Skocz do zawartości
Nerwica.com

Moje wszystkie problemy - podsumowanie


torres

Rekomendowane odpowiedzi

Postanowiłem opisać tutaj całokształt mojego zjebania psychicznego to może ktoś będzie w stanie coś mi doradzić. Pewnie nie bo się nie da ale chuj, napiszę. Będę miał przynajmniej jakieś podsumowanie. Pozbyłem się nerwic, depresji i innych psychoz ale przez pewne sprawy nie umiem już się cieszyć życiem.

 

Nie odpowiada mi ten świat, poglądy większości ludzi i demoralizacja. Nie umiem żyć tutaj w szczęściu widząc co się dzieje. Druga sprawa to kwestia Boga i tego, że nie da się zyskać 100% pewności na to, że cały świat rzeczywiście nie jest iluzją a inni ludzie faktycznie żyją. Tak domyślnie zakładamy ale nie można być tego pewnym, a domyślnie to zakładaliśmy też, że Ziemia jest płaska i dopiero badania pokazały co innego. Tej kwestii jak i Boga nie da się zbadać.

 

Nie wiadomo co jest prawdą i jakie konsekwencje powodują różne rzeczy - zawsze są 2 strony, które twierdzą coś przeciwnego i obie mają przekonujące argumenty. Robiąc to co lubię raczej działałbym destrukcyjnie.

 

Wkurwia mnie polityka i robienie z ludzi niewolników. Możliwość inwigilacji. Sprzeczność poglądów, z czego każdego można "zmasakrować".

 

Za dużo widzę i dostrzegam wszędzie zagrożenia tam gdzie bezmyślni ludzie nie widzą nic złego ale dzięki temu mogą normalnie żyć. Przy okazji nie mam żadnego talentu i mój umysł jest stworzony raczej do umysłowej pracy, której nienawidzę.

 

Mój ojciec zawsze negował wszystko co mówiłem i krytykował mnie za wszystko. Do tej pory kłóciłem się z nim ale w końcu zacząłem rozumieć jego motywy i przestałem. Zobaczyłem, że wszyscy ludzie są tak jakby zaprogramowani i większość nie potrafi wyjść umysłem poza program a ci, którzy potrafią to z reguły ludzie raczej na marginesie życia niż na szczycie. Przez chwilę zacząłem rozumieć punkt widzenia każdej osoby i pogłębiłem tak empatię, że czułem się jakbym był w ich ciele. Przez to chwilowo starałem się nie kłócić z nikim i wtedy straciłem własne zdanie. To było okropne więc w relacjach z ludźmi wróciłem do starej postawy ale te relacje są wtedy sztuczne. Gdyby były prawdziwe to i tak nikt by mnie nie zrozumiał więc w pewnym sensie jestem tutaj sam na zawsze. W zależności od przyjętego punktu widzenia widzę ludzi tak jak ich sobie wyobrażam. Ale jaka jest prawda - tego nikt nigdy nie wie dlatego trzeba wierzyć. Ale wiara powoduje naiwność i zanik własnego zdania i tak można krążyć w kółko w nieskończoność.

 

No i tak, wszystko co lubię to coś obiektywnie złego. Lubię zajarać skuna i widzę, że inni jarają i jest w porządku. U mnie jest super dopóki ktoś nie powie, że to szkodzi, nie przedstawi swoich argumentów. Wtedy przestaję wiedzieć czy szkodzi czy nie i dobre samopoczucie, które miałem zamienia się w chujowe. Gdybym tylko o tym nie pomyślał to bym był szczęśliwy ale mój umysł przeanalizował już wszystko, każde upodobanie i pragnienie i wszystko odrzucił jako chujowe tak jak mi zresztą wszyscy zawsze mówili. Jednocześnie pozostałe sprawy ja odrzucam bo mi się nie podobają i nie będę robił nic na siłę. Muszę więc pozostać przy tym co jest ale mam świadomość, że to złe. Przez to nie mogę zrealizować mojego największego zawsze pragnienia - związku i miłości. Raz, że podobają mi się nieodpowiednie kobiety i z tym wątkiem nie da się nic zrobić (był o tym kiedyś wątek na forum i nikt nic nie wymyślił), dwa, że nie wiadomo co myśli druga osoba i to też opiera się na zaufaniu a w dzisiejszych czasach nie da się nikomu zaufać), trzy że nie będzie takiej kobiety w moim życiu z innego jeszcze powodu ale to jest pewne, że to największe pragnienie w moim życiu się nie spełni. Drugie pragnienie czyli posiadanie pasji, w której byłbym dobry też nie bo nie mam talentów. No i pozostaje wziąć się za zarobienie pieniędzy, mogę się zupełnie wyluzować i nie myśleć ale po jakimś czasie to wszystko wraca i zawsze to jest to samo. Po prostu to są nierozwiązane problemy nie do rozwiązania przez nikogo i takie zawsze wracają.

 

Żaden terapeuta nie jest w stanie mi w niczym pomóc bo pojęcie tego o czym mówię jest dla nich za trudne. Filozofowie rozumieją ale nie traktują tego poważnie, a zwykli ludzie zupełnie nie są w stanie pojąć o co mi chodzi. Jedynie ci, którzy sami mają problemy psychiczne albo coś ćpają :D

 

Jedyne rozwiązanie jakie mi przychodzi do głowy to przestać się przejmować problemami i przestać mieć nadzieję, że mogłoby być dobrze skoro takiej możliwości dla mnie nie ma. Tylko, że przy takim braku motywacji praca i zarabianie pieniędzy jest tylko męką.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No bo tak, żeby cokolwiek poznać w życiu doświadczeniami i argumentami - czy to naukowego, czy to w kwestii ludzi i przekonań, to jednak jest konieczne minimum, które trzeba założyć, żeby można było rozumować.

 

Czytujesz ostatnio jakieś książki filozoficzne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie a nie można nic zakładać nie wiedząc. Na tej podstawie musiałem podważyć każdy mój argument. Zaczęło się od tego, że analizując świat zawsze dopatrywałem się głupot i absurdów w oficjalnych wersjach. Krytykowałem poglądy religijne i polityczne bo widziałem jakie to wszystko jest głupie. Jednak własny ojciec mnie zaszczuł do tego stopnia, że zacząłem analizować swoje zachowania i upodobania a do tego doszedł zjebany gust co do płci przeciwnej i analizy skąd się wziął i chęć zmiany. Okazało się, że nie wiadomo skąd się to wzięło, nie da się tego zmienić i muszę się z tym pogodzić ale to sprzeczne z moimi poglądami więc muszę się pozbyć dawnych poglądów. Nie mogę krytykować np gejów bo oni również mają problem i to dużo gorszy. No ale racjonalne argumenty wskazują, że nie można tego tolerować ze względu na dobro ogółu społeczeństwa. W takim razie nie mogą mi się podobać dziewczyny z nadwagą bo to również szkodliwe dla społeczeństwa i modelki plus size, które to reprezentują są na równi z tymi zdemoralizowanymi lewakami. To jest sprzeczność między racjonalizmem, poglądami a upodobaniem, na które nie mam wpływu. W końcu i te dziewczyny przestały mi się podobać do tego stopnia jak kiedyś ale tęsknię za czasem kiedy tak było. Teraz mój mózg analizuje wszystko z osobna i ocenia "nie powinna mi się podobać bo..." i zawsze się coś znajdzie. Zamiast czuć zajebistość to czuję smutek a na dodatek od jakiegoś czasu nie patrzę na dziewczyny jak dawniej na całokształt tylko mózg analizuje "to tylko program w umyśle, że podobają mi się takie a nie inne dziewczyny, reaguję jak jakiś robot i co w ogóle ludziom może się podobać w wyglądzie innych ludzi". Wszystko mi się tak automatycznie rozwala. Każdy pogląd, każde upodobanie, każde pragnienie.

 

Tak, ostatnio czytałem pełno książek o tematyce religijnej, filozoficznej i psychomanipulacyjnej o fizyce kwantowej i to mi rozjebało mózg. Chyba bez odwrotu i jedynie jak siedzę z ludźmi i temat schodzi na inne tory, pijemy piwo i palimy bata to zapominam o wszystkim i jest super. Wystarczy jedna myśl żeby wszystko zniszczyć. I to rozkminianie solipsyzmu. Skoro nie mam dowodu, że nie jestem tu sam jedyną świadomością (a nikt nie ma) to nie ma sensu żyć i angażować się w cokolwiek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

leki też nie pomogą bo to jedynie rozkminy a nie realne zaburzenia.

Psychologiczne raczej nie, ale może neurologiczne.

 

Mnie kiedyś pokrzepiła książka do filozofii, ale nie taka rozjebująca wszystko, tylko zwykły podręcznik dla młodzieży. Jakoś to było delikatnie podane.

 

Skoro nie mam dowodu, że nie jestem tu sam jedyną świadomością (a nikt nie ma) to nie ma sensu żyć i angażować się w cokolwiek.

 

Na to pomaga tylko egzystencjalizm. Że robi się swoje, to co się samemu uznaje za dobre, nie oceniając czy to ma sens ani nie oczekując za to nagrody w tym czy innym życiu. Ale prawdopodobnie chyba też trzeba założyć, że się istnieje ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Neurologicznie wszystko jest w porządku. To jest jedynie kwestia myśli.

 

Nie mogę postępować nie oceniając czy coś ma sens czy nie. Takie życie jest bez sensu, żeby coś robić trzeba ocenić, że to ma sens a niestety nic go dla mnie nie ma. To, że ja istnieję to tego nie trzeba akurat zakładać bo to jedyny pewnik, który można stwierdzić i też źródło problemów, którego dobrze by było się pozbyć. Nikt jednak nie wie co będzie po śmierci i jakie konsekwencje pośmiertne będzie miało moje życie dlatego najlepiej nie żyć. Ale samobójstwo tez pewnie ma zły wpływ na życie po śmierci jeśli takie istnieje. Wniosek jest taki, że jedynym dla mnie wyjściem jest dożyć to życie do końca i liczyć na to, że po śmierci wszystko znika i się nie istnieje (co wg mnie jest tylko czystą abstrakcją bo nie ma czegoś takiego jak nic).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Żaden terapeuta nie jest w stanie mi w niczym pomóc bo pojęcie tego o czym mówię jest dla nich za trudne. Filozofowie rozumieją ale nie traktują tego poważnie, a zwykli ludzie zupełnie nie są w stanie pojąć o co mi chodzi. Jedynie ci, którzy sami mają problemy psychiczne albo coś ćpają

 

Jestem trochę filozofem z wykształcenia, trochę jestem "wrażliwa", więc z założenia Cię rozumiem ;) Kwestia solipsyzmu jest zwyczajnie nierozstrzygalna, kwestia Boga także. Możemy jedynie brać to na zdrowy rozsądek. Jakie jest rozwiązanie? Uznać, że jeśli już tu jesteś, tą kupą materii ze świadomością nie wiadomo po co i dlaczego, możesz przyjąć zasady gry. Nie rozwiążesz problemów, możesz mieć depresję przez całe życie, ale nie rozwiążesz problemów filozoficznych. Ale możesz wybrać, że będziesz się cieszył. Ja dokładnie rozumiem, co przeżywasz, bo raz na jakiś czas nie mogę zasnąć pół nocy myśląc o tym, że życie najzwyczajniej w świecie nie ma sensu jakby tego nie ugryźć. Ale ostatecznie stwierdzam, że nie mogę nic na to poradzić. Jeśli będę się nad tym zastanawiać, to zwiększę tylko ilość cierpienia we wszechświecie ;)

 

PS. Naprawdę wiele osób Cię rozumie, po prostu nie obracasz się w takich kręgach. Może to Ci pomoże, nie jesteś samotny. Choćby Leibniz pytał "Dlaczego istnieje raczej coś niż nic?" ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mogę przyjąć zasady gry gdybym wiedział na 100%, że inni to też świadomi ludzie a nie tylko mądre mózgi i ciała wykonujące ich polecenia ale niemające świadomości. A tego się nie da rozstrzygnąć czy świadomość jest tylko jedna, czy jest w każdym ciele (czy są też ludzie bez duszy i świadomości), czy kiedy umrę to znikam na zawsze, czy może mam swoją karmę albo losowo wcielam się w wiewiórkę? To wszystko jest za bardzo skomplikowane i raczej ciężko wymyślić coś pozytywnego na ten temat. Wygląda na to, że na zawsze będę już taki wyprany z uczuć. Depresja to nie jest ale raczej brak emocji a z tych pozytywnych jedynie spełnianie hedonistycznych zachcianek. Chyba właśnie oduczyłem się kochać na zawsze :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To może zabrzmi brutalnie, ale wydaje mi się, że trochę sobie wmawiasz to, że nie możesz wrócić (czy tam przestawić się) do stanu szczęścia i spokoju. Możesz, to jest tylko i wyłącznie Twój wybór. Może być trudny, ale to Twój wybór. Mam takie pytanie, czemu bycie nieszczęśliwym do końca życia jest według Ciebie lepszym wyborem niż epikurejskie szczęście?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale nie wiem o tym czyli to nie ja się oszukuję tylko wierzę komuś w kłamstwo. Kiedy już rozkminię i jestem świadomy nieświadomości to nie umiem się oszukać po to żeby mi się żyło lepiej. Musiałbym znać prawdę a to niemożliwe :( A tam gdzie znam prawdę to powinienem się dostosować do tego co powinienem robić ale tego nie zrobię bo się nie da.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres, tak nawiasem mówiąc nie wiem za bardzo gdzie tutaj widzisz samooszukiwanie się. Dostrzegasz coś w świecie, a mianowicie to, że niektóre sprawy są dla Ciebie nierozstrzygalne. Możesz teraz wybrać, czy mimo pewnej niepewności, którą wszyscy mamy będziesz szczęśliwy czy nieszczęśliwy. Człowiek, który po stracie pracy dalej się uśmiecha i idzie naprzód nie okłamuje siebie, po prostu postanawia żyć dalej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mogę wybrać bo musiałbym wiedzieć jak jest żeby być szczęśliwym. Poza tym moim jedynym pragnieniem zawsze była miłość, szczęśliwy związek i założenie rodziny a to niemożliwe. Po co mam więc żyć skoro to czego chcę nie ma szans się spełnić a nic innego mnie nie zadowala?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres, Nie obraź się, ale ja na twoim miejscu to bym sobie teraz odpowiedziała na takie pytania:

 

-czy mam jakieś zaburzenie? czy mój sposób patrzenia na świat jest dla mnie dobry?

-czy dopuszczam do głowy myśl, że może mi się poprawić, czy tez z góry założę sobie, że nie?

- czy podejmę wysiłek konieczny do zmiany np. psychoterapię?

- czy moja negatywna ocena psychoterapii jest oparta na rzetelnej wiedzy?

 

Nie wiem, co tobie jest, ale widzę, że się męczysz :( Piszesz tu na forum, że niczego nie można być pewnym, ale z drugiej strony wydajesz sie bardzo pewnym siebie w niektórych kwestiach

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

torres, jeśli już zdecydowałeś, że nie będziesz być szczęśliwy, bo zwyczajnie nie możesz, to dlaczego w ogóle prosisz ludzi o pomoc? Nie pytam, bo się obraziłam. Po prostu warto sobie uświadomić, że Ty nie chcesz być w takim stanie, chcesz coś zmienić. Więc nie wmawiaj sobie, że to niemożliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z mojego punktu widzenia to jest niemożliwe ale skoro założyłem taki temat to dlatego, że nie wiem wszystkiego i może ktoś napisze coś co mi pomoże.

 

Vitalia,

 

-czy mam jakieś zaburzenie? czy mój sposób patrzenia na świat jest dla mnie dobry?

 

Nie sądzę żeby to było zaburzenie. Sposób patrzenia na świat nie jest dla mnie dobry ale nie umiem inaczej patrzeć bo musiałbym mieć dowody, a te nie istnieją.Widocznie to jakaś wada genetyczna, że muszę mieć dowód ale tak już niestety jest.

 

-czy dopuszczam do głowy myśl, że może mi się poprawić, czy tez z góry założę sobie, że nie?

 

Tego nie wiem.

 

- czy podejmę wysiłek konieczny do zmiany np. psychoterapię?

 

Cały czas podejmuję taki wysiłek, a psychoterapię hmm... musiałbym pójść do kogoś dobrego bo póki co nie trafiłem na takiego terapeutę i nie wierzę już, że trafię a kasy też nie mam w nieskończoność.

- czy moja negatywna ocena psychoterapii jest oparta na rzetelnej wiedzy?

 

Na doświadczeniu swoim i ludzi, z którymi rozmawiałem. Wiem, że są dobrzy terapeuci ale ja takich nie znam i wiem, że wiele problemów można rozwiązać ale nie te moje.

 

Nie wiem, co tobie jest, ale widzę, że się męczysz :( Piszesz tu na forum, że niczego nie można być pewnym, ale z drugiej strony wydajesz sie bardzo pewnym siebie w niektórych kwestiach

 

Jestem pewien niektórych poglądów bo widzę błędy w myśleniu np socjalistów lub ludzi wierzących w jakąś religię. Jestem w stanie to obalać i nawet ośmieszać i mieszać z błotem różne poglądy (nie ludzi tylko poglądy). Jestem pewien właśnie dlatego, że rozumiem ten fakt, że pewność jakiegoś systemu albo religii to zaślepienie umysłowe i powoduje absurdy w myśleniu. Dlatego z czystym sumieniem mogę być za wolnym rynkiem (właśnie dlatego, że jest naturalny i nikt nim nie steruje) i przeciwko religiom (bo to jest oparte na manipulacji). Poza tym nie mogę mieć żadnego gustu i żadnych poglądów niestety i to mnie boli. Własne upodobania chyba już na stałe przepadły.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×