Skocz do zawartości
Nerwica.com

ERGOFOBIA -lęk przed pracą


ruda-grazyna

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem obserwatorką tego forum od jakiegoś czasu i przyznam że pomaga mi to,poza swoimi problemami ogólnie kręci mnie psychologia.

Moim zdaniem mam sporo problemów natury psychicznej,ale jeden jest ostatnio nie do zniesienia:praca. Jestem nieśmiałą osobą,w grupie ludzi kompletnie się nie odnajduję. Najlepiej mi w swoim własnym towarzystwie lub bliskich mi osób. Mam kilku fajnych znajomych,ale nie za wielu,bo po prostu przed większością ludzi czuję blokadę i nie przed każdym się otworzę lub swobodnie poczuję.

Gdy mam iść do pracy,to budzę się z nerw o wiele wcześniej,nie mogę jeść,mam prawie łzy w oczach. Z niecierpliwością czekam,aż będę mogła wrócić do domu i słuchać muzyki lub coś poczytać. W pracy prawie z nikim nie gadam,śpiewam sobie piosenki w głowie lub wymyślam,co napiszę w swojej książce. Ciągle boję się,że ktoś mi coś złego powie,że nie poradzę sobie,wejdę w konflikt z przełożonymi,zapomnę o czymś istotnym...Chociaż uważam się za osobą inteligentną,tak w pracy nie potrafię ogarnąć o co chodzi i jestem taka roztargniona. Jak ktoś mi delikatnie zwróci uwagę,to mam już łzy w oczach i nie potrafię bronić swego. W myślach ciągle planuję,aby wziąść najszybciej jak się da L4 i siedzieć sobie spokojnie w domu. Z jednej strony fajnie jest mieć zajęcie i swoją kasę,ale z drugiej w domu mogłam sobie spokojnie siedzieć i nie słuchać innych ludzi. Tym bardziej,że jest to praca fizyczna,która mnie nie rozwinie i tylko mnie denerwuje. Nie rozumiem ludzi,którzy daliby się zabić za tak beznadziejną robotę,ja przyjmuję wszystko lajtowo-co ma być,to będzie,na co się spinać z wyrobieniem normy,skoro i tak nie dostanie się więcej kasy? Albo po co wymyśla się jakieś beznadziejne zasady,pewnie to pomysł buraków obsadzonych na kierowniczych stanowiskach,a ludzie ich słuchają i czują się odpowiedzialni jakby byli co najmniej lekarzami.

Nie chcę nawet myśleć,co by było gdybym nie dostała tej pracy po znajomości,a wśród obcych,którzy by mnie poniżali i musiałabym wyrobić jakąś normę. Chyba wyszłabym stamtąd z płaczem. Nie wiem już,co robić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj na forum ruda.

 

Na pewno nie możesz dać się poniżać, to jest niedopuszczalne! Jesteś przecież wartościową osobą.

 

Też się boję pracy i codziennie jak wstaje ze świadomością, że muszę tam iść to nie mam ochoty i dostaje lęku. Trafiłem jednak na bardzo sympatycznych i tolerancyjnych ludzi. Tak jest łatwiej. Może Tobie też się uda? Znajdziesz lepszą pracę i osoby, z którymi będziesz się czuła dobrze. Według mnie nie warto siedzieć w domu, bo izolacja jeszcze bardziej pogłębi Twoje problemy.

 

Pozdrawiam :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej ;)

Na razie nie miałam z nikim spięcia,tylko dziś już jedna osoba dała mi do zrozumienia to i tamto,ale w grzeczny sposób. Ale to i tak mnie zdenerwowało,a co będzie potem? A ja boję się odezwać,bronić swego,bo z góry wiem że ten ktoś mi dogada albo ja się rozpłaczę. Wiem,ze ta praca jest przejściowa,ale u mnie nie ma lepszych ofert i dopóki nie zrobię uprawnień w swoim zawodzie,to pozostaje mi albo taka praca fizyczna,albo siedzenie w domu. A kontakt z ludźmi w taki sposób jest dla mnie koszmarem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam wszystkich serdecznie. Mam na imię Karolina, mam 24 lata i chciałabym opisać swoją przypadłość, ponieważ nie mogę już tego dłużej dusić w sobie. Potrzebuję jakiejś rady, pomocy. Post jest dość długi, ale będę bardzo wdzięczna osobom, które dotrwają do końca i udzielą mi jakiejś rady.

 

Mój problem to ogromny strach przed pójściem do pracy mimo tego, że o niczym bardziej nie marzę. Już jako dziecko nie mogłam doczekać się chwili, kiedy stanę się dorosła, samodzielna, będę mogła rozwijać się i zarabiać dobre pieniądze. Pierwsza możliwość pojawiła w wakacje po szkole średniej. Koleżanka zaproponowała mi wyjazd na miesiąc do Holandii, a ja oczywiście z euforią się zgodziłam, bo to było spełnienie moich marzeń : samodzielność i własne pieniądze. No i pojechałam, ale...na miejscu wpadłam w panikę i zaczęłam mieć myśli typu : że po co to wszystko, że nie dam rady, że przecież zrobię z siebie idiotkę. Poza tym towarzyszyła mi straszna tęsknota za domem, rodzicami, dosłownie po 2 dniach mojego pobytu tam. Z tego wszystkiego zaczęłam symulować chorobę, płakać, że boli mnie brzuch, łykałam nawet tabletki przeciwbólowe, a tak naprawdę nic mi nie było. Marzyłam tylko o tym, żeby wrócić i tak zrobiłam. Nawet nie spędziłam jednego dnia w pracy, nie spróbowałam. Przez całą drogę powrotną chciało mi się wyć, że nie dałam rady i jestem taka słaba. Już nawet nie wspomnę o tym ile pieniędzy przeznaczyłam na ten wyjazd...

 

Później poszłam na studia. Wszystkie moje koleżanki pracowały, szukały różnych zleceń, chodziły na zajęcia dodatkowe, a ja nie. Bo się bałam. Bardzo im zazdrościłam, że nabywają doświadczenia, ale wmawiałam sobie, że jeszcze mam czas na pracę, że może lepiej korzystać z ostatnich lat beztroski. Nie powiem, studia były ciężkie, bardzo dużo czasu spędziłam na nauce, chciałam mieć najlepsze wyniki i to mi się udało. Ale co z tego ? Dzisiaj jestem magistrem bez perspektyw. Moje koleżanki uczyły się troszkę gorzej ode mnie, ale ze to znalazły świetne prace i dobrze sobie radzą. A ja ? Ja nawet nie szukam, a jestem rok po studiach.

 

Mam mały epizod za sobą, jeśli chodzi o aktywność zawodową. Na ostatnim roku studiów pracowałam jako kelnerka. Samo podjęcie tej decyzji kosztowało mnie wiele nerwów i płaczu, że na pewno się nie zdecyduję, że jestem nikim, że sobie nie poradzę, że jestem za głupia i za brzydka na tę pracę. Ale po kilku dniach ostatecznie się zgodziłam, tylko dlatego, że mój pracodawca (moja dobra znajoma) sam do mnie zadzwonił. Oczywiście odbyło się bez wysyłania CV, czy rozmów kwalifikacyjnych, wiadomo. Bo gdyby to było konieczne, to na pewno bym się nie zdecydowała. Początki były bardzo trudne, nie radziłam sobie zbyt dobrze, ale dano mi szansę. Jak się później okazało, słusznie, bo zaczęłam sobie bardzo dobrze radzić. Z czasem nawet dostałam podwyżkę i premię, ale niestety...zaczęłam czuć jakiś dyskomfort, nie czułam się dobrze. Nagle poczułam jakąś presję, że muszę być najlepsza, chociaż nikt tego ode mnie nie oczekiwał. Nawet małe potknięcia sprawiały, że się załamywałam. No i zrezygnowałam, a mój pracodawca i współpracownicy naprawdę nad tym ubolewali. Oczywiście i tę decyzję zaczęłam sobie głupio tłumaczyć, żeby mieć czyste sumienie : przecież nie będę kelnerką po studiach, przecież nie chcę tego robić do końca życia, chcę się rozwijać, iść do przodu. Tłumaczyłam to sobie to też w ten sposób, że chociaż będę miała motywację do znalezienia nowej pracy, ale nic z tego...

 

Od trzech miesięcy siedzę w domu. Owszem, przeglądam ogłoszenia o pracę codziennie, ale o wysłaniu CV nie ma mowy. Nawet przed chwilą miałam taką sytuację, że trafiłam na bardzo ciekawe ogłoszenie. Wiem, że miałabym sporą szansę na tę pracę. Ogłoszenie to znalazłam miesiąc temu, ale wysłanie CV odkładałam w czasie tak długo, jak tylko mogłam, aż w końcu dzisiaj sobie powiedziałam : muszę to zrobić, mam na to jeszcze tylko 2 dni, z racji tego, że rekrutacja dobiega końca. Z zapałem siadłam do komputera, weszłam na stronę internetową za pośrednictwem której mogę złożyć aplikację i co ? Nic. Nie wysłałam. Bo wpadłam w panikę. Zaczęłam płakać, wyrywać sobie włosy i bić pięścią w ścianę, że nie dam rady tego zrobić. Lęk jest zbyt duży. Strach przed tym, że zadzwonią, że będę musiała pójść na rozmowę, że się skompromituję i na pewno nie dostanę tej pracy. A jak dostanę ? To jeszcze gorzej ! Nowi ludzie, obowiązki, to straszne ! I sami widzicie... :( Bez przerwy tylko wszystkich okłamuję, że szukam, ale bezskutecznie. Jest mi tak wstyd przed rodziną i znajomymi, że czasami mam ochotę się zabić, serio.

 

Niektórzy z Was mogą pomyśleć, że to zwykłe lenistwo. Ale tak naprawdę nie jest. Ja MARZĘ o tym, żeby mieć zajęty dzień od rana do nocy, mieć dużo obowiązków, pracować, rozwijać się, wyjść do ludzi. W poprzedniej pracy często spędzałam po 11 godzin po kilka dni pod rząd i wtedy czułam się taka spełniona i usatysfakcjonowana, bo naprawdę nie lubię marnować czasu. Poza tym strasznie przygnębia mnie to, że nie jestem w stanie pomóc finansowo rodzicom, którzy radzą sobie coraz gorzej. Pociesza mnie jedynie fakt, że mam troszkę oszczędności więc nie muszę prosić się od nich o pieniądze na nową bluzkę czy kosmetyk. Ale pieniądze się skończą, a poziom mojego załamania wzroście o 100%. Dobija mnie też to, że oni zawsze tak we mnie wierzyli, byli dumni z tego, że studiuję i dobrze sobie radzę i bardzo mi źle, że ich zawiodłam.

 

Powiedzcie mi proszę, jak ja mam sobie z tym poradzić ? Pewnie większość napisze : przełam się, zaryzykuj i owszem, to jest jakaś myśl, wiem to z autopsji, że czasami warto zaryzykować, ale nie potrafię przełamać lęku. A nie chcę tak dalej żyć. To nie jest życie, tylko gnicie w łóżku od rana do nocy i popadanie w coraz większą depresję. A lata lecą... :(

 

Bardzo dziękuję tym, którzy wytrwali do końca i będę bardzo wdzięczna za jakiekolwiek wskazówki. Pozdrawiam Was serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość pysiunia

Framboisee, Niskie poczucie własnej wartości, brak wiary w siebie, ucieczka przed tym, co dla Ciebie byłoby szansą - to wszystko skąd się bierze.

 

A jakie miałaś dzieciństwo ? Jaki masz kontakt z rodzicami i rodzeństwem ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kika7, dziękuję za odpowiedź. Dzieciństwo wspominam bardzo dobrze. Nigdy niczego mi nie brakowało, a nawet miałam więcej niż moi rówieśnicy. Nigdy mi niczego nie brakowało. Wychowałam się w normalnym domu, gdzie nie było nadużywania alkoholu, przemocy i awantur. Relacje z rodziną mam bardzo dobre. Można powiedzieć, że jestem oczkiem w głowie rodziców (najmłodsze dziecko). Czasami mam wrażenie, że mój problem częściowo bierze się stąd, że nigdy niczego ode mnie nie wymagali, zero obowiązków, wszystko podane na tacy. Tylko moja mama bardzo naciskała na to, żebym się dobrze uczyła i mimo wielkich starań, według niej zawsze mogłam więcej i lepiej. Odpuściła dopiero, jak poszłam na studia. Ja i moi bracia zostaliśmy wychowani dokładnie tak samo, a mimo to oni nie mają takich problemów jak ja. Mogę śmiało powiedzieć, że w ich życiu było więcej porażek niż jakichkolwiek sukcesów, a mimo to są bardzo pewni siebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość pysiunia

Framboisee, Więc dzieciństwo nie ma wpływu na Twoje teraźniejsze problemy.

 

Nie wiem skąd może się brać u Ciebie niskie poczucie własnej wartości i brak wiary w siebie oraz lęki.

Może tłumisz jakieś negatywne uczucia ? Może żyjesz w ciągłym stresie ? Długotrwałe napięcie nerwowe może zamienić się w lęk, by znaleźć ujście na zewnątrz.

 

Czy odreagowujesz jakoś stres ? Chodzisz na basen, jeździsz na rowerze, itp. ?

 

Jestem w trakcie psychoterapii długoterminowej i zaczynam dostrzegać zależność między negatywnymi emocjami, wyparciem tych emocji do wnętrza /brak odreagowania ich/ oraz długotrwałym stresem a lękiem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Framboisee nadopiekuńczość (oczko w głowie) też ma swoje złe strony - w dzieciństwie czułaś się bezpiecznie, beztrosko bo miałaś nad sobą rodziców, którzy Cię chronili przed światem, ale Ty w tym dzieciństwie tkwisz nadal - próba stania się dorosłym (niebezpieczeństwa, odpowiedzialność i wszystko to co się z tym wiąże) wywołuje u Ciebie lęk. Prawdopodobnie wymagania (zawsze możesz więcej...czyli tak naprawdę jesteś słaba, jesteś do niczego, zawiodłaś mnie...itd.) twojej matki również wpłynęły na twoje życie i zachowanie. Niestety, narzucone schematy myślowe w dzieciństwie gdzieś się zawsze kodują w głowie i odzywają się w najmniej odpowiednim momencie. Przełamanie lęku to podstawa do pozbycia się tych wszystkich schematów, które w sobie nosisz. Oczywiście to nie będzie łatwe, ale do tego dochodzi się małymi krokami. Psychoterapia powinna pomóc.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kika7, nie wiem czy to ma znaczenie, ale dodam, że ta niska samoocena nie pojawiła się nagle, a towarzyszy mi od zawsze. Już jako dziecko byłam bardzo zakompleksiona. Często płakałam bo nie podobałam się sobie i nie lubiłam tego, jaka jestem. Byłam chorobliwie nieśmiała i zamknięta w sobie. Mając 4 lata zaczęłam obgryzać paznokcie i trwa to do dzisiaj. Już w podstawówce pojawiły się u mnie myśli samobójcze, a w wieku 12 lat nałykałam się tabletek (do tej pory nikt o tym nie wie). Zastanawiam się skąd to się bierze ? Dlaczego ?

 

J-23, na pewno jest wiele prawdy w tym co piszesz. W dzieciństwie czułaś się bezpiecznie, beztrosko bo miałaś nad sobą rodziców, którzy Cię chronili przed światem, ale Ty w tym dzieciństwie tkwisz nadal - próba stania się dorosłym (niebezpieczeństwa, odpowiedzialność i wszystko to co się z tym wiąże) wywołuje u Ciebie lęk. - nie raz doszłam do podobnych wniosków, ale z drugiej strony ja bardzo chcę, wręcz potrzebuję oderwać pępowinę, bo wiem, że dzięki temu nabrałabym dużej pewności siebie, a takie życie pod skrzydłami rodziców już mnie męczy. Ale za bardzo boję się zaryzykować, boję się porażek i bycia ocenianą przez innych. Mam wrażenie, że tak będzie od zawsze :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość pysiunia

Framboisee, psychoterapia powinna pomóc znaleźć podłoże Twoich dolegliwości.

 

 

Idź do lekarza rodzinnego, poproś o skierowanie na psychoterapię, znajdź dobrego psychoterapeutę, zanieś do przychodni w której pracuje i czekaj w kolejce.

Chyba, że wolisz chodzić prywatnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Framboisee, Ja cierpię na mniej więcej zbliżony lęk co Ty, czy bardziej ich zestaw. W chwili obecnej co prawda pracuje( ale też dostałem ją po znajomości, bez składnia cv itd) ale przez wiele lat siedziałem w domu i nawet wysłanie cv było dla mnie problemem, a jak udało się wysłać to miałem nadzieję że nikt nie odpiszę, oddzwoni, takich rzeczy jak dzwonienie czy roznoszenie cv po firmach to nawet nie praktykowałem. Podobnie jak Ty też trudno uznać mnie za typowego lenia, jak już pracuję nie znoszę np przestojów, opierdalania, praca po kilkanaście godzin dziennie też mi nie straszna no ale szukanie pracy, lęk przed nią, lęk że sę w niej nie poradzę, zostanę wyśmiany itd powoduje że de facto unikam pracy.

 

Też miałem udane dzieciństwo, dobrych rodziców( matka zdecydowanie nadopiekuńcza) nikt mnie w rodzinie nie poniżał, prześladował a mimo to od zawsze mam bardzo niską samoocenę.

 

Później poszłam na studia. Wszystkie moje koleżanki pracowały, szukały różnych zleceń, chodziły na zajęcia dodatkowe, a ja nie.
Też się opierniczałem na studiach, a nie były to wymagające studia jak Twoje( chyba) a dziś poniekąd płace za to choć minęło już prawie 10 lat. I tylko w pracy fizycznej mam jakiekolwiek doświadczenie i chyba do innej się już nie nadaję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam niestety gorzej. Moje zycie zawodowe to glownie praca na czarno i pare epizodow oficjalnych. Ostatnia robota jaka mialem skonczyla sie jakies 2 lata temu. Od tamtej pory zazely sie dziać ze mną dziwne rzeczy, ale o tym możesz przeczytać w moim przywitaniu. Po samobójczym epizodzie postanowilem sobie ,ze spróbuje jeszcze raz się dźwignąć, tak więc stworzyłem sobie plan działania. Plan jest bardzo dobry, ale jak to w życiu bywa plany ciężko wdrożyć.

Dziś miałem iść na rozmowę, nie czułem jakichś lęków większych czy, że sobie nie poradzę, jako że robota jest prosta, niestety kiedy prawie dotarłem do celu miałem nawrót psychozy. Ulice zaczęły mi się przestawiać tworząc jakiś labirynt, z którego nie mogłem wyjść. Fo tego znowu znowu nawiedził mnie demon, który śmiał się i powtarzał :Nie zdążysz, nie dasz rady, czekają tam na ciebie, będą cię odciągać od twojego planu itp. No i oczywiście uciekłem. Jak wszystko wróciło do normy poczułem się jak szmata. No ,ale cóż, będe próbował dalej, bo sobie obiecałem, że cokolwiek by się nie działo wytrzymam chociaż rok.

Co do wysyłania CV i przeglądania ofert u mnie działa niestety prokrastynacja. Po prostu wbija mi się myślenie, że jak poczekam to znajde coś lepszego itp. Wpienie mnie to wszystko ,zwłaszcza ,że rodzina myśli ,że od jutra zaczynam pracę zarobkową, a wiem ,że jak powiem prawdę to będzie masakra. Dzisiaj w nocy i jutro z rana porozsyłam jeszcze Cv, a jutro będę błąkał się po mieście przez 8 godzin. Mam nadzieję że tylko 1 dzień.

A Ciebie oczywiście pozdrawiam i życzę powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlosbueno, a próbowałeś to zmienić ? Jakaś terapia, cokolwiek ? Ciekawa jestem, czy w ogóle jest jakaś szansa, żeby uwolnić się od tego lęku.

 

mentalvaccine mniej więcej Cię rozumiem. Wiele miałam takich sytuacji kiedy postanowiłam, że gdzieś pójdę (fryzjer, lekarz, urząd i inne) a wiałam sprzed samych drzwi, więc wiem jak podle musiałeś się czuć :( Super, że chcesz coś z tym zrobić, nie poddajesz się i próbujesz dalej. Chyba nic innego nam nie zostaje, jak upadać i się podnosić, bo najgorzej jest potknąć się i nie próbować wstać :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuję za informacje. Niebawem udam się do lekarza po skierowanie. Kika7, orientujesz się może jak jest z psychoterapią na NFZ ? Czy możliwe jest odbywanie spotkań regularnie raz w tygodniu, czy za każdym razem trzeba czekać na swoją kolej i wtedy spotkania mogą odbywać się nieregularnie ?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przyznam całego nie czytalem. Ale ostatnio gdzieś czytałem, że właśnie takie "oczka w głowie" czyli dzieci które maja lepszy kontakt emocjonalny z rodzicami, można powiedziec że są rozpieszczane, moge właśnie miec z takimi rzeczami trudności, tak wiec w tym można doszukwiać sie przyczyn. Tak w mojej skromnej opini ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Prakseda, tak, raczej mnie wspierali i byli przy mnie, kiedy tego potrzebowałam. Chociaż pamiętam sytuacje, kiedy celowo dawałam im znaki, że coś się ze mną dzieje (zawsze wstydziłam się mówić wprost o swoich problemach), moja mama potrafiła skwitować to słowami "oj wymyślasz, wyrośniesz z tego, przesadzasz, itp." czasami to moje marudzenie ją nawet wkurzało i miewałam poczucie, że jestem z tym wszystkim sama. Wiem, że gdybym powiedziała wprost, co mi dolega, że potrzebuję pomocy, to bym ją otrzymała, ale wolałam cierpieć w samotności, wstydziłam się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gość pysiunia
Bardzo dziękuję za informacje. Niebawem udam się do lekarza po skierowanie. Kika7, orientujesz się może jak jest z psychoterapią na NFZ ? Czy możliwe jest odbywanie spotkań regularnie raz w tygodniu, czy za każdym razem trzeba czekać na swoją kolej i wtedy spotkania mogą odbywać się nieregularnie ?

 

Jestem zorientowana, jak jest z psychoterapią na NFZ, bo na taką chodzę od 9-ciu miesięcy.

Po zaniesieniu skierowania do przychodni, w której pracuje certyfikowany psychoterapeuta, którego wybrałam, czekałam prawie rok.

Ale naprawdę warto.

 

Są to regularne spotkania, raz w tygodniu, trwają 45 minut.

 

Jestem pewna, że pod okiem specjalisty "rozwikłasz" swoje problemy, zrozumiesz ich źródło i wyjdziesz na prostą :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

carlosbueno, a próbowałeś to zmienić ? Jakaś terapia, cokolwiek ? Ciekawa jestem, czy w ogóle jest jakaś szansa, żeby uwolnić się od tego lęku.
Nie bardzo, a psychiatra to mi powiedział, że muszę znaleźć pracę to m się poprawi. Owszem może się nieco poprawiło , ale też bez rewelacji i teraz jest ryzyko że będę tkwił w tej pracy bardzo długo bo nie chcę mi się, boję znaleźć innej mimo że ta za ciekawa nie jest zwłaszcza pod względem płacowym i rozwojowym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hey...Może to źle, że tutaj odrazu piszę bez przywitania ale dotknął mnie ten temat bo aktualnie mam ogromny problem jak Ty droga autorko tego tematu i Wy wszyscy którzy tu piszecie... U mnie sytuacja jest tak jakby rozwinięciem problemów i dochodzę do wniosku że problemy z psychiką nabyte za czasów dzieciaka przez "chorych" rodziców piętrzą się przez całe życie i każdego dnia odkrywamy nowe problemy...

Wracając do tematu...Moja sytuacja wygląda tak, że w 2010r. leczyłem się lekami (SSRI) oraz psychoterapią behawioralno poznawczą przez 3 miesiące...Wtedy problemem były wystąpienia publiczne, lęk przed wyrażaniem siebie a ogniskiem zapalnym były studia właśnie... Wydawać by się mogło, że poprawiło się, ale nic z tych rzeczy... W zeszłym roku wkońcu udało mi się podjąć decyzję o wyprowadzeniu się od rodziców i zaczęciu pracy. Udało się szybko znaleźć nawet w zawodzie...Okej wszystko niby wporządku, ale gdy tylko poczułem, że teraz wszystko ode mnie zależy zaczęły się typowe problemy jakie tutaj opisujecie...więc długo nie czekając odwiedziłem po 3 latach od zakończenia terapii psychiatrę i od nowa zacząłem brać SSRI...Ugasiło wszystkie problemy...Nagle praca stała się moją pasją, ludzie w pracy a konkretniej kobiety (co jeszcze bardziej było fajne bo i z tym mam problemy) można by rzec szalały za mną ohy i ahy od szefa itp... Niestety po jakiś 7miesiącach okazało się że firma to wyzyskiwacz i bez szans na lepszą przyszłość...zatem w grudniu zeszłego roku zacząłem poszukiwania nowej pracy...i w tym samym momencie skończyłem przyjmowanie leków po 5 miesiącach regularnego brania.... Początek tego okresu nic nie zapowiedał, że przeżyje najgorsze załamanie w życiu...Bywałem na kilku rozmowach, ciągle się przedłużało...w pracy byłem coraz mniej aktywny..wymagania wobec mnie zaczęły mnie przerastać, koleżanki w pracy nawet zaczęły dostrzegać, że jestem innym facetem niż tym którego znały... Z każdym dniem było coraz gorzej do tego stopnia że nie spałem w nocy bądź budziłem się o 2.00 i nie mogłem zasnąć... Zaczęły mnie dopadać typowe objawy depresji...zero wyjść na dwór, unikanie znajomych, totalne zamknięcie się w sobie... Co ciekawe wciąż wysyłałem CV i chodziłem na rozmowy i po kolejnych porażkach było jeszcze gorzej... Nagle niespodziewanie pod koniec kwietnia zawodowo wszystko przewróciło się do góry nogami...Równocześnie dostałem 3 propozycje pracy - jedną po znajomości i 2 w ogromnych firmach - korporacjach na wymarzonych stanowiskach...W związku z tym że jestem "chory" ambitnie odmówiłem pracy po znajomości chociaż była najbardziej intratna finansowo a zdecydowałem się na pracę w jednej z największych firm w swojej branży na świecie... Złożyłem wypowiedzienie w starej firmie poczułem ulgę - zdobyłem upragniony cel po blisko 5 miesiącach walki i dosłownie siedzenia po 3h dziennie na portalach pracy, miałem tydzień upragnionego urlopu zanim miałem iść do nowej pracy...Brzmi jak bajka nie?? A jednak jestem tutaj na tym forum... Dlaczego... Otóż jestem już w nowej firmie dwa tygodnie i mam poczucie beznadziejności, słabości i totalnego braku wiary... Nie wynika to z warunków pracy... Jest po prostu fenomenalnie, nawet nie przypuszczałem że takie warunki pracy, płacy, socjalu mogą być w firmie...Tutaj chodzi właśnie o to że mam ten paniczny stres, lęk, obawę... Przez całe życie bałem się ocen, opinii, jestem perefekcjonistą...który żyje w chronicznym stresie. Nawet w sobotę i niedzielę gdzie oczywiście są to dni wolne myślę i budzę się o 8 rano z lękiem że już w poniedziałek praca i narażę się na to że mnie ktoś oceni, nakrzyczy i wyrzuci... Nie prowadzę żadnej aktywności fizycznej...i podejrzewam, że to może wynikać z tego że nie mam jak tego wszystkiego wyrzucić z siebie i gromadzi się we mnie ta panika i stres... Zastanawiam się co mam dalej robić... Czy ponownie udać się do psychiatry po SSRI które nomen omen spowodowały u mnie pewne problemy ze sferą seksualną, ale potrafię to olać bo w tej chwili i tak żyję w takim poziomie stresu który nie wynika z obowiązków tylko wyłącznie z moich myśli że sfera damska nie istnieje.... Czy może lepiej udać się na jakąś terapię?? Jak tak to jaką...czy są takie z NFZ które nie będą kolidowały z czasem pracy... To wszystko mnie przeraża i jeszcze bardziej nakręca stres że ktoś w pracy to zobaczy i mnie "rozszyfruje" jak jestem słaby... Mam totalny brak optymizmu że będzie lepiej i nie dotrwam nawet do końca tego okresu próbnego... Błagam poradźcie coś i jednocześnie przepraszam Ciebie autorko że w Twoim temacie sam proszę o pomoc ale być może tego samego potrzebujesz co ja...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To duży sukces, że coś jednak znalazłeś, a ja czuję, że nawet na to mnie nie stać...

właściwie to sam nie znalazłem rodzice mi załatwili po znajomości, choć właściwie żeby dostać tą konkretną pracę żadnych nie trzeba było bo za takie niskie stawki, warunki mają tam problemy kogokolwiek znaleźć.

 

-- 08 cze 2014, 19:02 --

 

skarabeusz, Trudno mi Tobie coś poradzić na pewno nie rzucaj tej pracy skoro jest taka wspaniała. Może faktyczne warto wrócić do leków, choć u facetów mogą one powodować problemy seksualne, no ale jeśli nie masz dziewczyny i ogólnie kontaktów intymnych i tak to chyba aż tak ważne nie jest, no chyba że masz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pracuje ,ale witam w klubie :smile: Przed pracą ,to ja odkąd skończyłem szkołe spier.dalałem.Teraz pracuje po 10 h ,ale czasami mam ochotę tym pierdolnąc jak pojawiają się lęki ,deprecha w pracy.

Ostatnio mnie nachodzą myśli ,ze nie chce być j.ebanym szarym etatowcem ktory za.pierdala po 10h-8h dziennie przychodzi do żony ,wypije browara przy telweizji i pojdzie spać..lub z roboty do roboty ku.rwa co to za życie jak nie można robic tego co się lubi ,tylko jakieś gówno z powodu kasy :?

Dobija mnie mnie to :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trudno mi Tobie coś poradzić na pewno nie rzucaj tej pracy skoro jest taka wspaniała. Może faktyczne warto wrócić do leków, choć u facetów mogą one powodować problemy seksualne, no ale jeśli nie masz dziewczyny i ogólnie kontaktów intymnych i tak to chyba aż tak ważne nie jest, no chyba że masz.

Dokładnie takie problemy pojawiły mi się po odstawieniu SSRI..Ale faktycznie aktualnie nie mam prawie żadnych kontaktów z płcią przeciwną co już samo w sobie jest dla mnie uwłaczające, ale przy takim stanie presji i stersu zapewne wydaję się dla kobiet sztywny i sztuczny... Pytanie tylko czy problemy nie pogłębią się jeszcze bardziej (a mowa tu o ogólnym libido) jak za jakiś czas znowu odstawiłbym tabsy... Jednak chciałbym w życiu coś jeszcze por......obić ;)

 

Ostatnio mnie nachodzą myśli ,ze nie chce być j.ebanym szarym etatowcem ktory za.pierdala po 10h-8h dziennie przychodzi do żony ,wypije browara przy telweizji i pojdzie spać..lub z roboty do roboty ku.rwa co to za życie jak nie można robic tego co się lubi ,tylko jakieś gówno z powodu kasy :?

Dobija mnie mnie to :(

 

A nie przeraża Ciebie fakt że przy założeniu że masz coś swojego wszystko jest na Twojej głowie...że upierdliwy ZUS będzie tylko czyhał i trzeba będzie się kłócić z babami w okienku, że skarbówka będzie liczyć każdą złotówkę żeby tylko udowodnić Ci że jesteś kanciarz... Podziwiam bo etat jak słaby nawet to zawsze jest to szansa rzucić w cholere i gnić...a firma to jednak najpierw koszty a później tylko więszke jak się zamknie a rynku na własne działalności w PL nie ma póki co według mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×