Skocz do zawartości
Nerwica.com

Boję się, że zostanę sama i nie widzę sensu w dalszym życiu


Adekwatna

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem odkąd choruję, ale w zimie zdiagnozowano u mnie depresję, nie wytrzymałam już ze sobą, więc poszłam do lekarza. Wiele razy chciałam się zabić, już stałam na balkonie, ale nie potrafiłam. Z dnia na dzień jest coraz gorzej, najpierw przestałam sobie dawać rady z obowiązkami, opuszczałam szkołę, ale teraz już nic nie potrafię zrobić, ciągle tylko płaczę. W dodatku wróciła anoreksja i znów nic nie jem, boję się potwornie. Myślałam, że wyprowadzka z domu na stancję mi pomoże, że zniknie stres i będzie więcej czasu, to polepszą się wyniki w nauce, ale to nic nie dało. Chwilę było lepiej, ale potem zaczęło się pogarszać z dnia na dzień. Dzisiaj ledwo wstaję z łóżka, jestem tu sama, nie mam z kim porozmawiać o tym jak się czuję, nawet przez telefon. Wszyscy się ode mnie odwrócili. Były chłopak, który był dla mnie najbliższą osobą zaraz po rodzicach, nie chciał mi pomóc, chociaż prosiłam. Ja byłam przy nim w każdym momencie aż do chwili w której mnie zdradził. Po tym poszło już z górki.

Czuję, że z tego już nie ma wyjścia, wszyscy postrzegają mnie jako wesołą i wyluzowaną dziewczynę, a tak naprawdę siedzę sama, płaczę jak tylko zostanę sama i zarywam noce. Nie wiem po co mam żyć. Nikt nie chciał mi pomóc, prócz mamy i kilku znajomych, ale po czasie znajomi zrezygnowali. Nie chcę tym dalej zadręczać mamy, ona jest słaba, choruje na kręgosłup, ma na głowie jeszcze nieuregulowaną sprawę domu i nie potrafiłabym być dla niej kolejnym problemem. Gdyby nie ona i tata pewnie już dawno zakończyła bym to wszystko, bo i tak nikt by przez to specjalnie nie ucierpiał. Tylko oni mnie kochają, gdybym popełniła samobójstwo oni pewnie zrobili by oboje to samo, nie chcę żeby cierpieli. Boję się myśleć co będzie kiedy umrą, wtedy zostanę całkiem sama, już nikogo nie będzie obok. Boję się choćby skończyć szkołę, mam tam osoby które sprawiają, że się uśmiecham, ale one nie wystarczą. Z każdym kolejnym rokiem jest coraz gorzej. Nie chcę żyć, nie chcę cierpieć dłużej, do tego martwię się o rodziców, że coś im się stanie, że niedługo umrą. Tym bardziej kiedy wyjadę na studia, kiedyś nigdy bym nie pomyślała, że będą dla mnie najbliższymi osobami, bo często się kłóciliśmy. Szczególnie z mamą, a teraz widzę jak bardzo jej na mnie zależy, bardzo się zmieniła kiedy usłyszała od lekarza, że jestem chora. Jednak ja nie widzę żadnej nadziei dla mnie, od ludzi odgrodziłam się murem, zresztą chyba to jest w jakiś sposób bezpieczne, bo kiedy kogoś obcego prosiłam o pomoc to olewał to i zaraz urywał kontakt. Bardzo chciałabym być zdrowa, cofnąć czas albo zrobić cokolwiek żeby przestać się tak czuć, ale życie ucieka mi przez palce i wiem, że z nikim się nie zwiążę, bo nikt nie wytrzyma z moimi nastrojami. Tym bardziej nikt obcy bezinteresownie nie wyciągnie do mnie ręki, na pewno nie będzie stawał na rzęsach tak jak ja to kiedyś robiłam aby pomóc innym.

Boję się bardzo, mam dopiero 17 lat, na jesieni będzie 18, a ja nie mam żadnych perspektyw, boję się zmian, nie mam siły na to żeby żyć dalej. Od 5 miesięcy biorę leki, ale one nic nie dają, chodzę też na psychoterapię, dobrze jest się wygadać komuś ale to nie to samo co osobie z którą faktycznie ma się jakąś więź emocjonalną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Adekwatna, może pomyśl o terapii intensywniejszej np. dziennej. Zrób przerwę w szkole jeśli trzeba będzie. Bez zdrowia czy to ciała czy duszy daleko człowiek nie zajedzie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie mam pojęcia czy istnieje w moim mieście taka możliwość... Dodatkowo teraz znowu moim rodzicom przyszła ''faza'', pod tytułem ''moje dziecko jest geniuszem'', bo nauczyciele im o mnie nagadali jaka to ja nie jestem mądra. Ale sobie nie radzę, to są odosobnione przypadki i to, że mam dobrą pamięć i uważam raczej na lekcjach. Nie uczę się poza tym w ogóle. Dla nich ani dla psychologów nie ma podstaw żeby robić jakiekolwiek przerwy w szkole mimo tego, że kompletnie sobie nie radzę. Jak tylko wejdę do swojego pokoju to płaczę i nie potrafię nic z tym zrobić. Ostatnio nawet w szkole zaczynam mieć takie napady i coraz trudniej jest mi to ukryć przed ludźmi. Nie wiem czy jakiekolwiek leki cokolwiek tu pomogą, bo przecież nie można nimi zmienić sytuacji... No i tego, że ja nie wierzę już w nic. I są tylko dwie osoby które potrafią sprawić, że się szczerze uśmiechnę tylko z jedną za rok pewnie nie będę już mieć kontaktu a mama jak już wspominałam też kiedyś umrze. Nie potrafię sobie wyobrazić dalszego życia bez którejkolwiek z nich. Widzę tylko pustkę. To najbardziej boli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w tym najgorszym stanie trudno nawet wyobrazić sobie, że coś pozytywnego zdarzy Ci się w życiu, życzę, żeby się zdarzyło; z lekami to tak jest, że trudno stwierdzić w jakim stopniu pomagają, może bez nich byłoby gorzej, a może dopiero zaczną działać (niektóre działają później); dobrze, że masz te dwie osoby, o których piszesz

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Racja Orf. Akurat razem z mamą zastanawiamy się nad zmianą psychiatry, albo leków, tylko ja mam już za każdym razem mniej wiary, że mogło by jeszcze być w porządku. Mam te dwie osoby, ale najbardziej paraliżuje mnie strach, że one kiedyś znikną z mojego życia, a ja już nie znajdę takich, ponieważ coraz trudniej zawierać mi tak głębokie znajomości. Wręcz nie mam już zupełnie tej umiejętności. Szukanie znajomych na ''imprezy'' czy spotkania przy kawusi nie sprawia mi problemu. Ale Ci ludzie zwykle nic nie rozumieją. Lub nie tyle nie rozumieją, co gardzą i nie mają zielonego pojęcia o tym co się ze mną dzieje. Nie mogę im wtedy niczego powiedzieć.

A za rok, stracę jedną z tych dwóch osób, ponieważ jest nauczycielem. Bez żadnych ''przepytywanek'' co jest u mnie nie w porządku potrafił wydrzeć mnie z niejednego dołka, to pożyczając książkę albo motywując mnie do nauki. Gdyby nie on, to już pewnie by mnie nie było, bo relacje z mamą miałam kiepskie. Te dwa miesiące wakacji mnie przerażają, bo nie będę miała nikogo kto mnie zainspiruje, wskrzesi jakiekolwiek chęci do pracy. Po maturze nie wyobrażam sobie życia, ponieważ jest dla mnie jak mentor, jakby ojciec który zawsze siedział za granicą i właściwie dziś nie zna mnie wcale. Boję się, że już nie znajdę takiej osoby. Bo to właśnie on odkrył, że coś potrafię, że jestem do czegoś przeznaczona. Na studiach nie będę miała mamy obok ani kontaktu z nim. Więc zostanę właściwie sama, bardzo mnie to przeraża. Samotność z daleka od domu dodatkowo mnie dobija... Nie widzę przed sobą żadnych perspektyw po liceum... Nie chcę by cokolwiek się zmieniało... Chciałabym, żeby było tak jak jest dzisiaj zawsze, ale wiem, że to niemożliwe... To jest chyba mój gwóźdź do trumny który za każdym razem wywołuje u mnie łzy, panikę i uniemożliwia jakiekoliwiek działanie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×