Skocz do zawartości
Nerwica.com

Z pokolenia na pokolenie?


Abbey

Rekomendowane odpowiedzi

Też jestem nadwrażliwy od dzieciństwa ale tylko wobec siebie. Jako dzieciak często płakałem bo inni mi dokuczali albo dostałem 5 z minusem( a wtedy nie było 6-tek) czy jak przegrałem coś w sporcie, ogólnie nie lubiłem być gorszy od innych mimo że nie miałem presjo od rodziców. To spowodowało że coraz bardziej się wycofywałem ze wszystkiego. Każdą krytykę wobec mnie znosiłem tragicznie zresztą do dzisiaj tak jest już wolę wszystkich na około uprzedzić że jestem najgorszy na świecie aby mnie później nie krytykowali.

Ja zauważyłam, że presja była na mnie ze strony rodziców tak do ok. 16 roku życia, a potem sama zaczęłam sobie narzucać coraz większe standardy, jednocześnie dając sobie kary za coraz gorsze wyniki. I zapewne pracując nad sobą mogłabym to przynajmniej zmniejszyć, ale moje decyzje i starania wciąż są oceniane przez pryzmat 'czy ich zadowolę'. Nieważne jest, czy oni tego wymagają czy nie (bo wciąż wymagają, ale tego nie mówią już głośno), to i tak czuję, jak są za mną, nade mną, na moim ramieniu.

Wymagam od siebie, jak i od innych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, nie tylko rodzice, głównie co drugie pokolenie. Dziadkowie, prapradziadkowie, prapraprapradziadkowie... itd.

mój dziadek podobno oszalał na starość, umarł zanim się narodziłem. Ale on był więziony i torturowany przez komunistów i z milionera stał się żebrakiem także każdemu by chyba odbiło. Ale cała rodzina od strony ojca mocno dziwaczne zachowania prezentowała, większość się rozwodziła, nie żyła dobrze w małżeństwie a w tamtych czasach to rzadkość była, plus zapijanie się na śmierć albo jakieś totalne odloty typu pisanie listów przeciw rodzinie i wysyłanie ich do Strassburga albo Watykanu. Wiem że od strony matki ta całkiem normalna rodzina uważa że ja np wdałem sie w rodzinę ojca bo tam sporo alienów i nieżyciowych fantastów i było i jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiem, że jakby się postarała, mogłaby być inna. A przynajmniej bardzo w to wierzę.

moja jest narcyzem. Nie widzi w sobie nic niestosownego. Wierzy ze wszystko ci robi jest dobre i jedynie sluszne

Moja tak samo. Choć to cholerna manipulatorka, która gra tak bardzo wiarygodną i potrafi człowiekowi wmówić każde swoje stanowisko i każdy swój wymysł.

 

Ale ze względu na swoją naiwną ogromną miłość, nadal ją tłumaczę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

albo dostałem 5 z minusem( a wtedy nie było 6-tek) czy jak przegrałem coś w sporcie, ogólnie nie lubiłem być gorszy od innych mimo że nie miałem presjo od rodziców.

W przypadku osiągnięcia czegoś, to ja przeżywam to głownie tylko wtedy, gdy wynik będzie gorszy, niż ten który sobie wcześniej w myślach założyłem i głownie nie typową przykrością tylko wstydem, (ogólnie zawsze odkąd pamiętam byłem bardzo wstydliwy). Co do osiągnięć to było tak, że np. gdy w szkole zdarzyło mi się przystąpić do jakiegoś typowego zadania na 6, a dostałem 6 minus, to było mi wstyd i miałem ochotę się zapaść pod ziemię oraz miałem obawy, że inni będą mnie wytykać palcami że przystąpiłem do czegoś, do czego się nie nadaję. Ale gdy przy jakimś zadaniu nie założyłem w myślach, że dostanę ocenę maksymalną, a np. że może być ocena 3 to nie było mi wstyd, jeśli nie dostałem oceny niższej niż 3. W przypadku wykonania jakiejś czynności tak samo, jest mi bardzo wstyd tylko jeśli efekt wykonania tej czynności będzie gorszy, niż wcześniej w myślach założyłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123, ja miałem coś takiego że pisząc sprawdziany, egzaminy zawsze myślałem że ich nie zdam, wszystkim na około mówiłem że poszło mi fatalnie że pewnie nie zdam, choć podświadomie liczyłem na jakąś lepszą ocenę. Później przychodziły wyniki i jak dostałem dobrą ocenę to byłem szczęśliwy przez chwilę ale jeśli była ona gorsza niż przeciętna w klasie, na roku to radość pryskała, bardziej byłem zadowolony z 3-ji gdy większość dostawała 2 niż z 4 gdy pełno było 5-tek. Na moich studiach miałem zbliżone oceny do tych w technikum ale moje studia były proste średnia roku to było 4,5 albo i więcej a ja miałem średnią 4,0 i czułem się gorszy a w technikum ze średnią 4,2 byłem najlepszym chłopakiem i ogólnie ponadprzeciętny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiem, że jakby się postarała, mogłaby być inna. A przynajmniej bardzo w to wierzę.

moja jest narcyzem. Nie widzi w sobie nic niestosownego. Wierzy ze wszystko ci robi jest dobre i jedynie sluszne

Moja tak samo. Choć to cholerna manipulatorka, która gra tak bardzo wiarygodną i potrafi człowiekowi wmówić każde swoje stanowisko i każdy swój wymysł.

 

Ale ze względu na swoją naiwną ogromną miłość, nadal ją tłumaczę.

Z moich obserwacji wynika, że moja matka nie widzi w sobie wad, błędów, przede wszystkim dostrzega wady, błędy w osobach nie należących do najbliższej rodziny, natomiast ojciec obecnie nie skupiony na wytykaniu komuś wad, błędów.

Ja nie odczuwam miłości do rodziców.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, no to widzę, że mieliśmy te same wzorce... teraz rozumiem.

Dokładnie tak samo jak moja... w białych rękawiczkach zajebać pod szyldem dobra i miłości.

Ja niestety nie zdążyłem być asertywny, ja od niej ucieakałem. A kiedy dorosłem to ona spierd***.

No i takmusiałem sam dochodzić ze sobą. ale jak patrzę to w pokoleniach mam 100 x bardziej namieszane.

Odkrywam te zapisane historie w moim ciele ii włosy mi się jeżą!!! Oj jak tam namieszane. Wojna, sybir, dzieci nienarodzone itd.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiem, że jakby się postarała, mogłaby być inna. A przynajmniej bardzo w to wierzę.

moja jest narcyzem. Nie widzi w sobie nic niestosownego. Wierzy ze wszystko ci robi jest dobre i jedynie sluszne

Jak mój ojciec.. Mamie z kolei brak hmm samo-świadomości - nie jest zdolna do wyciągania wniosków, robi zawsze od lat wszystko tak samo, powiela te same błędy. Choć twierdziła całe lata, że je dostrzega to przestałem już wierzyć w to dawno temu.

 

Ja zauważyłam, że presja była na mnie ze strony rodziców tak do ok. 16 roku życia, a potem sama zaczęłam sobie narzucać coraz większe standardy, jednocześnie dając sobie kary za coraz gorsze wyniki.
Kiedy byłem może w 4, albo 5 klasie pierwszy raz w życiu dostałem 3 (nie na świadectwie), niemal się nie popłakałem. Szkoła u mnie w domu to była świętość, nie mówię, że to źle, ale to było takie nie do końca normalne, u mojej mamy wręcz śmiertelnie ważne, jak w wypracowaniu zrobiłem błąd to musiałem przepisywać kilka kartek od nowa, nawet po parę razy, tak ważne to było. Do pewnego momentu zanim sam zacząłem myśleć też uważałem, że to śmiertelnie ważna sprawa (miałem niezdrowe podejście tak w skrócie). Miałem być idealny i najlepszy, i tak było, aż w końcu nie dawałem rady, w LO coraz słabsze wyniki, już nie byłem na szczycie, a we mnie siedziała presja, że przecież muszę być naj, to dołowało, poza innymi rzeczami. I potem całe lata mnie ta potrzeba bycia ideałem, od którego się oddalałem z każdym rokiem coraz dalej męczyła, nadal to mam, ale już znacznie mniej, po każdej przegranej to się zmniejszało.

 

I zapewne pracując nad sobą mogłabym to przynajmniej zmniejszyć, ale moje decyzje i starania wciąż są oceniane przez pryzmat 'czy ich zadowolę'. Nieważne jest, czy oni tego wymagają czy nie (bo wciąż wymagają, ale tego nie mówią już głośno), to i tak czuję, jak są za mną, nade mną, na moim ramieniu.

Wymagam od siebie, jak i od innych.

I możesz tak czuć jeszcze długo, gdy ich już w pobliżu nie będzie. Ja nadal pomimo, że powinno to być dla mnie przeszłością często nie żyję własnym życiem tylko życiem swojej rodziny, ojca, matki, ich. Dlatego muszę zwiać jak najszybciej stąd. Mając lat naście wydawało mi się, że mogę moją rodzinę naprawić, jaki byłem naiwny, tyle czasu się nawalczyłem, ja jedyny w tym domu, oni tylko udawali, że coś chcą zmienić i tylko zmarnowałem czas i życie, i zdrowie, i nerwy.

 

Anthony DeMello - Przebudzenie

(...) Teraz jednak chciałbym podkreślić znaczenie samoobserwacji. Słuchacie mnie, a przecież

docierają do was wszystkie inne dźwięki poza moim głosem. Czy uświadamiacie sobie swoje

reakcje podczas słuchania mnie? Jeśli nie, grozi wam pranie mózgu. Albo też możecie zostać

wchłonięci przez siły drzemiące wewnątrz was, których istnienia nawet nie podejrzewacie. A

jeśli nawet jesteście świadomi tego, jak na mnie reagujecie, to czy jednocześnie jesteście

świadomi, skąd te reakcje płyną? Być może wcale nie ty mnie słuchasz, ale twój ojciec?

Sądzisz, że to niemożliwe? Ależ tak. Wciąż spotykam ludzi, biorących udział w sesjach

terapeutycznych, którzy są całkowicie nieobecni. Obecni są natomiast ich ojcowie, ich matki,

ale nie oni sami. Oni nigdy nie byli obecni. "Żyje, ale to nie jestem ja, to mój ojciec we

mnie". Jest to jak najbardziej, a nawet dosłownie prawdziwe. Mógłbym przeanalizować ci

kawałek po kawałku i pytać: od kogo pochodzi to zdanie: od ojca, matki, babci, dziadka, od

kogo?

 

Kto żyje w tobie? Odkrycie tego może być dla ciebie przerażające. Sądzisz, że jesteś

wolny, a prawdopodobnie nie ma takiego gestu, myśli, emocji, postawy, poglądu, który by nie

był zapożyczony od kogoś innego. Czy to nie przerażające? A ty nawet o tym nie wiesz.

Pomówmy o mechanicznym życiu, które wdrukowano w ciebie. Jesteś ogromnie pewien

rozmaitych rzeczy i sądzisz, że to ty jesteś tym, który jest ich tak pewien. Ale czy jest tak

naprawdę? Będziesz musiał być bardzo świadom wszystkiego, by zrozumieć, że być może to,

co ty nazywasz "ja", jest prostym konglomeratem doświadczeń, uwarunkowań i

programowania. (...)

 

Nadal miotam się między jednym, a drugim i wiem, że jakby się postarała, mogłaby być inna. A przynajmniej bardzo w to wierzę.

I próbuję ją nadmiernie tłumaczyć, wybaczać wszystko (bo akurat taka ma natura), ale z drugiej strony nie mogę przeboleć, że nie jest ani trochę inna.

Tylko się nacierpisz niepotrzebnie, to się nie uda... Skoro się nie stara to znaczy, że jej to wisi, że jej tak dobrze, jak ci dowala i jest chamska to znaczy, że tego chce. Też mi się wydawało kiedy kilka dni w miesiącu udało mi się z ojcem rozmawiać w miarę normalnie, że odezwały się w nim ludzkie instynkty, tylko, że to nieprawda, zawsze przychodzi kubeł zimnej wody i pomimo, że obiecuję sobie za każdym razem, że to koniec, to i tak mam słabą pamięć, co nie zmienia faktu, że wiem co powinienem robić, naprawiając stosunki z rodzicami tylko się pogrążyłem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie tak samo jak moja... w białych rękawiczkach zajebać pod szyldem dobra i miłości.

O tak..gdyby ktos jej powiedzial (wlasciwie to mowimy) ze byla koszmarna matka to nie uwierzy ..przeciez ona to z milosci. Z milosci nas krytykowala, z milosci mowila ze jestesmy beznadziejne, glupie, bezwarosciowe dziwki, z milosci nas tlukla. To wszystko bylo dla naszego dobra :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

w LO coraz słabsze wyniki, już nie byłem na szczycie, a we mnie siedziała presja, że przecież muszę być naj, to dołowało, poza innymi rzeczami. I potem całe lata mnie ta potrzeba bycia ideałem, od którego się oddalałem z każdym rokiem coraz dalej męczyła,

Ja mam całe życie 'kompleks bycia drugą'. Zawsze w klasie był ktoś lepszy, jakiś geniusz, ktoś znakomity ze wszystkiego. No kryształowe dziecko. I zawsze, zawsze ustalałam sobie za cel (i nadal ustawiam) bycie lepszą od tej osoby. Cytat 'drugi jest pierwszym przegranym' odbieram tak osobiście i dotkliwie, że każdego dnia nienawidzę siebie za swoje potknięcia. I pomimo tego, że gram dobrą minę do złej gry i powtarzam w koło 'nie muszę być ze wszystkiego najlepsza'. Ba, z niczego nie jestem.

W tym roku pierwszy raz nie miałam świadectwa z paskiem i do tej pory nie mogę dojść do siebie :shock: Było blisko, bardzo blisko, ale wydawało mi się, że 'dostałam oceny na jakie zasługuję i nie mam co żebrać'. Oczywiście teraz mój punkt widzenia się zmienił. Tym bardziej, że rodzice niechętnie na mnie patrzyli podczas zakończenia roku szkolnego, a ja dręczę się myślami 'matka nie będzie miała czym się chwalić koleżankom z pracy'. :lol: Poza tym za najlepszą średnią jest dość wysokie stypendium i matka uznała za oczywistość, że będę się o nie ubiegać. Wszystko jest dyktowane matką. Bo ona już zaplanowała wydatki.

 

. Też mi się wydawało kiedy kilka dni w miesiącu udało mi się z ojcem rozmawiać w miarę normalnie, że odezwały się w nim ludzkie instynkty, tylko, że to nieprawda, zawsze przychodzi kubeł zimnej wody i pomimo, że obiecuję sobie za każdym razem, że to koniec, to i tak mam słabą pamięć, co nie zmienia faktu, że wiem co powinienem robić, naprawiając stosunki z rodzicami tylko się pogrążyłem.

I to jest dla mnie najgorsze - bo najmniejszy gest, jedna chwila, jakieś przyjazne zdanie... I w mojej głowie już robi się obraz wspaniałej rodziny, jaką jesteśmy. A gdy stan utrzymuje się kilka dni to oczywiste jest, że ona musi to sobie 'odbić', więc jest masakrycznie. Choć nie wiem, czy ja sama nie czuję tego dwa razy gorzej, bo spadam 'z wyższego konia'.

Ale najgorzej to jest jak wyjadę gdzieś z ojcem, bez matki i potem muszę wrócić do domu. Ojciec jest bardzo uległy, naiwny i we wszystko co matka powie wierzy, a gdy nie ma jej w promieniu 100km, jest inny i niemal normalny.

Nie mogę przebaczyć tego, że ta kobieta miesza tak w naszych wzajemnych kontaktach.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14, Nooo nie zdziwię się jak za jakiś czas złapie demencję, lub Alzcheimera.

Tylko żeby zapomnieć o tych faszystowskich metodach. No ale taki był model, to niemiecka szkoła,która do dzisiaj pokutuje.

Kij i marchewka, zero praw, motywowanie negatywne a nie pozytywne, generalnie nie możesz się zbyt dobrze czuć ze sobą. :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TAO, sory ale nie każdy musi wierzyć w coś, co nie ma potwierdzenia. Bo co innego założenia, a co innego ich potwierdzenie. Mogę sobie założyć, że na dnie Rowu Mariańskiego leży statek kosmiczny, a dowodem na to jest właśnie sam Rów Mariański.

 

 

A co do metody, to ją testuję na sobie i z pełna odpowiedzialnością piszę, że działa i pozwala dotrzeć w rejony, do których zwykłą terapią się nie dojdzie, nie ma nawet szans żeby powąchać. Te traumy są zapisane w komórkach,w ciele

Po pierwsze to nie sprawdziłeś wszystkich terapii, po drugie nie ma dowodu o traumach zapisanych w komórkach, tylko przypuszczenia. A przypuszczenia to... patrz wyżej hasło Rów Mariański.

 

Czy chodząc na terapię dostałaś dowody na to że założenia do niej przyjęte są słuszne?

Przede wszystkim opierają się na psychice a nie biologii i są dla mnie bardziej realne niż trauma zapisana w DNA.

 

Rozumiem że w Twoim życiu było tak, że teraz się boisz i ze masz taki wzorzec, ale weź na to poprawkę i jeżeli chcesz czegoś się dowiedzieć włóż odrobinę więcej wysiłku, żeby to skonfrontować, oraz zrezygnuj z pamięci o destrukcyjnych traumach, którym dajesz tutaj wyraz. Szczęściem, nie wszyscy tak mają,bo byśmy jeszcze cywilizacyjnie na drzewach siedzieli

 

Aha, to małpy na drzewach siedzą bo mają traumę zapisaną w komórkach albo powtarzają wzorce. Super wniosek.

 

Sory, ale nic nie rozumiesz i chyba pora to Tobie wyjaśnić. Nie masz pojęcia czego się boję a czego nie i dlaczego mam tak a nie inaczej. Ty tylko lubisz wmawiać swoje teorie. No ale tak się nauczyłeś, według Ciebie nie zgadzam się z Tobą, bo mam traumę zapisaną w genach albo mam jakieś destrukcyjne zaburzenie które mi każe postawić na swoim, a Ty się zlitujesz nad chorym człowiekiem i przyznasz mi rację - w cudzysłowie. Innymi słowy, trzeba się z Tobą zgadzać bo inaczej jest się nie do końca normalnym. Ale to Twój świat, nie mój. Ja stoję na ziemi, wiem skąd mam swoje zachowania i dlatego Twoje teorie kompletnie mnie nie przekonują i przykro mi ale tak będzie. Forum służy do dyskusji, nie do przyklaskiwania wszystkiemu, co tu napisane. I to że się z Tobą nie zgadzam to znaczy że się nie zgadzam a nie odtwarzam destrukcyjne wzorce. Wolałabym żebyś w końcu przestał to wmawiać komuś, kto zwyczajnie ma inne zdanie, chyba że to w jakimś stopniu pomaga Tobie, to jakoś to zrozumiem.

 

Swoją drogą jak mam traumę zapisaną w genach to z niej nie zrezygnuję, bo raczej ciężko wyjąć sobie DNA. A zmiana tych destrukcyjnych funkcji to tak jakby terapia.

 

 

Zatem nauka dopiero zaczyna odkrywać, że jest coś więcej niż tylko głowa

Więc nie ma dowodów na jakiekolwiek teorie o zjawiskach dziejących się w mózgu o których tu mowa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja mam całe życie 'kompleks bycia drugą'. Zawsze w klasie był ktoś lepszy, jakiś geniusz, ktoś znakomity ze wszystkiego.
Chociaż nigdy nie byłem zupełnie pierwszy, bo pewna dziewczyna zawsze miała ode mnie lepszą średnią do końca gim. to nie miałem kompleksu bycia drugim, przynajmniej w nauce. Za to w kontaktach towarzyskich tak, mój najlepszy kolega (wydawało mi się, że trochę więcej niż zwykły kolega, ale on nie był wobec mnie uczciwy, w towarzystwie korzystał z tego, że byłem emocjonalnie rozbity i niepewny, a ja nie umiałem się jeszcze wtedy przeciwstawiać...) był zawsze bardziej zaradny, odnajdywał się towarzysko, miał dobry kontakt z dziewczynami, był pewny siebie, a ja nie, zazdrościłem mu tego, a jemu się wydawało, że tym że mam lepsze oceny chcę mu coś udowodnić, choć tak nie było - po prostu chciałem być najlepszy.

 

W tym roku pierwszy raz nie miałam świadectwa z paskiem i do tej pory nie mogę dojść do siebie Było blisko, bardzo blisko, ale wydawało mi się, że 'dostałam oceny na jakie zasługuję i nie mam co żebrać'.
To i tak nieźle, ja miałem większy "zjazd" w LO, nie było żadnych szans na pasek, miałem ledwo trochę powyżej 4,0 przez 3 lata, ale byłem zbyt rozbity psychicznie depresją, początkami nerwicy, ludzie mnie od początku nie zaakceptowali i musiałem cały czas "walczyć" i czułem się zaszczuty, dopiero w II klasie było odrobinę lepiej, w trzeciej też trochę, ale i tak zmarnowałem te lata, strasznie je zmarnowałem - 3 dni temu odnalazłem po 7 latach zdjęcia ze studniówki, klasowe i z zakończenia szkoły, były schowane w książce, tak długo ich nie widziałem :D

 

Oczywiście teraz mój punkt widzenia się zmienił. Tym bardziej, że rodzice niechętnie na mnie patrzyli podczas zakończenia roku szkolnego, a ja dręczę się myślami 'matka nie będzie miała czym się chwalić koleżankom z pracy'. Poza tym za najlepszą średnią jest dość wysokie stypendium i matka uznała za oczywistość, że będę się o nie ubiegać. Wszystko jest dyktowane matką. Bo ona już zaplanowała wydatki.
Okropna ta Twoja matka...

 

I to jest dla mnie najgorsze - bo najmniejszy gest, jedna chwila, jakieś przyjazne zdanie... I w mojej głowie już robi się obraz wspaniałej rodziny, jaką jesteśmy. A gdy stan utrzymuje się kilka dni to oczywiste jest, że ona musi to sobie 'odbić', więc jest masakrycznie. Choć nie wiem, czy ja sama nie czuję tego dwa razy gorzej, bo spadam 'z wyższego konia'.

Dawniej u mnie było to bardziej intensywne, teraz choć zdarza mi się często rozmawiać jak gdyby nigdy nic wciąż czuję olbrzymi uraz i dystans, do obydwojga rodziców, coraz większy z upływem czasu, i tego urazu nie potrafię wyłączyć. Kiedyś miałem tak, że mógł mi zrobić najgorsze świństwo i po kilku tygodniach zapominałem, późnej na siłę zmuszałem się, żeby nie zapomnieć, choć to i tak z czasem wietrzeje, dziś też szybko zapominam wyzwiska i złe traktowanie, ale tego głębokiego urazu nie potrafię się pozbyć, to mi podpowiada co zrobić dalej. A tak bardzo chciałem kiedyś, żeby było dobrze..., dziś już tylko widzę przyszłość w taki sposób, że rodziców będzie w niej bardzo mało, chyba że uda mi się jakoś pogodzić... ze sobą, chociaż nie wierzę w to, za dużo tego było, za długo, zbyt bolało, zbyt zniszczyło mi życie.

 

Ale najgorzej to jest jak wyjadę gdzieś z ojcem, bez matki i potem muszę wrócić do domu. Ojciec jest bardzo uległy, naiwny i we wszystko co matka powie wierzy, a gdy nie ma jej w promieniu 100km, jest inny i niemal normalny.

U mnie było tak, ale w drugą stronę, mama <-> tata. Przeprowadzałem z mamą w czasach gim. i LO czasami kilku-godzinne, bardzo emocjonalne rozmowy o tym co w naszej rodzinie się dzieje, jak to naprawić (bo jako jedyny zacząłem się interesować psychologią, czytałem książki na temat rodziny dysfunkcyjnych, z alkoholikiem), zawsze naiwnie wierząc, że ona coś zmieni, zacznie postępować inaczej, nigdy nic się nie zmieniło pomimo jej zapewnień, że rozumie o co mi chodzi, że też to widzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

abraxas,

Przede wszystkim opierają się na psychice a nie biologii i są dla mnie bardziej realne niż trauma zapisana w DNA.

To jest ściśle sprzężone. Nie ma rozdziału na psychikę i somę i to psychologia potwierdza

Ja stoję na ziemi, wiem skąd mam swoje zachowania i dlatego Twoje teorie kompletnie mnie nie przekonują i przykro mi ale tak będzie. Forum służy do dyskusji, nie do przyklaskiwania wszystkiemu, co tu napisane. I to że się z Tobą nie zgadzam to znaczy że się nie zgadzam a nie odtwarzam destrukcyjne wzorce. Wolałabym żebyś w końcu przestał to wmawiać komuś, kto zwyczajnie ma inne zdanie, chyba że to w jakimś stopniu pomaga Tobie, to jakoś to zrozumiem.

Skoro wiesz tona czym polega problem? Znasz przyczynę likwidujesz skutki.

Swoją drogą jak mam traumę zapisaną w genach to z niej nie zrezygnuję, bo raczej ciężko wyjąć sobie DNA. A zmiana tych destrukcyjnych funkcji to tak jakby terapia.

 

No właśni to okazuje się jak najbardziej możliwe.

Więc nie ma dowodów na jakiekolwiek teorie o zjawiskach dziejących się w mózgu o których tu mowa.

 

Są. Właśnie ci napisałem, ale ty wolisz czytać wybiórczo i cytować wybiórczo, czyli manipulować informacją.

Poza tym najprostszym dowodem są odpowiedzi z tych centrów nerwowych,gdy mózg jest narażony na stres.

Zawały, wrzody, nowotwory itd. Stres generuje bodźce, które znajdują odzwierciedlenie w funkcjonowaniu narządowym.

To jest udowodnione, mało tego zapisane przez WHO. To że mechanizm nie jest do końca poznany nie znaczy że to jest niedowiedzione.

Aha, to małpy na drzewach siedzą bo mają traumę zapisaną w komórkach albo powtarzają wzorce. Super wniosek.

Nie wkładaj mi twoich wniosków. To nie jest mój wniosek, tylko twoja ograniczona manipulacja. Ja tego nie napisałem.

To zdanie jest najlepszym obrazem sposobu twojego myślenia i konstatacji. :mrgreen::mrgreen::mrgreen::mrgreen:

Taki wniosek może jedynie dziecko wysnuć na podstawie swojej ograniczonej wiedzy.

Ponieważ nie jesteś dzieckiem i nie wątpię, żeby stać cię było na bardziej dorosłe wnioski zatem ponownie nazwę to manipulacją.

Udowadnianiem (mizernym, bo własnie bez poparcia konfrontacją wiedzy) racji.

Dodam jeszcze, że to tzw. myślenie pseudo logiczne.

Skoro wyrwaliśmy musze wszystkie nogi i onanie chce na komendę iść to znaczy że mucha ogłuchła!!! Można i tak.

Destrukcja... widocznie do czegoś ci to potrzebne... że sparafrazuję słowa z twojego postu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TAO, poprzez określone doświadczenia powstają pewne wzorce. Biologia w tym to tylko impulsy neuronalne przy myśleniu i emocjach. Można snuć domysły że coś zapisuje się w DNA. Na razie nie ma na to dowodów i ja w to nie wierzę. Ty możesz, nikt nie broni. A ja mogę się z tym nie zgadzać.

 

Skoro wiesz tona czym polega problem? Znasz przyczynę likwidujesz skutki.

Ja problemu nie mam, ale Ty chyba tak skoro Ci nie odpowiada to że się nie zgadzam z tym co piszesz.

 

Co do reszty, zacznij rozmawiać merytorycznie zamiast odnosić się do czyiś lęków i zaburzeń, wtedy to dopiero będzie można nazwać dyskusją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

TAO, poprzez określone doświadczenia powstają pewne wzorce. Biologia w tym to tylko impulsy neuronalne przy myśleniu i emocjach.

Czy to jest dowiedzione, czy to hipoteza?

Co do reszty, zacznij rozmawiać merytorycznie zamiast odnosić się do czyiś lęków i zaburzeń, wtedy to dopiero będzie można nazwać dyskusją.

No już napisałem, że musiałbym tu książkę pisać. Źródła są dostępne, ale najpierw trzeba by zacząć od fizyki kwantowej o tego co ostatnio odkryli i dowiedli na podstawie postawionych hipotez fizycy kwantowi. Potem przejść do mechanizmów replikacji DNA, RNA i mRNA, wiedzieć co to są białka osłonowe, i jak w świetle tych badań może się odbywać replikacja. Co to jest energia i z czego jest zbudowana w istocie materia.

Dzięki swojemu wykształceniu niejakie pojęcie o tym mam, zatem być może łatwiej mi zrozumieć i zgodzić się na słuszność pewnych hipotez, które następnie weryfikowalne są empirycznie. Dopiero empiria dowodzi czy poczynione założenia są słuszne. Nie zawsze trzeba od razu znać mechanizm. Jabłko spada na ziemię. Model teoretyczny opisujący mechanizm tego zjawiska został opisany niedawno.

To samo z mechanizmami reakcji chemicznych itd. Jak mam rozmawiać merytorycznie z kimś kto najwidoczniej tych podstaw nie ma.

Ucząc się w szkole, pewne rzeczy musiałaś przyjąć a priori, potem z czasem odsłaniano ci głębiej i głębiej mechanizmy.

Zbyt mało z jednej strony, a z drugiej wystarczająco dużo wiemy aby czynić pewne założenia by potem wykonać eksperyment który się potwierdza. A w tym przypadku tak jest. Badania są dalej prowadzone, to co jest wypracowane obecnie na podstawie tych hipotez działa i dowodzi, że takie zależności bezsprzecznie istnieją. Pisałem nawet o tym' w wątku o EFT, dając konkretne przykłady.

Chcesz rozmawiać merytorycznie to daj merytoryczne argumenty na to że tak nie jest. Ty jednak nie dajesz takich argumentów. Twoje argumenty ograniczają się do :

TAO, sory ale nie każdy musi wierzyć w coś, co nie ma potwierdzenia.

A kiedy piszę że ma potwierdzenie to zupełnie pomijasz to milczeniem.

To samo z EFT. Miliony ludzi to robią, ale ja nie wierzę zatem to jest "be"

 

Wiesz co? Kurcze, zbiorę się i na priv ci coś zbiorczo może wyślę, merytorycznie i łatwo do odbioru. Może być ratami?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Później przychodziły wyniki i jak dostałem dobrą ocenę to byłem szczęśliwy przez chwilę ale jeśli była ona gorsza niż przeciętna w klasie, na roku to radość pryskała, bardziej byłem zadowolony z 3-ji gdy większość dostawała 2 niż z 4 gdy pełno było 5-tek. Na moich studiach miałem zbliżone oceny do tych w technikum ale moje studia były proste średnia roku to było 4,5 albo i więcej a ja miałem średnią 4,0 i czułem się gorszy a w technikum ze średnią 4,2 byłem najlepszym chłopakiem i ogólnie ponadprzeciętny.

Ja się cieszyłem piątką, a gdy dostałem 4 czy 3 to reagowałem na to dość obojętnie. W szkole podstawowej i gimnazjum miałem średnią ogólną coś koło 4. W szkole średniej zacząłem się coraz gorzej uczyć (i w ogóle czułem, że nie zasługuję na jakiekolwiek osiągnięcia ani na dobre oceny), w klasie maturalnej miałem średnią 2 z czymś, nie pamiętam dokładnie ile. Jak mi się w szkole ktoś spytał, jak mi poszło w przypadku np. jakiegoś sprawdzianu, to mówiłem (bez względu na to, jak czułem) że się okaże, miałem wrażenie, że to byłoby chwalenie się pierdołami, jakbym powiedział, że dobrze i że byłbym pośmiewiskiem wtedy oraz że to byłby wstyd, jeśli bym powiedział, że źle, że też by się śmiali. Teraz na studiach moja średnia balansuje w granicach 3.5, zazwyczaj nieco mniej niż 3.5 (a studiuję w sumie na pseudouczelni, więc to bardzo zły wynik). No i bardzo mało z tych studiów rozumiem. Często czuję się największym imbecylem na roku jeśli chodzi o wiedzę z przedmiotów. Poza tym obecnie w okresie studiów też czuję, że nie zasługuję na dobre oceny ani na żadne sukcesy.

 

-- 07 lip 2013, 21:42:51 --

 

wciąż czuję olbrzymi uraz i dystans, do obydwojga rodziców, coraz większy z upływem czasu, i tego urazu nie potrafię wyłączyć.

Ja mam za to dziwnie, bo od pewnego momentu z roku na rok moja relacja z rodzicami jest coraz bardziej słaba i subiektywnie wkurzająca, coraz częściej zdarzają się momenty, że czuję jakąś jakby niechęć do rodziców, że nie lubię ich. I nie wpływają na to czynniki zewnętrzne, to się samo robi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123,

w klasie maturalnej miałem średnią 2 z czymś, nie pamiętam dokładnie ile

Ja też. I o czym to świadczy? Jedynie o tym, że nie dostawałem dobrych ocen, a nie dostawałem ich bo nie chciało mi się wkuwać (wtedy uważałem to za zbędne pierdoły i dziś widzę, że miałem całkowitą słuszność) i tyle. Wcale to nie świadczy o mojej inteligencji, wiedzy (tym co wkuwali na pewni niewiele pozostało w głowie z czasów licealnych) czy predyspozycjach. Ostatnio spotkałem koleżankę z liceum, która była druga w klasie (nie od końca, bo to miejsce ja okupowałem ;)). I co z tego ma? A no to, że pierdzi w stołek przez 24h na dobę, pracując , za marne grosze jako "ochroniarz" na recepcji. Jak ją rozpoznałem i powiedziałem "cześć" to coś tam odburknęła i spuściła zaraz wzrok. Nie wiem, może mi się wydawało, ale odniosłem wrażenie, że się wstydziła tego, że tam jest.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123,
w klasie maturalnej miałem średnią 2 z czymś, nie pamiętam dokładnie ile

Ja też. I o czym to świadczy? Jedynie o tym, że nie dostawałem dobrych ocen, a nie dostawałem ich bo nie chciało mi się wkuwać (wtedy uważałem to za zbędne pierdoły i dziś widzę, że miałem całkowitą słuszność) i tyle. Wcale to nie świadczy o mojej inteligencji, wiedzy (tym co wkuwali na pewni niewiele pozostało w głowie z czasów licealnych) czy predyspozycjach. Ostatnio spotkałem koleżankę z liceum, która była druga w klasie (nie od końca, bo to miejsce ja okupowałem ;)). I co z tego ma? A no to, że pierdzi w stołek przez 24h na dobę, pracując , za marne grosze jako "ochroniarz" na recepcji. Jak ją rozpoznałem i powiedziałem "cześć" to coś tam odburknęła i spuściła zaraz wzrok. Nie wiem, może mi się wydawało, ale odniosłem wrażenie, że się wstydziła tego, że tam jest.

Ja w gimnazjum, to jeszcze miałem marzenia, żeby się bardzo dobrze uczyć i w przyszłości dostać na jakiś uniwersytet, a potem pracować naukowo. A po skończeniu gimnazjum coś mi się "zrobiło" i zacząłem uważać, że nauka jest bez sensu oraz że i tak nic nie osiągnę w życiu. Teraz będąc na studiach na kiepskiej uczelni mam najniższy poziom wiedzy z tego kierunku spośród studentów na tej uczelni.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×