Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nienormalne funkcjonowanie w prawie normalnej rodzinie.


Rekomendowane odpowiedzi

Witam to znowu ja :)

Piszę tu coraz częściej,bo mam tę swiadomość,że jestem w dużej części anonimowa,a poza tym większość ludzi na tym forum przeżywa podobne rozterki,nie czuję się więc samotna.

Wracając do problemu... Zapewne nie jestem jedyną osobą z forumowiczów,która ma na koncie negatywne doświadcznia z własną rodziną.

W swoim życiu funkcjonowałam aż w 2 rodzinach,z których żadna nie potrafiła odpowiednio mnie wychować.

Pierwsi rodzice byli nadopiekńczy,wyręczali mnie we wszystkim i kazali mi być kimś kim nie jestem. Zwłaszcza matka.

Po ich śmierci nowa rodzinka tak sobie mnie wychowała,że nie ufam nikomu (włącznie z nimi), boję się bliskości i jestem wiecznie sfrustrowana.

Z "jedynaczki" w mgnieniu oka stałam się członkiem wielodzietnej rodzinki.

Mimo iż minęło już 7 lat to ja nadal nie potrafię przywyknąć do większej ilości ludzi w domu.

Inna sprawa,że moja kochana rodzinka ma strasznie dziwne metody wychowawcze. Nie mieszczą się one w żadnej z typowych patologii. Nie ma alkoholizmu,chłodu emocjonalnego, przemocy fizycznej,psychicznej i seksualnej. Moja rodzinka stara się robić dobre wrażenie wśród obcych i wśród swoich członków. Każdy jest dostosowany tylko nie ja.

Nie pasuje mi coś w tych ludziach. Niesłusznie otrzymałam etykietkę niezdarny,tępaka, dziecka,które nie radzi sobie ze stresem i którego zdanie się nie liczy. Cokolwiek powiem,cokolwiek poradzę to reszta familii i tak to zleje słowami,że mam siedzieć cicho bo się nie znam. No tak jasne.. taka niesamodzielna osoba jak ja przecież na niczym się nie zna prawda ?

Mam dość pełnionej roli w tej rodzinie. Roli osoby słabej. Tak krótko to nazwę. Osoby,która sobie z niczym nie poradzi, która jest na wszystko mało odporna, którą wszyscy będą w dupę kopać.

Tak moja kochana rodzinka mnie postrzega. Powiem szczerze, że mam tego serdecznie dość. Jestem w tym cholernym domu nastawiona tylko na swojego rodzaju przeżycie. Unikam tych ludzi jak tylko mogę,nie angażuję się w żadne wyjazdy czy rozmowy rodzinne,robię wszystko co mi każą dla świętego spokoju. Boję się tych ludzi, tak dobrze czytacie-boję się. Nie ufam im,skrajnie. Jestem na codzień bardzo grzeczniutka i wykonuję wszystkie polecenia,żeby tylko nie mieć z nimi konfliktów. Ten dom to najgorsze miejsce w jakim przyszło mi żyć. Zapewne przesadzam,bo ludzie mają gorsze rodziny niż moja ale niestety,spotkało mnie to czego od zawsze się bałam-fałszywy obraz mojej osoby podtrzymywany przez członków rodziny. Nie uważam się za osobę słabą,wręcz przeciwnie. Ale co z tego ? Jestem powiedzmy zadowolona ze swojej dużej umiejętności walki o swoje. A moja rodzinka i tak to wyśmieje. Bo przecież tak nie jest,na pewno ludzie będą mnie wykorzystywać i traktować jak gówno. Oczywiście według mojej rodzinki.

Wraz z upływem czasu jest coraz gorzej... Staję się coraz bardziej sztuczna, udaję kogoś kim nie jestem. Rodznka mnie przezywa,pomiata mną,sarkastycznie i z wyższością się do mnie odnosi,a ja to znoszę. Znoszę to,żeby przetrwać w tej dziczy. Czasem wybuchnę ale wtedy jest naprawdę ostro. Raz siostrzyczka przesadziła to podpaliłam dom. Nie żałuję tego. Robię co mi każą,a oni wymagają ode mnie jakiś super udawanych relacji. Rzygać mi się chce jak ich widzę,dosłownie. Już wolałam w szkole siedzieć niż wracać do domu.

Inna sprawa,że wśród "bliskich" nie jestem sobą. Jestem cicha,grzeczniutka,posłuszna,bojaźliwa blablabla,głupia do porzygu,a wśród obcych ludzi potrafię się otworzyć bardziej i jestem postrzegana jako bardzo rozrywkowa,śmiała,pewna siebie,z poczuciem humoru osoba. Ale to nic. Moja siosta i tak potrafi mnie ładnie opierd**** i to ona wie najlepiej jaka jestem. Nie,przecież ja nie jestem towarzyska ani otwarta. Nie,bo wśród rodziny inaczej się zachowuję,a przecież rodzina to najwyższe dobro i każde zachowanie w niej przejawiane, jest prawdziwe,szczere,naturalne. Jak jestem bezgranicznie posłuszna wobec siostrzyczki to już wobec każdego taka jestem.

Jezuu jak ja z całego serca nie znoszę tych ludzi !!!! Robię to co mi każą i nic więcej. Dostaję szału jak wymagają ode mnie angażowania się w sprawy rodzinne czy uczuciowe.

Pewnie jak na większość ludzi na moje relacje z innymi wpłynęła znacząco rodzina.

Mam duży problem z utrzymywaniem bliskich związków,a jak już to robię to nie angażuję się emocjonalnie. Czego się boję ? A tego,że w takim bliskich związku z drugą osobą znowu zacznę zachowywać się jak wśród swojej rodziny i znowu przyjmę rolę ofiary losu,którą można pomiatać. Brr.. w życiu ! Przez to tak źle traktuję innych. Wolę być uważana za chama niż za uległą osóbkę.

 

No.. wyżyłam się w końcu.

Tak jakoś mnie naszło,bez powodu to to napisałam. Ciągle odczuwam frustrację,najbardziej jak pomyślę o rodzinie więc musiałam to jakoś zrzucić.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Doskonale Cie rozumiem jest takie powiedzenie,,nie przejmuj sie swoja rolą bo i tak Cie opierdola,,

Dokladnie starania sie by byc idealna i tak nie przynosza rezultatow,wlasnie pokaz im ze jestes silna ,ze nie pozwolisz soba pomiatac i znasz swoja wartosc.

Jesli my sami sie zmieniamy otoczenie w jakis sposob reaguje stsownie do tego.Nie znam Twojej historii nie wiem czy chodzisz na terapie wtedy bylo by Ci latwiej przepracowac te relacje.

Trudno w takim srodowisku czuc sie dobrze,tym bardziej walczyc o siebie,ale nie niemozliwym.

Pokaz im swoja sile,swiadomosc swojej wartosci.Nie pozwalaj soba pomiatac.

 

-- 01 lip 2013, 02:11 --

 

Doskonale Cie rozumiem jest takie powiedzenie,,nie przejmuj sie swoja rolą bo i tak Cie opierdola,,

Dokladnie starania sie by byc idealna i tak nie przynosza rezultatow,wlasnie pokaz im ze jestes silna ,ze nie pozwolisz soba pomiatac i znasz swoja wartosc.

Jesli my sami sie zmieniamy otoczenie w jakis sposob reaguje stsownie do tego.Nie znam Twojej historii nie wiem czy chodzisz na terapie wtedy bylo by Ci latwiej przepracowac te relacje.

Trudno w takim srodowisku czuc sie dobrze,tym bardziej walczyc o siebie,ale nie niemozliwym.

Pokaz im swoja sile,swiadomosc swojej wartosci.Nie pozwalaj soba pomiatac.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja też mam wrażenie, że jestem nienormalny w normalnej rodzinie. Mimo, że ojciec pije, to u mnie w domu jest obecnie zazwyczaj sielankowy spokój. No a ja boję się rodziców i nie ufam im do końca, czasem pytam o proste rzeczy czy mogę; często zanim coś zrobię, czy powiem, zastanawiam się, co pomyślą o mnie rodzice, czy to przypadkiem nie jest sprzeczne z ich wolą, czy będą agresywni wobec mnie. Czasem nawet proste rzeczy mnie u nich drażnią, wkurzają i mam im wtedy ochotę spuścić łomot.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Saraid

 

Tylko,że oni są nieugięci więc walka o jakąś tam pozycję odpada. Gdybym wcześniej to zrobiła to teraz pewnie nie byłabym uważana za nieudacznika.

Cóż,trudno treba to przeboleć. Niedługo i tak z tego domu wyjeżdżam.

 

mark123

 

Ja też się o wiele rzeczy pytam XD

Z tego co piszesz to wnioskuję,że identyczną postawę przyjęłam względem jednej z siostrzenic,która zaczęła dojrzewać i wszystko ją wkurza..

A moje dowody na nieufność wobec rodziny ? Jest ich wiele,jednym z nich jest z pewnością pewna nocna wyprawa mojej siostry w głąb lasu. Chciała mnie wtedy ze sobą zabrać to broniłam się przed tym jak tylko mogłam. Bałam się,że coś mi zrobi O.o Dotykać też się im nie daję. Jak ktoś mnie przytula to z łapami się rzucam,nienawidzę tego brrr !!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tam też nie lubię żadnych rodzinnych przytuleń, na szczęście w mojej rodzinie jest mi to zwykle oszczędzane. Przytulić z przyjemnością to się mogę co najwyżej do jakiejś atrakcyjnej dla mnie niewiasty. ;)

Ja w ogóle tego nie toleruję. Wstydziłbym się przytulenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tam też nie lubię żadnych rodzinnych przytuleń, na szczęście w mojej rodzinie jest mi to zwykle oszczędzane. Przytulić z przyjemnością to się mogę co najwyżej do jakiejś atrakcyjnej dla mnie niewiasty. ;)

Ja w ogóle nie toleruję przytulania.

A nie masz ochoty do przytulenia jakiejś dziewczyny która Ci się podoba, albo np jak kiedyś pisałeś że wyobrażasz sobie że ratujesz kogoś z opresji i czy z tą osobą nie chciałbyś się poprzytulać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tam też nie lubię żadnych rodzinnych przytuleń, na szczęście w mojej rodzinie jest mi to zwykle oszczędzane. Przytulić z przyjemnością to się mogę co najwyżej do jakiejś atrakcyjnej dla mnie niewiasty. ;)

Ja w ogóle tego nie toleruję. Wstydziłbym się przytulenia.

To może powinieneś próbować się przełamać ?to nic wstydliwego.Zwierzęta psa kota przytulił byś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja tam też nie lubię żadnych rodzinnych przytuleń, na szczęście w mojej rodzinie jest mi to zwykle oszczędzane. Przytulić z przyjemnością to się mogę co najwyżej do jakiejś atrakcyjnej dla mnie niewiasty. ;)

Ja w ogóle nie toleruję przytulania.

A nie masz ochoty do przytulenia jakiejś dziewczyny która Ci się podoba, albo np jak kiedyś pisałeś że wyobrażasz sobie że ratujesz kogoś z opresji i czy z tą osobą nie chciałbyś się poprzytulać.

Przytulanie postrzegam jako oznakę słabości. Mam fantazje o przytulaniu, ale w świecie rzeczywistym wstydziłbym się go.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To może powinieneś próbować się przełamać ?to nic wstydliwego.Zwierzęta psa kota przytulił byś?

Nie przytuliłbym, ale tutaj w grę wchodzi też mój trochę wstręt do kontaktu ze zwierzętami. Kiedyś lubiłem głaskać np. psy, ale potem się to zmieniło.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie w rodzinie nie ma tradycji przytulania, ojca z matką to nigdy nie widziałem aby się dotykali, okazywali uczucia, czy nawet wspólnie spędzali czas także ja i rodzeństwo w ogóle nie okazujemy sobie żadnych uczuć i emocji.

A co do przytulania do dziewczyn to zawsze miałem na to ochotę, było to dla mnie jakąś namiastką seksu już w wieku nastoletnim i później na studiach też zwłaszcza po alkoholu parę, parenaście razy udało mi się przytulić jakieś gdy nadarzyła się okazja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie w rodzinie nie ma tradycji przytulania, ojca z matką to nigdy nie widziałem aby się dotykali, okazywali uczucia, czy nawet wspólnie spędzali czas także ja i rodzeństwo w ogóle nie okazujemy sobie żadnych uczuć i emocji.

U moich rodziców obecnie jest tak, że zanim się ojciec napije, to nie okazują sobie uczuć, a gdy ojciec się opije, to często wręcz dominuje tematyka, jak to się oni kochają (głownie ojciec gada, a matka przytakuje), czasem wtedy też uprawiają seks.

 

Gdy rodzice rozmawiają o tym, że się kochają, to czuję złość, a gdy uprawiają seks, to dodatkowo jakiś dziwny niepokój.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie w rodzinie nie ma tradycji przytulania, ojca z matką to nigdy nie widziałem aby się dotykali, okazywali uczucia, czy nawet wspólnie spędzali czas także ja i rodzeństwo w ogóle nie okazujemy sobie żadnych uczuć i emocji.

ale chyba nie uwazasz, ze to normalne?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytane dzisiaj i jakos tak pasuje mi do tego tematu

Konsekwencje braku akceptacji to niezgoda na siebie, poczucie wyobcowania, czasem skłócenie i bunt nie tylko przeciwko rodzicom, ale też przeciwko sobie i wszystkim innym. Czasami do tego stopnia, że dziecko bojkotuje swoje poczynania i dorastając marnuje życie na obwinianiu siebie i innych o wszystko, co wydarza się nie po jego myśli.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14

 

No to z tym podpaleniem może wydawać się dziwne ale prawda jest taka,że takie skrajne zachowania wobec rodziny nie są u mnie częste ale za to bardzo poważne. Poza tym podpaleniem miałam jeszcze inne,ostre wybuchy złości. Trudno się dziwić, jak w domu przeżywasz scenariusz,którego obawiałaś się przez całe życie i nic nie możesz z tym zrobić,bo każdy twój sprzeciw będzie obrócony przeciwko tobie i wyjdzie na to samo. No np. ktoś kto panicznie boi się upokorzenia związanego z odstającymi uszami w domu często jest wyśmiewany z tego powodu. To jest uderzanie w słaby punkt,a ja już nawet sama prowokuję rodzinę do tego,żeby mnie tak postrzegali,a jednocześnie ich zachowanie powoduje,że nie mam możliwości ani nawet chęci zmienić swój wizerunek. Dla przykładu. Jestem bardzo niesamodzielna i mam problem z prostymi pracami domowymi itp. Moja siostra chce,żebym jej w czymś pomogła. Fajnie, niby mam szansę się w jakimś stopniu usamodzielnić i zrobić krok naprzód. Ale co z tego skoro podczas wykonywania czynności znowu jestem sprowadzana do pozycji nieudacznika,bo coś mi nie wychodzi ? To sprawia,że nie podejmuję się wykonywania żadnych prac,tylko najprostrze są mi przydzielane. A to nie tak,że ja nie chcę,bo naprawdę bardzo bym chciała się rozwinąć ale nie będę robić tego kosztem własnych nerwów bo potem przychodzi pora tłumienia gniewu i w konsekwencji mamy właśnie takie efekty jak np. podpalony dom.

A co do dotykania to tak mam. Zauważyłam,że mam ten nawyk tylko w stosunku do mojej zastępczej rodziny. Chociaż na początku miałam z nimi dobre relacje to i tak unikałam,robiłam się agresywna lub sztywna albo kuliłam się jak ktoś koło mnie przechodził lub chciał mnie dotknąć. Do dzisiaj tak mam. W stosunku do własnych rodziców chyba nie przejawiałam takich zachowań z tego co pamiętam. Nie byłam też nigdy ofiarą znęcania się w rodzinie nade mną. Rodzice mnie kochali,trochę w toksyczny sposób ale zawsze. Nie wiem skąd mi się to wzięło naprawdę.

 

 

mark123

 

Nie wiem, jak ja bym zareagował w przypadku przytulenia. Wystarczy, że moja matka się o mnie otrze, przechodząc, to już często czuję złość.

 

No ja też czuję złość. Ogólnie mam takie dziwne coś,że robię się "nadpobudliwa" jak dużo ludzi jest obok mnie. I to niestety ma opłakane skutki,bo np. trudno jest mi funkcjonować w wieloosobowej rodzinie,bo np. jak siedzę sobie przez kompem i ktoś mi ciągle koło pokoju lata to jasna cholera mnie bierze. Teraz jest jeszcze gorzej,bo na mojej ulicy położyli kostkę brukową i więcej samochodów teraz przejeżdża i więcej ludzi tutaj chodzi. A ja mam takiego pecha,że mój pokój jest naprzeciwko ulicy i jak siedzę przed kompem to nie mogę się zrelaksować przy otwartym oknie bo ciągle coś mnie rozprasza i ciągle podchodzę do okna,żeby zobaczyć kto idzie,kto ze sobą rozmawia itp. Jezuu nienawidzę tego O.o

 

carlosbueno

 

Ja tam też nie lubię żadnych rodzinnych przytuleń, na szczęście w mojej rodzinie jest mi to zwykle oszczędzane. Przytulić z przyjemnością to się mogę co najwyżej do jakiejś atrakcyjnej dla mnie niewiasty.

 

Ja do nikogo.

 

U mnie w rodzinie nie ma tradycji przytulania, ojca z matką to nigdy nie widziałem aby się dotykali, okazywali uczucia, czy nawet wspólnie spędzali czas także ja i rodzeństwo w ogóle nie okazujemy sobie żadnych uczuć i emocji.

 

U mnie jest.. I chyba aż za bardzo jest to okazywane,bo mój szwagier jest dość sprośny i potrafi różne głupie rzeczy przy mnie demonstrować razem z siostrą... A z siostrzeńcami to też mam zaburzone kontakty,nawet bardzo zaburzone. Każda rozmowa z nimi jest sztuczna ale to dlatego,że unikam ich praktycznie cały czas przez co nie mam z nimi żadnego kontaktu i nic o nich nie wiem,co skutkuje tym,że odbieram ich jak obce osoby i każda nasza rozmowa też tak wygląda. Z mojej strony oczywiście. Brakuje w tym spontaniczności, otwartości .. no kurde.. wyobraźcie sobie po prosotu rozmowę z nowo spotkaną osobą i porównajcie ją do tych,jakie prowadzicie z bliskimi. Pewnie widzicie różnicę. No,to moje kontakty z siostrzeńcami wyglądają właśnie tak obco,jakbym przed chwilą ich poznała.

 

Saraid

 

:) To się chwali. Takie osoby zazwyczaj są odbierane bardzo pozytywnie. Widzę to np. po moich szkolnych znajomych,którzy (a raczej które) zawsze na przywitanie dawali sobie buziaka i przytulali się. To zdecydowanie lepiej wypada niż taka sztywność i unikanie dotyku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem bardzo niesamodzielna i mam problem z prostymi pracami domowymi itp. Moja siostra chce,żebym jej w czymś pomogła. Fajnie, niby mam szansę się w jakimś stopniu usamodzielnić i zrobić krok naprzód. Ale co z tego skoro podczas wykonywania czynności znowu jestem sprowadzana do pozycji nieudacznika,bo coś mi nie wychodzi ? To sprawia,że nie podejmuję się wykonywania żadnych prac,tylko najprostrze są mi przydzielane

Ja też mam problem z pracami domowymi, gdy muszę coś zrobić (bo zazwyczaj zajmuje się tym moja matka). Utrudnia mi je nie tylko słaba umiejętność ich wykonywania, ale także perfekcjonizm, wewnętrzny krytyki mi ciągle "mówi", że coś jest źle. Nie lubię też wykonywać jakichś prac domowych, gdy ktoś patrzy, bo wtedy czuję się upokorzony, gdy nikt nie patrzy, czuję się normalnie.

 

A co do dotykania to tak mam. Zauważyłam,że mam ten nawyk tylko w stosunku do mojej zastępczej rodziny. Chociaż na początku miałam z nimi dobre relacje to i tak unikałam,robiłam się agresywna lub sztywna albo kuliłam się jak ktoś koło mnie przechodził lub chciał mnie dotknąć. Do dzisiaj tak mam. W stosunku do własnych rodziców chyba nie przejawiałam takich zachowań z tego co pamiętam.

U mnie jeśli chodzi o prosty kontakt fizyczny, to kiedyś lubiłem go mieć z babcią i z matką, nie czułem złości, potem się to zmieniło. I też nie wiem, skąd mi się to wzięło, dlaczego taka zmiana. A miłośnikiem obejmowania nie byłem nigdy, matka i babcia przytulały mnie gdzieś do 10-11 roku życia, wtedy na przytulania reagowałem po prostu obojętnością. Hipotezy mam dwie, że albo jakieś zmiany w mózgu zaczęły potem postępować, albo pierwsza połowa mojego dzieciństwa zaczęła z czasem coraz bardziej na mnie wpływać.

 

No ja też czuję złość. Ogólnie mam takie dziwne coś,że robię się "nadpobudliwa" jak dużo ludzi jest obok mnie. I to niestety ma opłakane skutki,bo np. trudno jest mi funkcjonować w wieloosobowej rodzinie,bo np. jak siedzę sobie przez kompem i ktoś mi ciągle koło pokoju lata to jasna cholera mnie bierze. Teraz jest jeszcze gorzej,bo na mojej ulicy położyli kostkę brukową i więcej samochodów teraz przejeżdża i więcej ludzi tutaj chodzi. A ja mam takiego pecha,że mój pokój jest naprzeciwko ulicy i jak siedzę przed kompem to nie mogę się zrelaksować przy otwartym oknie bo ciągle coś mnie rozprasza i ciągle podchodzę do okna,żeby zobaczyć kto idzie,kto ze sobą rozmawia itp. Jezuu nienawidzę tego O.o

Ja raz miałem na uczelni taką sytuację, że pewien kierownik wkurzył mnie tak, że zacząłem się trochę obawiać, że naprawdę go za chwilę pobiję, ale tylko raz się to zdarzyło, że się obawiałem.

 

A z siostrzeńcami to też mam zaburzone kontakty,nawet bardzo zaburzone. Każda rozmowa z nimi jest sztuczna ale to dlatego,że unikam ich praktycznie cały czas przez co nie mam z nimi żadnego kontaktu i nic o nich nie wiem,co skutkuje tym,że odbieram ich jak obce osoby i każda nasza rozmowa też tak wygląda.

Ja w dzieciństwie oprócz rodziców i babci ze strony matki, to wszystkie osoby z rodziny odbierałem jako w sumie obce osoby. Obecnie nawet babcię odbieram jako obcą osobę, a kiedyś z nią czułem się najlepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candy14

 

Wbrew pozorom śmierć rodziców nie wpłynęła za bardzo na mnie. Nie przyzwyczajam się do ludzi,mam z tym probem także ich śmierć w sensie utraty bliskich osób dość dobrze zniosłam. Gorzej z przyzwyczajeniem się do nowego życia i nowych ludzi.

 

mark123

 

Ja też mam problem z pracami domowymi, gdy muszę coś zrobić (bo zazwyczaj zajmuje się tym moja matka). Utrudnia mi je nie tylko słaba umiejętność ich wykonywania, ale także perfekcjonizm, wewnętrzny krytyki mi ciągle "mówi", że coś jest źle. Nie lubię też wykonywać jakichś prac domowych, gdy ktoś patrzy, bo wtedy czuję się upokorzony, gdy nikt nie patrzy, czuję się normalnie.

 

Ale wiesz.. u faceta to mniejszy obciach. Mój siostrzeniec jest w moim wieku,a też nie potrafi nic zrobić praktycznie (bo chłopak i według rodziny nie musi),nawet mniej umie ode mnie ale jakoś to mi się obrywa bo jestem kobietą i już w wieku 3 lat,kiedy srałam w pieluchę powinnam wszystko umieć -_-

 

Hipotezy mam dwie, że albo jakieś zmiany w mózgu zaczęły potem postępować, albo pierwsza połowa mojego dzieciństwa zaczęła z czasem coraz bardziej na mnie wpływać.

 

Zazwyczaj większość problemów psychicznych związana jest ze zmianami lub uszkodzeniem mózgu. Ja z tym już się pogodziłam,bo mam takie jazdy na co dzień,że jak czytam se czasem o czymś w internecie,właśnie najczęściej o funkcjonowaniu mózgu i uszkodzeniach (oczywiście czytam w celach rozrywkowych) to większość objawów zgadza się ze mną. Oczywiście nie diagnozuję siebie na podstawie informacji wyczytanych w internecie,nie stwierdzam u siebie żadnych guzów czy czegoś podobnego,bo jest też wele innych,poważnych objawów,których nie spełniam ale no.. jak można logicznie,czysto psychologicznie wytłumaczyć chociażby to wspomniane podpalenie własnego domu ? Dodam,że nie byłam wtedy w stanie afektu,bo czynu dokonałam długo po kłótni,kiedy emocje opadły. Albo pobicie osoby bez powodu ? Wtedy też mnie nikt nie zdenerwował,nie byłam zestresowana ani nic. Ja mam takie zachowania dziwaczne i one na bank mają związek z jakimiś uszkodzeniami części mózgu. Chciałabym się wybrać na rezonans czy tomograf ale nie wiem jak zrobić,żeby przebadali mnie pod kątem psychologicznym. Nie wiem.. psychiatra może dać takie skierowanie ? Bo ja jak byłam raz na wizycie to dostałam skierowanie do szpitala i pani psychiatra mówiła,że tam będę miała robione takie badania. No dobra fajnie ale da się jakoś to zrobić bez wizyty w szpitalu ? Bo ja na takie rzeczy nie mam czasu,teraz idę na studia i nie chcę nic zawalać.

A co do połowy dziecińtwa to ja się często tym tłumaczę. Pewnie wpłynęło to na mnie w jakimś stopniu,a zwłaszcza nadopiekuńcza opieka moich biologicznych rodziców,dzięki którym jestem niesamodzielna i odwieczne prześladowania przez rówieśników na każdym szczeblu nauki przez co wszędzie doszukuję się krytyki, jak ktoś koło mnie przechodzi (nastolatek) to tylko czekam w gotowości aż zacznie mnie przezywać. Ale za część problemów mogę winić tylko i wyłącznie siebie. Za moje wygórowane wymagania w stosunku do otoczenia,za moją rozszczeniowość, za moje pseudo narcystyczne mniemanie o sobie, za domaganie się szczególnego traktowania,podziwu dla mojej osoby,za moją nadmierną zazdrość,za pogardę i wrogość nawet do tych,którzy nic mi nie zrobili. Oczekuję Bóg wie czego,uważam się za Bóg wie kogo ale jak schodzę na ziemię to widzę,że nawet w porównaniu do rówieśników jestem tylko zwykłym nieudacznikiem,który nie potrafi nawiązać normalnych relacji z innymi,ma problem ze swoją płcią (poczuciem kobiecości), nie potrafi zachowywać się adekwatnie i stosownie do sytuacji (np. podczas poważnego apelu w szkole jestem w stanie głupkowato i niedojrzale niczym 13 letni gimnazjalista z wiochy komentować wypowiedzi dyrektora), jest tzw. no-lifem, jest lubiany na krótką metę ale nikt nie traktuje go poważnie i prawdopodobnie będzie miał ogromne problemy z odnalezieniem się w szarej,nudnej i przede wszystkim poważnej rzeczywistości.

Jestem opóźniona w rozwoju,emocjach i społecznie. Wyobraźcie sobie teraz dopiero co dorastającego 12 latka na studiach lub w pracy. 12 latka,któremu w głowie wygłupy,który nie umie zachowywać się poważnie,jest luzacki, lubi sobie żartować,swoim zachowaniem ściąga na siebie uwagę innych i jest postrzegany jako niedojrzały. Taka właśnie jestem w skrócie.

 

Ja raz miałem na uczelni taką sytuację, że pewien kierownik wkurzył mnie tak, że zacząłem się trochę obawiać, że naprawdę go za chwilę pobiję, ale tylko raz się to zdarzyło, że się obawiałem.

 

No ale zobacz. Ty się obawiałeś ale potrafiłeś to stłumić. Zachowałeś się zapewne adekwatnie,dojrzale i po ludzku. A wiesz co ja bym zrobiła,gdyby ktoś (nawet kierownik) mnie wkurzył ? Gdyby mnie obrażał to byłabym w stanie się na niego rzucić, w innych sytuacjach albo bym się bezczelnie kłóciła albo robiłabym mu na złość niczym małe dziecko,taki regres. I dlatego boję się,że nie utrzymam nigdy żadnej pracy,bo pewne zachowania nie przystoją,a ja po prostu nie wiem jak mam się zachowywać w pewnych sytuacjach. Ja potrafię do osoby wyżej tak samo pyskować lub odnosić się jak do kolegi. Brak mi wyczucia. Taki przykład : w liceum miałam naprawdę fajnego dyrka. Miałam z nim historię i byłam jedną z jego ulubienic-to było widać,że nawet odnosił się inaczej do mnie niż do reszty klasy. Bardzo mnie lubił i wzajemnie. Ale potrafiłam przejawiać bardzo niestosowne zachowania w stosunku do tego pana. Podczas,gdy cała klasa zwracała się podczas rozmów z nim bardzo oficjalnie to ja jak nic potrafiłam podejść do dyrka z paczką chipsów i pełnymi ustami i zaproponować przekąskę. Nie wiem czy to niestosowne ale zdaje mi się,że tak bo reszta klasy była zażenowana i patrzeli na mnie jak na debila. Nawet mówili mi niektórzy,że mam przestać się tak zachowywać. Oczywiście dyrektor mnie nie opierdzielił, widać było,że się nie przejął,bo był w porządku ale co jeśli trafię kiedyś na pracodawcę kretyna,który za każdy przejaw zachowania nieodpowiedniego dla jego statusu będzie w stanie mnie zwolnić ? A skąd ja mam wiedzieć jak się zachowywać w stosunku do takich osób? No oczywiście wiem,że nie mogę się zwracać jak do kolegi ale o innym zachowaniu nie mam pojęcia np. właśnie o częstowaniu jedzeniem czy proponowaniu (bądź nie) czegoś swojemu szefowi. O.O Przeraża mnie to szczerze ..

 

Ja w dzieciństwie oprócz rodziców i babci ze strony matki, to wszystkie osoby z rodziny odbierałem jako w sumie obce osoby. Obecnie nawet babcię odbieram jako obcą osobę, a kiedyś z nią czułem się najlepiej.

 

A jak się to u Ciebie przejawia ? Jakoś drastycznie czy po prostu mniej czasu z nimi spędzasz ? Bo wiesz.. to może być po prosotu objaw dojrzałości i chęci samodzielności. Im człowiek starszy,tym więzy z rodziną słabną ale uważam,że dopóki wspierasz swoich, masz do nich normalny stosunek,nie unikasz ich,a już na pewno nie nastawiasz się tylko na przeżycie to nie ma się co martwić. Wręcz przeciwnie, to ważny moment w życiu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja z tym już się pogodziłam,bo mam takie jazdy na co dzień,że jak czytam se czasem o czymś w internecie,właśnie najczęściej o funkcjonowaniu mózgu i uszkodzeniach (oczywiście czytam w celach rozrywkowych) to większość objawów zgadza się ze mną.

Ja jak na razie, to czuję się jak pacjent doktora House'a.

 

Chciałabym się wybrać na rezonans czy tomograf ale nie wiem jak zrobić,żeby przebadali mnie pod kątem psychologicznym. Nie wiem.. psychiatra może dać takie skierowanie ? Bo ja jak byłam raz na wizycie to dostałam skierowanie do szpitala i pani psychiatra mówiła,że tam będę miała robione takie badania. No dobra fajnie ale da się jakoś to zrobić bez wizyty w szpitalu ?

Nie trzeba iść do szpitala, by mieć rezonans, czy tomograf. Nie wiem, czy psychiatra może dać skierowanie na te badania, neurolog to tak. Ale na rezonans czeka się kilka miesięcy, tomograf to nie wiem. Tak w ogóle to zwykły rezonans czy tomograf nie badają pod kątem psychologicznym. Funkcjonalny rezonans magnetyczny bada podobno trochę bardziej funkcjonowanie mózgu, ale nie jest zbyt dużo miejsc w Polsce, gdzie takie badanie robią. Jest jeszcze badanie SPECT, taki rodzaj tomografii i ona chyba bada trochę pod kątem psychologicznym, ale tu z kolei podobno ciężko o lekarza, który by umiał dobrze zinterpretować wynik.

 

A co do połowy dziecińtwa to ja się często tym tłumaczę. Pewnie wpłynęło to na mnie w jakimś stopniu,a zwłaszcza nadopiekuńcza opieka moich biologicznych rodziców

Ja to nie wiem, czy z pierwszej połowy bardziej wpływała na mnie nadopiekuńcza matka, czy awanturujący się ojciec.

 

jak ktoś koło mnie przechodzi (nastolatek) to tylko czekam w gotowości aż zacznie mnie przezywać

Mnie też nastolatkowie bardzo stresują i mam wrażenie, że zaraz mi będą dokuczać. Stresuję się także, gdy przechodzą koło mnie dzieci.

 

Ale za część problemów mogę winić tylko i wyłącznie siebie

Ja winię siebie przede wszystkim za lenistwo, tchórzostwo, niską inteligencję i niezaradność, natomiast lęki, natręctwa, parafilię i cechy aspergerowe już nie, bo nie wynikają one z charakteru, lecz z zaburzenia lub syndromu.

 

nie potrafi zachowywać się adekwatnie i stosownie do sytuacji (np. podczas poważnego apelu w szkole jestem w stanie głupkowato i niedojrzale niczym 13 letni gimnazjalista z wiochy komentować wypowiedzi dyrektora)

Ja czasem zachowuję się jak dziecko, ale gdy nikt nie widzi no i fantazje też miewam dziecinne.

 

Wyobraźcie sobie teraz dopiero co dorastającego 12 latka na studiach lub w pracy. 12 latka,któremu w głowie wygłupy,który nie umie zachowywać się poważnie,jest luzacki, lubi sobie żartować,swoim zachowaniem ściąga na siebie uwagę innych i jest postrzegany jako niedojrzały. Taka właśnie jestem w skrócie.

Ja taki czasem bywam w świecie fantazji, ale w świecie rzeczywistym zachowuję się poważnie. Czasem czuję potrzebę uwagi innych, ale zaś z drugiej strony nie czuję się dobrze, gdy inni zwracają na mnie uwagę, taka sprzeczność.

 

No ale zobacz. Ty się obawiałeś ale potrafiłeś to stłumić. Zachowałeś się zapewne adekwatnie,dojrzale i po ludzku.

Ale trzęsłem się jak galareta.

Zostało mi poczucie, że nie wolno mi okazywać komukolwiek złości. Mam też obawy, że mogę oberwać, jeśli okażę. Jeśli coś okazuję, to w ukryciu.

 

robiłabym mu na złość niczym małe dziecko,taki regres.

Ja czasem, gdy się wkurzę, to czasem targam kawałek kartki z zeszytu, kładę gdzieś na podłogę w niewidocznym miejscu, a potem uruchamiam wyobraźnie i wyobrażam sobie, że leży to w miejscu, gdzie bardzo będzie przeszkadzać osobie, która mnie wkurzyła i wtedy trochę mi lepiej, bo czuję, że się trochę odgryzłem, albo czasami, ale rzadko, chowam się np. za jakąś ścianę i pokazuję do ściany środkowy palec albo język i wyobrażam sobie, że pokazuję nie chowając się.

 

A skąd ja mam wiedzieć jak się zachowywać w stosunku do takich osób? No oczywiście wiem,że nie mogę się zwracać jak do kolegi ale o innym zachowaniu nie mam pojęcia np. właśnie o częstowaniu jedzeniem czy proponowaniu (bądź nie) czegoś swojemu szefowi. O.O Przeraża mnie to szczerze ..

Ja też nie wiem, jak powinno się zachowywać w stosunku do przełożonych. Ja czuję, że powinienem przyjąć postawę nic nie robić bez pozwolenia lub polecenia i nic nie mówić nie proszony o to, chyba że np. jakieś pytanie, które koniecznie trzeba zadać.

 

A jak się to u Ciebie przejawia ? Jakoś drastycznie czy po prostu mniej czasu z nimi spędzasz ? Bo wiesz.. to może być po prosotu objaw dojrzałości i chęci samodzielności. Im człowiek starszy,tym więzy z rodziną słabną ale uważam,że dopóki wspierasz swoich, masz do nich normalny stosunek,nie unikasz ich,a już na pewno nie nastawiasz się tylko na przeżycie to nie ma się co martwić. Wręcz przeciwnie, to ważny moment w życiu :)

W dzieciństwie wobec większości rodziny objawiało się tak, że byłem sporo zawstydzony i skrępowany przy nich, tak jak przy obcych ludziach i nie mówiłem nic do nich, chyba, że mi się coś pytano, to krótko odpowiadałem, Czasu też mało spędzałem, bo odwiedziny nie bywały zbyt długie. W przypadku babci obecnie też wstydzę się i czuję się skrępowany, tak jak przy obcych ludziach. Relacje z babcią pogorszyły się, gdy przestałem u niej bywać z powodu jej syna (brata mojej matki). Po pewnym czasie, w sumie nawet niezbyt długim, znów mogłem bywać u babci, ale wtedy jakoś czułem, że to nie to samo i relacje zaczęły stopniowo coraz bardziej słabnąć i przestałem u niej bywać. Unikać nikogo nie muszę, bo nie ma spotkań rodzinnych, normalnego stosunku nie mam, no i nikogo nie wspieram.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mark123

 

Ja jak na razie, to czuję się jak pacjent doktora House'a.

 

Haha mocne XD Ze mną aż tak źle nie jest o.o chociaż ..

 

Nie trzeba iść do szpitala, by mieć rezonans, czy tomograf. Nie wiem, czy psychiatra może dać skierowanie na te badania, neurolog to tak. Ale na rezonans czeka się kilka miesięcy, tomograf to nie wiem. Tak w ogóle to zwykły rezonans czy tomograf nie badają pod kątem psychologicznym. Funkcjonalny rezonans magnetyczny bada podobno trochę bardziej funkcjonowanie mózgu, ale nie jest zbyt dużo miejsc w Polsce, gdzie takie badanie robią. Jest jeszcze badanie SPECT, taki rodzaj tomografii i ona chyba bada trochę pod kątem psychologicznym, ale tu z kolei podobno ciężko o lekarza, który by umiał dobrze zinterpretować wynik.

 

No neurolog to wiem. Ja tam mogę poczekać nawet kilka lat,nie spieszy mi się aż tak,ważne żeby tylko z czystej ciekawości się dowiedzieć :)

No tak.. w Polsce jak zwykle nic nie ma :roll:

Ale ogólnie to mi się zdaje,że podczas takich badań to chyba widać różnicę między normalnym mózgiem,a uszkodzonym,zwłaszcza ci lekarze ją zauważą,bo mają ciągle styczność z badaniem mózgów. Ja jak np. na necie wpisywałam to wyskakiwały mi różne zdjęcia mózgu (takie kolorowe,wiesz pewnie o co chodzi) i porównywałam sobie np. mózg schizofrenika z normalną osobą i widziałam różnicę,to chyba nawet taki lekarz to zauważy. A co do diagnozy to może być tak,że po prostu da mi skan mojego mózgu i każe iść nie wiem no.. do psychiatry ? Albo do kogoś kto takie coś interpretuje.

Mogę się oczywiśie mylić,bo nie wiem jak to wygląda.

 

Ja to nie wiem, czy z pierwszej połowy bardziej wpływała na mnie nadopiekuńcza matka, czy awanturujący się ojciec.

 

Pewnie obydwoje,bo miałeś sprzeczne i niekonsekwentne wzorce.

 

Stresuję się także, gdy przechodzą koło mnie dzieci.

 

Właśnie o dzieciach chciałam też napisać ale było mi trochę głupio. Bądź co bądź też mnie stresują bardzo. Przedszkolaki może nie ale podstawówka i gimnazjum już tak. A Ciebie też z tych samych powodów co nastolatki?

 

Ja winię siebie przede wszystkim za lenistwo, tchórzostwo, niską inteligencję i niezaradność, natomiast lęki, natręctwa, parafilię i cechy aspergerowe już nie, bo nie wynikają one z charakteru, lecz z zaburzenia lub syndromu.

 

Ale wiesz..zawsze możemy z tym walczyć :))

 

Ja czasem zachowuję się jak dziecko, ale gdy nikt nie widzi no i fantazje też miewam dziecinne.

 

No to nie jest to groźne. Bo ja mam pełne objawy takiego zachowywania się. Nie dość,że w fantazjach to jeszcze na żywo.

 

Czasem czuję potrzebę uwagi innych, ale zaś z drugiej strony nie czuję się dobrze, gdy inni zwracają na mnie uwagę, taka sprzeczność.

 

Ja mam też coś podobnego... Tzn. często zwracam na siebie uwagę,bo jej potrzebuję. Muszę być w centrum ale kiedy już ją dostaję to nie zawsze czuję się dobrze. No,może nie,że jakoś źle ale też nie jak ryba w wodzie. To dziwne..

 

Ale trzęsłem się jak galareta.

Zostało mi poczucie, że nie wolno mi okazywać komukolwiek złości. Mam też obawy, że mogę oberwać, jeśli okażę. Jeśli coś okazuję, to w ukryciu.

 

A nie mogłeś temu kierownikowi grzecznie zwrócić uwagi ? Może by to coś dało.

 

Ja czasem, gdy się wkurzę, to czasem targam kawałek kartki z zeszytu, kładę gdzieś na podłogę w niewidocznym miejscu, a potem uruchamiam wyobraźnie i wyobrażam sobie, że leży to w miejscu, gdzie bardzo będzie przeszkadzać osobie, która mnie wkurzyła i wtedy trochę mi lepiej, bo czuję, że się trochę odgryzłem, albo czasami, ale rzadko, chowam się np. za jakąś ścianę i pokazuję do ściany środkowy palec albo język i wyobrażam sobie, że pokazuję nie chowając się.

 

No to jest właśnie coś w stylu tego co ja robię. Tyle,że ja tak zachowuję się przy ludziach. U mnie to wygląda mniej więcej tak : siedzę sobie w pokoju z siostrą,która mnie wkurzyła i uderzam ręką w stolik. Ona ogląda tv i denerwuje się. Jak prosi mnie,żebym przestała to ja z uśmiechem na ustach mówię,że nie i dalej pukam. Kurde,jak zbuntowane 10 letnie dziecko o.o

 

Ja też nie wiem, jak powinno się zachowywać w stosunku do przełożonych. Ja czuję, że powinienem przyjąć postawę nic nie robić bez pozwolenia lub polecenia i nic nie mówić nie proszony o to, chyba że np. jakieś pytanie, które koniecznie trzeba zadać.

 

No ogólnie ja też właśnie myślę nad taką postawą. Niby dobra ale z drugiej strony można nieświadomie dać się wyzyskiwać przez drugą stronę. A ja nie należę do tego typu osób. Poza tym,nienawidzę być komuś posłuszna o.o Masakra..

 

W dzieciństwie wobec większości rodziny objawiało się tak, że byłem sporo zawstydzony i skrępowany przy nich, tak jak przy obcych ludziach i nie mówiłem nic do nich, chyba, że mi się coś pytano, to krótko odpowiadałem, Czasu też mało spędzałem, bo odwiedziny nie bywały zbyt długie. W przypadku babci obecnie też wstydzę się i czuję się skrępowany, tak jak przy obcych ludziach. Relacje z babcią pogorszyły się, gdy przestałem u niej bywać z powodu jej syna (brata mojej matki). Po pewnym czasie, w sumie nawet niezbyt długim, znów mogłem bywać u babci, ale wtedy jakoś czułem, że to nie to samo i relacje zaczęły stopniowo coraz bardziej słabnąć i przestałem u niej bywać. Unikać nikogo nie muszę, bo nie ma spotkań rodzinnych, normalnego stosunku nie mam, no i nikogo nie wspieram.

 

No skoro aż takie masz objawy to musi być coś nie halo. Co do babci to jeszcze zrozumiem,bo z nią nie mieszkasz ale z rodzicami ? Ja mam właśnie podobnie i nie sądzę,żeby to było normalne..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×