Skocz do zawartości
Nerwica.com

Chcę umrzeć!!!


mercymona

Rekomendowane odpowiedzi

Nie mam już siły do samej siebie, własne myśli zabijają mnie od środka. Do niczego się nie nadaję, nie czuję się nikomu potrzebna, wręcz przeciwnie- uważam, że moja śmierć byłaby tylko z pożytkiem dla moich bliskich. Czuję się jak opóźniona w rozwoju (a nie jestem)...

Wstaję, trzy godziny siedzę i myślę od czego by tu zacząć ogarnianie życia, idę się umyć, ewentualnie porobić coś innego przez jakieś pół h i jestem już zmęczona, sfrustrowana. Padam na łóżko i kolejne kilka godzin myślę o tym, ile dałabym za koniec tej udręki i śmierć.

Cztery razy próbowałam zatruć się lekami (dwa razy w ciągu ostatnich trzech miesięcy)- nic z tego. Skok z wysokości nie zawsze daje gwarancję więc myślę o torach, ewentualnie wjechaniu pod TIRa. Niestety samochód mam dosyć masywny, tu też nie ma gwarancji, że się uda. Kiedy już mówię sobie, że dość tego, że to się nigdy nie skończy i najwyższa pora pójść na te tory, to biorę duże dawki alprazolamu i jakoś się wyciszam. Do następnego dnia... I tak żyję już równo 3 lata. Sześć ostatnich prób leczenia farmakologicznego nie dało kompletnie żadnych efektów, zresztą nawet teraz jestem na Mozarinie 15mg i kompletne dno. Nie mogę zmusić się do najprostszych czynności, prawie wcale nie wychodzę z domu i wegetuję tak kolejne dni, miesiące, lata. Nie czuję żadnego sensu życia, nic mnie nie cieszy, nie widzę już dla siebie szansy na wyleczenie i jakąkolwiek przyszłość. Zrozumiałam też, że leżenie i czekanie na zbawienie (śmierć) też nie ma najmniejszego sensu, bo nikt tego za mnie nie zrobi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Świetnie Cię rozumiem. Sam jestem w takim stanie wegetacji od pół roku i juz mam serdecznie dość. Moja sytuacja jest o tyle ułatwiona, ze mieszkam na 10 pietrze. Czasami sie boje podchodzić do okna, bo wtedy dopadają mnie natrętne myśli...

 

Mimo wszystko mam nadzieje, ze może uda sie trafić na lek, który w końcu pomoże. Cierpię na CHAD. W ostateczności wybiorę sie do szpitala (co juz od dawna zaleca mi moja lekarka). Może tez powinnaś o tym pomysleć?

 

Trzymaj sie, pozdrawiam&

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Może głupie pytanie, ale tak czytając ten wpis zastanawiam się, czy ty w ogóle wierzysz w swoją poprawę. Kwestia leków jest istotna, ale pozostając wciąż po drugiej stronie barykady nijak życie zmieni na lepsze. Postaraj się być jak najbardziej otwarta tego co Ci życie oferuje, chociaż czasami jest to niewiele i tak możesz wyciągnąć z tego większe bogactwo niż Ci co mają to pod ręka od urodzenia. Czujesz się gorsza, bezwartościowa, coś zbudowało Twoje przekonania o tym, nie znam szczegółów, okazałoby się pomocne gdybyś wszystko opisała dlaczego tak myślisz, może zrozumienie wszystkiego pomoże. Ogólnie przerąbana sprawa, nie będę kłamać że życie jest kolorowe, bo na wszystko trzeba zapracować i dążyć do spełnienia. Pewnie kreujesz/owałaś sobie w głowie jak powinna wyglądać przyszłość, niewykluczone że nie jest to tak odległa wizja. Przypuszczam że życie w pragnieniach, tęsknocie jest lepsze od tego gdzie wszystko jest realizowane według naszych żądań, stąd powód do dumy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem pewien co do mojego przedmówcy, więc jeśli będę w błędzie proszę o poprawienie. Dokładniej mam na myśli tutaj kwestie pracy nad sobą oraz jak określił to superb że musi ona być ciężka, nieustanna, jak z tą systematycznością się zgodzę tak już z intesywnością nie bardzo. Uważam że istotne jest podejście do tej cały sprawy, a rzucanie się na głęboką wodę jest zgubne, gdyż trzeba zaczynać od podstaw, małych kroków, choćby to miało być spełnienie jakieś zachcianki, która niegdyś sprawiała przyjemność np. czytanie książek, spotkanie się z kimś, wszystko co przed depresją czyniliśmy i sprawiało nam radość, spełniało nas. Cały ten negatywny syf odbiera nam energie na to, ale progresywnie działając i trzymając się wyznaczonych punktów powoli człowiek się "ogarnia". Sugerowałbym prowadzenie dziennika z zapisami o poczynaniach dotychczasowych, przejrzenie parę kartek wstecz może zdumiewać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę sobie ze sobą poradzić. Od kilku dni dzieje się ze mną coś dziwnego. I to już chyba nawet nie podchodzi pod depresję. Mając ją, leżałam w łóżku miesiącami i oglądałam TV od rana do nocy, bez sił na cokolwiek. Teraz powiedzmy, że względnie nawet mam siłę, chciałabym coś robić ale nie wiem co. Kompletnie nie umiem ustalić sobie priorytetów, mam kilka spraw, które się "palą" ale nie wiem od której zacząć więc nie robię nic. Strasznie dziwne i dołujące uczucie. Zaczynam coś robić, po dwóch minutach stwierdzam, że co inne jest ważniejsze. Po 3 godzinach jestem już tak sfrustrowana, że nachodzą mnie już tylko myśli o śmierci. Przecież to nie jest normalne. Najgorszy jest natłok myśli o tym wszystkim, czuję że zaraz wybuchnę- np. wyskoczę przez okno. I pewnie tak by było, gdyby nie Alprazolam. Ale już nawet jego bardzo duże dawki (8mg na dobę) niewiele pomagają. Od kilku dni nie mogę spać i jeść, gdzie benzo do tej pory działało na oba te obszary i już po dwóch tabletkach wciągałam wszystko z lodówki. Dzisiaj wypiłam tylko jogurt pitny, wczoraj zjadłam tylko sałatkę. Nie mogę uwolnić się od tej gonitwy myśli, mam wrażenie że wariuję już tak na poważnie...

Sprawdzałam dzisiaj nawet objawy schizofrenii ale większość się nie zgadza. Co to może być??? Co z tym zrobić?!

Może ten wstręt do jedzenia do podświadome dążenie do autodestrukcji? Pierwszy raz od dawna nie rozumiem sama siebie i o co w tym wszystkim chodzi...

Czy to możliwe żeby Mozarin 15mg dawał takie skutki?

Biorę go od około dwóch miesięcy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przy zaburzeniach osobowości trzeba ostrożnie z lekami. Tak, silny antydepresant taki jaki bierzesz w tej chwili może powodować pobudzenie, natłok myśli i inne niepożądane efekty uboczne.

 

Opcje które możesz rozważyć, to zamiana antydepresantu (jeśli w ogóle jest potrzebny ze względu na obniżony nastrój) na neutralny z punktu widzenia stymulacji, czyli np mirtazapina. Do tego można dołożyć stabilizator nastroju, być może małą dawkę neuroleptyku. Przede wszystkim to zmień lekarza, bo jeśli on nie widzi tego co Ty, to nie jest dobrze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Według mnie cel musi być warty zachodu,

bez sensu jest stawić sobie za cel finalny np. będę funkcjonować 'normalanie' w nocy - będę prowadził nocny tryb życia 22-7.

Cel musi być taki jak na prawdę tego pragniemy,

musi być wart trudów i starań jakie po drodzę przyjdzie nam przezwyciężyć,

żeby po prostu było warto się starać.

 

Jeżeli czegoś pragniemy z całych sił to jasne jest że staramy się najbardziej jak umiemy, jak najwięcej czasu temu poświęcamy,

tak jest np. przed ważnym dla nas egazminem, wchodzać w jakiś związek, gdy mamy bardzo ważną sprawę do załatwienia,

i to działa najlepiej.

nie widzę więc sensu żeby w inny sposób podchodzic do walki o samego siebie - tak na prawdę to jest najważniejsza rzecz, te wyżej wymienione nie mogą się z nią równać.

 

W moim przypadku nawet zwykłe wyjście z psem na spacer, czy rano po bułki do sklepu 50m od domu było wielkim wyzwaniem.

Bardzo ciężko było mi przełamać się i zrobić podstawowe czynności, takie które ktoś inny robi z automatu.

Wstanie z łóżka i niezamulanie cały dzień, czy nawet zamulanie przy komputerze były dla mnie bardzo ciężkie do wykonania - nie miałem po prostu chęci, energi, nie chciało mi się.

Ciężko pracowałem nad sobą robiąc dla mnie siedmiomilowe kroki, jednak gdyby ktoś spojrzał na to z boku, powiedziałby raczej, że drepcze w miejscu, a w najlepszym wypadku stawiam małe kroki - kilka w przód, a potem kilka w tył ( sumarycznie powoli szłem do przodu, jednak bardzo powoli ).

 

 

 

 

 

Doskonale Cie rozmumiem. Też nie raz miałem takie - 'Od dziś biore się za siebie, zaczynam ogarniać',

jednak zazwyczaj za dużo na raz na siebie narzucałem i szybko się orientowałem że jednak nie dam rady,

słomiany zapał na pewno mi nie pomagał. Miałem tak często że nakręcałem sam siebie, miałem stan 'wysokiego' samopoczucia, było powiedzmy ok,

brałem się do działania. Gdy jednak tylko napotkałem na najmniejszą przeszkodę zaraz wpadałem z powrotem w dół emocjlonalny i na tym się kończyło moje działanie na kilka następnych dni....

Zacząłem planować swój dzień - każdą czynnośc którą chciałem wykonać rozbijałem na najmniejsze zadania i zapisywałem sobie. Po zrobieniu czegoś odchacałem to i leciałem dalej. Myślę, że dużo mi dało takie podejście. Widziałem, że robota nie stoi w miejscu, że jednak powoli, bo powoli ale ide na przód. Dużo satysfakcji daje, gdy spojrzymy na poprzednie strony i zobaczymy, że tak na prawde to powoli nie poruszamy się, tylko w porównaniu do poprzednich tygodni wręcz zaczynamy się rozpędzać, może już nawet biec w wyścigu o swoje życie.

 

Do tego dochodzi jeszcze sprawa zwykłej aktywności fizycznej,

nie można wymagać od organizmu że będzie miał siłę na wszystko co głowa wymyśli,

jeżeli przez x czasu nasze życie wygląda bardziej jak wegetacja.

Jednak organizm szybko się adaptuje,

na pewno dużo szybciej niż zachodzą zmiany w naszym sposobie myślenia.

 

Jakie dawki maksymalne na utlotce ma ten Mozarin?

 

Ja brałem Risperidon Vipharm, może cudów nie zdziałał na natłok myśli, ale na pewno je uciszył w jakimś stopniu.

Pamiętam jak pierwszy raz wziąłem leki - po kilkudziesięciu minutach dostrzegłem światełko w tunelu, zmiana była w tamtym czasie dla mnie ogromna, natłok był, ale mniejszy. Pierwszy raz przyszła mi do główy myśl - "To może się udać" :)

Gdy zwiększyłem sporo dawkę miałem właśnie takie uczucie odrealnienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Sama prosiłam o coś na pobudzenie ale trochę inaczej je sobie wyobrażałam. Jedyny lek, który na mnie zadziałał- Symfaxin, właśnie zdjął kurtynę czarnych myśli i zamiast sama się nakręcać, po prostu robiłam, co miałam do zrobienia. Humor też mi się podniósł o 200%. Teraz czuję się jak taki typowy czubek z psychiatryka, pogrążona we własnym świecie, z własnymi myślami, zamiast działać, to 120 razy muszę najpierw przeanalizować sytuację. Dziwne trochę, bo niby otępiała i otłumaniona- 2h muszę analizować czy najpierw się umyć, czy wstawić pranie, a z drugiej strony ten natłok myśli. Boję się żeby nie dali mi teraz jakiegoś całkowitego zamulacza, po którym nie będę wiedziała jak się nazywam. Studiuję informatykę...

Może jednak te prochy są dobre (coś mi się chce), tylko teraz powinnam z psychologiem przepracować priorytety?

Wczoraj zauważyłam jeszcze duże rozdrażnienie, w myślach modliłam się żeby moja mama już sobie poszła, mimo że sama ją zapraszałam, przewrażliwienie na dźwięki i od dłuższego czasu codzienne bóle głowy. Teoretycznie można to zepchnąć na deficyt kaloryczny wynikający ze wstrętu do jedzenia. Już zgłupiałam czy tak ma być, czy te leki jednak mocno mieszają.

 

PS. Wiem, że teochę niespójnie piszę, teraz jest ten krótki okres dobrego samopoczucia, za 3h "myślenia" znowu będę chciała umrzeć od tego natłoku myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bierz to co działa na Ciebie i nie kombinuj,

nie psuj sobie głowy,

lepiej troche pozamulać niż mieć nasra*ne w głowie

( troche zamulałem i nie uważam z dzisiejszej persketywy, że zamulanie jest złe

za 'cisze w glowie' wtedy oddalbym wszystko )

 

Ja między innymi dlatego wybrałem informatykę, że przy komputerze ten natłok u mnie ustępował,

czasami jak wpadłem w wir programowania to natłoku w ogole nie miałem.

Też tak masz?

Cały czas mam zresztą tak, że pisząc aplikacje zapomniam o całym świecie.

Na którym roku jesteś?

 

Pscyholog zawsze na plus,

nie zastanawiaj się tylko umów się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przy zaburzeniach osobowości trzeba ostrożnie z lekami. Tak, silny antydepresant taki jaki bierzesz w tej chwili może powodować pobudzenie, natłok myśli i inne niepożądane efekty uboczne.

 

Opcje które możesz rozważyć, to zamiana antydepresantu (jeśli w ogóle jest potrzebny ze względu na obniżony nastrój) na neutralny z punktu widzenia stymulacji, czyli np mirtazapina. Do tego można dołożyć stabilizator nastroju, być może małą dawkę neuroleptyku. Przede wszystkim to zmień lekarza, bo jeśli on nie widzi tego co Ty, to nie jest dobrze.

 

Mam to samo,czasem takie durne myśli.Nie pozwalają cieszyć się życiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×