Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ile jeszcze muszę stracić i wycierpieć


Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Nie mam komu się wygadać, ponieważ nerwica zabrała mi już wszystko. Chciałbym jakoś podzielić się ze swoimi myślami. Od 3 lat zmagam się z tym lękiem. Wszystko gdy zmieniłem pracę. Pracowałem nawet po 300h aby zapewnić sobie jakaś przyszłość. Dziewczynie to chyba imponowało. Lecz zmieniłem pracę i wtedy chyba wszystko się zaczeło. Pierwszy dzień pracy to był dziwny lęk. Ot po prostu za dużo ludzi bylo i natłoku pracy i to mnie jakoś męczyło. Po miesiącu poległem bo nie mogłem z tym funkcjonować a praca odpowiedzialna i nie chciałem problemów. Pracowałem w mundurówce. Poszedłem do psychiatry i dostałem jakieś leki afobam, parogen i jakieś permazyny. Miałem dziwne obawy, że coś może mi się stać, problemy z oddychaniem. Typowe głupoty związane z nerwicą, nic nowego. Męczyłem się rok ale chyba stanąłem na nogi, miałem jakieś wsparcie dziewczyny, lecz nie mogła mi tego wybaczyć, że dopadła mnie choroba. Czułem po prostu to. Z miesiąca na miesiąc relacje były coraz gorsze. Twardy niby jestem ale mam miękkie serce i brałem wszystkie winy na siebie. Jeszcze na początku choroby byłem w stanie do dziewczyny jeździć. Objawy mi nie przeszkadzały lecz czułem się podle. Próbowałem podjąć pracę ale tylko odbijałęm się od klamki. Dziewczyna coraz to bardziej zaczeła na mnie się wyżywać. Ja nie dawałem rady walczyć z nią, z chorobą i z podjęciem pracy. Nie mam żadnych znajomych, w tej branży co pracowałem ich się nie znajduję. Sporo też tam widziałem i trochę mnie to zniszczyło. Na rodzinie mogę polegać lecz moi rodzicę są po 70stce i zbytnio nie miałem i nie mam na kogo liczyć. Próbowałem swoich sił w terapii grupowej ale szczerze...denerowało mnie to. Nie jestem nerwowy i nigdy nie byłem, teraz też nie jestem. Lecz niestety wysłuchiwanie problemów innych oraz te całe funkcjonowanie mnie trochę irytowało. W zeszłym roku pękłem totalnie. Przez parogen jakiś obojętny się zrobiłem. Niby było wszystko ok, ale dziewczyna raniła co raz mocniej. Pojawił się lek przed wychodzniem, który trwa do dziś. Mam problem z wyjściem z domu. Czuje się dziko, nieswojo. Uczucie "jakbym miał coś komuś zrobić", "jakbym miał zwariować". Dziewczyne nie bardzo to obchodziło i dostawałem co raz rózne utlimatum "jak nie wpadne to koniec". Minął rok jak się nie widzieliśmy. Zerwała, związek upadł, przegrałem. Obecnie biore analfranil? coś w tym stylu, chodze do psychologa. Nie wiem co już mi dolega, nie mogę się pozbierać. Ona odeszła a ja nie mogę zapomnieć. Nie wiem komu mam się wygadać. Nigdy nikogo o nic nie prosiłem. Na wszystko ciężko pracowałem i po prostu chcialem zyć i kochać. Zwyczajnie cieszyć się życiem i wrócić do formy. Dziewczyna obarczyła winą za wszystko mnie. Słowa, rękoczyny i zachowanie, którego doświadczyłem wypala mi serce. Nie chce się żalić, nie w moim stylu, ale teraz czuje się jak wrak. Mam spokojny i wesoły charakter. Nigdy nie miałem wrogów. Od ukochanej słyszałem, że jestem zbyt spokojny i opanowany, że to źle. Serio?. Moja dziewczyna była przeciwieństwiem mnie. Potrafiła powiedzieć co tylko na język przyjdzie. Ktoś, kto czyta mój post może w tym miejscu cokolwiek sobie dopowiedzieć. Na pewno to usłyszałem i przyjąłem na klate. Może mam jakiś ciotowaty charakter i nigdy nie dałem się jej sprowokować, a spokój z jakim mówiłem doprowadzał ją do szaleństwa. Potrafiła podnieść rękę. Nie potrafię jej nienawidzić, nie mam takiego charakteru. Święty nie jestem ani idealny również. Tak czy owak zostałem sam i nie wiem co dalej. Bolą mnie wspomnienia, to co planowałem. Boli to, że zniszczyłem wszystko, choć nie miałem wpływu na chorobę. Ciężko by ktoś zrozumiał, jeśli sam tego nie doznał. Nie mogłem zawalczyć o związek. Próbowałem ale przyjazdy i to 100km w jedna strone byly dla mnie za trudne. Dziewczyna troche na poczatku przyjezdzala a pozniej stwierdzila, ze nigdy wiecej już nie przyjedzie. Nie mam do niej żalu. Mam do siebie, że choroba pozwoliła do tego doprowadzić. Nie mogę się z tym wszystkim pogodzić. Ona miala duza rodzine i zawsze pomoc. Ja słuchałem sam siebie i sam podejmowałem decyzje. Chodze, placze i nie wiem za co musze płacić taką cene. Nie mogę nawet sobie wypić bo tabletki, po drugie nie lubie :/. Jedyny pozytyw tego wszystkiego, że ból, żal smutek zagłuszył lęki przed tymi dziwnymi objawami i mogłem wyjść na miasto. Podła choroba, bo ogranicza człowieka, powoduje objawy, które tak naprawdę nie istnieją. Nie przestaniemy oddychać, nie umrzemy od tak ani też nic złego nam się w tłumie nie przydarzy. Jednak to dokucza. Nie wiem czy ktoś mnie zrozumie, skoro ukochana nie potrafiła. Jest mi smutno. Nie mam już nic. Straciłem godność skoro uznała mnie, że ta choroba to jakieś upośledzenie a moje dzieci "będą miały downa". Strach więcej epitetów przytaczać. Przepraszam, że tak się rozpisałem. Piszę co czuję. Chciałem to wyrzucić z siebie. Czy ten koszmar się skończy? Co jeszcze strace? Mam 26lat a włosy i tak mi wypadły :/. Pozdrawiam i dziękuje za dotrwanie do końca historii.

 

PS

dodam, że w mojej rodzinie nigdy nie było przemocy. Nigdy nie było patologii czy czegoś podobnego. Zostałem wychowany w miłości i szacunku. Tak też byłem i w sumie nadal jestem nastawiony do świata...

 

edit:

W tematy choroby nie wnikałem. Nigdy też się z tym nie pogodziłem i nie mam zamiaru pogodzić. Leki biorę, ale z bólem bo nigdy nic nie brałem. Nawet przeciwbólowych. Na służbie wytrzymywałęm w gorszych warunkach

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czesc, czemu motocyklista? Jeździsz na czymś? Co do historii to czytajac ja nachodzi mnie mysl, ze ta twoja dziewczyna to glupia wariatka byla w dodatku zacofana. Wiem ze dziwne sie czyta takie slowa o osobie ktora sie kocha ale lepiej rozgladaja sie za kims innym bos mlody jeszcze i bardziej wyjdzie ci to na zdrowie, bo nie wiadomo ile ona miala w tym swojej zasług.

Ciezko chlopowi sie poddac takim sprawa jak choroba psychiczna , choroby sa dla panienek a psychiczne to juz w ogole nie sa dla mnie ale tak jest, ze trzeba sie niestety odniesc do pokory, zaakceptować i dac odejsc, bo tak to sie bedziesz szarpał z tym b.dlugo.

A kiedy cie to dopadlo?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, nie jeżdze już na moto. Biore leki i nie chce z tego powodu mieć kłopotów. Nic mi po nich nie jest, ale na osiemnastke zrobiłem prawko i nie chce by mi ktoś zabrał :D. Przez 8lat tylko jeden mandat, haha, i to taki aby był, ale długa historia.

Co to dziewczyny to rozmowy nie pomagały. Nie wiem. Jako słaby materiał na męża i ojca zostałem oceniony?!. Na początku wydawała mi się normalna, ale potrafiła mówić rzeczy, które to podchodzą pod ludzi z horrorów. Ciężko o tym pisać. Twierdziła, że jest za silna na takie objawy jak u mnie i nigdy jej nic nie będzie. No ok, niech ma rację. Niby to miała być moja wina bo nią denerwuje i nie może się skupić na studiach. Zawsze uważala się za lepszą ode mnie, ale mi to nie przeszkadzało. Nie lubie rywalizacji w związku bo to chyba nie o to chodzi. Na studia nie poszedłem, ponieważ pracowałem. Zresztą zapewne by mnie pogonili w pracy.

Wszystko zaczeło się 3 lata temu. Jakoś tak. W czerwcu. W związku zrobiło się podle a zdrowie raz lepiej, raz gorzej. Chciałbym wyjść do ludzi, ale nie mam do kogo. Nie widzę celu. Rozstanie trooooochę mnie zniszczyło. Od kiedy biore anal?franil :great: to mam przypływ siły i chęci, a teraz gdy słońce to wręcz ogrom. Tylko ten lęk przed wyjściem, który to teraz jest zagłuszony, gdy zdenerwuje się sam na siebie też znika. Lecz gdy chce iść po prostu do przodu, normalnie, to czegoś się boje. Trochę nielogicznie piszę, ale nie wiem na czym się skupić i jestem w kawałkach. To minie, lecz boli okropnie. Żeby to jeszcze były myśli jak mnie poniżała, traktowała, wyzywała i szantażowała. Niestety, na złość same pozytywne momenty

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co, ja jednak myślę, że obnażanie tego rodzaju cech swojej byłej świadczy o dopuszczeniu do trwałej patologii w związku. To w 50% Twoja odpowiedzialność, bo przy niemożliwości konstruktywnego (dla związku) skomunikowania się, związek się rozwiązuje.

 

Inaczej mówiąc - Nie wiem, co za cebula z Twojej byłej, ale ja bym się najzwyczajniej z taką cebulą nie zadał.

Ty, jak wynika z Twojej relacji, tak.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prawda. Patologia. Niestety ciężko bylo porozmawiać. Wręcz niemożliwe. Próby konczyly sie odpowiedziami typu: "zostaw mnie", "daj mi spokoj" a na brak argumentów gdy pytałem dlaczego taka jest słyszałem "spierd......". Nigdy nie dala sobie wmówić, ze jest za cos winna albo nie ma racji. Jest mi przykro bo oddalbym wiele aby cos do niej dotarlo. Mysle, ze to wina odległości jaka nas dzielila. Doszly do tego rzadkie spotkania. Dostałem rozkaz od niej abym sie przeprowadził do jej wioski. Nie mogłem sie na to zgodzić. Skończyłbym marnie. Po drugie mam gdzie mieszkać. Dobrze postapilem?. Sam nie wiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cebula?, ze niby wiesniara, tak? :D. No dziwny charakter ma. Taki zakompleksiony. Musi sie czymś stale dowartościowywać. Lepsze auto czy inne bzdety. Lubila upór i stale mamrotanie o dobrej pracy i kasie. Czerpala radosc z ciaglego wypominania czegos. Szybko sie zloscila i dużo brala do siebie. Bardzo podatna na czyjeś zdanie, opinie. Niby silna ale gdzies slaba. Potrafila powiedziec, ze wolalaby byc bita i zdradzona niz widziec moja obojetnosc. JAKA OBOJETNOSC?!.Chciałem jej pomóc, pomoc sobie. Zyc szczęśliwie

 

Ps

Pisze z telefonu i opcja edytuj wygasla i wyszedł podwójny post

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W tematy choroby nie wnikałem. Nigdy też się z tym nie pogodziłem i nie mam zamiaru pogodzić. Leki biorę, ale z bólem bo nigdy nic nie brałem. Nawet przeciwbólowych. Na służbie wytrzymywałęm w gorszych warunkach
Zamiast wnikac w chorobę, czyli przyczyne swojej obecnej sytuacji, wnikasz w temat ex - dziewczyny :bezradny: na Twoim miejscu zrobiłabym cos przeciwnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Motocyklista, bo Twoja była silna na pokaz. Natomiast co było, mineło. Skup sie na swoim zaburzeniu i na poukładaniu zycia. Z tego mozna wyjsc. Z nerwicy niekoniecznie, ale z agorafobii na pewno.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Musiałem sobie wygooglowac co to ta agorafobia :D. Kilka objawów się zgadza. Nigdy o tym żaden lekarz mi nie powiedzial. Nerwica=agorafobia?, czy to dwie różne choroby?. Nie zglebialem nigdy wiedzy w tych sprawach. Ciezki dla mnie temat. Im mniej o tym mowie, im mniej wiem tym jakos lepiej sie czuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nerwica (lękowa) i agorafobia to nie to samo, ale łączy je to, że ich istotą jest lęk. Lekarz mógł nie wspomnieć o agorafobii, bo może uznał, że lęk przed wychodzeniem z domu jest spowodowany nerwicą i nie ma powodu diagnozować drugiego zaburzenia (agorafobii).

 

Nie zglebialem nigdy wiedzy w tych sprawach. Ciezki dla mnie temat. Im mniej o tym mowie, im mniej wiem tym jakos lepiej sie czuje.

Sam wiesz kiedy najlepiej się czujesz, ale naprawdę warto zainteresować się swoją przypadłością, bo wiedza czasem pomaga.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cebula?, ze niby wiesniara, tak? :D. No dziwny charakter ma. Taki zakompleksiony. Musi sie czymś stale dowartościowywać. Lepsze auto czy inne bzdety. Lubila upór i stale mamrotanie o dobrej pracy i kasie. Czerpala radosc z ciaglego wypominania czegos. Szybko sie zloscila i dużo brala do siebie. Bardzo podatna na czyjeś zdanie, opinie. Niby silna ale gdzies slaba. Potrafila powiedziec, ze wolalaby byc bita i zdradzona niz widziec moja obojetnosc. JAKA OBOJETNOSC?!.Chciałem jej pomóc, pomoc sobie. Zyc szczęśliwie

...

Czyli jeszcze nie widzisz, ile dobrego zrobiła dla Ciebie rozstaniem. Z takimi jarzynami nie da się żyć.

 

W tematy choroby nie wnikałem. Nigdy też się z tym nie pogodziłem i nie mam zamiaru pogodzić. Leki biorę, ale z bólem bo nigdy nic nie brałem. Nawet przeciwbólowych. Na służbie wytrzymywałęm w gorszych warunkach
Zamiast wnikac w chorobę, czyli przyczyne swojej obecnej sytuacji, wnikasz w temat ex - dziewczyny :bezradny: na Twoim miejscu zrobiłabym cos przeciwnego.

Myślę, że z czasem przyjdzie koledze zrozumienie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie zrozumiem, kiedy przestaną męczyć wspomnienia i pozytywne momenty. Jako, że nie ma we mnie nienawiści i jadu co w ex, to zapewne trochę to potrwa. Co do nerwicy. Jeśli nawet się z tym pogodzę i nauczę żyć to szanse na znalezienie partnerki są zerowe. Skoro dziewczyna z którą wiele się przeżyło nie potrafiła zrozumieć, za to znienawidzić, to raczej ktoś "nowy" tego nie pojmie i nie będzie chciał takiego faceta. Ludzie zaraz myślą: "świr", "wariat", "psychol" albo jak była potrafią powiedzieć: "Tobie to chyba na mózg padło"-żeby mi dowalić(choć to i tak łagodnie powiedziane, nie będę epitetów przytaczał bo aż strach :D). Póki co wiem jedno. Muszę się podleczyć i poznać sensownych ludzi. Jestem bardziej samotnikiem i zazwyczaj małomówny, ale lubię towarzystwo. Taki pardoks

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Skoro dziewczyna z którą wiele się przeżyło nie potrafiła zrozumieć, za to znienawidzić, to raczej ktoś "nowy" tego nie pojmie i nie będzie chciał takiego faceta. Ludzie zaraz myślą: "świr", "wariat", "psychol" albo jak była potrafią powiedzieć: "Tobie to chyba na mózg padło"-żeby mi dowalić(choć to i tak łagodnie powiedziane, nie będę epitetów przytaczał bo aż strach :D).

 

Przestań się dołować i rozsmakowywać w cierpieniu, za bardzo się pogrążasz.

Potrafiła podnieść rękę.(...)Dziewczyna obarczyła winą za wszystko mnie. Słowa, rękoczyny i zachowanie, którego doświadczyłem wypala mi serce.

 

Facet, proszę Cię. Chodziłeś z jakimś niezrównoważonym babochłopem, rwącym się do bicia. I jeszcze piszesz o niej "ukochana"... co za patola! Powinieneś teraz świętować uwolnienie od tortur. Może cierpisz na jakiś syndrom ofiary.

 

Moja dziewczyna była przeciwieństwiem mnie. Potrafiła powiedzieć co tylko na język przyjdzie. Ktoś, kto czyta mój post może w tym miejscu cokolwiek sobie dopowiedzieć. Na pewno to usłyszałem i przyjąłem na klate. Może mam jakiś ciotowaty charakter i nigdy nie dałem się jej sprowokować, a spokój z jakim mówiłem doprowadzał ją do szaleństwa.

 

Czyli oprócz niezrównoważenia nie grzeszyła inteligencją i mieliła ozorem?

 

 

Dziewczyna troche na poczatku przyjezdzala a pozniej stwierdzila, ze nigdy wiecej już nie przyjedzie. Nie mam do niej żalu. Mam do siebie, że choroba pozwoliła do tego doprowadzić. Nie mogę się z tym wszystkim pogodzić. Ona miala duza rodzine i zawsze pomoc. Ja słuchałem sam siebie i sam podejmowałem decyzje. Chodze, placze i nie wiem za co musze płacić taką cene.

 

Piszesz, ze nie masz do niej żalu, a jednak powinieneś być na nią wściekły. Co to za związek, który rozpadł się kiedy jedna ze stron napotkała trudności.

 

 

Straciłem godność skoro uznała mnie, że ta choroba to jakieś upośledzenie a moje dzieci "będą miały downa". Strach więcej epitetów przytaczać. Przepraszam, że tak się rozpisałem. Piszę co czuję. Chciałem to wyrzucić z siebie. Czy ten koszmar się skończy? Co jeszcze strace?

 

ja pierd... gdzie Ty poznałeś taki element, z tego co piszesz wydajesz się być inteligentny, a spotykałeś sie z taką prostaczką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bedzielepiej, "Facet, proszę Cię. Chodziłeś z jakimś niezrównoważonym babochłopem, rwącym się do bicia. I jeszcze piszesz o niej "ukochana"... co za patola! Powinieneś teraz świętować uwolnienie od tortur. Może cierpisz na jakiś syndrom ofiary." :uklon::mrgreen::mrgreen:

 

Może on lubi takie zabawy. Bdsm i cos w ten desen... :lol:8):mrgreen::mrgreen::shock::shock:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Haha, żadne bdsm :P. Nie chce zrzucać winy na nią bo to moja choroba spowodowała rzadkie przyjazdy, a sporadyczne spotkania doprowadziły do takiej sytuacji. To, że miała taki charakter..."hmmm, dajcie mi człowieka, a znajdę na niego chorobę" :D. Coś musiało powodować, że po pół roku potrafi sobie przypomnieć, że pozwoliłem kiedyś tam chodzić jej w dresach po domu, bądź, że lubie nią jak ma roztrzepane włosy, bądź bez makijażu, lub, że nie jestem zazdrosny. Potrafiła wymyślić fikcyjną znajomość z facetem i powiedzieć, że ktoś nią wspiera. Im bardziej chciałem się dowiedzieć, porozmawiać, pomóc tym bardziej chyba mnie nienawidziła. Nie jestem idealny, może za mało się interesowałem jej osobą, Może chciała abym na nią głos podnosił?, ale na psa nie krzykne, a co dopiero na kobiete. Bardzo ciężko przez internet utrzymać miłość, podziwiam żony żołnierzy. Już nawet chciałem się z Gdańska wyprowadzić i pójść do niej, coś wynajać. Jednak za dużo widziałem i słyszałem z jej strony aby podjąć taki krok.

Czyli oprócz niezrównoważenia nie grzeszyła inteligencją i mieliła ozorem?
Co do jej inteligencji. Nie wiem co powiedzieć, dziewczyna po studiach inżynierskich. Moje średnie wykształcenie potrafiła mi wypomnieć, kiepskie auto też, pracę, którą musiałem zmienić i zaczeła się nerwica od tego również .;D. A wystarczy już skarżenia :D. Wniosek jest taki, że ona chciała faceta przy sobie, ale jej zachowanie dalej nie wiem z czego wynikało, nigdy pewnie się nie dowiem. Szkoda, bo chciałem i starałem się pomóc. Nerwica pojawiła się z przeciążenia i presji. Na dodatek mam spokojny(miękki?) charakter
ja pierd... gdzie Ty poznałeś taki element

Na portalu randkowym :D. Pierwsza napisała, ale jakoś zignorowałem jej wiadomość bo coś tam mi się nie spodobało w jej rozmowie już na starcie. Nie odpuściła i pisała dalej a ja jakoś się wciągnąłem w gadke. Po jakimś czasie pojechałem do niej na spotkanie. Średnio wyszło bo całowanie i siedzenie na kolanach. Nie popieram tego typu metod na podryw?, ale skoro taka odważna...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Motocyklista, po protu sie na Tobie wyzywała bo jej nie imponowałes. Dobrze ze sie rozpadlo bo z takim startem to i tak marne widoki na przyszlosc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę edytować pierwszego posta, nie chce też dublować postów, ale chciałbym do niego dopisać końcówkę historii(choć tak naprawdę dawno temu się wszystko skonczylo). Trochę się wydarzyło. Nie chce się żalić, jednak jak wywale te myśli to jakoś mi ulży. Naiwny jestem i dałem się podejść jak dziecko. Po jakimś czasie się do mnie odezwała i zaczęła przepraszać za wszystko. Skrucha i zrozumienie sytuacji jakby nie patrzeć. Gniewać się nie potrafię i wysłuchałem wszystkiego. Dałem się wciągnać w rozmowę. Na tanie bajery nie jestem podatny, ale jak ktoś płacze i przeprasza to raczej szczerze to musi być. Ja też idealny nie jestem. Odpadłem totalnie...Postawiła znów jakieś warunki i po raz enty mnie zwyzywała od najgorszych i co złego przyjdzie na myśl to można sobie dopowiedzieć. Pracowałem z różnymi ludźmi. Trochę widziałem. Nie spotkałem się jednak z sytuacją aby kogoś spodlić, sponiewierać po czym z nawiązką przeprosić a następnie znów obedrzeć z godności i na dodatek wyprzeć się całej winy. To tak jakby napluć komuś w twarz, następnie przeprosić, wytrzeć i powiedzieć, że dzisiaj mocno deszcz leje, gdzie za chwile znów narzygać i stwierdzić, że to nie deszcz a moja osoba jest tego przyczyną. Jakoś tak:D. Niby był jakiś tajemniczy znajomy, lecz pozniej swierdzila, ze nie istnieje żaden "pocieszyciel". Twierdziła, że mnie kocha, pozniej jednak nie kocha bo ma mnie dość, po czym znów kocha i nastepnie wyzywa. Ostatecznie pozostało na tym, że wszystko co złe to ja i wina moja. Urwałem kontakt. Po takim praniu mózgu sam nie wiem co jest już prawdą i w co wierzyć. Zresztą pal licho racje. Co skłania ludzi do takiego zachowania...

jak nie paliłem, tak zacząłem popalać fajki :/

Dziękuję za uwagę i poświecony czas.

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

... Co skłania ludzi do takiego zachowania...

Brak akceptacji w dzieciństwie. Często doświadczana przemoc, skutkująca zaburzeniami osobowości (np. borderline). Unikający, lękowo-ambiwalentny styl przywiązywania się. Zinternalizowane fatalne wzorce. Przemoc (również molestowanie seksualne) w rodzinie. Brak wglądu w siebie i zrozumienia własnych potrzeb. Skopane priorytety narzucone popkulturą. Religijne indoktrynacje i wynikające z nich zaburzenia nerwicowe. Deficyty poznawcze wynikające z niedoboru potencjału intelektualnego. Nieadekwatność mechanizmów obronnych. Niechęć do zmian. Niechęć do myślenia. Niechęć do podjęcia wysiłku pracy nad sobą. Neurotyczna osobowość. Wiele innych, występujących w najrozmaitszych kombinacjach.

 

Poczytaj sobie:

http://www.psychologia-spoleczna.pl/artykuly/90-kiedy-kobieta-uczy-sie-milosci.html?showall=&limitstart=

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jak kobiecie nie imponuje opanowanie, spokój, zaradność, pozytywne nastawienie do życia, kultura osobista, sprawność ero :D itp. to ja wole być sam :D

Tej konkretnej kobiecie.

Nie przenoś doświadczeń z jedną na następne. Nic dobrego z tego przenoszenia nie będzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wiesz co, ja jednak myślę, że obnażanie tego rodzaju cech swojej byłej świadczy o dopuszczeniu do trwałej patologii w związku. To w 50% Twoja odpowiedzialność, bo przy niemożliwości konstruktywnego (dla związku) skomunikowania się, związek się rozwiązuje.

 

Inaczej mówiąc - Nie wiem, co za cebula z Twojej byłej, ale ja bym się najzwyczajniej z taką cebulą nie zadał.

Ty, jak wynika z Twojej relacji, tak.

:time:

 

dokladnie. choc teraz trudno Ci w to uwierzyc to dobrze się stało ze zwiazek się zakończył.

 

nigdy nie byłam zwolenniczką jakiejkolwiek klasycznej terapii-uwazam je wszystkie za nieskuteczne.

obojetnie w którym martwym punkcie zycia sie znajdujemy zawsze mozna wszystko zbudowac od nowa. nie siłą woli,ale siłą ktora sie rodzi gdy my zaczynamy się zmieniac i rozumieć, a to zrozumienie przeradza się w wiedzę.

to jest taka moc ,ktorej nie mozna nazwac slowami, jest energią synchronizująca się z energią wszechswiata i wowczas na naszej drodze pojawia sie to wszystko czego pragniemy, nowi znajomi. nowa praca itp.

jest to jednak proces rozlozony w czasie i nie opiera sie na sile woli.

trzeba zaczac od poskladania siebie. pierwszym krokiem moze byc pojscie do dobrego psychiatry i dobranie wlasciwych leków.

dopiero jak sie bedzie na stabilnym poziomie mozna zaczac pracowac ze sobą. zaakceptowac, zweryfikowac przekonania i korzystac z chaosu.

Poniewaz w zyciu nic nie jest pewne, nic nie jest przekreslone.

 

odnosnie zwiazkow. przemysl skad w Tobie ten pęd do angazowania sie w toksyczne zwiazki. co konkretnie jest Ci potrzebne i co moglbys przeksztalcic w inna formę wyrazu. Dla przykladu jesli potrzebujesz byc zeszmacony przez wyzsza naddana siłe to zacznij trenowac jakis wymagajacy sport- bedziesz sie spelniał, a efekt bedzie o wiele zdrowszy. Odradzam poszukiwanie ludzi ktorzy w jakis tam sposob zaspokajaja Twoje wewnetrzne potrzeby. Wszystko czego w nich poszukujesz potencjalnie nosisz w sobie i jesli bedziesz sam w sobie przytomny i pełny wowczas mozesz poszukiwac partnerki. Równorzednej partnerki. Patrz, obserwuj i mysl. Zycie potrafi byc wredne- ukochana nie musi. Ona ma Cię wspierac, tak jak Ty ją i macie wspolnie sie rozwijac, a nie niszczyc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Byc moze to dziwne pytanie bedzie i nie na miejscu, ale czy wasza depresja/nerwica objawiala sie tak, ze stres ktory odczuwaliscie musial sie na czyms "materializowac" (malo odpowiednie slowo ale innego nie znajduje) czyli np - stres lokowal sie co jakis czas gdzie indziej: chcieliscie zmieniac prace, przeprowadzac sie, rezygnowac z jakichs ofert, zmieniac zdanie co do rozwiazania problemu, jego zrodla itp itd. Czy wasz lek tez szukal irracjonalnego (?) ujscia?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Stres ostatni raz odczuwałem 10lat temu na maturze. Brzuch rozbolał i przycisnęło na tron o 9. Ani wyjść, ani liczyć zadań:D.

W kazdej innej sytuacji pojawiała sie jakas niechęć. Przy zmianie pracy cos we mnie pękło. Nie pamiętam juz objawów. Teraz walczę z pierścieniem bezpieczeństwa. Chciałbym wyjść dalej niż 200m od mieszkania...

Milion objawów tego badziewia a mi przyszło walczyć z najbardziej podłym. Na dodatek jestem zdany wyłącznie na siebie. Czasami psycholog cos doradzi. Jak wygram z tym "urazem" to chyba juz nic mnie w zyciu nie rzuci na kolana. Chyba, ze znów spotkam wariatke. Zazwyczaj Ci spokojni i opanowani trafiają na zołzy.

Jedno wiem na pewno. Nie warto przyznawać sie do choroby. Jak widac bliska osoba potrafi później to wszystko wygarnąć. Kobiety nie lubią słabych. Nawet jesli przez "chwile" nie jest się w formie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×