Skocz do zawartości
Nerwica.com

Artykuły psychologiczne, które mnie zaciekawiły


Priscilla_126

Rekomendowane odpowiedzi

1

 

Jak zmienić przekonania o świecie i samych sobie na takie, które nas chronią i wspierają? Poznaj terapię „The Work”

 

Byron Katie, matka i energiczna bizneswoman mieszkająca w Kalifornii, w trzydziestym roku życia zachorowała na depresję. Zmagała się z chorobą przez dziesięć lat, a w najgorszym jej stadium przez ponad dwa lata nie wychodziła z łóżka. Pogrążona w rozpaczy zastanawiała się, jak z sobą skończyć. Pewnego ranka pomyślała jednak o czymś, co odmieniło jej życie.

 

Zauważyła, że gdy wierzy, że coś powinno być inaczej, niż jest („mąż powinien mnie bardziej kochać”, „dzieci powinny mnie bardziej doceniać”), cierpi. Gdy przestawała myśleć w ten sposób, czuła ulgę i spokój. Zrozumiała, że to nie świat zewnętrzny spowodował jej depresję, ale jej własne przekonania na temat świata.

 

Byron Katie wyciągnęła wniosek, że jej metoda poszukiwania szczęścia frustrowała ją i prowadziła w zupełnie przeciwnym kierunku. Postanowiła zawrócić i zamiast zmieniać świat tak, aby dostosował się do jej przekonania o tym, jaki powinien być, zaczęła po prostu obserwować otaczającą ją rzeczywistość, doświadczać tego, co dzieje się tu i teraz.

 

To odkrycie było podstawą stworzenia metody zwanej „Praca” (The Work), która pomogła Byron przejść pozytywną transformację i wrócić do zdrowia. Według Katie zmiana destrukcyjnych przekonań na temat świata następuje dzięki skonfrontowaniu ich z czterema pytaniami i sprawdzeniu, jak wygląda rzeczywistość, gdy owe przekonania odnoszą się do nas samych. Jak to działa? Zapraszam do sprawdzenia.


Od 1986 roku Byron Katie nauczyła techniki „Praca” setki tysięcy ludzi w ponad trzydziestu krajach. Jej metoda zmiany przekonań odznacza się niezwykłą prostotą i siłą oddziaływania. Pomaga uwolnić się od ograniczających lęków, frustracji, narzekania, pretensji i depresji. Korzysta z niej wielu terapeutów, coachów i trenerów na całym świecie.

 

1. Mapa terenu

 

Rzeczywistość nie jest taka, jak myślisz, że jest

 

To, jak postrzegamy świat, jest niezwykle subiektywne. Mimo że widzimy te same rzeczy czy zdarzenia, możemy interpretować je w zupełnie różny sposób. Widząc ten sam przedmiot, jedni zareagują smutkiem, inni się ucieszą, jeszcze inni poczują tęsknotę. „Każdy z nas widzi, słyszy i czuje odmiennie” – wyjaśniają Harry Alder i Beryl Heather, specjaliści w dziedzinie NLP i autorzy książki „NLP w 21 dni”. „Bodźce sensoryczne przechodzą przez niezliczone filtry umysłowe, powstałe na podstawie wspomnień, uczuć i spostrzeżeń. Dzięki owym filtrom interpretujemy świat w ograniczony, typowy dla siebie sposób, który nazywamy własną rzeczywistością”. 

 

Nasza wewnętrzna rzeczywistość jest reprezentacją rzeczywistości zewnętrznej. Alder i Heather mówią o subiektywnej mapie świata zewnętrznego, jaką nosi w sobie każdy człowiek. „Znajduje się w niej wszystko, co dzieje się wokół nas, znaczenia, jakie mają dla nas poszczególne sprawy, nasze przekonania i uczucia – percepcja rzeczywistości bądź też to, co uważamy za doświadczenie lub rzeczywistość” – tłumaczą.

 

„Mapa powstaje w umyśle wtedy, gdy staramy się zrozumieć świat. Każde najmniejsze doświadczenie ma w tak poukładanym umyśle swoje miejsce – przegródkę, klasyfikującą szufladkę”. Z biologicznego punktu widzenia wewnętrzne mapy składają się z połączeń nerwowych w mózgu, które powstały w wyniku procesów elektrochemicznych zachodzących w ciągu życia jednostki.

Każdy z nas tworzy niepowtarzalną sieć reprezentującą rzeczywistość; na kształt tej sieci wpłynęło środowisko, w jakim się wychowaliśmy, znaczące osoby i przypadkowi ludzie, zaobserwowane sytuacje, wiedza czy doświadczenia. Umysłowe mapy są jedynie fragmentami rzeczywistości, ograniczonymi indywidualną umiejętnością tworzenia wewnętrznych reprezentacji świata oraz naszymi możliwościami biologicznymi i psychicznymi (między innymi wrażliwością percepcji, wybiórczą uwagą, temperamentem czy osobowością).

 

Doświadczamy subiektywnie. Mimo to większość ludzi uznaje swój wewnętrzny świat za wierne odbicie rzeczywistości, a poglądy i przekonania za jedynie prawdziwe, podzielane przez wszystkich rozsądnych ludzi.

 

2. Fundamenty schematów

 

„Przeżyłem wiele okropnych rzeczy – na szczęście większość z nich nigdy się nie zdarzyła” (Mark Twain)

 

Twoje emocje i zachowanie zależą od sposobu, w jaki interpretujesz zdarzenia. Przetwarzanie tego, co dociera z zewnątrz do ludzkich zmysłów, odbywa się w mózgu – najważniejszym narządzie gwarantującym przetrwanie i samokontrolę. Mózg nie rejestruje czystych faktów, ale natychmiast je przetwarza i ocenia w kontekście tego, jaki mają wpływ na nasze przetrwanie.

 

Co więcej, mózg wywołuje reakcję emocjonalną nawet na zdarzenie, które tylko sobie wyobrażamy lub przypominamy. To nie fakty nas złoszczą, przerażają, bawią, uszczęśliwiają czy budzą nadzieję, ale nasze myśli i przekonania na ich temat. Według Aarona T. Becka, psychiatry i twórcy terapii poznawczo-behawioralnej, osoby cierpiące, nieszczęśliwe czy doświadczające silnego stresu często przejawiają konsekwentną i negatywną stronniczość w postrzeganiu świata. Mówiąc dokładniej, posługują się automatycznymi schematami interpretowania sytuacji, które działają wadliwie. 

 

Owe schematy terapeuci poznawczo-behawioralni nazywają po prostu błędami w myśleniu. Są one przyczyną powstawania destrukcyjnych przekonań, które z kolei utrudniają nam rozwój i sprawne funkcjonowanie. Mechanizm błędnego myślenia jest czasem tak mocno zakorzeniony w naszym sposobie patrzenia na świat, że niekorzystne myśli o wydarzeniach pojawiają się automatycznie i najczęściej nie zdajemy sobie z nich sprawy – łatwiej nam nazwać uczucia, które się po nich pojawiają. Uświadomienie sobie zniekształceń we własnym myśleniu zwiększa dystans do przekonań, a co za tym idzie – ułatwia konstruktywną reakcję na życiowe zdarzenia.

 

3. Kreacja kontrolowana

 

„Czy myślisz, że potrafisz, czy też myślisz, że nie potrafisz – W obu przypadkach masz rację”. (Henry Ford)

Myśli, w które wierzymy, są podstawowym składnikiem przekonań, jakie tworzymy o świecie i o sobie samych. Anthony Robbins w książce „Obudź w sobie olbrzyma” nazywa przekonania po prostu poczuciem pewności na jakiś temat.


Nie wszystkie myśli pojawiające się w naszych głowach staną się przekonaniami. Dopiero jeśli znajdziemy argumenty potwierdzające jakąś myśl i uwierzymy w nią – stworzymy przekonanie na jakiś temat. „Możemy wytwarzać w sobie przekonania na temat dosłownie wszystkiego, jeśli tylko znajdziemy wystarczająco dużo doświadczeń, które by te przekonania poparły” – twierdzi Robbins.

To zaś oznacza, że tworząc przekonania, mamy ogromny wpływ na rzeczywistość i własne życie. Nasz umysł jest na służbie przekonań i zawsze znajdzie argumenty, jeśli będziemy chcieli zaprzeczyć jakiejś teorii, ale również znajdzie odpowiednie dowody, gdy będziemy chcieli tę teorię potwierdzić.


„Czy myślisz, że potrafisz, czy też myślisz, że nie potrafisz, w obu przypadkach masz rację” – mawiał Henry Ford. W zależności od tego, jakie myśli i przekonania rzutujemy w przyszłość i otaczającą nas rzeczywistość, takie doświadczenia do nas wrócą. Jeśli więc myślisz o sobie, że jesteś nieudacznikiem – niewiele ci się uda. Jeśli widzisz w sobie potencjał – będziesz też widział w świecie zewnętrznym więcej możliwości osiągnięcia sukcesu.

 

Możesz przejąć kontrolę nad kreowaniem swojego życia, rozpoznając przekonania, które cię hamują, ograniczają oraz czynią nieszczęśliwym, i zmieniając je na bardziej dla ciebie korzystne. Jak? Nie musisz nagle stać się niepoprawnym optymistą, wystarczy, że spojrzysz na rzeczywistość bardziej racjonalnie, a negatywne myślenie zamienisz na zdrowe.

 

Teoria zdrowych przekonań została wprowadzona do psychologii i medycyny przez amerykańskiego psychiatrę Maxie C. Maultsby’go, twórcę racjonalnej terapii zachowań. Twierdził on, że przekonanie można nazwać zdrowym, jeśli spełnia przynajmniej trzy z pięciu warunków: jest oparte na faktach, pomaga chronić nasze życie i zdrowie, osiągać cele, rozwiązywać konflikty i czuć się tak, jak chcemy się czuć. Maultsby uzupełnił swoją teorię, podkreślając, że to, co jest zdrowe dla jednej osoby, nie musi być zdrowe dla innej, a to, co jest dla nas zdrowe teraz, nie musi być zdrowe kiedy indziej.

 

4. Konstrukcja pytań

 

„Jeśli zadajesz przerażające pytania, otrzymujesz przerażające odpowiedzi” (Anthony Robbins)

 

Anthony Robbins twierdzi, że różnica między ludźmi polega na pytaniach, jakie sobie zadają. „Jeśli zadajesz przerażające cię pytania, otrzymujesz przerażające odpowiedzi” – przekonuje. „Komputer twojego mózgu zawsze jest gotów na twoje usługi i bez względu na rodzaj zadanego mu pytania niezawodnie dostarczy ci odpowiedzi”.

 

Pytania kierują naszą uwagą i naświetlają sytuację, pokazując ją jako beznadziejną lub stwarzającą szansę. Dzięki odpowiednim pytaniom możemy w jednej chwili zmienić swoje odczucia, zmieniając przedmiot koncentracji. Tę potęgę pytań wykorzystują terapeuci poznawczo-behawioralni, proponując do pracy z destrukcyjnymi przekonaniami „dialog sokratejski”. Ta metoda zachęca do dyskutowania ze swoimi przekonaniami i spojrzenia na nie z różnych stron po to, żeby stały się bardziej racjonalne.

 

http://www.focus.pl/artykul/przebudowa-w-gowie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

2

 

Znajdź swoją pustelnię i odwiedzaj ją codziennie. Sprawy odległe mniej bolą.

 

Słowo pustelnia może kojarzyć się ze słowem samotność. Ta z kolei - ze smutkiem, spadkiem energii, depresją. Po cóż więc komu pustelnia?

 

Jest też inne rozumienie tego słowa. Pustelnia może być miejscem i doświadczeniem życiodajnym. Na samotność człowiek się skazuje (lub bywa skazany), pustelnię się wybiera. Może ona przynieść ożywczy kontakt z samym sobą i źródłami mocy osobistej. Jest więc czymś cennym, z czego jednak rzadko korzystamy. A może warto częściej?

 

Wiemy, jak bardzo potrzebni są nam inni ludzie, wiemy jednak też, jak potrzebne jest pozostawienie od czasu do czasu ich, by pełniej spotkać się z sobą samym i inaczej spojrzeć na rzeczywistość. Potrzeba ta pojawia się szczególnie w chwilach, gdy doświadczamy bólu, frustracji, obcujemy intensywnie z cudzym cierpieniem, brakiem nadziei i rozpaczą.

 

Czy zwróciliście kiedyś uwagę na fakt, że ludzie w miastach zamykają się w ubikacjach i łazienkach na tak długo, aż ktoś inny nie dobija się do drzwi? Wszak do pokoju można wejść i nie wypada zamykać się w nim przed rodziną na klucz, prawda? W łazience to uchodzi.

 

Podobno w Japonii, w każdym, najbiedniejszym nawet domu jest miejsce, w którym można zaznać samotności lub oddać się medytacji. Nawet jeśli jest to tylko wnęka zasłonięta kotarą, można znaleźć w niej schronienie przed obecnością domowników. Zasłonięta kotara sprawia, że nikt nie zakłóci spokoju osoby, która zaciągnęła ją za sobą. Bardzo podoba mi się ten zwyczaj.

Pustelnia jest miejscem, w którym możemy oddychać całym swoim bytem. Wdech, wydech, wdech, wydech.


Wydech oznacza relaks, wyładowanie i nabranie dystansu.


Wdech to kontakt z mocą.

 

Nagromadzone w kontakcie z pacjentem emocje lokują się w mięśniach i często powodują gonitwę myśli. Dlatego potrzebny jest relaks. Odprężenie ciała i umysłu. Relaks jest też jednym z filarów medytacji.

 

Wyładowanie oznacza możliwość odreagowania. Zezwolenie na to, by popłynęły łzy smutku i bezradności, na wściekły krzyk nagromadzonej złości czy uderzenie pięścią, a także wszystkie pytania "dlaczego?" i "po co?".

 

Wyładowanie i relaks wspomagają ten stan umysłu, który nazywamy dystansem. Dystans to "zobaczenie czegoś z większej odległości". Czasem usłyszenie czegoś inaczej, poskładanie elementów układanki w nowy, twórczy sposób. Sprawy odległe mniej bolą, może nawet nie dotykają osobiście. Odległość ustawia ekran pomiędzy nami a sprawami innych ludzi.

 

Wdech jest zaczerpnięciem sił, które podtrzymują życie, prostuje sylwetkę, powiększa. Wszyscy potrzebujemy kontaktu ze źródłami mocy. Podobnie jak tkanki naszego ciała potrzebują ożywczej energii życia biologicznego, by goić się i przeciwstawiać czynnikom uszkadzającym, tak i nasza psychika potrzebuje sił, by leczyć rany psychiczne. Potrzebujemy dostępu do źródeł mocy.

 

Źródłami mocy osobistej są nasze wiary, wartości, to, co nazywamy nadzieją oraz pogodą ducha, a także przekonania i poglądy, które pomimo wszystko pozwalają zachować optymizm. Źródłem mocy jest też kontakt z Bogiem (jakkolwiek Go pojmujemy) oraz możliwość zaufania przyjaznym siłom bytującym w wielkim wszechświecie. Ufność ta pozwala ludziom oddać część odpowiedzialności za wynik zdarzeń, choćby najbardziej dramatycznych temu, co od człowieka większe. Spotkania ze źródłami naszej mocy odbywają się w pustelni.

 

Pustelnię można znaleźć w bezimiennym tłumie wielkiego miasta, na spacerze w lesie i podczas puszczaniu kaczek po wodzie. W kościele katedralnym i patrzeniu przez okno. U siebie w pokoju, w wybranym miejscu, które służy do tego najlepiej. Wcześnie rano w kuchni, gdy domownicy jeszcze śpią. W pracy - zdaje mi się - najtrudniej.

 

Zapewne w wielu jeszcze miejscach, o których nie wiem, a które znacie Wy wszyscy, którzy odwiedzacie swoje pustelnie.

 

http://psychologia.edu.pl/czytelnia/137-emocje-i-nastroj/1482-znajdz-swoja-pustelnie-i-odwiedzaj-ja-codziennie-sprawy-odlegle-mniej-bola-wanda-sztander.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

3

 

Prawo przyciągania

 

Myśli

 

Myśli są magnetyczne, mają własną częstotliwość. Cokolwiek pomyślisz wysyłasz to we Wszechświat, przyciągasz podobne, które do Ciebie wraca. Emocja to energia wprowadzona w ruch. E – moc – ja. Rozwijając dalej znaczenie słowa emocja otrzymujemy: energia – moc – ja. Teraz ustawiając te trzy elementy we właściwej kolejności otrzymujemy: ja – energia – moc, ostatecznie otrzymujemy: ja – jestem – energią – mocy, ja jestem mocą. Ja jestem mocą tworzenia, ja jestem mocą sprawczą istnienia. Emocje, to energia w ruchu. Jeśli wprawisz w ruch dostateczną ilość energii stworzysz materie.

 

Myśl jest czystą energią, raz pomyślana pozostaje twórczą, nigdy nie zanika. Myśli lgną do siebie, zbiegają się za sobą. Energie lgną do energii pokrewnej tworzą się skupiska, a z nich materia. Osoby będące jednej myśli przyczyniają się do zaistnienia rzeczywistości. Społeczeństwa żyjące w strachu często powołują to czego lękają się najbardziej. Emocje mają moc przyciągania, zdarza się, że to czego boisz się najbardziej może stać się doświadczeniem. Koncentrując się nad tym czego chcemy, trwając przy tym powołujemy najpotężniejsze siły Wszechświata.

 

Prawo Przyciągania nie rejestruje słowa NIE ani żadnych negacji. Skupiając się nad tym czego nie chcemy,tak naprawdę tworzymy to,gdyż poświęcamy temu swą energie.Ruchy antywojenne doprowadzają do nasilenia wojen,ruchy antynarkotykowe do zwiększenia ich produkcji,dlatego iż skupiamy się na tym czego nie chcemy.Zamiast poświęcać czas i uwagę na problemach świata lepiej skupić się i obdarować swą energią pokój, obfitość i radość nie ignorując oczywiście problemu.

 

Podczas snu nie zachodzą procesy myślowe,możesz więc sprawić, by ostatnie były pozytywnymi ziarnami, od nich zależą żniwa. Jeśli narzekasz prawo przyniesie Ci więcej sytuacji do narzekania,podobnie gdy słuchasz jak ktoś tak robi,współczujesz mu skupiając się na tym. Prawo Przyciągania jest wszędzie, przyciągamy ludzi, pracę, okoliczności, zdrowie.

 

Sposób w jaki myślimy, czujemy się jest tym co przyciąga doświadczenie. Jeśli czegoś nie lubimy przyciągamy tego więcej. Dzieje się tak dlatego gdyż jesteśmy wewnętrznie przekonani, że te narzędzia pozwolą nam być bardziej sobą.

 

Niepewna osoba przyciąga inna niepewną osobę ukrytą pod inna maską. Najpierw należy zadbać o swe wnętrze, a wtedy przyciągać co dobre. Sposób w jaki się czujemy jest tym co inspiruje nasze działanie. Dlatego ważne jest co myślimy, gdyż to emituje nasze uczucia. Jeśli myślimy częściej o braku dobrej relacji doświadczamy braku. Jeśli chodzi o dobre związki powinniśmy skupiać się na dobrej relacji i na pozytywnych aspektach wtedy będzie ich więcej. Jest to klucz do udanego związku, gdyż myśląc o nim dobrze nadajemy mu mocy. Gdy myślimy o wadach przyciągamy ich więcej, sytuacja zmieni się dopiero jak przestaniemy narzekać i zaczniemy szukać powodów do lepszego samopoczucia. Dobrym kluczem jest skupienie się na własnej jaźni i praca nad sobą. Ważną radą nie jest kontrolować kogoś i zmieniać na siłę, a zająć się własnym wnętrzem.

 

Jak przestać przyciągać nieszczęśliwych ludzi?

 

Powodem dlaczego ich przyciągamy jest to, iż skupiamy się na tym. Co prawda wymaga to wysiłku, by zobaczyć ich w innym świetle, ale dzięki temu iż będziemy inaczej oczekiwać ich zachowania zrozumiemy jaki mamy wpływ. Skupiając się na pozytywnych aspektach trenujemy wibracje na ich temat. Wtedy mogą wydarzyć się dwie możliwości zgodne z prawem przyciągania osoba ta zacznie zachowywać się inaczej przy nas albo nie zbliży się do nas.

 

Proces Twórczy

 

Jak wygląda proces twórczy przy wykorzystaniu prawa przyciągania. Proces ten składa się z trzech kroków:

Pierwszy krok: Zastanów czego naprawdę chcesz.W chwili gdy ustalamy w swym umyśle jasno czego pragniemy to jest to równoznaczne z prośbą.

 

Drugi krok: Uwierz.

 

Aby wprawić w ruch cały ten proces, po zastanowieniu się co byś chciał i jaki byś był gdybyś już to otrzymał przejdź od razu do „bycia takim”. W ten właśnie sposób zamiast iść pod prąd współdziałamy z twórczą potęgą Wszechświata. Technika ta to tzw symulacja rzeczywistości. Jeśli istnieje miejsce gdzie marzenie mogłoby się urzeczywistnić dobrze byłoby tam się znaleźć. Jeśli nie ma takiej możliwości trzeba stworzyć jak najbardziej realistyczne środowisko, by móc odgrywać to co widzisz w swej wyobraźni.

Nie angażuj racjonalnego umysłu, zawierz swemu Wyższemu Ja i zrozum, że okoliczności nie maja znaczenia. Jeśli będziesz się zastanawiał wtedy okazja możne zostać przyciągnięta w obrębie twego systemu przekonań. Im bardziej będzie to prawdziwe dla świadomości ciała tym więcej energii wygenerowanej na przetransformowanie rzeczywistości.

 

Nie ograniczaj wyobraźni, baw się nią im będziesz bardziej wyrazisty w symulacji marzenia tym więcej energii będzie emanować, dzięki której przyciągnięte zostaną okoliczności, sytuacje, okazje, które mogą wydawać się nienormalne jak dotąd, ale dzięki którym marzenie się spełni w najkrótszym z możliwych sposobów.

 

Co najważniejsze we wszystkim co robisz miej szczere intencje. Umysłu nie da się zwieść więc jeśli egoistyczny czynnik osobistej korzyści istnieje trzeba go usunąć, gdyż życzenie na pewno się nie zrealizuje. Gdyby byłaby to chęć manipulacji, by pozyskać coś dla siebie przekazujesz sygnał o braku i będziesz nadal doświadczał braku cokolwiek uczynisz, gdyż Wszechświat to kopiarka myśli. Dlatego co dla siebie wybierasz, daj drugiemu. Jeśli postanawiasz być szczęśliwy daj to szczęście drugiemu. Wtedy zostaje uruchomiona najpotężniejsza machina twórcza we Wszechświecie mianowicie twoja jaźń. Działa to na takiej zasadzie iż umysł dochodzi do wniosku, iż żebyś mógł to dać musisz to mieć.

 

Trzeci krok: Oczekiwanie i Otrzymywanie.

 

Oczekuj w radości i wdzięczności. Jesteś silną wieżą transmisyjną która wytwarza energie z określoną częstotliwością, określona w każdej chwili tym co myślisz i tym co czujesz. To potężny proces, dzięki któremu przekształcasz swą energie i otrzymujesz w życiu więcej niż pragniesz. Będąc wdzięcznym za to co masz, przyciągasz jeszcze więcej. Emituj pozytywne emocje, gdyż negatywne nie przyniosą tego co pragniesz. Wdzięczność doładowuje proces twórczy. Czasem jest tak iż walczymy by osiągnąć, wtedy blokujemy siebie. Wszechświat reaguje na strach zakodowany w energii walki. Ukryta obawa, że to się nie spełni odzwierciedla się w postaci ograniczeń, opóźnień i realizacji, która może nie usatysfakcjonować. Poddanie się przynosi natychmiastowe efekty.

 

„Potwierdza to mechanika kwantowa. Potwierdza to kosmologia. To, że Wszechświat wyłania się zasadniczo z myśli i że cała otaczająca nas materia jest po prostu skondensowaną myślą. W ostatecznym rozrachunku to my jesteśmy źródłem Wszechświata i jeśli zrozumiemy tę moc na drodze doświadczenia będziemy mogli urzeczywistnić swoja władzę i zacząć osiągać coraz więcej. Twórz cokolwiek. Poznawaj wszystko z głębi pola świadomości, która jest ostatecznie uniwersalną świadomości.


A więc w zależności od tego, jak wykorzystamy tę moc, pozytywnie czy negatywnie, tworzymy swoje ciało w aspekcie jego zdrowia, a także środowisko w jakim żyjemy. Jesteśmy zatem twórcami, nie tylko swego przeznaczenia, ale i przeznaczenia Wszechświata. Dr. John Hagelin”.

 

http://www.instytutnoble.pl/prawo-przyciagania

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

4

 

Projekcja, czyli dlaczego denerwują nas inni ludzie i ich konkretne cechy

 

"Jeśli się złościsz, to ty się złościsz. Jeśli jesteś nieszczęśliwy, to ty jesteś nieszczęśliwy. Nikt cię do tego nie zmusza. Nikt nie może cię rozzłościć, dopóki sam nie zdecydujesz, że będziesz się złościł. Wtedy każdy może się przydać jako ekran, na który możesz przenosić swoje myśli. Nikt nie może uczynić cię nieszczęśliwym, chyba że ty sam tak zadecydujesz. Wtedy cały świat pomaga ci tkwić w nieszczęściu. To nie druga osoba, lecz twoja jaźń jest piekłem."
(Osho)

 

Projekcja jest jednym z mechanizmów obronnych, czyli różnego rodzaju trików mających na celu ochronienie naszej świadomości (naszego ego) przed zagrażającymi informacjami. Pojęcie projekcji (i innych mechanizmów obronnych) stworzył Zygmunt Freud i jest to jedno z niewielu pojęć, co do których istnienia i prawdziwości nie ma wątpliwości chyba większość psychologów, niezależnie od nurtu.

 

Co jest istotą projekcji?

 

Jest to przypisywanie innym ludziom swoich własnych negatywnych cech, uczuć lub motywów postępowania, które zostały wyparte ze świadomości i funkcjonują w przestrzeni podświadomości. Inaczej mówiąc, przedmiotem projekcji są te „kawałki” naszego Ja, z którymi z jakichś powodów się nie utożsamiamy. Jaki jest tego efekt? Złość i poirytowanie w kontakcie z drugą osobą, a nawet na samą myśl o niej.

 

Nieświadoma część, czyli Cień w każdym z nas

 

Projekcja jest silnie powiązana z koncepcją Cienia. Cieniem nazywamy tę część naszej nieświadomości, w której gromadzimy te wszystkie elementy (cechy, wzorce zachowań), których nie akceptuje nasza świadoma część. To te wszystkie rzeczy, o których możemy powiedzieć „ja taki nie jestem”, a które w jakiś sposób z nami „grają” w codziennej rzeczywistości. W jaki sposób grają? Wzbudzają w nas nieadekwatne oburzenie. Złoszczą. Irytują. Wkurzają. Przede wszystkim w innych osobach.

 

Najprościej mówiąc Cień to taka część naszej psychiki, która stała się schowkiem na wszystkie te cechy, postawy czy wzorce zachowań, które są przez nas niechciane. Umiejscowione są tam na przykład zachowania agresywne, mało kto się utożsamia ze swoją agresją, jest to raczej coś czego się wypiera, mówi, że przydarzyło mu się to, itd. Ważne jest jednak to, że w strefie Cienia znajdują się często rzeczy, które warto wyciągnąć na światło dzienne, bo można je wykorzystać. Warto również poznać swoją ciemną stronę i nauczyć się ją w bezpieczny sposób na powrót połączyć z naszym „jasnym” Ja.

 

W jaki sposób kształtuje się Cień?

 

Cień (pojęcie wprowadzone do współczesnej psychologii przez C.G.Junga) kształtuje się od najmłodszych lat, kiedy uczymy się jacy możemy/powinniśmy być, a jakimi być nie wolno, nie wypada, nie można. Wszystko, co tłumimy i usuwamy do nieświadomości w obawie przed odrzuceniem przez innych ludzi formuje nasz Cień. Oczywiście, ocena co może spowodować odrzucenie, a co nie, nie zawsze jest racjonalna, ale na dany moment coś nam daje. Poza tym, to, co kiedyś było zagrażające i niepotrzebne, dziś może się okazać bardzo przydatne i pożyteczne. Dlatego warto zrobić porządek w tym zakurzonym i zabitym deskami schowku na strychu…

Jean Monbourquette, autor fantastycznej książki „Oswoić swój cień” pisze tak:

 

Cień – jako strona osobowości – jest tajemniczą rzeczywistością, która intryguje nas, a czasami przeraża. Jest przyjacielem czy wrogiem? Zależy to od tego, jak ją postrzegamy i w jaki sposób z nią współdziałamy. (…) Daleka od sterylności i bierności, owa dzika i nierozwinięta cząstka nas samych wciąż oczekuje, że ją przyjmiemy i wykorzystamy. Biada tym, którzy ją wciąż ignorują! Pewnego dnia niczym rwący potok siłą znajdzie drogę do świadomości i wtargnie do niej. Z drugiej strony, jeśli przyjmiemy cień życzliwie, będziemy w stanie się z nim zaprzyjaźnić. On z kolei odkryje bogate źródła, które może nam zaoferować.

 

Na czym polega wspomniane zaprzyjaźnianie się?

 

Na akceptacji tego, co w Cieniu się znajduje i przyjęciu do swej świadomości. W końcu, to, co w Cieniu to także my, nasze zapomniane aspekty, które należy zintegrować, aby być coraz pełniej sobą. Z kolei kontynuowanie zaprzeczania części samego siebie, może się obrócić przeciwko nam. Im bardziej coś spychamy, tym większą energię to coś otrzymuje. A to trochę jak ze zwiększającym się ciśnieniem pod zaworem. Kiedyś w końcu eksploduje z hukiem. Normalne jest, że Cień może nas przerażać, ale wyciągnięcie jego zawartości na światło dzienne pozwala na dokładniejsze przyjrzenie się i integrację. 

 

A co możemy spotkać w Cieniu?


Agresję, seksualność, siłę, myślenie o sobie (pod etykietą egoizmu), asertywność (pod etykietą nieposłuszeństwa), prawo do własnego zdania, dążenie do własnych celów (np. pod etykietą bycia upartym), twórczość, wpadanie w złość…i pewnie wiele więcej. Wszystko zależy od tego jak dana osoba była wychowywana i było akceptowane, a co nie.

 

Z brakiem integracji Cienia wiąże się jeszcze jedno zjawisko – projekcja Cienia na innych ludzi.


Nasz Cień ma tendencję do ujawniania się w tym, jak postrzegamy innych ludzi. Nasza percepcja zostaje zakłócona, bo widzimy w innych to, co sami mamy w Cieniu…z początku ciężko to zaakceptować, ale prawda jest taka, że często to, czego nie chcemy zaakceptować u siebie projektujemy, jak film, na innych. No i oczywiście często strasznie nas oni wszyscy wkurzają i irytują…Jest to jedna z głównych przyczyn konfliktów międzyludzkich.

 

Należy pamiętać, że kontakt ze swoim Cieniem powoduje lęk, a w konsekwencji projekcja ten lęk redukuje. A to jest bardzo silny motyw ludzkiego postępowania, jeśli nie jeden z najsilniejszych. Więc nie ma co się dziwić, że ludzie nie widzą swoich projekcji, a jak im ktoś zwróci uwagę, to z reguły nie chcą tego przyjąć do wiadomości, albo jest im bardzo trudno to zrobić.

 

Jak rozpoznać swój cień?

 

Jak zawsze metod jest mnóstwo. Jedna z nich wynika z akapitu powyżej – świadoma obserwacja tego, co nas w innych irytuje. Może złości cię czyjaś arogancja, bo sama nie potrafisz stanowczo postawić na swoim, a przecież jest też w tobie taki mający-wszystkich-gdzieś kawałek? Może denerwuje cię, że ktoś bałagani, bo sam, jako totalny perfekcjonista nie pozwalasz sobie na odrobinę nieporządku, a jest w tobie też bałaganiarz? A może wkurza cię, że ktoś jest leniwy, bo sam nie potrafisz dać sobie trochę luzu, a jakaś część ciebie bardzo chciałaby się polenić? Mnie strasznie denerwują ludzie nieodpowiedzialni…i tak, tak, za wszystko (nawet to, co nie moje) biorę odpowiedzialność, co nie zawsze się dla mnie dobrze kończy.

 

Jean Monbourquette podaje kilka strategii poznawania swojego Cienia, a jedna z nich to seria pytań do samej siebie. 
Kilka przykładów: 


1. Jakich tematów zwykle unikam w rozmowach z innymi ludźmi: seksu, wiary, niekompetencji, agresywności, ambicji? – Cokolwiek by to nie było, nie chcesz o tym rozmawiać, bo lękasz się odkryć coś, czego się wstydzisz. 
2. W jakich sytuacjach staję się nerwowy, przeczulony, wycofuję się? Jakiego rodzaju uwag się obawiam? – Dyskomfort i gwałtowna reakcja, to dowód na to, że wrażliwa część twojego Cienia została zraniona. 
3. W jakich sytuacjach czuję się zakłopotany? 
4. Które aspekty mojego „ja” uważam za społecznie udane? Co chciałbym żeby widzieli inni? Jakie są przeciwstawne cechy, te które musiałem stłumić, by podkreślić moje pozytywne cechy?

 

Jeszcze innym sposobem na odkrycie swojego Cienia, to obserwacja swoich fantazji i marzeń zarówno we śnie jak i na jawie. Mogą tam się przejawiać gwałtowne cechy, ale może się też ujawniać tzw. biały Cień – cechy pozytywne, twórcze inspiracje itp.

 

Kilka przykładów

 

Matka krzyczy na synka. Uważa, że źle się zachowuje, jest wyjątkowo agresywny. Jednakże tak naprawdę, to ona jest agresywna. Projekcja umożliwia matce uniknięcie frustracji (swe nieakceptowane cechy agresywne przypisała dziecku). Z kolei synek, nie wie, za co jest karcony i dlaczego (zniekształcenie rzeczywistości).

 

Magda nie cierpi swojej sąsiadki, aż ją trzęsie ze złości na jej widok, chociaż ta w zasadzie niczym konkretnym jej się nie przysłużyła. W sumie zawsze jest dla niej miła, zagaduje. Któregoś dnia, Magda mówi do męża: „Maryśka to mnie dopiero nie lubi, mówię ci. Mijałam ją dzisiaj po drodze, to tak się na mnie patrzyła, że mało, co mi oczu nie wydrapała..”

 

Ego nie chce przyjąć do wiadomości, że jest agresywne, bo to oznaczałoby, że jest złe. W związku z tym, rzutuje swoją agresję na zewnątrz – łatwiej jest sobie poradzić z zagrożeniem z zewnątrz niż z wewnątrz.

 

Wyobraźmy sobie coś trochę bardziej złożonego. Przykład z zaobserwowanej przeze mnie rzeczywistości. Mamy dwie przyjaciółki, dajmy na to Zofię i Jagodę. Zofia ma poważne problemy życiowo-psychologiczne, ale nie chce iść do żadnego specjalisty, choć Jagoda próbuje ją do tego namówić. Jagodę cała sytuacja coraz bardziej irytuje. Spytana co konkretnie ją denerwuje w Zofii odpowiada, że bierność. No dobrze, czy to koniecznie znaczy, że Jagoda jest bierna, a sama tego nie widzi? Niekoniecznie. Bo Jagoda uważa jeszcze, że ta bierność to jest też takie rozczulanie się nad sobą. To wszystko są pejoratywne określenia, ale co może się za tym kryć pozytywnego? To, co mi pierwsze przyszło do głowy, to po prostu dbanie o siebie, wyrozumiałość dla siebie i pozwalanie sobie na bycie „miękkim”. W skrajnej formie, może to przybrać formę rozczulania się, jasne, ale chodzi mi o to, co jest najważniejsze gdy się odkryje istotę tego, na co tak mocno reagujemy. To jest sygnał, że to gdzieś w nas jest i domaga się uwagi. Czy Jagodzie przyda się trochę porozczulać nad sobą? A może przyda się jej więcej wyrozumiałości dla własnych słabości? Tu już ona sama musi sobie odpowiedzieć, ale przypuszczam, że tak.

 

Podobnie jest z projektowaniem agresji, czyli na przykład z poczuciem, że wszyscy wokół są niebezpieczni, albo jakaś konkretna osoba przeraża albo irytuje swą jawną agresją. Czym innym może być agresja, poza swą oczywistą powłoką? Wyznaczaniem swoich granic? Stawianiem na swoim? Stawaniem we własnej obronie? Owszem, projektować agresję może ktoś kto sam jest ewidentnie agresywny. 

 

Ale może się też zdarzyć tak, że będzie robić to ktoś, kto chciałby być agresywny, ale boi się tego wewnętrznego impulsu. Nie jest w stanie wyobrazić sobie siebie agresywnym. Trudno mu uwolnić w sobie ten impuls, bo „agresja jest zła”, dlatego sam ją tak intensywnie piętnuje i dostrzega wszędzie, nawet tam, gdzie jej nie ma. A może się okazać, że gdy w końcu skontaktuje się z tą agresywną częścią siebie, za agresją będzie stała chęć stanowczego wyrażenia siebie, bez względu na to, co myślą i chcą inni.

Dlaczego warto obserwować siebie i swoje projekcje? 

 

Ponieważ niosą one ważne dla nas informacje o tym, czego nam brakuje, o tym, co tkwi niewykorzystane w naszej nieświadomości. Jednocześnie, zaobserwowanie projekcji pomaga uzdrowić trudne relacje i zmniejszyć częstotliwość konfliktów. Pojawia się też zrozumienie i akceptacja własnych, często gwałtownych, reakcji na innych ludzi. To pomaga bardziej cieszyć się życiem.

 

Jak to robić? 


Niestety nie jest to proste, czasem może być wręcz niemożliwe bez pomocy kogoś z zewnątrz. W relacji z drugim człowiekiem dochodzi jeszcze jeden czynnik – najczęściej obie osoby projektują na siebie nawzajem i tworzy się plątanina świadomych i nieświadomych motywów, własnych i cudzych. Ciężko jest się czasem w tym połapać. A jednak, da się. Im większa samoświadomość, tym łatwiej jest przyłapać siebie samego na projektowaniu. Otwartość pomaga nam przyjąć czyjeś uwagi i spojrzeć na nie z dystansem. Im mniej ego w naszych zachowaniach i relacjach, tym łatwiej jest się uwolnić od nieświadomego projektowania i przejść do świadomego integrowania trudnych informacji. Nie da się tego zrobić od razu, nie da się też podejść do tego zadaniowo. To raczej proces rozwojowy, przez który przechodzimy w ciągu życia. Możemy go oczywiście świadomie wesprzeć sami, lub z pomocą terapeuty.

 

http://www.psychologiawygladu.pl/2017/03/projekcja-czyli-dlaczego-denerwuja-nas.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

5

 

Smutek a depresja

 

„Czuję się smutny, ale mam się dobrze”. Tak powiedziałby zdrowy człowiek. Chory na depresję powie, że „życie nie ma sensu”.

Małe i wielkie straty takie jak: utrata aspiracji, myślenia o sobie, utrata pracy, śmierć bliskiej osoby, porzucenie przez partnera, powodują smutek. A przeżycie smutku jest naszą naturalną, zdrową i pożyteczną reakcją. Podobnie jak z naszymi innymi uczuciami, które się pojawiają. Radość, zazdrość, wstyd, złość, jeśli pozwolimy im dojść do głosu, jeśli wybrzmią, nie przerodzą się w niszczące nas i innych reakcje.

 

Ze smutkiem jest podobnie jak z bólem fizycznym. Ból zawsze mówi o tym, że coś złego dzieje się z naszym organizmem. Dostajemy ostrzeżenie, że została zaburzona nasza homeostaza. Musimy wtedy zareagować, dokonać zmiany. Jeśli oparzymy rękę dotykając czegoś gorącego, natychmiast ją cofniemy. Dostaniemy informację o zagrożeniu i potrzebie zmiany. Rękę trzeba będzie obejrzeć i mniej lub bardziej opatrzyć.

 

Smutek zasygnalizuje nam potrzebę dokonania zmiany.

 

Wydaje się, że współczesny człowiek nie pyta, jak się smucić, tylko jak uniknąć smutku. A na to ostatnie pytanie odpowiedź brzmi fatalistycznie: „jest to niemożliwe”. Lepsze byłoby pytanie: jak znosić smutek bez wpadania w panikę? I tu dochodzimy do różnicy między smutkiem a depresją.

 

Różnicę wskaże nam odpowiedź na pytanie: „Czuję się żywy czy martwy”?

 

W trakcie przeżywania smutku bardzo intensywnie kontaktujemy się ze światem, swoim ciałem i uczuciami. Przeżywamy je bardzo głęboko. Pozwolenie sobie na przeżycie bólu, ratuje nas przed martwotą, jaką jest depresja. Przed stanem, w którym będziemy odcięci od siebie-swoich uczuć, pragnień i ciała, ale też od innych ludzi. Pozwalamy, by to doświadczenie zmieniało nas. Nie próbujemy cofnąć czasu, zmienić świata. Żałoba po tym, co utracone pozwala nam zostawić to i pójść dalej. Ale dopiero wtedy… Wydaje się, że postawa „nie rozumiem tego, ale przyjmuję” chroni przed depresją lub bywa krokiem ku zdrowieniu.

 

Jeśli smutek nie mija, a my czujemy się martwi, być może znaczy to, że jesteśmy chorzy na depresję. Być może walczymy dodatkowo z jakimiś dolegliwościami ze strony ciała, obawami o zdrowie, lękiem. Gdzieś w głębi duszy oczekujemy, że ktoś za nas coś zrobi, podejmie decyzję.

 

Tutaj pojawia się potrzeba terapeuty lub kogoś, kto skontaktuje nas z naszym smutkiem. Sami tego łatwo nie zrobimy, bo nauczyliśmy się przecież, jak tego smutku nie przeżywać.

 

Człowiek w depresji (tak jak w chorobach somatycznych) potrzebuje trzech rzeczy:

 

odpoczynku (czyli czasu bez obowiązków), rady i informacji innych (np. lekarza, przyjaciela, terapeuty) oraz wsparcia emocjonalnego. To pomoże mu poradzić sobie w nowych okolicznościach.

 

Depresja, nawet ta ciężka, wieloletnia, dobrze leczona mija i nie potrzebuje tylko jednego – samotności.

 

http://tpm.org.pl/smutek-a-depresja/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

6

 

„Czy jesteśmy gotowi podjąć ryzyko bycia szczęśliwym?”

 

„Już nic dobrego mnie w życiu nie spotka”. Jak często myślimy w ten sposób? Zapędzamy się w kozi róg, z którego nie widzimy wyjścia. Siedzimy w swoim poczuciu beznadziejności własnego życia i świata, który jest przeciwko nam, bo nie daje nam szans na szczęście. I żadne „wszystko jest w twoich rękach” do nas nie trafia. Bo niby co ode mnie zależy? Co mogę zrobić, żeby moje życie zmienić, by stało się bardziej znośne?

 

Ewa Raczyńska: Dlaczego nie dajemy sobie prawa do szczęścia?

 

Dorota Hołówka: Po pierwsze robimy to nieświadomie, gdyż działamy według wzorców, które utrwaliły się nam w dzieciństwie. Już wtedy zaczynamy wierzyć w coś, co ktoś do nas mówi na przykład: „Na szczęście trzeba zasłużyć”, „Nic się samo nie zrobi”. Nie zawsze jest to komunikat pesymistyczny. Możemy słyszeć „jesteś najlepszy, dasz radę”, ale okazuje się, że ta motywacja była gdzieś w głębi duszy podszyta lękiem, że jednak sobie nie poradzę.

 

Cała ta energia myśli i emocji wpływa na nas w przyszłości. To ile z tego co dostaliśmy w spadku przyjmiemy jako prawdę będzie kształtować nasze życie. I to jest jedyny powód, dla którego w życiu nam się układa, albo się nie układa. Okazuje się, że jestem nieszczęśliwa dlatego, że noszę w sobie mocno zakorzenione przekonanie, że nie zasługuję na szczęście, że ludzie szczęśliwi to kombinatorzy – tak słyszałam w dzieciństwie. W związku z tym mam nieprzyjemną konotację, więc nie zamierzam dołączać do grupy szczęśliwych ludzi. Spotykam wśród swoich klientów ludzi, który twierdzą, że pozytywne nastawienie do życia to objaw naiwności.

Jak widać mechanizmy myślowe są bardzo różne, a to właśnie one sterują naszymi decyzjami.

 

Czyli trzeba sięgnąć do tego, z jakiego domu wyszliśmy, jakie mechanizmy zostały nam w spadku dane.

 

Tak i to niezależnie od tego, jaka była nasza rodzina. Bo możemy pochodzić z domu zamożnego, gdzie rodzice odnoszą sukces. Ale gdzieś w głębi duszy coś takiego się wydarzyło, że my nie chcemy należeć do tego środowiska, albo w jakiś sposób czujemy się gorsi. Dotyczy to zwłaszcza dzieci rodziców, którzy odnieśli spektakularny sukces. Dzieci takich rodziców czują się niewidziane, bo na świeczniku był tata lub mama. Przez resztę życia porównują się nieświadomie, i dźwigają ten ciężar.

 

Podobnie niewidziani mogliśmy czuć się wychowując się w biednej rodzinie, co skutkuje tym, że w dorosłym życiu muszę zrobić wszystko, żeby być widzianym. Taka osoba działa, odnosi sukcesy w życiu, tylko w tym przypadku motywacja nie do końca jest zdrowa.

 

Bardzo dużo zależy od tego, jak zinterpretujemy to, co się nam w życiu wydarzyło. Mamy taką tendencję do postrzegania naszego życia przez pryzmat rodziców, bo to ich wina, że taka/taki jestem, to wina środowiska, w którym się wychowałam, albo tego, że zawsze byłem biedny i nigdy nic mi się nie udawało – a wcale tak nie jest.

 

Możemy coś zrobić? Pomóc takiej osobie, uświadomić: „Hej życie masz jedno i od ciebie zależy jak je przeżyjesz”?

 

O osobach , które nie mogą ruszyć z miejsca – tkwią w swojej beznadziejności i cierpieniu mówimy, że są w zamrożeniu. One naprawdę mają problem, żeby ruszyć do przodu. Kiedy słyszą od innych: „Zrób coś, zmień coś. Odejdź od niego” (gdy mówimy o relacji), to jeszcze bardziej zapadają się w siebie, tracą siłę, bo ktoś im mówi, żeby coś zmienili, a oni nie mogą, więc czują się coraz gorzej.

 

Weźmy jako przykład kobietę, która jest nieszczęśliwa w związku i nie wie, jak się z tego wyplątać, jak coś zmienić w swoim życiu. W tej sytuacji jedynym wyjściem jest uświadomienie sobie, że ta relacja, w której jestem, czy to w czym jestem to odzwierciedlenie moich myśli o sobie, moich wyobrażeń na swój temat – na temat tego na co zasługuję, co mi się należy, jak jestem ważna. Z tym powinniśmy pracować.

 

Mogę sama sobie pomóc?

 

Być może trochę to kontrowersyjne, ale mam głębokie przekonanie, że można sobie samemu pomóc. Wystarczy zauważyć jak działam, jaką rolę w życiu sobie przypisałam. Do tej roli zawsze znajdę w życiu odpowiedni scenariusz i aktorów. I jeśli zauważę, w co gram w swoim życiu, kim jestem, jakie mam wyobrażenie na swój temat to już pierwszy krok. Kolejny to znaleźć w sobie gotowość, by zmienić swoją tożsamość na nową, napisać nowy scenariusz, który wychodzi poza nasze wyobrażenia o tym co możliwe i znaleźć w sobie zgodę na nowe- wtedy w naszym życiu dokonają się zmiany.

 

To spore wyzwanie, bo trudno porzucić to, co budowałam przez lata.

 

Tak, to trudne, bo dotychczas byłam w tym, co znane. I choć nie jest mi tu dobrze, to jednak wiem, czego się spodziewać, po tym cierpieniu.

 

Dodatkowo cały czas tę tożsamość wspieram poglądem, że nie mam wyjścia, że muszę w niej tkwić. I tu pierwszym krokiem jest wyobrażenie sobie, w jakiej innej roli bym siebie widziała. I nie chodzi tu o pełen kontrast, przeciwieństwo – że nagle jestem szczęśliwa, jestem z księciem z bajki i moje życie jest cudownie. Najpierw należy odpowiedzieć sobie na pytanie: w jakiej roli czułabym się dobrze. I tu zaczynają się schody, bo to najtrudniejsze pytanie, jakie pada w mojej pracy. Większość ludzi zaczyna opowiadać wyobrażeniami społecznymi, filmowymi. Mówią o swoich wyobrażeniach na temat związku, o tym, jaki partner powinien być, żeby czuć się lepiej. A tu nie o to chodzi. Najpierw trzeba znaleźć swój stan emocjonalny, z którego dopiero powinniśmy stworzyć obrazy. Upraszczając: jeśli czuję się źle, to należy pomyśleć, jaki stan emocjonalny sprawiłby, żebym poczuła się dobrze i dopiero wyobrazić sobie, kto by wtedy przy mnie był, co wokół mnie by się zadziało, jak by moje życie wyglądało, kogo bym spotykała, co bym robiła.

Trochę odwrotnie niż zazwyczaj: najpierw emocje, a później obrazy.

 

Kiedy pytam: „jakbyś chciała, żeby twoje życie wyglądało”, to słyszę wizję rozsnuwaną przed oczyma. Ale, gdy zadaje kolejne pytanie: „co czujesz w ciele, jakie emocje tobie towarzysza”, to pojawia się płacz, napięcie w gardle i brzuchu, bo okazuje się, że nie jestem gotowa przyjąć tego co widzę.

 

Dlatego tak ważne jest, by zacząć od stanu emocjonalnego. My marzymy o wielkiej miłości, a nasze ciało mówi: „miłość nie jest przyjemna, nie jest bezpieczna, pamiętasz, jak on cię zranił? Jak się zakochasz, ktoś może cię odrzucić, przypomnij sobie, jak się czułaś”. I tak można próbować w nieskończoność. Najpierw musimy zmierzyć się ze stanem emocjonalnym, oswoić go, uporać się z nim i wtedy możemy budować wyobrażenia o nowym życiu.

 

Często mówimy: „chciałabym, żeby on był dla mnie lepszy, by dzieci były grzeczniejsze”.

 

Ważna jest świadomość tego, co ja mówię. Gdy komunikuję: „Chciałabym, żeby mój mąż był dla mnie lepszy” to trzeba zastanowić się – jaką ja widzę kobietę w tym momencie. Zamienić „chciałabym, żeby on był dla mnie lepszy” na „chciałabym być w relacji, w której czułabym się dobrze, spokojnie i bezpiecznie”. I znaleźć ten swój stan emocjonalny. Chciałabym czuć się relacji, w której będę doceniona i co to dla mnie znaczy, czuć się docenioną. To jest świadome wizualizowanie celu.

 

Więc dlaczego tego nie robimy, tylko wybieramy nieszczęśliwe życie?

 

Problemem jest przywiązanie się do tożsamości cierpiętnika, czyli człowieka, który przez długi czas był w cierpieniu, w nieszczęściu. Warto się temu przyjrzeć, odpowiedzieć sobie na pytanie, jakie mamy korzyści z bycia nieszczęśliwym, bo przecież nie tkwilibyśmy w tym, co nam nie daje korzyści. Może będąc nieszczęśliwym bardziej zwracam na siebie uwagę? Wszystko zależy od tego, co sobie wmówimy, dlatego tak trudno jest nam stworzyć nowy wzorzec. Najtrwalsze zmiany to te, które przeprowadzamy małymi krokami- tylko wtedy nasz układ nerwowy zdąży przetransformować stare w nowe.

 

Zaczynamy więc od wyobrażeń, że to też jest fajne, że ta inna tożsamość, która będzie radosna, szczęśliwa i rozluźniona też będzie mi służyła. Ale to my sami musimy się do tego przekonać, bo nikt nigdy w żaden sposób nie zdoła tego zrobić za nas.

 

Często nieświadomie pozostajemy w poczuciu beznadziei, bo boimy się zacząć działać ze względu na obawę przed oceną lub porażką. Trzeba sobie jednak uświadomić, że celu nie osiągają dwa rodzaje osób. Jedna grupa to ta, która chce szybko i natychmiast coś zmienić w swoim życiu, a druga to ta, w której ludzie uważają, że oni sami są przeszkodą. Na przykład myślę o sobie, że nie jestem atrakcyjna i jeśli wyobrazimy sobie przeszkodę, jako kamień na drodze, którym to kamieniem jesteśmy, to nie ma szans, by tę przeszkodę ominąć. A to właśnie dzięki przeszkodom zmieniamy siebie, napotykamy je po to, by mieć nowe życie. Nie da się osiągnąć nowego życia bez zmiany swoich przekonań, myślenia o sobie.

 

Dlatego musimy iść malutkimi kroczkami, by przy każdej przeszkodzie poradzić sobie z naszym systemem obronnym, który mówi: „daj sobie spokój, po co ci to, i tak się nie uda, pamiętasz, już kiedyś się nie udało”. Przeszkody mają za zadanie zmienić nasz sposób myślenia, po to żeby osiągnięcie celu stało się możliwe. Jeśli chcemy iść na skróty możemy spodziewać się zmian pozornych, ale nie na poziomie emocjonalnym.

 

Każdy może to zrobić?

 

Z mojego doświadczenia zawodowego mogę powiedzieć, że nie istnieje osoba, która nie mogłaby sięgnąć po marzenia, zrealizować swoje cele, być szczęśliwa.

 

Może się okazać, że sytuacja, w której czujemy się nieszczęśliwi – na przykład małżeństwo, jest jednak dla nas dobra?

 

Oczywiście. Często, gdy pracujemy w grupie, w tak zwanym polu, widać, jak w ciągu kilku minut, gdy zaczynam inaczej rozmawiać z samym sobą, prowadzimy inny dialog wewnętrzny, zmienia się układ w całej naszej rodzinie. Nie tylko w relacji kobieta – mężczyzna, ale też w relacji z dziećmi. Pamiętam taką sesję: kobieta, mężczyzna i dwójka dzieci. Mąż czuje się słaby, nie ma siły, nie podejmuje działań, niczego nie proponuje. A kobieta zachowuje się jak ofiara, ma spuszczoną głowę, mówi tylko do dzieci. Wygląda na bardzo zmęczoną osobę. Gdy pytam, co mówi do siebie, odpowiada: „Nie mam siły”. Idąc dalej proszę, by zastanowiła się, co by chciała pozytywnego sobie powiedzieć i przychodzi jej do głowy: „Ciesz się z tego co masz” . I nagle sytuacja zmienia się diametralnie. Dotychczas było tak, że ojciec wchodził do domu, dzieci na nim się wieszały, on się denerwował, bo był zmęczony. Obiad jedli w ciszy, kobieta siedziała z boku. Po zmianie dialogu wewnętrznego – mężczyzna wchodzi do domu i zauważa żonę, podchodzi do niej. Ona czuje wzmocnienie i prosi dzieci, żeby dały tacie odpocząć. Siadają do obiadu i mąż zaczyna snuć plany, co zrobią, że pójdą na basen. Kobieta siada obok niego przy stole. To jest niesamowite.

 

Później mężczyzna zapytany, dlaczego zachował się inaczej, nie umiał odpowiedzieć, nie wiedział, że kobieta inaczej ze sobą rozmawia. I to się dzieje za każdym razem. Sam dialog wewnętrzny daje nam siłę do wyjścia z nieszczęścia. Przeprowadziłam setki takich sesji i nigdy mi się nie zdarzyło, żeby nie dochodziło do diametralnej zmiany.

 

To pokazuje, jak pod wpływem mojego sposobu myślenia, zmienia się ktoś inny. Do takiej zmiany w każdej chwili mamy dostęp. Trudnością jest takie myślenie utrzymać, ale jest to do zrobienia. Jeśli znajdziemy w sobie tyle silnej woli, żeby to ćwiczyć, to mamy podstawę do tego, żeby żyć szczęśliwie.

 

http://www.nowapsychologia.com/czy-jestesmy-gotowi-podjac-ryzyko-bycia-szczesliwym/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

7

 

Jak się nie potknąć o własny cel

 

Podstawą popularnej „psychologii sukcesu” jest przekonanie, że stawianie sobie celów i ciągłe utrzymywanie ich w zasięgu uwagi powoduje zwiększenie motywacji. W momencie spadku motywacji zaleca się koncentracje na tym „po co to robię” i jaki ma być wynik końcowy. Trafiłam ostatnio na ciekawe badania pokazujące, jak zasada ta nie dość, że jest dużym uproszczeniem, to może wręcz zaszkodzić realizacji naszych planów.

 

Wydawałoby się, że świadomość tego „po co to robię” powinna być paliwem dla naszego zapału i energii wkładanej w jakiegoś rodzaju zadania, prawda? W momencie, kiedy się nie chce, przypomnij sobie jaki jest Twój cel i jakie korzyści odniesiesz z tego, że np. ruszysz się z kanapy, by pójść i pobiegać. Pomyśl o tym jakie to zdrowe, że Twój organizm będzie lepiej funkcjonował, że rozwiną się nie tylko mięśnie, ale i mózg, wyobraź sobie jaką piękną sylwetkę osiągniesz i jędrności nadasz swojemu ciału. Wydaje się to dość zdroworozsądkowym podejściem, którego skuteczności sama nie poddawałam pod wątpliwość. Okazuje się jednak, że dynamika naszej motywacji jest trochę bardziej złożona.

 

Ayelet Fishbach i Jinhee Choi z Uniwersytetu w Chicago zaprosili do badania studentów chodzących na uniwersytecką siłownię. Z ponad stu osób, połowę poprosili o to, by opowiedzieli im o swoich celach. Usłyszeli między innymi, że ktoś ćwiczy, by schudnąć, a ktoś inny by mieć lepszą kondycję. Drugą połowę pytali o to, czego doświadczają na sali do ćwiczeń, jak wygląda ich działanie samo w sobie – „Najpierw się rozciągam, a potem biegam na bieżni”. Następnie pierwsza grupa została poproszona o koncentrację na swoim celu w trakcie ćwiczeń, a druga o skupianie się na swoim bieżącym doświadczeniu na siłowni.

 

Skutki tych dwóch podejść różniły się od siebie istotnie. Osoby, które opisywały swoje cele miały silniejszy zamiar ćwiczenia i planowały np. biegać dłużej, niż osoby opisujące doświadczenie. Ale to druga grupa w efekcie ćwiczyła dłużej – prawie o 10 minut. Badacze wyciągają z tego takie wnioski: koncentrowanie się na celach odciąga nas od doświadczania przyjemności z samego działania. Owszem, pomaga to zebrać się w sobie i zabrać się z werwą do działania, ale na dłuższą metę tracimy to, co lubimy najbardziej – przyjemność. Mamy zadanie do wykonania, za które czeka nagroda w postaci zrealizowanego celu. A to wcale nie sprzyja motywacji. Człowiek najchętniej działa, gdy ma poczucie, że robi to z własnej woli, czuje chęć i czerpie z tego radość – psychologowie nazywają to motywacją wewnętrzną. Motywacja zewnętrzna, czyli działanie tylko po to, by uzyskać jakiegoś rodzaju nagrodę, potrafi zabić chęć i przyjemność płynącą z działania. Studenci, z którymi rozmawiano po eksperymencie, potwierdzali to. Ci, którzy koncentrowali się na celach odbierali swoje ćwiczenia bardziej jako ciężki wysiłek niż ci, którzy skupiali się na swoim doświadczeniu.

 

Jaki z tego wniosek? Warto postawić sobie cele, znaleźć odpowiedź na pytanie „po co” i odkryć korzyści z podejmowanych działań. Ale, gdy już skorzystamy z otrzymanego dzięki temu impulsu do działania, lepiej odłożyć swoje wizje przyszłości na bok i skupić się na tym, co najbardziej aktualne – na doświadczeniu i przeżywaniu tego, co się robi. Okazuje się bowiem, że nie potrzeba wcale nagród z zewnątrz, by zniszczyć naszą wewnętrzną motywację – nadmierna koncentracja na celu działa bardzo podobnie, tworząc „zewnętrzną motywację” w obrębie naszej własnej psychiki.

 

Fishbach i Choi przeprowadzili jeszcze kilka badań, by sprawdzić działanie tego mechanizmu. Dotyczyły one robienia origami i czyszczenia zębów nitką dentystyczną. Opowiedzenie ludziom o korzyściach płynących z robienia origami (np. poprawienie koordynacji wzrokowo-ruchowej) powodowało, że mieli oni większą chęć, by spróbować to robić. Ale dalsze koncentrowanie się na długoterminowych celach, powodowało, że gdy już brali udział w lekcjach origami, cieszyło ich to mniej, mieli mniejszą ochotę robić to w przyszłości i rzadziej kupowali zestaw do własnoręcznej zabawy w origami. W przeciwieństwie do tych, którzy skupiali się na aktualnym doświadczeniu. Podobnie było z czyszczeniem zębów. Co prawda uświadomienie sobie korzyści zdrowotnych prowadziło do planowania częstszego nitkowania, ale dopiero gdy ktoś uświadamiał sobie nawet najprostsze wrażenia związane z tą czynnością, takie jak poczucie czystości i świeżości w jamie ustnej, w efekcie robił to częściej.

 

Badania te są w pewnym sensie odpowiedzią na problem wielu ludzi, którzy poświęcają wiele energii w budowanie wizji przyszłości, ale dopada ich tzw. słomiany zapał. Napompowanie się planami, wizjami i celami niestety nie wystarcza, by faktycznie z wytrwałością działać. Jest potrzebne na początku, by z energią za coś się zabrać. Za to wytrwałość osiągamy dzięki doświadczeniu i odnajdywaniu przyjemności w działaniu samym w sobie. Właściwie to nic skomplikowanego. Zacznij od wizji i planu, a potem koncentruj się na samym procesie i każdym kolejnym kroku. Może okaże się, że po prostu fajnie jest to robić.

 

http://pozaschematy.pl/2012/09/02/jak-sie-nie-potknac-o-wlasny-cel/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

8

 

Jak skutecznie pozbyć się natrętnych myśli oraz niechcianych emocji?

 

Cierpienie, którego doświadczamy na skutek myśli, które nas prześladują sprawia, że tracimy dostęp do prawdziwej radości. Stajemy się rozdrażnieni, apatyczni, kompulsywnie szukamy działania, które ma dać nam chwilowo ulgę lub unikamy życia. W celu uniknięcia cierpienia wchodzimy w relacje, które nas nie satysfakcjonują lub decydujemy się na życie w samotności. Paradoksalnie to właśnie lęk przed doświadczeniem bólu nosi w sobie ogromny potencjał, to właśnie on motywuje nas do zmiany, do szukanie nowych ścieżek rozwoju i wewnętrznego wzrostu, które w ostateczności ma dać nam wyzwolenie właśnie od cierpienia.

 

Przez wiele lat szukałam odpowiedzi na pytanie jak pomóc sobie i innym z emocjonalnym cierpieniem, jak żyć nie unikając kwintesencji życia i jego przejawów. Kilka lat temu podczas moich pierwszych warsztatów dotyczących lęku eksperymentalnie, wybierając osobę, która była przedstawicielem cierpienia i lęku obserwowałam co dzieje się w trudnych sytuacjach życiowych właśnie z energią cierpienia lub lęku. Od tamtej pory minęło kilka lat oraz kilkaset godzin przepracowanych w tym wąskim obszarze.

 

Dzisiaj z pewnością mogę stwierdzić, że to czego nie chcemy w życiu transformuje się poprzez obserwację. Nieważne czy to są myśli, emocje, obrazy. To co zatrzymało przepływ wolności w nas należy do przeszłości, ale jest ciągle obecne. W postaci spięcia w ciele, skojarzeń, myślokształtów i obrazów, które tworzą rodzaj tamy w energetyce naszego ciała. W pracy psychoterapeutycznej zazwyczaj wracamy do przeszłości, żeby przypomnieć sobie wydarzenie i ,,uwolnić nurt wody,, oczyścić z tego co nam nie służy.

 

Uważam, że nie jest to konieczne, uzdrowienie dokonuje się dużo prościej- ponieważ przeszłość jest w nas tu i teraz. Kiedy jesteśmy uważni na to co czujemy właśnie w tym momencie przeszłość zaczyna transformować się. Bowiem cierpienie, którego doświadczamy powstało na skutek braku uważności – ktoś kto sprawił nam ból nie był dostatecznie uważny na nas lub trudne wydarzenie, którego doświadczyliśmy sprawiło, że nie daliśmy uwagi emocji, która w tamtym czasie wydawała się nie do zniesienia. To co potrzebne jest do przywróceni porządku to właśnie uważność – ten wniosek jest wynikiem mojej długoletniej pracy w tym obszarze.

 

Jak to przekłada się na codzienną praktykę?

 

Jeśli czuję złość lub pojawia się jakaś trudna myśl obserwuje ją i nie jest to jakiś rodzaj medytacji tylko po prostu zaczynam natarczywie, patrzeć na tę myśl lub stan pochodzący z ciała. Na początek można położyć przed sobą jakiś przedmiot, który będzie nam kojarzył się z tym tematem i po prostu patrzę -ale z uważnościa na to jak oddycham, w którym miejscu mam spiete ciało, obserwuję wszystkie reakcje i patrzę.

 

Jeśli boję się choroby, słowo rak działa na mnie paraliżująco patrzę na nie jak najczęściej, ale cały czas ze świadomością tego co dzieje się w ciele- dobrze jest opisać na głos co czuję? Jak oddycham? Jak czuję stopy i dłonie? Co dzieje się w brzuchu? Cały czas patrzę mając świadomość odczuć z ciała.

 

Jednak niczego nie zmieniam ponieważ jakiekolwiek próby zmiany są znowu aktem odrzucenia tego co należy do mnie, chcąc pozbyć się tego uczucia przestajesz akceptować siebie jako odczuwającego, nie przyznajesz się do tej części siebie. Tak więc wszelkie działanie, będące rezultatem reakcji typu lubię – nie lubię, musi zostać zastąpione obserwacją. Nie unikaj żadnej emocji, ale też nie szukaj ich. Pozwól im płynąć przez twoje ciało. Jeżeli im na to pozwolisz doświadczysz poczucia wolności.

 

Podczas tego ćwiczenia największą trudność sprawia pojęcie obserwacji, ponieważ przywykliśmy do oceniania: ładne-brzydkie, dobre-złe -dlatego umiejętność oczystej obserwacji wspiera nazywanie tego co dzieje się w ciele, żeby coś nazwać trzeba to zauważyć tak więc uważnośc dokonuje się mimowolnie.

 

Kiedy myślę o chorobie to co czuję w ciele? Daj sobie czas, obdarz się cierpliwością i troską, nie oceniaj siebie kiedy twoje myśli podążą nawykowo gdzie indziej. Wróć do obserwacji – to twoja droga do uzdrowienia.

 

Większość z nas jest uwarunkowana na ucieczkę od tego co trudne i ten rodzaj działania właśnie przykuwa nas do trudnych sytuacji, słów, skojarzeń.

 

Dlaczego na nowo odtwarzamy stare schematy?

 

Ponieważ dla ciała przeszłość jest właśnie teraz, ciało doświadczając nas daje nam kolejną szansę na uzdrowienie. Jeśli jej nie przyjmiemy ono szuka innego sposobu stwarzając nowe okoliczności, które my nazwiemy pechem.Kiedy jakieś przykre doświadczenie powtarza się często zaczynamy myśleć o sobie przez jego pryzmat, etykietujemy siebie, co nas bardzo ogranicza. Wszystko co dodajemy po słowie jestem- jest tylko efektem doświadczenia, ale nie jest nami. Innymi słowy, jeśli ktoś trzeci raz odrzucił mnie to nie znaczy, że jestem np.brzydka tzn, że jakieś uczucie nie zostało zauważone kolejny raz.

 

Moje doświadczenie w pracy z lękiem pokazuje jednoznacznie: lęk chce być zauważony – to energia o niewyobrażalnym potencjale, która została wyparta, ponieważ jest uosobieniem wewnętrznej mocy, znacznie przerastającej nasze ludzkie wyobrażenie. Tak więc cierpienie, którego doświadczamy jest jednocześnie drogowskazem do naszego wyzwolenia.

 

http://www.nowapsychologia.com/jak-skutecznie-pozbyc-sie-natretnych-mysli-oraz-niechcianych-emocji/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

9

 

Za czym tak gonisz szukając rozwoju?

 

Chcesz się zmieniać. Chcesz budować nowe nawyki. Chcesz być lepszy, chcesz być idealnym pracownikiem, wymyślać, osiągać, budować. Ale jaka jest Twoja motywacja? Jakie jest podłoże tych chęci? Nie zawsze więcej to lepiej i nie zawsze „lepiej” to lepiej.

 

Wszystkie osoby, które przychodzą do mnie po poradę lub na terapię chciałyby coś zmienić. To, co jest i jak jest aktualnie nie zadawala ich. Ale która ich wewnętrzna część nie jest zadowolona i z której innej wewnętrznej części? Zdarzają się sytuacje, w których nie jest zadowolony Wewnętrzny Krytyk. Dosłownie to on ich wysłał na psychoterapię, by w końcu zaczęły być idealne, by wszystko się udawało, by nie popełniać już błędów, być bardziej wydajnym i wypełniającym plany. Jednak to wszytko się nie udaje, co wywołuje niezadowolenie i cierpienie. Krytyk podpowiada, że cierpienie jest efektem niedoskonałego działania, więc ciśnie. Zazwyczaj jednak źródło bólu jest nietrafnie rozpoznane. To Krytyk, to nieustające wymagania powodują, że trudno jest odnaleźć wewnętrzne ukojenie.

 

Wyobraźmy sobie kogoś, kto przez całe życie goni za osiąganiem czegoś więcej. Rozwija się, szuka, kształtuje fantastyczne nawyki lub próbuje to robić. Staje się to wewnętrznym przymusem, a przymus ma to do siebie, że wywołuje niepokój i napięcie. Znanym sposobem redukowania tego napięcia jest robienie jeszcze więcej. No chyba, że już się nie da, już nie ma siły. Wtedy pojawiają się wyrzuty sumienia i dyskomfort, który trzeba w jakiś sposób zagłuszyć. Więc zagłusza, choć na chwilę. A potem znów odzywa się potrzeba robienia więcej, ciągle więcej.

 

Taki wewnętrzny przymus mógł powstać w ten sposób: będąc dzieckiem słyszał (widział i doświadczał), że wartościowi ludzie to tacy, co coś osiągają. Jego rodzice podziwiali tych, którzy wiele potrafią albo przekraczają swoje ograniczenia. Popełnianie błędów, czy bycie „słabym” nie było dopuszczalne. Chwaliło się za osiągnięcia, a czasem nie chwaliło się wprost tylko opowiadało znajomym jakiego to się ma syna/córkę. Może nawet chwalenia nie było wcale, tylko niejasna obietnica, że gdy w końcu zrobi coś dobrze, to otrzyma uznanie.

 

Po to, by zyskać miłość i uznanie, musiał się ten człowiek skupić na osiąganiu sukcesów. Liczył, że gdy osiągnie wystarczająco wiele, w końcu najważniejsze osoby w życiu to docenią, docenią jego samego. Z czasem podobny schemat zaczął stosować wobec samego siebie. Nie nauczył się szanować, kochać, akceptować siebie za to, że po prostu jest. Nie, musi ciągle coś osiągać, by udowodnić sobie, że jednak ma jakąś wartość – podstawowe założenie jest takie, że do niczego się nie nadaje, póki nie udowodni, że jest inaczej. Odchudza się, ćwiczy z Ewą Ch., pisze doktorat, publikuje książki, biega w triatlonie. Czy mu to wychodzi, czy nie – to nie ma większego znaczenia. Ulepsza siebie, tworzy cele, czyta o tym jak to musi dać radę, wytrzymać, zmierzyć się ze swoim lękiem i lenistwem, robić, nie mieć wymówek. Nikt nie zakłada, że może ten opór, to że się czasem nie chce, jest wewnętrznym krzykiem o chwilę wytchnienia, o zmniejszenie presji. Robi plany działania, które lepiej lub gorzej realizuje. Gdzieś krąży niejasne poczucie, że da się żyć w inny sposób, można zrobić coś, by poczuć się lepiej, spokojniej. Ale gdy przestaje gonić i robić zaczyna znów odczuwać napięcie, niezadowolenie z siebie, niepokój. Nie może przestać, bo Wewnętrzny Krytyk go zje żywcem. A tak, to tylko systematycznie od środka podjada.

Nikt nie ma na tyle odporności, by bez żadnych konsekwencji mierzyć się z takim podjadaniem. Można opaść z sił pod naporem wewnętrznego poganiania i w ostatnim akcie obrony wpaść w „depresję”, która nazwana „chorobą” w końcu pozwala na chwilę odpoczynku i nie robienia zbyt wiele. Można radzić sobie z napięciem pijąc alkohol, biorąc narkotyki, szukając romansów, grając w gry komputerowe czy biorąc leki. Może nie być wcale tak drastycznie – ciągłe zabieganie i zajmowanie się osiąganiem powoduje, że jest mniej czasu dla rodziny i człowiek stwierdza, że coś jest nie tak – a Krytyk dodaje „tak, nie jesteś idealnym rodzicem i partnerem, zrób coś z sobą!”. Niektórych w końcu dopada pustka i nie chcące odczepić się pytanie „po co to wszystko?”. Z każdym kolejnym osiągnięciem (lub planem działania, bo czasem nawet się nie udaje dojść do momentu działania) jest chwila ulgi, a potem znów dojmująca pustka i poczucie beznadziejności.

 

Taka osoba nie potrzebuje usprawnień w rodzaju budowania nowych nawyków czy bardziej produktywnego działania. Potrzebuje zobaczyć swój wewnętrzny dramat, opresję jaka dzieje się dosłownie pod jej nosem. Obronić swoją słabszą część, przekonać się, że czasem można być miękkim, a nie twardym. Zobaczyć, że utożsamiając się z siłą Wewnętrznego Krytyka bez uwzględnienia sposobu w jaki on działa, prowadzi do zadawania sobie kolejnych ran. Często trzeba porzucić nadzieję, że mama czy tata w końcu docenią, w końcu powiedzą – tak, świetnie Ci poszło, jesteśmy z Ciebie dumni, a teraz możesz odpocząć. Oni tego już nie powiedzą, ale ona sama może. A potem przychodzi czas na szukanie innej wartości życia niż tylko osiągnięcia. I można odnaleźć prawdziwego siebie, będącego całością, sukcesami i porażkami, wadami i zaletami, i wszystkim innym. I zazwyczaj dopiero to przynosi spokój i ulgę. Trzeba sobie tylko na to pozwolić.

 

http://pozaschematy.pl/2013/09/23/za-czym-gonisz/

Edytowane przez Priscilla_126

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

10

Czy umiesz uwolnić się od opinii innych ludzi?

Przypatrz się swemu życiu i zobacz, jak jego pustkę wypełniłeś innymi ludźmi.
W konsekwencji dusisz się nimi.
Zauważ, jak oni kontrolują twoje zachowanie poprzez akceptację albo wyrazy dezaprobaty.
Dzięki swej obecności łagodzą poczucie osamotnienia; podnoszą cię na duchu przez pochwały ale też stają się przyczyną rozpaczy poprzez krytykę i odrzucenie.
Przyjrzyj się sobie uważnie i zobacz, jak prawie każdy moment swego życia poświęcasz na zjednywanie sobie ludzi, na pochlebianie im, i to niezależnie od tego, czy są to żyjący czy zmarli.
Żyjesz według ich norm, zgodnie z ich standardami, szukasz ich towarzystwa, pragniesz ich miłości, boisz się, by cię nie wyśmiali, tęsknisz za ich poklaskiem, potulnie poddajesz się narzuconym wyrzutom sumienia; przeraża cię myśl postępowania wbrew modzie czy to w sposobie ubierania, mówienia, postępowania, czy nawet myślenia.
Zauważ, że nawet kiedy kontrolujesz innych, jesteś od nich zależny i przez nich zniewolony. Inni ludzie tak dalece stali się częścią twego bytu, że nawet nie jesteś w stanie wyobrazić sobie życia bez ich nieustannej kontroli.
Jest faktem, że zdołali ciebie przekonać, iż gdybyś kiedykolwiek uwolnił się od nich, to staniesz się wyspą — samotną, ponurą, bez miłości.
Tymczasem prawda wygląda dokładnie odwrotnie.
Jakże możesz kogoś kochać, kto cię zniewolił?
Możesz tylko pożądać, potrzebować, być zależnym, bać się i być kontrolowanym. Miłość można spotkać tylko tam, gdzie nie ma lęku i gdzie panuje wolność.
Jak możesz osiągnąć taką wolność?
Posługując się dwojaką bronią w zwalczaniu twojej zależności i zniewolenia. Po pierwsze, samoświadomością.
Jest rzeczą prawie niemożliwą, by ktoś, obserwując stale głupotę bycia zależnym, pozostał w tej zależności i zniewoleniu.
Jednakże osobie poddanej nałogowi innych ludzi samoświadomość może nie wystarczyć. Musisz poświęcać czas tym czynnościom, które kochasz.
Musisz odkryć pracę, której dokonujesz nie ze względu na jej użyteczność, ale ze względu na nią samą, niezależnie od tego, czy przyniesie ci ona sukces czy nie, czy będziesz chwalony czy nie, czy będziesz kochany i podziwiany czy nie, niezależnie od tego, czy ludzie ją znają i będą za nią wdzięczni czy nie.
Czy istnieją w twoim życiu zajęcia, którym się oddajesz po prostu dlatego, że sprawiają ci przyjemność i pochłaniają całą twoją istotę?
Odkryj je, poświęcaj im swoją uwagę, gdyż one będą twoją przepustką do wolności i miłości. Tymczasem prawdopodobnie zostałeś poddany praniu mózgu i przyjąłeś konsumpcyjny sposób myślenia, który można przedstawić w następujący sposób: radość z poezji, pejzażu czy fragmentu utworu muzycznego wydaje się stratą czasu; ty musisz napisać poemat albo stworzyć dzieło muzyczne czy dzieło sztuki.
W zasadzie stworzenie dzieła samo w sobie nie ma wielkiej wartości; twoje dzieło musi zostać poznane. Jakąż może ono mieć wartość, jeśli nikt go nie poznał? A nawet jeśli jest ono znane, to jeszcze nic nie znaczy, jeśli nie jest oklaskiwane i chwalone przez ludzi.
Twoje dzieło zyska największą wartość, jeśli zdobędzie popularność i jeśli będzie się sprzedawać!

Tak oto na powrót znalazłeś się w ramionach i pod kontrolą ludzi.

Według nich o wartości jakiegoś działania czy dzieła decyduje nie to, że zostało wykonane, że jest kochane i że jest źródłem radości samo w sobie, ale fakt, że pozwoliło odnieść sukces. Królewska droga do mistyki i do Rzeczywistości nie prowadzi przez świat ludzi.
Wiedzie ona przez świat czynności, które się wykonuje dla nich samych niezależnie od perspektywy sukcesu czy zarobku.
Przeciwnie do tego, w co się powszechnie wierzy, lekarstwem na miłość i samotność nie jest towarzystwo innych ludzi, ale kontakt z Rzeczywistością.

W chwili gdy dotkniesz tej Rzeczywistości, zrozumiesz, na czym polega wolność i miłość.
Wolność od ludzi — inaczej mówiąc, zdolność do prawdziwej miłości. Nie myśl, że warunkiem narodzin miłości w twoim sercu jest spotkanie z ludźmi. To nie będzie miłość, ale czyjś urok.

Miłość rodzi się w twym sercu raczej dzięki pełnemu uwagi kontaktowi z Rzeczywistością.
Nie jest to miłość dla jakiejś szczególnej osoby czy rzeczy, ale jest to czyste odczucie miłości, to rzeczywistość miłości, to stosunek i postawa miłości.
Taka miłość będzie następnie z Ciebie promieniować na zewnątrz — na świat rzeczy i osób.

Jeśli pragniesz, by taka miłość zaistniała w twoim życiu, to musisz zerwać z wewnętrzną zależnością od innych ludzi. Wtedy uświadomisz sobie jej istnienie. To, że zawsze była w Tobie.
Aby to zrozumieć, trzeba zaangażować się w sprawy, które kochasz dla nich samych.

 

https://zenforest.wordpress.com/2008/05/17/uwolnij-sie-od-opinii-innych-ludzi/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

11

Lęk przed bliskością i wrażliwością. DDA

Bardzo możliwe, że jako małe dziecko nie odczuwałes wiezi typowych dla wiekszosci dzieci z tak zwanych normalnych domów, szczególnie jesli to matka była alkoholiczka. Nie mogłes liczyc na stałe zaspokajanie przez rodziców twoich potrzeb. Nie mogłes liczyc, że cie przytula i ukochaja, aby odpedzic twoje leki i wyleczyc rany. Nie miałes pewnosci, że niezależnie od tego, czy bedziesz miał racje, czy nie, matka wesprze cie w trudnych chwilach.

To wpływa na twoje obecne zwiazki i na to, jak mocno sie angażujesz.

Trzydziestotrzyletnia Chris L., której matka jest alkoholiczka, brała udział, w zajeciach na temat mechanizmów relacji w grupie. Wspomina, że nie pasowała do koleżanek z klasy, ponieważ one starały sie zerwac wiezi ze swoimi rodzicami, a ona przez całe życie usiłowała takie wiezi zbudowac.
Istotne jest zrozumienie różnic i poznanie wzajemnych zależnosci we wczesnej fazie zwiazku. Osoby, których potrzeby w znacznym stopniu zostały zaspokojone w domu rodzinnym (niektóre aż do przesady!), moga pozwolic, by zwiazek rozwijał sie powoli. Ich zaangażowanie może postepowac stopniowo wraz ze wzrostem zaufania.

Jesli wiaża sie z kims osoby pochodzace z domów pozbawionych wiezi rodzinnych, od razu głeboko angażuja sie emocjonalnie.
Wykorzystuja okazje do zbudowania wiezi i zanim zorientuja sie, co sie dzieje, tkwia w zwiazku po uszy.
W pierwszym okresie znajomosci intensywnosc uczuc jest ogromna. Narasta wzajemne fizyczne zainteresowanie, a obie strony sa niezmiernie zaangażowane i bardzo czujne. Rozumiesz taką intensywnosc uczuc, bo przypomina ci to emocje przeżywane podczas kryzysów.

W tym czasie obie strony bardzo chca byc razem. Stale o sobie myslicie, czesto do siebie telefonujecie, pragniecie byc razem. To czas wielkich uczuc.
Na poczatku jest raczej wiecej „zaangażowania” niż „zwiazku”. To czas spełnienia sie marzen. Nie możesz utrzymac takiej intensywnosci uczuc, choc to takie wspaniałe.
To tylko dynamiczny poczatek i nie na tym polega zdrowy zwiazek.

Poczatkowo pochlebia i odpowiada nowemu partnerowi taka bliskosc. Czesto druga osoba znajduje przyjemnosc w zaspokajaniu pragnien obiektu swoich uczuc i poczuciu bycia niezbednym. Jednak po pewnym czasie zaczyna dusic sie w zwiazku i czuc sie wykorzystywana.
Twój partner (jesli ma zdrowe odruchy) nie bedzie już chciał poswiecac sie wyłacznie waszemu zwiazkowi. W życiu sa także inne ważne sprawy.
Pryska atmosfera idealnej miłosci i wszystko zaczyna wygladac inaczej.

Kiedy życie wraca do normy, intensywnosc uczuc spada, telefony nie dzwonia bez przerwy, ty czujesz sie zawiedziony i odrzucony. Obawiasz sie, że twojemu partnerowi już na tobie nie zależy, bo nie chce każdej chwili spedzac z toba. Z twojego punktu widzenia to porzucenie. Powtarza sie znany ci scenariusz: pijany – trzezwy rodzic. Teraz jeszcze mocniej odczuwasz pustke.

Naciskanie na partnera zmusi go do przyjecia postawy „Kocham cie, odejdz”, nawet jesli nadal zależy mu na tobie. Jesli bedziesz postepowac zgodnie ze swoim scenariuszem, doprowadzisz do sytuacji, której najbardziej sie obawiasz – zostaniesz odrzucony i opuszczony. Bedziesz bardzo nieszczesliwy, bo wszystko czego pragnałes to zwiazek oparty na miłosci.
Ponownie uznasz, że wybrałes niewłasciwa osobe. Prawda jest prawdopodobnie taka, że wiażac sie z kims, żadasz niemożliwego. Ważne, bys jasno zdał sobie sprawe ze swoich oczekiwan, abys mógł uniknac podobnych sytuacji.
Z drugiej strony, możesz powiedziec, że już ci nie zależy, i zerwac rozwijajacy sie zwiazek. Może to oznaczac, że jestes uzależniony od intensywnosci uczuc i oszukujesz sie, utożsamiajac zwiazek z ogromna namietnoscia.
Można również sadzic, że boisz sie zainicjowac nowa znajomosc i pozwolic, by ktos bliżej cie poznał. Prawdopodobnie prawda tkwi posrodku.
MIT:
„Bycie wrażliwym ma zawsze złe skutki”.
PRAWDA:
Rzeczywiscie, bycie osoba wrażliwa pociaga za soba i dobre, i złe skutki.
Jest to jednak jedyna droga do intymnosci.

Wrażliwość

Wczesnie zrozumiałes, że tylko ty sam odpowiadasz za swoje szczescie, a inni ludzie moga cie rozzłoscic tylko wtedy, gdy im na to pozwolisz. Nauczyłes sie kontrolowac swoje uczucia.

Podstawowa i najważniejsza umiejetnoscia w rodzinie alkoholika była dla ciebie zdolnosc emocjonalnego przetrwania.
Teraz jednak musisz sie otworzyc na innych, jesli chcesz byc w zdrowym, intymnym zwiazku.

Zdaje mi sie, że sama idea wrażliwosci jest bardziej przera żajaca niż bycie wrażliwym. Dało sie to wyczuc w rozmowie, która odbyła sie pewnej poniedziałkowej nocy na jednym z grupowych spotkan DDA.

Rozpoczał ja Jimmy, mówiac, jak mocno przez cały tydzien przeżywał to, że ujawnił swoje uczucia podczas poprzedniego spotkania grupy. „Wyszedłem – mówił – czujac, jak bardzo jestem podatny na zranienia, i to uczucie towarzyszyło mi przez cały tydzien. Starałem sie przez cały czas byc sam i bałem sie towarzystwa innych ludzi, gdyż czułem, jak łatwo mnie dotknac”.
Inni członkowie grupy rozumieli, o co mu chodzi, i zgadzali sie z nim.

„Hej, chwileczke! – powiedziałam – Co dla was znaczy byc podatnym na zranienia? Co macie na mysli, mówiac, że boicie sie byc wrażliwymi?”
Każda z obecnych tam osób, jedna po drugiej, okreslała, że „pozwolenie sobie na wrażliwosc” oznacza utrate kontroli nad własnym życiem. Czuli, że wówczas ktos inny mógłby zapanowac nad ich życiem i wyrzadzic im krzywde. Nie mogli sobie na to pozwolic. Wrażliwosc to utrata własnego „ja”, spustoszenie i bezsilnosc wobec tego, co nastapi.

„Kiedy byłam dzieckiem – wyznała Malone – bałam sie, że mnie zabiją, jesli choc na chwile sie odsłonie”. Dla niej pozwolenie sobie na wrażliwosc znaczyło narażenie sie na smierc.
Inni, chociaż nie mieli aż tak drastycznych skojarzen, również obawiali sie czegos strasznego. Wiazało sie to z możliwoscia skrzywdzenia, porzucenia.

„To bardzo ważny problem i musimy sie nim zajac – powiedziałam. -Jesli zamierzamy zbudowac zdrowe zwiazki, mu simy ujawnic przed partnerami swoje uczucia. Nie ma na to innego sposobu. Za bardzo boicie sie wrażliwosci i wszystkich konsekwencji podjecia ryzyka – natychmiast wiec oswiadcza cie, że własciwie nie chcecie lub nie możecie miec zdrowego zwiazku.

Czy nigdy nie zastanawialiscie sie nad tym, że wiele z odrzuconych przez was uczuc mogłoby wzbogacic wasze życie?

Nie pomysleliscie, że uczucie miłosci ma wiele aspektów, a czesci z nich nigdy nie doswiadczyliscie? Dlaczego nie cieszycie sie chwila obecna? Dlaczego nie pozwalacie sobie na pewne uczucia? Czy nie mysleliscie o tym, że istnieje cała gama uczuc, które zanegowaliscie, bo strach przed zranieniem przejał kontrole nad waszym życiem?”

Leslie zwierzyła sie nam, że potrzebowała trzech lat, aby móc wyznac swe uczucia ukochanej osobie. „Nie mam już żadnych sekretów – mówi. – Cegła po cegle rozbierałam swój mur.

Zdarzało mi sie czasem odbudowac kawałek tego muru, ponieważ znów czułam strach albo mój partner nie zachował sie tak, jak tego oczekiwałam. Jednak powoli i stopniowo, wraz z rozwojem naszego zwiazku i wzrostem zaufania, mogłam usuwac kolejne bariery.
Nie znam wielu osób, którym mogłabym tak zaufac, ale wiem na pewno, że bycie wrażliwa w tym zwiazku nie jest dla mnie bolesne. W rezultacie stałam sie silniejsza. Kiedy rzeczywiscie pozwoliłam partnerowi stac sie czescia mojego życia, pomógł mi odzyskac wiare w siebie, o co przedtem musiałam walczyc. Dzieki temu poczułam, że moja sytuacja jest bardziej stabilna i bezpieczna. To nie było łatwe, ale trud sie opłacił!”

Swiadomosc, że sama mysl o byciu wrażliwym jest bardziej przerażajaca niż rzeczywiste przeżycia, jest dla grupy krzepiaca. Przecież nie czytałbys tej ksiażki, gdybys nie był zainteresowany rozwojem własnej osobowosci. Nie bedziemy sie jednak rozwijac, dopóki nie poznamy nowych mysli, uczuc i pogladów. Musimy otworzyc sie na nie, co oznacza pozwolenie sobie na wrażliwosc.

 

https://zenforest.wordpress.com/2009/03/18/lek-przed-bliskoscia-i-wrazliwoscia-dda/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

12

Pomyśl o kimś kogo pragniesz. Pomyśl o kimś kogo nienawidzisz.

Zwróć uwagę na błąd, jakiego dopuszcza się większość ludzi we wzajemnych kontaktach.
Starają się zbudować stałe i solidne miejsce w wiecznie żywym strumieniu życia.

Pomyśl o kimś, kogo miłości pożądasz.

Czyż nie pragniesz być dla niego kimś ważnym, wyjątkowym i wiele znaczyć w jego życiu?
Czy nie chciałbyś, by ta osoba troszczyła się o ciebie i interesowała się tobą w sposób szczególny?

Jeśli tak jest, to otwórz oczy i zobacz, jak szaleńczo oczekujesz, by inni zarezerwowali sobie ciebie na własny użytek, by ograniczyli twoją wolność dla własnej korzyści, by kontrolowali twoje zachowanie, twój wzrost i twój rozwój zgodnie z osobistym interesem.

Przypomina to sytuację, w której ktoś powiedziałby do ciebie: Jeśli chcesz być dla mnie kimś wyjątkowym, musisz się zgodzić na moje warunki. Z chwilą gdy przestaniesz żyć zgodnie z moimi oczekiwaniami, przestaniesz być dla mnie kimś szczególnym.

Ty przecież chcesz odegrać w czyimś życiu wyjątkową rolę, czyż nie tak?
A więc musisz płacić cenę swojej wolności.
Musisz tańczyć tak, jak inni ci zagrają; podobnie jak sam spodziewasz się., że inni będą tańczyć na twoją melodię, jeśli mają być dla ciebie kimś szczególnym.

Zatrzymaj się na chwilę i zapytaj samego siebie, czy warto płacić tak wysoką cenę za tak niewiele. Wyobraź sobie, że do osoby, na której uczuciach ci zależy, zwracasz się następująco: Pozwól mi być sobą, zachować swoje myśli, zaspokajać kaprysy, zachowywać się w sposób, który odpowiada moim gustom. W chwili gdy to powiesz, zrozumiesz, że domagasz się rzeczy niemożliwej.

Oczekiwać od kogoś, by był dla ciebie kimś wyjątkowym, w gruncie rzeczy oznacza bez przerwy starać się o to, by temu komuś zrobić przyjemność. A w konsekwencji stracić własną wolność.

Poświęć na to wystarczająco dużo czasu. Być może teraz jesteś w stanie powiedzieć: Wolę raczej swoją wolność niż twoją miłość. Jeśli masz do wyboru towarzystwo w więzieniu i samotny spacer na wolności, co wybierzesz? Teraz powiedz tej osobie:
„Pozwalam ci być sobą, mieć własne myśli, zaspokajać własne kaprysy, iść za własnymi skłonnościami, zachowywać się w sposób odpowiadający twoim gustom.”
W chwili gdy to powiesz, zauważysz dwie rzeczy.
Albo twoje serce oprze się tym słowom i zdemaskujesz się jako człowiek kurczowo trzymający się swoich przywiązań i wyzyskiwacz, którym w gruncie rzeczy jesteś;
– nadszedł więc czas, by poddać próbie twoje fałszywe przekonanie, że bez tego kogoś nie możesz żyć i nie możesz być szczęśliwy.
Albo twoje serce szczerze wypowie te słowa i w tym samym momencie wszelka kontrola, manipulacja, bycie wyzyskiwanym, uczucie zależności i zazdrości przestanie istnieć.
„Pozwalam być ci sobą: myśleć samodzielnie, zaspokajać własne kaprysy, iść za własnymi skłonnościami, zachowywać się w sposób odpowiadający twoim gustom.”

Zauważysz jeszcze coś innego: ten ktoś automatycznie przestanie być kimś wyjątkowym i ważnym dla ciebie. Będzie tak samo ważny jak wschód słońca albo symfonia, która jest piękna sama w sobie, podobnie jak drzewa — wyjątkowe niezależnie od owoców, które przynoszą, czy cienia, którym mogą cię obdarzyć.

Tak więc ukochana osoba nie będzie należała do ciebie, ale raczej do nikogo, tak jak wschód słońca i drzewa. Przekonaj się o tym, powtarzając: „Pozwalam ci być w pełni sobą…”
Mówiąc te słowa, sam stałeś się człowiekiem wolnym.
Teraz jesteś zdolny do miłości.
Jak długo trzymasz się kogoś kurczowo, masz mu jedynie do zaoferowania nie miłość, lecz łańcuch, którym oboje, ty i osoba kochana, jesteście spętani.
Miłość może istnieć tylko w wolności.

Prawdziwa miłość szuka dobra kochanej osoby, polegającego na uwolnieniu kochanego od kochającego.

Teraz pomyśl o kimś, kogo nie lubisz — o kimś, kogo zwykle unikasz, bo jego/jej obecność budzi w tobie odrazę lub inne negatywne uczucia.

Wyobraź sobie, że jest w tej chwili obok ciebie i obserwuj, jak budzą się negatywne uczucia…
Najprawdopodobniej znajdujesz się w pobliżu kogoś, kto jest ubogi, okaleczony, albo chory.

Teraz zrozum, że jeśli zaprosisz taką osobę, takiego żebraka z ulicy do twojego domu, tzn. dopuścisz go do siebie, to on/ona obdarzy ciebie takim prezentem, jakiego nie otrzymasz od żadnego z twoich czarujących i miłych przyjaciół, choćby nie wiem, jak byli bogaci.

On czy ona objawią ci, kim naprawdę jesteś; objawią ci prawdę o ludzkiej naturze — jest to jedno z najcenniejszych objawień, jakie możesz odnaleźć.
Bo na cóż ci się przyda cała wiedza świata, jeśli nie poznasz samego siebie i będziesz żył jak robot?

Objawienie, które przyniesie ci żebrak, rozszerzy twoje serce tak dalece, iż będzie w nim miejsce dla każdego żyjącego stworzenia.
Czyż może być jakiś cenniejszy dar?
Teraz przyjrzyj się sobie, gdy budzą się w tobie negatywne uczucia, i postaw sobie następujące pytanie:
– Czy jestem panem tej sytuacji czy też raczej jestem tą sytuacją zdominowany?
To jest pierwsze objawienie.
Razem z nim przychodzi następne:
Stopień panowania nad sytuacją określa też stopień panowania nad samym sobą, a ty nad sobą nie panujesz.

Jak można posiąść ową sztukę?
Wystarczy, byś zdał sobie sprawę, że istnieją na świecie ludzie, którzy gdyby się znaleźli na twoim miejscu, nie żywiliby do tej osoby negatywnych uczuć.

Oni panowaliby nad sytuacją, stanęliby ponad nią, a nie byliby, tak jak ty, jej podporządkowani.
Tak więc twoje negatywne uczucia mają swe źródło nie w drugiej osobie, jak błędnie myślisz, ale w twoim byciu zaprogramowanym.

To jest trzecie i najważniejsze objawienie.
Zobacz, co się stanie, jeśli naprawdę to zrozumiesz. Po poznaniu tych objawień dotyczących siebie samego, wsłuchaj się w objawienie odnoszące się do natury ludzkiej.

Czy zdajesz sobie sprawę, że konkretne zachowanie, jakaś cecha innych ludzi, które budzą w tobie negatywne uczucia, nie obciążają danej osoby?

Negatywne uczucia będą się w tobie budziły tak długo, jak długo będziesz błędnie przekonany, że dana osoba jest wolna, świadoma, a więc w pełni odpowiedzialna za swoje postępowanie.

Któż jednak czyni zło z pełną świadomością?

Miłość
Zwykło się mówić, że miłość jest ślepa.
Ale czy tak jest naprawdę?
W gruncie rzeczy nic na tej ziemi nie jest tak jasno widzące jak miłość.
Jeśli zaś coś jest ślepe to nie miłość, tylko przywiązanie.

Przywiązanie polega na kurczowym trzymaniu się przedmiotów czy osób, które ma swe źródło w błędnym przekonaniu, że coś albo ktoś jest koniecznie potrzebny dla twojego szczęścia.

Czy jesteś do czegoś albo kogoś przywiązany — czy istnieją ludzie albo rzeczy, bez których wydaje ci się, że nie możesz być szczęśliwy?

Ułóż ich listę właśnie teraz, zanim zaczniemy analizować, jak dalece czynią cię one ślepym.

Wyobraź sobie polityka, który jest przekonany, że nie będzie szczęśliwy, jeśli nie zdobędzie władzy politycznej.
Żądza władzy stępia jego wrażliwość na wszystkie inne aspekty życia. Z trudem znajduje czas dla swojej rodziny i przyjaciół. Wszyscy ludzie zaczynają być przez niego postrzegani tylko w kategoriach pomocy albo zagrożenia dla jego ambicji. A ci, którzy ani nie zagrażają, ani nie są pomocni, w ogóle nie zostają zauważeni.

Jeśli poza tym, w swoim dążeniu do władzy, jest on przywiązany do takich rzeczy, jak seks czy pieniądze, to ten biedny człowiek stał się tak wybiórczy w swoim postrzeganiu świata, że można wręcz powiedzieć, iż stał się niewidomy.
Każdy to widzi poza samym zainteresowanym.

Teraz wyobraź sobie, że słuchasz orkiestry, w której dźwięk bębna jest tak głośny, że żadnego innego dźwięku nie można usłyszeć. By odczuć przyjemność płynącą ze słuchania symfonii, musisz być wrażliwy na wszystkie instrumenty orkiestry.

Jeśli chcesz być zdolny do miłości, musisz być wrażliwy na niepowtarzalność i piękno każdego przedmiotu i każdej pojedynczej osoby, które cię otaczają.
Trudno powiedzieć, że kochasz coś, czego nawet nie dostrzegasz;
-jeśli dostrzegasz tylko nieliczne stworzenia z wykluczeniem wszystkich innych, to nie można tu wcale mówić o miłości, gdyż miłość nie wyklucza niczego ani nikogo; ona obejmuje całe życie; wsłuchuje się w dźwięk całej symfonii, a nie w głosy poszczególnych instrumentów.

Zatrzymaj się na chwilę, by zobaczyć, jak twoje przywiązania zubożają symfonię życia, podobnie jak przywiązanie polityka do władzy czy przywiązanie biznesmena do pieniędzy stępiły ich wrażliwość na melodię życia.

Albo spójrz na tę sprawę z odmiennej nieco strony: jesteśmy świadkami przepływu ogromnej liczby danych, które nieustannie przechodzą ze świata do naszych zmysłów, do każdego organu naszego ciała. Tylko niewielka część tych informacji dociera do twojej świadomości.

Przypomina to trochę sytuację, kiedy nieskończona liczba listów zostaje wysłana do prezydenta jakiegoś narodu; tylko znikoma ich część naprawdę do niego dotrze.
Ktoś inny dokonuje wyboru i opracowuje je w urzędzie prezydenta.
Kto ostatecznie decyduje, które wiadomości ze świata i co z zalewającego cię materiału dotrze do twojej świadomości?

Decydują o tym trzy zasadnicze filtry:
-przede wszystkim twoje przywiązania,
-poza tym twoje przekonania i
-wreszcie twoje lęki.

Twoje przywiązania:
w sposób nieunikniony będziesz się rozglądał za tym, co mogłoby je zaspokoić, albo będziesz się wystrzegał wszystkiego, co mogłoby im zagrozić, pozostając jednocześnie całkowicie niewrażliwy na całą resztę rzeczywistości.

Będziesz na nią równie obojętny jak chciwy biznesmen, którego interesuje tylko to, co może przynieść pieniądze.

Twoje przekonania:
-wystarczy, byś przyjrzał się fanatykowi, którzy zauważa jedynie to, co potwierdza jego/jej przekonania i nie dopuszcza niczego, co mogłoby je naruszyć, a zrozumiesz, co twoje przekonania robią z tobą samym.

I wreszcie twoje lęki:
-gdybyś wiedział, że za tydzień masz być skazany na śmierć, to ten fakt całkowicie by cię pochłonął, wykluczając z pola uwagi wszystkie inne problemy.

Oto co powodują lęki; w sposób nieubłagany przykuwają uwagę do pewnych spraw, powodując, iż inne zupełnie umykają z pola świadomości.

Żywisz błędne przeświadczenie, że twoje lęki cię chronią, przekonania czynią cię tym, kim jesteś, a przywiązania sprawiają, że życie jest pełne wrażeń i jest zabezpieczone.
Czy aby na pewno?

Nie zdajesz sobie sprawy, że tak naprawdę pomiędzy tobą a symfonią życia znajduje się zasłona.
Oczywiście jest rzeczą prawie niemożliwą, by człowiek był w pełni świadom każdego poruszenia symfonii życia.
Ale jeśli twój umysł uwolni się od przeszkód, a twoje zmysły się otworzą, bo zaczniesz poznawać rzeczy takimi, jakimi one naprawdę są.
Wejdziesz w kontakt z rzeczywistością i zachwycisz się harmonią wszechświata. Wtedy zrozumiesz na czym polega miłość.

Spójrz na całą sprawę w następujący sposób: postrzegasz osoby i rzeczy nie takimi, jakimi one naprawdę są, ale takimi, jakimi ty je uczyniłeś.

Jeśli chcesz zobaczyć, jakie one są naprawdę, to musisz się przyjrzeć twoim przywiązaniem i twoim lękom, zrodzonym przez te przywiązania.

Dzieje się tak dlatego, że kiedy patrzysz na życie, twoje przywiązania i lęki decydują o tym, co dostrzeżesz, a co umknie twojej uwadze.
To one kierują twoją uwagą niezależnie od tego, co dostrzegłeś.
A ponieważ postrzegasz świat wybiórczo, to wynik twego oglądu jest złudną wersją otaczających cię ludzi i rzeczy. Im dłużej żyjesz z ową skrzywioną wizją, tym mocniej jesteś przekonany, że jest to jedynie prawdziwy obraz świata, gdyż twoje przywiązania i lęki nieustannie poddają obróbce wszystkie docierające do ciebie informacje, tak że wzmacniają jeszcze twój obraz.

Tutaj właśnie rodzą się twoje przekonania: ustalony, niezmienny sposób patrzenia na rzeczywistość, która wcale nie jest ustalona ani niezmienna, ale podlega ciągłemu ruchowi i zmianom.

Tak więc świat, który masz przed oczyma i który kochasz, wcale nie jest prawdziwy, ale jest to świat stworzony przez twój umysł. Tylko wtedy gdy wyciszysz swoje przekonania i lęki oraz odrzucisz przywiązania, które je zrodziły, wyzwolisz się z niewrażliwości, która uczyniła cię tak bardzo głuchym i niewidomym wobec samego siebie i wobec świata.

 

https://zenforest.wordpress.com/2008/12/26/pomysl-o-kims-kogo-pragniesz-pomysl-o-kims-kogo-nienawidzisz/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

13

Odkrywanie Wewnętrznego Dziecka

Nasza psychika nie jest monolitem, nie mówimy jednym głosem ani nie jesteśmy zupełnie wewnętrznie spójni. Taki pogląd jest już powszechnie uznawany i wykorzystywany, zarówno w naukowo-badawczej części świata psychologicznego (np. koncepcja Ja dialogowego), jak i tej związanej z praktyką terapeutyczną. W pracy z procesem nazywamy te różne wewnętrzne aspekty „postaciami ze snu” czy „figurami sennymi”, co może być mylące, bo nie występują one tylko w snach, ale mają realny wpływ na nasze emocje i zachowanie. Ta „senność” ma podkreślać subiektywny wymiar doświadczenia w odróżnieniu od bardziej obiektywnego (tzw. uzgodnionej rzeczywistości).

Każdy człowiek ma swój osobisty zestaw wewnętrznych postaci, są one bardzo różne i dynamiczne – zmieniają się, tak jak i zmieniamy się my. Można jednak zauważyć, że niektóre niosą w pewne powtarzalne wzorce. Jednym z nich jest Wewnętrzny Krytyk. Innym jest właśnie Wewnętrzne Dziecko. Można powiedzieć, że większość osób ma w sobie taką część psychiki, która jest bardziej „dziecięca”, ale u każdego przejawia się ona w specyficzny, indywidualny sposób. Warto o tym pamiętać, by nie wpaść w pułapkę „ze mną jest coś nie tak, bo mam inaczej niż piszą w książkach”. Z drugiej strony – bycie dzieckiem jest uniwersalnym doświadczeniem każdego z nas, więc podobieństwa są.

Po co zajmować się Wewnętrznym Dzieckiem?

Przede wszystkim świadomość i kontakt ze swoją wrażliwą, emocjonalną, dziecięcą częścią pomaga unikać czy rozwiązywać różnego rodzaju trudności. Części mniej świadomie objęte mają tendencję do przejmowania kontroli nad nami. Różnego rodzaju zranienia i deficyty sterują naszymi emocjami i zachowaniem w bliskich relacjach. Może to powodować nierealistyczne oczekiwania wobec partnerów (np. ciągłej opieki, nieprzerwanej bliskości), brutalne i wymagające traktowanie samego siebie (np. odrzucając swoje potrzeby, słabość, wrażliwość) czy ciągłe poszukiwanie zapełnienia jakiejś nieokreślonej pustki (np. seksem, pracą, uzależniającymi związkami lub innymi używkami).

Kontakt z Wewnętrznym Dzieckiem

Pracując z ludźmi na warsztatach i indywidualnie miałam okazję (i zaszczyt) obserwować bardzo różne procesy kontaktowania się ze swoim Wewnętrznym Dzieckiem. Wielokrotnie doświadczenia te były mocne, głębokie, wzruszające. Pojawiały się słowa w rodzaju „Przez całe życie czegoś szukałam i teraz znalazłam – siebie” czy „Mam poczucie, jakbym odnalazł zagubiony dawno temu kawałek siebie”. Czasem odkrywanie tej części nie jest przyjemne, bo wiąże się na przykład z koniecznością konfrontacji z różnymi trudnymi doświadczeniami i emocjami z dzieciństwa. Dla wielu osób sposobem na przetrwanie dramatów było zaprzeczanie, bagatelizowanie czy wręcz uwewnętrzniona niechęć do siebie jako dziecka. W takich przypadkach współczucie wobec małego, skrzywdzonego siebie, którym się było wcale nie jest proste i oczywiste. Zdarza się, że w tym miejscu wyskakuje Wewnętrzny Krytyk, który nie pozwala być „słabym”, wrażliwym, zranionym lub Rodzic, który ciągle wymaga i karze. Jeśli jednak towarzyszy temu wsparcie i świadomość, pojawia się możliwość, by po raz pierwszy stanąć po swojej stronie, we własnej obronie – co jest niezmiernie ważne, szczególnie w przypadku osób, które doznały jakiegoś rodzaju przemocy czy zaniedbania.

Oczywiście nie każdy z nas doświadczył wielkich traum, choć trudne momenty, zawód, żal, niedostateczna opieka są nieodłączną częścią naszego życia. Nie chodzi o to, by rozdmuchiwać te doświadczenia do nie wiadomo jakich rozmiarów, zanurzając się tym samym w pozycji ofiary. Bardziej chodzi o realistyczne spojrzenie na to, co się działo, okraszone współczuciem dla doświadczeń istoty, która była w relacji z istotami o wiele od niej silniejszymi. Realizm zakłada również dostrzeżenie tego, co było dobre i ważne. Przyjęcie swojej wrażliwej, dziecięcej części pozwala również na odnalezienie i objęcie swojej siły, płynącej nie przez agresję, a przez wewnętrzną pełnię.

Wewnętrzne Dziecko to rezerwuar radości i twórczości

Rodzimy się ciekawi świata, twórczy, eksplorujący, cieszący się życiem i każdą chwilą. Fakt, że żyjemy w społeczeństwie powoduje, że nakładane są na nas pewne ograniczenia. Ograniczenia te są potrzebne, normy są potrzebne, pewne ramy również. Pracując z Wewnętrznym Dzieckiem nie mamy się nagle stać z powrotem dziećmi, bo nimi dawno nie jesteśmy. Chodzi bardziej o kontakt z tą pierwotną twórczą energią, którą można teraz, przy asyście naszego wewnętrznego Dorosłego, wykorzystać. I czasem jest to bardzo proste. Pamiętam jedną uczestniczkę warsztatu, która po prostu skakała sobie po sali. Nie potrzebowała nic więcej, niż to doświadczenie, które w tamtym momencie było ważne i wzbogacające. Pozwoliło jej później docierać do radosnej energii, którą mogła twórczo wykorzystywać. Jak wiemy, dzieci do pewnego momentu nie wiedzą jeszcze co jest możliwe, a co niemożliwe, mają więc różne niesamowite pomysły, które również można wykorzystać. A czasem przydaje się po prostu trochę frajdy i radochy, na którą zabiegani dorośli nie mają za bardzo czasu i przestrzeni.

To nie grzebanie w przeszłości, to zajmowanie się realnym, teraźniejszym doświadczeniem

Jeszcze raz podkreślam, że w pracy z Wewnętrznym Dzieckiem nie chodzi o „grzebanie się w przeszłości” dla (wątpliwej) frajdy samej w sobie. Niektóre rany jednak trzeba oczyścić, by mogły się zagoić. Niektóre doświadczenia, w których jako dzieci (młodsze czy starsze) konfrontowaliśmy się z nadużywającą siłą dorosłych, spowodowały swego rodzaju zamrożenie reakcji, a w efekcie emocji z tą sytuacją związanych. Taki zamrożony stan jest w nas i lubi powracać w najmniej oczekiwanych i sprzyjających momentach – na przykład w podobnych relacjach czy sytuacjach. I dzieje się to w realnym, dorosłym tu i teraz, często wywołując lęk czy brak zrozumienia dla swoich reakcji. Odkrycie i odblokowanie tych miejsc przynosi większą elastyczność i świadomość w codziennym funkcjonowaniu.

 

http://pozaschematy.pl/2013/08/30/odkrywanie-wewnetrznego-dziecka/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

14

Kiedy myśli nie dają spokoju

Myśli lubią krążyć. Czasem lubimy swoje myśli, czasem niezbyt. Są tacy, którzy myślą ciągle o czymś, inni niekoniecznie. Jedni szczycą się swoim zapałem do myślenia i obmyślania spraw, analizując co tylko można i jak można, a inni zmęczeni już są ciągłym chaosem i kotłowaniną w głowie. Oczywiście konfiguracja tych stanów i preferencji jest dowolna. Co jednak zrobić, gdy własne myśli zaczynają być naprawdę uciążliwe? Jak je ujarzmić?

Psychologowie swego czasu ukuli świetny termin: „ruminacja”. Pochodzi on od łacińskiego „ruminatio” znaczącego „przeżuwanie”. Bardzo obrazowo oddaje to stan umysłu, który pastwi się bez końca nad jakimś zagadnieniem. W skrajnej postaci ruminacja obecna jest w tzw. zespole kompulsywno-obsesyjnym, ale wbrew jasno określanym kategoriom w podręcznikach diagnozy psychiatrycznej, stany psychologiczne stanowią raczej kontinuum. Mam na myśli to, że każdy człowiek może doznać mniejszej lub większej, nawet chwilowej, obsesji czy kompulsji. Obsesja, której doświadczył niemal każdy – zakochanie. Ale to już zupełnie inny temat. Ruminacje są częstym zjawiskiem także w stanach depresyjnych i wtedy zazwyczaj związane są z negatywnym obrazem siebie, świata oraz przyszłości (tzw. triada depresyjna Becka).

Ruminacja nie jest jednak niczym innym jak bardzo intensywnym myśleniem na jakiś temat. U swoich podstaw jest to całkiem adaptacyjne i pożądane. W końcu, jeśli jest jakiś problem czy trudna sytuacja, to warto się nią zająć i spróbować znaleźć rozwiązanie. Tak długo, aż się go nie znajdzie. O ruminacji mówi się, gdy tego rodzaju myślenie trwa zbyt długo – choć z drugiej strony, kim jestem ja, ten czy ów psycholog, by ocenić dla kogo np. 3 miesiące to wystarczający czas na poradzenie sobie z danym problemem? Kiedy faktycznie przychodzi odpowiedni moment na to, by przejść od rozmyślania do działania? To zdaje się być zresztą często problemem osób ruminujących – zawieszają się na procesie myślenia, nie przenosząc wniosków na plan rzeczywistości. Oczywiście przyczyn może być wiele, jak choćby to, że niektóre wnioski są zbyt trudne do przyjęcia, a niektóre działania zbyt trudne do wykonania (przynajmniej w danej chwili).

Ruminacja może być jednak bardzo przykrym doświadczeniem. Na przykład osoby w depresji mogą nieustannie myśleć o tym, że są beznadziejne, a teraźniejszość i przyszłość są w czarnych barwach. Skrajną formą atakujących myśli jest zaburzenie obsesyjno-kompulsywne, w którym natrętne myśli są wyjątkowo uprzykrzające życie. Czasem zaś po prostu pewnych rzeczy nie da się zmienić, a mimo to myślimy na temat tego „co by było gdyby” lub namiętnie obracamy w głowie myśl jakie to niesprawiedliwe/okrutne/straszne, że jest jak jest i nie może być inaczej. Przydaje się wtedy moment oddechu i odczepienie się od nawracających dialogów i komentarzy w głowie, choćby po to, by chwilę odpocząć. Do rozwiązywania problemów zawsze można wrócić. A kto wie, może opuszczenie na chwilę błędnego koła przyniesie korzyść pod postacią nowych pomysłów czy innego spojrzenia na sytuację?

Co można zatem zrobić? Może najpierw o tym czego nie robić. Mały eksperyment: spróbuj tera, czytając ten tekst, nie myśleć o białym niedźwiedziu. Ani o różowym słoniu. Pod którym stoi mrówka w stroju komandosa. … Trudno, prawda? Nasz umysł działa tak, że po to, by o czymś nie myśleć, musi to najpierw przywołać. Z tego wynika, że próby „odpędzania” myśli siłą woli spalą na panewce, wywołując dodatkową frustrację. Można za to wypróbować następujących sposobów:

1. Zwiększanie tolerancji na myśli

Uświadom sobie, że twoje myśli to tylko myśli, nic więcej. To nie jest rzeczywistość, nie jest prawda, nie są fakty, a jedynie myśli. Szczególnie te myśli, które twierdzą, że są faktami… Dość trudno jest nabrać tego rodzaju dystansu, ale warto zdać sobie sprawę, że zbyt często traktujemy myśli jak coś bardzo realnego. Możesz pomyśleć sobie jedno, możesz pomyśleć coś innego, a jeszcze inna rzecz „pomyśli ci się”. Jeśli tak jest, możesz myślom równie dobrze dać po prostu przepłynąć. Nie chodzi tu bynajmniej o zmniejszanie wartości myśli czy negowanie ich. Myślenie to świetne narzędzie, myśli się przydają, ale warto też widzieć czym są, a czym zupełnie nie.

2. Odwracanie uwagi

Zajmij się jakąś absorbującą czynnością. Jeśli z początku niechciana myśl będzie wracać, powracaj uwagą do wykonywanej czynności. Jeśli znajdziesz coś naprawdę interesującego, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie będzie po prostu miejsca na inne myśli. Na przykład wspinając się na ściance, szukając kolejnego punktu podparcia dla stopy, trudno jest rozmyślać o czymkolwiek innym… Sposób ten ma oczywiście swoje ograniczenia. Nie powinno się go stosować jako podstawowej strategii z prostego powodu – to dobra droga do uciekania przed trudnościami i problemami. Poza tym, czasami, „odcięte” myśli lubią wracać ze zdwojoną siłą, szczególnie jeśli niosą jakiś istotny przekaz. Ale jest to niezły sposób na odbudowanie sił i zasobów, chwilę odpoczynku od chaosu w głowie.

3. Zarządzanie myślami

Daniel Wegner, amerykański psycholog badający zjawiska uwagi i tłumienia niechcianych myśli, proponuje dwie tego rodzaju strategie. Pierwsza z nich to odkładanie danej myśli na później. Na przykład „o tym, jak mnie nieprzyjemnie potraktował kolega w pracy pomyślę za godzinę, a tymczasem zrobię i zjem obiad”. Druga to świadoma ekspozycja na daną myśl, np. „teraz, przez 10 minut będę myśleć na temat tego, jak się wygłupiłam”. Dzięki temu dana myśl dostaje określone ramy i jest większa szansa, że nie będzie wyskakiwać jak diabeł z pudełka w najmniej oczekiwanym momencie.

4. Mniej rzeczy na raz

Eksperymenty Wegnera pokazują, że na atak uporczywych niechcianych myśli narażone są najbardziej te osoby, które mają mocno obciążone swoje zasoby poznawcze – czyli na przykład te, które robią kilka zadań na raz. Dlatego lepiej jest skoncentrować się na jednej czynności. Zresztą i tak badania pokazują, że wielozadaniowość (tzw. multitasking) znacznie obniża naszą efektywność, więc niewielka będzie to strata.

5. Medytacja i mindfulness

Trening medytacyjny, czy trening uważności (mindfulness) to wspaniałe techniki pozwalające na świadome kierowanie swoją uwagą, dzięki czemu myśli nie są w stanie tak bardzo porywać i absorbować. Druga cenna umiejętność to możliwość spojrzenia na swoje myśli z dystansu, dzięki czemu nie wzbudzają aż tak silnych emocji i można je racjonalnie ocenić. Trzecią (choć nie wyczerpuje to zalet tego typu ćwiczeń) korzyścią, jest nauczenie się większego współczucia i zrozumienia wobec samego siebie (wobec innych również), co redukuje ilość automatycznych myśli krytycznych, które potrafią działać bardzo destrukcyjnie. Postawa akceptacji, którą promuje trening uważności pozwala na zmniejszenie napięcia związanego z tym, co dzieje się w głowie i zwiększenie umiejętności swobodnego „puszczania” myśli z chwili na chwilę.
 

http://pozaschematy.pl/2012/11/21/kiedy-mysli-nie-daja-spokoju/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

15

Związki emocjonalne człowieka

Związki emocjonalne człowieka od lat były przedmiotem zainteresowania psychologów, starających się uporać z niekończącym podziałem , definicjami , oraz rolą jaką odgrywają one w życiu człowieka .


Badania związków emocjonalnych nastręczają znacznie większe trudności metodologiczne niż na przykład badanie zdolności uczenia się. Jedną z głównych tego przyczyn jest to , że bardzo trudno poddać je badaniu laboratoryjnemu mającemu we współczesnej psychologii priorytet .

Rola frustracji potrzeb emocjonalnych we wczesnym dzieciństwie może dać odpowiedzi na temat mechanizmów psychopatologii , chorób psychicznych , zachowania antysocjalnego.

J. Ranschburg opierając się na badaniach innych psychologów przedstawia wiele przykładów na to, jaki wpływ ma matka na życie emocjonalne dziecka. Ukazuje wiele symptomów lękowych oraz ich związek z potrzebami kontaktu z matką .

Problematyka zawarta w książce „LĘK , GNIEW , AGRESJA” jest o wiele szersza niż mógłby wskazywać na to tytuł. Autor opisuje wiele zjawisk rozwojowych , przedstawia cały szereg mechanizmów tworzenia się emocji u dziecka od jego narodzenia do dojrzewania .

Ukazuje rolę „identyfikacji” w procesie rozwoju i uczenia się oraz małoznanego dorosłym myślenia magicznego dziecka , dziecięcego sposobu rozumienia świata. W przystępny sposób tłumaczy powstawanie pewnych objawów nerwicowych np. nerwicy lękowej czy fobii.

Opisując związek emocjonalny matki z dzieckiem przedstawia bardzo istotną fazę w rozwoju niemowlęcia tzw. „fazę symbiozy”.

Odpowiada na nurtujące rodziców pytania : co z ich dzieckiem jest nie tak , czy jest chore , jak mu pomóc , czemu gwałtownie zaczyna płakać , dlaczego po zgaszeniu światła nie może zasnąć?

Podstawowymi emocjami dla J. Ranschburga jest lek i agresja , które są niezbędnymi czynnikami do tworzenia innych związków emocjonalnych, dlatego książka podzielona jest na dwa główne działy: „lęk” oraz „gniew i agresja”. Wprowadzeniem jest natomiast część zatytułowana „O emocjach ogólnie”, w której autor przedstawia ogólny zarys pojęcia „emocji”.


O EMOCJACH OGÓLNIE

Pojęcie „emocji” od lat jest przedmiotem zainteresowania , badań i eksperymentów wielu psychologów , jednak jak dotąd nie udało się ustalić jednoznacznej definicji .

Przyjmijmy zatem , że słowo „emocje” będzie określało zjawisko psychiczne o którym w danym momencie będzie mowa . Dla zrozumienia trudności z jaką wiąże się precyzyjne zdefiniowanie tego pojęcia przedstawiam jedną z wielu istniejących .

Emocje ... to odczuwalna skłonność do czegoś , co jednostka intuicyjnie określa jako dobre (pożyteczne) lub złe (szkodliwe).- def. Arnolda

Definicja ta podkreśla ważną rolę emocji jako czynnika pobudzającego do działania i motywującego je, co jest w rzeczywistości jej charakterystyczną cechą .

Stwierdzenie to nie jest jednak potwierdzone przez współczesne badania biologiczne i psychologiczne.

Według definicji Arnolda można podzielić emocje na pozytywne i negatywne. Emocjami pozytywnymi będą : radość , przyjaźń i miłość dlatego ,że są one przyjemne. Przyjemnie jest lubić kogoś, cieszyć się, czy też obdarzyć kogoś miłością .

Natomiast emocjami negatywnymi będzie lęk i strach. Nieprzyjemnie jest bać się czegoś , czy też wystraszyć się.

W definicji Arnolda nie mieści się stan emocjonalny nazywany gniewem.

Uczucie gniewu może wydawać się emocją negatywną , czyli powinno wywołać chęć oddalenia się od przedmiotu wywołującego ten stan emocjonalny, a w rzeczywistości może być odwrotnie. Przykładem może być sytuacja , gdy w klasie uczeń przyklei koledze kartkę z napisem „jestem głupi”, to pod wpływem słusznego gniewu w ofierze dowcipu rodzi się chęć zbliżenia a nie ucieczki, jednak chęć zbliżenia wcale nie jest związana z chęcią podziękowania za ten „przyjacielski uczynek”.

Dla lepszego zrozumienia tego stanu emocjonalnego należy wprowadzić pojecie frustracji .

Frustracja – to stan ,który odczuwa jednostka ,gdy wykonywane przez nią w jakimś celu działanie napotyka przeszkodę . Jest to uczuciowa projekcja porażki .

Stopień frustracji jest uzależniony od wielu czynników , np. wielkości przeszkody, chęci osiągnięcia celu, ale nawet najłagodniejszy stopień jest dla jednostki stanem negatywnym i przynosi szkodę. W zasadzie frustracja jest podstawą wszystkich emocji negatywnych.

Sfrustrowany gniew jest emocją negatywną i występuje wtedy, gdy jednostka o agresywnej postawie spowodowanej gniewem napotyka jakąś przeszkodę na drodze do osiągnięcia zamierzonego celu. Także miłość i przyjaźń mogą być jednymi z bardziej przykrych emocji negatywnych w przypadku kiedy nie są odwzajemnione.

Czy w takim razie gniew bez frustracji jest taką samą pozytywną emocją jak odwzajemniona miłość?

Zaobserwowano, że zarówno gniew i strach wywołują działanie w rezultacie którego gniew i strach znikają. Celem działania organizmu jest uniknięcie niebezpieczeństwa, a nie przezwyciężenie strachu.

Strach jest zawsze emocją negatywną , dlatego że zawiera w sobie możliwość frustracji. Z jego charakteru wynika to, że w mniejszym czy większym stopniu przygotowuje organizm na porażkę działania nim motywowanego. Strach jest niczym innym jak przeżyciem niebezpieczeństwa .

„Lęk jest subiektywnym odczuciem niebezpieczeństwa , a jego negatywny charakter wypływa z faktu , że organizm uprzedza o porażce działania spowodowanego samym strachem”. W ten sposób można stwierdzić dlaczego lęk jest emocją negatywną . Natomiast w przypadku , gdy jeden osobnik oceni sytuację jako bardzo niebezpieczną a drugi jako mniej groźną , to dla tego drugiego uczucie nie będzie lękiem ale pozytywnym pobudzeniem , które może wyzwolić tendencję do zbliżenia się . Osobowość lękliwa , pełna niepokoju każdą sytuację związaną z jakimś zadaniem odczuwa jako intensywne niebezpieczeństwo i dlatego jej działanie będzie skierowane na uniknięcie porażki a nie na uzyskanie rezultatów.

W przypadku lęku i gniewu można zauważyć podwójną frustrację . Lęk pojawia się pod wpływem grożącej frustracji i skłania do działania, które w przypadku niepowodzenia może prowadzić także do frustracji.

Gniew, jest natomiast następstwem zaistniałej frustracji, w ten sposób porażka bądź powodzenie działania motywowanego gniewem niczego już nie zmieni w powstałej frustracji. Będzie on emocją pozytywną , jeżeli działanie nim pobudzone zakończy się powodzeniem , emocją negatywną zaś w przypadku porażki.

Można powiedzieć , że emocja oznacza związek społeczny , który w zależności od treści tworzy szczególne widmo , zawierający równocześnie w różnym składzie elementy pozytywne i negatywne. Emocja nie następuje po ocenie sytuacji , ale jest w niej zawarta a więc pod względem „składu” jest ona wynikiem wzajemnego wpływu obojętnego podniecenia i mechanicznej asocjacji , jest wynikiem wzajemnego oddziaływania.

W 1962 r. pod kierownictwem Schachtera , przeprowadzono eksperyment ze wstrzyknięciem adrenaliny , powodującej silne podniecenie. W wyniku tego eksperymentu zaobserwowano , że podniecenie nie pełniło wyłącznej roli w powstawaniu emocji. Wynika z tego fakt , iż podniecenie samo w sobie nie jest emocją , jest ono właściwie obojętne , nie niesie ani ładunku negatywnego , ani pozytywnego ale jest wspólnym i niezbędnym elementem wszystkich emocji.

Według Watsona człowiek rodzi się z trzema emocjami – lękiem , gniewem i miłością , które u noworodków ujawniają się jedynie w którejś z sytuacji podstawowych.

Strach w sytuacji niebezpiecznej dla dziecka , gniew w razie przeszkody w ruchu , miłość jest uczuciem powstającym podczas pieszczot. W miarę rozwoju dziecka , emocje te mogą przenieść się na inne sytuacje tworząc charakterystyczny dla człowieka bogaty świat uczuć.

Teoria ta została jednak obalona przez grupę badaczy (Scherman-1927), która udowodniła , iż noworodek nie odróżnia lęku od gniewu. Stwierdzono ,że można odróżnić lęk dziecka od gniewu tylko wówczas , gdy widoczna jest przyczyna zaistniałej emocji. Natomiast , gdy widoczne jest tylko płaczące dziecko ,wówczas nie można powiedzieć jaki jest jego stan emocjonalny. Dziecko przychodzi na świat z dwoma typami zachowań , które są przeciwstawne ale mają tylko charakter odruchów i nie kryją się za nimi żadne emocje. Dziecko reaguje tendencją zbliżenia się na słabe bodźce a oddalenia się na silne.

W procesie filogenezy emocje pojawiają się dopiero wtedy , gdy w wyniku coraz bardziej skomplikowanych prawideł życia społecznego i postawy człowieka funkcja kory mózgowej i pozostająca z nią w ścisłym związku intensyfikacja bodźca , nie jest już więcej koniecznym , adekwatnym sygnałem stanu organizmu.

Noworodek od chwili narodzin zostaje zasypany bodźcami ze świata zewnętrznego i od tej chwili wrodzone zachowanie reakcyjne zaczyna działać.

Z czasem rodzą się w nim dwie emocje – przyjemność i przykrość. Są to jeszcze emocje niepewne, rozmyte i na razie nie bardzo mogą wpływać na zachowanie się niemowlęcia. Kontakt człowieka ze światem zewnętrznym właśnie wtedy przeradza się w związek wewnętrzny i noworodek wkracza na

drogę, przy końcu której jego działanie nie jest automatyczną reakcją na stopień intensywności bodźców, lecz wynikiem przeżytych motywacji.

W miarę rozwoju dziecka uczucie przyjemne i przykre nie giną całkowicie. Od czasu do czasu będą one powracały w formie ogólnego przygnębienia , depresji niepokoju lub nie dającego się niczym wyjaśnić napływu dobrego humoru czy wesołego nastroju. Oznacza to , że nowe doświadczenia z coraz większą dokładnością będą ożywiały doświadczenia takie same lub podobnego typu. W wyniku tego pobudzenia nie będzie obejmowało skojarzeń w sporej części kory mózgowej , ale dołączy się do skojarzeń lokalnych , których rezultatem jest rozwinięcie się lęku , gniewu , miłości , radości , a więc mówiąc ogólnie emocji konkretnych.

Podkreślając , że emocja jest wynikiem oddziaływania czynników wrodzonych oraz doświadczeń z praktyki , chcemy tym jednocześnie zwrócić uwagę na fakt , iż w powstawaniu emocji bardzo duże znaczenie mają spontaniczne i świadome wpływy otoczenia.

LĘK

Przez długi okres czasu uważano ,że strach może skłonić człowieka do zachowania poniżej jego poziomu rozwoju, czyli że ma działanie regresywne. Jednak dziś wiadomo jest ,że stwierdzenie to było błędne. Jeżeli organizm w odpowiednim czasie przeżyje zagrażające niebezpieczeństwo, to wszystkie formy działania mające na celu uniknięcie niebezpieczeństwa lub jego opóźnienie zostaną pod wpływem strachu przyswojone o wiele szybciej niż normalnie.

Strach jest więc jednym z czynników mobilizujących organizm do działania, ale jednocześnie niekiedy może prowadzić do dręczącej bezradności.

Strach właściwy - to podstawowa i najbardziej naturalna forma tego typu emocji, charakteryzująca się tym, że jest wywołana przez dający się dokładnie określić obiekt lub wydarzenie z otoczenia dziecka i że dziecko rzeczywiście boi się tego obiektu czy wydarzenia, które wywołało na nim to uczucie. Pierwsze konkretne lęki pojawiają się w wieku sześciu miesięcy, ale do trzeciego roku życia są to jedynie formy strachu. Nasilają się z wiekiem i wzrostem inteligencji.

Strach przed bólem- towarzyszy człowiekowi przez całe życie.
Nawet przy najlepszej opiece dziecko nie uniknie bólu fizycznego, którego sygnałem jest ten typ strachu. Dziecko będzie się bało nie tylko przedmiotów wywołujących ból fizyczny ale również sytuacji, które do niego doprowadziły. Z wiekiem strach przed bólem można zredukować do normalnego poziomu, ale jest to kwestią cierpliwości i zrozumienia. Strach ten jest konieczny w życiu człowieka. Dzięki niemu przeżywamy niebezpieczeństwo uszkodzenia ciała, a jednocześnie motywuje on działanie, które stwarza możliwość uniknięcia niebezpieczeństwa.
Strach separacyjny- jest ważnym motywem z punktu widzenia przyjęcia norm kulturowych.
Noworodek nie potrafi zauważyć różnicy między światem zewnętrznym a sobą. Dla noworodka „on” i „matka” oznaczają to samo. Oznacza to, że kiedy jakiś bodziec pojawi się w chwili, gdy matka jest nieobecna, zasób reakcji może zostać zaktywizowany tylko w niewielkiej części – brakujące elementy mogą być zrealizowane tylko w obecności matki. Strach rodzi się wtedy, gdy znana, utarta konstelacja bodźców – wizualnych, akustycznych, dotykowych czy też ich kompleks –występuje w nieoczekiwanej formie.
Począwszy od szóstego miesiąca, strach przed niezwykłym towarzyszy nam przez całe życie. Dziecko zaczyna płakać, kiedy brakuje mu matki, bez której czuje się samotne, bez której cały świat jest niepewny i pełen nieobliczalnych niebezpieczeństw – motyw przynależności.
Motyw ten nie rodzi się wraz z dzieckiem, lecz wytwarza się dopiero w chwili, kiedy „ja” i „matka” są już dwiema różnymi osobami w obrazie świata dziecka i kiedy dziecko odkryje, iż część jego potrzeb jest związana z działalnością matki.

Pojawienie się motywu przynależności pociąga za sobą ogromne skutki w dalszym rozwoju dziecka.

- Dziecko zaczyna naśladować rodziców, co jest dla niego wtórnym wzmocnieniem, w ten sposób symbolicznie stara sobie przybliżyć matkę gdy jest nieobecna lub gdy zajmuje się czymś innym – „zjawisko identyfikacji”.

- Poszukuje u rodziców opieki, przejawów sympatii i zainteresowania, w zamian całkowicie poddaje się panowaniu rodziców.

Składnikiem strachu separacyjnego, jest także poczucie bezradności. Dziecko czuje, że nie potrafi zrobić nic aby matka znowu znalazła się w jego pobliżu.

Można powiedzieć, iż strach separacyjny od trzeciego czy czwartego roku życia staje się zupełnie naturalną emocją, która jest tym mocniejsza, im częstsza, i emocjonalnie tym pełniejsza, im pełniejsze jest współżycie dziecka i rodziców.

Liczne badania naukowe dowodzą, że dzieci wychowujące się w domu dziecka są mniej sprawne umysłowo co związane jest nie tylko z brakiem matki, ale także z mniejszą ilością konkretnych sytuacji uczenia się oraz monotonią.

Mussen, Conger i Kagan – 1970 ; Bronfenbrenner –1968 stwierdzili, że brak figury matki niewątpliwie wpływa negatywnie na rozwój dziecka, a to negatywne działanie można zmniejszyć lub całkowicie zlikwidować tylko celowym, świadomym, starannym działaniem wychowawczym.

Lęki symboliczne
Dziecko do drugiego roku życia odbiera świat zewnętrzny wyłącznie za pomocą zmysłów oraz działań. Dopiero w późniejszym okresie życia potrafi ono wyobrazić sobie jakiś proces. Cła czynność przebiega w jego umyśle za pomocą obrazów. Pojawiają się także pierwsze symbole, które są następstwem pojawienia się obrazu mentalnego – obrazowej reprezentacji świata zewnętrznego.
Proces tworzenia symboli trwa już przez całe życie.
Lęk przed symbolami występuje dlatego, że symbol jest naturalnym produktem stosunku dziecka do świata zewnętrznego i jego pojmowania. Aż do czwartego czy piątego roku życia przepełniony symbolami subiektywny świat fantazji dziecka nie odróżnia się dostatecznie od świata realnego. Przykładem może być lęk wywołany widokiem chmury, której kształty przypominają smoka.
Lęk ten jest naturalnym zjawiskiem, towarzyszy dziecięcemu wyobrażeniu świata, strach symboliczny jest natomiast odbiciem prawdziwych problemów, prawdziwych konfliktów, i tylko do pewnej granicy można go uważać za normalny, potem jest uważany za zjawisko szkodliwe, chorobowe.
Należy jednak odróżnić lęk przed symbolami od lęku symbolicznego.
„Właściwy” lęk symboliczny tworzony jest z chwilą kiedy dziecko przenosi swój lęk z konkretnego obiektu na jakiś symbol wypracowując sobie jednocześnie nowy mechanizm obronny przed lękami konkretnymi, nazywanymi w psychologii projekcją.
Przykładami takich lęków mogą być:
Strach przed dziwacznymi zwierzętami – pies lub dzikie zwierzęta w zoo (do trzeciego roku życia) a także zwierzęta ze świata bajek; strach związany z przykrym wydarzeniem, np. ugryzienie przez psa.
Lęk przed ciemnością- gdyż ciemność oznacza separację, zniknięcie samego siebie lub otoczenia, co jest najstraszniejszą rzeczą. Dziecko w ciemności traci pewność ruchów a także mobilizuje się jego fantazja.
Rodzice czy też wychowawcy w przedszkolu nie powinni zmuszać dziecka do pokonywania tego lęku siłą, dziecko samo powinno przełamać swój lęk.
Lęk przed śmiercią dla dziecka w wieku siedmiu czy ośmiu lat jest niezrozumiały. Dla nich śmierć osób bliskich jest tylko daleką podróżą z której można powrócić, bądź okresem separacji. Dopiero w późniejszym okresie życia jest dla dziecka rzeczą zrozumiałą, że śmierć jest rzeczą nieodwracalną i nie uniknioną dla wszystkich. Lęk ten zastępuje dawny strach przed ciemnością, z tym, że dziecko wiąże śmierć kojarzy się z całkowitą utratą kontaktu ze światem. Pojawia się zazwyczaj w wieku młodzieńczym.
Należy pamiętać, że z lęku przed śmiercią nie da się wyrosnąć.
Podobnie jest z lękiem przed karą, która towarzyszy człowiekowi przez całe życie.
Dziecko jest posłuszne właśnie dla tego, że boi się kary za nieposłuszeństwo. Jednak z czasem, gdy dziecko nauczy się, że może uniknąć kary posłuszeństwo pozostaje już tylko zależne od jego sumienia.
Zależne jest to od ciepła z jaką wychowywane było i jest dziecko.
Największą karą dla dziecka, które zachowywało się nieposłusznie jest utrata miłości ze strony rodziców.
Dla niektórych głos sumienia jest głosem wychowawcy czy rodziców i gdy dziecko postępuje wbrew temu głosowi, ma poczucie winy, będące w istocie lękiem separacyjnym.

Według badań Coopersmitha rodzice dzieci wierzących w siebie i mających wysoki stopień wrażliwości moralnej stosowali metodę demokratycznego uznawania dziecka oraz otwartego, szczerego i pełnego miłości postępowania z nimi. Nieposłuszeństwo zaś nie było karane utratą miłości, lecz konkretnymi, prostymi metodami. Należy pamiętać o tym, że kara tylko wtedy jest metodą wychowawczą przynoszącą rezultaty, gdy budzi w dziecku lęk przed utratą miłości, a jednocześnie gdy dziecko wie, że jest kochane i nigdy nie utraci tej miłości.

Lęk przed szkołą jest jednym z najczęstszych lęków separacyjnych.

Dziecko po raz pierwszy idąc do szkoły boi się nowego otoczenia, utraty kontaktu z matką, co jest rzeczą naturalną. Jeżeli jednak nawet po kilku miesiącach lęk ten będzie się utrzymywał, wówczas mamy do czynienia z fobią szkolną, gdzie niezbędna jest pomoc psychologa.

Z różnych przyczyn może się wytworzyć taka osobowość dziecka, w której strach nie będzie stanem aktualnym, lecz trwałą cechą charakteru. Będzie to charakterystyczne dla dziecka lękliwego.

Według badań za takim stanem psychicznym kryje się niedocenianie własnego „ja”. Dziecko takie często identyfikuje się z normami rodziców, włącza je do swego systemu wartości, ale nie potrafi im sprostać.

Jeżeli dziecko takie nie zostanie poddane leczeniu, wówczas może to prowadzić nawet do różnego rodzaju chorób na tle nerwowym.


Gniew i agresja

Agresją nazywamy każde zamierzone działanie – w formie otwartej lub symbolicznej – mające na celu wyrządzenie komuś lub czemuś szkody, straty lub bólu.

Cecha umyślności nie musi być równoznaczna ze świadomym spowodowaniem szkody, istnieją przypadki, w których rodzice lub wychowawcy mają prawo podejrzewać agresję nawet wtedy gdy dziecko powodując szkodę uważa się za niewinne.

Nie należ traktować karania dziecka przez rodziców jako postępowania agresywnego, gdyż w swoim zamierzeniu kieruje się on dobrem dziecka, a nie chęcią wyładowania emocjonalnego.

Postawy agresywne można podzielić według pewnych kryteriów.

Pierwsze to moralna treść zachowania, w której można wyróżnić agresję społeczną – niszczącą, występującą przeciw społeczeństwu oraz agresję prospołeczną – służącą interesom jednostki i społeczeństwa.

Drugim jest rozróżnianie, czy agresja jest narzędziem, czy celem? Dochodzi do agresji instrumentalnej, gdy jednostka tylko w ten sposób może osiągnąć swój zamierzony cel. Natomiast z agresją afektywną mamy do czynienia wtedy, gdy sprawiamy komuś przykrość tylko z wewnętrznych pobudek.

Postawy agresywne mogą mieć charakter atakujący bądź obronny.

Do agresji atakujących zaliczamy:

-agresje wewnątrz gatunkowe, występujące najczęściej między osobnikami tej samej płci;

-agresje międzygatunkowe, której najczęstszymi pobudkami są chęci posiadania czegoś, co należy do kogoś innego.

Do agresji obronnej zaliczamy:

-zachowanie samca w przypadku najazdu przez osobniki obce.

Agresja u człowieka często przejawia się instynktownie. Jednak poglądy na ten temat są różne.

Według jednej z teorii, agresja człowieka nie jest instynktowna, lecz jest funkcją odruchów na zespół bodźców zewnętrznych, w jej powstawaniu szczególnie ważną rolę spełniają doświadczenia z przeszłości, doświadczenia społeczne. Natomiast uczucie gniewu nie jest następstwem agresji frustrującej, lecz bezpośrednią przyczyną zachowania agresywnego.

Z wiekiem nie rozładowany, nie mogący znaleźć ujścia gniew trwa coraz dłużej, a bodźce starające się odwrócić od niego uwagę są coraz mocniejsze, w ten sposób następuje rozwój reakcji agresywnych.

Dzieci od najmłodszych lat okazują agresję, której większość rodziców nie toleruje, np. nocne moczenie dziecka w wieku przedszkolnym.

Należy pamiętać, że nie każda agresja jest negatywna. Zadaniem wychowania nie jest hamowanie wszelkich przejawów agresji dziecka, lecz skierowanie ich z drogi aspołecznej na drogę prospołeczną, a w miejscu form prymitywnych, surowych wytworzenie takich form agresji, które są akceptowane przez społeczeństwo.

Agresja nagrodzona jest typem agresji dzięki której człowiek wyładowuje negatywne emocje. Chroni to organizm przed zniszczeniem.

Fakt, że pod wpływem kary ilość otwartej agresji maleje jest bezsprzeczny, ale jednak narasta ona wewnątrz osoby karanej i wówczas do gniewu dołancza się także lęk i niepokój.

Dziecko rzadko karane za otwartą agresję z czasem okazują jej coraz mniej. Opanowanie rodziców może więc być najlepszą metodą wychowania agresywnego dziecka.

Wiadomo, że dzieci uczą się poprzez naśladownictwo – uczenie się obserwacyjne – przyswaja sobie zachowanie, modelu, który jest obserwowany. Jeżeli model zachowywał się agresywnie, wówczas obserwator nieświadomie przyswaja sobie negatywne emocje. Ma jednak możliwość powstrzymania się od zachowania podobnego do modelu.

Aspołeczna agresja i lękliwość są dwiema stronami tego samego zjawiska.

Zgodnie z propozycją Schaefera postawy wychowawcze można przedstawić w dwóch wymiarach, fizycznej i duchowej swobody dziecka rozciągającej się między pobłażliwością a ograniczeniem, oraz przedstawiającym emocjonalne zachowania wychowawców.

Ten ostatni wymiar ma dwie postawy, ciepłą i zimną. Postawa ciepła jest aprobująca i akceptująca zachowanie dziecka nawet agresywnego.

Z kombinacji tych dwóch wymiarów mamy cztery typy postaw.

Postawa ciepła pobłażliwa gdzie dziecko ma do świata nastawienie pozytywne, nie ma wątpliwości, że jest kochane. Agresja wówczas występuje bardzo rzadko i jest niegroźna, jest prospołeczna.

Postawa zimna pobłażliwa, gdzie dziecko czuje się niekochane odtrącone. Agresja w takim przypadku jest następstwem konfliktów wewnętrznych i jest aspołeczna.

Postawa ciepła ograniczająca, gdzie miłość rodziców jest zbyt silna i nadopiekuńczość staje się uciążliwa dla dziecka. Agresja przejawiana jest wówczas w stosunku do rówieśników.

Postawa zimna ograniczająca, gdzie dziecko jest niekochane i bardzo surowo karane przez rodziców, a jednocześnie boi się otwarcie manifestować swoim zachowaniem przeciwko nakazom rodziców.

Dziecko takie zwraca agresję przeciwko samemu sobie.

Pierwsze dwie postawy wychowawcze mogą prowadzić do agresywności, natomiast następne do lękliwości.

Wychowywanie i kształcenie dzieci jest rzeczą bardzo trudną, dlatego że nie ma ustalonego, konkretnego modelu. W każdym człowieku emocje rozwijać się będą inaczej, gdyż każdy człowiek jest jedyną jednostką w swoim rodzaju. Można jedynie spróbować przekazać uczącemu się człowiekowi to, co wydawać by się mogło najlepsze.

 

https://www.nauki-spoleczne.info/zwiazki-emocjonalne-czlowieka

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

16

Dlaczego nie wszyscy popadają w wyuczoną bezradność po trudnych zdarzeniach? Rola optymizmu

Pozytywne myślenie w dzisiejszych czasach promowane jest jako klucz do szczęścia i długowieczności. Cokolwiek Cię spotka - myśl pozytywnie, a znikną wszystkie Twoje problemy. Podejście takie nie jest najlepszym sposobem na poradzenie sobie z trudnymi wydarzeniami życiowymi. Doświadczenie traumy, takiej jak utrata bliskiej osoby, poważny wypadek czy przeżycie katastrofy, wymaga przepracowania negatywnych emocji i bolesnych wspomnień. Coraz częściej wskazuje się na korzyści wynikające z wyrażania własnych uczuć i werbalizacji przykrych zdarzeń, co pozwala nadać im sens i zamknąć przeszłość.

Wyuczona bezradność

Prawdziwy optymizm różni się od naiwnego pozytywnego myślenia. Kogo możemy nazwać optymistą? Martin Seligman, Steve Maier i Bruce Overmier w latach 70 XX wieku odkryli zjawisko wyuczonej bezradności. Zauważyli oni, że ludzie, którzy w swoim życiu doświadczają przykrych zdarzeń, na przebieg których nie mają wpływu, stają się bierni, łatwo poddają się w obliczu trudności i nie próbują oddziaływać na sytuację, w której się znajdują.

Jednak nie wszyscy popadają w wyuczoną bezradność. Są osoby, które pomimo wielu trudnych, nieprzewidywalnych i niekontrolowalnych zdarzeń w życiu wciąż starają się kierować swoim losem i podejmować wyzwania. Średnio co dziesiąta osoba nie poddaje się wyuczonej bezradności. Są to właśnie optymiści. Czym różnią się oni od pozostałych ludzi? Okazało się, że osoby odporne na wyuczoną bezradność w specyficzny sposób interpretują złe wydarzenia.

Przykładowo, kiedy źle wypadną na egzaminie lub rozmowie kwalifikacyjnej, uznają, że przyczyną był brak odpowiedniego przygotowania. Pesymista natomiast stwierdzi, że po prostu jest za głupi i nic mu się w życiu nie udaje. Optymiści odbierają przyczyny negatywnych wydarzeń jako ograniczające się do konkretnej sytuacji i przemijające stany, które można zmienić. Pesymiści natomiast uważają, że porażki są spowodowane czynnikami niezmiennymi i odnoszącymi się do całego życia, np. ich własnymi cechami.

Posiadanie kontroli może nas wzmacniać

Zjawisko wyuczonej bezradności pokazuje, jak ważne jest zapewnienie dzieciom możliwości sprawowania kontroli. Pozwólmy im wpływać na otaczający je świat. Dzieci powinny widzieć, że ich działania nie pozostają bez odpowiedzi i wywołują odpowiedni efekt. Osoby, które doświadczyły poczucia kontroli nad swoimi wyborami w dzieciństwie, są przekonane, że ich wysiłki mają sens i warto się starać.

Optymizmu można się nauczyć

Pierwszym krokiem do zmiany sposobu myślenia jest śledzenie swoich myśli i rozpoznawanie pesymistycznych sądów. Następnie warto nauczyć się spierać z samym sobą. Po rozpoznaniu pesymistycznego przekonania spróbuj je zakwestionować. Możesz to zrobić na cztery sposoby. Po pierwsze zastanów się, czy przekonanie jest prawdziwe. Przykładowo, jeśli po odniesieniu porażki pomyślisz, że nigdy nic Ci się nie udaje, to spróbuj przywołać sytuację, w której osiągnąłeś sukces. W ten sposób podważasz autentyczność pesymistycznego przekonania. Drugim sposobem na zakwestionowanie pesymistycznego sądu jest znalezienie alternatywnych wyjaśnień porażki. Zwykle większość wydarzeń ma więcej niż jedną przyczynę. Pesymiści zwykle koncentrują się tylko na jednej z nich - najgorszej z możliwych, czyli takiej która tkwi w nich samych, jest stała i ma szeroki zakres. Aby zakwestionować pesymistyczne przekonanie wyszukaj jak najwięcej prawdopodobnych przyczyn i skup się na tych chwilowych (np. byłem niewyspany), specyficznych (pytania na rozmowie kwalifikacyjnej były niekorzystne) i zewnętrznych, niezależnych od Ciebie (rekruter był w złym humorze).

Czasem pesymistyczne przekonanie może okazać się prawdziwe. Warto wtedy zastosować technikę dekatastrofizacji. Zastanów się nad konsekwencjami, jakie ma dla Ciebie pesymistyczne przekonanie. Jeśli rzeczywiście źle wypadłeś na rozmowie kwalifikacyjnej, ponieważ nie posiadasz odpowiednich kompetencji, może warto popracować nad swoimi umiejętnościami, zamiast się zamartwiać? Nawet jeśli z własnej winy poniosłeś porażkę to nie oznacza to przecież końca świata. Ostatnim sposobem na zakwestionowanie pesymistycznych myśli jest rozważenie ich przydatności. Jeśli przekonanie destrukcyjnie wpływa na Twoje życie i zniechęca Cię do działania to nie jest ono przydatne i należy z nim walczyć.

 

https://www.psychologiawygladu.pl/2017/03/dlaczego-nie-wszyscy-popadaja-w.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×