Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie poddawać się... póki starcza sił..!


Dusiorek

Rekomendowane odpowiedzi

Jedna z osób tutaj natchnęła mnie, że może warto opisać tu swoją historię tak od a do z. Cóż... faktycznie ludzie gdy słyszą choć parę faktów, często ode mnie uciekają, mało kto lubi słuchać o takim cierpieniu, a ja nie mam się komu wygadać. Jednak tu jesteście bardziej otwarci i jesteśmy w necie i każdy z Was może podjąć decyzję, czy chce o tym słuchać czy nie. Moja historia nie jest łatwa, ale ma happy end, więc może kogoś zmotywuje, komuś pomoże? No to zaczynamy...

 

Moja matka mając 16 lat chciała zobaczyć jak to jest mieć dziecko. Ustawiła więc swoje zajście w ciąże z przypadkowym gościem na dyskotece i pojawiłam się ja. Zostawiła mnie u swojej mamy i pobiegła dalej imprezować. Już wtedy była uzależniona od alkoholu. Moja babcia nie radziła sobie z życiem i z taką córką. Mój dziadek powiesił się jak moja mama i ciocia były malutkie. Babcia zostawszy w bardzo ciężkich czasach sama z dzieciakami po prostu nie umiała sprostać temu psychicznie. Nad moją matką nikt nie umiał zapanować. Dochodziło do coraz trudniejszych sytuacji. Np. jak babcia przez 4 lata ciułała na nowe zimowe buty, bo chodziła już w dziurawych, to kiedy w końcu sobie je kupiła, matka wpadła do domu, zabrała i je sprzedała by mieć na alkohol. babcia z czasem przestała nad sobą panować. Biła na oślep, szczególnie moją matkę. Potrafiła ją skopać do nieprzytomności. W sumie powinnam być zadowolona, ja w tym domu obrywałam najmniej, najczęściej obserwowałam jak się szarpały rzucały w siebie różnymi rzeczami i wrzeszczą, ale miało to duży oddźwięk na moją psychikę. Miałam 4 latka kiedy zrozumiałam, że najwięcej kłótni jest o mnie. Babcia nie pozwoliła matce mnie zabrać. Wtedy znienawidziłam ją za to, dziś gdy wiem już jak działa alkoholizm u mojej matki, jestem babci wdzięczna, ale przez wiele lat kombinowałam jakby jej dopiec. Byłam przekonana, że to przez babcię nie mam rodziny, ale to ona się mną zajmowała. Matka piła i paliła podczas ciąży, byłam bardzo chorym dzieckiem, a babcia - pielęgniarka walczyła z moim brakiem odporności, alergiami, zapaleniami płuc, astmą itd.

 

Generalnie byłam dość samotnym dzieckiem. Babcia pracowała dalej, tym razem na swoją wnuczkę, ciotka zaczęła studia i pracę, miała też bogate życie towarzyskie, a matka przypominała sobie o mnie raz na parę lat. Zazwyczaj siedziałam sama w domu, a jak babcia zmęczona wracała do domu - wyganiała mnie na podwórko, abym jej nie przeszkadzała. Samotne dziewczynki jednak łatwo mogą w takiej sytuacji paść czyjąś ofiarą... O tym mówi mi się najtrudniej, choć już nie boli, aż tak. Poznałam wówczas "wujka", który chciał się mną zaopiekować... Na początku było bardzo niewinnie. Zwierzałam mu się, chciałam aby mnie przytulał, bo nikt tego nie robił i nie zwracałam uwagi, gdy jego ręce zawędrowały, gdzieś indziej. Dopiero, jak miałam 9lat stwierdził, że jestem gotowa na coś więcej. Był moim sąsiadem, więc zaprosił do siebie, na jakieś pyszne nieuczulające przekąski. Jak się domyślacie nic nie dostałam, a raczej to mi coś wówczas zabrano - dziewictwo. Płacząc wybiegłam na klatkę schodową. Tam zwymiotowałam i wciąż w szoku podeszłam do kranu na podwórku, by zmyć z siebie krew. Babcia w tym samym czasie niemal zawołała mnie przez balkon, więc wróciłam do domu. Chciałam jej wszystko opowiedzieć, ale jak spytała gdzie byłam, bo mnie nie widziała, zdążyłam tylko wybąknąć, że u sąsiada i dostałam plaskacza w twarz za to, że szlajam się po obcych i zawracam im głowę. Nie zdążyłam powiedzieć więcej. Prosiłam, by mnie nie wyganiała więcej na podwórko, ale nie miałam szans. Nawet jak byłam w domu cichutka to przecież dziecko musi się wybiegać i pooddychać świeżym powietrzem. Sytuacja więc zaczęła się powtarzać, gwałty były codziennością, a z czasem sąsiad widząc, że naprawdę kompletnie nikt się mną nie interesuje zaczął być coraz bardziej zuchwały. Groził, szantażował, zdarzyło się, że odwiedzał mnie i w domu, jak nikogo nie było, a nawet... no... nie zawsze był sam.

 

Kiedy miałam 12 lat wszystko się skończyło. Wyjechał, zniknął z mojego życia, nie wiem co się z nim stało. Ze mną nie było jednak najlepiej. Nienawidziłam swojego ciała. Zaczęłam się ciąć, bandażować cycki, kraść wagarować. Byłam bezczelna, szukałam kłopotów. Pierwszy raz też zwymiotowałam posiłek, zaczęłam się też trochę głodzić, byleby nie utyć, zostać dzieckiem na zawsze. Wtedy w moje życie znowu wplotła się jakoś matka. Gardziłam nią i postanowiłam, że zrobię wszystko, by być jej przeciwieństwem i że skoro nikt nie chce mnie wychowywać, to ja to zrobię najlepiej jak umiem. Wybrałam gimnazjum daleko od mojego złego towarzystwa i postanowiłam zacząć od zera. Mama przyjaciółki zaczęła uczyć mnie gry na fortepianie, zaczęłam przykładać się do nauki. Jedyne czego nie potrafiłam to przestać się ciąć. Zaczął to być coraz bardziej widoczny problem. Odsyłano mnie po psychologach, ale nikomu nie ufałam. Przeciwko mojej babci wszczęto, więc postępowanie o odebranie praw rodzicielskich i przekazanie ich mojej cioci. Babcia wtedy oszalała. Drastycznie schudła, i wszędzie widziała spisek. Znienawidziła moją ciotkę, pisała do jej pracy że jest lesbijką, do sądu że mam wylądować w domu dziecka, bo ciotka to zły wybór. Zaczęła gadać do siebie, wrzeszczeć w przestrzeń, zaczęła katować mojego psa, a i raz chciała się targnąć na moją ciotkę z nożem. Oddałam więc psa jakimś dobrym ludziom, chowałam ostre narzędzia, spałam z jednym nożem pod poduszką, tak w razie co i wzywałam policję, jak było trzeba. Ciotka bała się babci bardziej niż ja, a mnie napędzała nienawiść. W tym okresie zrobiłam wszystko aby babci dosrać, aby ją zniszczyć.

 

Udało się w sądzie. Ciotka dostała mieszkanie i zamieszkałam z nią. Tylko ze względu na dalsze samookaleczenia zostałam wysłana do szpitala psychiatrycznego na obserwację. Tam znowu się pocięłam, więc wysłali mnie na ostrą psychiatrię, gdzie brutalnie rozebrano mnie do naga, a sanitariusze nadgorliwie sprawdzali wówczas, czy nie mam gdzieś pochowanych żyletek. Oddziałowa śmiała się z mojego przerażenia i podsunęła papiery do podpisania - zgodę na pobyt. Odmówiłam, co chyba ja ucieszyło, bo sprawa trafiła do sądu. Zabrano mi większość osobistych rzeczy, również telefon. Związano w pasy na parę godzin i podano odpowiednie leki. Gdy po paru dniach przyszła sędzina zobaczyć, co ze mną, praktycznie zasnęłam na rozmowie. Więc za "brak chęci do życia" zostałam ubezwłasnowolniona na miesiąc. Nie chcę nawet mówić co tam się działo i jak przeżyłam ten pobyt. Wybłagałam szybkie przeniesienie na zwykły oddział zamknięty w miejscu gdzie była szkoła i chciałam wymazać tamten oddział z pamięci.

 

Na nowym oddziale siedziałam głównie zamknięta w izolatce, bo ordynator bał się, ze pacjenci zaczną małpować ode mnie samookaleczenia, ale stało się ciut na odwrót. Poznałam mnóstwo sposobów na wywołanie biegunek, czy wymiotów, jak udawać, że się jadło, jak ukryć, że się nie je... Po raz pierwszy zemdlałam z głodu. Ciotka widząc co się ze mną dzieje chciała wziąć wypis na żądanie jak tylko minie ubezwłasnowolnienie. Postanowiłam udawać uśmiechniętą i wypluwać leki, aby nie zasnąć na kolejnej rozmowie z sędzią i przekonać ją, że nie trzeba przedłużać ubezwłasnowolnienia. Udawałam dość dobrze - tylko pamiętnik wiedział, jak mocno cierpię. Nie zdziwiłam się, że się udało. Wypis został już ustalony, a we mnie wstąpiły nowe siły. Nawet nie podejrzewałam, że coś jest nie tak! W przeddzień wypisu zawołano mnie jednak do dyżurki. Pokazali mi mój pamiętnik i stwierdzili, że nie jestem gotowa na wypis. Co więcej w takim stanie nie mogę nawet zostać tutaj i popołudniu przyjedzie karetka by zawieść mnie z powrotem na ostrą psychiatrię.

Poszłam się niby pakować, ale już nie myślałam. Jak zostałam sama połknęłam wszystkie wyplute leki. Obudziłam się na ostrym dyżurze dzień później.

 

Ciotka wywalczyła dla mnie wypis, gdy usłyszała o całej sytuacji. Podobno ordynator chciał tylko SPRAWDZIĆ, jak zareaguję na taką nowinę. Wściekłam się, jednak nie byłam już sama. Ciotka była po mojej stronie, ale musiałam być ok 3 dni na ostrej psychiatrii na obserwacji. Jak nie zapłaczę, będę się uśmiechać, jeść itd to mnie wypiszą na jej żądanie. Było ciężko, ale odwiedziła mnie wówczas moja wychowawczyni. Powiedziała mi wtedy coś co zapamiętałam na całe życie: "Rozejrzyj się. Tu niejeden się wieszał, niejeden popełniał samobójstwo i nic z tego nie wyszło. System działa dalej, jak nie powinien. A Ty jesteś silna. Może stąd wyjść i coś zmienić". Wtedy już postanowiłam, wyjdę i zostanę najlepszym psychologiem świata! Pomogę każdemu, kto o to poprosi, będę pracować w szpitalu psychiatrycznym i nawet jak nie zmienię całego systemu, chociaż na moim oddziale ludzie dostaną swoje szanse!

 

Niestety wyszłam z mega dołem. Miałam dużo szkolnych zaległości i w dodatku 3 dni po nieudanym samobójstwie ciężko było mi wrócić do życia ot tak. Praktycznie przestałam chodzić do szkoły. Zdawałam tylko komisy i całymi dniami płakałam i cięłam się na przemian. Głodziłam i obżerałam się. Ale przecież przyszłemu psychologowi tak nie wolno! Chciałam zawalczyć o siebie chociaż jeszcze jeden raz... Poszukałam, więc dla siebie terapii i zaczęłam chodzić do fundacji dzieci niczyje. Odnowiłam kontakt z matką i babcią. Poznawszy rodzinną historię zaczęłam mieć wyrzuty sumienia, że tak ją potraktowałam. Zresztą zaczęła się leczyć i z babcią miałam już naprawdę dobry kontakt. Poświeciłam się nauce, zaczęłam robić wolontariaty, by mieć jako psycholog lepszy start. Nie mogłam zmusić się do chodzenia na zajęcia, ale skończyłam szkołę z wyróżnieniem. Po części dzięki mojej wyrozumiałej wychowawczyni. Niestety nie dostałam się na psychologię. Zbyt pewna siebie złożyłam papiery tylko na najlepszą uczelnię w tym kraju i cóż... Załamałam się i poszłam na co innego na przeczekanie. Dostawałam pieniądze od państwa póki się uczyłam, więc wzięłam cokolwiek i zaczęłam się uczyć aby poprawić maturę, bo nie mogłam darować sobie tej dobrej uczelni! Miałam być najlepszym psychologiem to musi być i najlepsza uczelnia!

 

I wtedy... w płucach babci znaleziono jakieś guzki. Okazało się, że jej palenie papierosów i stres w trakcie rozprawy sądowej, stres, którego JA!!!! jej dokładałam po złości, sprawił, że wtedy zagnieździł się w niej rak... Myślałam że jej schudnięcie jest manipulacją, a ona miała raka... Ponieważ od tamtego momentu minęło już parę lat, lekarze nie pozostawiali złudzeń. Hospicjum tylko. Babcia jednak się nie poddała, zrobiła wszystko bym dostała po niej mieszkanie, zrobiła wszystko by zadośćuczynić mi moje krzywdy. I wtedy... zaczęłam chudnąć ja. nie mogłam jeść, nie mogłam patrzeć jak ona umiera i tak po prostu czekać. Ciotka zajęła się matką, a ja znowu mogłam być tylko sama, poza kontrolą. Gdy zaczęłam ważyć 36 kg terapeutka odmówiła współpracy. Chciałam znaleźć kogoś innego stricte od anoreksji, ale wszyscy rozkładali ręce, że dla mnie już tylko szpital. A ja się zbytnio bałam. Ciotka wychodziła do pracy i szpitala, ja opuszczałam zajęcia, aby cały dzień robić brzuszki, albo móc coś zjeść i od razu zwymiotować. Postanowiłam jednak się otrząsnąć z tego. Pojechać do babci, powiedzieć jej, że wybaczam, że mimo wszystko ją kocham i nadrobić zaległości na studiach. Następnego dnia pojechałam na uczelnię. Oczywiście wezwano mnie do odpowiedzi, bo nie pisałam jakiegoś tam kolosa. podeszłam do wykładowcy i zaburczał mi telefon. Zerknęłam kątem oka na smsa i tak dowiedziałam się, że babcia nie żyje. Podczas odpowiedzi poryczałam się i zawaliłam studia nie umiejąc odpowiedzieć, ani zaliczyć tego ważnego przedmiotu. Zresztą to nie było wtedy dla mnie ważne. Nie zdążyłam jej wybaczyć! nie zdążyłam powiedzieć, że kocham! Kiedy okazało się, że straciłam mieszkanie po niej, bo znalazł się właściciel kamiennicy, że moja matka korzystając z okazji okradła mnie i moją ciotkę, że stracę pieniądze od państwa, bo nie zdałam sesji... Wzięłam bardzo duuuużo tabletek i podcięłam sobie żyły. Jestem tu, bo ciotka wróciła wtedy wcześniej do domu. Znowu mnie odratowali. Znowu wylądowałam w szpitalu psychiatrycznym. Tym razem jednak mi tam pomogli.

 

Sam widok ludzi, którzy już nie mają do czego wracać, którzy są 20 raz w psychiatryku, których nikt nie odwiedza, podziałał na mnie dość ostro. Dostałam odpowiednie leki. Przytyłam. Rozwiązali moje problemy finansowe, dostałam rentę rodzinną po babci, dzięki której mogłabym opłacić wieczorową psychologię na mojej wymarzonej uczelni! Wyszłam więc ze szpitala, rzuciłam przypadkowe studia i zrozumiałam, że zaniedbałam najważniejszą część życia - ludzi. Myślałam że będzie dobrze, jak tylko będę robić karierę i się rozwijać, ale nie chciałam skończyć jako staruszka, której nikt nie odwiedza. A jeśli nie chciałam tak skończyć, czas było przestać użalać się nad sobą i rozczulać, nad biedną zgwałconą, niekochaną dziewczynką. Otworzyłam się na ludzi, bo może i z początku nie miałam wyboru, co do samotności, ale jako dorosła istota i owszem. Zeszłam się z moim aktualnym chłopakiem. Zaczęłam imprezować. Nauczyłam się śmiać. Nauka to nie wszystko. Najtrudniej zdobyć przyjaciół, nie dobre stopnie. Przestałam ciąć się i głodzić, bo przecież psychologowi nie przystoi! Mój chłopak dał mi dużo brakującej czułości, ale wiedziałam, że jakby uderzył ciutkę wcześniej, nie byłabym na niego gotowa. Zamknęłam się w swoim cierpieniu. Zapominając, że życie to nie tylko ból. Skończyłam też terapię, a 2 lata później, do tego samego szpitala psychiatrycznego wróciłam. Tym razem jako stażystka ;). Było dziwnie i nie raz ciężko, ale nauczyłam się już dystansować do swoich problemów i zachowywać profesjonalnie w pracy. Moje doświadczenia jedynie mi pomagają, bo kto lepiej zrozumie, jak nie ja? Wiem jednak, że nigdy nie zrobi się dla nikogo nic na siłę. Póki ludzie będą zamknięci w swoim cierpieniu, jak niegdyś ja, to choćby świat stał się utopią, nie dopuszczą do siebie nic dobrego.

 

Żałuję tych pustych lat, które zmarnowałam na cięcie się i zaburzenia odżywiania.Sam fakt, że przez moją chorobę, nie odwiedziłam babci w szpitalu i sama sobie odebrałam coś dla mnie tak ważnego... był dużą nauczką. Nie pozwólcie by choroba Wami rządziła!

 

Dziś bywa różnie, głupie myśli wracają, miewam dołki nawet dość poważne, ale nawet jak rozstanę się ze swoim chłopakiem mam jeszcze przyjaciół i nie zamierzam zaprzepaszczać kariery psychologa, przez autoagresję. Kończę już studia. Miewam jeszcze czasem nawroty anoreksji, ale generalnie daję radę. Z byciem psychoterapeutą się wstrzymam na razie, bo nie czuję się na siłach, ale sprawdziłam się już jako diagnosta, coach, czy w neuropsychologii i jak najbardziej kocham to co robię! Wydałam tomik poezji, wydaję książkę. Tańczyłam w musicalach. Grałam w serialu, reklamowałam fryzury w czasopismach, pracowałam na kierowniczym stanowisku, więc CV już odpicowane czeka na pierwszą wymarzoną pracę. A mogłabym zamiast tego wszystkiego dalej siedzieć w domu i dalej się ciąć płacząc nad swoim żałosnym losem... Tak wiele od nas zależy, a tak ciężko jest się ogarnąć i to życie poprowadzić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dobrnęłam do końca, by tamże się popłakać. Byłaś bardzo silna. Ja też zmarnowałam kilka lat nie radzac sobie potem rok nie radziłam sobie z diagnozą. Teraz tylko lepiej.

Dziękuję za świadectwo. Na pewno zostaniesz dobrym psychologiem czy psychoterapeutą jeśli tylko tak sobie zażyczysz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Wam! Bałam się trochę, że zbyt długie, więc nikt nie przeczyta, lub co gorsza nikt mi nie uwierzy i mnie zlinczujecie ;).

Zarejestrowałam się tutaj bo mam nieco gorszy czas w swoim życiu, a nie chcę wracać do tego co było, ani się cofać. Nie chcę tutaj też zgrywać psychologa, przyszłam do Was no na równi. Jako osoba ze swoimi demonami, więc chciałam Wam je szczerze przedstawić. Jeśli będę umiała komuś pomóc przy okazji to drugie dobrze ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dusiorek, Nie wracaj, to najgorsze co możesz ze sobą poczynić. Jak ci można nie uwierzyć? Chciałoby się komuś pisać taki wywód dla zwykłego kłamstwa? ;> Ja Cię ogromnie podziwiam jak z takiego piekła mogłaś wejść tak wysoko, dziewczyno nie marnuj swoich sił! ;) Respekt :uklon:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też kiedyś chciałem zostać najlepszym psychologiem na świecie :mrgreen: ale moją prawdziwą pasją jest historia, więc zostanę przy tym. Gratuluje i podziwiam :brawo:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14 możliwe. Byłam lata temu na innym forum psychologicznym i... podejrzewam, że tu mam jakieś stare konto, bo kojarzę skądś to forum. Aczkolwiek nigdy nie spisałam swojej historii w całości. Pisałam najwięcej jak miałam fazę anoreksji największą i wówczas rejestrowałam się ze względu na sytuację z babcią, ale nie pamiętam już co gdzie, jako kto i ile wtedy dokładnie powiedziałam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14 ocho chyba więc wiem kim jesteś. Podejrzliwa jak zawsze ;)

Też miałaś inny nick... wolałam Cię tu nie spotkać w sumie szczególnie, że nieco podupadłam i niekoniecznie chciałam byś to odkryła, ale cóż.

A historia mam nadzieję że może komuś pomoże, zmotywuje, da wiarę, że może być lepiej. A mnie jest lżej, że wyrzuciłam ją z siebie w całości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 24 lata. Jestem gnojkiem, który od dawna nic nie pisał na żadnym forum albo czymkolwiek w internecie, który oddala się emocjonalnie od swojej rodziny, który siedzi w domu i myśli że ma najgorzej na świecie, i pozwala żeby lęk go blokował w walce o lepsze życie. Po przeczytaniu tej historii inaczej popatrzyłem na swoją sytuację. Dziękuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

nudziło mi się, skusiło mnie poczytać twój temat i się popłakałam, aż zaczęłam myśleć, że sama ja cierpię z błahego powodu w przeciwieństwie do Twojego... I gratuluję Ci że wybiłaś się w górę, może nie zupełnie skoro miewasz czasem dołki, ale w większości że spełniasz swoje pragnienia :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem całość, nie można przerwać czytać takiej historii. No i poryczałem się, co rzadko mi się zdarza.

Jesteś wielka. Wygrzebałaś się z takiego bagna. Brak słów uznania dla Ciebie. Podziwiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×