Skocz do zawartości
Nerwica.com

obrażanie Boga w myślach przez nerwicę?


znerwicowana92

Rekomendowane odpowiedzi

Moim zamiarem nie jest nakłanianie nikogo do porzucania swojej wiary. Staram się dzielić moją wiedzą na tyle - na ile pozwala mi jej obecny stan. Kieruję się zawsze dobrym sercem :)

Spojrzenie na temat z innej strony jest w moim mniemaniu informacją - jak każda inna.

 

ps. Piszę tylko i wyłącznie o rzeczach które sam czytałem, praktykowałem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

vifi-Nie, nie zapisywałam tych myśli, ale w chwili spokoju analizowałam je i doszłam do wniosku, że to nie moje myśli, przemyślenia, uczucia. Mimo to dzisiaj i tak czuję się tak jakbym wcale nie wierzyła albo nie chciała wierzyć, jak bym miała tysiące wątpliwości. Spróbuję o nich nie myśleć, tylko przeanalizować je gdy mi miną. Co do terapii-niestety nie da się częściej. Nawet prywatnie co 2 tygodnie :(

Viii-Nie wątpię, że kierujesz się dobrym sercem :) Może ja po prostu źle zinterpretowałam ten tekst.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy Ci to pomoże, ale w moim przypadku pomaga mi analizowanie całego tego problemu z innej perspektywy. Najczęściej gdy mam już myśleć o tych "myślach", to układam sobie w głowie dialog, jaki bym przeprowadził z psychologiem/psychiatrą. Uspokajało mnie to na tyle, że po "skończonym" takim dialogu mogłem przejść spokojnie do kolejnej myśli. I chociaż z żadnym psychologiem się nigdy nie widziałem, żadnych leków nie zażywam, a męczę się z tym od prawie 3 miesięcy, to widzę, że są pozytywne rezultaty. Co więcej mi pomaga również czytanie postów na różnych forach, ponieważ dzięki radom i wskazówkom, łatwiej mi odrzucić te myśli. Czytając o tym problemie, po prostu wiem, czego mogę się spodziewać, a które lęki są bezpodstawne. : )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzę, że niezły klubik się stworzył w tym wątku. Problem nie jest taki obcy wielu ludziom.

 

Nerwica + źle ukształtowana wiara = lęki na tle religijnym

Aby zaistniał taki stan muszą wystąpić dwa czynniki jednocześnie. Żeby się wyleczyć wystarczy zwalczyć jedną z przyczyn. Można chodzić do psychologa i leczyć się z nerwicy. Ale wyobrażenia religijne nadal będą człowieka dotyczyć, bo sięgają one daleko i oddziałują silnie na psychikę, wystarczy popatrzeć na jakiś obraz o religijnej tematyce i można się o tym przekonać.

Chcecie się męczyć i prosić Boga o przebaczenie waszych grzechów, drżąc przed potępieniem, proszę bardzo. Jak dla mnie są 2 wyjścia, albo przestać wierzyć w dosłowne interpretacje, pozostając w jakiś stopniu Chrześcijaninem, albo poszukać mniej oddziałującego na emocje światopoglądu.

 

Jak dla mnie; reasumując: "głęboka" wiara w tradycyjną wiarę chrześcijańską według dogmatów w 100% zgadzając się z Katechizmem (czyli piekło, szatan, potępienie, łaska uświęcająca, grzech, zbawienie) powoduje silne lęki. To że niektórzy Chrześcijanie ich nie mają wynika tylko z postawy konformistycznej, gdzie wierzy się "z przyzwyczajenia" i nie wnika w dogmaty, albo brak wyobraźni i ślepa naiwna wiara, że "wszystko będzie dobrze". Nie liczcie, że wierząc jak do tej pory, pomoże wam spowiedź czy noszenie medalików, bo pewności bycia zbawionym nie ma nikt i zawsze pozostaje skrajny lęk. Powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monk, a nie wydaje Ci się, że to właśnie Bóg, nie tyle co sprowadza na nas te tragedie, co chce abyśmy zmienili swoje postępowanie właśnie przez taką chorobę? Popularne jest powiedzenie "jak trwoga to do Boga", więc może przez taką chorobę chce on nas przybliżyć do siebie. Ja wiele wcześniej myślałem o tym, dlaczego mnie to spotkało, skoro byłem i jestem wierzącą osobą, modlę się rano i wieczorem, proszę Boga o pomoc w modlitwach, do kościoła chodzę co niedziela. Tak było od zawsze, odkąd pamiętam. Jednak nigdy nie byłem gorliwym katolikiem, przed nerwicą modlitwy mówione, żeby tylko zmówić, to już jak taki nawyk. Teraz to robię z głową, nie staram się już klepać formułek, ale po prostu porozmawiać z Nim. Często myślałem o tym, że Bóg przez tą chorobę chce mi powiedzieć, że coś robię nie tak, że powinienem się zmienić, pójść w jego kierunku...

Czasami też myślę o tym, czemu mnie to spotyka, a nie innych (nie chcę wyjść na jakiegoś pyszałka, ale porównując siebie do rówieśników to co najmniej połowa ma nijaki stosunek do Kościoła i religii). Wtedy nachodzą mnie myśli, że oni zasługują na to bardziej niż ja, chociaż im nigdy bym źle nie życzył.

Nie wiem, to tylko takie moje spostrzeżenie i luźne myśli, które czasami mi się włączają. : )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sprite12-Mi taki ''dialog'' pomagał gdy miałam ataki paniki i dolegliwości fizyczne nerwicy. Teraz też muszę to wypróbować. Mnie też wydaje się, że Bóg zsyła chorobę, żebyśmy zmienili swoje postępowanie.

monk.2000-Nikt nie ma pewności na zbawienie? Ludzie głeboko wierzący i przestrzegający przykazań też nie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nikt nie ma pewności na zbawienie? Ludzie głęboko wierzący i przestrzegający przykazań też nie?

 

Teoretycznie to zależy tylko i wyłącznie od Boga. Ale przecież daje nam on wskazówki jak mamy postępować (właśnie przez przykazania i nauki). I nie jest też tajemnicą, że Bóg wyciąga z opresji nawet największych grzeszników. Tak było między innymi z komendantem obozu w Oświęcimiu Rudolf Höß, który pomimo tego, że wychowany w katolickiej rodzinie, odrzucił religię dla politycznych dogmatów, miał na rękach śmierć milionów osób, a w dzień przed swoją śmiercią poprosił o spowiedź i komunię św. I chociaż ciężko mi jest sobie wyobrazić, że taki facet mógł trafić do nieba, że się nawrócił, to jednak niezbadane są wyroki boskie : ).

 

I ja się zawsze podbudowuję tym, że skoro ludzie niewierzący przez całe życie, przez jeden sakrament mogą trafić do nieba (chociażby jeszcze z Biblii przykład, o dwóch więźniach przybitych razem z Jezusem, jeden z nich wyrażając skruchę, również został zbawiony), to tym bardziej trafią tam ludzie wierzący. Wydaje mi się, że wystarczy być przez całe zycie dobrym człowiekiem oraz wierzyć w Boga, aby być zbawionym. : )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

sprite12-Teoretycznie tak, ale nie wiem co z ludźmi, którzy całe życie byli dobrymi ludźmi, wierzyli, ale nie chodzili do kościoła i na przykład żyli razem bez ślubu lub po rozwodzie związali się z kimś innym. I nie zdążyli wyrazić skruchy, bo mieli wypadek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monk, a nie wydaje Ci się, że to właśnie Bóg, nie tyle co sprowadza na nas te tragedie, co chce abyśmy zmienili swoje postępowanie właśnie przez taką chorobę? Popularne jest powiedzenie "jak trwoga to do Boga", więc może przez taką chorobę chce on nas przybliżyć do siebie. Ja wiele wcześniej myślałem o tym, dlaczego mnie to spotkało, skoro byłem i jestem wierzącą osobą, modlę się rano i wieczorem, proszę Boga o pomoc w modlitwach, do kościoła chodzę co niedziela. Tak było od zawsze, odkąd pamiętam. Jednak nigdy nie byłem gorliwym katolikiem, przed nerwicą modlitwy mówione, żeby tylko zmówić, to już jak taki nawyk. Teraz to robię z głową, nie staram się już klepać formułek, ale po prostu porozmawiać z Nim. Często myślałem o tym, że Bóg przez tą chorobę chce mi powiedzieć, że coś robię nie tak, że powinienem się zmienić, pójść w jego kierunku...

Czasami też myślę o tym, czemu mnie to spotyka, a nie innych (nie chcę wyjść na jakiegoś pyszałka, ale porównując siebie do rówieśników to co najmniej połowa ma nijaki stosunek do Kościoła i religii). Wtedy nachodzą mnie myśli, że oni zasługują na to bardziej niż ja, chociaż im nigdy bym źle nie życzył.

Nie wiem, to tylko takie moje spostrzeżenie i luźne myśli, które czasami mi się włączają. : )

sprite12-Mi taki ''dialog'' pomagał gdy miałam ataki paniki i dolegliwości fizyczne nerwicy. Teraz też muszę to wypróbować. Mnie też wydaje się, że Bóg zsyła chorobę, żebyśmy zmienili swoje postępowanie.

monk.2000-Nikt nie ma pewności na zbawienie? Ludzie głeboko wierzący i przestrzegający przykazań też nie?

 

Mi się wydaje, że to nawet nie o to chodzi, że ktoś robił coś źle i musi robić lepiej. Myślę, że takie doświadczenie to próba i nie ma co się zastanawiać czy się na to zasłużyło czy nie. Z każdej próby można wyjść zwycięsko - być bardziej świadomym, silniejszym niż wcześniej. Wiara tak jak my - powinna być coraz bardziej dojrzała i nerwica to jedna z dróg do tego, podobnie jak inne wydarzenia życiowe. Nie ma człowieka, który by nie napotkał w którymś momencie życia trudności, każdy ma swoją chwilę próby- prędzej czy później.

 

-- 18 kwi 2013, 14:18 --

 

sprite12-Teoretycznie tak, ale nie wiem co z ludźmi, którzy całe życie byli dobrymi ludźmi, wierzyli, ale nie chodzili do kościoła i na przykład żyli razem bez ślubu lub po rozwodzie związali się z kimś innym. I nie zdążyli wyrazić skruchy, bo mieli wypadek.

Mój ojciec nie kontaktował się ze mną przez 20 lat i miał wypadek samochodowy. Samochód nie przeżył, ale ojciec tak. Powiedział potem, że całe życie stanęło mu przed oczami. Po wypadku się do mnie odezwał. Udało mu się naprawić coś, co zawalił. Umarł kilka lat później.

Myślę, że to nie było tak, że nie odczuwał skruchy i nagle ją poczuł w chwili zagrożenia. Myślę, że odczuwał ją każdego dnia, tylko w sobie dusił.

Bóg zna każdego, wie co kto ma w swoim sercu. Nie jest gdzieś daleko, tylko działa w naszym życiu. Należy Mu się chyba trochę zaufania...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Teoretycznie tak, ale nie wiem co z ludźmi, którzy całe życie byli dobrymi ludźmi, wierzyli, ale nie chodzili do kościoła i na przykład żyli razem bez ślubu lub po rozwodzie związali się z kimś innym. I nie zdążyli wyrazić skruchy, bo mieli wypadek.

 

Nie powinnaś się tym przejmować. Bóg obserwuje Cię całe życie i przez ten pryzmat będzie Cię oceniał. Ja pomimo, że wierzę w to co ustanowił Kościół, nie potrafię zrozumieć wszystkich dogmatów (między innymi tego życia bez ślubu). Jeżeli byłaś dobra dla innych, a pomimo tego miałaś jakieś tam małe grzechy, to Bóg bierze całość pod uwagę. Ponadto sam Kościół głosi, że Bóg jest dobry i miłosierny : )

 

Tak jak napisała refren. Należy się Bogu trochę zaufania, on wie co robi i nigdy Cię samego nie zostawi, choćby nie wiem co : )

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znerwicowana92, nie chodzi mi tu już o interpretację bożych przykazań. Bardziej o pozycję człowieka w tym świecie. "Ja proch mizerny przed twą wielkością". To Bóg się liczy na tym świecie, człowiek nic nie znaczy. A więc ja sobie mogę mieć swoje zdanie, że będę "zbawiony" a fakt jest taki że to Bóg "rozdaje karteczki" i chociaż powiedział że "kość i krew nie wejdą do Królestwa Bożego" to mógł złamać dane słowo i zrobić wyjątek zabierając Maryję do nieba w formie fizycznej. Tego cytatu się czepiają Świadkowie Jehowy, więc pamiętam ten przykład. Nigdy nie wiesz czy Bóg nie zrobi "wyjątku" także i w twojej sprawie :mrgreen: . Z resztą chyba nie będziesz dyskutować z Bogiem, to on ma rację a nie ty. To on ustala przykazania itd. Tak samo on jest sędzią i możesz być "dobrym człowiekiem", ale nigdy nie znasz Boga do końca i pewności przez to nie ma. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie, a kościół mówi, że za seks pozamałżeński idzie się do piekła. Za niechodzenie na msze w niedziele chyba też. No ale z drugiej strony jeżeli ktoś jest dobrym i wierzącym człowiekiem. Szczerze mówiąc, to już się w tym gubię. A wczoraj dowiedziałam się, że podobno kłamstwo też jest ciężkim grzechem, a za ciężki grzech idzie się do piekła.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że Bóg każdego sądzi sprawiedliwie.

 

"Ani bowiem nie ma oprócz Ciebie boga, co ma pieczę nad wszystkim, abyś miał

dowodzić, że nie sądzisz niesprawiedliwie, Tyś sprawiedliwy i rządzisz wszystkim

sprawiedliwie: skazać kogoś, kto nie zasłużył na karę, uważasz za niegodne Twojej

potęgi. Podstawą Twojej sprawiedliwości jest Twoja potęga, wszechwładza Twa

sprawia, że wszystko oszczędzasz. Moc swą przejawiasz, gdy się nie wierzy w pełnię

Twej potęgi, i karzesz zuchwalstwo świadomych. Potęgą władasz, a sądzisz łagodnie i

rządzisz nami z wielką oględnością, bo do Ciebie należy moc, gdy zechcesz.

Nauczyłeś lud swój tym postępowaniem, że sprawiedliwy powinien być dobrym dla

ludzi. I wlałeś synom swym wielką nadzieję, że po występkach dajesz nawrócenie."

 

Mdr 12, 13.16-19

 

No właśnie, a kościół mówi, że za seks pozamałżeński idzie się do piekła.

Kościół mówi, że to jest grzech. Ale nikt nie może wyrokować co do innego człowieka, czy będzie zbawiony czy nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mówiłem już o tym że Bóg nie jest komputerem, który wylicza wzór z przestrzegania przykazań. Zbawienia się nie dostaje w nagrodę, je się z grubsza przyjmuje albo nie. Zbawienie jest przede wszystkim stanem przebywania z Bogiem, w jakimś zakresie przyjmujemy je w trakcie życia.

Jeśli ktoś z całą świadomością i dobrowolnością odrzuca przykazania w rzeczy ważnej i nie żałuje tego to jest to postawa która może prowadzić po prostu do śmierci duchowej. Ale czy taki ktoś pójdzie do piekła to tego nie wiemy.

znerwicowana92, gdzie się tego "dowiedziałaś". Musisz przede wszystkim używać własnego sumienia, a nie ciągle szukać czy ktoś nie twierdzi inaczej. Jak już wyzdrowiejesz to może poznaj katechizm, ale szukając nowych wątpliwości sumienia na nie wiadomo jakich stronach, będziesz wzmacniać skrupuły. Raczej zapytaj się o to spowiednika.

Z tego co słyszałem, to w wypadku myśli obsesyjnych można (a nawet powinno się) je po prostu odrzucić bez zastanawiania się czy są grzechem czy nie (jeszcze raz odsyłam do dobrego spowiednika).

Jeden ksiądz mówił że prędzej nasza matka wsadziłaby nas do piekła niż my sami. Piekło zamyka się bardziej od środka.

Kończę te tłumaczenie, bo to nie z tym masz problem tylko z natręctwami i najprawdopodobniej zaraz znajdziesz sobie następny problem. Raczej staraj się w nie nie wchodzić, ew. zapisać je i później się zastanowić. Nie przyjmuj "dogmatów" jakie podsuwa ci nerwica.

Jak myślisz czy każde kłamstwo jest grzechem ciężkim?

Jest u ciebie gdzieś jakiś psycholog chrześcijański. W Warszawie są przynajmniej 2 takie miejsca. Często można się dogadać jeśli kogoś nie stać na prywatną terapię.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ojojoj... Ależ debata :D

Cieszę się że mogę poznać zdanie innych osób na temat Ojca. Obserwuję po sobie i znajomych jak zmienia się jego obraz wraz z dojrzewaniem. Wszak każdy z nas postrzega Go inaczej. Szklanka na którą patrzą 3 osoby, dla każdej z nich jest inna. Jeden widzi w niej piękno, drugi symetryczne kształty a trzeci powie że to tylko szklanka... nic wielkiego. Dziadek z brodą np. to była moja wizja. Teraz jest zupełnie inna. Zmienia się wraz z tym co wiem, czego doświadczam i jak postrzegam samego siebie we wszechświecie. Jedna rzecz się nie zmienia - miłość. Nie mówię o zauroczeniu. Mówię o zakochaniu i zaufaniu do procesu jakim jest życie, istnienie, miłość. Bóg powołał mnie do życia i jestem mu za to wdzięczny!!

 

Każdy z nas wyobraża sobie Ojca inaczej. Dlatego to w co wierzysz - jest zawsze tylko i wyłącznie Twoją interpretacją zebranych informacji. Żaden ksiądz , prałat, opat czy biskup - nie może Ci mówić jaki On jest. Zaufaj sobie... i bądź z Nim taki/taka - jaki/a jesteś :)

Ja zmieniłem relację z Bogiem z obawiania się Go, lęku przed Nim i strachu przed Jego "karą" - na bardzo osobiste. W końcu jestem jego synem - więc mówię Ojcze, Tato. Dlaczego nie? Dlaczego nie zrobiłem tego wcześniej?

Wszystko jest perfekcyjne. Ja, Ty, Świat, wszechświat... wszystko!!

Nie boję Boga - za to boję się ludzi którzy mówią o karze za grzechy. Są bardzo wystraszeni... Oj bardzo!

 

"Bóg jest miłością" mawiał Jezus. I dla mnie - jest to odpowiedź na wszystko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

refren-W takim razie księża też nie powinni wyrokować-''Pójdziesz do piekła'', bo to nie do nich należy decyzja. Czasem wydaje mi się, że straszą jak mnie kiedyś ksiądz wystraszył, że gdybym zginęła w wypadku, a wcześniej nie chodziłabym do kościoła, to poszłabym do piekła. Mama i babcia mówiły mi, że to nieprawda i na szczęście wtedy im uwierzyłam(nie wiem czy słusznie). Teraz sprawa wygląda inaczej, niestety.

vifi-O tym, że kłamstwo jest grzechem ciężkim znalazłam w internecie, na katolickim forum. Co prawda w większości wypowiadali się ludzie, ale ksiądz też. Ja osobiście nie uważam, że kłamstwo jest grzechem ciężkim, chyba że wyrządziłoby komuś krzywdę. Jeżeli chodzi psychologa chrześcijańskiego w moim mieście-nie wiem czy jest.

Viii-Ja niestety też się boję Boga. Chociaż wiem, że mój lęk jest nieuzasadniony i w takim razie wszystkie poprzednie były uzasadnione. Niestety taki obraz karzącego Boga to efekt tego, co się słyszało w dzieciństwie.

Co do wiecznego potępienia, to już sama się pogubiłam, ale wierzę, że Bóg zna moje serce, moje sumienie i wie, że jestem chora.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vii - :))

 

refren-W takim razie księża też nie powinni wyrokować-''Pójdziesz do piekła'', bo to nie do nich należy decyzja. Czasem wydaje mi się, że straszą jak mnie kiedyś ksiądz wystraszył, że gdybym zginęła w wypadku, a wcześniej nie chodziłabym do kościoła, to poszłabym do piekła. Mama i babcia mówiły mi, że to nieprawda i na szczęście wtedy im uwierzyłam(nie wiem czy słusznie). Teraz sprawa wygląda inaczej, niestety

Ano raczej nie powinni... Może czasem któryś myśli, że to komuś dobrze zrobi. Niektórym trzeba coś powiedzieć dobitnie. Ale to nie był Twój przypadek...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znerwicowana92, czegóż tu się bać? Bóg jest miłosierny, Bóg jest miłością. Nie podważaj istoty wiary, a więc wiary w jego miłosierdzie. Kiedyś pewien grzesznik padł do stóp Ojca Pio i powiedział "Ojcze, strasznie grzeszyłem". On odpowiedział "Zbyt wiele kosztowałeś Boga, by miał Cie teraz opuścić".

Wierzyć w Boga to umieć dostrzegać go w swoim życiu. Bo Bóg jest, mimo wszystko. Jest wszędzie. Był piękny cytat z książki "Chata" - "Boże jak mam znaleźć Cie w swoim życiu - naucz się szukać moich myśli w swoich". Ja wierzę w Boga. On jest, dał nam wolną wolę i to od nas zależy czy chcemy go poznać czy nie. To jest piękno życia ludzkiego. Masz pełną wolność na wzór i podobieństwo Boga - to jest to co czyni nas wyżej ułożonymi nawet od Aniołów - w pełni wolna wola. Możemy iść drogą, którą wyznacza Bóg, ale i zejść z niej. Poznaję go cały czas, ale nie opiewajmy jego postaci wokół magicznych, fantastycznych wręcz teorii. Cuda są, dzieją się w życiu. Życie samo w sobie jest cudowne, nadawanie im magicznego charakteru czyni je czymś niezwykłym, ale dla Boga to jest normalne. Nie ma sensu oblekać też księży w jakieś nadprzyrodzone zdolności. Czcić człowieka, który tylko reprezentuje Boga to już bałwochwalstwo :). Nie bójmy się Boga, nie bójmy się modlić po swojemu. Jest taka fajna opowieść:

Ubogi farmer wracając późnym wieczorem z rynku do domu, znalazł się na drodze bez swojego modlitewnika. Koła jego wozu odpadły w samym środku lasu, więc zmartwił się, że dzień ten będzie musiał upłynąć bez odmówienia przez niego modlitwy.

Ułożył więc następującą: "Panie, uczyniłem coś bardzo głupiego. Opuściłem dom dziś rano bez mojego modlitewnika, a pamięć zawodzi mnie tak często, że nie mogę bez niego odmówić ani jednej modlitwy. Postanowiłem więc, że pięć razy wolno wyrecytuję alfabet, a Ty, który znasz wszystkie modlitwy, poskładasz razem litery alfabetu, aby stworzyły modlitwę, której słów nie pamiętam".

I rzekł Pan do swoich aniołów:

- Ze wszystkich modlitw, które dzisiaj usłyszałem, ta jedna była niewątpliwie najlepsza, ponieważ płynęła z prostego i szczerego serca.

 

Warto czasami się zastanowić czy to co mówią nam inni jest tym co być powinno. Czasami warto wyrazić siebie, własnymi słowami.

Przytoczmy tu opowiadanie: "Zły byk"

 

Kiedyś gdy Mistrz modlił się, uczniowie podeszli do Niego i rzekli:

- Panie, naucz nas się modlić,

Oto co im odpowiedział...

Pewnego razu dwaj mężczyźni wędrowali przez pole, gdy zobaczyli złego byka. Natychmiast rzucili się w kierunku najbliższego ogrodzenia, ścigani przez rozdrażnione zwierzę.

Wkrótce stało się jasne, że nie uda się im uciec, więc jeden z nich krzyknął do drugiego:

- Stało się. Nic nas nie może ocalić. Módl się. Szybko.

Ten odkrzyknął:

- Nigdy w życiu się nie modliłem i nie mam modlitwy na tę okazję.

- Nic nie szkodzi. Byk już nas dogania. Jakakolwiek modlitwa wystarczy.

- Dobrze, więc powiem tę, którą mój ojciec zwykł odmawiać przed posiłkami: Za to, co właśnie mamy otrzymać, uczyń nas, Panie, naprawdę wdzięcznymi.

 

W istocie nic nie przewyższy świętości tych, którzy nauczyli się absolutnej akceptacji wszystkiego co istnieje. W grze zwanej życiem, jeden jest ręką, drugi jest rozdaniem, zgodnie z ich najlepszymi zdolnościami. Tym, którzy nalegają, aby grać, nie dano być ręką, ale tymi, którzy są rozdaniem - oto niepowodzenia życia.

Nikt nas nie pyta, czy będziemy grać. Tu nie ma wyboru. Grać musimy. Pytanie tylko jak...

 

Wątpliwości też są dobre - bo zmuszają nas do poszukiwania prawdy. Warto jej szukać, dociekać. Pewien święty powiedział kiedyś, że to co dobre poznamy po tym, że będziemy mieć co do tego wątpliwości. Nie bójmy się więc szukać, nie bójmy się iść na przód, nie bójmy się zmian, ale tych zmian, które wyznaczył w opowiadaniu Viii, zmian, które dotyczą nas samych. Nie bójmy się zmian na lepsze, a to na co wpływu nie mamy lub czego nie rozumiemy - zaakceptujmy i niech umacnia to w nas wiara. Jak mawiał Św. Augustyn "Nie obawiajcie się bracia, to nie stary świat się kończy, to nowy się zaczyna" :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

znerwicowana92, Nie ma jakiegoś ogólnego zdania Kościoła na twierdzącego że każde kłamstwo jest grzechem ciężkim (z resztą ludzie by nie wytrzymali skoro statystycznie kłamiemy po kilkanaście razy dziennie). Możesz (i powinnaś) używać swojego sumienia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×