Skocz do zawartości
Nerwica.com

Anilorak

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć wszystkim,

zwykle nie sięgam po takie środki, jak pisanie na forum, ale w tej chwili stoję pod ścianą. Wprawdzie lepiej radze sobie psychicznie, leki na pewno pomagają. Wkrótce mam się też wybrać do psychoterapeuty.. jednak jest to nagła sytuacja i nie mam nikogo, kto by mógł wysłuchać.

Zaczął się nowy semestr, dzisiaj był pierwszy dzień zajęć. Ogólnie wczoraj wieczorem byłam tak pozytywnie nastawiona, dzisiaj rano też. Cieszyłam się ze znowu zobaczę znajome twarze i że niedługo skończę drugi rok.. Tyle że po powrocie z jednych zajęć miałam taki kołowrotek emocji, że do tej pory, a jest 22:45 nie byłam w stanie nic konkretnego zrobić. Bardzo szybko w czasie wolnego zapomniałam, jak to jest porównywać się do innych, słyszeć w głowie myśli, wyzywające cię od gorszych, głupyszych, niezaradnych, beznadziejnych.. że ten chłopak w którym się zabujałam nie tylko ma cię w poważaniu, ale na pewno uważa za ciapę i ogólnie godną politowania. Szybko przypomniałam sobie, że na zajęciach moja pewność siebie w wiedzy językowej, którą mam (studiuje lingwistykę) drastycznie spada i jak zwykle czuję że nic nie umiem i się nie nadaje. Kochałam tłumaczyć i uczyć się angielskiego, ale szczególnie jedna babka, w sumie dwie, tak mi to obrzydziła, że wymiotuję na myśl o praktykach... przykre to i chce mi się płakać z tego powodu. W dodatku mam strasznie rozgadaną współlokatorkę, która zajmuje się głównie swoimi problemami. Nieraz dawalam jej  zrozumienia że nie mam psychicznie możliwości jej zawsze słuchać, ale odbija się to jak groch o ścianę. Często muszę uciekać na korytarz albo pod prysznic dla odrobiny spokoju. Mogłabym przejść do jednoosobówki ale boję się że ją tym urażę. Nie wiem jakbym jej to wytłumaczyła. Nie umiem jej dobitnie powiedzieć, że potrzebuje pół dnia ciszy i spokoju, żeby jakoś funkcjonować. Boje się że się obrazi.. czy coś. Konfrontacji i konfliktów po prostu nie znoszę. 

Nie wiem co robić. Już nawet nie mam siły po raz enty myśleć o rzuceniu studiów (które zresztą były moim wyborem i które.. kocham??, teraz to nie wiem, bo częściej kipię na zajęciach i na nie marudzę niż się z nich cieszę).. jestem zrezygnowana. Obecnie jedyny plus tego że studiuje to sympatyczni ludzie w grupie i to że mogę pochwalić się rodzinie wynikami. Ciągle się męczę sama z sobą. Mam wrażenie że to duże miasto mnie dusi. Że to środowisko tłumaczy i jego oczekiwania mnie przerastają. Czuję się strasznie antyspołeczna, bo najlepiej się czuje zamknięta w pokoju. Boje się wychodzić z domu. Co jest ze mną nie tak? Radość czerpię jeszcze z dawania korków, ale i tutaj nie mam spokoju. Wieczne obawy, że jestem beznadziejna, że powinnam odpuścić, że jestem niewystarczająca, nawet mimo oczywistego zadowolenia uczniów. Większość czasu walczę sama z sobą o spokój w głowie. Czasem jeszcze dadzą o sobie znać jakieś rzeczy z przeszłości, jakiś żal do kogoś, jakaś rana, bolesne wspomnienie.. Mam dość tych "łatek", które przykleiły się do mnie w podstawówce (głupia, zbyt powolna, dziwna, nieogarnięta) i które co jakiś czas aktywują się, kiedy popełnię błąd albo ktoś mnie skrytykuje. Dziś to w ogóle czuję się jak worek bokserki, w który ktoś mógłby uderzyć, a ja nie umialabym się obronić. Zdecydowanie zbyt łatwo mnie zranić.. nie wiem jak się bronić i nie brać do siebie słó innych...

Edytowane przez Anilorak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W sobotę wróciłam do akademika. Generalnie dużo się tutaj nauczyłam, na pewno życia i samodzielności, ale totalnie czuję że to nie moje miejsce, nie moi ludzie. Po wejściu do pokoju przez pół dnia zastanawiałam się co ja tu robię. Ciężko mi się na czymś skupić. W większości siedzę na telefonie żeby jakoś przeżyć. Nawet jakoś szczególnie nie tęsknię do domu i rodziny. Przyzwyczaiłam się do rozmów przez telefon i bycia "ba własną rękę".. ale nadal nie czuję się tu okej i wpadam w psychiczny dół kiedy tu wracam 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Anilorak napisał(a):

Nie umiem jej dobitnie powiedzieć, że potrzebuje pół dnia ciszy i spokoju, żeby jakoś funkcjonować. Boje się że się obrazi.. czy coś.

Ostatnio słyszałem ciekawe słowa , że stawianie granic jest nie tylko z szacunku dla siebie ale i do tego komu się te granice stawia , służy ono temu , żeby nie doprowadzić do poczucia pogardy do drugiej osoby a pogarda zabija wszelkie relacje . Może nawet z czasem jak nie zaczynamy gardzić kimś z kim mamy odczynienia to zaczynamy czuć pogardę do samego siebie a to wykańcza nas . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć i czołem 🙂

Trochę czasu minęło odkąd się tutaj odzywałam.

 

Zacznę od tego co się zmieniło na lepsze.

 

Generalnie chodzę na terapię, reguralnie biorę leki. Widzę w sobie szkodliwe mechanizmy, nad którymi mam pracować, umiem szybciej poradzić sobie z bolesnymi słowami ludzi, realizuje swoje pasje, ostatnio dużo rysowałam, pisałam, nagrywałam, uczyłam się grać na gitarze.

 

Wróciłam do domu na roczną przerwę, bo nie wyrabiałam z tym wszystkim. Nauka zeszła na ostatni plan, opuszczałam już zajęcia, myślałam że zaraz zwariuję.

 

Aktualnie właśnie jestwm w domu i na co dzień obserwuje samą siebie.

 

Prawie non stop mam "obsesję" na punkcie jakiejś konkretnej rzeczy (relacje z kimś, rysunek, pisanie, gotowanie, religia, przyszłość itp). Mówiąc "obsesja" mam na myśli, że jak doczepię się jednego tematu, np że na pewno trafię do piekła, to 2 lub 3 dni nie ymisn przestać o tym myśleć i, co gorsza, przeszkadza mi to w funkcjonowaniu.

Przyczynia się to u mnie do szybkich, ekstremalnych zmian nastroju i przez jakiś moment myślałam, że może to chad czy coś innego, ale ostatecznie dochodzę do wniosku, że to po prostu nerwica. Tylko że ratunku, nie wiem jak z tym funkcjonować. Wiem że nakręcanie się mi szkodzi, a jednocześnie to jest jak narkotyk i nie potrafię przestać. Kiedy wszystko jest w porządku i czuję się okej, to aż mnie skręca i sama wynajduje temat do rozkminiania 😭

 

Poza tym, mimo że mam mamę i terapeutkę która mnie wysłucha, to i tak czuję się z tym wszystkim coraz bardziej sama. Mama ma coraz więcej problemów ze zdrowiem, sama leczy się na depresję, która ostatnio daje się znowu we znaki przez stres i natłok problemów, także finansowych, więc nie chce jej dokładać. A rozmowa z terapeutką o ile nieco pomoże znaleźć jakieś rozwiązanie w jakiejś sprawie, to godzina rozmowa raz w tygodniu to trochę mało jak na ilość tego wszystkiego, co siedzi w mojej głowie. W dodatku zauważyłam, że Nawet przed nią boję się całkiem otworzyć z obawy przed osądzeniem 🥴

 

Także no, mam jeszcze tatę i brata, ale tata też ma zawaloną głowę problemami, też zdrowotnymi, więc go doskonale rozumiem, a brat siedzi w swoim świecie. Chętnie program z nim czasem w gry, ale na poważne tematy już się nie porozmawia. No cóż, żalu nie mogę mieć.

Żalu nie mam nawet do żadnych swoich dawnych znajomych, z którymi drogi się rozeszły, choć właśnie coraz bardziej mnie boli, że nie mam żadnego rówieśnika, do którego mogłabym się zwrócić z tymi trudnościami i po prostu się wygadać...

 

Na dodatek mam straszny problem z tym, że często czuję się przez ludzi niezrozumiana, biorę do siebie ich słowa, mimo że wiem ze jestem zbyt emocjonalna. Wnerwiam się sama na siebie, że często nie potrafię powiedzieć co myślę ze strachu przed szorstkim albo kpiącym komentarzem... albo w ogóle przed zignorowaniem. Bywa że się porównuję, czuję się gorsza bo ten to jesr pewny siebie, tamta to jest taka mądra i inteligenta, tamci są tacy utalentowani itp. Nie chce tego, a wciąż wpadam w te pułapkę 😣

 

Boję się o przyszłość, bo do tej pory nikt się we mnie nie zakochał, z nikim nie byłam, a marzę o swojej rodzinie, o dziecku, miłości. Ale nie tylko o to chodzi. Chodzi też o to, że słabo radze sobie w sytuacjach społecznych, załatwianiu rzeczy w urzędach, mam nikłą pewność siebie... więc nakręcam się na czarne scenariusze że albo zwariuję, że będę bezrobotna, bezdomna, samotna itd. Rozmawiałam o tym z terapeutką i mimo że racjonalnie wytłumaczę sobie że to tylko moja wyobraźnia, ale jednak na co dzień mnie te scenariusze przybijają.

 

Nie wiem też jaki jest cel mojego życia w tym wszystkim. Czuje że nie mogę się odnaleźć w tym świecie. Przez walkę z depresją i lękami zapomniałam o tym, że chciałam być tłumaczem. Nieraz mam nawroty myśli rezygnacynych, myślę o samookaleczaniu, myślę o samobójstwie... czy może to by w końcu mnie uwolniło od tego chaosu.

 

Zastanawiam się jak to jest normalnie funkcjonować, normalnie jeść bez zajadywania emocji i wahań apetytu, chodzić spać i wstawać 

o normalnie porze, regularnie dbać o siebie i pracować wśród ludzi bez natłoku myśli 🤨

 

Nie proszę o wiele, chociaż o słowo otuchy albo radę, chociaż wiem że trudno jest coś doradzić takiej sytuacji.

 

Pozdrawiam ❤

 

 

 

 

 

 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 30.05.2024 o 13:56, Anilorak napisał(a):

Cześć i czołem 🙂

Trochę czasu minęło odkąd się tutaj odzywałam.

 

Zacznę od tego co się zmieniło na lepsze.

 

Generalnie chodzę na terapię, reguralnie biorę leki. Widzę w sobie szkodliwe mechanizmy, nad którymi mam pracować, umiem szybciej poradzić sobie z bolesnymi słowami ludzi, realizuje swoje pasje, ostatnio dużo rysowałam, pisałam, nagrywałam, uczyłam się grać na gitarze.

 

Wróciłam do domu na roczną przerwę, bo nie wyrabiałam z tym wszystkim. Nauka zeszła na ostatni plan, opuszczałam już zajęcia, myślałam że zaraz zwariuję.

 

Aktualnie właśnie jestwm w domu i na co dzień obserwuje samą siebie.

 

Prawie non stop mam "obsesję" na punkcie jakiejś konkretnej rzeczy (relacje z kimś, rysunek, pisanie, gotowanie, religia, przyszłość itp). Mówiąc "obsesja" mam na myśli, że jak doczepię się jednego tematu, np że na pewno trafię do piekła, to 2 lub 3 dni nie ymisn przestać o tym myśleć i, co gorsza, przeszkadza mi to w funkcjonowaniu.

Przyczynia się to u mnie do szybkich, ekstremalnych zmian nastroju i przez jakiś moment myślałam, że może to chad czy coś innego, ale ostatecznie dochodzę do wniosku, że to po prostu nerwica. Tylko że ratunku, nie wiem jak z tym funkcjonować. Wiem że nakręcanie się mi szkodzi, a jednocześnie to jest jak narkotyk i nie potrafię przestać. Kiedy wszystko jest w porządku i czuję się okej, to aż mnie skręca i sama wynajduje temat do rozkminiania 😭

 

Poza tym, mimo że mam mamę i terapeutkę która mnie wysłucha, to i tak czuję się z tym wszystkim coraz bardziej sama. Mama ma coraz więcej problemów ze zdrowiem, sama leczy się na depresję, która ostatnio daje się znowu we znaki przez stres i natłok problemów, także finansowych, więc nie chce jej dokładać. A rozmowa z terapeutką o ile nieco pomoże znaleźć jakieś rozwiązanie w jakiejś sprawie, to godzina rozmowa raz w tygodniu to trochę mało jak na ilość tego wszystkiego, co siedzi w mojej głowie. W dodatku zauważyłam, że Nawet przed nią boję się całkiem otworzyć z obawy przed osądzeniem 🥴

 

Także no, mam jeszcze tatę i brata, ale tata też ma zawaloną głowę problemami, też zdrowotnymi, więc go doskonale rozumiem, a brat siedzi w swoim świecie. Chętnie program z nim czasem w gry, ale na poważne tematy już się nie porozmawia. No cóż, żalu nie mogę mieć.

Żalu nie mam nawet do żadnych swoich dawnych znajomych, z którymi drogi się rozeszły, choć właśnie coraz bardziej mnie boli, że nie mam żadnego rówieśnika, do którego mogłabym się zwrócić z tymi trudnościami i po prostu się wygadać...

 

Na dodatek mam straszny problem z tym, że często czuję się przez ludzi niezrozumiana, biorę do siebie ich słowa, mimo że wiem ze jestem zbyt emocjonalna. Wnerwiam się sama na siebie, że często nie potrafię powiedzieć co myślę ze strachu przed szorstkim albo kpiącym komentarzem... albo w ogóle przed zignorowaniem. Bywa że się porównuję, czuję się gorsza bo ten to jesr pewny siebie, tamta to jest taka mądra i inteligenta, tamci są tacy utalentowani itp. Nie chce tego, a wciąż wpadam w te pułapkę 😣

 

Boję się o przyszłość, bo do tej pory nikt się we mnie nie zakochał, z nikim nie byłam, a marzę o swojej rodzinie, o dziecku, miłości. Ale nie tylko o to chodzi. Chodzi też o to, że słabo radze sobie w sytuacjach społecznych, załatwianiu rzeczy w urzędach, mam nikłą pewność siebie... więc nakręcam się na czarne scenariusze że albo zwariuję, że będę bezrobotna, bezdomna, samotna itd. Rozmawiałam o tym z terapeutką i mimo że racjonalnie wytłumaczę sobie że to tylko moja wyobraźnia, ale jednak na co dzień mnie te scenariusze przybijają.

 

Nie wiem też jaki jest cel mojego życia w tym wszystkim. Czuje że nie mogę się odnaleźć w tym świecie. Przez walkę z depresją i lękami zapomniałam o tym, że chciałam być tłumaczem. Nieraz mam nawroty myśli rezygnacynych, myślę o samookaleczaniu, myślę o samobójstwie... czy może to by w końcu mnie uwolniło od tego chaosu.

 

Zastanawiam się jak to jest normalnie funkcjonować, normalnie jeść bez zajadywania emocji i wahań apetytu, chodzić spać i wstawać 

o normalnie porze, regularnie dbać o siebie i pracować wśród ludzi bez natłoku myśli 🤨

 

Nie proszę o wiele, chociaż o słowo otuchy albo radę, chociaż wiem że trudno jest coś doradzić takiej sytuacji.

 

Pozdrawiam ❤

 

 

 

 

 

 

 

 

Współczuje ❤️

Rozumiem, że jesteś jeszcze młoda? U ludzi młodych wahania nastroju i intensywne emocje są naturalne, bo ten ośrodek w mózgu, który odpowiada za hamowanie naszych prymitywnych impulsywnych zachowań rozwija się do 22-25 roku życia.

Nie ma czegoś takiego jak „po prostu nerwica”. Nerwica jest stanem współtowarzyszącym. U ludzi ogólnie zdrowych może wystąpić jako zaburzenie stresowe, np ciężka sytuacja, choroba, przeciążenie pracą. Poza tym nerwica towarzyszy szeregowi zaburzeń jak: DDA, DDD, zaburzenia osobowości, ADHD, autyzm, PTSD i inne. 
Diagnozowanie nerwicy jest bardzo wygodne dla lekarzy, o proszę, masz diagnozę, masz wytłumaczenie, do widzenia. Podczas gdy nerwica z czegoś wynika i trzeba dowiedzieć się z czego i leczyć przyczynę. Nie ma lekarstwa na nerwice, na terapii zwykle się dokopuje do prawdziwej przyczyny. A farmakoterapia to przede wszystkim środki przeciwdepresyjne, nie stosuje się typowo przeciwlękowych bo za bardzo uzależniają. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, minou napisał(a):

A farmakoterapia to przede wszystkim środki przeciwdepresyjne, nie stosuje się typowo przeciwlękowych bo za bardzo uzależniają. 

Trochę się zagalopowałaś z tymi p/lękowymi, które uzależniają. Są stricte p/lękowe leki nie uzależniające: np. buspiron czy paroksetyna, która niby SSRI a na pewno lepiej działa na lęki niż na depresję.

Edytowane przez acherontia styx

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

23 godziny temu, acherontia styx napisał(a):

Trochę się zagalopowałaś z tymi p/lękowymi, które uzależniają. Są stricte p/lękowe leki nie uzależniające: np. buspiron czy paroksetyna, która niby SSRI a na pewno lepiej działa na lęki niż na depresję.

Pewnie masz rację, ale wybór leków stricte przeciwlękowych jest niewielki i zwykle do leczenia krótkotrwałego podczas gdy ludzie walczą z nerwica całe życie (buspiron jest np do leczenia krótkotrwałego). Poza tym zaleczenie lęku bez leczenia przyczyny zawsze prowadzi do nawrotów.

Ja mam zdiagnozowaną nerwicę lękową od dziecka, w zasadzie odkąd pamiętam miałam silne lęki. Brałam benzo, miałam terapie, leki na depresję, ale to wszystko pomagało na krótko. Dopiero porządna diagnoza, stwierdzenie ADHD i leczenie skierowane na ADHD, zupełnie bez wspomagającego leczenia nerwicy, całkowicie usunęło lęki. Od prawie 3 lat nie mam w ogóle objawów nerwicy, bo leczę jej przyczynę. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuję za słowa zrozumienia i wsparcia. Tak, mam 20 lat, za miesiąc 21. 

Przyznam że dało mi to do myślenia:

"Nie ma czegoś takiego jak „po prostu nerwica”. Nerwica jest stanem współtowarzyszącym. U ludzi ogólnie zdrowych może wystąpić jako zaburzenie stresowe, np ciężka sytuacja, choroba, przeciążenie pracą. Poza tym nerwica towarzyszy szeregowi zaburzeń jak: DDA, DDD, zaburzenia osobowości, ADHD, autyzm, PTSD i inne."

Faktycznie, to dziadostwo przychodzi z przeróżnymi objawami i jest dość złożone. 

Tak, to też prawda: "Podczas gdy nerwica z czegoś wynika i trzeba dowiedzieć się z czego i leczyć przyczynę." Dlatego chodzę na spotkania i pracuje nad sobą. 

Tylko że czasami i tak jest strasznie trudno... Ostatnio rozmawiam z Panią o tym, jak boję się mówić ludziom co naprawdę myślę. Nawet kiedy jej miałam powiedzieć co naprawdę sądzę było mi ciężko to z siebie wydusić.

Ostatnio mam straszny problem z koleżanką. Kiedy byłyśmy młodsze to dużo się pisało, gadało, spędzało czasu... teraz jaj spotkamy się raz w miesiącu to cud. Ale to w sumie i tak bez różnicy, bo pamiętam że wcześniej też czułam, że boję się powiedzieć co mnie naprawdę fascynuje, co mnie boli z lęku przed zignorowaniem, wyśmianiem, co się po prostu czasem zdarzało. Teraz jak się spotykamy jest niby okej, a jednak jest strasznie niezręcznie, mamy różne życia - ona pracuje w zakładzie, interesuje się serialami i muzyką, od których mnie odpycha, teoretycznie jest bardzo miła, fajna, spokojna... a ja jestem na dziekance, daj korepetycje, rysuję, więcej siedzę w domu niż poza nim, nieraz głośno się śmieje i potrafię się bardzo rozglądać kiedy mówię o tym, co mnie akurat pasjonuje.... długo się zastanawiałam dlaczego czuję się mimo wszystko przy niej nieswojo, często podczas spotkań z nią zmuszam się do tego, żeby coś mówić, dochodzi do niezręcznej ciszy. Obwiniałam o to siebie. Ale teraz jak się zastanawiam, to naprawdę nie mamy wspólnego języka, boję się mówić przy niej to, co naprawdę myślę, czuję że nie akceptuje tego, że jestem wierząca, kiedy chce powiedzieć jej o swoich zaburzeniach mam barierę i nie jestem w stanie jej przełamać "tylko będziesz zawracać jej tyłek", "znowu cię zignoruje" "nie ma sensu się wysilać".

I pewnie zerwałabym ten kontakt gdyby nie to że ona sama chce go utrzymywać i że nie mam żadnych innych znajomych. 

Nie mam pojęcia co robić.

 

Edytowane przez Anilorak

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Plus strasznie boję się o swoją przyszłość. Boli mnie że do tej pory to zawsze ja się w kimś zakochiwałam i długo nie umiałam przestać o nim myśleć, ale nigdy NIGDY nie było to w jakiś sposób odwzajemnione. Przed to boję się, że wyląduje sama w przyszłości, podczas gdy chciałabym mieć swoją rodzinę, kwestionuję swoją wartość i zastanawiam się co jest ze mną nie tak.

Niby mam rodziców dla których żyje, ale z ojcem nie mam prawie w ogóle nie rozmawiam, nigdy nie miałam z nim emocjonalnej więzi, a z matką też mam coraz gorszy kontakt mimo że byłyśmy bliskimi przyjaciółkami. Czuję się całkiem sama, a sama ledwo sobie radzę z tym co dzieje się w mojej głowie. Mam wrażenie że jest tylko gorzej i gorzej nawet jak czasami mam takie pozytywne prześwity. Wczoraj przez pół godziny siedziałam i płakałam, nie mogłam przestać, mam ciągle koszmary senne, czuję fizycznie presję którą na siebie nakładam. Nie wiem ile jeszcze dam radę to pociągnąć. Może i nie chce umrzeć, ale chce przestać to wszystko czuć, chciałabym zniknąć, nie wiem już jak sobie z tym chaosem radzić, nie mam na to siły. Nie umiem się odnaleźć w tym wszystkim.

 

Stawiam też sobie duże wymagania, które kłócą się z tym jak naprawdę się czuję i czego chce:

1.Powinnaś wrócić na studia stacjonarnie (źle się czułam w grupie ludzi, nie mogłam się skupić, mało wynosiłam i dużo mnie kosztowało żeby tam dojść)

2.Powinnaś mieć normalną stacjonarną pracę (znowu, lepiej mi się skupić w domu, na swoich warunkach nie wśród ludzi i z batem nad głową, przynajmniej na ten moment bo z drugiej strony mam marzenie by zostać nauczycielem w szkole językowej w przyszłości)

3.Powinnas być mniej emocjonalna i poważniejsza, powinnaś nie śmiać się tak głośno w publicznych miejscach

 

To takie najważniejsze.

Przepraszam że tak chaotycznie pisze, ale musiałam to z siebie jak najszybciej wyrzucić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U psychiatry? Ze dwa miesiące temu.

Odnośnie czasu, to nie tak że nie umiem go sobie zorganizować. Umiem, mam na siebie dużo pomysłów, rzeczy które chce robić i robię faktycznie kiedy jestem w miarę normalnym stanie. Ostatnio dużo rysowałam, bo będę chciała się ogłosić i sprzedać pare swoich prac w miarę możliwości, uczę się języka, czasem gotuje, biegam. 

Ale przytłacza mnie atmosfera w domu, obawy, to że nie wiem co zrobić z tą relacją z koleżanką.

No i skończyło się dzisiaj na tym że obudziłam się o 11 i do teraz (17:46) nic nie jadłam i nie piłam, a z łóżka wyszłam ze trzy razy 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×