Skocz do zawartości
Nerwica.com

4 pokolenia w jednym domu...


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie. 
Przed ślubem zdecydowaliśmy z mężem (mąż niezbyt chętnie ale się zgodził) abyśmy zostali w moim domu rodzinnym. W domu mieszkali wtedy babcia z dziadkiem, moi rodzice, potem ja, mój mąż i dwójka naszych dzieci. Mam jedną siostrę, która mieszka zaraz obok ( dwa domy w jednym ogrodzeniu). Siostra ma dwoje starszych synów, w których wychowaniu bardzo jej pomagałam, potem urodziła im się jeszcze córka, która jest ulubienicą dziadków i żyjącej jeszcze prababci. Nie dogaduję się ani z siostrą, ani z rodzicami, ani z babcią, która bardzo dużo miesza z naszych relacjach. Moja mama macha ręką, ale zawsze staje po stronie babci. 
Mieliśmy obiecany dom rodzinny. Dom duży, ponad 200m budowany w latach 60. OD tego czasu nie było praktycznie żadnych wielkich remontów, oprócz wymiany stolarki okiennej, dach zrobiliśmy już my za ponad 50 tys. Mąż nie bardzo chciał się zgodzić, bo w końcu to nie jest oficjalnie nasze... Powiedzieliśmy rodzicom, żeby nam przepisali dom to zrobimy generalny remont. Mimo wielkiego domu jest nam ciasno, mieszkamy z rodzicami na jednym poziomie, na 6 osób jest jedna łazienka. Jak tylko ją zajmiemy bo chcę umyć dzieci, to ojciec od razu klnie pod nosem. Rodzice już tak się "obrazili", że kiedy na 2 tyg pojechaliśmy do mojego męża który pracuje za granicą, dom nie był w ogóle sprzątany, a prawie cały dom sprzątam ja. Kiedy wróciłam musiałam szorować kible i umywalki, bo przecież i tak wszystko bylo używane ale nie czyszczone. 
Siostrze powiedziałam kiedyś, że ona wszystko dostała, chodziło o to, że wybudowali jej dom, zapożyczyli się na lata a ja chcę tylko mieć na piśmie, że to nasze to bez niczyjej pomocy wyremontujemy cały dom. Ale nie, najpierw mama musiała przejść na emeryturę, potem był covid a potem stwierdziła ( po rozmowie z babcia i siostra), że nam tego domu nie przepiszą bo ich do domu starców oddam (a ja zostałam właśnie aby im pomagać na starość). Mąż od początku mówił, że czuje się nieakceptowany, jednak ja myślałam, że upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu, jakże się myliłam.
Dodatkowo mimo tego mieszkania w jednym ogrodzeniu dzieci siostry, a zwłaszcza najmłodsza córka przychodzi do domu w ktorym mieszkam codziennie. Dopóki nie grzebie w moich rzeczach i nie przeszkadza moim dzieciom w sprzątaniu czy nauce, albo dopóki ich celowo nie buntuje przeciwko sobie, wytrzymuję. ale....do domu siostry nie mają wstępu. Kiedyś tam poszli to im młoda powiedziała, że nie wie czy mama sie zgodzi żeby weszli... w innych sytuacjach odprawiają ich na progu domu. Dzieciom bardzo z tego powodu przykro, bo niby czemu ona może przychodzić (teoretycznie do babci a i tak siedzi u nas). Nie czuję się swobodnie, nie mam żadnego poczucia prywatności.
Jak kupiłam suszarkę do ubrań(rok temu) to jak teraz przyszedł wyzszy rachunek za prąd to babcia powiedziała mi, że kupiłam tą "młockarnię" i tyle tego prądu zżera. Odpowiedziałam, że najwięcej zżera indukcja ( z "naszego domu" do garażu siostry jest przeciągnięty kabel (garaż stał tam kiedy jeszcze siostra się nie wybudowała) i ten kabel, tzw. siła szwagier przeciągnął do swojego domu, żeby im ta indukcja działała. Czyli jakby nie patrzeć płacę za gotowanie mojej siostry. Ja dokładam się do rachunków, aczkolwiek mimo próśb ani jednego rachunku nigdy nie zobaczyłam, to nie wiem czy pokrywam 40 czy 70 procent wszystkiego. 
Mąż kilka lat temu mówił, żeby się budować....oboje mamy działki, i żadne z nas nie chciało budować się na działce drugiego. Teraz mąż stwierdził, że jakoś się przemęczymy, rodzice się starzeją i może zmądrzeją, ceny materiałów budowlanych kosmiczne a może po prostu chce pilnować, żeby to, co włożyliśmy w ten dom nie przepadło(to były jego pieniądze jeszcze z czasów kawalerskich), w końcu mam siostrę która chyba chętnie położyłaby rękę na tym domu, a na pewno już na połowie. 
źle mi się tu zyje, zresztą jak i chyba wszystkim. Gdybyśmy mieli choć osobne piętro to byłoby inaczej. Teraz jak sądzę będę rozliczana z każdego niezgaszonego światła, w końcu w lipcu będzie wzrost cen za prąd. 
Mąż pracuje za granicą, rzadko bywa w domu a ja jestem z tym wszystkim sama. z fochami, z upierdliwą kablującą siostrzenicą, z wiecznie wykrzywioną babcią i rodzicami, mamą która jest taka zarobiona i ojcem, który jak sobie coś chlapnie to na mój widok reaguje słowem "kurrrrwa",  W najgorszych snach nie podejrzewałabym, że do czegoś takiego dojdzie. Teraz jestem w kropce. Dzieci rosną, coraz bardziej im ciasno, marzą o prysznicu, ja żeby ich umyć muszę napalić w starodawnej kuchni, bo jak zmieniali piec do c.o. to szkoda było dołożyć i zrobić tak żeby w piecu palić na ciepłą wodę. Gdybyśmy mieli to swoje to już dawno bylby dom ocieplony, zamontowalibyśmy alternatywne źródła ciepła czy choć solary. Ale nic nie możemy bo wszystko stoi na rodziców, a my w cudze nie mamy zamiaru już inwestowac.
Chyba mam nerwicę z depresją, staram się sama z tym radzić. Ale źle mi z tym do czego doszło. Czuję się obco we własnym domu. Wszystkie moje poczynania są obserwowane i komentowane. 
P.S. Jak wytlumaczyć dziecku, kiedy mówi coś babci szczerze a ona uznaje, że kłamie? Kiedyś była kłótnia między moim synem a siostrzenicą i babcia oczywiście uwierzyła jej, a ja i syn wiedzieliśmy że to kłamstwo ale młoda super sie przymila i ma wszystkich w garści (jako jedyna wnuczka).
Boję się, że w koncu mąż nie wytrzyma i zrobi tutaj rozpier..... albo że ja już całkiem się posypię. Moi rodzice widzą tylko to, że mąż nieźle zarobi, ale jakim kosztem??? On daleko a ja tutaj zostaję sama z dziecmi, pracą, problemami i rodziną która nigdy nie powie o co sie właśnie obraziła, ale po paru latach odczytają ci ze staranie zapisanej karteczki co i kiedy złego powiedziałaś lub zrobiłaś. Dzieci tęsknią, ja tęsknię i nie daję rady, wszystko widzę w czarnych barwach.
Przepraszam że długo....ale dużo jeszcze by pisać. Jednak nie widzę wyjścia z tej sytuacji, a nie chcę czekać kolejnych 10 lat na łaskę rodziców. Mojje dzieci potrzebują swojego pokoju czy tego zakichanego prysznica już, a nie za 5 czy 10 lat.
Mama kiedyś powiedziała(po naszej kłotni), a że mówi głośno kiedy jest wściekła to słyszałam; "Taki ch.j jak będzie miała lepiej niż ja". 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze jest to, że ja czuję się w obowiązku pomocy moim rodzicom 😔 ale widać, że liczą się bardziej z moją siostrą. Ona mieszka osobno to nikt jej na ręce nie patrzy,  przychodzi kiedy chce i dopasowała się do nich bo poobgaduja sobie ludzi, siostra nie pracuje ale to nikomu nie przeszkadza,  bo najpierw było że dzieci małe a teraz starsi prawie pelnoletni. Tyle że siostra to człowiek aspołeczny.  Nawet nie ma możliwości kupić dzieciom wymarzonego psa bo tak się boją że krzewy będzie obsikiwał.  Wszystko jest pod nich, nic pod nas. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie masz takiego obowiazku. Szczegolnie za to jaki maja do ciebie stosunek. Rozumiem ze kierowaly toba dobre intencje, ale to nie zawsze dziala.

Ja tu widze trzy opcje. Dogadac sie z nimi o ile sie da, chociaz po tym co czytalem to watpie ze to mozliwe. Wyprowadzic sie i zaczac normalnie zyc. Albo pogodzic sie z tym jak cie traktuja i meczyc sie tak dlugo jak beda zyli.

 

Swoja droga zaciekawilo mnie to ze nie chca ci przepisac domu bo boja sie ze oddacie ich do domu starcow. W zasadzie maja racje, bo majac taka rodzine ja chcialbym sie ich pozbyc jak najszybciej. Ale taki brak zaufania wzgledem dziecka jest z deka chory i smutny. Nie chcialbym zyc z takimi ludzmi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rodzice namiętnie oglądają program Pani Krystyny Jaworowicz gdzie przedstawiają takie właśnie sytuację

 Tutaj jest jeszcze taka kwestia że moi rodzice chcą mieć ostatnie słowo. Jak kiedyś gdzieś pękła rura pod wanna to mówię tatowi że zadzwoniw do kolegi hydraulika i sprawdzi co to to nic nie skomentował,  jakoś przetkalismy od góry, bez rozkuwania.  Mąż ponaprawial mokre ściany, oczywiście ściany były mokre w dwóch naszych pokojach,  rodzice mieli spokój. Ogólnie mojego szwagra uważają za idealnego, a on wróci z pracy i musi odpoczywać a jak się go o coś poprosi to czeka się pol roku, a mój jak przyjedzie na parę dni to nie wie w co ręce włożyć i nikt tego nie doceni.   Ja, nie ukrywam też się od nich odsunelam,  nie wtrącam się,nie komentuję,  robię co mam robić i tyle.  Nawet krzewy mama kazała siostrze obciąć a nie mi, a teoretycznie to ma być moje.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Takiten napisał(a):

Nie masz takiego obowiazku. Szczegolnie za to jaki maja do ciebie stosunek. Rozumiem ze kierowaly toba dobre intencje, ale to nie zawsze dziala.

Ja tu widze trzy opcje. Dogadac sie z nimi o ile sie da, chociaz po tym co czytalem to watpie ze to mozliwe. Wyprowadzic sie i zaczac normalnie zyc. Albo pogodzic sie z tym jak cie traktuja i meczyc sie tak dlugo jak beda zyli.

 

Swoja droga zaciekawilo mnie to ze nie chca ci przepisac domu bo boja sie ze oddacie ich do domu starcow. W zasadzie maja racje, bo majac taka rodzine ja chcialbym sie ich pozbyc jak najszybciej. Ale taki brak zaufania wzgledem dziecka jest z deka chory i smutny. Nie chcialbym zyc z takimi ludzmi.

Nigdy nie oddałabym ich.  Pomagałam przy dziadku kiedy chorował.  Wiele razy pożyczaliśmy im pieniądze i nigdy nie oddali.  Mąż ma do mnie żal,  dokonale go rozumiem bo to ja schrzaniłam ta sprawę od początku. Trzeba było go posłuchać i teraz powiedziałam, że jak zdecyduje tak będzie. Stwierdził kiedyś że jak przepiszą to wtedy zaczniemy się budować, choć żeby któreś dziecko miało.  Starą oborę przerobiliśmy na garaże,  mieliśmy myśl, żeby ten budynek choć wydzielili i tam zrobimy mieszkanie,  ale nie poruszyliśmy tego tematu z rodzicami.  Mąż powiedział kiedyś że skoro ja się boję własnej matki zapytać o ten zapis to on zapyta i albo w lewo albo w prawo. Mieszkamy na wsi, mam zapisane przez dziadkow wiele lat temu pole z którego w KRUSie ubezpiecza się moja siostra. Ja kiedy nie miałam pracy to już nie mogłam się ubezpieczyć bo brakowało tego pola. I nikto dziękuję nie powie a siostra obrażona.  Ostatnio babcia dogadała że ( Mąż jest chrzestnym siostrzebicy) matka chrzestna to zoe postawiła bo dala 2 tysiące na komunię a my mieliśmy w tym roku 2 komunię i daliśmy każdej po tyle samo czyli tysiąc zł. Uznaliśmy że to wystarczy. Ale widocznie ciągle mało i mało. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Podczas przepisywania domu można dodać klauzurę u notariusza, że rodzina będzie mieszkać w domu do końca życia. To forma zabezpieczenia członków rodziny przed ewentualnym wyrzuceniem ich na bruk. Wszystko można załatwić prawnie i ich lęki uspokoić. 

Jestem zdania, że każdy powinien mieszkać "na swoim" i przynajmniej kilometr od najbliższej rodziny.

Włożyłaś sporo pieniędzy w dom, który prawnie nie  jest twój i nawet nie wiesz jak spadkowo możesz na tym wyjść. Nie wiesz czy siostra nie będzie się domagać swoich praw. W domyśle wybudowali jej dom ale...

Szkoda, że nie posłuchałaś męża na początku małżeństwa bo to byłaby najlepsza dla Ciebie inwestycja. Skoro sytuacja Cię przytłacza zastanowiłabym się nad przeprowadzką. Mąż pracuje za granica więc i jeżeli dobrze zarabia to powinniście dać radę. Z drugiej strony może rodzina się zastanowi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, że masz wsparcie w mężu. Według mnie najlepiej byłoby się wyprowadzić i ograniczyć kontakty, jeśli tak rodzicom "przeszkadzacie". Niech mieszkają sami. Może wtedy zobaczyliby jak to jest utrzymać tak duży dom, posprzątać. I nie będą się bali, że ich ktoś odda do domu opieki. W ogóle przykre, że jedną córkę tak faworyzują, a z drugą się nie liczą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sądzę, że rodzice dobrze wiedzą o tej klauzuli, przecież dziadkowie lata temu zapisywali dom moim rodzicom i też na pewno zastrzegli sobie "dożywalność". I ja niestety podczas rozmowy o tym zapomniałam, ale skoro jest taka opcja to zastanawiam się czemu rodzice tego nie zrobią. Po ostatniej rozmowie, juz pewnie więcej niż rok temu kiedy mama powiedziała" Nie zapiszę ci bo boje sie ze nas oddasz do domu starców" to już dostałam informację że MI nie zapiszą. Odpowiedziałam, że ja już nic nie chcę i jeśli chcą żeby zapisali któremuś mojemu dziecku. Temat się zakończył. Nikt go już nie porusza.
My mamy odłożone pieniądze, starczyłoby na remont tego albo wybudowanie małego domku w stanie surowym, może coś więcej. Miałam wielkie plany na remont tego rodzinnego domu...ale już je porzuciłam, i teraz byłabym szczęśliwa w 80 m domu z małym, krytym tarasem. Swoim domu, gdzie mogę zostawić talerze na stole i nikt nie będzie komentował, bo przecież nie ruszy.
Jak w zlewie są "moje naczynia" to przy okazji mycia swojego kubka nikt ich nie tknie. czekają na mnie. Taką mam wolność :D  No bo przecież nikt mi się do niczego nie wtrąca
Raz mama mi powiedziała- to się budujcie, masz działki to sprzedaj i sie budujcie. Ok, ale na tym moim polu moja siostra sie ubezpiecza i jak sprzedam to jej przepadnie składka. O tym jakoś nie pomyśleli, a ja nie jestem na tyle chamska aby to z premedytacją zrobić 😑
Mąż stwierdził, że rodzice doprowadzą do tego że z siostra spotkamy się na sali sądowej. Zresztą, niech mnie siostra spłaci z połowy tego domu i nie będę się oglądać za siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie o to chodzi. Mąż i tak sprzeciwiałby się sprzedaży tego pola, chcielibyśmy je zapisać dzieciom. Moja siostra wszystko wyprzedała,też w zwiazku z budową i nie było na czym się ubezpieczyć. I obrażona a ja jej na reke poszłam.  Z rodzicami często jest w miarę dobrze, tzn tata raczej się nie odezwie dopóki ja tego nie zrobię. Siostra chodzi i się przymila a ja mam żal do nich i nie gadam więcej niż muszę,  a oni uważają ze wielka pani ze mnie i się nie odezwę.  Czuję się pokrzywdzona. 

Teraz to juz mąż chce zostać że jakoś będzie.... na dzialce mwza nie chciałam się budować bo, jako że mieszkam w terenie górzystym i kiedyś w zimie wrabalam się do rowu i trzeba mnie bylo wyciągać...to nie na moje nerwy takie wyprawy kilka razy dziennie czy śnieg czy gołoledź, a u mnie działka na rownym ale 100 m od domu i mąż nie chciał być "na widoku", a ja z drugiej strony obawiałam się że już mnie całkiem wyklną.  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×