Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nic do stracenia (Walka z fobią społeczną, nerwicą, depresją


Gość monooso

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,

Przenoszę się tutaj z forum dotyczącego fobii społecznej bo warunki tam panujące nie pozwalają na prowadzenie takiego tematu. Będzie to mój wątek autorski, w którym zamierzam opisywać swoje zmagania z takimi ogólnymi zaburzeniami jak: fobia społeczna, nerwica, depresja. Nie utrzymuje z nikim kontaktów, nie mam się z kim tym podzielić, a nazbierało się już sporo moich obserwacji oraz przemyśleń. Będę tutaj pisał aby mieć świadomość, że ktoś to czyta i być może mnie dopinguje. Potrzebuję po prostu motywacji, udowodnienia czegoś komuś i trochę wsparcia. Jest to niezbędne. Wszystkie te choroby zostały zdiagnozowane przeze mnie samego bez jakiejkolwiek konsultacji z psychologiem bądź psychiatrą. Po prostu objawy idealnie pasują do moich reakcji i nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości. Upewniłem się w tym 100%. Uważam, że moim głównym problemem jest fobia społeczna, jej następstwem jest nerwica, a wszystko zamyka się na depresji. Pozwolę sobie, że sam będę dobierał metody jakie będę stosował. Zamierzam leczyć się samemu. Jakakolwiek wizyta u psychologa lub psychoterapeuty będzie odbierana przeze mnie jako zezwolenie na poddanie się, a wizyta u psychiatry jako całkowita kapitulacja. Sam muszę sobie poradzić ze swoimi ograniczającymi schematami myślowymi i nieprawidłowymi reakcjami organizmu bo inaczej będzie się to ciągnąć latami. Muszę po prostu włączyć do swojego życia działanie bo przemyśleń jest już w nim aż nadto. Uważam, że długotrwałe, konwencjonalne leczenie pomaga tylko jednostkom i ma więcej skutków ubocznych niż pozytywów. Nie zamierzam się tutaj na ten temat dalej rozwodzić. Nie będę korzystał z żadnych substancji psychoaktywnych - żadne leki od psychiatry lub narkotyki. Przechodziłem już przez taki 'etap leczenia' z substancjami psychoaktywnymi, efekty są widoczne, bardzo mi pomogły i utrwaliły się bardzo dobrze w moim systemie ale po pierwsze bardzo cierpi na tym zdrowie fizyczne jak i psychiczne. Naprawa jednych schematów powoduje inne poważne problemy. Poza tym krótko mówiąc nie stać mnie obecnie na taki rodzaj leczenia. Uważam, że zmagania na trzeźwo będą o wiele pewniejsze, trwalsze i bezpieczniejsze.

Chcę pozostać osobą anonimową i z tego powodu moje posty będą trochę cenzurowane z obawy, że ktoś kogo znam może skojarzyć to z moją realną osoba, a tego nie chcę.

Teraz może coś o mnie. Na potrzeby tego forum będę po prostu monooso, tak jak mój nick. Mam 21 lat. Objawy fobii społecznej mam odkąd pamiętam. Z wiekiem zaczęły się nasilać coraz bardziej ukazując, że moja osoba różni się trochę (a raczej bardzo) od całego otoczenia. Pierwsze objawy nerwicy zaczęły pojawiać się w gimnazjum, a jej nasilenie rosło przez całą szkołę średnią. Mam wrażenie, że jakaś forma depresji towarzyszy mi od bardzo dawna, być może całe życie. W pewnych okresach czasu przybiera ona bardzo silną postać, która objawia się kompletnym załamaniem i bardzo poważnymi myślami samobójczymi, a w innych okresach słabnie na tyle, że nie ma po niej śladu (można powiedzieć, że kompletnie zanika). Na codzień jest ona wyśrodkowana, przedstawia się w postaci kompletnego zobojętnienia, poddania, prokrastynacj, zamulenia, braku siły i energii, krótko mówiąc wegetacji, stylu życia zombie. Nie wiem czy już nie jest za późno, czy nie zwariowałem, czy nie zryłem sobie beretu do reszty od przemyśleń oraz różnych używek ale teraz nie mam kompletnie nic do stracenia. Osiągnąłem taki poziom w swoim życiu, że jest mi wszystko jedno. Kupiłem sobie nawet specjalny sznur do powieszenia się aby móc to zrobić w krytycznym momencie. Tak więc postanowiłem jeszcze raz spróbować zawalczyć o swoje życie, od tak dla zabawy, co będzie to będzie. W kolejnych wpisach przybliżę nieco skalę swoich problemów, to co chciałbym zmienić oraz jakie metody zamierzam podjąć. Pozdrawiam.

 

-- 08 kwi 2014, 16:22 --

 

Moje obserwacje dotyczące działania używek na mój organizm:

 

- Alkohol. Efekty: rozluźnienie, spokój, pobudzenie, większa pewność siebie, większa energia. Ta używka posiada wszystko co potrzebuję w mniej więcej odpowiednich proporcjach. Nie występuje tutaj roztrzęsienie co jest obecne przy innych używkach. Stan po wypiciu 1 piwa powinien być u mnie normalnym stanem na codzień. Najlepszy kandydat z przedstawionych.

 

- Mocna sypana kawa bardzo silnie na mnie działa. Czuję po niej pewność siebie, pobudzenie, zwiększoną energię ale jednocześnie rozdrażnienie i roztrzęsienie. Działa dość krótko bo około 2 godzin jak nie krócej, a później następuje bardzo odczuwalny zjazd, który jest w stanie spieprzyć mi doszczętnie humor, rozbić psychicznie i zamulić na wieleee kolejnych godzin. Minusy przewyższają plusy więc kawy nie piję już wcale, nawet sporadycznie co kiedyś owszem miało miejsce. Tak więc kawa ma to coś w pierwszej fazie działania, to coś co potrzebuję mieć na stałe.

 

- Papierosy zostały przeze mnie odstawione bezpowrotnie jakiś czas temu. Przy pierwszych zaciągnięciach na początek dnia występuje zajebiste uczucie zaspokojenia głodu nikotynowego, które trwa zazwyczaj około 20 sekund. Te uczucie występuje tym częściej i jest tym silniejsze gdy od ostatniego wypalonego papierosa minęło sporo jak na mój organizm czasu. Po paleniu czuję się gorzej niż na trzeźwo, jestem jakby roztrzęsiony fizycznie. Dalsza część palenia nie sprawia mi już tak wielkiej przyjemności, po prostu z każdym zaciągnięciem jest coraz gorzej. Zauważyłem, że papierosy również podnoszą moją pewność siebie, powodują pobudzenie i zwiększają energię ale też na dość krótki moment czasu. Robiłem jakiś czas temu takie testy, że byłem w środku miasta kompletnie zlękniony, szedłem do parku zapalić papierosa na spokojnie, wracałem spowrotem w tamto miejsce co przedtem i czułem się bardzo pewnie. Tak więc papierosy również to coś posiadają.

 

- Zieloną herbatę piję różnie, kiedy chcę. Czasem raz w tygodniu, czasem raz na dwa tygodnie. Nie pieprzę się w jakieś specjalne ceremoniały parzenia tylko przygotowuję ją jak normalną herbatę. Odmiana, która używam jest jedną z lepszych, liściasta, bez żadnych torebeczek. Efekty są BARDZO odczuwalne. Gdy pierwszy raz ją spróbowałem to aż się zdziwiłem bo myślałem, że to po prostu zwykła herbata, a okazało się, że efekty są tak samo mocno odczuwalne jak bym, np. wypił sobie piwko tylko w innym spektrum doznań. Efekty to: wielkie rozluźnienie całego organizmu, wielkie uspokojenie, relaks, zwiększona energia. Tak więc ta herbatka posiada to czego szukam trochę w odwrotnym kierunku bo ja potrzebuję pobudzenia i pewności siebie ale bez roztrzęsienia fizycznego.

 

- Inne stymulanty sypane powodują efekty podobne do kawy tylko o wiele powiększone + mógłbym do tego dodać euforię przez około pierwsze 30 minut działania używki. Zjazd jest tragiczny, o wiele gorszy niż ten po kawie, nie chcę nawet o nim pisać bo nie sposób opisać. Czy znajdę tutaj to czego szukam? Jak najbardziej tak, nawet w nadmiarze.

 

Zaznaczam, że każda z tych używek działa na mnie w owiele większym stopniu niż na przeciętną osobę. Zauważyłem, że wszystko bardzo mocno na mnie działa. Tak samo jak bardzo mocno działają na mnie słowa innych osób, tak samo jest z używkami. Jestem po prostu bardzo wrażliwy, przewrażliwiony. Jakie wnioski można wysnuć? Mój system nerwowy jest przewrażliwiony. Zauważyłem, że już przy poczuciu samych zapachów każdej z tych używek z osobna mój organizm zaczyna odczuwać pierwsze zauważalne efekty nawet bez ich zażycia.

 

-- 08 kwi 2014, 16:39 --

 

Tak więc czym jest to czego szukam? Przypuszczam, że jest to dopamina. Każda z przedstawionych używek, która została tutaj wymieniona jest za to odpowiedzialna w pewnym stopniu. Krótko mówiąc w moim organizmie brakuje dopaminy, która odpowiada za energię oraz pewność siebie. Dlaczego jej brakuje? Może jest to skutkiem takiego trybu życia jaki obecnie prowadzę? A może mam coś nie tak w głowie i jest to główna przyczyną moich dalszych problemów? Tego drugiego nigdy się nie dowiem bo nikt takich badań nie przeprowadza tylko wszystkich z takimi objawami faszerują lekami jeszcze bardziej zamulającymi u psychiatry. Wrzucają Ciebie do kosza zaburzeń o nazwie depresja lub innego zaburzenia i leczą według utartego szablonu. Żaden psychiatra na te objawy nie wypisze Ci leku, który zwiększa poziom dopaminy ze względu, iż jest to lek, który przypisuje się dla osób chorych na Alzheimera, a to jest niezgodne z jego zastosowaniem, poza tym jest dobrym narkotykiem stymulującym. Na własną rękę możesz spróbować narkotyków o takim działaniu, np. małych ilości jakichś stymulantów ale minusy przewyższają plusy. Co zamierzam zrobić aby bez żadnych dodatkowych środków zwiększyć jej poziom? Zostanie to przedstawione w moim kolejnym poście.

 

-- 10 kwi 2014, 00:21 --

 

ZAMIERZAM CODZIENNIE DODAWAĆ PRZYNAJMNIEJ 1 WPIS!

 

Mam podejrzenia, że za moje obecne problemy, których dotyczy ten temat na forum nie odpowiada tylko wychowanie i dzieciństwo ale również dieta. Jedno z drugim jest powiązane. Pochodzę z dość ubogiej rodziny, a pożywienie jakie od zawsze spożywałem było przeważnie z tej niższej półki. Poza tym moja dieta jest bardzo skromna, można powiedzieć, że wręcz anemiczna oraz mało pożywna, pewnie dlatego jestem aż taki chudy, słaby oraz bez energii. Odkąd pamiętam zawsze było coś ze mną nie tak pod tym względem. Ten stan psychofizyczny powoduje inne problemy, np. brak jakiegokolwiek działania, motywacji, ogólnie notoryczną apatię oraz wiele więcej. Można go mylić z depresją bo objawy są identyczne. Jednocześnie nie wykluczam, że objawy prawdziwej depresji (lub wielkiego doła od czasu do czasu), nakładają się u mnie na ten stan. Ciężko mi to w tym momencie jednoznacznie stwierdzić ponieważ musiałbym zmienić kompletnie swoje warunki żywieniowe i to sprawdzić co obecnie nie jest możliwe z powodu braku pieniędzy. Jak możecie się domyślać to rodzina, z którą mieszkam też nie może specjalnie dla mnie przeprowadzić takiej zmiany również z powodów finansowych.

 

Skopiowane z innej strony:

 

,,Co się dzieje, gdy w organizmie brakuje dopaminy?

Niedobór tego neuroprzekaźnika może wywoływać wiele chorób. Bark dopaminy może odpowiadać za nerwowość, uczucie lęku społecznego oraz poczucie zagrożenia.

Niedobór tego hormonu występuje u osób, które cierpią na ADHD. Podaje im się leki stymulujące wydzielanie dopaminy, które powodują paradoksalne poczucie spokoju i panowania nad emocjami.

Warto wiedzieć, iż patologiczny niedobór przyczynia się do choroby Parkinsona."

 

Wszystko się układa w jedną całość, ciekawe. :o

 

-- 10 kwi 2014, 00:27 --

 

Aha i małe sprostowanie. Wcześniej w którymś ze swoich wpisów napisałem, że:

 

,,Żaden psychiatra na te objawy nie wypisze Ci leku, który zwiększa poziom dopaminy ze względu, iż jest to lek, który przypisuje się dla osób chorych na Alzheimera, a to jest niezgodne z jego zastosowaniem, poza tym jest dobrym narkotykiem stymulującym."

 

Pomyliłem choroby. Chodziło o chorobę Parkinsona.

 

Zapomniałem również dodać, że zdrowa, pożywna, dość normalna dieta ma cholernie wielki wpływ na produkcję tego neuroprzekaźnika.

 

-- 10 kwi 2014, 00:54 --

 

Wymieniam wstępne 3 kroki, które mogę uczynić od ręki bez ponoszenia żadnych kosztów. Pozwolą mi one na podniesienie poziomu dopaminy w organizmie. Wszystkie postanowienia wchodzą w życie w momencie opublikowania tego postu.

 

- Całkowite zaprzestanie masturbacji na czas nieokreślony. Podczas zbyt częstej masturbacji wydziela się za dużo prolaktyny, która natomiast ogranicza wydzielanie dopaminy. Za często robiłem se dobrze już od najmłodszych lat z powodu nadmiaru wolnego czasu. Można powiedzieć, że uzależniłem się od tego na dobre. Akurat dopaminy bardzo potrzebuje więc robię tymczasowy celibat do 1 lipca 2014 (na trochę ponad 2 miesiące) aby gospodarkę hormonalną doprowadzić do stanu normalności. Później się zobaczy jak to będzie, napewno nie w takiej częstotliwości jak obecnie, wyznaczę sobie pewną cykliczność.

 

- Zaprzestanie korzystania z jakichkolwiek używek (nawet zielonej herbaty). Ewentualnie od 1 lipca 2014 raz na jakiś czas (sporadycznie) pozwolę sobie na niewielkie ilości alkoholu oraz wrócę do swojej herbatki. Nie chcę zamykać się w jakiejś klatce abstynencji, że kiedyś nadarzy się byćmoże jakaś okazja, a ja nie będę mógł wypić ani mililitra ponieważ od czasu do czasu alkohol nie jest szkodliwy, a wręcz przeciwnie. Alkohol może służyć do zabawy, a nie w głównej mierze tylko do rozwiązywania moich problemów w kontaktach społecznych. Wiem, że muszę z nim uważać bo mam wysokie predyspozycje do zostania alkoholikiem ponieważ wydaje się on wspaniałym lekiem na moje problemy społeczne i nastrojowe. Papierosy oraz inne środki psychoaktywne znikają z mojego życia bezpowrotnie ponieważ nie są mi do niczego potrzebne, jedynie tworzą kolejne problemy. Jest to również spowodowane tym aby ustabilizować poziom dopaminy jak i innych neuroprzekaźników, nauczyć się radzić sobie ze swoimi słabościami i ograniczeniami na trzeźwo, bez żadnych wspomagaczy oraz w końcu zadbać o organizm.

 

- Regularne ćwiczenia fizyczne. Od najmłodszych lat ruszałem się BARDZO niewiele. Czas to zmienić. Intensywność ćwiczeń będę zwiększał postępowo. Ćwiczenia fizycznie znacząco zwiększają poziom dopaminy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ze mną to jest tak- jak ogarniam swoje sprawy, mam poczucie bezpieczeństwa i samodzielności niezależności (emocjonalnej, finansowej itd...)

Czyli kiedy czuję się silna i spokojna to bez problemu mogę pić kawę, herbatę, alkohol (oczywiście wszystko w umiarze :) )

Kiedy mam nerwy i łapie mnie nerwica to wszystko mi szkodzi... wszystko działa na organizm.

 

Jeśli chodzi o zieloną herbatę to u mnie ona podnosi ciśnienie.

Za to lubię sobie robić mocne (sypane gorzkie) kakao z cukrem lub mlekiem, nigdy mi nie szkodzi.

 

Czytając Twój post mam trochę wrażenie że próbujesz do czegoś przekonać innych żeby przekonać siebie samego :)

Co nie zmienia faktu że jest w tym co piszesz sporo prawdy.

Może to taka forma autoterapii :) ?

 

Co do lekarzy to ja np. byłam i u psychologa i u psychiatry.

Psychiatra nie przepisała mi leków, zaleciła terapię.

Teraz mam 33 lata i zawsze uważałam że terapia i lekarze to będzie moja osobista porażka.

Poszłam bardzo niechętnie, z oporami ale poszłam z ciekawością.

Dużo się nauczyłam o sobie, mam bardzo miła terapeutkę, rozmawiam z nią o wszystkim, czasem płaczę, bo wiem że mogę.

Nauczyłam się że napięcie i nerwica to skrywane emocje, lęk przed przyznaniem się do nich, ciagłe kontrolowanie siebie.

Nie namawiam ale jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się na tarapię to polecam nie zwykłego psychologa

a poradnie ukierunkowaną na jakiś problem.

Ja poszłam na terapię DDD - dzieci domów dysfunkcyjnych, bo własnie z domu i dzieciństwa wyniosłam

nerwicę, potrzebę wiecznego kontrolowania i odpowiedzialności. Oraz źle pojmowaną empatię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ze mną to jest tak- jak ogarniam swoje sprawy, mam poczucie bezpieczeństwa i samodzielności niezależności (emocjonalnej, finansowej itd...)

A ze mną jest tak, że przed każdą czynnością, której nie mogę do końca zaplanować na tip top, denerwuję się. Pojawiają się myśli, układanie scenariuszy, przygotowywanie wypowiedzi, rozkładanie sytuacji na najmniejsze części i spoglądanie na ją z każdej możliwej perspektywy (przeważnie wybierane są te negatywne aby zawczasu wymyślić odpowiednie działania gdyby przytrafiła się taka okoliczność). Po prostu chcę mieć wszystko zaplanowane, chcę mieć wszystko pod całkowitą kontrolą. Zauważyłem również, że jest to nawyk, dzieje się to mimowolnie. Towarzyszy temu stres i napięcie organizmu. Potrafi pojawić się on już wcześniej na samą myśl o przyszłym wydarzeniu. Dodatkowo występuje m.in. pocenie się dłoni i stóp, dziwne uczucie w klatce piersiowej oraz głowie.

 

Czyli kiedy czuję się silna i spokojna to bez problemu mogę pić kawę, herbatę, alkohol (oczywiście wszystko w umiarze :) )

Wszystkie używki mniej więcej od zawsze na mnie działały tak jak zostało to opisane powyżej. Czasami owszem zdarza się, że coś może zadziałać trochę inaczej ale może to być spowodowane wieloma różnymi czynnikami (dieta, tolerancja, stan psychofizyczny itp.), pozatym zależy również o jakiej używce mówimy. W żadnym razie nie narzekam na to w jaki sposób działają one na mój organizm, a wręcz przeciwnie. Jestem z tego zadowolony ponieważ jest to ekonomiczne. Chciałem jednak zaznaczyć, że działają one o wiele mocniej niż na przeciętną osobę, co może dać do myślenia.

 

Kiedy mam nerwy i łapie mnie nerwica to wszystko mi szkodzi... wszystko działa na organizm

W jaki sposób objawia się u Ciebie nerwica i kiedy występuje?

 

Jeśli chodzi o zieloną herbatę to u mnie ona podnosi ciśnienie.

Nie wiem czy ona u mnie podnosi ciśnienie bo nie mierzę ciśnienia.

 

Za to lubię sobie robić mocne (sypane gorzkie) kakao z cukrem lub mlekiem, nigdy mi nie szkodzi.

PRAWDZIWE kakao (a nie żadna podróbka kakaopodobna) odpowiada za wzrost poziomu dopaminy. Mleko lubię ale piję je rzadko. Nie przyglądałem się jakoś szczególnie swojej osobie po wypiciu mleka więc nie wiem jak na nie dokładnie reaguje mój organizm. Raczej nie odczuwam jakichś zauważalnych zmian. Natomiast kakao piję naprawdę bardzo rzadko, nie przeprowadzałem obserwacji podobnie jak z mlekiem więc nie wiem. Dzięki, za pomysł z kakao, może kiedyś się przyda.

 

Czytając Twój post mam trochę wrażenie że próbujesz do czegoś przekonać innych żeby przekonać siebie samego :)

Co nie zmienia faktu że jest w tym co piszesz sporo prawdy.

Nie próbuję nikogo do niczego przekonywać tylko chciałem się podzielić z innymi osobami tym co sam się dowiedziałem, zaobserwowałem, przemyślałem. Od około 2 lat (może troszkę mniej) zacząłem baczniej obserwować swój organizm niż miało to miejsce wcześniej. Siebie samego do niczego nie muszę przekonywać bo niby po co? Nie o to tutaj chodzi. Sprawdzam tylko możliwości, które może pozwolą mi funkcjonować w taki sposób w jaki chciałbym. Chciałbym tylko normalnie funkcjonować.

 

Może to taka forma autoterapii :) ?

Tak, to jest taka forma autoterapii. Przez te około 2 lata na moim komputerze zebrało się sporo zapisków z moich obserwacji oraz analiz, przemyślen. Zamierzam je tutaj publikować i jeszcze raz przejrzeć. Może komuś się przydadzą.

 

Co do lekarzy to ja np. byłam i u psychologa i u psychiatry.

Psychiatra nie przepisała mi leków, zaleciła terapię.

Teraz mam 33 lata i zawsze uważałam że terapia i lekarze to będzie moja osobista porażka.

Poszłam bardzo niechętnie, z oporami ale poszłam z ciekawością.

Dużo się nauczyłam o sobie, mam bardzo miła terapeutkę, rozmawiam z nią o wszystkim, czasem płaczę, bo wiem że mogę.

Nauczyłam się że napięcie i nerwica to skrywane emocje, lęk przed przyznaniem się do nich, ciagłe kontrolowanie siebie.

Nie namawiam ale jeśli kiedykolwiek zdecydujesz się na tarapię to polecam nie zwykłego psychologa

a poradnie ukierunkowaną na jakiś problem.

Ja poszłam na terapię DDD - dzieci domów dysfunkcyjnych, bo własnie z domu i dzieciństwa wyniosłam

nerwicę, potrzebę wiecznego kontrolowania i odpowiedzialności. Oraz źle pojmowaną empatię.

Tak wiem o tym. Mam wiele skrywanych emocji, których nie mogę nikomu okazać. Nie ma takiej możliwości. Są pewne kwestie, których nigdy nie poruszę. Trzeba znaleźć inny sposób. W ciągu tych 2 lat zrobiłem swoje własną terapię w warunkach domowych. Rozbiłem wszystko na najmniejsze części. Wiem mniej więcej czemu co występuje. Zrozumienie tego nie zmieni reakcji organizmu, które odpalają się z automatu. Trzeba je przeprogramować poprzez działanie. Żaden terapeuta nie powiedziałby mi nic czego już sam nie wiem i żaden terapeuta nie przeprogramuje tego za mnie.

 

Dzięki za podzielnie się tym wszystkim! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ze mną jest tak, że przed każdą czynnością, której nie mogę do końca zaplanować na tip top, denerwuję się. Pojawiają się myśli, układanie scenariuszy, przygotowywanie wypowiedzi, rozkładanie sytuacji na najmniejsze części i spoglądanie na ją z każdej możliwej perspektywy (przeważnie wybierane są te negatywne aby zawczasu wymyślić odpowiednie działania gdyby przytrafiła się taka okoliczność). Po prostu chcę mieć wszystko zaplanowane, chcę mieć wszystko pod całkowitą kontrolą. Zauważyłem również, że jest to nawyk, dzieje się to mimowolnie. Towarzyszy temu stres i napięcie organizmu. Potrafi pojawić się on już wcześniej na samą myśl o przyszłym wydarzeniu. Dodatkowo występuje m.in. pocenie się dłoni i stóp, dziwne uczucie w klatce piersiowej oraz głowie.

 

Lekarzem nie jestem ale wygląda to na nerwicę natręctw.

Zdiagnozowałeś to u siebie?

Życia nie da się zaplanować, i tak nas potrafi zaskoczyć takim obrotem jakiego się nie spodziewamy, co o tym myślisz?

Ostatnio szłam na terapię ale dostałam mały tak paniki więc się wycofałam i zawróciłam spod samej przychodni.

Na przystanku autobusowym poprosiłam jakiegoś chłopaka o fajka, zwrócił uwagę że mam łzy w oczach

i zaproponował wypad nad Wisłę, miał ze sobą wędkę , 1 piwo i fajki.

Zaryzykowałam i pojechałam z nim. Spędziłam cudowne popołudnie z przemiłym człowiekiem który mnie wysłuchał, wyciszyłam się, i widziałam pierwszy raz w życiu lisa z odległości pół metra :)

A kiedy wychodziłam na terapię miałam bardzo dokładnie wszystko zaplanowane, co powiem, jak będzie i w ogóle :yeah:

 

Chciałem jednak zaznaczyć, że działają one o wiele mocniej niż na przeciętną osobę, co może dać do myślenia.

 

Oczywiście :)

My nerwicowcy mamy nadwrażliwy system nerwowy więc na wszystko reagujemy niestety mocnej...

 

W jaki sposób objawia się u Ciebie nerwica i kiedy występuje?

 

Nerwicę mam od dziecka bo pochodzę z rozbitej rodziny, nigdy się nie przelewało.

Jako dziecko przejęłam na siebie obowiązki dorosłych i stałam się nadodpowiedzialna.

Z perspektywy czasu widzę że jako dziecko miałam nerwicę natrętnych myśli np, i wiele innych

ale nie rozpoznawałam tego jako dziecko.

Oczywiście to był psikus umysłu żeby odwrócić uwagę od prawdziwej przyczyny cierpień.

Prawda o rodzicach i sytuacji została przeze mnie wyparta.

Potem zostałam hipochondryczką w wieku 20 lat.

A potem doszło mnóstwo innych objawów, min. fobia społeczna.

Właściwie fobię społeczną miałam od dziecka :)

Moje objawy to dłuuuuuuuuuuuuuuga lista.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na początek brawo za odwagę, i trzymam kciuki :). Dalej, na twoim miejscu nie skreślał bym terapeutów z listy. To bzdura, jak to określiłeś:

Żaden terapeuta nie powiedziałby mi nic czego już sam nie wiem i żaden terapeuta nie przeprogramuje tego za mnie.

Bo terapeuta, po to m.in potrzebny jest by dać nam nowe wskazówki, pomóc znaleźć nową drogę, zainspirować do czegoś. Po to on jest, po to ma te specjalistyczne wykształcenie i doświadczenie, by pomóc w strategiczny sposób wyjść z problemu (oczywiście mówię o dobrych specjalistach). Z takim człowiekiem, jest łatwiej i efektywniej. Autoterapia, to jest jednak absolutnie co innego. Co do reszty się zgadzam, ostatecznie nikt za ciebie niczego nie zrobi. Oczywiście, nie przekreśla to twoich szans by samemu odnieść sukces i zawsze Ci będę tego życzył. Pragnę zwrócić tylko uwagę, że "w razie co", są ludzie gotowi zaoferować Ci fachową pomoc i nigdy, nie będzie to absolutnie żadną ujmą i porażką, ją przyjąć.

Uważam, że długotrwałe, konwencjonalne leczenie pomaga tylko jednostkom i ma więcej skutków ubocznych niż pozytywów.

A uważasz tak bo? To się zdarza, ale samoleczenie może być równie niebezpieczne. Tym bardziej, że diagnozujesz sobie wszystko sam i dopasowujesz to i owo z tym co napisali gdzieś tam, w sieci. To jest jak z wikipedią, każdy wykładowca wyśmieje studenta, który opiera swoją wiedzę na wikipedi, która nie jest wiarygodnym źródłem i piszą tam niekiedy potężne bzdury, dotyczy to zresztą całej sieci. Uważaj i bądź ostrożny gdy diagnozujesz się na podstawie stron internetowych, bo możesz się zawsze gorzko pomylić.

 

Dieta? To świetny pomysł. Dobrze dobrana dieta potrafi zdziałać cuda, i szkoda że często jest tak niedoceniana. Mam takich przykładów z życia sporo, ale akurat w środowisku autyzmu, gdzie dobrze dobrana dieta wiele ułatwia.

 

Bardzo gorąco zachęcam Cię do ćwiczeń fizycznych. To doskonała decyzja. Ćwiczenia wymuszają produkcje wiele pozytywnych hormonów, jak endorfiny. W dzieciństwie wysiłek fizyczny silnie stymuluje rozwój ogólnie psycho-fizyczny. Dla mnie rower, rolki i basen to podstawa, a niedługo mam zamiar przełamać się na zumbę fitness i może siłkę :). Jednak na rower i rolki jestem chory najbardziej. Jedziesz sobie gdzieś przed siebie, dodatkowo z ulubioną muzyką w uszach i totalny odlot lub chill. Jest wiosna, warto z tego skorzystać!

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy ona u mnie podnosi ciśnienie bo nie mierzę ciśnienia.

 

2-3 filiżanki działają na mjie jak kawa. Przyśpieszony puls, mocne bicie serca.

Również nie mierzę ciśnienia

 

Chciałbym tylko normalnie funkcjonować.

 

Wiem.. takie rozkminianie i rozbijanie na czynniki pierwsze włącznie z autodiagnozą też uskuteczniałam nie raz.

Nie raz byłam pewna że wiem już wszystko i nic mnie nie zaskoczy, a jednak ;)

Sa tego plusy i minusy bo można sobie z tego zrobić takie właśnie mysli natrętne.

Można się zafiksować.

Uważam że nawet jeśli nie terapia to jakaś forma konfrontacji z innymi dużo daje.

Czasem można dostać cenną wskazówkę. Nie na wszystko człowiek wpadnie sam ;)

Zresztą zwłaszcza w emocjach i lęku ciężko być obiektywnym.

Kiedyś trafiłam w stanie mocnego ataku paniki do psychiatry, bo akurat byłam u innego lekarza ;)

Poraził mnie jej chłód! Ja jej mówiłam że właśnie umieram i słabo mi a ona na to "i co z tego? to tylko atak paniki"

Po paru minutach mi przeszło i doszłam do wniosku że skoro ona nie leci po respirator to chyba ktoś tu przesadza ;)

Świat dalej istniał a ja nie umarłam ;)

To taki prosty przykład.

 

Tak, to jest taka forma autoterapii. Przez te około 2 lata na moim komputerze zebrało się sporo zapisków z moich obserwacji oraz analiz, przemyślen. Zamierzam je tutaj publikować i jeszcze raz przejrzeć. Może komuś się przydadzą.

 

Zapewne. Choć uważam że chęć pomagania innym jest też formą nerwicy ;)

Ja pisze tu z 2 powodów. Po pierwsze dla siebie, żeby własnie skonfrontować moje "fantazje"

z innymi, to dodaje otuchy. Dostałam tu sporo wsparcia.

Po drugie pisanie tu pozwala mi zapomnieć o niepokoju lęku.

Zauważyłam że ludzie z nerwicą często chcą pomagać innym choć sami są w rozsypce.

 

Tak wiem o tym. Mam wiele skrywanych emocji, których nie mogę nikomu okazać. Nie ma takiej możliwości. Są pewne kwestie, których nigdy nie poruszę. Trzeba znaleźć inny sposób.

 

Jedyny sposób to przerobić te emocje.

Trzymanie ich w sobie i próba kontroli tworzy konflikt wewnętrzny i powoduje napięcie które = lękom i nerwicy.

Nie znam Cię i Twojej sytuacji ale z rozmysłem napisałam o DDD bo robisz wrażenie młodego człowieka który

dużo przeszedł.

Ale to są moje własne subiektywne odczucia, mogę się mylić.

Trzeba się złościć, trzeba otwarcie powiedzieć jestem zły i mam do was żal!

Trzeba płakać.

Trzeba zrobić to czego się boisz najbardziej, puszczac powoli lejce emocji, żeby one płynęły a nie siedziały skontrolowane w Tobie.

Najgorsza jest myśl że te emocje zaleją i zniszczą jeśli się je przestanie kontrolować, że stanie się coś złego.

 

Trzeba je przeprogramować poprzez działanie. Żaden terapeuta nie powiedziałby mi nic czego już sam nie wiem i żaden terapeuta nie przeprogramuje tego za mnie.

 

Słuszna uwaga. Nikt za Ciebie nic nie przeprogramuje bo to nie jest zadanie terapeuty.

On ma tylko naprowadzić na pewne rozważania które pozwolą zmiejszyć lęk.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przedstawiam objawy nerwicy, z którymi boryka się moja osoba. Niektóre zostały napisane w całości przeze mnie, a niektóre zaczerpnięte z pewnej strony internetowej dotyczącej nerwicy oraz rozwinięte. Tych objawów może być więcej.

 

Objawy nerwicy:

- ciągłe drżenie rąk na codzień (w sytuacjach stresowych jest w stanie zwiększyć się do takiego stopnia, że ciężko utrzymać długopis w ręce, a co dopiero się podpisać... lub trafić widelcem/łyżką do buzi)

- drżenie nóg (występuje tylko w sytuacjach gdy wiem, że jestem obserwowany przez inne osoby, najczęściej gdy trzeba zachować powagę, Jakiś czas temu usiadłem w pierwszej ławce na mszy. Miałem świadomość, że osoby za mną obserwują mnie ponieważ jestem przed nimi i ewentualne drżenia mojego ciała będą przez nich zauważone. W momentach gdy trzeba było stać moje nogi tak drżały, że cała ławka chodziła i w żaden sposób nie dało się tego powstrzymać. Gdy chciałem to kontrolować było jeszcze gorzej.)

- drżenie głowy (Obecnie nie występuje ponieważ nie ma warunków ku temu ale pamiętam to z czasów szkolnych. Gdy siedziałem czasem, np. w pierwszej ławce na środku w sali musiałem zawsze głowę podpierać ręką ponieważ zaczynała drgać. Wiedziałem, że inni to widzą ponieważ siedziałem centralnie na widoku innych osób z każdej strony. Problem był o wiele mniejszy lub w ogóle nie występował gdy siedziałem w innych miejscach. Pamiętam, że zawsze najlepiej siedziało mi się od ściany lub okna. Uczucie to występowało również w bardzo wielkim nasileniu gdy pisałem egzaminy i miałem świadomość, że komisja każdego bacznie obserwuje czy nie ściąga.)

- burczenie brzucha oraz uczucie przemieszczających się gazów (Występuje tylko gdy coś zjem lub się napiję. Wystarczy, że wezmę łyk wody i brzuch zaczyna momentalnie głośno burczeć. Najczęściej występuje ono gdy jestem w pozycji leżącej. Zauważyłem nawet, że jak połykam ślinę to mój brzuch zaczyna burczeć.)

- nadmierna potliwość całego ciała (Wystarczy, że wyjdę z domu i mam całą koszulkę, majki, spodnie, skarpety mokre. W lato to w ogóle jest tragedia. Ręcę zawsze mam całe mokre. Inni tak szybko się nie pocą.)

- płytki oddech

- podwyższona wrażliwość na bodźce zmysłowe (Pisałem o tym wcześniej w tym temacie przy używkach.)

- sztywność całego ciała, zaburzenia ruchowe (Ciężko mi to opisać ale czuję się trochę jak robot. Mam wrażenie, że gdy idę ulicą to muszę wykonywać każdy ruch tak jakby samodzielnie, gdy inni robią to automatycznie i naturalnie, np. każde pojedyncze machnięcia rękami przy poruszaniu się itp.)

- chwiejność emocjonalna

- częste uczucie niepokoju/lęk w róznych sytuacjach, najczęściej społecznych (to bardziej fobia społeczna)

- problemy z pamięcią (Nie pamiętam co robiłem wczoraj, może temu, że moje wszystkie dni są bardzo podobne.)

- kłopoty z koncentracją (Czasem ktoś coś mi opowiada, a ja go nie rozumiem. Tak jakby działo się to za szybko.)

- poczucie nierealności świata (Uwypukliło się to po zażywaniu substancji psychoaktywnych i zostało chyba ze mną na dobre. W gruncie rzeczy podoba mi się to i nie jest żadnym problemem, a wręcz przeciwnie. Po prostu troszkę inaczej odbieram świat, gdy idę ulicą i patrzę na tych wszystkich ludzi to postrzegam ich jako takie roboty, bawią mnie oni. Po prostu jest troszkę inaczej niż kiedyś, nie wiem jak to opisać, jest lepiej.)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobra robota :)

Wszystkie te objawy są mi znane niestety ;)

 

 

A ja polecam również artykuły tego chłopaka (psycholog) na innym forum

http://www.zaburzeni.pl/jak-sobie-poradzic-z-myslami-natretnymi-t3992.html

 

http://www.zaburzeni.pl/taka-moja-rada-niereaktywnosc-t3417.html

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lekarzem nie jestem ale wygląda to na nerwicę natręctw.

Zdiagnozowałeś to u siebie?

Życia nie da się zaplanować, i tak nas potrafi zaskoczyć takim obrotem jakiego się nie spodziewamy, co o tym myślisz?

Ostatnio szłam na terapię ale dostałam mały tak paniki więc się wycofałam i zawróciłam spod samej przychodni.

Na przystanku autobusowym poprosiłam jakiegoś chłopaka o fajka, zwrócił uwagę że mam łzy w oczach

i zaproponował wypad nad Wisłę, miał ze sobą wędkę , 1 piwo i fajki.

Zaryzykowałam i pojechałam z nim. Spędziłam cudowne popołudnie z przemiłym człowiekiem który mnie wysłuchał, wyciszyłam się, i widziałam pierwszy raz w życiu lisa z odległości pół metra :)

A kiedy wychodziłam na terapię miałam bardzo dokładnie wszystko zaplanowane, co powiem, jak będzie i w ogóle :yeah:

Czy to jest nerwica natręctw? Tego nie wiem. Poza tym co to za różnica, jakie to ma znaczenie jak to się nazywa? Żadne. To tylko kolejne określenia. Na potrzeby tego wątku będę pisał ogólnie o 3 jednostkach chorobowych: fobia społeczna, nerwica oraz depresja bo gdybym chciał to rozbijać na mniejsze części to zaraz by wyszło, że mam i depersonalizacje, i w jakimś stopniu derealizacje, schizofrenie prostą, a nawet jeszcze więcej. Wszystkie objawy na siebie zachodzą, są ściśle ze sobą powiązane. Jedno wynika z drugiego. W gruncie rzeczy mogę to nazwać jedną chorobą.

 

Myślę, że masz poniekąd rację ale czasami jest wręcz wskazane zastanowić się nad pewnymi swoimi przyszłymi działaniami. Nie zawsze pójście na żywioł jest najlepszym rozwiązaniem. Czasem lepiej jest coś dobrze przemyśleć, popatrzyć na to z różnych perspektyw, być przygotowanym na różne scenariusze. Po co? Po to aby móc się do czegoś lepiej przygotować zawczasu. Nie każdy ma łatwość spontanicznego działania. To przecież jedna z kluczowych funkcji naszego mózgu - myślenie. Oczywiście jeżeli korzysta się z tego w przesadzie, rozbija się każdą nawet najmniejszą czynność na czynniki pierwsze to takie zachowanie można uznać za pewien rodzaj dewiacji. Życia nie da się zaplanować ale da się przewidzieć możliwe do wystąpienia scenariusze na podstawie własnych doświadczeń z przeszłości, wiedzy.

Jak w Twoim przypadku wygląda atak paniki?

 

Nigdy nie zrobiłem nic tak spontanicznego jak Ty na trzeźwo. Cieszę się, że miło spędziłaś tamten czas. Ja natomiast parę dni temu widziałem w parku wiewiórkę z bardzo bliskiej odległości. Nie pamiętam abym kiedykolwiek w przeszłości miał okazję zobaczyć ją tak wyraźnie, może zapomniałem. Ta wiewiórka, która z wielką radością i swobodą biegała po trawie oraz wspinała się z drzewa na drzewo była po prostu szczęśliwa. Wystarczyło moje jedno spojrzenie i od razu wiedziałem, że temu stworzeniu nic więcej do życia nie potrzeba. Poszedłem parę kroków dalej i dotarłem pod zoo. Tam zobaczyłem zgoła odmienny obraz. Zwierzęta w klatkach były nieszczęśliwe, zamulone. Żadne z obecnych tam zwierząt nie było radosne, bez wyjątków. Niektóre wyglądały jak prawie martwe. Do głowy napływają skojarzenia z obozem zagłady dla zwierząt. Dla mnie osobiście to jest chore. Co to za rozrywka oglądanie nieszczęśliwych zwierząt zamkniętych w klatkach. Tutaj okazuje się moja nerwicowa wrażliwość w pełnej krasie. :)

 

Ahh, łzy w oczach. Jest to jeden z moich największych problemów ponieważ jest od razu widoczny przez wszystkich. Wiążę go bezpośrednio z fobią społeczną. Występuje w przeróżnych sytuacjach społecznych. Napiszę o tym o wiele więcej później.

 

Wracając do tego planowania to przeważnie ja tego nie kontroluję. Wygląda to tak jakbym miał notoryczną pustkę w głowie, a to planowanie przyszłych moich działań odbywa się podświadomie, np. dostałem zaproszenie w pewne miejsce. Nawet jak o tym nie myślę, mam pustkę w głowie i jestem skupiony na oddechu to i tak AUTOMATYCZNIE uruchamia się stres, lęk i takie jakby podświadome, błyskawiczne analizowanie całej sytuacji przez mózg. Przecież ja sam umyślnie tego nie stwarzam. Przez tą pustkę w głowie i tak to planowanie rzadko do czego się przydaje. Przeważnie wygląda to tak, że słowa mi same z głowy płyną na poczekaniu, pełen spontan. Zależy to również od sytuacji ponieważ w środowisku domowym zawsze tak było, natomiast w obcym już nie. Każde potrzebne rozwiązanie, każde słowo zawsze pojawi się w danej sytuacji - nie musisz nic robić. Coraz bardziej zaczynam to dostrzegać. Słowa same się pojawiają i płyną. Nie zawsze tak było, musiałem tego się uczyć i ciągle się uczę.

 

Oczywiście :)

My nerwicowcy mamy nadwrażliwy system nerwowy więc na wszystko reagujemy niestety mocnej...

Wracając do tego nadwrażliwego systemu nerwowego to zauważyłem jedną zależność. Z tego powodu, że wszystko działa na mnie (nas) mocniej począwszy od słów, a skończywszy na różnych używkach to tak samo jest z naszymi myślami, wizualizacjami. Jesteśmy bardziej podatni na sugestie, placebo niż inni ludzie. Taki przykład z życia wzięty, np. siedzę na środku autobusu, twarzą do wielu innych osób. Czuję na sobie ich wszystkie spojrzenia, moje ciało całe się spina, łzy napływają do oczu, twarz się usztywnia, chce mi się stamtąd uciekać bo widzę, że inni to dostrzegają i nie chcę się ośmieszyć. W tym momencie zacząłem sobie wizualizować jak wciągam krechę. Automatycznie wszystkie moje negatywne objawy znacznie maleją lub w ogóle przestają mieć miejsce. Po prostu do tego doświadczenia mam przypisane w mózgu konkretne emocje. Wiem, że wtedy w takich sytuacjach nie czuję żadnego dyskomfortu bo miało to miejsce już w przeszłości, zostało przeze mnie zbadane, a wręcz przeciwnie, czuję się nawet bardziej pewnym siebie od innych ludzi. Można w taki sposób oszukiwać swój mózg.

 

Nerwicę mam od dziecka bo pochodzę z rozbitej rodziny, nigdy się nie przelewało.

Jako dziecko przejęłam na siebie obowiązki dorosłych i stałam się nadodpowiedzialna.

Z perspektywy czasu widzę że jako dziecko miałam nerwicę natrętnych myśli np, i wiele innych

ale nie rozpoznawałam tego jako dziecko.

Oczywiście to był psikus umysłu żeby odwrócić uwagę od prawdziwej przyczyny cierpień.

Prawda o rodzicach i sytuacji została przeze mnie wyparta.

Potem zostałam hipochondryczką w wieku 20 lat.

A potem doszło mnóstwo innych objawów, min. fobia społeczna.

Właściwie fobię społeczną miałam od dziecka :)

Moje objawy to dłuuuuuuuuuuuuuuga lista.

Zaraz skopiuję swój post z forum dotyczącego fobii społecznej, przerobię go trochę ponieważ niektóre informacje zostały już wcześniej zawarte w tym temacie i wkleję go tutaj ponieważ napisałem tam troszkę m.in. o swoim dzieciństwie, a nie chce mi się drugi raz tego samego robić.

 

2-3 filiżanki działają na mjie jak kawa. Przyśpieszony puls, mocne bicie serca.

Również nie mierzę ciśnienia

W takim razie u mnie też podnosi ciśnienie tylko, że to pobudzenie zdecydowanie różni się od tego po kawie. To pobudzenie wydaje się takie spokojne, naturalne. Natomiast to po kawie jest takie nachalne, wymuszone oraz towarzyszy temu roztrzęsienie. Z tego co wiem zielona herbata wpływa na produkcję serotoniny czyli hormonu szczęścia. Jej działanie jest bardzo podobne do używek, które miałem okazję próbować w przeszłości właśnie o takim profilu działania. Oczywiście jest o wiele słabsze ale to mniej więcej ten sam kierunek.

 

Wiem.. takie rozkminianie i rozbijanie na czynniki pierwsze włącznie z autodiagnozą też uskuteczniałam nie raz.

Nie raz byłam pewna że wiem już wszystko i nic mnie nie zaskoczy, a jednak ;)

Sa tego plusy i minusy bo można sobie z tego zrobić takie właśnie mysli natrętne.

Można się zafiksować.

Uważam że nawet jeśli nie terapia to jakaś forma konfrontacji z innymi dużo daje.

Czasem można dostać cenną wskazówkę. Nie na wszystko człowiek wpadnie sam ;)

Zresztą zwłaszcza w emocjach i lęku ciężko być obiektywnym.

Kiedyś trafiłam w stanie mocnego ataku paniki do psychiatry, bo akurat byłam u innego lekarza ;)

Poraził mnie jej chłód! Ja jej mówiłam że właśnie umieram i słabo mi a ona na to "i co z tego? to tylko atak paniki"

Po paru minutach mi przeszło i doszłam do wniosku że skoro ona nie leci po respirator to chyba ktoś tu przesadza ;)

Świat dalej istniał a ja nie umarłam ;)

To taki prosty przykład.

Nigdy nie miałem żadnego mocnego ataku paniki. Nie jest jeszcze ze mną tak źle.

Też uważam, że forma konfrontacji z innymi osobami dużo daje. Jest to forma działania, pozwala zmienić nam dawne schematy poprzez uczestnictwo w stresujących sytuacjach. Przecież dla fobika społecznego każda taka sytuacja jest w pewnym stopniu stresującym doznaniem. Dlatego nie wykluczam w przyszłości wizyty u psychologa ale tylko w 1 celu. W celu przełamania swoich barier. Dlaczego nie teraz? Ponieważ nie zrobiłem jeszcze wszystkie co mogę. Mam do swojej osoby wiele zastrzeżeń. Mogę zrobić O WIELE więcej. Uważam, że fobię społeczną oraz depresję mogę sam wyeliminować na spokojnie. Mam natomiast wielkie obawy co do nerwicy i jej objawów somatycznych. Nie wiem gdzie to ugryźć. Te wszystkie terapie uważam za pranie mózgu, natomiast psychiatra to pan to legalny diler i byłby on w moim przypadku ostatecznością.

Co do Twojego ataku to lekarz miał rację. To przecież tylko atak. Ja nauczyłem się to wszystko obserwować i nie dotyka to już mnie tak bardzo. Nabrałem dystansu do siebie. Mam wrażenie, że gdyby mnie nawet zabijali to bym powiedział ooo to tylko ból. Taki stosunek do tego pozwoliła mi nabrać medytacja oraz różne inne praktyki 'duchowe'. Po prostu to wszystko występuje i jak to obserwujesz to Ciebie prawdziwego to nie dotyka. Dalej będzie to się działo tak jakby na zewnątrz ale i co z tego? Niech się dzieje. Np. idę ulicą, łzy zaczynają mi lecieć z oczu, przechodnie patrzą, pojawia się uczucie wstydu i zażenowania itp. A ja to sobie obserwuję wszystko, te wszystkie uczucia, reakcje i się śmieję w głębi siebie bo widzę, że to wszystko pojawia się automatycznie, a ja nie mam nad tym żadnej kontroli. Może z tego powodu kompletnie nie boję się śmierci.

 

Zapewne. Choć uważam że chęć pomagania innym jest też formą nerwicy ;)

Ja pisze tu z 2 powodów. Po pierwsze dla siebie, żeby własnie skonfrontować moje "fantazje"

z innymi, to dodaje otuchy. Dostałam tu sporo wsparcia.

Po drugie pisanie tu pozwala mi zapomnieć o niepokoju lęku.

Zauważyłam że ludzie z nerwicą często chcą pomagać innym choć sami są w rozsypce.

Chęć pomagania innym, mam to również. Kiedyś nie było to rozwinięte w tak wielkim stopniu jak teraz. Po prostu jestem bardzo wrażliwy. Podejrzewam, że bardzo uwypukliło to zażywanie substancji psychoaktywnych. Ja natomiast tutaj piszę ponieważ lubię pisać, odpręża mnie to, mam świadomość, że ktoś to czyta, może komuś okaże się to pomocne, chęć jakiegoś kontaktu z innymi osobami, forma autoterapii, częściowego obnażenia się na forum publicznym przed innymi osobami.

 

Jedyny sposób to przerobić te emocje.

Trzymanie ich w sobie i próba kontroli tworzy konflikt wewnętrzny i powoduje napięcie które = lękom i nerwicy.

Nie znam Cię i Twojej sytuacji ale z rozmysłem napisałam o DDD bo robisz wrażenie młodego człowieka który

dużo przeszedł.

Ale to są moje własne subiektywne odczucia, mogę się mylić.

Trzeba się złościć, trzeba otwarcie powiedzieć jestem zły i mam do was żal!

Trzeba płakać.

Trzeba zrobić to czego się boisz najbardziej, puszczac powoli lejce emocji, żeby one płynęły a nie siedziały skontrolowane w Tobie.

Najgorsza jest myśl że te emocje zaleją i zniszczą jeśli się je przestanie kontrolować, że stanie się coś złego.

W jaki sposób przerabia się te emocje? Czy polega to na powiedzeniu każdej osobie z osobna jakie mam do niej żale, pretensje? Czy chodzi o pokazanie tych skrywanych emocji na oczach innych? Czy muszę dzielić się swoimi skrywanymi problemami (często dość wstydliwymi, z którymi nie chcę się z nikim dzielić) z innymi osobami? Nie mogę mieć własnych sekretów, muszę być przejrzysty jak szyba w oknie? Czemu inni mogą mieć własne tajemnice, a ja nie? Mam dużo pretensji do wielu osób, szczególnie do rodziców oraz dawnych kolegów.

 

Słuszna uwaga. Nikt za Ciebie nic nie przeprogramuje bo to nie jest zadanie terapeuty.

On ma tylko naprowadzić na pewne rozważania które pozwolą zmiejszyć lęk.

W porównaniu z tym co było kiedyś to mój lęk zmalał o setki procent. Moje myślenie zmieniło się o setki procent na lepsze. Kiedyś odczuwałem nawet bardzo silny lęk gdy wychodziłem z mieszkania, kupywałem coś w sklepie, rozmawiałem z bratem, rozmawiałem z rodzicami, załatwiałem coś itd. Obecnie chodzę przed żadnego skrępowania w centrum miasta pośród setek osób itd. Mogę robić o wiele więcej. Wiele mi w tym pomogły narkotyki nie będę ukrywał. Otworzyły mi oczy i dały wgląd na inny rodzaj funkcjonowania, o wiele śmielszego nawet niż przeciętnej osoby. Nabrałem przez to luzu. Poza tym wiele przemyślałem w tamtym okresie. Śmiem twierdzić, że gdyby nie one to dzisiaj byłoby ze mną tak fatalnie, że nie sposób to sobie nawet wyobrazić. Przeszkadza mi tak jakby skorupa z zewnątrz w postaci reakcji organizmu bo inni to widzą. Została mi skorupa zewnętrzna.

 

Dobra robota :)

Wszystkie te objawy są mi znane niestety ;)

 

 

A ja polecam również artykuły tego chłopaka (psycholog) na innym forum

http://www.zaburzeni.pl/jak-sobie-poradzic-z-myslami-natretnymi-t3992.html

 

http://www.zaburzeni.pl/taka-moja-rada-niereaktywnosc-t3417.html

Dzięki, zaraz sobie przeczytam. Może później coś napiszę na ten temat.

 

-- 11 kwi 2014, 12:16 --

 

Na początek brawo za odwagę, i trzymam kciuki :). Dalej, na twoim miejscu nie skreślał bym terapeutów z listy. To bzdura, jak to określiłeś:
Żaden terapeuta nie powiedziałby mi nic czego już sam nie wiem i żaden terapeuta nie przeprogramuje tego za mnie.

Bo terapeuta, po to m.in potrzebny jest by dać nam nowe wskazówki, pomóc znaleźć nową drogę, zainspirować do czegoś. Po to on jest, po to ma te specjalistyczne wykształcenie i doświadczenie, by pomóc w strategiczny sposób wyjść z problemu (oczywiście mówię o dobrych specjalistach). Z takim człowiekiem, jest łatwiej i efektywniej. Autoterapia, to jest jednak absolutnie co innego. Co do reszty się zgadzam, ostatecznie nikt za ciebie niczego nie zrobi. Oczywiście, nie przekreśla to twoich szans by samemu odnieść sukces i zawsze Ci będę tego życzył. Pragnę zwrócić tylko uwagę, że "w razie co", są ludzie gotowi zaoferować Ci fachową pomoc i nigdy, nie będzie to absolutnie żadną ujmą i porażką, ją przyjąć.

Uważam, że długotrwałe, konwencjonalne leczenie pomaga tylko jednostkom i ma więcej skutków ubocznych niż pozytywów.

A uważasz tak bo? To się zdarza, ale samoleczenie może być równie niebezpieczne. Tym bardziej, że diagnozujesz sobie wszystko sam i dopasowujesz to i owo z tym co napisali gdzieś tam, w sieci. To jest jak z wikipedią, każdy wykładowca wyśmieje studenta, który opiera swoją wiedzę na wikipedi, która nie jest wiarygodnym źródłem i piszą tam niekiedy potężne bzdury, dotyczy to zresztą całej sieci. Uważaj i bądź ostrożny gdy diagnozujesz się na podstawie stron internetowych, bo możesz się zawsze gorzko pomylić.

 

Dieta? To świetny pomysł. Dobrze dobrana dieta potrafi zdziałać cuda, i szkoda że często jest tak niedoceniana. Mam takich przykładów z życia sporo, ale akurat w środowisku autyzmu, gdzie dobrze dobrana dieta wiele ułatwia.

 

Bardzo gorąco zachęcam Cię do ćwiczeń fizycznych. To doskonała decyzja. Ćwiczenia wymuszają produkcje wiele pozytywnych hormonów, jak endorfiny. W dzieciństwie wysiłek fizyczny silnie stymuluje rozwój ogólnie psycho-fizyczny. Dla mnie rower, rolki i basen to podstawa, a niedługo mam zamiar przełamać się na zumbę fitness i może siłkę :). Jednak na rower i rolki jestem chory najbardziej. Jedziesz sobie gdzieś przed siebie, dodatkowo z ulubioną muzyką w uszach i totalny odlot lub chill. Jest wiosna, warto z tego skorzystać!

 

Dzięki. Na obecną chwilę skreślam terapetów z listy. Zobaczę co mogę samemu zrobić. Pewnie nie jest ze mną jeszcze tak fatalnie bo gdyby faktycznie tak było to bym biegł do lekarza czym prędzej. Zdaję sobie sprawę, że jeste masa osób z owiele cięższymi objawami niż moje.

 

Możesz to troszkę rozwinąć? Jak dokładnie wygląda to dawanie wskazówek, pomaganie w znalezieniu nowej drogi itp.? Jakieś konkrety?

 

Swoją opinię wyrobiłem na tym co przeczytałem w opisach bardzo wielu osób. Uważam, że niekiedy to właśnie przykładowy wykładowca ma mniej użyteczną wiedzę niż student. Wykładowca może operować książkową, przestarzałą, bezużyteczną wiedzą, która jest oparta na pewnych utartych szablonach. Jest oderwany od rzeczywistości bo w gruncie rzeczy sam nie wie jak to jest z autopsji. Nie wie jak to jest w doświadczeniu. Natomiast student będzie czerpał użyteczną wiedzę, np. za pośrednictwem Internetu. Taką wiedzę, która jest praktyczna, która pomaga. Będzie miał dostęp do różnych alternatyw, nowinek itp. Nie będzie zamykał się tylko w jednym ciasnym pudełku jak robi obecna psychiatria, która poklasyfikowała sobie choroby szufladkami i nie odstępują od swoich wytycznych nawet na milimetr. Wykładowcą jest pan doktor, a studentem ja (osoba chora, która sama się leczy). Prosze mi nie porównywać psychiatrii, psychologii czy jakkolwiek to się jeszcze nazywa z innymi dziedzinami medycznymi ponieważ psychiatria bazuje tylko na hipotezach, które sama sobie wymyśliła.

 

-- 11 kwi 2014, 12:36 --

 

Zamieszczam poniżej swój troszkę okrojony post z innego forum tak jak obiecałem wcześniej.

 

'Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiałem, myślałem zawsze, że po prostu taki jestem, trochę inny niż wszyscy, zamknięty w sobie, zdystansowany, spokojny, cichy, miły, kulturalny. Inne osoby nie były, aż tak dobrze ułożone, przynajmniej zdecydowana większość tych osób, w których otoczeniu mogłem przebywać. Myślę, że po prostu zostałem źle wychowany. Krótko mówiąc jestem za dobrym człowiekiem, za bardzo wrażliwym. W moim mózgu nie zostały utrwalone wartości, schematy, wzorce zachowań, które w obecnym brutalnym świecie pozwalają na szczęśliwe i wygodne funkcjonowanie. Kiedyś gdzieś czytałem, że podwaliny osobowości człowieka kształtują się w głównej mierze do około 4 roku życia, to co stanie się później będzie tylko dalszym rozwinięciem tego co zostało uformowane już na samym początku. Mój ojciec był alkoholikiem i lekomanem. Nie pracował ze względu na problemy zdrowotne, był na rencie. Większość czasu spędzał w domu, zapraszał kolegów i pili morze alkoholu. Trwało to praktycznie codziennie. Odurzenie bardzo mocnymi benzodiazepinami potęgowało efekty alkoholowe. Tyle co on pieniędzy przepił to mi się w głowie nie mieści. Tak więc wracając do tych pierwszych 4 lat życia to kiedyś z ciekawości spytałem swojego ojca o to jak wyglądały te moje pierwsze lata. Odpowiedział mi, że puszczał mi kasety z bajkami na telewizorze, a sam wychodził pić do drugiego pokoju. Dodał śmiejąc się jednocześnie, że tyle razy przewijał te kasety, że siedziałem przy tych bajkach praktycznie cały dzień i miał mnie z głowy. To układa mi się w jedną całość dlaczego jestem taką osobą jaką jestem. Po prostu nikt mną się nie interesował, wszyscy mieli mnie w dupie, a moim nauczycielem życia oraz autorytetem były postacie z bajek. Pewnie dlatego teraz jestem, aż za dobry na ten świat bo mam wpojone baśniowe ideały. Matka pracowała, a ojciec szlak go wie co robił ze mną całe dnie, że aż mam takie chore schematy zaprogramowane w moim systemie umysłowym. Dziwię się, że moja matka nie wzięła z nim rozwodu ale to pewnie z takiego powodu, że sama miała bardzo zaniżone poczucie własnej wartości i myślała, że nikogo już nigdy nie znajdzie. Prawdopodobnie wstydziła się porażki przed swoją rodziną ponieważ dość późno wyprowadziła się od rodziców i wyszła za mąż bo aż w wieku bodajże 30 lat, a jej siostra już dużo wcześniej była na swoim. Tak sobie od dawna myślę, że małżeństwo moich rodziców nie powstało z miłości tylko z czystego wyrachowania, pokazania rodzicom i bliskim, że też kogoś znajdę, presji stawianej przez otoczenie. Oboje mieli po około 30 lat. Ojciec nie chciał zostać starym kawalerem, a matka starą panną więc łapali się czego popadnie, aż dobrali się. Zważając na to, że prawie nic nie wiem o ich przeszłości i poprzednich związkach to jest to bardzo prawdopodobne. O swojej matce wiem bardzo niewiele, natomiast o swoim ojcu aż nadto chociaż jego opowieści trzeba przepuszczać przez jakiś filtr bo połowa z tego (a może większość, nie jestem przecież w stanie tego zweryfikować) to bujdy. Gdzie to on nie był, czego to on nie robił, z kim to on nie pił itp. Jeszcze brakuje, że był na księżycu, haha. To jest straszne, jak tak sobie teraz pomyślę. W moim domu nigdy nie było takiej prawdziwej miłości. Bardzo rzadko kiedy widziałem aby moi rodzice się całowali albo mówili kocham Cię. Prawdopodobnie z tego powodu teraz sam mam cholernie wielkie problemy z okazywaniem jakichkolwiek emocji na zewnątrz mimo, że w środku jestem aż nadto wrażliwy. Nie umiałbym przy kimś się rozpłakać, kogoś przytulić, powiedzieć kocham cię, a nawet pocałowanie kogoś bardzo ciężko przechodzi mi przez głowę. Tak samo jak składanie życzeń urodzinowych i masa innych zachowań społecznych, w których ukazanie swoich emocji wydaje się ludzkie i normalne, np. pokazanie, że na kimś Ci zależy, o kogoś się troszczysz, kogoś kochasz, jest Ci przykro, współczujesz komuś itp. Przez to z zewnątrz mogę wyglądać na zimnego skur..., który ma wszystko w dupie, mimo, że tak naprawdę jestem jego przeciwieństwem. Moje zewnętrzne reakcje są nieadekwatne do sytuacji, np. gdy widzę w telewizji reklamy chorych dzieci to się śmieje mimo, że wewnątrz siebie im współczuję lub gdy mi na kimś zależy to przykrywam się płaszczem obojętności itp. Jakiekolwiek działania agresywne wytępiłem kompletnie ze swojego życia mimo, że w przeszłości takie posiadałem, np. gdy ktoś uderzył w jakiś mój czuły punkt, była to swego rodzaju reakcja obronna. Zdażają się teraz one naprawdę bardzo rzadko. Nie wiem czy było to dobre posunięcie chociaż bez nich czuję się lepiej bo do niczego dobrego nie prowadziły więc jednak tak. Wielki wpływ miała na to medytacja i wgłębienie się w tematykę oświecenia, czytanie na ten temat książek. Właśnie tutaj rozpoczeła się moja przygoda z samoobserwacją, która pozwoliła mi dostrzec masę moich różnych schematów myślowych, emocjonalnych, które warunkowały moje działania. Milowym krokiem do dostrzeżenia tego wszystkiego było zażywanie różnych środków psychoaktywnych poszerzających świadomość (pozwolę sobie pominąć co to konkretnie było) połączone właśnie z wspomnianymi wcześniej wpływami 'ideologii' oświecenia. Pozwoliło to na stworzenie tak jakby własnej terapii, która BARDZO zmieniła moją osobę na lepsze. Stałem się po prostu trochę innym człowiekiem, bardziej śmielszym, bardziej spontanicznym, bardziej wrażliwym, bardziej tolerancyjnym, bardziej otwartym, bardziej 'mądrzejszym' chociaż to nieodpowiednie do końca słowo ale lepszego nie znajduję. Bardzo dużo zasżło zmian w mojej osobowości. Poczułem się jakbym pierwszy raz tak naprawdę otworzył oczy po całym życiu w nieświadomym śnie. Zdecydowana większość tych schematów odtwarza się do dnia dzisiejszego ale teraz jestem ich świadomy i nie decydują już tylko one o podjęciu jakiejś decyzji. Nie mają one już pełnej wyłączności na podejmowanie decyzji, co miało miejsce kiedyś. Są one jakby zapętlone, odtwarzają się w określonych sytuacjach i za nic nie można ich zatrzymać. Nie wiem czy to jest w ogóle możliwe. Niektóre te słabsze się wypaliły doszczętnie i chwała im za to. Zacząłem eksperymentować, sporządzać własne analizy dotyczące obserwacji własnego ciała i umysłu. Zacząłem prowadzić pamiętniki/dzienniki chociaż trwało to nieregularne. Mam zapisane całe notatniki spotrzeżeń. Wydaje mi się, że wiem co jest przyczyną tego jaki jestem, a raczej zbiorem przyczyn ale ta wiedza nie złamie zapętlonych schematów. Tak się zastanawiam co jest w stanie je złamać, nie chcę niszczyć sobie zdrowia i jeszcze bardziej zobojętnieć przez zażywanie leków od psychiatry. Doszedłem do wniosku, że jedyna możliwość, która może je złamać to przeprogramowanie ich za pomocą naprawdę bardzo silnych środków psychoaktywnych (może jakieś lsd lub coś podobnego). Innej możliwości nie widzę i jest mi z tego powodu cholernie smutno. Bardzo mało prawdopodobne jest aby psycholog lub psychoterapeuta powiedział mi coś czego już nie wiem, to by były tylko kolejne zmarnowane lata i babranie się w tym samym co już wiem od dawna. Prowadzę własną terapię około 2 lata i praktycznie wszystko rozbiłem już na takie szczegóły, że drobniej się nie da. Tu żadna wiedza nie pomoże, nie wiem jak złamać te schematy. Przez nie nigdy nie będe normalnie funkcjonował bo one nie są zależne odemnie, one odpalają się automatycznie. Trzeba zmienić reakcje ciała na bodźce fizyczne. Mózg przypisał nieprawidłowe reakcje ciała do określonych sytuacji. Przyczyną ich odpalenia są bodźce zewnętrzne. Podam taki przykład z obserwacji. Idę po chodniku, z naprzeciwka nadchodzi jakaś osoba, nie wywołała ona we mnie żadnej niepokojącej reakcji, wszystko jest świetnie więc idę dalej, później po jakimś czasie nadchodzi kolejna osoba, moje oczy już z daleka dostrzegły w tej osobie jakiś drobny szczegół, który powoduje podświadomie odpalanie się schematów. Jest to jakiś szczegół, którego mimo swoich bacznych obserwacji nie jestem w stanie odnaleźć. Może to być zarówno kobieta, mężczyzna, osoba starsza, młodsza itd. Nie ma to znacznia. Pewne osoby posiadają coś takiego w swoim wyglądzie, ubiorze, że już z bardzo daleka, jak nawet nie widzę jej dokładnie to schematy zaczynają startować. Może się wydawać, że to jakiś rodzaj niewidzialnej energii ale tak nie jest bo gdy, np. umyślnie zrobisz zeza aby nie widzieć co się dokładniej dzieje to wtedy schematy się nie odpalają. Tak więc oczy postrzegają w tych osobach coś szczególnego co powoduje te reakcje. Nie wiem co to może być ale przpuszczam, że to może być jakiś nieznaczący szczegół na który nawet nigdy bym nie wpadł. Czuję wtedy jak moje mięśnie, szczególnie te na twarzy zaczynają pomału się spinać, do oczu napływają łzy itp. Pojawia się uczucie strachu, że ta druga osoba to dostrzerze i to jeszcze bardziej potęguje emocje i reakcje. To samo się nakręca. To się dzieje automatycznie, to jest automat na który nie mam ŻADNEGO wpływu. Mogę to tylko obserwować lub zagłuszyć. Aby to zagłuszyć muszę podtrzymywać w umyślę jakąś bardzo śmieszną sytuację, która mnie strasznie bawi. Wtedy te pozytywne emocje radości kompletnie neutralizują lub sprowadzają lęk do bardzo osłabionego stanu. Bardzo ciężko cały czas z czegoś się tak szczerze śmiać w głębi siebie ale to naprawdę pomaga. Wygląda to na to jakby pozytywne emocje równoważyły te negatywne. Tą śmieszną historyjkę w umyśle trzeba sobie wyobrazić trochę wcześniej niż nadejdzie lęk bo wtedy będzie to cholernie trudne bo się okaże, że nic nas w tym momencie nie bawi. Musi Cię ona naprawdę śmieszyć. Działa to wyśmienicie ale niemożliwością jest cały czas tak funkcjonować, może to pomóc tylko w sporadycznych, krótkich momentach. Trzeba jak najwięcej się śmiać i to jest klucz. Mam swoją teorię. Podejrzewam, że głównym powodem naszego lęku jest to czy druga osoba nie dostrzerze naszego zdenerowania, wstydu. Te emocje odczytuje się przeważnie z naszej twarzy. Mięśnie naszej twarzy spinają się automatycznie w pewnych sytuacjach, jest to wyuczony nawyk organizmu, na który nie mamy wpływu bo dzieje się to automatycznie. Dalej, strach i lęk pojawiają się przez świadomość, że druga osoba to widzi i to wszystko się zapętla bo lęk powoduje nasilenie reakcji w ciele. Czyli aby pozbyć się problemu trzeba rozluźnić mięśnie twarzy ponieważ ich spinanie jest odpowiedzialne, m.in. za łzawienie naszych oczu bo z tego co czytałem wtedy są odblokowywane jakieś kanaliki odpowiedzialne za wytwarzanie łez. Krótko mówiac spinanie się mięśni twarzy jest połączone z uczuciem lęku. Jedno jest zależne od drugiego ale gdy wyeliminujemy spinanie to 'odetniemy dopływ tlenu' dla lęku. Uważam, że śmiech rozluźnia mięśnie twarzy temu lęk jest częściowo neutralizowany. Uważam również, że wszystkie używki począwszy od alkoholu, a skończywszy na różnych prochach również ingerują w napięcie mięśni naszej twarzy i mają wpływ na jej rozluźnienie (alkohol) lub całkowite zesztywnienie (stymulanty) i jedno oraz drugie jest skuteczne. Trzeba zastanowić się jak zapanować nad mięśniami twarzy, a wtedy problem zniknie. Jakieś propozycje? Przynajmniej tak jest w moim przypadku i uważam, że w Waszych również. Możemy do tego dopisać czerwienie się i inne objawy także. Nauczyłem się tak jakby stać obok tego co się dzieje z moim ciałem i nawet się z tego śmieje w głębi siebie bo wiem, że to nie jestem ja. Kiedyś bardzo utożsamiałem się ze swoim ciałem, a teraz tak jakby nie do konća, jakbym doznał trochę czegoś w rodzaju depersonalizacji, podoba mi się to. Widzę, że trochę namieszałem ale nieszkodzi.'

 

Teraz chciałem coś dodać. W międyczasie zauważyłem, że to spinanie się mięśni twarzy, łzawienie, uczucie lęku itp. nie jest tylko zależne od postrzegania pewnych osób z określonymi cechami przez moje oczy. Czasami ono wcale nie występuje, obojętnie kogo bym nie mijał lub z kim bym nie rozmawiał. Jest ono uzależnione od mojego samopoczucia, stanu psychicznego. Zauważyłem, że jak zrobię coś dobrze, jestem z czegoś dumny, coś poszło mi dobrze, coś mnie ucieszyło itp. wtedy to uczucie nie występuje wcale. Gdy moja pewność siebie wzrasta, wtedy to uczucie nie występuje. Mogę iść pomiędzy ludźmi jak normalny człowiek. Bardzo często jest raz tak, raz inaczej. Do końca jeszcze tego nie rozgryzłem ale widać pewną ścisłą zależność o której napisałem powyżej. Tak więc wymienione sytuacje, które neutralizują to uczucie zwiększają poziom dopaminy, czytałem o tym gdzieś kiedy. Dalej utrzymuje, że moim jednym z głównych problemów jest za niski poziom dopaminy. Gdyby był na normalnym poziomie to wszystkie moje problemy przestałyby istnieć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Opis Twojej sytuacji (przeczytałam pobieżnie) bardzo pasuje do osobowości DDA/DDD.

Bardzo.

Duża wrażliwość, empatia, brak poczucia wartości, próba kontrolowania emocji i uczuć.

Przekonanie że emocje są złe bo przykre.

Twoje emocje i Twoja nerwica mówią Ci że tłamsisz w sobie wszystko.

Atak paniki to taka sytuacja jak gdybyś wszedł do pokoju w którym znajdują się strzałki wskazujące

w którą stronę dalej iść, tyle że każda ze strzałek wskazuje inny kierunek.

Każda emocja mówi co innego "mam żal" "nie dam rady" "dam radę" "jestem silny" "muszę tam iść" "nie dam rady tam iść bo będę płakał"itd...

 

Masz w sobie dużo żalu do rodziców, do przeszłości.

Wszystko znakomicie rozumiesz, zrobiłeś sobie psychoanalizę i to już połowa sukcesu.

Ale to nie oznacza przepracowanie emocji.

Co z tego że tyle już wiesz skoro idziesz ulicą i płaczesz a nie chcesz...?

Twoja podświadomość reaguje na przekór całej tej wiedzy.

 

Moim zdaniem robisz sobie sam krzywdę diagnozując u siebie nawet i schizofrenie (co jest typowe dla nerwicy natrętnych myśli)

bo podswiadomie pomniejszasz swoja wartość i słabniesz we własnych oczach, mimo że widać że jesteś osobą bardzo inteligentną,

wrażliwą tylko obciążoną bardzo.

Niestety samotne rozkminianie swoich stanów i skupianie się na tym paradoksalnie zamyka człowieka na poczucie

samego siebie, swoją siłę i działanie twórcze.

 

Po pierwsze poczucie własnej wartości i emocje.

Wydajesz się bardzo sympatyczym gościem który nie daje sobie prawa do miłości, odseparowania się od przeszłości

i uznania się za osobę niezależną, wolną, silną, dorosłą i niezależną.

Jesteś wciąż małym niekochanym chłopcem i intelektualne rozbijanie tego na czynniki pierwsze może nie pomóc moim zdaniem.

Ale się nagadałam! ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

monooso,

Nerwica jest spowodowana problemami z emocjami i aby się z tego wyleczyć, to z nimi trzeba pracować, a ty wykonujesz ogromną pracę ale nie na tym polu co trzeba, bo próbujesz kontrolować i zmieniać swoje myśli czyli działasz w obszarze intelektu a trzeba działać w obszarze emocji.

Oczywiście robisz tak bo tak jest łatwiej, bo myślenie nie boli, a przy pracy z emocjami zaczyna się ból.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale wątek się rozkręcił! :D

 

Opis Twojej sytuacji (przeczytałam pobieżnie) bardzo pasuje do osobowości DDA/DDD.

Bardzo.

Duża wrażliwość, empatia, brak poczucia wartości, próba kontrolowania emocji i uczuć.

Przekonanie że emocje są złe bo przykre.

Twoje emocje i Twoja nerwica mówią Ci że tłamsisz w sobie wszystko.

To tylko takie szufladkowanie na siłę. Byćmoże objawy pasują ale co z tego? Obserwując swoich 'kolegów' z bloków, których ojcowie też byli alkoholikami i pili razem z moim ojcem to z nimi nie jest tak źle. Oni są w miarę normalni. Może nie są to jakieś super inteligente jednostki ale tacy zwykli, dość prości ludzie. Akurat oni są całkowitymi przeciwieństwami mojej osoby. Jedyne co nas łączy to pociąg do substancji psychoaktywnych. Tylko, że ja z tego zrezygnowałem (nie będę kłamał, po części napewno z powodów finansowych), a oni piją nałogowo alkohol doprawiając to marihuaną, pigułami i różnymi innymi używkami. Alkohol nie jest tutaj czynnikiem decydującym. Czynnikiem decydującym są tutaj rodzice i nie chodzi wcale o picie alkoholu.

Jeżeli tłamszę w sobie wszystko to na poziomie podświadomym do którego nie mam bezpośredniego dostępu. Na poziomie świadomym mam tak wszystko ułożone jak nigdy wcześniej.

 

Atak paniki to taka sytuacja jak gdybyś wszedł do pokoju w którym znajdują się strzałki wskazujące

w którą stronę dalej iść, tyle że każda ze strzałek wskazuje inny kierunek.

Każda emocja mówi co innego "mam żal" "nie dam rady" "dam radę" "jestem silny" "muszę tam iść" "nie dam rady tam iść bo będę płakał"itd...

Aha czyli ataki paniki, które opisujesz kojarzą mi się z moimi objawami fobii społecznej w bardzo stresujących momentach.

 

Masz w sobie dużo żalu do rodziców, do przeszłości.

Wszystko znakomicie rozumiesz, zrobiłeś sobie psychoanalizę i to już połowa sukcesu.

Ale to nie oznacza przepracowanie emocji.

Co z tego że tyle już wiesz skoro idziesz ulicą i płaczesz a nie chcesz...?

Twoja podświadomość reaguje na przekór całej tej wiedzy.

Jak przepracowuje się emocje? Jakieś przykłady?

 

Moim zdaniem robisz sobie sam krzywdę diagnozując u siebie nawet i schizofrenie (co jest typowe dla nerwicy natrętnych myśli)

bo podswiadomie pomniejszasz swoja wartość i słabniesz we własnych oczach, mimo że widać że jesteś osobą bardzo inteligentną,

wrażliwą tylko obciążoną bardzo.

Niestety samotne rozkminianie swoich stanów i skupianie się na tym paradoksalnie zamyka człowieka na poczucie

samego siebie, swoją siłę i działanie twórcze.

Co to za róznica jak to nazwę? Ty pisałaś o DDA, a ja o schizofrenii PROSTEJ. To wszystko jest ze sobą połączone, tymi nazwami można sobie dupe podetrzeć. To nie ma żadnego znaczenia do jakiego koszyka wrzuci mnie pan psychiatra według własnego widzimisię ponieważ moje objawy są tak rozbudowane, że pasuję do wielu koszyków jednocześnie. Oczywiście pan psychiatra będzie stawiał na swoim, że jego diagnoza jest najwłaściwsza ale dobrze go rozumiem, chce po prostu poczuć się do czegoś potrzebny, ważny, mieć jakiś autorytet w oczach innych.

 

Zacytuję z wikipedii:

 

Przebieg schizofrenii prostej rozpoczyna się od coraz bardziej zwiększającego się zobojętnienia, obniżenia nastroju i brakiem zainteresowania własnym losem i otoczeniem. Stosunek chorego do otoczenia staje się coraz bardziej pozbawiony emocji a sama osoba staje się wyalienowana.

 

Jeżeli objawy pokrywają się w 100% to mogę powiedzieć, że pasuje.

 

Masz rację. Skupianie się na tym powoduje takie efekty ale jest niezbędne aby to zrozumieć i wyleczyć. Gdybym się na tym nie skupiał to nigdy bym do końca nie poznał tego działania, brałbym to za część swojej osobowości. Za jakiś czas będę przeprowadzał różne eksperymenty, które będę tutaj opisywał, np. przez pewien okres czasu spróbuję skupiać się tylko na tym co pozytywne itp. Będę świadomie narażał się na różne bardzo stresujące dla mnie doznania. Ot tak z ciekawości, jestem po prostu ciekawy efektów.

 

Po pierwsze poczucie własnej wartości i emocje.

Wydajesz się bardzo sympatyczym gościem który nie daje sobie prawa do miłości, odseparowania się od przeszłości

i uznania się za osobę niezależną, wolną, silną, dorosłą i niezależną.

Jesteś wciąż małym niekochanym chłopcem i intelektualne rozbijanie tego na czynniki pierwsze może nie pomóc moim zdaniem.

Ale się nagadałam! ;)

Trafiłaś w punkt! :D

 

monooso,

Nerwica jest spowodowana problemami z emocjami i aby się z tego wyleczyć, to z nimi trzeba pracować, a ty wykonujesz ogromną pracę ale nie na tym polu co trzeba, bo próbujesz kontrolować i zmieniać swoje myśli czyli działasz w obszarze intelektu a trzeba działać w obszarze emocji.

Oczywiście robisz tak bo tak jest łatwiej, bo myślenie nie boli, a przy pracy z emocjami zaczyna się ból.

Działania podjąłem w takim obszarze w jakim umiałem. Uważam, że z perspektywy czasu była to bardzo dobra decyzja. Obserwacja swoich schematów myślowo-emocjonalnych, które warunkowały całe moje życie pozwoliła mi dostrzec gdzie konkretnie leżą moje problemy. Zrozumiałem czemu to wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej. Moja świadomość się zwiększyłą i nie musze już działać pod ich dyktando nawet jak odczuwam lęk, strach, agresją czy inne emocje które w dalszym ciągu odtwarzają się automatycznie jako zaprogramowana reakcja na bodźce zewnętrzne. Kiedyś to była gadka 'ehh taki jestem' oraz pogrążanie się w swojej beznadziejności, inności, depresji. Były pytania czemu taki jestem, a inni są normalni itp., istne pomieszanie. Dzisiaj jest spokój, dalsza obserwacja, zrozumienie, analiza, próba działania.

 

Jak wygląda praca z emocjami? Mogłabyś opisać to jakoś szerzej? Podać jakieś przykłady jak to się robi? Powiedz mi na czym to polega to z chęcią spróbuję. Żadna emocja nie zrobi już na mnie wrażenia, mogę każdą na klatę przyjąć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dalej za mocno kombinujesz kolego ;)

 

Zasada nr 1. Nigdy nie porównuj się do innych. Nigdy nie znasz całej prawdy.

Nigdy nie wiesz co jest maską na pokaz a kto nocami płacze w poduszkę.

Wszystko zależy od podejścia.

Każdy inaczej reaguje na podobne wydarzenie.

 

Jak pracować nad emocjami?

Długo i cierpliwie. Nie da się zmienić czegoś na co się pracowało latami, ot tak sobie.

To długa praca ale przynosi ulgę, więc warto.

Nie da się tego ujednolicić i sprecyzować tak jak byś chciał.

Nie ma gotowego sposobu.

Poza tym ciężko jest samemu to robić ponieważ nie jesteś obiektywny.

Nie widzisz wszystkiego bo człowiekowi ciężko jest spojrzeć na siebie z boku bez emocji i lęków.

Psycholog i psychiatra to jedna bajka, a terapeuta to nieco inna.

Zadaniem terapeuty jest zaopiekować się Tobą na jakiś czas, a nie wypisać recepty i do domu.

 

Tu taki najprostrzy przykład pracy nad emocjami:

http://ddawsieci.blog.onet.pl/2014/01/04/praca-nad-uczuciami-i-emocjami/

 

I strona w której zapewne odnajdziesz siebie:

http://flandra.wordpress.com/

 

Nie chciałabym tylko jednego, żebyś za bardzo się wciągnął w temat.

Ponieważ jest on przepełniony historiami innych ludzi, żebyś nie brał na siebie

ciężaru tych historii, a jedynie wyłapywał to co dotyczy Ciebie.

Tobie jest potrzebna spokojna terapia indywidualna, zajęcie się tylko sobą.

Jak sam pisałeś nie jesteś DDA, nie musisz się z tym identyfikować.

Jesteś DDD tyle że schematy działań jednych i drugich są bardzo podobne.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dalej za mocno kombinujesz kolego ;)

 

Zasada nr 1. Nigdy nie porównuj się do innych. Nigdy nie znasz całej prawdy.

Nigdy nie wiesz co jest maską na pokaz a kto nocami płacze w poduszkę.

Wszystko zależy od podejścia.

Każdy inaczej reaguje na podobne wydarzenie.

Znam tą zasadę tak samo jak masę innych. Nie udało mi się jeszcze wyrobić takich nawyków aby przestrzegać je automatycznie. Najczęściej kończy się to na tym, że wszystkie te nowe zasady, które chciałbym stosować na codzień w moim życiu bo wydają się pożyteczniejsze, rozsądniejsze, lepsze, zostają z biegiem czasu zapominane jedna po drugiej, a sposób funkcjonowania mojej osoby wraca pomalutku i niezauważenie na wcześniejsze zaprogramowane tory. Pewnie jest to do wyuczenia ale potrzeba mnóstwo czasu oraz wytrwałości.

Oczywiście masz abolutną rację z tym porównywaniem się, ocenianiem innych osób. Każdy gra swoją rolę, inni udają lepiej, inni gorzej. Jedni biorą takie używki lub leki aby swobodnie funkcjonować, inni inne, a jeszcze inni nic nie biorą. Dla jednych to jest wielkim problemem, dla innej osoby coś innego itp. Nie muszę wszystkiego wiedzieć. Oceniam tylko to co widzę z zewnątrz i na podstawie tego co widzę porównuję się z tymi osobami. A na jakiej innej podstawie miałbym się z nimi porównywać? Każdy tak robi. W większości oceniamy innych po tym jak się prezentują, jakie sprawiają wrażenie. Nawet jakbyśmy mówili, że tak nie jest to będzie kłamstwo ponieważ dzieje się to automatycznie. Mózg każdego człowieka na pierwszy rzut oka ocenia każdą osobą na podstawie własnej bazy danych. Przecież nigdy nie będą do końca wiedział co taka osoba naprawdę myśli lub czuje. Zawsze pozostanie możliwość błędnej interpretacji.

 

Jak pracować nad emocjami?

Długo i cierpliwie. Nie da się zmienić czegoś na co się pracowało latami, ot tak sobie.

To długa praca ale przynosi ulgę, więc warto.

Nie da się tego ujednolicić i sprecyzować tak jak byś chciał.

Nie ma gotowego sposobu.

Poza tym ciężko jest samemu to robić ponieważ nie jesteś obiektywny.

Nie widzisz wszystkiego bo człowiekowi ciężko jest spojrzeć na siebie z boku bez emocji i lęków.

Psycholog i psychiatra to jedna bajka, a terapeuta to nieco inna.

Zadaniem terapeuty jest zaopiekować się Tobą na jakiś czas, a nie wypisać recepty i do domu.

Powiem Ci coś. Właśnie ja uważam, że widzę wszystko, a nawet o wiele więcej niż taki terapeuta by zobaczył. Będę bezczelny ale powiem, że czuję się wyjątkowy. Czuję się wybrańcem i w głębi siebie nie chcę tego zmieniać. Uważam, że jestem bardziej rozwinięty umysłowo niż większość osób żyjąca na tej planecie, a przynajmniej te, które poznałem, widzę na ulicach, w telewizji itp. Postrzegam ich wszystkich jako 'roboty', które bezwiednie podąrzają za popędami swoich zaprogramowanych szablonów myślowo-emocjonalnych. Czuję jakbym brał udział w jakimś wielkim projekcie badawczym. Myślą, że mają na coś wpływ, myślą, że sami podejmują decyzje, a tak naprawdę to są wodzeni za nos. Każdy reaguje automatycznie na każdą reakcję. Wystarczy usiąść na ławce w parku i popatrzyć jak się zachowują. Powiem szczerze, że gdybym poszedł do takiego terapeuty to bym go przejrzał na wylot, bym wszystko wiedział z góry jak to się potoczy. Musiałbym mu później tylko przytakiwać, że niby podsunął mi jakieś cudowne rozwiązanie, cudowną myśl, cudowny pomysł, a tak naprawdę ja wiedziałem o tym dużo wcześniej od niego. Przytakiwałbym mu aby nie poczuł się głupio. Pisałaś wcześniej, że jestem inteligentny. Dziękuję ale tu nie chodzi o taką zwykłą inteligencję w powszechnym rozumieniu. W szkole zawsze mi powtarzano, że jestem bardzo zdolny ale leniwy i gdybym sam chciał to bym mógł wiele osiągnąć. W testach na IQ też nie wypadam najlepiej. Większość osób, które poznałem uważało mnie za dość przeciętną osobę. W realnym świecie za bardzo się spinam i to może dlatego. Gdy piszę samotnie teksty lub nagrywam wypowiedzi na dyktafon to jestem całkowicie rozluźniony więc myśli płyną swobodniej. Nie jestem w stanie sprecyzować na czym ta moje inteligencja polega. Po prostu czuję się poziom wyżej niż reszta, uważam ich za głupich nieświadomych ludzi.

 

Tu taki najprostrzy przykład pracy nad emocjami:

http://ddawsieci.blog.onet.pl/2014/01/04/praca-nad-uczuciami-i-emocjami/

 

I strona w której zapewne odnajdziesz siebie:

http://flandra.wordpress.com/

Dzięki! Napewno poprzeglądam te strony. Ewentualnie później coś o nich tutaj napiszę. Przypomniał mi się jeszcze mój jeden problem. Nawyk odkładania wszystkiego na potem. Mam już tyle ebooków, stron internetowych, materiałów, filmów, nagrań itp. do przeglądnięcia, że nazbierało się tego masa. Wszystko dodaje do ulubionych i mówię, że później sobie przejrzę bo nie chce mi się teraz. Całe życie układam jakieś plany na przyszłość, rozpisuję to wszystko na kartkach, w notatnikach, co do szczegółu. Zakazy, nakazy, postanowienia, cele itd. Ciągle jakieś plany od nowa, a pory roku zmieniają się za oknem. Haha, śmieszne to. :D

 

Nie chciałabym tylko jednego, żebyś za bardzo się wciągnął w temat.

Ponieważ jest on przepełniony historiami innych ludzi, żebyś nie brał na siebie

ciężaru tych historii, a jedynie wyłapywał to co dotyczy Ciebie.

Tobie jest potrzebna spokojna terapia indywidualna, zajęcie się tylko sobą.

Jak sam pisałeś nie jesteś DDA, nie musisz się z tym identyfikować.

Jesteś DDD tyle że schematy działań jednych i drugich są bardzo podobne.

Spoko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchaj, nikt Cię na żadną terapie siłą nie zaciągnie.

Tam się idzie dla siebie samego a nie dlatego że ktos tak chce.

Ja też tak myślałam jak Ty bo jestem dobrym obserwatorem.

Ale wiedzę swoją, dumę i przekonanie że dam wycisk terapeutce wycierałam z podłogi zasmarkaną od płaczu chusteczką.

Ja przyszłam jako alfa i omega, powiedziałam jej że duuuzo czytałam i wszystko wiem i rozumiem... a ona zaczęła pytać

o coś zupełnie innego... ;)

Szkoda życia na siedzenie ze sobą samym, trzeba poszerzac horyzonty.

 

Moje wzdryganie się przed terapią wcale nie wynikało z niechęci do terapii ale z lęku przed drugim człowiekiem

i tym że ktoś odkryje jaka jestem naprawdę i jak bardzo się boję.

Poza tym to wymaga wyjścia z domu.

Głupota innych to tylko tak mur obronny.

 

Ps: dobrze że masz tylko schize prostą a nie krzywą ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Słuchaj, nikt Cię na żadną terapie siłą nie zaciągnie.

Tam się idzie dla siebie samego a nie dlatego że ktos tak chce.

Wiem o tym, że nikt mnie siłą nie zaciągnie. Jak będę chciał kiedyś tam pójść to się zapiszę. W pierwszym swoim poście jasno zaznaczyłem, że nigdzie się na razie nie wybieram.

 

Ja też tak myślałam jak Ty bo jestem dobrym obserwatorem.

Ale wiedzę swoją, dumę i przekonanie że dam wycisk terapeutce wycierałam z podłogi zasmarkaną od płaczu chusteczką.

Ja przyszłam jako alfa i omega, powiedziałam jej że duuuzo czytałam i wszystko wiem i rozumiem... a ona zaczęła pytać

o coś zupełnie innego... ;)

Szkoda życia na siedzenie ze sobą samym, trzeba poszerzac horyzonty.

A o co zaczęła pytać? Możesz zdradzić jakieś smaczki co tam się działo za zamkniętymi drzwiami? Każdy tylko mówi idź na terapię, a nikt nie chce powiedzieć dokładnie co tam się wyprawia. Tak jakby tam jakieś cuda odprawiano. Dziwne. Strzelam w ciemno, że jest zwyczajnie i terapeutka zadaje Ci pytania związane z Twoja bolesną przeszłością, a ty masz jej o tym opowiadać nie kryjąc przy tym swoich emocji, tak jakby uwolnić swoje skrywane emocje, np. wypłakać to wszystko. Dla mnie to bzdury.

 

Moje wzdryganie się przed terapią wcale nie wynikało z niechęci do terapii ale z lęku przed drugim człowiekiem

i tym że ktoś odkryje jaka jestem naprawdę i jak bardzo się boję.

Moje wzdryganie przed terapią jest również podszyte tym samym lękiem i dobrze o tym wiem. Nie jest to dla mnie nic nowego. Chociaż nie jest to w tym momencie główny powód dla którego tam nie chcę iść. Teraz sam się leczę bo tak wolę. Uważam, że moja autodiagnoza i autoleczenie będą skuteczniejsze. Gdy będę chciał tam iść to po prostu pójdę nie zważając na lęk. Nie jest łatwo rozmawiać z kimś obcym o swojej bolesnej przeszłości, będąc przy tym całkowicie szczerym aby terapia przyniosła jakikolwiek sukces, zdaję sobie z tego sprawę. Dodam również, że mam w swoim życiu pewne sekrety, o których nikt nigdy się nie dowie. Nie ma takiej opcji, nawet terapeuta. Założę się, że każdy w swoim życiu ma podobne tajemnice. Forsujesz tutaj pogląd, że osoba z potencjalną nerwicą, dda, ddd, fobią czy czymkolwiek jeszcze innym musi być przezroczysta jak lustro, ktoś musi wiedzieć o niej wszystko, natomiast zwykła normalna osoba, która ma setki sekretów i kłamstw może stać z parawanem i funkcjonować o niebo normalniej. Nie tędy droga.

 

Poza tym to wymaga wyjścia z domu.

Wychodzę z domu. Był okres w moim życiu, że nie wychodziłem przez jakiś czas prawie wcale ale to się pozmieniało. Wyszedłem dzisiaj wieczorem na spacer, szedłem, szedłem i na początku byłem smutny i prawie płakałem, później usłyszałem jak jakaś kobieta mówi coś dla mnie śmiesznego i ciągle później się z tego śmiałem jak szalony, śmiałem się aż do łez, a ludzie się na mnie dziwnie patrzyli ale miałem to w dupie bo gdy mam dobry nastrój to jest mi wszystko jedno, później znowu zrobiło mi się smutno i miałem łzy w oczach, czułem zażenowanie i wstyd, później znowu się śmiałem itd. Zauważyłem, że moje emocje skaczą jak szalone, wystarczy, że coś usłyszę, coś sobie przypomnę, coś ktoś powie, coś zobaczę itp. a moje emocje i stan psychiczny skacze raz w jedną, raz w drugą stronę.

 

Głupota innych to tylko tak mur obronny.

Może źle się wyraziłem. Nie uważam, że reszta jest głupia ale nieświadoma. Uboga świadomość gatunku ludzkiego to będzie najlepsze określenie. Przykładowo wspomniane, w którymś ze wcześniejszych moich postów zoo dobitnie o tym świadczy.

 

Ps: dobrze że masz tylko schize prostą a nie krzywą ;)

Do czego pijesz? Do tej schizofrenii prostej o której była wczesniej mowa? Objawy z wikipedii pasują jak ulał ale jest to bardzo podobne z opisu do zwykłej depresji. A schizofrenia krzywa to ta ciężka, w której nie odróżniamy jawy od wyobraźni, tak? Nie mam jeszcze takich problemów, całe szczęście.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Powiem Ci coś. Właśnie ja uważam, że widzę wszystko, a nawet o wiele więcej niż taki terapeuta by zobaczył. Będę bezczelny ale powiem, że czuję się wyjątkowy. Czuję się wybrańcem i w głębi siebie nie chcę tego zmieniać. Uważam, że jestem bardziej rozwinięty umysłowo niż większość osób żyjąca na tej planecie, a przynajmniej te, które poznałem, widzę na ulicach, w telewizji itp. Postrzegam ich wszystkich jako 'roboty', które bezwiednie podąrzają za popędami swoich zaprogramowanych szablonów myślowo-emocjonalnych. Czuję jakbym brał udział w jakimś wielkim projekcie badawczym. Myślą, że mają na coś wpływ, myślą, że sami podejmują decyzje, a tak naprawdę to są wodzeni za nos. Każdy reaguje automatycznie na każdą reakcję. Wystarczy usiąść na ławce w parku i popatrzyć jak się zachowują. Powiem szczerze, że gdybym poszedł do takiego terapeuty to bym go przejrzał na wylot, bym wszystko wiedział z góry jak to się potoczy. Musiałbym mu później tylko przytakiwać, że niby podsunął mi jakieś cudowne rozwiązanie, cudowną myśl, cudowny pomysł, a tak naprawdę ja wiedziałem o tym dużo wcześniej od niego. Przytakiwałbym mu aby nie poczuł się głupio. Pisałaś wcześniej, że jestem inteligentny. Dziękuję ale tu nie chodzi o taką zwykłą inteligencję w powszechnym rozumieniu. W szkole zawsze mi powtarzano, że jestem bardzo zdolny ale leniwy i gdybym sam chciał to bym mógł wiele osiągnąć. W testach na IQ też nie wypadam najlepiej. Większość osób, które poznałem uważało mnie za dość przeciętną osobę. W realnym świecie za bardzo się spinam i to może dlatego. Gdy piszę samotnie teksty lub nagrywam wypowiedzi na dyktafon to jestem całkowicie rozluźniony więc myśli płyną swobodniej. Nie jestem w stanie sprecyzować na czym ta moje inteligencja polega. Po prostu czuję się poziom wyżej niż reszta, uważam ich za głupich nieświadomych ludzi.

 

Słuchaj dzieje się tak dlatego, że nazwijmy to "uszkodzenia psychiki" powodują wyostrzenie innych zmysłów. Tak jak z niepełnosprawnością, nie widzisz ale słyszysz o wiele lepiej niż inni. Jednak ten stan nie znaczy że jesteś lepszy od terapeuty/psychologa. I stawiam dobrego JW, że psycholog podczas terapii otworzyłby Tobie oczy na coś czego nie dostrzegasz, albo czego nie umiesz w sobie odblokować.

 

Na pocieszenie powiem Tobie, że co najmniej co druga osoba czuje się tak jak Ty, mając takie problemy. Natomiast uważanie ludzi dookoła za głupich i nieświadomych świadczy o sporym problemie z psychiką, z którym należałoby zrobić porządek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co znaczyły Twoje łzy podczas spaceru? Co one mówią?

 

Przewertowałem Inernet i na polskojęzycznych stronach, a szczególnie forach jest o tym bardzo niewiele. Osoby z fobią społeczną/nerwicą/depresją, a raczej mieszanką tego wszystkiego bo to wszystko na siebie się nakłada mają bardzo podobne objawy do mnie, a nawet mogę powiedzieć, że identyczne. Chociaż w głównej mierze chodzi tutaj o fobię społeczną. Niestety nikt nie znalazł żadnego skutecznego sposobu na zmniejszenie tego dyskomfortu, nie mówiąc nic nawet o pozbyciu się tego całkowicie, każdy tylko wymienia się swoimi doświadczeniami i półśrodkami. Później zabrałem się za anglojęzczyną część sieci i tam znalazłem o wiele więcej informacji o tej przypadłości. Nazywają to watering eyes/watery eyes ale jest to nazwa taka nieoficjalna, nie mająca nic wspólnego z oficjalnym schorzeniem o takiej samej nazwie. Przeczytałem tam wiele tematów na forum dotyczącym fobii społecznej i zdzwiłem się, że aż tyle osób to ma. Niestety również nikt nie umie sobie z tym poradzić i musi z tym żyć co jest bardzo niekomfortowe, a wręcz to udręka. To co większosć pisze idealnie pokrywa się z moimi obserwacjami bo rozpracowałem to do prawie cna. To uczucie i łzawienie występuje tylko gdy jestem w miejscach publicznych wśród innych, obcych ludzi, gdy jestem obserwowany, gdy jestem w centrum uwagi, gdy muszę zrobić coś samodzielnie, gdy kogoś mijam, gdy ktoś na mnie się patrzy lub ja na jego się patrzę, gdy z kimś rozmawiam, gdy zrobię coś głupiego lub niestosownego itp. Jest to cały zestaw różnych sytuacji, w których może to wystąpić. Uważam, że u normalnej, zdrowej osoby również to występuje, np. gdy ośmieszy się i bardzo tego się wstydzi ale nie aż w takim szerokim wachlarzu różnych sytuacji jak u mnie. Częstotliwość tej reakcji jest ściśle powiązana z niskim poziomem dopaminy w mózgu. Jedno jest zależne od drugiego. Niski poziom dopaminy jest spowodowany tymi reakcjami, a te reakcje są spowodowane niskim poziomem dopaminy. Tak samo jak nerwica i jej objawy somatyczne są spowodowane przez fobię społeczną, a fobia społeczna jest spowodowana przez objawy somatyczne nerwicy. Po spożyciu substancji podwyższających poziom dopaminy lub 'wykonaniu pewnych czynności mentalnych' (np. coś zrobię dobrze, ktoś mnie pochwali itp., pisałem o tym wcześniej) to uczucie nie występuje wcale lub jest znikome. Jednak ZAWSZE poziom dopaminy wraca do swojego pierwotnego, zaniżonego stanu. Po jakichś używkach może to trwać kilka godzin lub parę dni, po jakiejś pochwale może trwać to 20 minut, zależy, jest z tym różnie ale tą regularlność widać jak na dłoni. Kiedyś nie mogłem tego rozgryźć ale teraz jestem tego pewien. Ktoś może mi powiedzieć, że chcę całe życie być na haju, a ja powiem ok dobra tylko ja na tym haju czuję się jak normalna osoba na trzeźwo, wtedy wracam do stanu normalności bo mój poziom dopaminy jest obniżony na codzień. Możliwe, że mam coś w mózgu uszkodzone, źle rozwinięte z powodu swojego dzieciństwa, wychowania, przeżyć itd. bo poziom dopaminy wzrasta jako odpowiedź na różne bodźce. Zaburzone schematy myślowo-emocjonalne powodują niski poziom dopaminy, który powoduje dalsze reakcje somatyczne. Czasami przez parę dni nie mam prawie żadnych objawów, czuję się jak normalny człowiek, a czasami przez parę dni jak wychodzę z domu to czuję się tak, że kompletnie nie chcę nikogo mijać nawet na ulicy bo objawy są bardzo nasilone. Ostatnio też zauważyłem, że identyczne uczucie wysątpiło ostatnio gdy chciałem przejść przez przejście dla pieszych, wszedłem już na jezdnię ale nie byłem pewien czy samochód się zatrzyma. Wyglądało tak jakbym podświadomie czuł, że robię coś źle i będę za to ukarany, że nie poczekałem, aż przejdzie tylko wjebałem się na jezdnię na chama. Właśnie z tego powodu wystąpiło to też. Zauważyłem również, że gdy idę ulicą i nie chcę aby wystąpiło to uczucie to muszę zrobić lekkiego zeza (takiego prawie niewidocznego, co bardzo łatwo mi wychodzi, od ręki), gdy zrobię tego zeza to wszystko co jest widziane jest lekko rozmazane przez co nie widzę kompletnie twarzy innych osób i te uczucie nie występuje lub jest bardzo słabe. Występuje tylko myśl co oni o mnie pomyślą, wyglądam teraz jak idiota itp. Czyli możemy dojść do wniosku, że gdyby nie oczy, gdyby nie moje postrzeganie wzrokowe to te uczucie by nie wystąpiło. Czyli jedziemy dalej, czyli moje oczy odbierają te fotony, które są BŁĘDNIE interpretowane w moim mózgu. Ta BŁĘDNA interpretacja, która się dzieje Z AUTOMATU (ja jej kompletnie nie kontroluje, to jest tak szybkie jak błysk światła, nawet tego nie postrzegam, to po prostu dzieje się w tej samej chwili kiedy to jest postrzegane) właśnie prowadzi do spinania się mięśni mojej twarzy, co otwiera te kanaliki i powoduje łzawienie. Później moja osoba widzi co się dzieje z jej ciałem, widzi, że inne osoby tak nie mają i jest to bardzo niekorzystne, zawstydzające, ujmujące i wszystko co najgorsze w codziennym funkcjonowaniu. Wtedy ta osoba chce się tego pozbyć ale nie może bo to jest już jakby wgrane w system, może tylko wyciszać objawy ciała lekami z masą skutków ubocznych. Przecież to jest ujmujące w naszym społeczeństwie płakać publicznie, tak nas zaprogramowano. Więc taka osoba walczy z 2 programami. Z jednej strony płacze publicznie, a z drugiej strony nie może tego robić i tu powstaje lęk oraz nerwica. Właśnie wiele osób na forum pisało, że gdyby nie to uczucie to byliby kompletnie normalni i to jest ich główny problem. Problemem jest tutaj właśnie nasze społeczeństwo, w którym płakanie publiczne uchodzi za coś 'wstydliwego', że tak ujmę. Zresztą chodzi tutaj o płakanie bez powodu, któremu towarzyszy te uczucie zażenowania. Uważam, że jest to mój główny problem, który odpowiada za WSZYSTKIE inne problemy w moim życiu, za wszystkie moje niepowodzenia, za moją bezczynność, za moje wyizolowanie i za wszystko najgorsze. Czyli jestem zakładnikiem tego 1 problemu? Tak. Dodam również, że nie utożsamiam się już z nim jak kiedyś, a nawet w ogóle. Nie jestem tym smutkiem, tym pogrążaniem się, tą depresją. Nie, nie, nie. Czuję się świetnie, naprawdę. Czuję się zajebiście, po prostu postrzegam to i widzę ten cały automatyzm naszych pozornych żyć. Teraz po prostu idę ulicą, widzę oooo uczucie rośnie, później widzę ooooo łzy, później widzę ooooo strach, później widzę oooooo ktoś na mnie się patrzy bo mam łzwy w oczach i twarz się wykrzywiła, później uczucie zażenowania, później myśl aaaaaa co mi tam popatrzę mu też w oczy, później uczucie speszenia, później obtarcie oczu, dalej idę, a ja w głębi siebie się śmieje z tego wszystkiego hahahahaha. Bo to jest kabaret, a co mam płakać hahahaha? To sobie po prostu jest ok ale chcę zmienić to tylko z 1 powodu. Gdy tego nie zmienię to nie będę mógł w ogóle funkcjonować swobodnie społecznie ze względu na te automatyzmy wgrane. Zawsze zostaje mi rozwiązanie w postaci używek lub być może jakichś leków ale na razie szukam innych rozwiązań. Dziękuję.

 

-- 12 kwi 2014, 11:17 --

 

Słuchaj dzieje się tak dlatego, że nazwijmy to "uszkodzenia psychiki" powodują wyostrzenie innych zmysłów. Tak jak z niepełnosprawnością, nie widzisz ale słyszysz o wiele lepiej niż inni. Jednak ten stan nie znaczy że jesteś lepszy od terapeuty/psychologa. I stawiam dobrego JW, że psycholog podczas terapii otworzyłby Tobie oczy na coś czego nie dostrzegasz, albo czego nie umiesz w sobie odblokować.

Aha, dzięki. Bardzo trafne spostrzeżenia. Uważam, że ten stan jest 'błogosławieństwem'. W żadnym wypadku nie chcę pomniejszać swojej 'świadomości' (tak to będę nazywał). To był by umyślny krok w tył. Po co miałbym to robić? Chcę tylko wyeliminować parę objawów (szczególnie zewnętrznych), które utrudniają mi swobodne funkcjonowanie z dzisiejszym społeczeństwie, a nie kastrować wszystko jak leci aby upodobnić się do przeciętnego człowieka. Nie chcę być idealny, nie wiadomo jaki, po co? Nie chcę żyć jak większość ludzi. Może by coś mi pokazał, a może nie, to jest gdybanie. Nie zaprzeczam, że kiedyś tam pójdę z czystej ciekawości. Na razie eksperymentuje samemu, a co nie moge?

 

Na pocieszenie powiem Tobie, że co najmniej co druga osoba czuje się tak jak Ty, mając takie problemy. Natomiast uważanie ludzi dookoła za głupich i nieświadomych świadczy o sporym problemie z psychiką, z którym należałoby zrobić porządek.

Akurat ta kwestia nie jest dla mnie problemem, to jest fakt.

 

-- 12 kwi 2014, 11:25 --

 

Aha i dodam jeszcze aby ktoś mi nie wytknął, że za wszystko odpowiada tylko dopamina, dopamina, dopamina. Nie, tak nie jest. Mózg człowieka jest bardzo skomplikowany i wpływ na to ma wiele neuroprzekaźników czy jak to się fachowo nazywa oraz innych rzeczy ale piszę tylko to co zaobserwowałem u siebie samego. Używki oraz sytuacje, które według badań podnoszą poziom dopaminy, powodują u mnie normalne funkcjonowanie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie odpowiedziałeś na pytanie.

Kiedy płyną łzy one zawsze coś z znaczą.

Zawsze są reakcją na EMOCJE i UCZUCIE.

To nie fotony i nie dopamina tylko Twoje uczucia.

Nerwica i wszystkie wszystkie jej objawy są tylko reakcją organizmu na konflikt wewnętrzny.

Jednemu łzawią oczy drugi dostaje na ulicy biegunkę.

Załóż ciemne okulary, nikt nie będzie widział że płaczesz.

I od tego zacznij.

 

Ok wiec rodzi się poczucie winy i zażenowanie - na skutek tych reakcji.

Ale wciąż nie jest powiedziane co oznaczają te łzy, czego są wyrazem.

Z pewnością nie są wyrazem wyjscia na ulicę czy reakcji innych ludzi, są tylko Twoją odpowiedzią

na to co się dzieje w środku.

 

Ludzie są sami pogubieni dlatego trzeba wyznaczyć jasno granice swoje i cudze.

Szanuj moje granice, granice forumowiczów i odpowiadaj czytelnie i krótko.

 

Co Ciebie obchodzi co piszą inni.

Oni to oni a Ty to Ty.

Poza nimi znam mnóstwo osób którzy po atakach paniki a autobusie i sklepach

powrócili do normalnego życia i bardzo dobrze się mają.

 

Robisz dokładnie to samo co hipochondryk googlający sobie objawy

i zyjący objawami innych, bo jego są podobne dochodzi więc do wniosku że ma hiv, raka i sm jednocześnie.

Po pierwsze poczucie własnej wartości i własne granice.

Inni ludzie to inni ludzie a Ty to Ty.

Nie każdy po grypie będzie miał zapalenie mieśnia sercowego ;)

 

-- 12 kwi 2014, 10:57 --

 

Ps: nikt nie każe Ci zmiejszać świadomości!!! :) Dlaczego na sugestię kolegi że ktos może zobaczyć coś czego

sam nie widzisz reagujesz w ten sposób?

Trzeba umieć sobie przyznać "mam kłopoty i przyda mi się wsparcie"

Hydraulik choć jest fachowcem nie będzie się brał za elektrykę i nie będzie uważał że wsparcie

innego fachowca to zmiejszanie świadomości czy podkopanie jego wartości.

Własnie to też odróżnia poczucie własnej wartości od poczucia gorszości.

Człowiek który zna swoją wartość i ma wyznaczone granice nie będzie czuł zagrożenia ze strony drugiej osoby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Akurat ta kwestia nie jest dla mnie problemem, to jest fakt.

Dobrze.. każdy ma prawo decydować za siebie i każdy ma prawo błądzić. Życzę w takim razie byś dotarł do miejsca w którym rozpoczniesz terapię i dostrzeżesz jakimi błędnymi założeniami się kierowałeś. Powodzenia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie odpowiedziałeś na pytanie.

Kiedy płyną łzy one zawsze coś z znaczą.

Zawsze są reakcją na EMOCJE i UCZUCIE.

To nie fotony i nie dopamina tylko Twoje uczucia.

Nerwica i wszystkie wszystkie jej objawy są tylko reakcją organizmu na konflikt wewnętrzny.

Jednemu łzawią oczy drugi dostaje na ulicy biegunkę.

Załóż ciemne okulary, nikt nie będzie widział że płaczesz.

I od tego zacznij.

Nie jest to taki płacz jaki następuje jako skutek smutku. Nie jest to taka sama reakcja, wygląda to troszkę inaczej. Są łzy ale takie puste, automatyczne, wymuszone. Porównałbym to z wpatrywaniem się w 1 punkt bez mrugania przez dłuższy okres czasu, tylko w tym przypadku to następuje w ciągu 1 sekundy, a na wpatrywanie trzeba poświęcić troszkę czasu. To uderza mnie w jednej chwili, później pojawia się myśl, że to ktoś zobaczy i szybciutko za tym podąża uczucie wstydu, zażenowania. Wtedy oczy zaczynają łzawić. Myślałem na początku, że może to jakaś zwykła choroba, np. zespół suchego oka od zbyt długiego przesiadywania przed komputerem. Bardzo możliwe, że w jakimś stopniu jest to tym spowodowane ale nie jest to główna przyczyna ponieważ ta reakcja uruchamia się TYLKO w określonych sytuacjach społecznych, inaczej trwałoby to ciągle niezależnie od tego kogo mijam, co robię itd.

Powiem tak, przypuszczam, że wiem co one znaczą ale nie będę tego tutaj pisał. To, że wiem czemu mogą powstawać, nie znaczy, że przestaną się odtwarzać. To kompletnie niczego nie zmienia.

Jeżeli to nie dopamina to dlaczego po używkach lub wydarzeniach, które według badań zwiększają znacznie poziom dopaminy to uczucie WCALE nie występuje? WCALE. Chyba jest coś na rzeczy. Nie są to moje jakieś przypuszczenia wzięte z nieba tylko wnioski wysnute z wielomiesięcznych obserwacji własnych reakcji. Nie wygląda to tak, że znalazłem coś w Internecie i przyjąłem to za pewnik, dopasowałem do siebie. W Internecie znalazłem tylko potwierdzenie tego co sam już wcześniej zauważyłem u siebie.

Ciemne okulary? Przerabiałem to, żadne wyjście. Nie mogę całe życie, w każdej sytuacji chodzić w ciemnych okularach. To będzie tylko zamiatanie problemu pod dywan, który i tak muszę rozwiązać. Gdy chodzę bez okularów to problem wraca. Gdy noszę ciemne okulary to wtedy to uczucie nie występuje bo umysł podświadomie zdaje sobie sprawę, że tego nie będzie widać. Świadomość tego, że moje łzy będą widoczne nakręca to podświadomie, ja nawet o tym nie myślę.

 

Ok wiec rodzi się poczucie winy i zażenowanie - na skutek tych reakcji.

Ale wciąż nie jest powiedziane co oznaczają te łzy, czego są wyrazem.

Z pewnością nie są wyrazem wyjscia na ulicę czy reakcji innych ludzi, są tylko Twoją odpowiedzią

na to co się dzieje w środku.

Właśnie, że ta reakcja jest w ogóle bez sensu. Nakręca się samoistnie tym, że ktoś to zobaczy... Nie da się zaobserwować żadnej konkretnej przyczyny ponieważ taka nie istnieje. Nawet po substancjach spowolniającyh czas nie jest to możliwe, a co dopiero na trzeźwo. Mogę tylko przypuszczać czemu tak się dzieje, mam pewne mocne przypuszczenia, są to wydarzenia z przeszłości ale co to zmieni?

 

Ludzie są sami pogubieni dlatego trzeba wyznaczyć jasno granice swoje i cudze.

Szanuj moje granice, granice forumowiczów i odpowiadaj czytelnie i krótko.

 

Co Ciebie obchodzi co piszą inni.

Oni to oni a Ty to Ty.

Poza nimi znam mnóstwo osób którzy po atakach paniki a autobusie i sklepach

powrócili do normalnego życia i bardzo dobrze się mają.

Tak oni to oni, a ja to ja tylko, że mamy ten sam problem, który wygląda identycznie więc szukam rozwiązania.

 

Robisz dokładnie to samo co hipochondryk googlający sobie objawy

i zyjący objawami innych, bo jego są podobne dochodzi więc do wniosku że ma hiv, raka i sm jednocześnie.

Wcale tak nie jest.

 

Po pierwsze poczucie własnej wartości i własne granice.

Inni ludzie to inni ludzie a Ty to Ty.

Nie każdy po grypie będzie miał zapalenie mieśnia sercowego ;)

To czcze gadanie. To nic nie zmienia, problem dalej istnieje.

 

Ps: nikt nie każe Ci zmiejszać świadomości!!! :) Dlaczego na sugestię kolegi że ktos może zobaczyć coś czego

sam nie widzisz reagujesz w ten sposób?

Trzeba umieć sobie przyznać "mam kłopoty i przyda mi się wsparcie"

Hydraulik choć jest fachowcem nie będzie się brał za elektrykę i nie będzie uważał że wsparcie

innego fachowca to zmiejszanie świadomości czy podkopanie jego wartości.

Własnie to też odróżnia poczucie własnej wartości od poczucia gorszości.

Człowiek który zna swoją wartość i ma wyznaczone granice nie będzie czuł zagrożenia ze strony drugiej osoby.

W jaki sposób?

Tak mam kłopot ale nie w tamtej kwestii, która została poruszona. Chcę zająć się tym co mi naprawdę przeszkadza, a nie wyszukiwać problemy na siłę. Dla jego to mogą być głębokie problemy psychiczne, mam to gdzieś, dla mnie wiem czym to jest.

 

-- 12 kwi 2014, 12:37 --

 

Akurat ta kwestia nie jest dla mnie problemem, to jest fakt.

Dobrze.. każdy ma prawo decydować za siebie i każdy ma prawo błądzić. Życzę w takim razie byś dotarł do miejsca w którym rozpoczniesz terapię i dostrzeżesz jakimi błędnymi założeniami się kierowałeś. Powodzenia :)

Dziękuję, mam nadzieję, że nie będzie konieczna. Tobie również życzę wszystkiego dobrego! :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrze, postawmy zatem inaczej pytanie: Dlaczego mówisz że szukasz rozwiązania, a gdy koleżanka naprowadza Cię na właściwą ścieżkę, odpowiadasz jej że wcale tak nie jest?

 

Wybacz porównanie ale to tak jak z alkoholikami. Oni uważają na początku że nad wszystkim panują i alkohol nie jest źródłem ich problemów. Rozumiem takie podejście, bo większość takie ma. To się fachowo nazywa wyparcie. Każdy przez ten stan przechodzi, prędzej czy później. Powinieneś zrozumieć że nie ty umiesz się zdiagnozować (zakładam że nie posiadasz dyplomu medycznego w tej dziedzinie). Możesz wyszukiwać w sieci mnóstwo symptomów pasujących do Twoich ale to nawet nie jest minimum diagnozy. Dlatego koleżanka nazwała takie zachowanie, zachowaniem zmierzającym w stronę hipochondrii.

 

Sam zobacz. Jak Cię boli ząb, nie szukasz po sieci jak rozwiercić sobie zęba, tylko idziesz do stomatologa. Z psychiką jest dokładnie tak samo. Nie jest dobrze szukać do czego pasują moje objawy, bo tą drogą zdniagnozujesz u siebie nawet nowotwór (zauważ że do forów medycznych nie masz dostępu, zatem patrzysz po ogółach i wypowiedziach szczątkowych innych ludzi nie znających się na medycynie). Poza tym szukająć po sieci, wchodzisz powoli w pętlę przekonań że na pewno wiesz co się z Tobą dzieje. Gdy tak naprawdę nawet nie zdajesz sobie sprawy, co jest prawdziwą przyczyną takiego stanu rzeczy.

 

Zacznij się otwierać na innych i inne światopogolądy. Na inne spojrzenie na samego siebie. Jestem przekonany że odkryjesz tą drogą wiele pozytywnych cech w sobie.

 

Dziękuję, mam nadzieję, że nie będzie konieczna. Tobie również życzę wszystkiego dobrego! :)

A wiesz że od terapii powinno się zacząć? Jest ona jedynym rozsądnym wyjściem.. wiem są jeszcze leki, albo tkwienie w miejscu, tylko czy taką drogę chciałbyś wybrać?

Terapię stosuje się nawet przy epizodach depresyjnych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×