Skocz do zawartości
Nerwica.com

Wita Was skrajnie wyczerpana


kahaha

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry wszystkim.

 

Jestem Kasia i jestem tu nowa, choć moja nerwica wcale nowa nie jest...

Dotarłam właśnie do punktu, z którego nie widać światełka w tunelu.

Nigdy bym nie pomyślała, że się tu znajdę. Mam 26 lat. Od dziecka znerwicowana, ale nigdy do tego stopnia.

Jestem DDA, mam nerwicę, nerwicę natręctw (drapanie) i właśnie dowiedziałam się, że mój nowo poślubiony (3 miesiące) mąż (od 9 lat razem) okłamuje mnie od dłuższego czasu i wpadł w uzależnienie od narkotyków.

Przypadek beznadziejny. Wczoraj zaczęłam terapię u psychologa, dzisiaj nie wiem co dalej z moim życiem, a jutro zaczynam walkę o męża.

Potrzebuję wsparcia i pomocy, bo zwariuję.

- Kasia -

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj spotkanie z mężem. Ma się przyznać do wszystkich kłamstw i do tego, co robił. Okropnie się boję tego, co usłyszę. W tej chwili nie wyobrażam sobie dalej naszego bycia razem. Nie ufam mu już zupełnie, nie mam nawet pewności, że dziś znów nie będzie kłamał. Nie wiem jak z nim rozmawiać. Tłumaczyć jego zachowania nie powinnam, oskarżać go i osądzać też nie. Nastawiłam się tylko na wysłuchanie tego, co ma do powiedzenia. Postaram się powstrzymać od głupich komentarzy, chociaż aż kipię ze złości, żalu i smutku :( Cieżko mi z samą sobą, a jeszcze on dokłada mi zmartwień. W poniedziałek mamy wspólną terapię i może wtedy dowiem się, co robić. Chcę mu pomóc wyjść z tego gówna, w które się wpakował. Muszę dzisiaj zobaczyć w jego zachowaniu, że sam tego chce, że nie chce robić tego ze względu na mnie. Tylko dla siebie. Od 4 rano nie śpię. Cała się telepię i chce mi się wymiotować. Nie wiem jak to zniosę, ale przynajmniej chcę spróbować. Kocham go, ale zawiódł mnie tak, jak jeszcze nikt :(

Są tu pewnie osoby, które próbowały wyciągać bliskich z uzależnień. Może one coś doradzą ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tyle co i ja - 26.

Mąż jest osobą skłonną do uzależnień, bo ma dużo zakrętów życiowych i problemów z tym powiązanych. M.in. stracił rodziców w wieku 16 lat i nie miał do tej pory pomocy psychologa. Modlę się w duszy, żeby teraz ta pomoc przyniosła skutki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko wiem... To nie była amfa tylko mefedron. Zażywa od ok 1,5 miesiąca. Najpierw 2 razy w tyg, potem do 3-4 dni ciągu. Rzucał to ok 4 razy, ale za każdym razem wracał W czwartek w ubiegłym tygodniu postanowił nie brać na dobre. Brał nawet w pracy. POMOCY !!!

Widzę, że się tego wystraszył. Mówi, że chce zmiany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj !

Przede wszystkim pamiętaj, żeby w całej walce o męża myśleć też o swoim zdrowiu. Ty też cierpisz i musisz dbać o siebie, więc pomóż mu tak, jak możesz, ale nie nade wszystko i ponad siły. Jak już tu ktoś wspomniał uzależnienia nie biorą się z niczego - to jest fakt. Grunt to żeby Twój ślubny chciał podjąć terapię. Takie gadanie współuzależnionej niegdyś... Jak bym tego najpierw nie powiedziała, to bym nie była sobą.

Mam jednak nadzieję, że on będzie miał chęci i razem się podźwigniecie. Jak się przestraszył to już coś. Ale nie wierz, jeśli powie Ci, że sam sobie da radę, że sam rzuci etc. - terapia i już. Pisz jak tam sprawa dalej przebiega.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Morphine90 Przeszliśmy poważną rozmowę. Opowiedział mi dokładnie o wszystkim, o każdym razie. Wystraszył się, bo miał już lęki i psycha siadła jeszcze bardziej. W poniedziałek mamy wspólną sesję u psychologa. Obiecał, że powie mi jak pojawi się chcica. Powiedział, że chce skończyć z tym gównem, że to już mu w takim krótkim czasie niszczy życie. I chce chodzić na terapię... Co dalej - nie wiem. Mogę tylko mieć nadzieję, że nie przywali znów. Najgorsze jest to, że jest w bardzo złym stanie psychicznym. Postaram się go wspierać na tyle, żeby samej nie sfixować. Życzcie powodzenia !

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@sailorka Nie mamy. Myślę, że to i dobrze na tą chwilę. Staram się go jakoś wspierać, ale nie mogę sobie poradzić z myślą jak on mógł... Wszystko, co robił (branie w pracy, jazda samochodem, branie kiedy ja byłam w domu, po kilka razy dziennie i w ciągach). Mam przed oczami jak wciąga i nie mogę tego przeboleć. Z tyłu głowy tłucze mi się myśl, co zrobię jeśli po raz kolejny podejmie decyzję, że to będzie tym razem ten ostatni raz, kiedy weźmie. Wiem, że potrafi być silny i się zaprzeć w swojej decyzji. Ale z drugiej strony jest słaby psychicznie i wiem, że teraz łatwo go złamać. Jest przez to wszystko jakby wyprany z uczuć. Nie cieszy go już zupełnie nic. Nie ciągnie go w strone aktywności fizycznej jak zawsze. Całymi dniami tylko śpi, nie odzywa się, trzeba go ciągnąć za język, żeby cokolwiek powiedział. Modlę się, żeby dzisiejsza terapia popchnęła cokolwiek do przodu. Żeby to był chociażby maleńki kroczek do przodu... Okropnie się boję co przyniesie jutro...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Morphine90

Na tą chwilę wszystko jakoś drepta małymi kroczkami do przodu. Mam nadzieję, że już nie weźmie, ale dalej mam "schizy" jak np. gdzieś wychodzi, czy nawet długo nie wychodzi z łazienki. Staram się go kontrolować, ale tak nienachalnie. Czeka właśnie na wizytę u psychiatry i może dostanie jakieś leki, które go troszeczkę podbudują. Wypełnia codziennie kartę określającą stopień uzależnienia/ głodu i niestety w dalszym ciągu jest on wysoki. Miał 2 dni załamki i zaznaczył nawet "silna chęć zażycia ze skutkiem natychmiastowym", ale jakoś po 2 dniach minęło... Jest ciężko. Mało śpię, ale przynajmniej już trochę lepiej jem. On nadal mało ze mną rozmawia. Dalej się blokuje. Nie chcę go ciągnąć za język za każdym razem. Sam powinien dojść do tego, żeby chcieć ze mną normalnie pogadać. Zobaczymy co pokażą kolejne sesje u psychologa.

Wczoraj mnie zaskoczył, bo zaczął brać suplementy, które bierze na siłownię. Chce znów zacząć ćwiczyć. To już będzie dobry znak jak się ruszy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na siłowni powinien się trochę wyżyć, mam nadzieję, że mu to pomoże. Obojętnie jak byś go kontrolowała nigdy nie będziesz miała 100% pewności. I pamiętaj, że to czy weźmie czy nie nie będzie zależało od Ciebie, jeśli noga mu się powinie to nie będzie Twoja wina. Wiem, że to trudne do wykonania, a łatwe do napisania, ale staraj się trzymać granicę między wami i nie uzależniaj swojego samopoczucia i dobrostanu jedynie od tego jak on się czuje. Miej cokolwiek "tylko swojego" - nawet jakieś totalnie banalne hobby. Wspieraj go, pomagaj, bądź obok, ale za żadne skarby nie bierz na siebie odpowiedzialności za to, co on robi ze swoim życiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Zosia_89 Dziękuję - przyda się ;)

@Morphine90 No właśnie ten brak pewności mnie chyba najbardziej męczy. Wiem, że nie jestem w stanie tego przeskoczyć i wiem też, że to wszystko zależy tylko i wyłącznie od niego. Sprawdzam go tylko np poprzez przeszukiwanie jego rzeczy, czytanie wypełnionej karty i sprawdzanie telefonu. Nic więcej zrobić nie jestem w stanie. To wszystko i tak nic nie daje, bo nie byłby już na tyle głupi, żeby teraz (tak szybko) się znów wkopać, ale daje mi to chociażby jakąś namiastkę nadziei na lepsze jutro... Co do hobby, to mam ich chyba aż za dużo i to mnie po części ratuje, bo przynajmniej na trochę jestem w stanie oderwać się od denerwujących myśli. Staram się funkcjonować normalnie i mimo, że z boku wygląda to tak, jakby nic się nie stało i jakby wszystko znów wróciło do normy, to w środku aż mnie rozrywa... Ale wiem, że nic nie da to, że będę zła, smutna czy będę mu zrzędziła. Może ta pozorna normalność pozwoli mu prędzej uporać się z problemem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kahaha, ja też długo przeszukiwałam rzeczy mojego ojca, odnajdowałam skrytki i myślałam, że jak wyleję tę akurat wódkę to będzie lepiej. Łudziłam się, że mam na to jakiś wpływ. Nie miałam żadnego. To że poszedł na terapię było wynikiem nie moich gróźb czy płaczu tylko tego, że przestraszyło go panicznie, że ciało przestało go słuchać. I jedyne co mnie wtedy ratowało to przyjaciele, z którymi spędzałam czas, zainteresowania które po cichutku w swoim pokoju rozwijałam, kawałek życia, który miałam obok, zupełnie wolny od niego. Dobrze, że masz hobby - trzymaj się tego.

Mojemu tacie się udało i jak przeszedł odwyk i terapię nigdy już do picia nie wrócił. Z czasem sam zaczął mi spontanicznie opowiadać o czym była mowa na sesji, co się działo, powoli się otwierał, zaczął mówić co czuje co nawet przed śmiercią mojej mamy mu się nie zdarzało. Mam nadzieję, że u was też tak będzie, będę mocno trzymać kciuki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Morphine90 Mam nadzieję, że dzięki tym sesjom z psychologiem też zacznie się na mnie otwierać. Sporo o nim wiem, bo na początku związku opowiadał mi sporo o swoim życiu (o dziwo więcej niż teraz), ale nadal dużo ukrywa i chowa w sobie. Oby na terapii był w stanie o tym wszystkim powiedzieć i to poukładać. Przeżył ogromną stratę i do tej pory nie może się po tym pozbierać. Chce naprawić wszystkie relacje z najbliższymi i się zmienić. To najważniejsze. Mam tylko nadzieję, że nie skończy się jedynie na mówieniu... Bardzo bym chciała, żeby się zmienił. Żeby znów był radosny, cieszył się tym, co ma i odbudował chęć do życia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No to pochwaliłam wczoraj.... Po powrocie z pracy "się sypło". Od wizyty u psychologa przypominam mężowi, że ma zapisać się do psychiatry. Takie dostał zalecenie na pierwszej wizycie. Ze względu na to, że ma bardzo dużo oznak silnego głodu Pani psycholog zasugerowała, że być może psychiatra zleci jakiś lek, który pomoże mu "wrócić do żywych" czyli np lepiej spać, nie odczuwać bólu, nie mieć napadowych myśli o braniu, nie być agresywnym, pobudzonym itp. Przypominam mu, że ma się zapisać, bo minął już ponad tydzień. On ma dziury w głowie okropne przez mefedron. O wszystkim zapomina, do tego praca zajmuje mu głowę. Ale... mąż stwierdził, że zadzwoni jutro. Coś mi nie pasowało, bo nagle zaczął mnie zagadywać i zmieniać temat. Zapytałam dlaczego nie zadzwoni teraz ? Przecież za chwilę zabraknie miejsc i znów będzie czekał kolejny tydzień. Stwierdził, że nie będzie dzwonił, bo on nie potrzebuje psychotropów, że jest mu już lepiej, że sam widzi, że mu się poprawia nastrój i zachowanie itp... Rozje***ł mnie ! To ja się wypruwam ! Staję na uszach, żeby go zachęcać a on mówi, że nie będzie brał psychotropów ! Nie dość, że przypominam mu codziennie o wypełnianiu karty (co powinien robić sam), to jeszcze będzie się wykręcał. Mam dość normalnie. Powiedziałam mu, że już mi nie zależy, że odpuszczam sobie już to wszystko. Nie mam zamiaru ciągnąć go na siłę za rączkę wszędzie i zmuszać go swoim gadaniem. Niech robi co chce. Twierdzi, że do psychologa pójdzie, ale do psychiatry nie potrzebuje, że ja jak zwykle szukam problemu i, że nie umiem życ w zgodzie. On bardzo się stara a ja to wszystko niszczę takim zachowaniem i że za dużo od niego wymagam w zbyt krótkim czasie. Powiedziałam, że to, że jest dla mnie miły i stara się mnie ugłaskać i jakoś przemknąć bokiem całą tą sytuację niz nie da. To jest jego życie i niech z nim robi co chce. Ja się wycofuję z takiej pomocy jaką do tej pory mu oferowałam. Od teraz będę stać z boku i w nic się nie wpieprzam. I znów jestem w rozsypce.... Szlag by to trafił !!!! ;(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×