Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moje życie już dawno się skończyło.


xyz1234

Rekomendowane odpowiedzi

Kolejna celebrytka przyznaje się publicznie do epizodu depresyjnego. Niżej komentarz- "ja ze swoim nowotworem chętnie bym się z nią na tę depresję zamieniła".
Jedno jest pewne- nie napisała tego osoba, która cokolwiek miała z depresją wspólnego. 
Niewątpliwie nowotwór jest jak grom z jasnego nieba, powoduje ciągłą niepewność i niewyobrażalne cierpienie. 
Czasami nawet śmierć.
Pozwala mieć pretensje do świata, losu i Boga.
Co dodatkowego oferuje nam depresja?
Zazwyczaj brak zrozumienia, brak wsparcia, a przede wszystkim ogromne poczucie winy. 
Przecież nie masz nowotworu, nie spotkało cię nieszczęście, to ty nie chcesz żyć. 
Fakt- nie chcesz. 
Nie chcesz już żyć w tej ciągłej niemocy, poczuciu beznadziei i bezradności. 
Kiedy każdy oddech sprawia ból, kiedy w myślach błagasz o śmierć.
Nie wierzysz już w możliwość jakiejkolwiek zmiany.
Nienawidzisz siebie, swojej przeszłości, przyszłości, a przede wszystkim teraźniejszości.
To nie gorszy nastrój, to "coś" stopniowo ale bardzo skutecznie pożera cię od środka.
Jednych zjadają komórki rakowe, innych ich własna psychika.
Dowód?

Co 40 sekund ktoś na świecie popełnia samobójstwo.

Moja kolej już zaplanowana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Heledore napisał:

Cały czas u tego samego lekarza? I nic Ci nie pomaga? To może warto byłoby położyć się do jakiegoś szpitala na odpowiednie dobranie leków? Tam powinni Ci pomóc.

 

(...)

Edytowane przez Heledore
Takie wypowiedzi są co najmniej nie na miejscu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, BELFEGOR napisał:

 

(...)

Jakie wypowiedzi są nie na miejscu? 

Szczerze? Chętnie poznam pierwotną wersję przed edycją.

Słowa jednego ze strażaków "szkoda że jednak nie spadłaś na ten głupi łeb!" albo mniej więcej podobne do powyższego, komentarze ludzi pod tym artykułem, w innej gazecie, są na miejscu? :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byłam w szpitalu i to dosyć długo.

Po każdej próbie samobójczej (zwłaszcza z takim "rozmachem") szpital jest obowiązkowy i to wbrew woli pacjenta.

Czy mi tam pomogi?

Wydaje mi się że to widać "gołym okiem"... :(

Nie mam już siły, planuję w przyszłym tygodniu powtórkę z rozrywki, z tym że z o wiele wyższego piętra i w środku nocy, żeby tym razem nikt nie pokrzyżował mi planów. 

Może nie powinnam tego pisać, ale taka jest prawda.

Co dał mi szpital?

Na wejściu atak przemocy ze strony innej pacjentki- "ona tak ma, nic nie zrobimy".

Zmiana diagnozy na mieszane zaburzenia osobowości.

Odstawienie antydepresantu, który dopiero co zaczęłam brać.

Wlepienie Topiramatu, po którym dostałam napadów histerii (zawsze o tej samej godzinie), które nigdy wcześniej mnie nie dotykały.

I całe 45 minut rozmowy z psychologiem.

Nikogo nie obchodziło, że prawie nie wstawałam z łóżka, nie jadłam posiłków, spałam po 3h, miałam przyznane wyjścia na spacery ale ani trochę mnie to nie interesowało.

A byłam pod opieką samego ordynatora.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, bezniczego napisał:

@xyz1234, z czym się zmagasz? Dlaczego tak źle się czujesz?

 

Z brakiem poczucia własnej wartości.

Z przeświadczeniem że zmarnowałam swoje życie.

Z przekonaniem, że już nigdy nie będzie dobrze.

Z poczuciem, że jestem ciężarem dla bliskich i wszystkim wyjdzie tylko na dobre, jak w końcu moje życie się zakończy.

Z bezradnością, brakiem nadziei, wstydem.

I tak mogę wymieniać bez końca.

Edytowane przez xyz1234

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Heledore napisał:

A teraz jesteś pod opieką jakiegoś lekarza? Mówiłaś mu o tym, co planujesz?

Jestem pod opieką lekarza. 

Nie mówiłam, bo zdaję sobie sprawę, że natychmiast trafię znów do szpitala.

A czy tam mi pomogą? 

Wątpię, po tym co przeżyłam tam ostatnio.

W sumie nie wiem po co tu napisałam.

Decyzję podjęłam.

Chyba po to, żeby kiedyś moi bliscy to znaleźli, wiedzieli jak bardzo ciężko mi było i że nie mogli już nic zrobić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale dziękuję za odzew, mam nadzieję że życie wynagrodzi Ci empatię.

Kiedy opublikowałam ten post i nie było żadnego odzewu, stwierdziłam że nawet tutaj guzik każdego obchodzę i trzeba było zrobić powtórkę zaraz po wyjściu ze szpitala, zamiast zwodzić samą siebie, że jeszcze jakoś się pozbieram.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobrze, ogólnie jest źle, ale może spróbuj coś konkretnego napisać o sobie, być może wtedy uda się nam pomóc Ci od jakiejś nawet bardzo drobnej rzeczy coś popchnąć do przodu.

 

Jak żyjesz? Mieszkasz sama/z kimś? Co robisz w życiu? Pracowałaś/pracujesz/nie pracujesz? Etc.

 

Czy jest jakakolwiek, nawet bardzo błaha, rzecz w życiu, która sprawia Ci choć ciutkę, odrobinę radości?

 

Dlaczego uważasz, że zmarnowałaś swoje życie? Jak myślisz, dlaczego masz tak niskie poczucie własnej wartości - czy masz je z powodu depresji, tego jak się teraz czujesz, czy z powodu innych rzeczy, niezwiązanych z chorobą?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, xyz1234 napisał:

Słowa jednego ze strażaków "szkoda że jednak nie spadłaś na ten głupi łeb!" albo mniej więcej podobne do powyższego, komentarze ludzi pod tym artykułem, w innej gazecie, są na miejscu? 🙂

 

Absolutnie nie są na miejscu i niech spadają na drzewo. 

 

Godzinę temu, xyz1234 napisał:

A czy tam mi pomogą? 

 

Pomogą.

 

Godzinę temu, xyz1234 napisał:

Z brakiem poczucia własnej wartości.

Z przeświadczeniem że zmarnowałam swoje życie.

Z przekonaniem, że już nigdy nie będzie dobrze.

Z poczuciem, że jestem ciężarem dla bliskich i wszystkim wyjdzie tylko na dobre, jak w końcu moje życie się zakończy.

Z bezradnością, brakiem nadziei, wstydem.

I tak mogę wymieniać bez końca

 

A wiesz, że dokładne tak czułam się w lutym tego roku? Wtedy zaczęłam brać leki i zmieniałam je 3-krotnie, zanim trafiłam na takie, które zadziałały. Teraz już je odstawiłam, a o tym, jak się czuję, możesz przeczytać w innych wątkach.

 

Było mi bardzo ciężko. Bardzo, bardzo. Bywało tak, że szłam na wizytę do psychiatry i szlochałam, siedziałam w poczekalni zapłakana, całą wizytę lało mi się z oczu. Na szczęście lekarz trochę potrafił mnie stawiać na nogi i po każdej wizycie u niego choć na chwilę widziałam jakieś światło w tunelu... choć nie od razu. Na początku było mi bardzo głupio, że tak się zachowuję. Wstydziłam się, no bo jak to? Dorosła kobieta, a ciągle tylko płacze i nie potrafi podjąć sensownych decyzji i działań, a maile w pracy przyprawiają ją o spazmy rozpaczy.

 

Bardzo pomogło mi czytanie książek o depresji, emocjach, problemach natury psychicznej. Zrozumiałam swój stan, potrafiłam to nazwać i mogłam jakoś zacząć działać. Powoli, pomalutku, małymi krokami. I się udało. A jak udało się jedno, to nabierałam siły, żeby udało się drugie. Przestałam mieć przekonanie, że nigdy nie będzie dobrze, bo nagle coś co robiłam, przynosiło pozytywne rezultaty. Powoli zaczęłam odnajdować drobne, tycie przyjemności i zaczęłam się tego trzymać, choć było trudno, ale łapałam się wszystkiego. Szukałam. 

 

Godzinę temu, xyz1234 napisał:

Wlepienie Topiramatu, po którym dostałam napadów histerii (zawsze o tej samej godzinie), które nigdy wcześniej mnie nie dotykały.

 

Czy generalnie jesteś pod opieką tego samego lekarza, czy już zmieniałaś? Może warto poszukać innego specjalisty? To nie jest normalne, że dostajesz takie leki i nikt tego nie kontroluje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@wyjdz_do_ludzi_pobiegaj Topiramat dostałam w szpitalu po próbie. Po wystawieniu wypisu każdy tam ma cię już gdzieś, bo w końcu swoją robotę odwalił. Ja tych skutków ubocznych na tak wielką skalę dostałam już w domu. Później byłam u dwóch innych psychiatrów. Wydaje mi się że są trochę przerażeni, bo koniecznie próbują upchnąć mnie znowu do szpitala. Tam przynajmniej nie mam szans się zabić...

Wg mnie metoda spychologii wszędzie.

Byłam też u psychoterapeuty.

Zapytałam czy leki, które dostałam po pierwszej próbie samobójczej (w 2013r.) i które zmieniły moje życie o 180 stopni, spowodowały że czułam się wreszcie i żyłam jak każdy normalny człowiek, czy po prostu byłam naćpana.

"Oczywiście że była pani naćpana, normalny człowiek nie potrzebuje żadnych 'dopalaczy', żeby prawidłowo funkcjonować."

 

Opadło mi wszystko, zwątpiłam w cały ten system, pogodziłam się z tym, że widocznie już nigdy nie będę "normalna" i mam dosyć życia od specjalisty do specjalisty, którzy przeczą sobie wzajemnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak powiedział, stąd cudzysłów.

Strażak też użył dokładnie takich słów, jakie napisałam wcześniej.

Wiem, że niektórym może być trudno w to uwierzyć.

Widocznie nie wszyscy, którzy wykonują jakiś zawód, faktycznie czują "misję" albo chociaż zwykłą, ludzką empatię.

A żebyś wiedziała ile osób z rodziny, czy znajomych dzwoniło do mojej mamy...

Bynajmniej nie z wyrazami współczucia.

Drąc się żebym wreszcie się ogarnęła, bo akcja z oknem to już szczyt moich wyczynów i tylko wstyd rodzinie przynoszę.

 

I teraz pytanie- serio mam wierzyć, że ktoś jeszcze chce i jest w stanie mi pomóc?

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Strażak prawdopodobnie był w stresie i w ten sposób odreagował. Inna sprawa, że nie powinien tego mówić przy Tobie, tylko jeśli już, to z kolegami przy piwku. Ja rozumiem, jak się czujesz, bo moje obce głosy w głowie też kazały mi skakać. W ostatniej chwili trafiłam do mojej psychiatry, a stamtąd do psychiatryka. A psychiatryki to już nie to samo, co 20 lat temu. Teraz dbają o pacjenta. Może i nie mają pieniędzy, jest tłok, jedzenie podłe, ale personel, na który trafiłam, był wspaniały. Pacjentki na moim oddziale bardzo miłe, można było się pozwierzać na poważnie, a także pogadać o dupie maryni.

 

Tak czy inaczej, u Ciebie to jest kwestia rozpoczęcia właściwego leczenia. Ludzi w Twoim stanie było mnóstwo, którzy potem dziękowali, że ktoś im pomógł, kiedy było bardzo źle, a po leczeniu czują się dobrze. Jeśli jesteś z Warszawy i okolic, mogę polecić dobrą psychiatrę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też chodziłam do wielu psychiatrów i psychoterapeutów, zanim natrafiłam na tych dobrych. BTW Terapeutkę świetną też mogę polecić w Warszawie, tyle że ona przyjmuje prywatnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Decydując się na tak drastyczne posunięcie musisz pamiętać, że osoby którym na Tobie zależy będą cierpiały. A jestem przekonany, że na pewno są ludzie którym na Tobie zależy. Każdy z nas takowych posiada. Mieszkasz z rodziną?

 

Jako, że tu jesteśmy anonimowi, spróbuj tutaj z nami podyskutować.

 

Napisałaś, że kilka lat temu miałaś pierwszą próbę samobójczą. Co się wtedy konkretnie wydarzyło? Czy był jakiś konkretny powód dla którego zrobiłaś coś takiego? Utrata pracy, zdrowia, kogoś bliskiego, a może pewne rzeczy się latami/miesiącami nawarstwiały i po prostu został przekroczony "punkt kulminacyjny"?

 

No i jak pisali poprzednicy, lekarz lekarzowi nie jest równy. Jeśli u jakiegoś czujesz się mniej komfortowo, wizytu u niego nie pomagają, zmień go. Łódź jest dużym miastem, specjalistów jest wielu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@FoxM, to może ja przedstawię to z mojego "chorego" punktu widzenia?

Ja naprawdę uważam, że moim bliskim będzie lepiej, kiedy mnie nie będzie. 

Mama sprzeda moje mieszkanie i auto- mocno podreperuje budżet finansowy.

Narzeczony ma ostatnią szansę jeszcze kogoś poznać, ułożyć sobie normalnie życie, a na pewno na to zasługuje.

Kiedy leżę całymi dniami i nie mam siły na nic, to wtedy nie cierpią?

Kiedy codziennie płaczę z bezsilności- nie cierpią?

 

PS. Miałam kilka prób samobójczych, na pewno więcej niż 5. Żadna nie była demonstracyjna.

Mam tachykardię, w sierpniu wzięłam 90 tabletek na obniżenia pulsu (BETO 100 ZK)- jak widać nawet diabeł mnie u siebie nie chce...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć @xyz1234,

4 godziny temu, xyz1234 napisał:

Nie mam już siły, planuję w przyszłym tygodniu powtórkę z rozrywki, z tym że z o wiele wyższego piętra i w środku nocy, żeby tym razem nikt nie pokrzyżował mi planów.

Chciałbym żebyś żyła:) 

4 godziny temu, xyz1234 napisał:

Z brakiem poczucia własnej wartości.

Z przeświadczeniem że zmarnowałam swoje życie.

Z przekonaniem, że już nigdy nie będzie dobrze.

Z poczuciem, że jestem ciężarem dla bliskich i wszystkim wyjdzie tylko na dobre, jak w końcu moje życie się zakończy.

Z bezradnością, brakiem nadziei, wstydem.

I tak mogę wymieniać bez końca.

Zmagam się z podobnymi problemami. Pozwolę sobie na kilka słów o sobie. Mieszkam w wynajmowanym mieszkaniu  (pokój z kuchnia mniej niż 30m2) z wychodkiem oraz piecykiem (do ogrzewania mieszkania) z bratem i mamą. Od lat nie podejmuje pracy. Żyjemy w skromnych warunkach. Leczę się od około 3 lat (z przerwami). Spotkania z psychologami i psychiatrami nie przynoszą poprawy. Mój brat również chory. Psychiatra rozpoznał zaburzenia depresyjne a u mnie specyficzne zaburzenia osobowości. Mimo to staram się poprawić moją sytuację:)

4 godziny temu, xyz1234 napisał:

W sumie nie wiem po co tu napisałam.

Chce Ci pomóc. Masz ochotę na prywatną rozmowę?:)

4 godziny temu, xyz1234 napisał:

Chyba po to, żeby kiedyś moi bliscy to znaleźli, wiedzieli jak bardzo ciężko mi było i że nie mogli już nic zrobić.

Rozmawiałaś z mamą o tym co czujesz?

2 godziny temu, xyz1234 napisał:

Opadło mi wszystko, zwątpiłam w cały ten system, pogodziłam się z tym, że widocznie już nigdy nie będę "normalna" i mam dosyć życia od specjalisty do specjalisty, którzy przeczą sobie wzajemnie.

Mam podobne odczucia. Staram się pogodzić z tym, że nigdy w pełni nie wyzdrowieje. 

2 godziny temu, xyz1234 napisał:

I teraz pytanie- serio mam wierzyć, że ktoś jeszcze chce i jest w stanie mi pomóc?

Ja chce Ci pomóc:)

Godzinę temu, xyz1234 napisał:

@FoxM, to może ja przedstawię to z mojego "chorego" punktu widzenia?

Ja naprawdę uważam, że moim bliskim będzie lepiej, kiedy mnie nie będzie. 

Mama sprzeda moje mieszkanie i auto- mocno podreperuje budżet finansowy.

Narzeczony ma ostatnią szansę jeszcze kogoś poznać, ułożyć sobie normalnie życie, a na pewno na to zasługuje.

Kiedy leżę całymi dniami i nie mam siły na nic, to wtedy nie cierpią?

Kiedy codziennie płaczę z bezsilności- nie cierpią?

Mam 34 lata i nigdy nie miałem kontaktu fizycznego z kobietą. Wstydzę się o tym pisać. Ale może to pomoże Ci dostrzec pewne pozytywne aspekty twojego życia:) 

 

Pozdrawiam i miłego dnia/wieczoru:)

johnn

 

PS 1. Jestem matematykiem. Twój nick zwrócił moją uwagę:) Podoba mi się:)  

PS 2. Przepraszam, że to piszę w takim miejscu ale wydajesz się atrakcyjną kobietą (na podstawie zdjęć z artykułu przywołanego przez Ciebie w jednym z wpisów powyżej) 🙂

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Depresja to choroba bardzo powazna i potencjalnie smiertelna, dtalego nie wolno jej lekcewazyc. Ale sa pewne "ale". To choroba jak kazda inna. Czyli - wymagajaca leczenia. Kazda choroba ma wieksze szanse wyleczenia, jesli pacjent traktuje swoj stan powaznie i chce sie leczyc - stosuje sie do zalecen, bierze leki, nie unika wizyt w szpitalach lub przychodniach, jesli sa konieczne. Ciezko byloby wyleczyc pacjenta z rakiem, jesli ten by mowil, ze nie chce isc do szpitala, bo nie podoba mu sie, ze tam go zle traktuja (zapewniam Cie, ze pacjentow onkologicznych tez traktuje sie zle, moja znajoma z rakiem pluc uslyszala, ze ma sie szykowac do grobu, ze nie ma srodkow, zeby ja leczyc, ze ma nie narzekac i czekac na swoja kolej itd), albo jakby pacjent nie chcial brac chemii, bo ma skutki uboczne. Rozumiem, ze nie masz ochoty byc w szpitalu i ze warunki tam wcale nie sa optymalne, bo naprawde nie sa. Rozumiem tez, ze moze nie masz ochoty brac lekow, bo leki stosowane w psychiatrii maja czesto nieprzyjemne skutki uboczne. Ale walczysz o zycie i rowniez od Ciebie zalezy, czy sie wyleczysz czy nie. Byc moze leczenie, jego przebieg, ludzie, ktorych spotkasz w sluzbie zdrowia, zastosowane leki, nie beda przyjemne. Ale walczysz o swoje zycie i zeby wygrac, musisz byc gotowa na takie poswiecenia. W depresji jest o tyle trudniej, ze pacjent nie ma woli zycia. Jak ktos ma raka, znosi zle traktowanie w szpitalach, wymiotuje po chemioterapii, traci wlosy, staje sie zalezny od inncyh, wszystko go boli, ale leczy sie, bo chce zyc. Pacjent depresyjny nie chce zyc, wiec jego leczenie jest bardzo trudne, bo to troche tak, ze inni (bliscy, lekarze) musza wrecz wymuszac na pacjencie wspolprace. I tutaj mysle, ze zrozumienie musi isc w dwie strony. Osoba z rakiem nie rozumie Ciebie, jak to jest, ze jestes zdrowa fizycznie, ale nie doceniasz tego? A ta osoba chora na raka bardzo chce zyc, ale umiera, bo jest fizycznie chora. Ty nie zroumiesz jej, a ona nie zrozumie Ciebie. Ale dobrze jest zrozumiec, ze Wasza sytuacja niewiele sie rozni. Obie jestescie chore i wymagacie nieprzyjemnego leczenia. Twoje podejscie do swiata, samopoczucie, brak checi zycia, to tak naprawde tylko objaw choroby, na ktora cierpisz. Nie jest to realny obraz swiata, nie jest to obiektywna prawda. Jesli znajdziesz jednak w sobie samozaparcie, zeby sie leczyc, to masz szanse na to, ze te objawy przjeda. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, minou napisał:

Depresja to choroba bardzo powazna i potencjalnie smiertelna, dtalego nie wolno jej lekcewazyc. Ale sa pewne "ale". To choroba jak kazda inna. Czyli - wymagajaca leczenia. Kazda choroba ma wieksze szanse wyleczenia, jesli pacjent traktuje swoj stan powaznie i chce sie leczyc - stosuje sie do zalecen, bierze leki, nie unika wizyt w szpitalach lub przychodniach, jesli sa konieczne. Ciezko byloby wyleczyc pacjenta z rakiem, jesli ten by mowil, ze nie chce isc do szpitala, bo nie podoba mu sie, ze tam go zle traktuja (zapewniam Cie, ze pacjentow onkologicznych tez traktuje sie zle, moja znajoma z rakiem pluc uslyszala, ze ma sie szykowac do grobu, ze nie ma srodkow, zeby ja leczyc, ze ma nie narzekac i czekac na swoja kolej itd), albo jakby pacjent nie chcial brac chemii, bo ma skutki uboczne. Rozumiem, ze nie masz ochoty byc w szpitalu i ze warunki tam wcale nie sa optymalne, bo naprawde nie sa. Rozumiem tez, ze moze nie masz ochoty brac lekow, bo leki stosowane w psychiatrii maja czesto nieprzyjemne skutki uboczne. Ale walczysz o zycie i rowniez od Ciebie zalezy, czy sie wyleczysz czy nie. Byc moze leczenie, jego przebieg, ludzie, ktorych spotkasz w sluzbie zdrowia, zastosowane leki, nie beda przyjemne. Ale walczysz o swoje zycie i zeby wygrac, musisz byc gotowa na takie poswiecenia. W depresji jest o tyle trudniej, ze pacjent nie ma woli zycia. Jak ktos ma raka, znosi zle traktowanie w szpitalach, wymiotuje po chemioterapii, traci wlosy, staje sie zalezny od inncyh, wszystko go boli, ale leczy sie, bo chce zyc. Pacjent depresyjny nie chce zyc, wiec jego leczenie jest bardzo trudne, bo to troche tak, ze inni (bliscy, lekarze) musza wrecz wymuszac na pacjencie wspolprace. I tutaj mysle, ze zrozumienie musi isc w dwie strony. Osoba z rakiem nie rozumie Ciebie, jak to jest, ze jestes zdrowa fizycznie, ale nie doceniasz tego? A ta osoba chora na raka bardzo chce zyc, ale umiera, bo jest fizycznie chora. Ty nie zroumiesz jej, a ona nie zrozumie Ciebie. Ale dobrze jest zrozumiec, ze Wasza sytuacja niewiele sie rozni. Obie jestescie chore i wymagacie nieprzyjemnego leczenia. Twoje podejscie do swiata, samopoczucie, brak checi zycia, to tak naprawde tylko objaw choroby, na ktora cierpisz. Nie jest to realny obraz swiata, nie jest to obiektywna prawda. Jesli znajdziesz jednak w sobie samozaparcie, zeby sie leczyc, to masz szanse na to, ze te objawy przjeda. 

Dobrze napisane, masz rację. Żadna strona nie zrozumie tej drugiej, dopóki sama nie znajdzie się na jej miejscu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, z o.o. napisał:

@xyz1234 chyba przyzwyczaiłeś/ aś się do użalania się nad sobą? Wykorzystaj tę resztkę siły, którą masz i ogarnij leczenie.

 

Tak, przywykłam do użalania się nad sobą, dlatego właśnie postanowiłam pozwisać sobie z ósmego piętra. I szczerze? 

Cholernie żałuję, że już wtedy się nie udało.

Gdybym mieszkała w wieżowcu, to zrobiłabym to samo nawet w tym momencie.

Leczę się od 2012, jeśli nie doczytałeś/aś i po prostu nie mam już ku*** siły.

Pozdawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, xyz1234 napisał:

Leczę się od 2012, jeśli nie doczytałeś/aś i po prostu nie mam już ku*** siły.

 

Czasami pomoc i rozwiązania przychodzą w najmniej spodziewanych momentach. Wiem, że to trudne, ale - cierpliwości! 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×