Skocz do zawartości
Nerwica.com

Sam nie wiem co mi jest...


Gość lordJim

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!

 

Sam nie wiem co mi dokładnie jest. Od jakiegoś czasu dzieją się ze mną dziwne rzeczy. Postaram się je wypunktować:

 

1. Dość często odczuwam bóle brzucha i ból w okolicach krocza. Zauważyłem nasilenie tych bóli w sytuacjach stresowych i w momentach, gdy długo przebywam w odosobnieniu np. uczę się do sesji...

2. Od dłuższego czasu bardzo stresuję się każdym kolokwium, czy egzaminem. Ciągle myślę o uczelni i studiach. Boję się, że coś zawalę, a jednocześnie przejmuję się każdą "czwórką plus".

3. Zupełnie nie mogę się niczym zainteresować. Moje dawne pasje jakoś mnie już nie pociągają. Z trudem przychodzi mi mobilizacja do czegokolwiek.

4. Nie bardzo widzę sens w życiu. Po części moje przygnębienie spowodowane jest wymienionymi wyżej objawami. Cały czas jestem smutny, miewam myśli samobójcze. Dużo myślę o śmierci.

5. Często bez powodu czuję się bardzo zmęczony. Nie raz zdażyło mi się przysnąć na zajęciach.

6. Po prawie czterech latach przerwy znów zacząłem palić.

7. Czuję, że tracę moją wiarę.

8. Izoluję się od innych ludzi. Straciłem zaiteresowanie poważniejszymi związkami.

 

W najbliższym czasie mam zamiar spotkać się z psychologiem lub psychiatrą (sam nie wiem do którego iść najpierw). Nie wiem tylko czy sam sobie nie "wymyśliłem" całego problemu. Z drugiej strony z trudem przychodzi mi normalne funkcjonowanie. Miałem szereg nieprzyjemnych sytuacji w przeszłości (przerwane studia, dziewczyna, dość bolesna choroba, konflikty w domu) wydawało mi się, że jakoś sobie z tym wszystkim radzę...

Pamiętam, że podobne objawy - tylko o znacznie mniejszym nasileniu - towarzyszą mi od 3-4 lat. Nie bardzo wiem co powinienem zrobić. Wizyta u psychologa to już postanowione, ale nie wiem co dalej... Czy mówić o tym rodzicom, znajomym. Cały czas czuję się niepełnowartościowy z powodu moich problemów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Fajnie, że postanowiłeś iść do psychologa, tam dowiesz się co dalej robić. Nie wiem na ile wyrozumiałych masz rodziców i znajomych, na początku pewnie będzie trudno, ale potem pójdzie z górki. O mojej chorobie wie rodzina i znajomi. Reakcje były różne, ale teraz wszystko jest w normie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za odpowiedź. Cóż jeśli chodzi o reakcję znajomych i rodziny to u mnie też może być różnie. Na razie trochę "ściemniam" rodzicom - mówię, żeby się nie martwili i że będzie ok.

 

Jestem już po wizycie u psychiatry i podobno mam depresję... Na ewentualną terapię zdecyduję się chyba dopiero po wakacjach. Na razie dosłałem tabletki - Seronil 20 mg. Zobaczymy po tygodniu jak się będę czuł.

 

Swoją droga to trochę przykre, że jakiś związek chemiczny (a raczej jego niedobór) w tak dużym stopniu determinuje to kim jesteśmy. Podobnie wzorce wyniesione z domu, wychowanie itp. Mylałem, że mam większą kontrolę nad swoim życiem. Rozczarowałem się.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lordJim witaj! no niestety tak to bywa. a czemu chcesz odlozyc terapie na po wakacjach? moim zdaniem powinienes isc jak najszybciej, bo nawet przy lekach moga sie zdarzyc gorsze chwile.

 

co do lekow, nie wiem jak to jest z seronilem, ale wiem, ze wiekszosc antydepresantow zaczyna dzialac dopiero po 2 czy 3 tyg., wiec moze byc roznie.

 

moim zdaniem nie zwlekaj z terapia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czemu po wakacjach? Cóż, chciałbym wrócić do domu i trochę odpocząć. W Krakowie tylko studiuję, a gdybym chciał zostać na wakacje to pewnie musiałbym pracować - a raczej nie jestem teraz w stanie... Pani doktor powiedziała mi po za tym, że możliwe, że wystarczy tylko kuracja farmakologiczna, bo cytuje "jakoś sobie radzę". Zobaczę jak będzie działać lek. I tak nie uda mi się załapać na terapię w czerwcu, więc na razie i tak niewiele mogę zrobić. Poczekamy, zobaczymy.

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Również pozdrawiam :)

 

Rozmawiałem wczoraj z moim bardzo dobrym kumplem - powiedziałem mu, że mam depresję i że zacząłem brać leki. Trochę rozczarowałem się jego reakcją. Owszem nie zbagatelizował tego co powiedziałem, wypytał się dokładnie co się dzieje, próbował mi jakoś pomóc. I właśnie to mnie trochę zmartwiło. Powiedział bowiem, że on też ma takie stany i że to normalne, tylko ja się za bardzo tym przejmuje i teraz jeszcze niepotrzebnie tracę czas na szukanie przeczyn tego wszystkiego. Oczywiście wiem, że nie ma racji - bo wiem lepiej od niego jak się czuję itp. Tylko zastanowiło mnie czy faktycznie przypadkiem sam nie traktuję tego za poważnie, czy teraz nie będę "szukał wymówek" w mojej depresji... Rozwiązaniem wydaje mi się akceptacja tego wszystkiego co się dzieje i próba życia z "tymi wszystkimi myślami". Tylko tak trochę żal tych chwil, które tracę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witaj na forum lordJim.

 

niepotrzebnie tracę czas na szukanie przeczyn tego wszystkiego.

 

Niepotrzebnie? Gdyby tak było, to żyłbyś sobie zdrowo i kolorowa - tak ja Twój kumpel, który też niby tak ma, ale się tym nie przejmuje. Zastanawiam się kogo usiłujesz przekonać, że wszystko ok? Siebie czy resztę świata?

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam!

 

Nikogo nie chcę do niczego przekonywać. Sam wiem, że nie jest dobrze i potrzebna mi pomoc. Tylko chodzi o to, że z rozmów z moimi znajomymi wynika, że oni raczej nie rozumieją co się ze mną dzieje. Druga sprawa, nie chcę żeby ktokolwiek jakoś się nademną litował, wystarczy, że sam się nad sobą użalam :) Uwierz mi na prawdę chciałbym żyć bez tych wszystkich dołów, poczucia bezsensu i samopotępiania, bez strachu i ciągłego uczucia jakbym miał zaraz zwymiotować. Ale mam problem z akceptacją swojej 'przypadłości', nie chcę sam podpinać sobie etykietki 'kogoś gorszego'. Nie chcę wmawiać sobie, że jest gorzej niż jest w rzeczywistości. Właściwie trudno mi opisać to co myślę... Odkąd pamiętam było ze mną różnie, ale dopiero od niedawna wszystko się nasiliło. Trudno mi w jednej chwili spojrzeć na to w kategoriach choroby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słoneczko, nie możesz oczekiwać od innych, tzw. "zdrowych", że zrozumieją, co się dzieje. Skąd oni mogą to wiedzieć? Nie doświadczają tych problemów.

 

mam problem z akceptacją swojej 'przypadłości', nie chcę sam podpinać sobie etykietki 'kogoś gorszego'. Nie chcę wmawiać sobie, że jest gorzej niż jest w rzeczywistości.

 

Rozumie, że masz problem z akceptacją tego co się dzieje, choćby dlatego, że i dla Ciebie jest to "nowość". Czujesz się zagrożony, ale w żadnym przypadku nie jesteś gorszy od kogokolwiek - nawet "zdrowych"! Takie myślenie jest błędem, ponieważ prowadzi do udawania przed sobą, że wszystko jest ok. To oznacza, że choroba wygrywa. To bzdura, że ludzie z zaburzeniami psychicznymi są gorsi. Niby dlaczego?

A jak nie jesteś pewien co to jest, to poradź się specjalisty.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedz.

 

Ze specjalistą już rozmawiałem - diagnoza: depresja. Czy jestem gorszy? Sam nie wiem. Spotykałem się z różnymi zdaniami na temat ludzi chorych na depresję - trudno się nie sugerować... Z resztą może całkiem niedawno różnież zbyt ostro oceniałem ludzi z problemami. Przyznaję, że funkcjonuje u mnie trochę zafałszowany obraz człowieka tzn. bardziej cenię ludzi silnych, inteligentnych i radzących sobie z życiem. Cóż, tak też 'świat' patrzy i wartościuje ludzi, takie osoby po prostu zwykle wydają się niezwykłe i atrakcyjne. Wiem, że to nie w porządku. O ile w stosunku do innych dość łatwo mi być wyrozumiałym, gorzej jest gdy próbuję myśleć o sobie - wtedy jestem bardzo surowy.

 

Przynaję ciężko mi teraz znaleźć jakąś wartość w tym co się dzieje. Przewartościowało się wszystko na czym chciałem budować moje życie. Dosłownie wszystko. To co czuję, niezbyt orginalnie, nazwę pustką. Nie wiem jak mam żyć, co dalej robić, o co warto walczyć. Byłem (jestem?) osobą wierzącą, ale jakoś teraz nie widzę w tym sensu. Czuję 'nieznośną lekkość bytu', tak jakby nic nie miało znaczenia. Nie będę się rozpisywał, bo wiem, że to nic 'wyjątkowego' u osób z depresją. Po za tym wiem, że to nieprawda, ale nie mogę myśleć inaczej.

 

Co do udawania to masz rację. Sam za długo na siłe chciałem udawać, że wszystko jest w porządku. Tyle czasu i okazji straciłem. Wiem, że wszystko jest do nadrobienia, ale wiem też że nie będzie to proste.

 

Jeszcze raz dzięki!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lordJim jeśli chcesz sie wybrac na terapie poszukaj w swoim mieście moze jest oddział dzienny na który mógłbyś chodzić na terapię? ale żeby się tam dostać trzeba sie wcześniej zarejestrować, więc lepiej zrob to juz teraz to moze cię przyjmą akurat na sierpien albo wrzesien?

 

 

Mylałem, że mam większą kontrolę nad swoim życiem. Rozczarowałem się.

Rozczarowałem? Powiedziałeś, że Twoj kumpel przyznał że też ma takie stany. Ale kto ma większa kontrolę nad sobą, ten który zdaje sobie z nich sprawę i szuka pomocy czy ten który je przyjmuje jako rzecz normalną i czeka az choroba sie rozwinie?? Myślę, że jesteś rozsądny i bardzo dobrze, że poszedłeś po pomoc.

Co do leków, czasem trzeba wielu popróbować zanim się trafi na odpowiedni. A jeśli zaczną pomagać to nie myśl, że jest to jak APAP, łyk i po bólu. Bo z tego co widzę Twoje problemy biora sie nie tylko z chemii ale i z myśli. Polecam terapię!! Z całego serca polecam ;)

Pozdrawiam!!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na początku dziękuję wszystkim za odzew!

Nie jesteś gorszy, jesteś jedyny w swoim rodzaju, wyjątkowy, pamiętaj o tym

Pamiętam, tylko czasami ta wyjątkowość męczy :smile: Postaram się nabrac trochę dystansu do samego siebie.

stawiasz sobie zbyt wiele celów na smym początku drogi [bo poznanie diagnozy jest takim początkiem niewątpliwie]. Skup się przede wszystkim na tym, by zaakceptować fakt swojej choroby. Łatwe? Niem nie łatwe.

Faktycznie niełatwe :? Zawsze trudno mi było zaakceptować jakąś swoja słabość. Ale masz chyba rację zbyt dużo chcę osiągnąc 'na starcie', bo chciałbym jak najszybciej zacząć normalnie funkcjonować - zwłaszcza, że jest sesja.

I nie kieruj się tm, co inni mają do powiedzenia na temat depresji, jeżeli nie są albo:

a) psychiatrą lub psychologiem

b)chorym na depresję.

Postaram się. Zawsze byłem podatny na opinie i wpływy. Czas w takim razie to zmienić. Zwłaszcza, że czeka mnie jeszcze rozmowa z rodzicami. Nie chcę tego załatwiać prze telefon, dlatego poczekam jeszcze tydzień zanim się z nimi zobaczę.

lordJim jeśli chcesz sie wybrac na terapie poszukaj w swoim mieście moze jest oddział dzienny na który mógłbyś chodzić na terapię? ale żeby się tam dostać trzeba sie wcześniej zarejestrować, więc lepiej zrob to juz teraz to moze cię przyjmą akurat na sierpien albo wrzesien?

Dziękuję za radę. Mam zamiar zapiasać się już teraz na jakiś termin powakacyjny. W moim mieście nie ma sensu zaczynać terapi, bo mógłbym na nią uczęszczać tylko dwa-trzy miesiące. A to chyba za mało.

Myślę, że jesteś rozsądny i bardzo dobrze, że poszedłeś po pomoc.

Też tak uważam :smile: Żałuję tylko, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Może wiele spraw w moim życiu wyglądało by teraz inaczej. Coż, jak mówią, lepiej późno niż wcale.

Bo z tego co widzę Twoje problemy biora sie nie tylko z chemii ale i z myśli. Polecam terapię!!

Też to zauważyłem. Miałem kilka bardzo nieprzyjemnych przeżyć w przeszłości - kiedyś może o tym napiszę - myślę, że miały one duży wpływ na to kim teraz jestem. Terapia to w moim wypadku bardzo dobry pomysł, na początku nie chciałem się z tym zgodzić, ale teraz faktycznie nie widzę innego wyjścia.

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za radę. Byłem dziś w dziekanacie - powiedzieli, że mogę złożyć podanie, ale będzie rozpatrzone dopiero w poniedziałek. Tylko sam nie wiem czy się zdecyduje. Już jest u mnie połowa sesji. Zostały mi jeszcze tylko dwa egzaminy (najcięższe). Może jakoś mi się uda z nimi uporać.

 

Zrobiłem jeszcze dziś jedną głupią rzecz: zadzwoniłem do rodziców i powiedziałem o wizycie u psychiatry i o tym, że mam depresję. Nie pytajcie nawet jak to przyjeli... Z resztą spodziewałem się takiej reakcji. Powiedzieli, że mam się uczyć i nie wmawiać sobie niczego, bo przecież nie mam depresji. A przekładanie sesji to bardzo zły pomysł. I że będę miał kłopoty w życiu jak się przyznam na uczelni, że choruje. Nie wiem nawet czy mi wierzą... Rozmowa trwała może 15 minut, ale czułem, że wcale nie chcą ze mną rozmawiać. Czasemi mam wrażenie, że jestem ich synem tylko wtedy gdy mi się wszystko udaje w życiu. Żałuję, że im powiedziałem.

 

W ogóle czuję się teraz jakbym sobie sam wymyślił moją chorobę. Wiem, że to nie prawda, bo pamiętam jak się czułem. Ale mimo to mam wrażenie, że to wszystko moja wina.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej!

 

Dzięki za diagnozę :D

 

Nie sądziłem, że to wszystko będzie takie trudne. Dla mnie też to jest nowa sytuacja - chciałbym zachować się jak najlepiej potrafię. A nie bardzo wiem co mam teraz robić. Spróbuję żyć normalnie i leczyć się - w sumie to samo powiedziałem rodzicom. Trudno pozbyć mi się pretencji do nich. I nie chodzi mi bynajmniej o dzisiejszą rozmowę - choć może też. Właściwie to zupełnie odrębny temat, nie chcę go tutaj poruszać.

 

Wiesz, nie jestem pewien czy to było mądre z mojej strony dzwonić do nich. Nigdy nie umiałem się z nimi dogadać, zawsze mówili mi, że mam urojone problemy i że jestem przewrażliwiony. Dziś w sumie powiedzieli, że się martwią itp. - ale w moją depresję nie uwierzą. Źle się czuję z tym, że 'obarczyłem' ich moimi problemami, że jestem dla kogoś kłopotem.

 

Do egzaminów może faktycznie spróbuję podejść, najwyżej czeka mnie wrzesień. W sumie i tak mam na drugiej uczelni już coś na po wakacjach.

 

Pozdrawiam!

 

PS. bardzo ładne wyrażenie 'ciężar gatunkowy', dawno go nie słyszałem :smile:

PPS. Powodzenia na egaminie!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja również witam kolegę :smile:

 

Nie zwracaj uwagi na to, co ludzie myślą o twoich stanach czy twoim leczeniu, bo wydaje mi się, że masz do tego właściwe podejście i jesteś na dobrej drodze.

 

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lordJim,że się wtrącę.Nie wolno ci podchodzić w ten sposób,że sprawiłeś kłopot rodzicom.Rodzice od tego są,żeby wspomagać swoje dzieci w kłopotach.Jestem długoletnią mamą-wiem co mówię.

Trudno,potraktowali cię "z buta"(sory),to sam bierz się za siebie.Może jak emocje ostygną,rodzice zrozumieją,że popełnili okropny błąd i spróbują go naprawić.Trzymaj się cieplutko,dasz radę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja nie miałam tyle odwagi, by przełamać wstyd i pójść w porę do lekarza, czy choćby powiedzieć o swoich objawach rodzinie i znajomym. Do ostatniej chwili tłumaczyłam sobie, że to nie depresja i że sama sobie poradzę.

Widzisz, to prawie tak samo jak ja. Gdyby nie objawy somatyczne pewnie nigdy nie podją bym leczenia. Tylko w moim przypadku nie musiałem przełamywac wstydu, raczej pokonać coś na kształt dumy, iluzji własnej siły i niezależności. Czasem na prawdę ciężko poprosić o pomoc i przyjąć ją z pokorą.

odrabiasz teraz "lekcję bycia ze sobą szczery". A nie mógłbyś być szczery wobec siebie, gdybyś nie był szczery wobec innych. Traktuj to jak przeglądanie w lustrze- poznawanie siebie. A taka introspekcja jest Ci potrzebna, bo to jest droga do wyjścia z tego g...wna.

Chyba coś w tym jest, uderzyłaś w samo setno. Najtrudniej jest mi być szczerym z samym sobą i patrzeć obiektywnie na samego siebie. Do tej pory bałem się tego, bałem się tych wszystkich myśli i rzeczy, których mogę się dowiedzieć.

Rodzice od tego są,żeby wspomagać swoje dzieci w kłopotach.

Zgadzam się z Tobą. Szkoda tylko, że nie wszyscy rodzice to dostrzegają, a nawet jeżeli o tym wiedzą to nie zawsze potrafią pomóc. Często wręcz wszystko utrudniają...

Trudno,potraktowali cię "z buta"(sory),to sam bierz się za siebie.

Nie mam innego wyjścia :smile: Rzeczywiście spróbuję jakoś 'machnąć na to ręką', bo w tej chwili szkoda mi czasu i energii na kłótnie i przekonywanie kogoś za wszelką cenę.

Może jak emocje ostygną,rodzice zrozumieją,że popełnili okropny błąd i spróbują go naprawić.

Może. Choć nie jestem tego taki pewien. Pewnie z czasem zaczną coś zauważać - dziwne, że niczego nie widzieli do tej pory - ale nie mam pewności co do tego jak będą o tym myśleć. Cóż, może muszę spojrzeć racjonalnie na całą moją sytuacje i wreszcie przyznać, że żądam od nich niemożliwego. Wtedy jakoś się z tym pogodzę.

Nie zwracaj uwagi na to, co ludzie myślą o twoich stanach czy twoim leczeniu, bo wydaje mi się, że masz do tego właściwe podejście i jesteś na dobrej drodze.

Dziękuję. Spróbuję. Tylko teraz trudno jest mi szukać jakiejkolwiek mądrości w samym sobie i nie sugerować się opiniami innych. Straciłem zaufanie do samego siebie - choć paradoksalnie momentami wiem, że postępuję słusznie :smile: Momentami. Myślę, że potrzebny jest mi jakiś autorytet, jakiś przykład, ktoś kto na nowo powie mi 'jak i po co'. (Wybaczcie nieco patetyczny ton tego ostatniego zdania; wiem, że to nie wiersz Różewicza... )

 

Pozdrawiam wszystkich!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam trójkowe audycje :smile: Trójka towarzyszy mi od dzieciństwa. Dzięki niej po raz pierwszy usłyszałem Metallice, Nirvane, Guns'n'Roses i resztę klasyki :) Szkoda tylko, że teraz się w niej sporo pozmieniało.

 

Myślę, że wolę się przerazić swoim wnętrzem niż żyć w stanie wewnętrznej dysharmonii. Gdy się chce coś naprawić najpierw trzeba zobaczyć co jest nie tak.

 

Nad terapią grupową poważnie się zastanawiam. Zacznę może od indywidualnej i poradzę się psychologa, czy w moim wypadku to dobry pomysł. Tak czy inaczej myślę, że na pewno będzie to cenne doświadczenie. I trudne, bo jestem dość wrażliwy na cierpienie innych. Raz w życiu byłem w hospicjum jako wolontariusz. Do teraz czuję smutek tego miejsca i pamiętam ludzi, z którymi rozmawiałem...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

lordJim tak, terapia grupowa jest ciezkim przezyciem. ja jak poszlam na swoja to po pierwszej sesji zastanawialam sie co tam wlasciwie robie? wszyscy mieli strasznie ciezkie przezycia, a ja? boje sie tylko, ze zemdleje czy ze zrobi mi sie niedobrze.

 

powiem tak. dla mnie byla to najlepsza rzecz jaka mi sie zdarzyla. wiele sie o sobie nauczylam i ogolnie rzecz biorac stwierdzilam, ze kazdy powinien przejsc cos takiego (nawet ten bez zaburzen).

 

dodatkowo poznalam mnostwo cudownych osob, ktorym moglam powiedziec na prawde wszystko. az szkoda bylo to wszystko konczyc...

 

na poczatku zawsze sa konsultacje z psychologiem, a potem decyzja odnosnie rodzaju terapii.

 

Raz w życiu byłem w hospicjum jako wolontariusz. Do teraz czuję smutek tego miejsca i pamiętam ludzi, z którymi rozmawiałem...

 

podziwiam, ja bym w zyciu tam nie poszla, silnie przezywam rozne rzeczy, tak jak np. zwiedzanie obozu koncentracyjnego. byly to dla mnie tak silne emocje, niemal jak atak paniki, nogi jak z waty, nudnosci i zawroty glowy (wtedy jeszcze sie nie przejmowalam, uznalam, ze tak poprostu przezywam).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wszyscy mieli strasznie ciezkie przezycia, a ja?

No właśnie, mam to samo, bo na szczęście na razie nie jest ze mną bardzo źle. Ale abstrahując od tego postaram się na terapię zapisać.

podziwiam, ja bym w zyciu tam nie poszla, silnie przezywam rozne rzeczy, tak jak np. zwiedzanie obozu koncentracyjnego.

To było dawno temu (prawie 3 lata), a drugi raz już nie poszedłem... Teraz myślę, że też bym nie dał rady. Czasem w autobusie przyglądam się ludziom, widzę ich smutne twarze, zmęczony wzrok, zniszczone ubrania - poszlaki "trudnego życia" i to już wystarcza żeby mnie porządnie zdołować.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czasem w autobusie przyglądam się ludziom, widzę ich smutne twarze, zmęczony wzrok, zniszczone ubrania - poszlaki "trudnego życia" i to już wystarcza żeby mnie porządnie zdołować.

 

a nie powinienes sobie pomyslec w ten sposob, ze ty wcale nie musisz taki byc? ze nie chceszzeby w przyszlosci ktos tak na ciebie patrzyl? pomysl sobie, jestesmlody, masz mnostwo rzeczy do zrobienia i do zobaczenia. wydobrzejesz i ruszysz podbijac swiat! :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że potrzebny jest mi jakiś autorytet, jakiś przykład, ktoś kto na nowo powie mi 'jak i po co'. (Wybaczcie nieco patetyczny ton tego ostatniego zdania; wiem, że to nie wiersz Różewicza... )

Uwielbiam Różewicza i bynajmniej nie uważam, żeby był patetyczny. Chociaż z drugiej strony fajnie, że teraz wojny nie ma, są jakieś perspektywy. Teraz te wszystkie końce świata dzieją się w nas (no to teraz Miłoszem pojechałam).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a nie powinienes sobie pomyslec w ten sposob, ze ty wcale nie musisz taki byc?

Nie chodzi o to, ze boję się, że sam taki się stane. Przyznam szczerze, że nawet o tym nie pomyślałem. Bardziej przejmuję się losem tych ludzi, tym, że mają 'nieciekawie' w życiu i nie mogą jakoś wyrwać się z błędnego kołą swoich problemów itp. Właściwie mógłbym długo opisywać co sobie myślę w takich chwilach, ale wydaje mi się, że sens mniejwięcej już przekazałem.

wydobrzejesz i ruszysz podbijac swiat!

Dobry pomysł :D W sumię już nie myślę o podboju świata. Wystarczy mi zwyczajne, ale szczęśliwe życie - takie z rodziną, przyjaciółmi, pracą dającą satysfakcję. I zdrowie by się jeszcze przydało, zwłaszcza psychiczne :smile:

Uwielbiam Różewicza i bynajmniej nie uważam, żeby był patetyczny.

Oj, ja też uwielbiam Różewicza - to chyba mój ulubiony poeta. Źle się wyraziłem, chodziło mi o to, że w moim wykonaniu takie zdania mogą brzmieć patetycznie, o to że udarzam w jakąś zbyt podniosłą nutę zamiast napisać po prostu, że potrzeby mi przyjaciel i dobry psycholog. Różewicza bardzo cenię i bardzo do mnie przemawia, niestety najczęściej go czytam właśnie w chwilach największego przygnębienia...

 

PS. kiedyś też byłem (można powiedzieć) fanem Evanescence. Zwłaszcza utworów z przed albumu Fallen. Do teraz słucham od czasu do czasu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×