Skocz do zawartości
Nerwica.com

To już chyba mój sufit... niżej, niż bym chciała :(


HerShadow

Rekomendowane odpowiedzi

W dniu 29.12.2023 o 19:44, HerShadow napisał(a):

Zawsze zarzynałam się też z jeszcze jednego powodu - sądziłam, że będę bardziej wartościowa i warta miłości, tego żeby ze mną być. Kiedy poznałam mojego męża zawsze miałam przekonanie, że jak nie będę przeć do przodu i mieć sukcesów, to on odejdzie, bo znajdzie kogoś bardziej interesującego.

Ostatnio posłuchałem trochę na temat epigenetyki , chodzi o to , że mamy zapisane w naszym ciele i umyśle mnóstwo cech i trudnych przeżyć od naszych przodków i to nawet do trzeciego pokolenia , takie dziedziczenie po przodkach . To zabieganie o miłość może być wynikiem jej braku z lat dziecięcych albo przeżytej traumy porzucenia w rodzinie od strony matki i ojca . Może warto pogadać z rodzicami , dziadkami czy coś takiego miało miejsce . Nasze zachowanie nie bierze się  znikąd , jest wynikiem całego bagażu życia jakie przeżyliśmy my i nasi przodkowie , może warto temu się przyjrzeć . Ostatnio trafiłem na ciekawe wykłady prof Jadwiga Jośko-Ochojska , może tu znajdziesz coś ciekawego dla siebie . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 29.12.2023 o 19:44, HerShadow napisał(a):

Poza tym jednak potrzebuję zwolnić. Uwielbiam naturę. Potrzebuję zwolnić tempo i mam w sobie coraz większą gotowość. Ale najlepsze jest to, że poczułam ostatnio, że nie tylko te zawodowe osiągnięcia definiują moją wartość. 

Może przychodzi taki czas że nasze ciało i psychika mówi „sprawdzam” . Ja przez wiele lat miałem przeświadczenie , że tylko praca się liczy , pracowałem od rana do nocy , w stresie , często niewyspany, nie zjadłem dobrze . Taki miałem program w głowie i to umiałem robić , tak byłem nauczony . W ogóle nie dbałem o radości życia , o odpoczynek , o swój komfort psychiczny, nie wiedziałem jak to jest ważne i nie potrafiłem tego robić . Później zaczęły się problemy ze zdrowiem , organizm sam zaczął się dopominać odpoczynku i zmuszać mnie do niego . W pracy też przeszedł czas kiedy już nie było potrzeby tak intensywnie pracować i zacząłem zauważać , że można żyć inaczej , że nie tylko praca jest ważna . Teraz widzę jak ważne są fundamenty zdrowia , umiejętność radzenia sobie ze stresem , dbanie o swoje zdrowie , bez tego reszta życia nie buduje trwałego szczęścia a tylko chwilowo pozwala nie myśleć o problemach . Teraz też bliżej mi do natury , potrzebuje zwolnić tempo , może to przychodzi z czasem albo intuicyjnie zaczynamy dostrzegać co nam służy a co rujnuje . Pani prof mówi , że z czasem uczymy się wrażliwości na własne ciało . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 29.12.2023 o 19:44, HerShadow napisał(a):

Jest mi przykro, jestem zła, bo nikt mi już tych wszystkich lat nie odda, pracuję na to, by osiągnąć wewnętrzny spokój i powrócić do siebie.

Mi pomaga zrozumienie dlaczego tak się dzieje . Odczucie złości i przykrości też pokazuje , że to nie tędy droga i jest bodźcem do zmiany . Moim zdaniem miejsce w którym jesteśmy jest wynikiem całego procesu życia jakie jest za nami i naszymi przodkami , na każdą decyzję którą podejmujemy składają się dziesiątki jak nie setki lat życia które miało kontakt z naszymi genami . Tu nikt nie chce źle , robi tylko tak jak potrafi czyli w co wyposażyło go życie . Naszym zadaniem jest dokładanie nowych klocków do tej układanki , czasami trzeba dołożyć klocków do tego co już zostało dawno ułożone żeby to wzmocnić , nadbudować nowe filary , wzmocnić podstawy i nauczyć się czerpać radość z życia bo podobno tylko ona pozwoli nam zregenerować organizm i cieszyć się dobrym zdrowiem 🙂 

Edytowane przez Robinmario

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cytując mojego przełożonego z pracy.. My spotykamy się po to, aby rozmawiać o problemach. Nie o rzeczach, kótre są dobre. Tak zacznę mój wpis, bo chcialbym dodać coś od siebie do tej układanki. Rozumiem i w pełni podzielam panującą myśl w tym wątku. Odnoszę wrażenie czytając tutaj wpisy, że w codzienności jest odczuwany stres, lęk, zmęczenie, brak przestrzeni, radości, energii. Można dodatkowo powiedziać, że są pewne siły działające w ten sposób, że podświadomie pchają w te właśnie stany.

 

Odbieram to w ten sposób, że odnajdujemy w sobie pewne - owe mechanizym. Chcemy je zmienić. Chcemy jako rodzaj w pewnym sensie balsamu, ukojenia, wejść w świat dbnia o swoje ciało. Dbania o swoją dietę, o stan zdrowia. O czas wolny, o spokojniejsze funkcjonowanie. Korzystanie z natury, wczasów. Słuchamy audiobooków i podcastów, wykładów. Czytamy dobre książki. Możemy zasięgnąć terapii. Możemy się wyspać. Malować, grać na instrumencie. Możemy się w końcu ukoić.

 

Ja zadam pytanie tylko jedno - czy jest to właściwa droga? I odpowiem: nie jest.

 

Nie jest i nigdy nie będzie. Z jednej prostej przyczyny, nie ma w tym sensu. 

 

   

Edytowane przez Becareful

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 5.01.2024 o 08:15, Robinmario napisał(a):

 To zabieganie o miłość może być wynikiem jej braku z lat dziecięcych albo przeżytej traumy porzucenia w rodzinie od strony matki i ojca . Może warto pogadać z rodzicami , dziadkami czy coś takiego miało miejsce . Nasze zachowanie nie bierze się  znikąd , jest wynikiem całego bagażu życia jakie przeżyliśmy my i nasi przodkowie , może warto temu się przyjrzeć . Ostatnio trafiłem na ciekawe wykłady prof Jadwiga Jośko-Ochojska , może tu znajdziesz coś ciekawego dla siebie . 

 

To, co piszesz skojarzyło mi się z tym, co Krystyna Kurczab - Redlich pisze o tym, dlaczego Rosjanie są tacy karni i zlęknieni wobec władzy. I owszem, są badania, które wskazują na to, że lęk może być zapisany w genach, jednak... geny to nie wszystko. Nie dominują one w tych kwestiach. Mogą bardziej lub mniej działać na nasze życie, ale ważniejsze jest środowisko. Jeżeli jest sprzyjające, to człowiek nabiera narzędzi i pewności siebie, by radzić sobie ze swoim DNA. Gorzej jak nie. 

Nie wiem na ile u mnie to geny. Jestem DDA, chodzę na terapię. Byłam w szkole prześladowana. Wychowałam się w lęku przed ludźmi. Zaczęłam mieć problemy z nauką, ale nikt mi nie pomógł. Jakich człowiek by nie miał genów, coś go złamie. Jakbym miała obstawiać, to geny sprzyjały. Moja mama jest zalęknioną kobietą przez całe życie. Jej matka była trudnym człowiekiem. Czasy też były mało ciekawe. Jak to wszystko połączyć, to taki sobie obraz wychodzi. 

 

W dniu 5.01.2024 o 08:50, Robinmario napisał(a):

Mi pomaga zrozumienie dlaczego tak się dzieje . (...) Tu nikt nie chce źle , robi tylko tak jak potrafi czyli w co wyposażyło go życie . Naszym zadaniem jest dokładanie nowych klocków do tej układanki , czasami trzeba dołożyć klocków do tego co już zostało dawno ułożone żeby to wzmocnić , nadbudować nowe filary , wzmocnić podstawy i nauczyć się czerpać radość z życia bo podobno tylko ona pozwoli nam zregenerować organizm i cieszyć się dobrym zdrowiem 🙂 

 

Ja rozumiem dokładnie. Rozumiem, że zabrakło umiejętności, by postępować inaczej, ale nieszczególnie mi pomaga ta świadomość, kiedy moja codzienność, to potykanie się na prostej drodze. Walka, by rano wstać. Biznes stojący w miejscu, bo nie wierzę we własne kompetencje i mam raczej niskie poczucie własnej wartości. W dodatku od jakiegoś czasu bardziej zrozumiałam to, że codzienność ludzi, którzy nie są tak zaburzeni (wiem, każdy coś ma, ale nie zawsze to aż tak utrudnia życie, nie zawsze paraliżuje cały proces), doświadczają, eksplorują. Ich dzień, to wyzwanie, a nie kolejny dzień do przetrwania. Jednak jestem w terapii i proces się posuwa do przodu. W związku z tym pewne ściany jednak przebijam. I któregoś razu sama dostrzegłam u siebie tę możliwość. To było chwilowe, ale nigdy nie odczułam wcześniej, że tak może być. To spowodowało jeszcze większy wkurw, zwłaszcza, że większość mojej rodziny jest konsekwentna w swym postępowaniu, więc się od niej już kilka lat temu odcięłam. 

W dniu 5.01.2024 o 08:50, Robinmario napisał(a):

 Naszym zadaniem jest dokładanie nowych klocków do tej układanki , czasami trzeba dołożyć klocków do tego co już zostało dawno ułożone żeby to wzmocnić , nadbudować nowe filary , wzmocnić podstawy i nauczyć się czerpać radość z życia bo podobno tylko ona pozwoli nam zregenerować organizm i cieszyć się dobrym zdrowiem 🙂 

 

To prawda. I tak działam, mimo to jestem zła. 

Myślę, że pewne rzeczy też przychodzą z wiekiem. Człowiek staje się mniej porywczy, mniej go dziwi, ma bardziej wyje*ane.  ;)  Ale z wiekiem też organizm mniej wytrzymuje.  Mój dostaje od stresu i od jakiegoś czasu widzę to bardziej, ale też pewnie próg wytrzymałość na wyparcie i ciśnięcie mi się wyczerpał.  Czuję się zmęczona, choć nie rozumiałam czym i wyjaśniła mi to terapeutka oraz pewna książka. Dlatego czuję, że nie miałabym siły na dzieci na przykład. Bo często po pracy jestem już tak wykończona psychicznie i emocjonalnie, że nie mam siły nawet dla siebie.

W dniu 5.01.2024 o 16:47, Becareful napisał(a):

Ja zadam pytanie tylko jedno - czy jest to właściwa droga? I odpowiem: nie jest.

 

Nie jest i nigdy nie będzie. Z jednej prostej przyczyny, nie ma w tym sensu. 

 

   

 

Hmmm... nie ma sensu w zwolnieniu tempa i skoncentrowaniu się na tym, co faktycznie daje nam satysfakcje, co ładuje nasze baterie? Jak bez tego funkcjonować? Tzn. jestem przykładem, że się da, ale też jestem przykładem, że do czasu i raczej bez korzyści, co również widać na moim obrazku. 

 

W dniu 5.01.2024 o 16:47, Becareful napisał(a):

Cytując mojego przełożonego z pracy.. My spotykamy się po to, aby rozmawiać o problemach. Nie o rzeczach, kótre są dobre.

 

   

 

To nie jest nowoczesne zarządzanie. :D Serio. Obecnie w biznesie koncentrujemy sie także na dobrych rzeczach, aby zacieśnić więzy, lojalność wzajemną (głównie pracownika wobec firmy, ale ważne, że jest bez mobbingu :D). Tym samym pracownik jest bardziej zmotywowany. 

Obecnie jestem w pracy, której samej w sobie co prawda nie lubię, ale właśnie dzięki zespołowi i atmosferze naprawdę rzadko spotykanym w korporacjach (przynajmniej wg moich doświadczeń) daję radę pomimo moich trudności. 

Ogólnie w biznesie, zwłaszcza własnym, mówi się coraz więcej o mądrej pracy, która daje lepsze rezultaty,  a nie ciężkiej pracy, która jakby nie patrzeć wynika z naszej historii i czasów, które rządziły się jednak innymi prawami. 

 

W dniu 5.01.2024 o 21:56, Robinmario napisał(a):

Moim zdaniem , w świecie bez sensu to wszystko ma sens . 

 

To ciekawe, bardzo przewrotne 🙂 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aktualnie u mnie

 

Jakbym miała podsumować, to trafnie mi się określiło powyżej, że idę, ale potykam się na prostej drodze. A właściwie biegnę, bo przez to potykanie nad niczym nie nadążam. Nawet już nie nakładam na siebie za wiele. Nie mam siły. 

Etat tak mnie drenuje, że robię wszystko, aby tam nie nawalać, bo potrzebuję go teraz. I tak nie zawsze wychodzi.

Zdarzy się, że nie mam siły przyjść. 

Zastanawiam się od jakiegoś czasu, czy faktycznie część moich problemów z samopoczuciem nie wynika z kłopotów z hormonami, więc lecę w tym tyg.  na kolejne badanie krwi a potem wreszcie do endokrynologa. Mam naprawdę nadzieję, że coś wyjdzie. Jestem tak zmęczona. Często to zmęczenie jest tak obezwładniające. Czasami budzę się in nie mam siły ani ochoty na nic. Energetycznie dętka pomimo, że dzień wcześniej było ok. 

 

Aktualnie jestem sama przez kilka tyg. Mąż wyjechał służbowo, a ja staram się za wszelką cenę trzymać tego, co wiem o nim i o nas. A mimo to śni mi się, że mnie zdradza albo odchodzi.  

Te lęki chyba nigdy mnie nie opuszczą. Pierwszego dnia tego okresu odczułam je wyjątkowo mocno. Jakby zawaliła mi się codzienność i poczucie bezpieczeństwa, a przecież... nic złego nie musi się wydarzyć i pewnie nie wydarzy.

 

W dniu 5.01.2024 o 16:47, Becareful napisał(a):

Rozumiem i w pełni podzielam panującą myśl w tym wątku. Odnoszę wrażenie czytając tutaj wpisy, że w codzienności jest odczuwany stres, lęk, zmęczenie, brak przestrzeni, radości, energii. Można dodatkowo powiedziać, że są pewne siły działające w ten sposób, że podświadomie pchają w te właśnie stany.

 

Bardzo trafnie. I próbuję namierzyć gdzie jest punkt 0, aby sobie pomóc, ale może do tego punktu trzeba się nitka po nitce przedrzeć.  Pozostaje więc terapia, żeby uczyć się ujarzmiać cały ten bałagan. Jest lepiej, niż jeszcze kilka lat temu, ale chyba sił jest mniej, długo to trwa, bo od zawsze i zwyczajnie ma się dość. Ale jakie jest wyjście? Mogę stanąć w miejscu i utknąć w syfie na zawsze. Mogę omijać wszelkie trudności, ale wtedy się ich nie pozbędę. Z częścią pewnie tak będzie, ale nie ze wszystkimi przecież. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, HerShadow napisał(a):

Hmmm... nie ma sensu w zwolnieniu tempa i skoncentrowaniu się na tym, co faktycznie daje nam satysfakcje, co ładuje nasze baterie? Jak bez tego funkcjonować? Tzn. jestem przykładem, że się da, ale też jestem przykładem, że do czasu i raczej bez korzyści, co również widać na moim obrazku. 

 

Nie twierdzę, że mamy cały czas zasuwać, pracować. Nie twierdzę też, że mamy się nie uczyć, nie rozwiajać i nie przebywać wśród drzew. 

 

Mówię, że ma sens matka, która sama opiekowała się dziećmi (nawet jak była z mężem), strała się je wykarmić. Robiła to tak dobrze jak tylko potrafiła. Pracowała ciężko, akurat bardzo dużo, tak żeby załóżmy tą rodzinę alkoholową, mimio wszystko utrzymać, zapewnić jej los.

 

Być może mogła olać, mogła nie mieć dzieci, mogła nie zakładać rodziny. Ale wzieła odpowiedzialność. Wzieła odpowiedzialaność za to co ma i jakie to jest. 

 

Być może ojciec alkoholik, nie potriafił sobie poradzić, może z biedą, może z tworzeniem rodziny. Wiem, że nie można i nie chcę w jakikolwiek sosposób usprawdiwdliwiać takiej osoby. Ale wiem, że taka osoba nie poradziła sobie ze sobą, z chorobą i alkoholem. Wiem też, że takiej osoby tak na prawdę nie znamy do końca. 

 

Dziecko wychwujące się w traumie i skutach ubocznych, może się z nimi borykać długo. Znam depresje, nerwicie i wiem jakie to są doświadczenia. Część osób tego nie przeżyje. 

 

Ja powiem tak, niezwykle ciężko jest odnaleźć sens w rodzinie alkoholowej. Ciężko jest odnaleść sens w swoim życiorysie, w doświadczeniach, choćby tych, w których było się prześladowanym w szkole. Ale da się w tym odnaleść godność, zobaczyć rodziców w rodzicach, skonfrotwać się z tym. Poczuć prawdę. Nie trzeba zmieniać swojego życiorysu, udwać teraz kogoś kim się nie jest. Zajmować się rzeczami tak na prawdę nie swoimi. Być w nie swoim życiu.

 

Mogę powiedzieć, że była osoba, która przy kresu życia własnej matki powiedziała jej, że była najwspanialszą matką. Ta matka nie zapewniała prezentów co wigilie, zajeć dodatkowych, nowych ubrań. Ale dała SIEBIE. 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Becareful napisał(a):

Być może ojciec alkoholik, nie potriafił sobie poradzić, może z biedą, może z tworzeniem rodziny. Wiem, że nie można i nie chcę w jakikolwiek sosposób usprawdiwdliwiać takiej osoby. Ale wiem, że taka osoba nie poradziła sobie ze sobą, z chorobą i alkoholem. Wiem też, że takiej osoby tak na prawdę nie znamy do końca. 

 

 

Każdy alkoholik, kiedy się nie leczy, jest egoistą. Myśli tylko o butli. Tworzy okazje do picia nawet, gdy dostaje masę sygnałów, że swoim postępowaniem krzywdzi innych. 

Znam przeszłość mojego ojca i bardzo mu współczuje. Bardzo mi go żal, za to, jakie miał dzieciństwo, ale nie usprawiedliwia to jego egoizmu. Jako dorośli ludzie, niezależnie od tego jakie warunki chcąc czy nie zgotowali nam rodzice, musimy sami po nich posprzątać jako dorośli, bo inaczej życie jest trudne i boli. 

 

Moja doza wyrozumiałości skończyła się w dniu mojego ślubu,  który pamiętam jako wstyd i upokorzenie, po tatuś się postanowił napierd*olić po dwóch latach absencji nie wiadomo skąd. 

A lata chlania tak mu zblazowały mózg, że przez kilka dni po tym wspaniałym wydarzeniu wydzwaniał do mnie i darł mordę, że mam mu oddać 20 tys. , bo wesele było do dupy a my przepuściliśmy pieniądze.

Mieliśmy świetnych fotografów, a żadne zdjęcie ze ślubu nie jest u nas widoczne. To miał byc nasz dzień, a on go podeptał i wyrzucił do śmietnika. A ból du*y innych członków rodziny (też nie wiadomo skąd ten ból), sprawił, że nikt nam nie pomógł, tylko prawie wszyscy na nas wsiedli i do dziś nie widzą powodów, by przepraszać. 

Dzień ślubu zakończyły się dla mnie łzami, bo po prostu mnie to wszystko przerosło. Znów nie było mnie, była wóda. 

 

Przez lata jako typowe DDA się sama oszukiwałam "a może tym razem?" O jedno " a może?" było za dużo. 

Nigdy więcej. Nie ma u mnie czego szukać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Becareful napisał(a):

Mówię, że ma sens matka, która sama opiekowała się dziećmi (nawet jak była z mężem), strała się je wykarmić. Robiła to tak dobrze jak tylko potrafiła. Pracowała ciężko, akurat bardzo dużo, tak żeby załóżmy tą rodzinę alkoholową, mimio wszystko utrzymać, zapewnić jej los.

 

 

Przede wszystkim, nie każda kobieta musi chcieć mieć dzieci. Nie rozumiem dlaczego się nam to narzuca. Odpowiedzialność, to też nie branie sobie na głowę zobowiązania, jeżeli się wie, że nie ma się siły, albo po prostu się nie chce ich mieć. Wtedy nie ryzykuje się, że "jakoś to będzie" , a potem cierpią na tym dzieci. To jest dopiero nieodpowiedzialność.

 

Utrzymując rodzinę alkoholową popełniła błąd. Trzeba odciąć się od alkoholika i jak już samej utrzymywać dzieci. Poza tym nie samej, bo przecież są alimenty, a jak on nie ma z czego ich płacić, to tym bardziej powinna wiać. Bo ten bohaterski heroizm niczego dobrego nie wniesie. Zwłaszcza tym biednym dzieciom. 

2 godziny temu, Becareful napisał(a):

Mogę powiedzieć, że była osoba, która przy kresu życia własnej matki powiedziała jej, że była najwspanialszą matką. Ta matka nie zapewniała prezentów co wigilie, zajeć dodatkowych, nowych ubrań. Ale dała SIEBIE. 

 

 

To dobrze. bieda, to nie zawsze patologia. Może być biednie, bez prezentów ale zdrowo i bezpiecznie. Matka, która nie chce dziecka, nie da mu odpowiedniego wsparcia emocjonalnego, bo nie będzie miała tyle cierpliwości dla tego, że ono się rozwija,  a ten rozwój nie zawsze jest mlekiem i miodem płynący. Znam matki, które mają dość, a chciały mnieć dzieci i nie żałują, żer je mają, ale czasem mają ochotę wyskoczyć przez okno i różne myśli w kryzysie przychodzą. Chciały mieć dzieci tak naprawdę, więc więc ten stan nie jest jakiś dominujący. 

 

Jeżeli taka matka ma czasem dość, to wyobraź sobie jak eksplorujące jest rodzicielstwo i jak może przerosnąć kobietę, która nie chciała tych dzieci mieć. 

 

Rozbraja mnie lekkość z jaką mężczyźni wypowiadają się w tych tematach oceniając sytuacje kobiet. Może im łatwiej, bo pomimo, że mamy coraz więcej zaangażowany ojców, to wiadomo, że dziecko ostatecznie zazwyczaj chce do matki. Najczęściej nadal to on idzie do pracy, a ona zostaje w domu.  

 

2 godziny temu, Becareful napisał(a):

Ja powiem tak, niezwykle ciężko jest odnaleźć sens w rodzinie alkoholowej. Ciężko jest odnaleść sens w swoim życiorysie, w doświadczeniach, choćby tych, w których było się prześladowanym w szkole. Ale da się w tym odnaleść godność, zobaczyć rodziców w rodzicach, skonfrotwać się z tym. Poczuć prawdę. Nie trzeba zmieniać swojego życiorysu, udwać teraz kogoś kim się nie jest. Zajmować się rzeczami tak na prawdę nie swoimi. Być w nie swoim życiu.

 

Nie można odnaleźć sensu w ludzkiej głupocie. Bo na etapie, kiedy dorosły człowiek mający sygnały z zewnątrz się nie leczy a kobieta przy nim trwa, to jest głupie postępowanie. I nie ma tu żadnego sensu. Życie generalnie nie ma większego sensu. 

 

Odnaleźć siebie... główny cel życia każdego DDA. Ubrani w te wszystkie kokony nałożone przez ludzi nam najbliższych i otoczenie z czadem nie mamy do tego dostępu. Tak, popieram. Warto wrócić do siebie, tylko najpierw trzeba zadrzeć z siebie te kokony, które nam siebie samych przesłaniają. I można mieć pretensje do rodziców o to, że zamiast się kształtować i rozwijać jako pewna siebie jednostka codziennie szurasz twarzą w błocie w dodatku idąc z kamieniami w plecaku, które nam w niego włożono. No i oczywiście trzeba je jeszcze wyciągnąć. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze 🙂 

 

Generalnie ja nie mówiłem odnośnie kobiety, że ona ma ciężko, że ona ma mieć dzieci. Raczej chodziło mi o coś innego, nie do końca rozumiem skąd takie rozróżnienie na kobietę i mężczyznę. Jakby ci faceci tylko na złość kobietom robili. 
 

Może faktycznie jak się nie chce dzieci to po co je mieć. Po co się rodziłem jak mnie rodzice nie chcieli. Po co mam żyć jak mi się nie chce 🙂 

 

Tak mówiąc bardziej żartem, każdy może mieć inne zdanie. Może faktycznie trzeba winić rodziców, szukać ulgi i żyć sobie w przekonaniu że sobie z nieczynnym nie poradzę, a życie jest ciężkie 🙂 

 

Na koniec zaproponuje, mimo wszystko, wiersz Tadeusza Różewicza „Odnaleźć samego siebie”.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Becareful napisał(a):

 

Tak mówiąc bardziej żartem, każdy może mieć inne zdanie. Może faktycznie trzeba winić rodziców, szukać ulgi i żyć sobie w przekonaniu że sobie z nieczynnym nie poradzę, a życie jest ciężkie 🙂 

 

 

Sądzę, że wszelkie moje działania są przeciwieństwem Twojej pochopnej oceny. 

 

4 godziny temu, Becareful napisał(a):


 

Może faktycznie jak się nie chce dzieci to po co je mieć. Po co się rodziłem jak mnie rodzice nie chcieli. Po co mam żyć jak mi się nie chce 🙂 

 

Może? To znaczy, że według Ciebie lepie mieć pomimo, że się nie chce? Przecież to bez sensu. Większość wielu problemów wynika z tego, że jako dzieci nie czuliśmy się wystarczająco chciani. 

 

4 godziny temu, Becareful napisał(a):

Generalnie ja nie mówiłem odnośnie kobiety, że ona ma ciężko, że ona ma mieć dzieci. Raczej chodziło mi o coś innego, nie do końca rozumiem skąd takie rozróżnienie na kobietę i mężczyznę. Jakby ci faceci tylko na złość kobietom robili. 

 

Jako to nie? A to poniżej, to kto napisał? 🙂 Ja rozumiem, że to przykład, ale może warto podawać takie, które się emocjonalnie zna. Dlaczego nie napisałeś, że to ten biedny mężczyzna heroicznie wychowuje dzieci, bo nie wiem...,  został wdowcem na przykład? Faceci by się naprawdę mogli odczepić od przypisywania kobietom ról, w których chcieliby je widzieć, a na końcu od oceniania tych kobiet w tych rolach. To Wasza projekcja. 

 

7 godzin temu, Becareful napisał(a):

Mówię, że ma sens matka, która sama opiekowała się dziećmi (nawet jak była z mężem), strała się je wykarmić. Robiła to tak dobrze jak tylko potrafiła. Pracowała ciężko, akurat bardzo dużo, tak żeby załóżmy tą rodzinę alkoholową, mimio wszystko utrzymać, zapewnić jej los.

 

Być może mogła olać, mogła nie mieć dzieci, mogła nie zakładać rodziny. Ale wzieła odpowiedzialność. Wzieła odpowiedzialaność za to co ma i jakie to jest. 

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, HerShadow napisał(a):

Może? To znaczy, że według Ciebie lepie mieć pomimo, że się nie chce? Przecież to bez sensu.

 

Mi to się nie chce rano wstawać do pracy.

 

8 godzin temu, HerShadow napisał(a):

Jako to nie? A to poniżej, to kto napisał? 🙂 Ja rozumiem, że to przykład, ale może warto podawać takie, które się emocjonalnie zna.

 

To przykład jest taki, że ojca często nie było w domu bo musiał długo i ciężko pracować, aby utrzymać dom. A mamie się nie chciało znaleźć lepiej płatnej pracy lub dłużej pracować, żeby odciążyć ojca. Wolała siedzieć w domu i chodzić do kosmetyczki. 

 

8 godzin temu, HerShadow napisał(a):

Dlaczego nie napisałeś, że to ten biedny mężczyzna heroicznie wychowuje dzieci, bo nie wiem...,  został wdowcem na przykład?

 

Bo dla mnie kobieta jest ważniejsza od mężczyzny. Mężczyzna - co do zasady - może więcej znieść. Facetów jest mi mniej szkoda. Wbrew pozorom znam masę sytuacji rodzinnych, w których faceci ratują sytuacje niż ją rujnują. 

 

8 godzin temu, HerShadow napisał(a):

Faceci by się naprawdę mogli odczepić od przypisywania kobietom ról, w których chcieliby je widzieć, a na końcu od oceniania tych kobiet w tych rolach. To Wasza projekcja. 

 

Myślę, że nasza (facetów) projekcja jest taka, że o kobiety trzeba dbać. Pomagać im, troszczyć się o nie. Nie dopuszczać do ciężkich robót, do delegacji zagranicznych. Kobiety mają pełne prawo do studiowania, do pracy, prowadzenia auta, wychodzenia z domów, dowolnego ubierania się czy rozbierania, do brania rozwodów. Znam kobiety, które dobrze się sprawdzają na stanowiskach kierowniczych i facetom to nie przeszkadza, a nawet chwalą jak ktoś dobrze wykonuje pracę na danym stanowisku. 

 

Osobiście nie przeszkadzało by mi, aby kobieta była tzw. głową rodziny. Więcej i bardziej wymagająco pracowałaby, w tym więcej zarabiała, a ja pracowałbym na normlanej pracy i zajmowałbym się domem, gotowaniem, sprzątaniem, zakupami. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Becareful napisał(a):

 

Mi to się nie chce rano wstawać do pracy.

 

 

Wybacz, ale takie zdanie na forum, gdzie znajdują się osoby z depresją (w tym autorka) jest zwyczajnie szkodliwe i nie mam ochoty dalej w ten sposób rozmawiać, więc przestaję odpowiadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 10.01.2024 o 18:34, HerShadow napisał(a):

To ciekawe, bardzo przewrotne 🙂

Takie wnioski mój umysł ostatnio wygenerował 🙂 Tak trochę napiszę o sobie . 

Tak to do mnie dociera , że sens to jest bardzo indywidualna sprawa i w pełni  zrozumie go tylko ten w kim ten sens się narodził . W każdej chwili swojego życia nadajemy sens temu co robimy i uważamy to za słuszne i dobre dla nas na dany moment . Próbujemy nie generować sobie bólu . Nie rodzimy się czystą kartą ani też nie jesteśmy nieskończeni . Jesteśmy skończeni i ograniczeni tym co do nas dotarło z otaczającego nas świata i tym jakie to skutki wytwarzało w naszych ciałach , jakie programiki powstały , jak odbieramy i odtwarzamy to co do nas dociera . W każdej nowej chwili dociera do nas nowa informacja która dokłada się do reszty informacji które są zapisane i na ich podstawie powstaje wynik , jakaś myśl . Z powstałych myśli wybierzemy tą która wygra i będzie naszym nowym chwilowym sensem . Po jakimś czasie dociera do nas nowy pakiet informacji i okazuje się , że ten „stary” sens już przestał być aktualny i powstał nowy , tyle że zaczynamy uważać , że ten „stary” sens był błędem . Tu powstaje silna pułapka ocen , pretensji , złości , całej masy trudnych , często szkodliwych myśli , które zapominają , że ten „stary” sens był najlepszym jaki mogliśmy wybrać i wybraliśmy na dany moment . I to samo dotyczy innych ludzi , trudno jest porównywać zasoby nowego Windowsa ze starym DOSem a często tak robimy .  Często słyszę o akceptacji i wdzięczności , ja staram się tym właśnie kierować bo na razie nie widzę innego sensu 🙂 nie widzę korzyści z oceniania innych ludzi przez pryzmat moich zasobów , siebie też przestałem oceniać a jedynie uczę się myśleć , co mogę zrobić żeby sobie pomóc . Moje myśli powstają w ciele którego moje myśli nie wybierały , nie wybierały domu ani rodziny , to wszytko co mam jest zasobem który tworzy moje myśli i zadaniem tego całego systemu jest to żeby generować minimum cierpienia . 
Coraz częściej sobie myślę , że to kim jesteśmy jest wynikiem całego procesu życia ( niektórzy to nazywają Boskim planem ) i jeśli ocenianie , porównywanie , krytyka , pretensje służą nam do zrobienia kroku do przodu to czemu by ich nie używać ale jeśli są tylko źródłem smutku i żalu to może warto się dwa razy zastanowić i pogmerać trochę w swoim sposobie myślenia . 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, w mojej chorobie gdy było bardzo ciężko, pojawiła się myśl "to musi mieć jakiś sens". To była jedyna pozytywna myśl w danym momencie życia (choruję na wstrętne natrętne myśli i ciężką depresję), nie dawała mi spokoju, więc podążyłem za nią. Nie wiedziałem co oznacza ten sens, jak to zrozumieć, gdzie szukać informacji. Przestałem oglądać TV, słuchać radia (odrzucało mnie od tego bo pewne sceny, muzyka powodowały skojarzenia i choroba atakowała ze zdwojoną siłą). Wyciszyłem się i zaczęły przychodzić kolejne słowa, hasła. Wyszukiwałem te słowa w necie i powoli to zaczęło to przypominać logiczny kierunek. Od religii, poprzez ścisłą fizykę kwantową, do filozofii, apokryfów...

Mi w tym wszystkim wyłonił się Bóg (wspomniany plan Boga). Tego planu nigdy nie poznamy, ale im większą buduję relację z Bogiem, tym większy przychodzi spokój. Przez ostatnie kilka miesięcy budzę się w okolicach 3 w nocy. Wychodzę do łazienki zapalić mojego epapierosa i nagle przychodzą sceny i myśli, które mnie zabijają w chorobie, ale tym razem zupełnie inaczej je interpretuję, bez negatywnych emocji, trauma znika... To oczywiście moja ścieżka, ale ja się jej trzymam i jest coraz lepiej. Czasem w trakcie modlitwy poproszę o jakąś wskazówkę lub coś co mnie pocieszy i często zdarza się, że w kolejnym dniu (dniach) spotykam na swojej drodze przypadkową osobę, która daje mi słowa. Słowa, które czasem mnie wstrząsną a czasem powodują, że mam punkt zaczepienia do dalszych poszukiwań.

Bardzo się zmieniłem, nie potrafię kłamać, odrzuciłem to co mnie niszczyło, poczułem potrzebę pomagania innym.

Bardzo często zdarza mi się, że podchodzi do mnie osoba, którą znałem tylko z widzenia i zaczyna ze mną rozmawiać i zwierzać mi sie z problemów (o których nie miałem pojęcia). Po jakim czasie pytam ją dlaczego do mnie podeszła i słyszę " nie wiem ale w Twoim spojrzeniu, wyrazie twarzy był spokój, szczerość.."

Choroba, którą przeklinałem, zmienia moje życie (to tak jakby ten syf musiał mnie przemielić i zetrzeć na proch abym narodził się na nowo, w pełni świadomy..)

 

Jeżeli ktoś z was chce hejtować moją wiarę i to że wierzę w Boga, to proszę "daruj sobie". Zło karmi się złem... i rośnie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.01.2024 o 23:36, Robinmario napisał(a):

Tak to do mnie dociera , że sens to jest bardzo indywidualna sprawa i w pełni  zrozumie go tylko ten w kim ten sens się narodził . W każdej chwili swojego życia nadajemy sens temu co robimy i uważamy to za słuszne i dobre dla nas na dany moment .

 

Ostatnio z mężem o tym rozmawialiśmy i powiedział mniej więcej tę samą myśl. 🙂 Dodał jeszcze, że może to ja za dużo od życia wymagam. Ta myśl mnie zatrzymała, bo może faktycznie tak jest, ale nigdy nie pomyślałam, że może tak być.

Ode mnie zawsze z jednej strony dużo wymagano, a z drugiej przekonywano, że jestem głupia. Co jest z resztą straszną katorgą, bo ten sposób myślenia przecież przejmujemy i nieświadomi przez lata powtarzamy, a czasem do końca życia, jeżeli nie zainteresujemy się poprawą jakości swojego życia. 

 

Szczerze mówiąc ta myśl z jednej strony trochę mnie wyciszyła, ale z drugiej powoduje jakiegoś rodzaju... hmmm przygnębienie (?), że wszystko jest po nic. Nie ma w tym żadnej wyższej wartości. Jesteśmy kupą mięsa, którą kiedyś skonsumują inne małe organizmy... albo ogień... Trudna to dla mnie myśl, bo ja myśląc o pracy docelowej, zawsze chciałam, aby niosła ona jakiś wyższy cel dla świata. Oczywiście kiedy już to zajęcie znajdę, a tymczasem... wszystko może być po prostu zwyczajne? Dziwne uczucie. 🤷‍♀️

 

W dniu 11.01.2024 o 23:36, Robinmario napisał(a):

Po jakimś czasie dociera do nas nowy pakiet informacji i okazuje się , że ten „stary” sens już przestał być aktualny i powstał nowy , tyle że zaczynamy uważać , że ten „stary” sens był błędem . Tu powstaje silna pułapka ocen , pretensji , złości , całej masy trudnych , często szkodliwych myśli , które zapominają , że ten „stary” sens był najlepszym jaki mogliśmy wybrać i wybraliśmy na dany moment . I to samo dotyczy innych ludzi , trudno jest porównywać zasoby nowego Windowsa ze starym DOSem a często tak robimy . 

 

Świetne porównanie. 🙂

No tak, tak wygląda proces terapii, ale też chyba zmiany środowiska i wejście w samodzielne życie. Po prostu okazuje się, że mechanizmy, które nas chroniły, teraz nam szkodzą. 

 

W dniu 11.01.2024 o 23:36, Robinmario napisał(a):

Często słyszę o akceptacji i wdzięczności , ja staram się tym właśnie kierować bo na razie nie widzę innego sensu 🙂 nie widzę korzyści z oceniania innych ludzi przez pryzmat moich zasobów , siebie też przestałem oceniać a jedynie uczę się myśleć , co mogę zrobić żeby sobie pomóc . Moje myśli powstają w ciele którego moje myśli nie wybierały , nie wybierały domu ani rodziny , to wszytko co mam jest zasobem który tworzy moje myśli i zadaniem tego całego systemu jest to żeby generować minimum cierpienia . 
Coraz częściej sobie myślę , że to kim jesteśmy jest wynikiem całego procesu życia ( niektórzy to nazywają Boskim planem ) i jeśli ocenianie , porównywanie , krytyka , pretensje służą nam do zrobienia kroku do przodu to czemu by ich nie używać ale jeśli są tylko źródłem smutku i żalu to może warto się dwa razy zastanowić i pogmerać trochę w swoim sposobie myślenia . 

 

Ładnie to wszystko ująłeś.  Tak z dystansem. Dziękuję, że się podzieliłeś. 

To wszystko prawda. Ja to rozumiem doskonale, że można sobie zatruć życie nienawiścią i żalem. I bardzo bym chciala już mieć ten etap za sobą. Obecnie jestem w miejscu, w którym powiedzmy po częściowej utracie wzroku widzę jak się rzeczy mają w całej okazałości - zaniedbania, opuszczenia itd., i tak po prosru jestem zła, że osoby, które miały mie chronić nawaliły aż tak.  Nie chcę robić z tego projektu mojego życia i taplać się w nieszczęściu, ale jeszcze w tych kluczowych obszarach, które blokują mnie w ważnych sprawach, jak praca dobra dla mojego zdrowia, nie mam zupełnie czego się złapać, żeby to naprawić. Wiem już gdzie iść i co jest przyczyną, ale chyba jest to na tyle bolesne, że w bezwarunkowym odruchu bronię się na terapii. Tam dotrę. Martwi mnie cos innego - ślub. Wymazałam ten dzień z mojej pamięci. Nie wspominamy go, nie ma go. Co gorsza, na każdych ślubach ledwo się trzymam, bo wszystko do mnie wraca jakby to było wczoraj. Ten żal... boję się, że nigdy się go nie pozbędę. 

 

Cześć 🙂 Nie zamierzam hejtować. Sama miałam okres intensywnego bycia z Bogiem. Teraz jest...  tak sobie, bo chyba... nie wierzę, że On istnieje, ale to nie na ten wątek.

 

W dniu 12.01.2024 o 14:04, miL;) napisał(a):

Wyszukiwałem te słowa w necie i powoli to zaczęło to przypominać logiczny kierunek. Od religii, poprzez ścisłą fizykę kwantową, do filozofii, apokryfów...

 

Konkretnie podszedłeś do sprawy. Ale mi się podoba. Chociaż do fizyki kwantowej nie doszłam, to też mój styl działania. Szukanie konkretów. 

 

W dniu 12.01.2024 o 14:04, miL;) napisał(a):

Choroba, którą przeklinałem, zmienia moje życie (to tak jakby ten syf musiał mnie przemielić i zetrzeć na proch abym narodził się na nowo, w pełni świadomy..)

 

Brzmi wspaniale. 🙂  Ale czy to jest tak teraz, że faktycznie choroba nad Twoim życiem nie dominuje?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, HerShadow napisał(a):

Szczerze mówiąc ta myśl z jednej strony trochę mnie wyciszyła, ale z drugiej powoduje jakiegoś rodzaju... hmmm przygnębienie (?), że wszystko jest po nic. Nie ma w tym żadnej wyższej wartości. Jesteśmy kupą mięsa, którą kiedyś skonsumują inne małe organizmy... albo ogień... Trudna to dla mnie myśl, bo ja myśląc o pracy docelowej, zawsze chciałam, aby niosła ona jakiś wyższy cel dla świata.

Moim zdaniem to cieżką pracą chcemy sobie udowadniać jacy to jesteśmy ważni , podnieść poczucie wartości , sprawczości i wg mnie to nie ma nic w tym złego o ile nie szkodzi nam to za bardzo . A przygnębienie może się brać z myśli , że wiemy wszystko a tak nie jest ,ciągle się okazuje , że dowiadujemy się czegoś nowego , coś nas zaskakuje , jeśli jesteśmy na tym świecie to znaczy że jesteśmy temu światu potrzebni , może nie za bardzo rozumiemy dla czego i po co ale siła która przez wieki tworzy tak piękne i skomplikowane istnienia to nas też w tym swoim dziele potrzebuje , jesteśmy jej częścią , jesteśmy częścią życia które się dzieje 🙂 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, HerShadow napisał(a):

Obecnie jestem w miejscu, w którym powiedzmy po częściowej utracie wzroku widzę jak się rzeczy mają w całej okazałości - zaniedbania, opuszczenia itd., i tak po prosru jestem zła, że osoby, które miały mie chronić nawaliły aż tak.

Ja to myślę , że takie „odzyskiwanie wzroku” wcześniej czy później kończy się akceptacją . Jest taka książka „nie zaczęło się od Ciebie” i z czasem jak poszukasz głębiej to zdajesz sobie sprawę , że ludzie mieli niewielki wpływ na swoje zachowania , robili tak jak umieli a że urodziliśmy w nanym miejscu w danym czasie to zostaliśmy umiejscowienie między tymi trybikami które już pracują od wieków i bardzo powoli i z bólem zmieniają swoje zasady pracy, zrozumienie tego , odpuszczenie z refleksją w przyszłość , może pozwolić zacząć od nowa , z nowym nastawieniem  🙂 teraz ten Twój ból nie spowoduje zmiany w przeszłości ale może sprawić , że kolejne trybiki będą powodować  mniej bólu . 

13 godzin temu, HerShadow napisał(a):

To wszystko prawda. Ja to rozumiem doskonale, że można sobie zatruć życie nienawiścią i żalem.

Jest taki mnich którego lubię słuchać i jedną z jego anegdot jest taka , że jak życie obrzuci cię gównem to naucz się nie nosić go w kieszeniach tylko zakop je pod drzewem mango a będziesz się cieszyć słodkimi owocami 🙂 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.01.2024 o 00:37, HerShadow napisał(a):

Cześć 🙂 Nie zamierzam hejtować. Sama miałam okres intensywnego bycia z Bogiem. Teraz jest...  tak sobie, bo chyba... nie wierzę, że On istnieje, ale to nie na ten wątek.

 

 

Konkretnie podszedłeś do sprawy. Ale mi się podoba. Chociaż do fizyki kwantowej nie doszłam, to też mój styl działania. Szukanie konkretów. 

 

 

Brzmi wspaniale. 🙂  Ale czy to jest tak teraz, że faktycznie choroba nad Twoim życiem nie dominuje?

Z tym szukaniem, to jest tak: wszedłem w apokryfy i mnie zafascynowały (ta fascynacja odrywała mnie od choroby - chociaż na chwilę gasły okropne myśli), czytałem wielokrotnie bo to są trudne wskazówki. Zastanawiałem się, dlaczego nie zostawił prostszych, jaśniejszych słów.. i mnie olśniło - chodzi o to, że w takiej formie, wymagają indywidualnej interpretacji. Naszej osobistej interpretacji, odnoszącej się do naszego życia. I nagle część tekstów stała się jasna, przejrzysta.

Oczywiście potem pojawiają się wątpliwości i nagle wpada kolejna myśl i tak trafiłem na kwanty:-)

Jak chcesz dotknąć fizyki kwantowej to polecam: Nauka i wiara: Skąd się wzięły prawa fizyki? | prof. Krzysztof Meissner;

ten filmik ma niecałe 3 min. natomiast pełny wykład ma chyba niecałe 2h.

 

Czy choroba dominuje nad moim życiem? Dobre pytanie..

M moim przypadku, w apogeum choroby byłem wrakiem człowieka, nie istniałem, nie było ze mną kontaktu (chciałem się zab..ć) - tak wtedy choroba była moim życiem.

Od kiedy zacząłem: szukać Boga, zadawać pytania, szukać odpowiedzi, duuuużo czytać i słuchać wykładów.. zacząłem kontrolować chorobę. Jak się maksymalnie wyciszę i wsłucham w siebie, to czasem pojawiają się zaskakujące myśli. Ostatnio usłyszałem miły glos: "stary jeszcze musisz trochę wysprzątać swoje wnętrze, bo trochę jeszcze zostało syfu a potrzebne jest miejsce aby zmieścić więcej dobra.."

I zrozumiałem z czym jeszcze muszę skończyć:-)

nie jestem wariatem:-) moja lekarka wykluczyła również schizofrenię:-) 

Trzymaj się 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 14.01.2024 o 13:34, Robinmario napisał(a):

A przygnębienie może się brać z myśli , że wiemy wszystko a tak nie jest ,ciągle się okazuje , że dowiadujemy się czegoś nowego , coś nas zaskakuje , jeśli jesteśmy na tym świecie to znaczy że jesteśmy temu światu potrzebni , może nie za bardzo rozumiemy dla czego i po co ale siła która przez wieki tworzy tak piękne i skomplikowane istnienia to nas też w tym swoim dziele potrzebuje , jesteśmy jej częścią , jesteśmy częścią życia które się dzieje 🙂 

 

Miewam ostatnio gorsze dni i w którymś momencie pomyślałam sobie, że niezależnie od tego jaka będzie przyszłość i  tego, jak bardzo chcę lub nie tu być, czy też jaki i czy widzę sens istnienia, to i tak dupa, bo już istnieję.

To trochę wyrwane z kontekstu moich myśli i emocji, ale tak dokładnie sobie pomyślałam. 

 

Wzięło się to stąd, że od dłuższego już czasu wiele rzeczy ni obojętnieje, ale nie tak depresyjnie, tylko (to gotrzej) kwestia jakiegoś rodzaju zmęczenia, zgorzknienia, cynizmu. Niefajne połączenia, wiem. Nie leje się to jeszcze ze mnie, ale na pewno jest sporą częścią. 

 

Od momentu, kiedy dostrzegłam, że cała ta moja ambicja jest zbudowana  na ucieczce do czegoś - do lepszego życia, do niezależności ekonomicznej, do poczucia bezpieczeństwa w życiu, że obecnie to już nie pasuje do mojego życia, które zbudowałam, ciągle jestem zdezoriwntowana.


 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niechcący wysłał mi się niepełny post. Tu ciąg dalszy.

 

Jeżeli dana czynność nie prowadzi mnie do jakiegoś celu, nie służy krótkoterminowemu celowi, nie jestem w stanie się nad nią zatrzymać. Czuję próżnię. Czuję się depresyjnie, nie mam żadnej motywacji aby podjąć działania, choć chce. Nie mogę się w tym odnaleźć. 

Z pracą to tak typowo, dla DDA - albo wielki sukces, albo nic. Znów wiem, że nic z dnia na dzień, że przeciętna praca też jest ok. ale nie, nie działa to. Wpadam w jakąś matnię. Nie ma kryzysu, to nie ma potrzeby. Nie ma potrzeby, to nie ma działania. Nie wiem od czego to zależy, że kompletnie nie mogę się włączyć do zwykłej systematycznej pracy. Mam poczucie jakbym marnowała cenny czas, a przecież jest dokładnie odwrotnie. 😕 

 

M. in. dlatego moja działalność prawdopodobnie spotka się z zamknięciem.  

 

W dniu 14.01.2024 o 13:54, Robinmario napisał(a):

Ja to myślę , że takie „odzyskiwanie wzroku” wcześniej czy później kończy się akceptacją . Jest taka książka „nie zaczęło się od Ciebie” i z czasem jak poszukasz głębiej to zdajesz sobie sprawę , że ludzie mieli niewielki wpływ na swoje zachowania , robili tak jak umieli a że urodziliśmy w nanym miejscu w danym czasie to zostaliśmy umiejscowienie między tymi trybikami które już pracują od wieków i bardzo powoli i z bólem zmieniają swoje zasady pracy, zrozumienie tego , odpuszczenie z refleksją w przyszłość , może pozwolić zacząć od nowa , z nowym nastawieniem  🙂 teraz ten Twój ból nie spowoduje zmiany w przeszłości ale może sprawić , że kolejne trybiki będą powodować  mniej bólu . 

 

To wszystko prawda. Najtrudniejsze jest to, że wiedza jak to działa, nie wystarczy. Jakiś proces musi się zadziać, żeby tak było i wejście na drogę tego procesu jest najtrudniejsze, bo do tej pory, chodzi człowiek po ciemku. I w takim miejscu jestem - kurtyna opadła. Dostrzegłam przyczyny mojego  parcia do przodu i zauważyłam, że w ogóle tak jest, że poprzez to uciekałam od czegoś do czegoś. Ale wiem jak to po nowemu zrobić zwłaszcza, kiedy nagle dopada mnie ten marazm, kiedy przychodzi robić coś ot tak. dla rozwoju, przyjemności.

 

W dniu 14.01.2024 o 13:54, Robinmario napisał(a):

Jest taki mnich którego lubię słuchać i jedną z jego anegdot jest taka , że jak życie obrzuci cię gównem to naucz się nie nosić go w kieszeniach tylko zakop je pod drzewem mango a będziesz się cieszyć słodkimi owocami 🙂 

 

Ładnie brzmi. 🙂 Mam dystans do takich cytatów, bo są często górnolotne i głębokie i oczywiście nie twierdzę, że nie mają przesłania, ale aby człowiekowi udało się tak postąpić, mieć naprawdę dobre narzędzia. Są też sytuacje, w których okoliczności tak się nakładają, że prawie niemożliwe jest wyjść z błędnego koła trudności życiowych. 

W dniu 15.01.2024 o 10:18, miL;) napisał(a):

Czy choroba dominuje nad moim życiem? Dobre pytanie..

M moim przypadku, w apogeum choroby byłem wrakiem człowieka, nie istniałem, nie było ze mną kontaktu (chciałem się zab..ć) - tak wtedy choroba była moim życiem.

Od kiedy zacząłem: szukać Boga, zadawać pytania, szukać odpowiedzi, duuuużo czytać i słuchać wykładów.. zacząłem kontrolować chorobę. Jak się maksymalnie wyciszę i wsłucham w siebie, to czasem pojawiają się zaskakujące myśli. Ostatnio usłyszałem miły glos: "stary jeszcze musisz trochę wysprzątać swoje wnętrze, bo trochę jeszcze zostało syfu a potrzebne jest miejsce aby zmieścić więcej dobra.."

I zrozumiałem z czym jeszcze muszę skończyć:-)

nie jestem wariatem:-) moja lekarka wykluczyła również schizofrenię:-) 

Trzymaj się 🙂

 

 

Kiedyś też miałam taki etap, kiedy czułam, że tylko trzymanie się Boga nie pozwoli mi się poddać, bo inaczej będzie naprawdę źle. 

Pomogło, naprawdę trzymanie się kościoła i wiary dało mi wiele siły. Problem jednak jest w tym, że ja pod tym wszystkim nie do końca mi się to wszystko zgadza. Dużo reguł, całkiem sensownych nawet, ale jak zaczniemy dopytywać, to nie nie szczególnie są odpowiedzi. Mam tu oczywiście na myśli duchownych, a życie nie jest czarno białe. 

Poza tym przez ładnych kilka lat instytucją mnie skutecznie do siebie zniechęciła, choć miałam  dużo dozę wyrozumiałości - że przecież nie można wszystkich mierzyć jedną miarą. Dlaczego wszyscy mają cierpieć za błędy poszczególnych osób. Ale postępowanie instytucji mi się nie podoba pod wieloma względami. 

A Bóg... jeżeli jakiekolwiek życie po śmierci istnieje,  to i tak pewnie pójdę do piekła albo będę męczyć się w czyśćcu po wieki.  Są rzeczy, z którymi nie zgadzam się, że są grzechem i nie jestem w stanie się ich wystrzegać, bo to będzie nieprawdziwe, wbrew sobie i co najważniejsze nietrwałe. 

 

Nie będę tu absolutnie Cię krytykować czy oceniać. Rozumiem i szanuję taki wybór. 

Ja po prostu do końca tego nie czuję. Myślę, że było to pomocne dawniej dla mnie, bo naprawdę bardzo potrzebowałam wierzyć, że istnieje ktoś na świecie, komu na mnie zależy. Przyznam szczerze, że gdybym po tych kilku latach ponownie znalazła się w podobnej sytuacji, to nie wiem jak bym sobie poradziła, bo tym razem wiara by nie dała rady/ 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, 

 

poruszę temat wiary / religi - chrześcijańskiej, który został tu wywołany. Uważam, mimo wszystko, że jest to temat ważny. Ogólnie jesteśmy Polakami, wychowaliśmy się w takiej tradycji, w jakiej się wychowaliśmy i w większości wiążę się ona z religią. Na pewną jesteśmy z różnych domów, gdzie wiara mogła być bardziej dostępna lub też były takie rodziny gdzie jej nie było. 

 

Wiemy, że na siłę nie da się kogoś zmusić do wiary. Jest to też napisane w samej Biblii. Nie ma konieczności bycia wierzącym czy, że 'trzeba chodzić do Kościoła'. Można rozdzielić wiarę od religii, od instytucji, od ludzi zakonnych, można też scharakteryzować pewny schemat życia, jaki proponuje Nowy Testament. 

 

Ogólnie, jeśli tak było, że wychowaliśmy się w pewnej tradycji, a np. teraz 'świat' przekazuje nam inne wartości, czy wytyka błędy religii. Również 'wyzywala' z konieczności bycia w jakiekolwiek wiarze. To może powodować, że młodzi ludzie (czy już nieco starsi) mogą czuć się zagubieni. Przecież teraz się pisze o Kościele, że to mafia, że złodzieje, że wyzysk, że pedofile, itp. itd. Słysząc to hmm w telewizji (?), na instagramie - człowiek naturalnie się odsuwa, jakby pod naciskiem tych słów. 

 

W końcu można powiedzieć, że w sumie religia jest przeszłością, że to zacofany system i przede wszystkim niemodny. Praktycznie chodzi tu wyłącznie o wiarę Katolicką. Stwierdzenie, że coś jest nie tak z Katolicyzmem jest oczywiście - w pełni prawdzie. Jest to temat wielowątkowy. Przede wszystkim tworzą ten system ludzie, a w Polsce np. ludzie starsi pozostawiają wiele do życzenia, wręcz można rzec, że nie spełniają swojej funkcji społecznej jako osoby bardzo doświadczone i teoretycznie powinny być mądre (widzimy, że są masą którą można łatwo omotać). 

 

Pytanie jest czy ktoś celowo uderza w Kościół? Prowadzi kampanie anty - kościół? Czy ktoś ma na celu odsunięcie Kościoła? Czy on coś blokuje, utrudnia? A jeśli tak, to warto zadać pytanie dlaczego tak się dzieje i kto za tym może stać.

 

Można się też zastanowić, czy artykuły będące na portalach internetowych przykładowo: "Babcie z Europy" jeżdżą po seks do Afryki. Ile kosztuje czarnoskóry kochanek?" , "Seks analny krok po kroku", kształtują światopogląd, wpływają na osoby młode? Skąd jest zgoda na takie i tym podobne artykuły?

 

Artykuły pojawiają się dlatego, że jest na to przyzwolenie. Ogónie, żeby takie przyzwolenie było musi być zmienieniony światopogląd, a przede wszystkim system wartości. Nie jest łatwo zmienić system wartości, dlatego trzeba zmienić lub wręcz zniszczyć autorytety, dzięki temu dalszą moralność. W tedy np. skok w bok, jest ok.

 

Taki styl życia - bez systemu wartości, może powodować, że po co z kimś mam być, jak jest łatwiej kogoś zmienić. Przecież mogę robić co chcę, mogę przyjmować różne tożsamości. Skutki takich decyzji mogą być drastyczne. 

 

Mógłbym na ten temat porozmawiać trochę więcej, nie wiem czy komuś taka "wiedza" się przyda i czy w czymś pomoże. Ja uważam, że jest to ważny temat i można mieć różne uczucia w tym względzie. Gdzieś jest też kontrowersyjny, jednak ja nie zachęcam do polemiki, a do ewentualnej refleksji. 

 

Na koniec dodam, że bylem wczoraj w Kościele w jednym z największych miast i okazało się, że jest pełny ludzi. Przede wszystkim pełny młodych. Czy to dobrze czy to źle? Nie wiem, natomiast w telewizji mówią, że "ludzie hurtowo wypisują się z Kościołów", więc takie lekkie zaskoczenie. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To że świat/ludzie są manipulowani na masową skalę, to jest fakt oczywisty. Obecnie media masowego przekazu,www,itp. Ten szybki, prosty, czasem prostacki sposób przekazywania informacji ma na celu nas spłycić i przygotować na kolejny etap spłycania, odrywania od wartości, pogłębionej analizy. Główną chorobą wysoko cywilizowanych społeczeńst w kolejnych latach będzie depresja I podobne zaburzenia - przypadek? Bóg jest niemodny, nie jest wart naszej uwagi bo stawia fundamentalne pytania przed człowiekiem, a ludzie chcą prostego przyjemnego świata..  Tylko historia uczy, że taka droga do niczego nie prowadzi. Bóg jest pase.. a w Europie dymią kominy w których spalane szczątki nienarodzonych.. I to już jest ok dla nowoczesnego człowieka..

W chwili refleksji polecam wykład prof Hallera w toważystwie Zanussiego.  Tam są stawiane pytania, i jest sporo najnowszej naukowej wiedzy o Wszechświecie..  

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×