Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moja kolej :)


Raritia

Rekomendowane odpowiedzi

Hej. Mam na imię Ewa, mam 25 lat, i aż słabo mi się robi na samą myśl, że ktoś może to przeczytać. Nerwica i depresja zjadły mi już dekadę życia, zabrały mi wszystko to, czym młoda dziewczyna powinna móc się cieszyć. Leczę się farmakologicznie, chodzę na terapię, ale dochodzę już do tego momentu, że dalej nie mam siły walczyć. Łapię się na tym, że rezygnuję z rzeczy, które mogą mi tylko pomóc.

Z jednej strony potrafię spojrzeć na siebie z boku i dostrzec, że sama własnymi decyzjami utrudniam sobie życie, a z drugiej nie potrafię już nic zmienić. Nauczyłam się mówić ludziom to, co chcą usłyszeć, wszystkie "z każdym dniem czuję się coraz lepiej, długa droga przede mną, ale nie tracę nadziei", wszystkie te "dzięki pani pomocy jestem coraz silniejsza" i wszystkie te "mamo, już jest zupełnie dobrze, dziękuję, że byłaś przy mnie", mam to opanowane. Jak ktoś pyta, działam według schematu. Bez schematu, kiedy jestem sama, to mogę tylko trząść się ze strachu. Nie jestem w stanie nic osiągnąć, boję się jechać tramwajem, boję się otworzyć drzwi listonoszowi, boję się do jasnej cholery otworzyć list, musiałam rzucić studia, bo nie dawałam sobie psychicznie rady z publicznymi wystąpieniami, musiałam rzucić pracę, nerwica nie pozwalała mi przez miesiące na wyjścia z domu. Jest strasznie, co tu gadać. Nie jestem w stanie jeść, ważę jakieś śmieszne 42 kilo, wyglądam jak szkielet gimnazjalistki, ryczę codziennie, choć nigdy w towarzystwie, boję się podjąć jakikolwiek krok ku samodzielności, bo przecież może mi odjebać, mogę zwariować do reszty.

Przejmuję się wszystkim i wszystkimi, jestem mocno nadopiekuńcza, choć moje kontakty towarzyskie ograniczają się wyłącznie do czasu spędzanego z rodziną. Chciałabym mieć coś z życia. Cokolwiek. Nie chcę umierać z kompletnie czystą kartką.

Jak się odbić?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie no, jest jakieś tam szczęście. Radziłam sobie lepiej, ale w czerwcu po kilku miesiącach walki musiałam pożegnać się ze swoim psem. Byliśmy razem przez 13 lat, i bardzo ciężko jest żyć bez niego. Wypychał mnie z domu, zmuszał do kontaktów z ludźmi i dawał powód. Pewnie dla Was wszystkich to głupota.

Teraz większość czasu jestem sama, nie mam kompletnie żadnej motywacji.

A zaczęło się jakoś przed maturą, wtedy zrzucałam wszystko na stres, bycie dzieciorem i takie tam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

musisz szukać i sie poddawać, spróbować zrozumieć, co cie ciągnie cie w dół, a co mogłoby pociągnąć do góry. może myslisz że nie ma takiej rzeczy która mogłaby cie wyciagnąć lub przeszkoda która stoi ku temu na drodze jest zby wielka, nie do przeskoczenia, ale to jest nieprawda, im dłużej skupiasz sie na tym co cie ciagnie w góre, tym wieksze masz szanse, że wkońcu ta dziwgnia wyciągnie cie na światło dzienne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czyli potrzebujesz mieć nowego psa :D

 

W sumie pewnie tak :) Ale boję się strasznie, że sobie nie poradzę.

Myślałam o jakimś wolontariacie w schronisku dla zwierząt, choć to może być zbyt dużo nieszczęścia jak na moje słabe serduszko. No i jest opcja, że po tygodniu przestałabym tam przychodzić, odbierać maile i telefony, i generalnie udawałabym że nie istnieję. Ja to chyba zwyczajnie złym człowiekiem jestem.

Nie mogę przecież wiecznie chodzić nawalona :P Wtedy się nie boję socjalizować, taki plus.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×