Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam się i coś o mnie 😁


hopefully.00

Rekomendowane odpowiedzi

Hejo , na forum już jestem jakiś czas ale postanowiłem trochę opisać swój przypadek i co takiego się stało że postanowiłem na jakiś dłuższy czas tu zagościć.

Jeżeli chodzi o mnie to mam na imię Patryk , wiek 23 lata 

Z zaburzeniami psychicznymi zmagam się w sumie już jakieś prawie 6 lat , w końcówce 2017 roku zaczęły się pierwsze stany depresyjne z powodu pierwszego roku w technikum ,od początku pierwszej klasy towarzyszył mi silny lęk dotyczący tego że sobie nie poradzę , że nie zdam egzaminów za 3 lata i wogole takie pierdoły które teraz dla mnie są śmieszne ,największy mój błąd wtedy zbagatelizowanie tematu przez samego siebie ale i przez nauczycieli i obecnego tam psychologa który mówieniem zajmij się czymś , róg.to co lubisz i że mam się nie stresować to odkrył Amerykę także i z tego zrezygnowałem w uj , no i pojawiły się stany depresyjne które w różnym nasileniu trwały sobie przez wszystkie lata technikum i utrwałały mi się ,były dni że funkcjonowałem całkiem okej ale były dni że przychodziłem ze szkoły i spałem bo nie miałem.na.mic siły tylko myślenie depresyjne i nic więcej , przyszedł rok 2020 koniec szkoły i mega zjazd , pamiętam wizja pracy mnie mocno przeraziła , byłem tak rozjebany psychicznie że miałem dwa wyjścia albo się zajebac albo iść na terapię i do psychiatry ,jak to czytacie to wybrałem do drugie , pamiętam miałem zbyt duże oczekiwania względem leków i terapii , miałem wrażenie że szybko sobie poradzę , ale niestety leczenie nie wygląda tak prosto , leki pomogły mi nieznacznie , duża część pracy robiłem na terapii , i tak przez no prawie już 3 lata wychodziłem z tego bagna , ułożyłem swoje życie , zacząłem się cieszyć życiem i pod koniec 2022 juz czułem się odmieniony , myślałem że to już za mną.

Niestety w lutym tego roku nabawiłem się stanów lękowych , pojawiły się myśli natrętne które mówiąc w skrócie mnie rozjebaly , czułem się jakbym się cofnął o 3 lata wstecz , totalna masakra,stany lękowe to dla mnie nowość , wiadome lęk jakiś tam odczuwałem w technikum ale był tak głównie niepokój.

Obecnie nowy psychiatra inny lek zupełnie ,nie jest mi łatwo , myśli mnie potrafią zdołować , znorac po ziemi ale już po miesiącu jest troszkę lepiej.Narazie ciężko mi się z tym wszystkim oswoić , mam nadzieję że i z tym sobie poradzę i wygram ta walkę ze samym sobą.Ciezko mi się pogodzić narazie z samym sobą , że kiedyś nie poszedłem odrazu po pomoc tylko zwlekałem i mam to na własne życzenie , to chyba najcięższe wybaczenie sobie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajjj ja w sumie dość podobny przypadek, tez nie poszlam po pomoc, ale w sumie nie ma gwarancji zeby zjazdy i tak nie wrocily albo zeby od razu sie wyszlo i wszystko pieknie, Wiec szkoda czasu na myslenie o bledach i zadreczaniu sie. Ty przynajmniej gadales z psychologiem w szkole! to juz cos, szkoda ze to on zbagatelizowal problem widocznie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Dalja napisał(a):

Witajjj ja w sumie dość podobny przypadek, tez nie poszlam po pomoc, ale w sumie nie ma gwarancji zeby zjazdy i tak nie wrocily albo zeby od razu sie wyszlo i wszystko pieknie, Wiec szkoda czasu na myslenie o bledach i zadreczaniu sie. Ty przynajmniej gadales z psychologiem w szkole! to juz cos, szkoda ze to on zbagatelizowal problem widocznie

Prawda , ja od dziecka byłem lękowy jako jedyny , mam 3 siostry i mama a tata miał wypadek śmiertelny więc od 9 roku byłem wychowywany w środowisku kobiet bez wzorców ojcowskich i byłem jak paczek w maśle ,jeżeli chodzi o mnie zaburzenia lękowe to byłem wręcz skazanyy , a rodzina chcąc dla mnie dobrze mówiąc mi że mam się ruszyć i coś robić to wbijała mi sztylet w plecy bo ja bardzo chciałem żyć normalnie ale się nie dało , teraz już cała rodzina mnie wspiera mówię o tym głośno

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć Patryku
Cieszę się że opisałeś swoją historię. Domyślam się że nie było i nadal nie jest Ci łatwo ale pamiętaj że tutaj zawsze możesz znaleźć pomoc. Życzę dużo spokoju.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Dalja napisał(a):

O Boże jak mi przykro z powodu twojego taty:( :(:(:(:( nie moge, nie wyobrazam sobie jakbym ja miala sobie poradzic. Jestes bardzo silną osobą!!

Tak miałem 9 lat ,najbardziej przeżyłem śmierć taty ponieważ byłem związany najbardziej , mało pamiętam z tego okresu , pamiętam tylko moment gdy dowiedziałem się o tym , takiefo czegoś nie da się zapomnieć ... Moja mama potem radziła sobie z wychowaniem naszej 4 sama a w dodatku opiekowała się babcia , nigdy nie chorowała na żadne zaburzenia psychiczne , zawsze dawała radę ,czasami się dziwie jak takie rzeczy nie ruszają takich osób a moja mama to również po części wrażliwą osoba 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

to nie nasza wina, jedni maja silna psychike inni slaba. Dlatego jednego nie zniszczy najgorsze jak twojej mamy co jest silnym czlowiekiem jak bohater. A innych delikatne trudnosci juz wykoszą, jak np mnie co nie ma zadnych powodow a jednak depra sie pojawila. Interesujace, ale mysle ze to geny i podatnosc psychiki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Dalja napisał(a):

to nie nasza wina, jedni maja silna psychike inni slaba. Dlatego jednego nie zniszczy najgorsze jak twojej mamy co jest silnym czlowiekiem jak bohater. A innych delikatne trudnosci juz wykoszą, jak np mnie co nie ma zadnych powodow a jednak depra sie pojawila. Interesujace, ale mysle ze to geny i podatnosc psychiki

Tak ,u mnie depresja zakrywała moje wnętrze , pamiętam siebie z okresu mocno depresyjnego to miałem tak wyjebane na wszystko, pracowałem.nawet okresowo jako grabarz , brałem udział w pogrzebach , nawet jeździłem po nieboszczyków i czasem widxialem jak są ubierani ,nic mnie nie ruszało , na pogrzebach nawet nie uroniłem łzy a czasem były mega przykre , teraz przy lęku potrafię zobaczyć w internecie coś złego i potrafi mnie dany obraz i myśl męczyć przez długi czas , teraz nie byłoby szans żebym pracował w tym fachu , weszło by mi to na głowę 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też mam wyrzuty do siebie że późno udałem się po pomoc bo mając dopiero 26 lat, a stany lękowe męczyły mnie od liceum. Dużo bagna w moim życiu się zadziało od tego czasu, bo teraz mam 32 i za sobą rozwód, uzależnienie od xanaxu i obecnie udaje się na dzienną terapię, z która wiąże duże nadzieję. Pocieszam się że nigdy nie jest za późno i 32 lata to jeszcze nie stary wiek, więc wszystko powinno się dać naprawić. 

Edytowane przez Regular. M

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Regular. M napisał(a):

Też mam wyrzuty do siebie że późno udałem się po pomoc bo mając dopiero 26 lat, a stany lękowe męczyły mnie od liceum. Dużo bagna w moim życiu się zadziało od tego czasu, bo teraz mam 32 i za sobą rozwód, uzależnienie od xanaxu i obecnie udaje się na dzienną terapię, z która wiąże duże nadzieję. Pocieszam się że nigdy nie jest za późno i 32 lata to jeszcze nie stary wiek, więc wszystko powinno się dać naprawić. 

nie powinno, tylko da sie, a raczej naprawi sie ;) czyli ja ty i autor wszystkich zlapalo jak sie zaczal wiek liceum. Jak sie zaczyna zycie doroslego. I wszyscysmy zlekcewazyli

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Dalja napisał(a):

nie powinno, tylko da sie, a raczej naprawi sie ;) czyli ja ty i autor wszystkich zlapalo jak sie zaczal wiek liceum. Jak sie zaczyna zycie doroslego. I wszyscysmy zlekcewazyli

Dokładnie, w okresie liceum się zaczęło, zwlekałem niestety wiele lat z terapią i leczeniem, wiele złych rzeczy bym uniknął, gdybym wcześniej się zabrał za problem, ach, mądry człowiek po szkodzie... 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Regular. M napisał(a):

Dokładnie, w okresie liceum się zaczęło, zwlekałem niestety wiele lat z terapią i leczeniem, wiele złych rzeczy bym uniknął, gdybym wcześniej się zabrał za problem, ach, mądry człowiek po szkodzie... 

Niestety , ale trzeba się z tym pogodzić ,piękne dni jeszcze przed nami ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, p_jarecki00 napisał(a):

Niestety , ale trzeba się z tym pogodzić ,piękne dni jeszcze przed nami ;)

Tym się pocieszam, że mimo że już po 30 to jeszcze dobre dni przede mną ;) bo jeszcze rok temu miałem poczucie że moje życie się skończyło. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W dniu 12.05.2023 o 06:20, Regular. M napisał(a):

Tym się pocieszam, że mimo że już po 30 to jeszcze dobre dni przede mną ;) bo jeszcze rok temu miałem poczucie że moje życie się skończyło. 

 

Cześć,

czytam Wasze historie i czuje się jakbym czytał o sobie..

Jestem trochę starszy od Was ale wszystko zaczęło się w dzieciństwie, potem szkoła, nieukończone studia, związki... (dopiero teraz mam tego świadomość).Zawsze odczuwałem, że jestem inny, bardziej przeżywam, dziwne pytania w mojej głowie, zamiast gadać o pierdołach to ja szukałem "sensu". W wieku 25lat wszystko zaczęło się układać, spotkałem miłość mojego życia, praca, awanse, to był cudowny rok a potem jedna informacja która mnie załamała, prysły marzenia...

Ale postanowiłem, że dam radę, że udźwignę. I zasuwałem, stres, skończyłem studia, duża kariera, dzieci, wybudowałem dom.. byłem spełniony ale nie zauważyłem, że relacje się rozmyły. I 2 lata temu spadła na mnie depresja z milionem natrętnych okropnych myśli. Sporo leków  ale nie działały lub przestawały działać. Przez te 2 lata, budziła mnie myśl "jest już za późno", "jesteś nikim", zaczęły przychodzić sceny z mojego życia. Straszny lęk, ból psychiczny, czułem się jakbym był sam na świecie i podszepty w głowie "skończ to", "zab...j się". Łaziłem nocami po 2-3 godziny bez świadomości czasu, że idę, gdzie bylem. Widziałem twarze tych, którzy mnie skrzywdzili (i ten strach i ból z przeszłości) i twarze Tych, których ja skrzywdziłem (wcześniej niemiałem świadomości, że to co zrobiłem/powiedziałem lub czego nie zrobiłem, mogło te osoby skrzywdzić). W końcu chciałem to zrobić, noc, drzewo w moim ogrodzie i lina. Już stałem, z pętlą, moje dwa psy szalały, szarpały mnie za spodnie i ten glos w głowie "skończ to. Naprawdę chciałem to zrobić ale przyszedł taki obraz "rano moje dzieci wychodzą przed dom i w głębi ogrodu widzą wiszącą postać.." tylko dlatego tego nie zrobiłem. W tej chorobie poprzez przychodzące natręctwa (myśli i obrazy) odkryłem prawdę z przed lat (puzzle zdarzeń miesiąc po miesiącu się układały i w końcu się ułożyły). Masakra, trauma, depresja i obok osoba która ma z tym związek. Lekarce (świetna kobieta) powiedziałem, że ja z tego nigdy nie wyjdę, a Ona "życie Panie M..". Tylko pespektywa takiego życia mnie przerażała.

W chorobie odrzuciło mnie od TV, netu, radia, wszelkich zainteresowań... więc miałem kilka kolejnych beznadziejnych godzin dziennie tylko dla siebie i choroby. I tak przesiadywałem wieczorami i w week w moim drewnianym domku narzędziowym i myślałem.. i zaczęły przychodzić (też)  inne myśli "to wszystko ma sens", "w życiu nie ma przypadków", poszukaj sensu". to były jedyne chwile, w których czułem namiastkę czegoś co jest "dobre".  potem przychodziły w myślach słowa, zwroty "fizyka kwantowa", "wszechświat", "przebaczenie" i inne (wiem - bez sensu). Nie rozumiałem tego ale zacząłem za nimi podążać, pogodziłem się z netem i zacząłem wyszukiwać w przeglądarce tych słów. Fizyka kwantowa (jestem humanistą..) zafascynowała mnie (niemiałem świadomości, że ta dziedzina zmienia dotychczasowe postrzeganie tego co nas otacza i czasu, że stawia fundamentalne pytania i sens czegokolwiek) z pozostałych haseł wyłonił się Bóg.. (nie chcę nikogo nawracać, opisuję tylko to co przeżyłem i przeżywam) i te dwa światy nauki i Boga zaczęły się łączyć a im bardziej w to wchodziłem, tym bardziej czułem "ciepło" w duszy/głowie? No i uczę się budować relację z Bogiem (taka zwyczajna rozmowa w głębi siebie) i próba zrozumienia po co to wszystko (życie, cierpienie, nasza gonitwa..). Od kilku tygodni jest u mnie lepiej a im bliższa relacja tym jest lepiej. Zauważyłem też, że cały bród życia, który nas rok po roku oblepia coraz grubiej, stopniowo zaczął się odlepiać (zrezygnowałem z wielu "przyzwyczajeń" i zrozumiałem że mnie niszczyły. 

Opisałem w skrócie moja historię tylko po to aby powiedzieć, że zawsze jest nadzieja, że naszym celem jest walka o siebie i o sens.

Nauczyłem się też przebaczać (to chyba najtrudniejsze.

Jestem też obecnie) szczery do bólu, zrzuciłem wszystkie maski. To czasem utrudnia życie, ale ja czuję się z tym znacznie lepiej.

Trzymajcie się!:-) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

43 minuty temu, miL;) napisał(a):

 

Cześć,

czytam Wasze historie i czuje się jakbym czytał o sobie..

Jestem trochę starszy od Was ale wszystko zaczęło się w dzieciństwie, potem szkoła, nieukończone studia, związki... (dopiero teraz mam tego świadomość).Zawsze odczuwałem, że jestem inny, bardziej przeżywam, dziwne pytania w mojej głowie, zamiast gadać o pierdołach to ja szukałem "sensu". W wieku 25lat wszystko zaczęło się układać, spotkałem miłość mojego życia, praca, awanse, to był cudowny rok a potem jedna informacja która mnie załamała, prysły marzenia...

Ale postanowiłem, że dam radę, że udźwignę. I zasuwałem, stres, skończyłem studia, duża kariera, dzieci, wybudowałem dom.. byłem spełniony ale nie zauważyłem, że relacje się rozmyły. I 2 lata temu spadła na mnie depresja z milionem natrętnych okropnych myśli. Sporo leków  ale nie działały lub przestawały działać. Przez te 2 lata, budziła mnie myśl "jest już za późno", "jesteś nikim", zaczęły przychodzić sceny z mojego życia. Straszny lęk, ból psychiczny, czułem się jakbym był sam na świecie i podszepty w głowie "skończ to", "zab...j się". Łaziłem nocami po 2-3 godziny bez świadomości czasu, że idę, gdzie bylem. Widziałem twarze tych, którzy mnie skrzywdzili (i ten strach i ból z przeszłości) i twarze Tych, których ja skrzywdziłem (wcześniej niemiałem świadomości, że to co zrobiłem/powiedziałem lub czego nie zrobiłem, mogło te osoby skrzywdzić). W końcu chciałem to zrobić, noc, drzewo w moim ogrodzie i lina. Już stałem, z pętlą, moje dwa psy szalały, szarpały mnie za spodnie i ten glos w głowie "skończ to. Naprawdę chciałem to zrobić ale przyszedł taki obraz "rano moje dzieci wychodzą przed dom i w głębi ogrodu widzą wiszącą postać.." tylko dlatego tego nie zrobiłem. W tej chorobie poprzez przychodzące natręctwa (myśli i obrazy) odkryłem prawdę z przed lat (puzzle zdarzeń miesiąc po miesiącu się układały i w końcu się ułożyły). Masakra, trauma, depresja i obok osoba która ma z tym związek. Lekarce (świetna kobieta) powiedziałem, że ja z tego nigdy nie wyjdę, a Ona "życie Panie M..". Tylko pespektywa takiego życia mnie przerażała.

W chorobie odrzuciło mnie od TV, netu, radia, wszelkich zainteresowań... więc miałem kilka kolejnych beznadziejnych godzin dziennie tylko dla siebie i choroby. I tak przesiadywałem wieczorami i w week w moim drewnianym domku narzędziowym i myślałem.. i zaczęły przychodzić (też)  inne myśli "to wszystko ma sens", "w życiu nie ma przypadków", poszukaj sensu". to były jedyne chwile, w których czułem namiastkę czegoś co jest "dobre".  potem przychodziły w myślach słowa, zwroty "fizyka kwantowa", "wszechświat", "przebaczenie" i inne (wiem - bez sensu). Nie rozumiałem tego ale zacząłem za nimi podążać, pogodziłem się z netem i zacząłem wyszukiwać w przeglądarce tych słów. Fizyka kwantowa (jestem humanistą..) zafascynowała mnie (niemiałem świadomości, że ta dziedzina zmienia dotychczasowe postrzeganie tego co nas otacza i czasu, że stawia fundamentalne pytania i sens czegokolwiek) z pozostałych haseł wyłonił się Bóg.. (nie chcę nikogo nawracać, opisuję tylko to co przeżyłem i przeżywam) i te dwa światy nauki i Boga zaczęły się łączyć a im bardziej w to wchodziłem, tym bardziej czułem "ciepło" w duszy/głowie? No i uczę się budować relację z Bogiem (taka zwyczajna rozmowa w głębi siebie) i próba zrozumienia po co to wszystko (życie, cierpienie, nasza gonitwa..). Od kilku tygodni jest u mnie lepiej a im bliższa relacja tym jest lepiej. Zauważyłem też, że cały bród życia, który nas rok po roku oblepia coraz grubiej, stopniowo zaczął się odlepiać (zrezygnowałem z wielu "przyzwyczajeń" i zrozumiałem że mnie niszczyły. 

Opisałem w skrócie moja historię tylko po to aby powiedzieć, że zawsze jest nadzieja, że naszym celem jest walka o siebie i o sens.

Nauczyłem się też przebaczać (to chyba najtrudniejsze.

Jestem też obecnie) szczery do bólu, zrzuciłem wszystkie maski. To czasem utrudnia życie, ale ja czuję się z tym znacznie lepiej.

Trzymajcie się!:-) 

Dobrze ze zmieniłeś decyzję w ostatniej chwili i nie zrobiłeś tego co miałeś zrobić, bo dla dzieci byłoby to na prawdę traumatyczne. Cieszy bardzo że odnajdujesz sens, jak widać nigdy nie jest za późno. Bardzo zaintrygowałeś mnie tą fizyką kwantową. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, miL;) napisał(a):

 

Cześć,

czytam Wasze historie i czuje się jakbym czytał o sobie..

Jestem trochę starszy od Was ale wszystko zaczęło się w dzieciństwie, potem szkoła, nieukończone studia, związki... (dopiero teraz mam tego świadomość).Zawsze odczuwałem, że jestem inny, bardziej przeżywam, dziwne pytania w mojej głowie, zamiast gadać o pierdołach to ja szukałem "sensu". W wieku 25lat wszystko zaczęło się układać, spotkałem miłość mojego życia, praca, awanse, to był cudowny rok a potem jedna informacja która mnie załamała, prysły marzenia...

Ale postanowiłem, że dam radę, że udźwignę. I zasuwałem, stres, skończyłem studia, duża kariera, dzieci, wybudowałem dom.. byłem spełniony ale nie zauważyłem, że relacje się rozmyły. I 2 lata temu spadła na mnie depresja z milionem natrętnych okropnych myśli. Sporo leków  ale nie działały lub przestawały działać. Przez te 2 lata, budziła mnie myśl "jest już za późno", "jesteś nikim", zaczęły przychodzić sceny z mojego życia. Straszny lęk, ból psychiczny, czułem się jakbym był sam na świecie i podszepty w głowie "skończ to", "zab...j się". Łaziłem nocami po 2-3 godziny bez świadomości czasu, że idę, gdzie bylem. Widziałem twarze tych, którzy mnie skrzywdzili (i ten strach i ból z przeszłości) i twarze Tych, których ja skrzywdziłem (wcześniej niemiałem świadomości, że to co zrobiłem/powiedziałem lub czego nie zrobiłem, mogło te osoby skrzywdzić). W końcu chciałem to zrobić, noc, drzewo w moim ogrodzie i lina. Już stałem, z pętlą, moje dwa psy szalały, szarpały mnie za spodnie i ten glos w głowie "skończ to. Naprawdę chciałem to zrobić ale przyszedł taki obraz "rano moje dzieci wychodzą przed dom i w głębi ogrodu widzą wiszącą postać.." tylko dlatego tego nie zrobiłem. W tej chorobie poprzez przychodzące natręctwa (myśli i obrazy) odkryłem prawdę z przed lat (puzzle zdarzeń miesiąc po miesiącu się układały i w końcu się ułożyły). Masakra, trauma, depresja i obok osoba która ma z tym związek. Lekarce (świetna kobieta) powiedziałem, że ja z tego nigdy nie wyjdę, a Ona "życie Panie M..". Tylko pespektywa takiego życia mnie przerażała.

W chorobie odrzuciło mnie od TV, netu, radia, wszelkich zainteresowań... więc miałem kilka kolejnych beznadziejnych godzin dziennie tylko dla siebie i choroby. I tak przesiadywałem wieczorami i w week w moim drewnianym domku narzędziowym i myślałem.. i zaczęły przychodzić (też)  inne myśli "to wszystko ma sens", "w życiu nie ma przypadków", poszukaj sensu". to były jedyne chwile, w których czułem namiastkę czegoś co jest "dobre".  potem przychodziły w myślach słowa, zwroty "fizyka kwantowa", "wszechświat", "przebaczenie" i inne (wiem - bez sensu). Nie rozumiałem tego ale zacząłem za nimi podążać, pogodziłem się z netem i zacząłem wyszukiwać w przeglądarce tych słów. Fizyka kwantowa (jestem humanistą..) zafascynowała mnie (niemiałem świadomości, że ta dziedzina zmienia dotychczasowe postrzeganie tego co nas otacza i czasu, że stawia fundamentalne pytania i sens czegokolwiek) z pozostałych haseł wyłonił się Bóg.. (nie chcę nikogo nawracać, opisuję tylko to co przeżyłem i przeżywam) i te dwa światy nauki i Boga zaczęły się łączyć a im bardziej w to wchodziłem, tym bardziej czułem "ciepło" w duszy/głowie? No i uczę się budować relację z Bogiem (taka zwyczajna rozmowa w głębi siebie) i próba zrozumienia po co to wszystko (życie, cierpienie, nasza gonitwa..). Od kilku tygodni jest u mnie lepiej a im bliższa relacja tym jest lepiej. Zauważyłem też, że cały bród życia, który nas rok po roku oblepia coraz grubiej, stopniowo zaczął się odlepiać (zrezygnowałem z wielu "przyzwyczajeń" i zrozumiałem że mnie niszczyły. 

Opisałem w skrócie moja historię tylko po to aby powiedzieć, że zawsze jest nadzieja, że naszym celem jest walka o siebie i o sens.

Nauczyłem się też przebaczać (to chyba najtrudniejsze.

Jestem też obecnie) szczery do bólu, zrzuciłem wszystkie maski. To czasem utrudnia życie, ale ja czuję się z tym znacznie lepiej.

Trzymajcie się!:-) 

Bardzo madry post napisałes.Ponoc depresja przychodzi żeby nas przestawic,dac przemyslenia i wyciagnac wnioski z dotychczasowego zycia,cos zmienic Ja tak uważam.I Bog tez jest wazny.Nie ten koscielny z obrazka ale ten z ktorym odnajdziemy kontakt ,własnie przez chorobe.Pozdrawiam i zycze wyjscia z depresji na kolejny poziom naszej duchowej egzystencji👍

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, miL;) napisał(a):

 

Cześć,

czytam Wasze historie i czuje się jakbym czytał o sobie..

Jestem trochę starszy od Was ale wszystko zaczęło się w dzieciństwie, potem szkoła, nieukończone studia, związki... (dopiero teraz mam tego świadomość).Zawsze odczuwałem, że jestem inny, bardziej przeżywam, dziwne pytania w mojej głowie, zamiast gadać o pierdołach to ja szukałem "sensu". W wieku 25lat wszystko zaczęło się układać, spotkałem miłość mojego życia, praca, awanse, to był cudowny rok a potem jedna informacja która mnie załamała, prysły marzenia...

Ale postanowiłem, że dam radę, że udźwignę. I zasuwałem, stres, skończyłem studia, duża kariera, dzieci, wybudowałem dom.. byłem spełniony ale nie zauważyłem, że relacje się rozmyły. I 2 lata temu spadła na mnie depresja z milionem natrętnych okropnych myśli. Sporo leków  ale nie działały lub przestawały działać. Przez te 2 lata, budziła mnie myśl "jest już za późno", "jesteś nikim", zaczęły przychodzić sceny z mojego życia. Straszny lęk, ból psychiczny, czułem się jakbym był sam na świecie i podszepty w głowie "skończ to", "zab...j się". Łaziłem nocami po 2-3 godziny bez świadomości czasu, że idę, gdzie bylem. Widziałem twarze tych, którzy mnie skrzywdzili (i ten strach i ból z przeszłości) i twarze Tych, których ja skrzywdziłem (wcześniej niemiałem świadomości, że to co zrobiłem/powiedziałem lub czego nie zrobiłem, mogło te osoby skrzywdzić). W końcu chciałem to zrobić, noc, drzewo w moim ogrodzie i lina. Już stałem, z pętlą, moje dwa psy szalały, szarpały mnie za spodnie i ten glos w głowie "skończ to. Naprawdę chciałem to zrobić ale przyszedł taki obraz "rano moje dzieci wychodzą przed dom i w głębi ogrodu widzą wiszącą postać.." tylko dlatego tego nie zrobiłem. W tej chorobie poprzez przychodzące natręctwa (myśli i obrazy) odkryłem prawdę z przed lat (puzzle zdarzeń miesiąc po miesiącu się układały i w końcu się ułożyły). Masakra, trauma, depresja i obok osoba która ma z tym związek. Lekarce (świetna kobieta) powiedziałem, że ja z tego nigdy nie wyjdę, a Ona "życie Panie M..". Tylko pespektywa takiego życia mnie przerażała.

W chorobie odrzuciło mnie od TV, netu, radia, wszelkich zainteresowań... więc miałem kilka kolejnych beznadziejnych godzin dziennie tylko dla siebie i choroby. I tak przesiadywałem wieczorami i w week w moim drewnianym domku narzędziowym i myślałem.. i zaczęły przychodzić (też)  inne myśli "to wszystko ma sens", "w życiu nie ma przypadków", poszukaj sensu". to były jedyne chwile, w których czułem namiastkę czegoś co jest "dobre".  potem przychodziły w myślach słowa, zwroty "fizyka kwantowa", "wszechświat", "przebaczenie" i inne (wiem - bez sensu). Nie rozumiałem tego ale zacząłem za nimi podążać, pogodziłem się z netem i zacząłem wyszukiwać w przeglądarce tych słów. Fizyka kwantowa (jestem humanistą..) zafascynowała mnie (niemiałem świadomości, że ta dziedzina zmienia dotychczasowe postrzeganie tego co nas otacza i czasu, że stawia fundamentalne pytania i sens czegokolwiek) z pozostałych haseł wyłonił się Bóg.. (nie chcę nikogo nawracać, opisuję tylko to co przeżyłem i przeżywam) i te dwa światy nauki i Boga zaczęły się łączyć a im bardziej w to wchodziłem, tym bardziej czułem "ciepło" w duszy/głowie? No i uczę się budować relację z Bogiem (taka zwyczajna rozmowa w głębi siebie) i próba zrozumienia po co to wszystko (życie, cierpienie, nasza gonitwa..). Od kilku tygodni jest u mnie lepiej a im bliższa relacja tym jest lepiej. Zauważyłem też, że cały bród życia, który nas rok po roku oblepia coraz grubiej, stopniowo zaczął się odlepiać (zrezygnowałem z wielu "przyzwyczajeń" i zrozumiałem że mnie niszczyły. 

Opisałem w skrócie moja historię tylko po to aby powiedzieć, że zawsze jest nadzieja, że naszym celem jest walka o siebie i o sens.

Nauczyłem się też przebaczać (to chyba najtrudniejsze.

Jestem też obecnie) szczery do bólu, zrzuciłem wszystkie maski. To czasem utrudnia życie, ale ja czuję się z tym znacznie lepiej.

Trzymajcie się!:-) 

Opisałeś swoją historię ale jednak bardzo tajemniczo... ciekawe... Super ze jest lepiej, teraz juz musi byc tylko lepiej;))

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, 

opisałem w skrócie (może dlatego wyszło tajemniczo), sprawa dotyczy również moich najbliższych relacji i wystarczy, że ja w chorobie musiałem/muszę się w tym grzebać. Natomiast warto dodać, że po kilku miesiącach choroby zaczęła przychodzić (bardzo często) myśl "W Życiu nie ma przypadków" ? I jak się zastanawiałem nad swoim życiem, wyborami, osobami, itp to stwierdziłem że coś w tym jest. A skoro tak (może) być to, to wszystko co się w życiu dzieje (dobro i zło) gdzieś nas prowadzi. Powiedziałem o tym lekarce  i Ona również powiedziała, że uważa, że "nie ma przypadków", może powiedziała to tylko po to, aby mnie wzmocnić? no ale powiedziała. I teraz o tych przypadkach: zadawałem sobie wiele pytań na które nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. A że "uwierzyłem" to prosiłem o odpowiedź, tak się złożyło, że wyjechałem z rodziną na wakacje (bałem się tej podróży i faktycznie początkowo masakra), wieczorami nie mogłem sobie znaleźć miejsca i poszedłem leśną dróżką. Doszedłem do drewnianej (starej) kaplicy, w środku zapach starego drewna i czegoś jeszcze, ale przed kapliczką spotkałem siwiejącego faceta i zaczęliśmy rozmawiać. Nie powiedziałem nic o sobie, nie zadawałem pytań a On zaczął mówić, tłumaczyć moje pytania (te pytania). chodziłem w to miejsce codziennie o 21wszej ale okazji do rozmowy już niebyło... ale dobrze mi się tam siedziało/myślało.. Taki przypadek. A tych przypadków w ostatnich 2 latach było więcej, o niektórych powiedziałem tylko bratu (jest osobą do której mogę zadzwonić gdy przyjdą najgorsze myśli - takie "koło ratunkowe"), On znał całą moją historię choroby i wiedziałem że mnie nie wyśmieje, bo to były bardzo dziwne zdążenia. Zazwyczaj milczał i nie wiedział co ma mi powiedzieć. Zapytałem więc lekarkę czy ja przypadkiem nie mam schizofrenii (podałem przykłady tego co mnie spotyka) kategorycznie zaprzeczyła abym miał schi..(z jednej strony się ucieszyłem ale z drugiej wcale mnie to nie uspokoiło, bo dalej tego nie rozumiałem i chyba trochę się tego bałem).

 

I tak sobie żyje.. każda chwila/dzień to wybór. Ważny wybór bo decyduje o teraźniejszości i pozwala walczyć o przyszłość

 

Dla zaintrygowanych fizyką kwantową, polecam wykład na YouTube: Fizyka a wiara. Wykład prof. Krzysztofa Meissnera

Bardzo przystępny wykład, warto wysłuchać do końca część panelową pytań i odpowiedzi 🙂

 

Jest takie zdanie w apokryfach:

„Kto szuka, niech nie ustaje w poszukiwaniu, aż znajdzie. A jeśli znajdzie, zadrży. Jeśli zadrży, będzie zdumiony i będzie panował nad Pełnią”

 

Trzymajcie się:-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, miL;) napisał(a):

Cześć, 

opisałem w skrócie (może dlatego wyszło tajemniczo), sprawa dotyczy również moich najbliższych relacji i wystarczy, że ja w chorobie musiałem/muszę się w tym grzebać. Natomiast warto dodać, że po kilku miesiącach choroby zaczęła przychodzić (bardzo często) myśl "W Życiu nie ma przypadków" ? I jak się zastanawiałem nad swoim życiem, wyborami, osobami, itp to stwierdziłem że coś w tym jest. A skoro tak (może) być to, to wszystko co się w życiu dzieje (dobro i zło) gdzieś nas prowadzi. Powiedziałem o tym lekarce  i Ona również powiedziała, że uważa, że "nie ma przypadków", może powiedziała to tylko po to, aby mnie wzmocnić? no ale powiedziała. I teraz o tych przypadkach: zadawałem sobie wiele pytań na które nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. A że "uwierzyłem" to prosiłem o odpowiedź, tak się złożyło, że wyjechałem z rodziną na wakacje (bałem się tej podróży i faktycznie początkowo masakra), wieczorami nie mogłem sobie znaleźć miejsca i poszedłem leśną dróżką. Doszedłem do drewnianej (starej) kaplicy, w środku zapach starego drewna i czegoś jeszcze, ale przed kapliczką spotkałem siwiejącego faceta i zaczęliśmy rozmawiać. Nie powiedziałem nic o sobie, nie zadawałem pytań a On zaczął mówić, tłumaczyć moje pytania (te pytania). chodziłem w to miejsce codziennie o 21wszej ale okazji do rozmowy już niebyło... ale dobrze mi się tam siedziało/myślało.. Taki przypadek. A tych przypadków w ostatnich 2 latach było więcej, o niektórych powiedziałem tylko bratu (jest osobą do której mogę zadzwonić gdy przyjdą najgorsze myśli - takie "koło ratunkowe"), On znał całą moją historię choroby i wiedziałem że mnie nie wyśmieje, bo to były bardzo dziwne zdążenia. Zazwyczaj milczał i nie wiedział co ma mi powiedzieć. Zapytałem więc lekarkę czy ja przypadkiem nie mam schizofrenii (podałem przykłady tego co mnie spotyka) kategorycznie zaprzeczyła abym miał schi..(z jednej strony się ucieszyłem ale z drugiej wcale mnie to nie uspokoiło, bo dalej tego nie rozumiałem i chyba trochę się tego bałem).

 

I tak sobie żyje.. każda chwila/dzień to wybór. Ważny wybór bo decyduje o teraźniejszości i pozwala walczyć o przyszłość

 

Dla zaintrygowanych fizyką kwantową, polecam wykład na YouTube: Fizyka a wiara. Wykład prof. Krzysztofa Meissnera

Bardzo przystępny wykład, warto wysłuchać do końca część panelową pytań i odpowiedzi 🙂

 

Jest takie zdanie w apokryfach:

„Kto szuka, niech nie ustaje w poszukiwaniu, aż znajdzie. A jeśli znajdzie, zadrży. Jeśli zadrży, będzie zdumiony i będzie panował nad Pełnią”

 

Trzymajcie się:-)

Świat tak funkcjonuje, jest bardzo wiele przypadkow, więc nic dziwnego że je dostrzegasz. Przypadkow w sensie tak miało być:D czyli nie-przypadkow:D a na forum było dużo osób zgłębiających ten temat co ty, fizyka kwantową, czym jest energia, czy to Bóg, itp. Szkoda bo chyba już są nieaktywni, mielibyście o czym dyskutować:p może wrócą jeszcze. Po prostu masz dusze taka co widzi więcej i myśli nad większymi rzeczami, nie doszukuj się tu choroby. Są tacy ludzie wyjątkiem od reszty, ale nie ma wielu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Dalja napisał(a):

Świat tak funkcjonuje, jest bardzo wiele przypadkow, więc nic dziwnego że je dostrzegasz. Przypadkow w sensie tak miało być:D czyli nie-przypadkow:D a na forum było dużo osób zgłębiających ten temat co ty, fizyka kwantową, czym jest energia, czy to Bóg, itp. Szkoda bo chyba już są nieaktywni, mielibyście o czym dyskutować:p może wrócą jeszcze. Po prostu masz dusze taka co widzi więcej i myśli nad większymi rzeczami, nie doszukuj się tu choroby. Są tacy ludzie wyjątkiem od reszty, ale nie ma wielu.

Wyjątkowy jest każdy. Ilu ludzi, tyle interpretacji i poczuć. Nasra Ci ptak na szybę na parkingu, to włączasz spryskiwacz i dostrzegasz, że nie ma płynu, a akurat sklep jest obok, to idziesz kupić i nalewasz w tym czasie łapie przymrozek, a Ty ruszasz do domu, szyba zaczyna szronieć, a z przeciwka jedzie tir na długich, Ty jedziesz sto na godzinę i nic nie widzisz bo szron zarasta szybę i wtedy włączasz sprykiwwacze na tą szybę i odzyskujesz przejrzystość i panujesz nad sytuacją. Tak więc , gówno na szybie ratuje Ci życie. Continue to się nazywa:) cały świat kręci jeden pierwszy tryb do którego jest przykręcona kolbka i tylko od Ciebie zależy czy ujrzysz na tej kolbce czyjąś rękę, czy poprostu przypadkową energię:) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, DEPERS napisał(a):

Wyjątkowy jest każdy. Ilu ludzi, tyle interpretacji i poczuć. Nasra Ci ptak na szybę na parkingu, to włączasz spryskiwacz i dostrzegasz, że nie ma płynu, a akurat sklep jest obok, to idziesz kupić i nalewasz w tym czasie łapie przymrozek, a Ty ruszasz do domu, szyba zaczyna szronieć, a z przeciwka jedzie tir na długich, Ty jedziesz sto na godzinę i nic nie widzisz bo szron zarasta szybę i wtedy włączasz sprykiwwacze na tą szybę i odzyskujesz przejrzystość i panujesz nad sytuacją. Tak więc , gówno na szybie ratuje Ci życie. Continue to się nazywa:) cały świat kręci jeden pierwszy tryb do którego jest przykręcona kolbka i tylko od Ciebie zależy czy ujrzysz na tej kolbce czyjąś rękę, czy poprostu przypadkową energię:) 

a jak ktos sie wjebie w tira, to tez jest continue, wola boska, czy przypadek i do piachu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×