrację, bujanie w obłokach, robienie 10 rzeczy na raz, na pierwszy plan wysunęły się moje cechy autystyczne. Umysł mi się tak jakby rozjaśnił, wiec dużo więcej „nerduję”. Bardziej unikam ludzi (ale nie z powodu lęku, z tym nie mam problemu. Ogólnie do ludzi jestem nastawiona życzliwie ale sa mi w większości lekko obojętni. Nie mam potrzeby ani chęci nikogo krzywdzić, ale też nie potrzebuje za bardzo towarzystwa, niełatwo mną manipulować i opinie innych mało mnie dotykają). Bardziej odzywa się potrzeba porządku, struktury, logiki. 
A jednocześnie dzięki metylo mogę odpoczywać. Wcześniej miałam 100 myśli na sekundę, wszystko mnie interesowało, rozpraszało, ciągle coś czytałam, sprawdzałam. Teraz ten „pęd” się zmniejszył i mogę np oglądać TV (czego nie mogłam od wieeelu lat bo natychmiast się zamyślałam i gubiłam wątek). Bardziej się skupiam na jednym topiku się go trzymam, mnie zbaczam z kursu itd. 
Ja praktycznie nie miałam skutków ubocznych. Lekkie pocenie się kilka pierwszych dni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

25 minut temu, minou napisał(a):

To bardzo indywidualne. 
Ja mam nerwicę lękową odkąd pamiętam, od dziecka. W postaci fobii najpierw, później hipochondria a potem lęk wolnopłynący. 
Metylofenidat miał potencjał nasilenia tych lęków, ale paradoksalnie zupełnie je usunął! Na metylo mam zero lęku, działa lepiej niż benzo, a w przeciwieństwie do benzo, nadaje się do dłuższych terapii.

Po prostu jak metylo „ogarnia” moją koncentrację, bujanie w obłokach, robienie 10 rzeczy na raz, na pierwszy plan wysunęły się moje cechy autystyczne. Umysł mi się tak jakby rozjaśnił, wiec dużo więcej „nerduję”. Bardziej unikam ludzi (ale nie z powodu lęku, z tym nie mam problemu. Ogólnie do ludzi jestem nastawiona życzliwie ale sa mi w większości lekko obojętni. Nie mam potrzeby ani chęci nikogo krzywdzić, ale też nie potrzebuje za bardzo towarzystwa, niełatwo mną manipulować i opinie innych mało mnie dotykają). Bardziej odzywa się potrzeba porządku, struktury, logiki. 
A jednocześnie dzięki metylo mogę odpoczywać. Wcześniej miałam 100 myśli na sekundę, wszystko mnie interesowało, rozpraszało, ciągle coś czytałam, sprawdzałam. Teraz ten „pęd” się zmniejszył i mogę np oglądać TV (czego nie mogłam od wieeelu lat bo natychmiast się zamyślałam i gubiłam wątek). Bardziej się skupiam na jednym topiku się go trzymam, mnie zbaczam z kursu itd. 
Ja praktycznie nie miałam skutków ubocznych. Lekkie pocenie się kilka pierwszych dni.

a no wiem mniej więcej o co chodzi z tym ASD

 

Tak samo jak ja wyleczyłem OCD w dużym stopniu, to właśnie objawy ADHD się bardziej ujawniły i dlatego poszedłem na diagnostykę. Ale to chyba dobry znak, że masz bardziej widoczny autyzm, bo dzięki temu możesz się nim bardziej zająć na psychoterapii niż ADHD

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Wrwsw napisał(a):

a no wiem mniej więcej o co chodzi z tym ASD

 

Tak samo jak ja wyleczyłem OCD w dużym stopniu, to właśnie objawy ADHD się bardziej ujawniły i dlatego poszedłem na diagnostykę. Ale to chyba dobry znak, że masz bardziej widoczny autyzm, bo dzięki temu możesz się nim bardziej zająć na psychoterapii niż ADHD

Z tego, co wiem, nie ma terapii typowo na autyzm…

mam teraz terapię i pracujemy nad akceptacją uczuć, bo mój autyzm akceptuje tylko logikę. Pracujemy nad tym, bym mogła zaakceptować „nielogiczność” moich uczuć i dać im trochę dojść do głosu. Ale poza tym… nie wiedziałabym jak się za to zabrać. Przez lata wykształciłam mechanizmy kompensacyjne i funkcjonuję w społeczeństwie. Mam magistra, podyplomowki, karierę, dzieci, uczestniczę w życiu społeczności i ogólnie robię to wszystko, czego społeczeństwo ode mnie wymaga. To sprawia, że sery psychiatra i psycholożka pytają „ale w czym potrzebujesz pomocy?” A ja w sumie nie wiem. Chyba w tym, że moje życie jest satysfakcjonujące, ale okupione ogromnym cierpieniem. Nie potrafię tego opisać, ale codziennie odczuwam fizyczny i psychiczny ból, który mnie wykańcza. Praca, życie, projekty napędzają mnie, dają mi kopa, satysfakcję. A jednocześnie czuję często że jedyne co chce, to spać. Spać, spać, godzinami, dniami a może na zawsze. Mieć po prostu święty spokój i nic nie musieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×