Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mój brak punktu odniesienia w życiu, czyli co jest prawdziwe


smerfetka84

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio czułam się bardzo zagubiona, więc szperałam w sieci...

Znalazłam taki artykuł (polecam czytać od poziomej kreski w dół)

http://www.alko.fora.pl/dda-ddd-czytelnia-podreczna,25/ddd-dda-o-wplywie-dziecinstwa-na-zycie-dorosle,3818.html

Niestety podobnie jak jedna z terapeutek, do których chodziłam,

poddaje on w wątpliwość wszystko, co wydawało mi się stałe i pewne.

 

Z tego, co tam napisano, wyłania się 100% obraz mnie.

Związałam się niegdyś z konieczności i rozsądku z, wówczas chłopakiem, który mnie zauroczył.

Zauroczenie jednak szybko minęło, w jego miejscu pojawił się bunt, chęć ucieczki, nienawiść do zbliżeń fizycznych...

Byliśmy razem, bo był dla mnie taki dobry. Było mi źle, ale myślałam - gdzie ja znajdę kogoś lepszego?

Odszedł widząc, jak się odsuwam.

Cierpiał, a mnie się serce krajało. Płakał, choć później przestał, ale nadal widziałam, że kocha mnie każdą komórką swojego ciała.

Wróciliśmy do siebie po roku, bo poczułam, że go kocham (tzn czułam się bez niego bezsilna, słaba, zagubiona, a on tak cierpiał przeze mnie).

Uwielbiałam go przytulać, wygłupiać się, dawać prowadzić przez życie za rękę.

Tak jest do dziś. Bywają tylko noce, kiedy marzę... marzę o fajerwerkach, motylach w brzuchu, których nigdy nie było.

O szalonej przygodzie, do której być może w ogóle nie jestem psychicznie zdolna.

I wiem, że to nigdy nie będzie z nim.

Patrzę na jego twarz - jest bardzo przystojny, ma śliczne oczy, ale... to w ogóle nie mój typ.

Ma piękne ciało, świetnie się ubiera, jest wykształcony, inteligentny, zaradny życiowo, silny psychicznie - wymarzony kandydat na męża.

Tu na prawdę nie chodzi o to, że coś z nim nie tak. Kobiety się za nim uganiają.

A ja głównie wykorzystuję go do tego, by wlókł mnie przez życie za sobą, głaskał po głowie, opiekował się i przytulał.

Jest moim rodzicem, którego nigdy nie miałam.

 

Czy ja go kocham, czy to litość, czy to własna wygoda i strach? Czy to są moje prawdziwe odczucia, czy przemawia przeze mnie DDD?

Nasz związek był dla mnie jedyną stałą w życiu i takim filarem, a teraz po przeczytaniu tego tekstu już sama nie wiem, co jest prawdą...

 

Czy po wielu latach związku seks powinien być nadal super przyjemnością? Czy to może normalne, że "jest jaki jest"? Tylko, że u nas nie było fajerwerków już od samego początku. Od pierwszego pocałunku zniechęciłam się do niego okrutnie.

 

Wiem, że jestem zdolna do szaleństw, dzikiego zakochania i seksu od rana do nocy. Przeżyłam taki związek, jednak teraz nie wiem, czy było to pożądanie, czy może fakt, że odzwierciedlał on emocjonalnie mój dom rodzinny. Placz, rozstania, powroty. To było bardzo dziecinne, ale właśnie...

 

Dziecinne. Nie cierpię za utraconym dzieciństwem. Wychowywała mnie ukochana babcia i miałam wszystko, czego potrzebowałam. Matka bardzo mnie biła, ale przemoc fizyczna nie odcisnęła na mnie trwałego piętna. Dopiero przemoc psychiczna, która zaczęła rządzić moim zyciem w wieku 12 lat i rządziła do 20 roku życia.

 

Nie przeszłam prawidłowo okresu dojrzewania i ciągle próbuję go odtworzyć. Czytuję książki dla nastolatek, oglądam filmy młodzieżowe z Lindsay Lohan (takie kino dla 15-18 latków).

W swoich marzeniach jestem piękną 12-14latką, która poznaje starszego chłopaka i szaleńczo się zakochuje, ukrywając to przed kochającymi, chcącymi chronić córkę rodzicami, którzy jednak na końcu okazują się bardzo wyrozumiali.

Nie potrafię zaakceptować tego, że nie miałam okresu nastoletniego. Nie miałam, bo ojca nie było, matka miała ciągle to nowych kochanków, a mnie wmawiała, że jestem pojebaną suką, kurwą, ze się pierdolę z bezdomnymi za papieroski. Nawet pierwszy okres ukrywałam przed matką w obawie o wyśmianie, a wyśmiewała wszystko.

Kolegów z klasy, z podwórka, z imprez. Każdy miał za dużą głowę, krzywe nogi, brzydki nos. Tak jak i ja. Wmówiła mi, że jestem odrażająca, gruba, ohydna, niedorozwinięta.

 

Miałam swoje nastoletnie miłości... ale każdą niespełnioną. Bo przecież jak mogłabym podejść do chłopaka, skoro wiedziałam, że mi "cyce urosły", mam "cellulit na dupie", "roztyłam się", "mam zeza".

Wiedziałam, że mnie wyśmieje, tak jak moja matka. Znałam swoje miejsce, więc zawsze tylko siedziałam samotnie patrząc jak licealnych przystojniaków zgarniają mi o wiele brzydsze, acz wygadane koleżanki. Kiedy tylko jakiś chłopak zwracał na mnie uwagę, myślałam sobie "o boze co za brzydactwo, mnie to się zawsze trafiają resztki z pańskiego stołu". Chłopak mógł być w rzeczywistości bardzo atrakcyjny, ale ja patrzyłam oczami mojej matki.

Mimo, że ze swoją skrytością nie poderwałabym nawet Quasimodo, często moje zauroczenia zwracały na mnie uwagę, przytulały, uwodziły... Ja jednak czułam się sparaliżowana. W moment taki mój ideał stawał się nieatrakcyjny i marzyłam tylko o tym, by zniknął.

 

Nigdy więc nie miałam żadnych przygód z chłopakami, romantycznych wypadów po koncercie do parku, pocałunków. Nigdy w towarzystwie nie miałam chłopaka w obawie, że wszyscy wyśmieją mnie za jego wybór...

I to moim zdaniem rzutuje mocno na mój obecny związek. Ja nadal czuję, że muszę przeżyć tę nastoletnią miłość.

 

Często marzę, że moimi rodzicami są bohaterowie filmów Taken i Taken 2. Idealny tatuś tajniak i mama modelka, a ja jestem grzeczną dziewczyną, dobrze wychowaną, bez nałogów, a nie zarzyganą narkomanką, którą byłam, by uwolnić się psychicznie od matki. I teraz napiszę coś kontrowersyjnego - narkotyki mi pomogły... Zniknęło wiele "krzaków", które miałam w głowie. Już nie bałam się przyprowadzać znajomych do domu i nie paliłam ze wstydu, kiedy babcia, czy matka ich widziały. Zlikwidowały mi część lęków, które odkupiłam wadą serca i potwornymi miesiącami wychodzenia z uzależnienia, kiedy to bałam się po prostu, dostawałam wielogodzinnych ataków paniki i nie sypiałam po kilka dni.

 

Za moją matkę się zwyczajnie wstydzę. Grzebie po śmieciach, ubiera się jak kloszardka (niegdyś nosiła się jak prostytutka), kompletnie nie potrafi zachować w żadnej sytuacji. I jak każde naiwne, duże dziecko... marzę, choć wiem, że to nierealne, że coś się jej odklei i się zmieni.

Tak na prawdę nigdy nie miałam matki w ścisłym tego słowa znaczeniu. Nikt mnie nie uświadamiał, nie przytulał, nie rozmawiał ze mną. Seks, chłopcy, imprezy, to był w domu temat tabu, choć matka co miesiąc miała innego. Nigdy nie czekała z obiadem, a co najwyżej z awanturą i prztykiem, który mnie zawstydzi, który sprawi, że się popłaczę. Rodzice ojca mnie nie uznawali, ojciec też nie.

A tym samym... żyłam sobie całkiem samopas - wagarując, znikając na noce na imprezy, ćpając. W domu nie było żadnych zasad. Tylko jedna - zgnoić bachora.

 

 

Rozpisałam się trochę bez sensu... jakoś tak samo popłynęło, jak na kozetce u terapeuty.

 

W każdym razie może ktoś może coś dodać o tym związku/miłości, a DDD, a utraconym późnym dzieciństwem?

Może macie podobnie, może jesteście ode mnie mądrzejsi. Każde słowo będzie dobre i na każde czekam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem temat, treści mi sie nie chce. Nie badz na mnie zła z tego powodu. Ale spróbuje cos napisać. Praw­dzi­wy akt od­kry­cia nie po­lega na od­najdy­waniu no­wych lądów, lecz na pat­rze­niu na sta­re w no­wy sposób. Moze zmień sposób postrzegania życia. Nie wiem czy dobrze trafiłem z radą ale trzymaj sie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem temat, treści mi sie nie chce. Nie badz na mnie zła z tego powodu. Ale spróbuje cos napisać. Praw­dzi­wy akt od­kry­cia nie po­lega na od­najdy­waniu no­wych lądów, lecz na pat­rze­niu na sta­re w no­wy sposób. Moze zmień sposób postrzegania życia. Nie wiem czy dobrze trafiłem z radą ale trzymaj sie.

 

 

wiesz co... cycki opadają jak się coś takiego czyta

bardziej bezczelnie już chyba nie można

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem temat, treści mi sie nie chce. Nie badz na mnie zła z tego powodu. Ale spróbuje cos napisać. Praw­dzi­wy akt od­kry­cia nie po­lega na od­najdy­waniu no­wych lądów, lecz na pat­rze­niu na sta­re w no­wy sposób. Moze zmień sposób postrzegania życia. Nie wiem czy dobrze trafiłem z radą ale trzymaj sie.

 

 

wiesz co... cycki opadają jak się coś takiego czyta

bardziej bezczelnie już chyba nie można

 

 

Chciałem dobrze... no cóż

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

wiesz co... cycki opadają jak się coś takiego czyta

bardziej bezczelnie już chyba nie można

 

a co zlego bylo w tym co napisal Depresyjny , ? Zyjesz marzeniami i poczuciem straty. Dobrze pisze

zmień sposób postrzegania życia

 

 

dodal na wstepie, ze nie chcialo mu sie czytac, nie wiem w jaki sposob to mialo pomoc, mogl juz sie wogole nie odzywac! moze przesadzam, ale jakby mi cos takiego napisal po tym jak wreszcie udaloby mi sie wyrzucic z siebie cokolwiek( a dla niektorych to naprawde CIEZKIE), czulabym sie bardzo przygnebiona i osamotniona

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MissMisfit, dokładnie, też bym się tak czuła...

- "Jest mi smutno :("

- "Weź spierdalaj!"

:roll:

 

Link mi się bardzo podoba, ten tekst.

Autorytetem dla dorosłych dzieci nie jest jakaś jednostka wybitna, ale ktoś silniejszy od nich psychicznie czy fizycznie faktycznie, bądź tylko sprawiający takie wrażenie. Często są to osoby, które nie mają żadnych wątpliwości, w przeciwieństwie do wątpiących wciąż we własne siły i możliwości dorosłych dzieci. W ten sposób dorosłe dzieci mogą stać się potencjalnymi ofiarami

Moim autorytetem do niedawna był terapeuta, dzięki temu tekstowi dowiedziałam się, czemu go wybrałam i czemu do niego chodziłam mimo tego, że nie był idealny, wręcz odwrotnie - kimś, kto mnie poniekąd wykorzystywał i mamił.

Dziękuję autorce tematu za jej post.

 

Byliśmy razem, bo był dla mnie taki dobry. Było mi źle(...)

Był dobry, a było Ci źle. Skąd ja to znam... Jeśli poznam jakiegoś fajnego faceta, mądrego, uczciwego, dobrego to... czegoś mi w nim brakuje i prędzej czy później się przy nim... nudzę. Jest mi źle, jak stwierdziłam "nie ma tego czegoś". A jak spotkam faceta, który jest cholernie niedojrzały, zachowuje się jak dziecko, ma straszną przeszłość, kradnie lub był w więzieniu, pije, ćpa, to... Nie nudzę się i coś mnie do niego przyciąga. Mamy skłonności do szukania ZŁYCH facetów. Potrzebna terapia. Ja się na tym ile razy złapałam. Jednocześnie nie chcę mieć ćpuna, a na takiego trafiam i mnie do niego ciągnie. Ale wiem, że to facet nie dla mnie, nie chcę kolejnego piekła przechodzić i odchodzę. Jak jest facet dobry to jestem nieszczęśliwa, bo jest za dobry i mi w nim czegoś brakuje, a jak jest facet zły, to jestem nieszczęśliwa, bo jestem świadoma tego, że nie założę z nim szczęśliwej rodziny.

 

Mam nadzieję, że jeszcze odwiedzisz ten temat, z chęcią bym z Tobą pogadała.

 

-- 18 cze 2013, 13:23 --

 

A ja głównie wykorzystuję go do tego, by wlókł mnie przez życie za sobą, głaskał po głowie, opiekował się i przytulał.

Jest moim rodzicem, którego nigdy nie miałam.

A szukasz faceta... I jesteś przy nim nieszczęśliwa, a jednocześnie ciągnie Cię do niego, bo jest taki zaradny, "a Ty nie".

Mam nadzieję, że trafiłaś na terapię, mimo tej durnej wypowiedzi w tym temacie...

Bo przyda się. Byś otrzymała odpowiedzi na swoje pytania i coś zmieniła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dodal na wstepie, ze nie chcialo mu sie czytac, nie wiem w jaki sposob to mialo pomoc, mogl juz sie wogole nie odzywac! moze przesadzam, ale jakby mi cos takiego napisal po tym jak wreszcie udaloby mi sie wyrzucic z siebie cokolwiek( a dla niektorych to naprawde CIEZKIE), czulabym sie bardzo przygnebiona i osamotniona

aaa ok. To ja moze czegos nie doczytalam bo zrozumialam , ze nie chcialo mu sie czytac linka ktory wrzuciles a nie tego co wywalilas z siebie. Linka nie czytalam, Ciebie przeczytalam uwaznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

dodal na wstepie, ze nie chcialo mu sie czytac, nie wiem w jaki sposob to mialo pomoc, mogl juz sie wogole nie odzywac! moze przesadzam, ale jakby mi cos takiego napisal po tym jak wreszcie udaloby mi sie wyrzucic z siebie cokolwiek( a dla niektorych to naprawde CIEZKIE), czulabym sie bardzo przygnebiona i osamotniona

aaa ok. To ja moze czegos nie doczytalam bo zrozumialam , ze nie chcialo mu sie czytac linka ktory wrzuciles a nie tego co wywalilas z siebie. Linka nie czytalam, Ciebie przeczytalam uwaznie.

 

 

fajnie, tylko to nie ja jestem autorka pierwszego postu...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×