Skocz do zawartości
Nerwica.com

Schizy na temat chorób :((


lady_destroy

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!!! Dawno tu nie zaglądałam, od pewnego czasu gnębi mnie pewien problem, a raczej problemy. Dopadły mnie straszne schizy i lęki przed różnymi chorobami przewlekłymi. Zaczęło się mniej więcej od połowy października, mama zakomunikowała mi, że wybiera się na profilaktyczne badania mammograficzne. Co 2 lata wykonuje takie badania, po prostu profilaktycznie, zawsze wychodziło w porządku. Mam taki łeb, że mimo wszystko musiałam się nakręcać. Oczami wyobraźni widziałam same najczarniejsze scenariusze, jak mama jest chora, jak się zmaga z chorobą, jak ja to przeżywam. Na wyniki mammografii trzeba było poczekać 2 tygodnie i samo oczekiwanie spowodowało, że sama bym się przekręciła z tego lęku. Wiedzę na temat raka mam w tej chwili chyba zbliżoną do onkologa. Zaczęłam mieć spore problemy ze snem, dłuuuuugi czas nie mogłam zasnąć w nocy. W końcu przyszły wyniki i okazało się, że wszystko jest w porządku. Wydawało mi się wtedy, że dosłownie spada mi kamień z serca. Tej nocy wreszcie spokojnie zasnęłam długim snem. Niestety moja radość nie trwała zbyt długo, gdyż po upływie jakichś 2,3 tygodni, mniej więcej w połowie listopada zaczęły mi się jazdy z samą sobą. Bezsenność, koszmarne lęki, palpitacje serca, jakieś zawroty głowy, uczucie jakbym miała strasznie ciężką głowę. Najaktywniejsze było serce, raz miałam łomotanie, a raz arytmię, raz było ściśnięte, a czasami ból serca promieniował na łopatkę, albo inne miejsce. Znajomi twierdzili, że to nerwobóle. Ja jednak postanowiłam "zdiagnozować" się w internecie. Wtedy jednego dnia stwierdziłam, że na bank mam schizofrenię, gdyż moje objawy idealnie pasują do obrazu choroby. Cały wieczór poświęciłam na obserwowaniu siebie, sprawdzałam, czy przypadkiem nie słyszę jakichś głosów, dźwięków itp. Jakoś niedługo potem znajoma w pracy opowiadała o swoim wnuczku chorym na padaczkę, opowiadała, że jest leczony i ogólnie jest wszystko dobrze. Wpadłam w megapanikę, że zachoruję na tą chorobę, gdyż wyczytałam, że bezsenność, problemy ze snem mogą sprowokować tą chorobę. Oczywiście jak na złość problemy ze snem jeszcze mi się powiększyły i panika też była jeszcze większa. Objawy typu duszność, brak tchu, palpitacje serca, ciężka głowa miałam nadal. Potem usłyszałam o białaczce i o tym, że duszność i brak tchu to jedne z jej objawów. Zaczęłam się więc potwornie bać białaczki i to ona wydała mi się tym razem najstraszniejszą chorobą. Niemal dzień w dzień oglądałam siebie wzdłuż i wszerz szukając siniaków i wybroczyn. Następnie usłyszałam o stwardnieniu rozsianym i byłam niemal pewna, że oto właśnie mam pierwszy rzut tej choroby. Tym razem stwardnienie rozsiane przebiło wszystkie choroby, których się bałam, wydało mi się hardcorowe. Zaczęłam nawet mieć objawy (albo jakieś iluzje), że mam problemy z chodzeniem!!! Cały miniony weekend myślałam o stwardnieniu rozsianym. A wczoraj wylądowałam w przychodni u lekarza pierwszego kontaktu, którego sterroryzowałam swoimi atakami serca i miałam przeprowadzone badanie EKG. Wyszło niemal książkowe, ciśnienie też, chociaż nieco zaniżone, bo jestem drobna, szczupła i z reguły mam niższe ciśnienie. Przy okazji kazałam lekarce wymacać węzły chłonne, ale nie stwierdziła, żeby były powiększone. Sugerowała mi nerwicę i przepisała Pramolan. Chciała skierować mnie na badanie krwi TSH, ale miałam już to badanie w kwietniu i wyniki są jak najbardziej w normie. Zwykłą morfologię miałam dość dawno, bo 2 lata temu, wtedy wyniki były książkowe. Po wizycie u lekarza nieco się uspokoiłam, ale nie na długo. "Ustąpił" mi rak, ale "zaatakowała" padaczka ponownie. No bo w końcu nikt mi jej nie wykluczył, nie mówiłam o tym lekarzowi, bo świat mi przesłonił rak i stwardnienie rozsiane. Wzięłam pierwszą dawkę Pramolanu, nic nie pomógł, mam za sobą bezsenną noc, musiałam dzisiaj pójść do pracy i po południu dostałam niezłej lękawicy. Poczułam się słabo, zesztywniała mi trochę szczęka i przestraszyłam się, że dostanę jakiegoś ataku i że wszyscy w pracy to zobaczą, ośmieszę się i mnie zwolnią i będę musiała pójść na rentę inwalidzką, nie mówiąc już o ułożeniu sobie życia, bo kto mnie zechce z taką chorobą! Spanikowałam tak bardzo, że szybko zwolniłam się u kierowniczki i pojechałam do szpitala. Tam czekałam na lekarza, płakać mi się chciało, pielęgniarki patrzyły na mnie jak na histeryczkę, a lekarz nie przychodził. Mimo wszystko nieco się uspokoiłam i jakoś zrobiło mi się wstyd co ja wyprawiam i poszłam, zrezygnowałam. Wróciłam do pracy i nagle poczułam się lepiej, mogłam normalnie pracować. Nadal mnie jednak prześladuje myśl o tej padaczce i w chwili impulsywności, paniki mam ochotę zapisać się do neurologa prywatnie, byle jak najszybciej, niech on mnie zbada i sam stwierdzi fachowym okiem, czy rzeczywiście mam powody do niepokoju. Z drugiej strony jeszcze trochę i wydam całą pensję na wizyty u prywatnych lekarzy i badania, a zbliżają się święta i w tej chwili mam inne wydatki na głowie. Ale w momencie jak dostaję paniki to kwestia pieniędzy wydaje mi się bez znaczenia, byleby mi ulżyło. Generalnie jestem osobą nerwową i co jakiś czas przerabiam takie ataki nerwicy, paniki, jednak nigdy z taką siłą jak teraz. Jeśli to oczywiście jest nerwica, a nie coś innego. Nawet jak miewałam stany bezsenności, lęków, to po pewnym czasie mijały mi praktycznie samoistnie. Rok temu właśnie o tej porze brałam Pramolan, bo też lekarz mi przepisał jak spanikowałam, kiedy naczytałam się o raku. Bardzo delikatny lek, ledwo go odczułam, ale wtedy chyba troszkę mi pomógł. Od wczoraj go biorę ponownie, ale bez rezultatów jak na razie. W tych lękach mam natrętne negatywne myśli, strasznie pesymistyczne i czarne :( W dodatku mam 29 lat, jestem w wieku zagrożonym staropanieństwem, do tej pory strasznie się lękałam i zamartwiałam tym, czy uda mi się ułożyć życie, a nagle "przerzuciło" mi się na choroby. Ale towarzyszy temu niepokojąca myśl, że nie daj Boże jakbym zachorowała przewlekle to już w ogóle mogłabym zapomnieć o założeniu rodziny, bo nie dość, że nikt nie zechce schorowanej, to jeszcze ewentualne leczenie blokuje możliwość np. zajścia w ciążę.

Proszę pomóżcie jakoś, może są jakieś osoby, które przerabiały coś podobnego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć, ja przerabiałem motyw ze schizofrenią. Pramolan to faktycznie taki lajtowy lek, o ile mi wiadomo. Mi pomógł Aurorix. Ale oprócz tego przeszedłem taką autoterapię:) Mój tok myślenia: Jestem katolikiem, staram się żyć dobrze, więc nawet jeśli miałbym umrzeć to przecież nie mam się czego obawiać gdyż gorąco wierzę w to, że pójdę do nieba gdzie jest miłość i nie ma żadnych chorób. Nie boję się śmierci, a przez to też nie boję się chorób. Akceptuję wszystko co mi życie przyniesie. Oczywiście bym się leczył jakby coś się stało, ale żeby się bać? O nie! A teraz taki mały kop z mojej strony:) Jesteś zdrowa jak koń, zajmij się życiem bo kiedyś jak będziesz już stara i siwa to będziesz żałować, że się przejmowałaś takimi rzeczami jak byłaś młoda. I tak nie masz wpływu na choroby. Są ludzie, którzy uprawiają sport i się zdrowo odżywiają a w wieku 25 lat umierają na coś a są ludzie którzy piją i palą całe życie i dożywają późnych lat starości. Nikt na to mnie ma wpływu więc tym samym nie ma się co przejmować. Ale wszystkie Twoje badania wskazują na to, że powinniśmy Ci wszyscy zazdrościć zdrowia - ciesz się tym!:) Pozdrawiam. Maciek

 

P.S. A co do staropanieństwa to ludzie teraz tak mają, ja mam 26 lat i też czasem myślę, że mogę już mieć coraz ciężej ze znalezieniem kogoś, ale potem przypominam sobie, że jestem bardzo przystojny i przestaję się martwić;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hej, dziękuję za fajną odpowiedź :) Lekarka też mi powiedziała, że człowiek nie ma większego wpływu na choroby i jak "jest mu pisane zachorować to zachoruje choćby nie wiem co". Piszesz, bym zajęła się życiem, bo jak będę stara to będę żałować zmarnowanego czasu na takie bzdety jak teraz. Może ma to sens, ale w momencie jak mnie nachodzi taka panika, to nie jestem w stanie o niczym innym myśleć :( I w ten sposób nie mam czasu zająć się normalnym życiem, bo ciągle muszę walczyć z lękami :roll:

Ja też jestem wierząca i praktykująca, ale jak widać, widocznie nie mam za grosz zaufania do Stwórcy skoro mam nerwicę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, piszę, żebyś zajęła się życiem ale jednocześnie rozumiem jak bardzo ataki paniki i inne takie mogą dobijać bo to przerabiałem, także nie myśl, że Cię nie potrafię zrozumieć. Ale jako, że już sobie poradziłem z większością rzeczy dotyczących nerwicy, to mówię Ci, że te problemy znikną jak z nimi powalczysz. Pierwszą rzeczą żeby wyrwać się z tego kręgu to jest jednak leczenie lekami, bo to obniża poziom lęku i daje miejsce tym normalnym, racjonalnym myślom. Ale już teraz możesz sobie jak najbardziej to racjonalizować. Wymyśl sobie parę zdań obronnych albo nawet jedno np. "będzie co ma być", "jestem zdrowa" i tak dalej i za każdym razem gdy pojawi Ci się ta natrętna myśl to nie poświęcaj jej ani chwili uwagi i zastępuj ją tymi myślami obronnymi i wyśmiej ją. Bo nerwica tak działa, uderza w Twój czuły punkt, ale też kłamie, ludzie boją się że zemdleją a na przykład nigdy im się to nie zdarzyło. Ty się boisz że zachorujesz chociaż nic na to nie wskazuje i się nie zanosi na to. Ja miałem straszne natrętne myśli. Nie bądź bezbronna w stosunku do nerwicy. Walcz walcz i jeszcze raz walcz. I przyjmij sobie jako coś pewnego, że jesteś zdrowa i koniec. Żadnych dyskusji z nerwicą!:)

Drugą sprawą jest właśnie to zaufanie Bogu, przeczytaj sobie psalm 91: o Bożej opiece. Nerwica jest chorobą ludzi lubiących kontrolę nad własnym życiem, dlatego większość lęków dotyczy utraty kontroli. Lęki przed chorobą psychiczną, przez zemdleniem, przed chorobami, przed reakcjami ludzi. Ale jak zaufasz to nie masz się czego bać, bo masz fundament, który jest pewny i stały. Trzymaj się, napisałbym Ci że będzie dobrze, ale już jest dobrze, tylko Ty musisz to zobaczyć:) Paaa

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Maciek dzięki za słowa otuchy :) Ostatniej nocy lepiej spałam, chyba nawet się nie budziłam, zobaczymy jak będzie dalej. Ale w ciągu dnia w pracy nadal miałam swoje jazdy ;(( Może już nie aż takie, żebym w panice gnała do szpitala, ale też momentami źle się czułam i musiałam wyjść na powietrze. Zaobserwowałam u siebie taki odruch, w momencie jak mnie atakuje, cholera wie co, może właśnie panika, to czuję, że nie mogę być w miejscu, siedzieć, stać, muszę się ruszyć, muszę chodzić, wyjść, coś robić. Czy to jest jakieś charakterystyczne, oznacza coś? Maciek, doradzasz mnie bym w momencie paniki jak obawiam się o swoje zdrowie mówiła sobie "będzie co ma być". Kilka osób tak mi radziło, ale to jest cholernie trudne :( Bo jak sobie powiem "będzie, co ma być" to tak jakbym zrezygnowała, poddała się i pogodziła z ewentualną chorobą, a ja jestem takim typem człowieka, upartego, co na rzęsach stanie a musi dopiąć swego i nie potrafię tak godzić się z porażkami, z losem :((( Może właśnie dlatego tak daje mi się we znaki nerwica. Ale jakoś tę psychikę trzeba w końcu ujarzmić, oszukać, żeby się lepiej poczuć...

Cały dzień biłam się z myślami, czy iść do neurologa dzisiaj, oczywiście byłaby to wizyta prywatna. Chciałam bardzo, bo chcę się lepiej poczuć, z drugiej strony przestraszyłam się, że może lekarz wcale mnie nie pocieszy, tylko potwierdzi moje obawy? Poza tym mnie już nie stać na prywatne wizyty, prywatne badania, zwłaszcza teraz, przed świętami :(

 

RepairMySoul tą teorię odnośnie schizofrenii wiele razy słyszałam, na chwilę obecną "oswoiłam" już nieco lęk przed tą chorobą, teraz przerabiam lęk przed innymi...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlatego moja droga nie idź do neurologa tylko do psychiatry po leki. Jest taki moment w nerwicy, z którego nie można już samemu wyjść bo każda myśl napędza kolejny lęk a każdy lęk kolejną myśl i wtedy trzeba to przerwać lekami. Oczywiście, że to jest charakterystyczne, że w momencie dużego zdenerwowania człowiek nie może usiedzieć na tyłku:) Bardzo dobrze, że jesteś uparta i chcesz dopiąć swego. Całą tą upartość i zaangażowanie właduj w walkę z nerwicą bo nic innego Ci nie dolega. Jakbyś miała padaczkę to już byś dawno miała atak, a Ty się go tylko boisz. Mnie w pracy musieli ściągać kiedyś z innego miasta bo myślałem że zemdleję za kółkiem (dzień wcześniej miałem wypadek na obwodnicy ale nic mi się nie stało, wkręciłem sobie na drugi dzień, że coś może być nie tak - oczywiście badania wykazały, że wszystko ok). Te wszystkie objawy są z nerwicy. Ja miałem: po 50 ataków paniki dziennie na początku, koszmary w nocy (budziłem się cały mokry), szumienie w uszach, trzęsawkę, odrealnienie, wrażenie utraty kontroli nad sobą i miliony natrętnych myśli. A teraz już wiem, że to nie wróci bo wiem jak sobie z tym radzić nawet jak się pojawi, ale najpierw leki a potem praca nad sobą bo w takim stanie nie myślisz racjonalnie. Możesz teraz być pewna, że jedyna choroba na którą cierpisz to nerwica i bierz się za jej leczenie:) Do boju!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×