Skocz do zawartości
Nerwica.com

Temat o niczym szczególnym


niebieskie.niebo

Rekomendowane odpowiedzi

Nie wiem czy mam nerwice lękową, ale jakby się zastanowić to odczuwanie silnego lęku towarzyszyło mi od dawna. Byłem uważany za grzecznego chłopca, ale prawda była taka, że się bałem, bałem się coś przeskrobać, bałem się odpowiedzieć komuś na wyzwiska, dlatego wpadałem szybko w rolę ofiary, nic specjalnego. Oczywiście skłamałbym gdybym powiedział, że zawsze byłem grzeczny, czasami coś się przeskrobało, komuś dokuczało bo inni tak robili, psychologia grupy i te sprawy. Miałem również okres względnego spokoju, gdzie byłem lubiany, ale to też pominę bo to mało ważne.

 

Jednak pomimo mijających latach jedno się nie zmieniało. Lubiłem siedzieć w domu, w swoim pokoju. Tylko tam czułem się bezpiecznie, tam byłem sobą. I tak w szkole myślałem tylko, żeby iść do domu i sobie wreszcie odpocząć. Z resztą zawsze dziwiło mnie dlaczego szkoła mnie tak męczy, ze studiami (z którymi szybko się pożegnałem) było podobnie. Teraz wydaje mi się, że znam odpowiedź; lęk. To gówno strasznie wykańcza psychicznie. I tak się prześlizgnąłem przez swoje życie, w sumie nic nie robiąc. Nigdy nie miałem dziewczyny, przyjaciół też, byłem raz na imprezie, gdzie czułem się jak gówno. Mimo wszystko nie cierpię z tego powodu w przeciwieństwie do ludzi tutaj siedzących. Może mam osobowość samotnika, nie wiem. Miałem również krótki roczny epizod z psychologiem, po tym jakbym prawie nie zdał do następnej klasy, jednak nic mi to w dłuższej perspektywie nie dało.Mimo wszystko nie żałuje tych niby straconych lat, wiele się w tym czasie nauczyłem i zrozumiałem.

 

Często bywa tak, że są człowiekowi przekazywane mądre prawdy, które jednak da się zrozumieć tylko na własnej skórze. Nie byłem wyjątkiem. Zawsze żyłem w świecie iluzji, jak pójdziesz do liceum to będzie lepiej mówiłem sobie, jak pójdziesz na studia to coś się zmieni. Jak myślicie czy coś się zmieniło? :D Na studiach kompletnie nie potrafiłem się odnaleźć, było nawet gorzej niż w liceum, bo tam ciągle przebywa się z tymi sami osobami, więc naturalnie, po jakimś czasie się kogoś poznaje. Zadziwiło mnie jak szybko ludzie się podobierali w jakieś grupki na studiach. Ja coś tam próbowałem zrobić, ale prawda była taka, że za bardzo się nie starałem. Do tego kierunek mi za bardzo nie odpowiadał, więc szybko odpuściłem.

 

Wyniosłem z tego dość oczywistą nauczkę; nic się samo nie zrobi. Problemy zamiecione pod dywan zawsze powracają z podwójna siłą i strzelają cię w ryj. W dodatku lęk powoduje u mnie problemy z koncentracją, pogarsza płynność moich wypowiedzi i sprawia, że czasami gadam jakieś dziwne głupoty, które nie mają sensu. W kryzysowych momentach tracę kontakt z rzeczywistością i wszystko wydaje się takie dziwne, lekko odrealnione jakbym był na kimś haju. To wszystko sprawia, że częstą wychodzę na debila i powstaje u mnie takie silne napięcie, które skutkuje atakami depresji i powrotami myśli samobójczych. Staram się z tym walczyć i mieć wyjebane na co co myślę, że myślą sobie inni o mnie. Powoli jest jakiś progres choć to wszystko kosztuje mnie wiele energii.

 

Czytałem ciekawy artykuł w gazecie, że ludziom w obecnych czasach brakuje Wielkiego Celu, celu wszystkich celów. Mi właśnie tego brakuje. Brakuje mi powodu, że rano wstać i pójść do pracy/ do szkoły. Żeby zacząć poważnie o siebie walczyć. Może problemem jest to, że mam dość małe wymagania od życia i marchewka, która jest powszechnym motywatorem na mnie nie działa. Nie marzę o kasie. Problemem są też moi rodzice, którzy mnie bardzo kochają i zapewniają mi na prawdę dobre warunki życia - kij tym samym również odpada. Może również problemem jest głęboka zakorzeniona wiara w to, że nic mi się nie uda w życiu, przecież nie wszyscy kończą dobrze. I nie jest to użalanie się nad sobą, choć tak brzmi. Nie jestem typem wylewnego człowieka, który innych obarcza swoimi problemami.

 

Potrafiłem wytrzymać na prawdę dużo, dzięki sile woli, jednak coś we mnie pękło w liceum i nie mam już tak dużej siły. I prawdę mówiąc trochę się rozleniwiłem ;d Mimo wszystko staram się walczyć. Po co to wszystko napisałem? Bo czasami to pomaga, nie mam nic przeciwko jeśli moderacja to usunie. Pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Miałem również okres względnego spokoju, gdzie byłem lubiany, ale to też pominę bo to mało ważne.

 

Wszystko jest ważne, bo lepszych i gorszych okresów nie ma się bez powodu. Jakie były okoliczności tego okresu spokoju?

 

Miałem również krótki roczny epizod z psychologiem, po tym jakbym prawie nie zdał do następnej klasy, jednak nic mi to w dłuższej perspektywie nie dało.Mimo wszystko nie żałuje tych niby straconych lat, wiele się w tym czasie nauczyłem i zrozumiałem.

 

Możesz coś więcej napisać o tym niezdaniu? Bardzo dobrze, że nie uważasz tego czasu za stracony:)!

 

Zawsze żyłem w świecie iluzji, jak pójdziesz do liceum to będzie lepiej mówiłem sobie, jak pójdziesz na studia to coś się zmieni. Jak myślicie czy coś się zmieniło? :D Na studiach kompletnie nie potrafiłem się odnaleźć, było nawet gorzej niż w liceum, bo tam ciągle przebywa się z tymi sami osobami, więc naturalnie, po jakimś czasie się kogoś poznaje.

 

Nie jest to oczywiste, ja tego nie potrafiłam:).

 

W dodatku lęk powoduje u mnie problemy z koncentracją, pogarsza płynność moich wypowiedzi i sprawia, że czasami gadam jakieś dziwne głupoty, które nie mają sensu.

 

Może chcesz rozmawiać na siłę? Ja tak robiłam, dopóki w bezpośrednim kontakcie nie doświadczyłam, że moja małomówność na prawdę może być przez kogoś traktowana jako zaleta! I kto by pomyślał, że ja kiedyś w to uwierzę:). Poza tym każdy ma pełne prawo sobie posiedzieć cicho, niezależnie od tego czy ktoś koło niego jest, czy nie.

To wszystko sprawia, że częstą wychodzę na debila i powstaje u mnie takie silne napięcie, które skutkuje atakami depresji i powrotami myśli samobójczych. Staram się z tym walczyć i mieć wyjebane na co co myślę, że myślą sobie inni o mnie. Powoli jest jakiś progres choć to wszystko kosztuje mnie wiele energii.

 

A o czym myślisz podczas tych ataków depresji i jak z nimi walczysz?

 

Problemem są też moi rodzice, którzy mnie bardzo kochają i zapewniają mi na prawdę dobre warunki życia - kij tym samym również odpada.
Możesz dokładniej wytłumaczyć:)? A co do obarczania ludzi swoimi problemami, świetnie to rozumiem. Ale jednak chyba każdy potrzebuje - częściej lub rzadziej - pogadać o tym co mu na wątrobie siedzi. I dlatego wchodzi się z ludźmi w różne relacje i na różnych poziomach. Albo na przykład to forum służy do rozmowy o swoich problemach, i tutaj to raczej nie jest obarczanie tylko korzystanie ze swojego prawa. Myślę że warto to wiedzieć i z tego korzystać:).

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Możesz coś więcej napisać o tym niezdaniu? Bardzo dobrze, że nie uważasz tego czasu za stracony:)!

Zacząłem ostro wagarować. W ciągu miesiąca może jeden cały tydzień byłem w szkole. Trwało to kilka miesięcy i szkoła zainterweniowała. Wychowawca w piśmie stwierdził, że powinien kiblować, bo nie ma możliwości bym w pół roku odrobił cały rok. Czas pokazał, że nie miał racji.

 

Dostałem na ten czas nauczanie indywidualne w zamian musiałem chodzić do psychologa i psychiatry. A co czasu straconego to uważam, że czegoś takiego nie ma. Każde zdarzenie nas czegoś uczy.

 

Ogólnie miałem do czynienia z 4 psychologami i tylko 2 nadawała się do tej pracy. Psychiatra była okej, choć szybkość diagnozy choroby wzbudziło u mnie pewien niepokój co do jej kompetencji. Możliwe, że mój przypadek był po prostu typowy. Nie wiem.

Nie jest to oczywiste, ja tego nie potrafiłam:).

Wiesz ja na początku lo przez 2 tygodnie do nikogo się prawie nie odzywałem ;p

 

Może chcesz rozmawiać na siłę? Ja tak robiłam, dopóki w bezpośrednim kontakcie nie doświadczyłam, że moja małomówność na prawdę może być przez kogoś traktowana jako zaleta! I kto by pomyślał, że ja kiedyś w to uwierzę:). Poza tym każdy ma pełne prawo sobie posiedzieć cicho, niezależnie od tego czy ktoś koło niego jest, czy nie.

Może. Jednak w naszej kulturze panuje taki zwyczaj, że to chłopak powinien inicjować rozmowę. Może dziewczyny mają w tej materii trochę lepiej, nie wiem. Jednak moim problemem jest brak nadziei a co za tym idzie brak szczerych chęci.

 

Nie jestem małomówny z resztą, po prostu boję się rozmawiać z obcymi - to akurat nic wyjątkowego.

 

A o czym myślisz podczas tych ataków depresji i jak z nimi walczysz?

Różnie. Najczęściej próbuje ją wyładować. Ignorowanie nie przynosi żadnego pozytywnych efektów.

 

Możesz dokładniej wytłumaczyć:)?

Czasami zamiast pomocy, lepszy jest mocny kopniak w dupę i puszczenie kogoś na głębokie wody, gdzie musi liczyć sam na siebie. Nie zawsze to mogą, ale czasami tak.

 

A co do obarczania ludzi swoimi problemami, świetnie to rozumiem. Ale jednak chyba każdy potrzebuje - częściej lub rzadziej - pogadać o tym co mu na wątrobie siedzi. I dlatego wchodzi się z ludźmi w różne relacje i na różnych poziomach. Albo na przykład to forum służy do rozmowy o swoich problemach, i tutaj to raczej nie jest obarczanie tylko korzystanie ze swojego prawa. Myślę że warto to wiedzieć i z tego korzystać:).

Obarczam problemami ludzi, którym ufam, a ufam tylko rodzinie i kiedyś psycholog. Prawdziwej przyjaźni nigdy w życiu nie widziałem. A wystawianie się obcym ludziom to głupota.

No chyba, że masz całkowicie wyjebane co myślą o tobie znajomi czy obcy, wtedy zwierzanie się ma sens, bo nikt nie jest w stanie cię zranić.

 

Spotkałem się kiedyś z fajnym cytatem że można oszukiwać innych ale nie wolno oszukiwać samego siebie.

 

Albo na przykład to forum służy do rozmowy o swoich problemach, i tutaj to raczej nie jest obarczanie tylko korzystanie ze swojego prawa. Myślę że warto to wiedzieć i z tego korzystać:).

Użalanie się oprócz krótkoterminowej ulgi nic nie daje, ale masz racje czasami fajnie to robić.

 

-- 24 sty 2013, 23:53 --

 

niebieskie.niebo, skąd u ciebie taki nick?

Nie ma nic wspólnego z twoim avatarem. Po prostu musiałem wpisać jakiś nick. Najlepiej coś banalnego, padło na niebieskie niebo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jest to oczywiste, ja tego nie potrafiłam:).

Wiesz ja na początku lo przez 2 tygodnie do nikogo się prawie nie odzywałem ;p

 

Ja się odzywałam, ale jak trzeba było później utrzymać kontakt i gadać, to zamilkłam i nie odzywałam się przez pozostałe 2,5 roku:). Więc w praktyce w ogóle nigdy tych ludzi nie poznałam na tyle nawet, żeby mieć z kim gadać na korytarzu. Więc to nie jest takie oczywiste!

 

Może. Jednak w naszej kulturze panuje taki zwyczaj, że to chłopak powinien inicjować rozmowę. Może dziewczyny mają w tej materii trochę lepiej, nie wiem. Jednak moim problemem jest brak nadziei a co za tym idzie brak szczerych chęci.

 

Wydaje mi się że ten zwyczaj już zanika. Zresztą to zawsze zależy z jaką dziewczyną masz do czynienia, tak na prawdęto chyba nie ma aż takiej różnicy kto pierwszy powie że jest ładna pogoda:). Bo przecież na początku nie rozmawia się o poważnych, kontrowersyjnych rzeczach. Poza tym nawet jeśliby to obowiązywało w przypadku związku, to w przyjaźni reguły jużsą raczej bardziej luźne.

 

Obarczam problemami ludzi, którym ufam, a ufam tylko rodzinie i kiedyś psycholog. Prawdziwej przyjaźni nigdy w życiu nie widziałem. A wystawianie się obcym ludziom to głupota.

 

A do siebie masz zaufanie? Jeśli masz, to nie ma powodu do obaw, że zaufasz nieodpowiedniej osobie. Ciężko mieć prawdziwą przyjaźń bez tego. Najpierw musisz się zaprzyjaźnić sam ze sobą, bo innych ocenia się przez swój pryzmat:)

 

Albo na przykład to forum służy do rozmowy o swoich problemach, i tutaj to raczej nie jest obarczanie tylko korzystanie ze swojego prawa. Myślę że warto to wiedzieć i z tego korzystać:).

Użalanie się oprócz krótkoterminowej ulgi nic nie daje, ale masz racje czasami fajnie to robić.

 

Zwierzenia to nie to samo co użalanie. Użalasz się jak myślisz, że jesteś najbiedniejszy na świecie:). I to się kojarzy negatywnie.

 

Spotkałem się kiedyś z fajnym cytatem że można oszukiwać innych ale nie wolno oszukiwać samego siebie.

 

Ale nie oszukujesz się pisząc o nawrotach myśli samobójczych w temacie "temat o niczym szczególnym"? Życie jest zawsze najbardziej szczególną rzeczą jaką się ma, nawet jeżeli ktoś nie jest z niego zadowolony.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się odzywałam, ale jak trzeba było później utrzymać kontakt i gadać, to zamilkłam i nie odzywałam się przez pozostałe 2,5 roku:). Więc w praktyce w ogóle nigdy tych ludzi nie poznałam na tyle nawet, żeby mieć z kim gadać na korytarzu. Więc to nie jest takie oczywiste!

No, z takim czymś się jeszcze nie spotkałem :smile: Ciekawe.

 

Wydaje mi się że ten zwyczaj już zanika. Zresztą to zawsze zależy z jaką dziewczyną masz do czynienia, tak na prawdęto chyba nie ma aż takiej różnicy kto pierwszy powie że jest ładna pogoda:). Bo przecież na początku nie rozmawia się o poważnych, kontrowersyjnych rzeczach. Poza tym nawet jeśliby to obowiązywało w przypadku związku, to w przyjaźni reguły jużsą raczej bardziej luźne.

Tu nawet nie chodzi o związek czy przyjaźń, ale żeby dostać się do jakieś grupy to trzeba samu się postarać i do nich zagadać. Sami tego nie zrobią.

 

A do siebie masz zaufanie? Jeśli masz, to nie ma powodu do obaw, że zaufasz nieodpowiedniej osobie. Ciężko mieć prawdziwą przyjaźń bez tego. Najpierw musisz się zaprzyjaźnić sam ze sobą, bo innych ocenia się przez swój pryzmat:)

W takim razie nie ufam sobie. Za mało przeżyłem i doświadczyłem by ufać sobie.

]

 

Zwierzenia to nie to samo co użalanie. Użalasz się jak myślisz, że jesteś najbiedniejszy na świecie:). I to się kojarzy negatywnie.

Wiesz właśnie patrząc na te forum czasami można dojść do wniosku, ze granica między użalaniem się a mówieniem o swoich problemach jest cienka.

 

Ale nie oszukujesz się pisząc o nawrotach myśli samobójczych w temacie "temat o niczym szczególnym"? Życie jest zawsze najbardziej szczególną rzeczą jaką się ma, nawet jeżeli ktoś nie jest z niego zadowolony.

Jakbym został warzywem to prawdę mówiąc wolałbym żeby mnie inni zabili. Jeśli też całe życie jest usłane cierpieniem czy tragediami to na prawdę nie dziwię się osobom, które popełniają samobójstwo, choć to jest chyba najrzadszy powód.

 

Kiedyś ludzie powiedzieliby ci, że od życia ważniejszy jest honor, więc wszystko zależy od kultury w której żyjemy. W społeczeństwach kolektywnych takich jak Japonia czy Chiny, jednostka i jej potrzeby się nie liczą.

 

Na prawdę chciałbym znaleźć prostą receptę na swoje problemy. Móc szczerze powiedzieć czego tak na prawdę chcę, że na czymś mi szczerze zależy, że w coś wierze. W szkole byłem przez innych prowadzony za rączkę, a teraz czuje się ptak puszczony na wolność, który nie potrafi latać. Na własne życzenie uwolniłem się z jednego matrixa; szkoła-studia-praca-ślub-śmierć wpadając w inny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Tu nawet nie chodzi o związek czy przyjaźń, ale żeby dostać się do jakieś grupy to trzeba samu się postarać i do nich zagadać. Sami tego nie zrobią.

 

Prawda. No ale z niczym się człowiek nie rodzi, wszystkiego musimy się uczyć. Jeżeli na przykład z jakiegoś powodu nie miałeś okazji nauczyć się wychodzić do ludzi, to ciężko żebyś wymagał od siebie nie wiadomo czego. Dokładnie tak, jak pisałeś - nic się samo nie zrobi.

 

W takim razie nie ufam sobie. Za mało przeżyłem i doświadczyłem by ufać sobie.

 

Jeżeli się buduje zaufanie do siebie, to chyba najbardziej poprzez drobnostki i takie rzeczy, które mogą się wydawać "normalne". Raczej rzadko się zdarzają jakieś spektakularne przeżycia, i właśnie dlatego są spektakularne:). Pisałeś, że zawsze byłeś prowadzony za rączkę. Ale kto podjął decyzje o zaczęciu studiów, przerwaniu, pójściu do pracy i wzięciu ślubu (bo rozumiem, że o swoim ślubie pisałeś?) Jakie korzyści z tego odniosłeś i do czego możesz je wykorzystać? (ważne żeby to były konkretne rzeczy, a nie np "rozwinąłem się" i "znajdę lepszą pracę" - jaką? Ja ci tylko sugeruję żebyś się nad tymi rzeczami zastanowił, sam zdecydujesz czy warto, czy nie warto i czy ci się chce.

 

 

Wiesz właśnie patrząc na te forum czasami można dojść do wniosku, ze granica między użalaniem się a mówieniem o swoich problemach jest cienka./quote]

 

Ale to nie znaczy, że ty tą granicę przekroczyłeś. A poza tym skoro ona jest taka cienka, to nawet jak trochę ją przekroczysz to nie będzie tego aż tak wyraźnie widać. Stanie się, minie i ludzie zapomną. Ty też zapomnisz jeżeli będziesz chciał i się starał - ponownie twoja decyzja. To że inni może się użalają (chociaż to jak się to postrzega to jest raczej indywidualna sprawa), to się nijak do ciebie odnosi.

 

Jakbym został warzywem to prawdę mówiąc wolałbym żeby mnie inni zabili.
Kiedyś ludzie powiedzieliby ci, że od życia ważniejszy jest honor, więc wszystko zależy od kultury w której żyjemy. W społeczeństwach kolektywnych takich jak Japonia czy Chiny, jednostka i jej potrzeby się nie liczą.

 

Zgadzam się w 100%, ale to znowu nie jesteś ty. Nie żyjemy w kulturze Japońskiej. Chociaż może się mylę, nie widzę cię przecież:).

 

Jeśli też całe życie jest usłane cierpieniem czy tragediami to na prawdę nie dziwię się osobom, które popełniają samobójstwo, choć to jest chyba najrzadszy powód.

 

Tutaj też się zgadzam w 100% i też wcale się nie dziwię osobom, które chcą popełnić samobójstwo. Mają problemy i w danym momencie nie widzą ich rozwiązania. Mieszkałam z taką osobą w jednym pokoju przez 8 miesięcy. To co napisałam mogło faktycznie zabrzmieć jak rzucanie pustymi frazesami, ale chodziło mi o to, że mi się wydaje, że bagatelizujesz swoje problemy. A każdy ma prawo do tego, żeby uważać swój problem za ważny, jak się tak nie uważa to nie ma motywacji do rozwiązania go i wtedy ma się wrażenie, że nic w życiu nie wychodzi.

 

W szkole byłem przez innych prowadzony za rączkę, a teraz czuje się ptak puszczony na wolność, który nie potrafi latać.

 

Jeżeli masz się nauczyć latać, to najpierw musisz wiedzieć, że masz skrzydła:) A mam wrażenie, że ty tego jeszcze nie wiesz.

 

To wszystko co tu powypisywałam to są moje własne doświadczenia i przemyślenia. Nie musisz się z nimi zgadzać, ale też nie chcę żebyś podszedł to tego tak, że musisz za wszelką cenę obronić to, co do tej pory myślałeś. Jeżeli usiądziesz i się nad tym zastanowisz, to czy się ze mną zgodzisz, czy nie, te przemyślenia już będą też twoje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do pracy, właśnie się z nią pożegnałem szukam dalej. Czegoś lepszego.

 

Prawda. No ale z niczym się człowiek nie rodzi, wszystkiego musimy się uczyć. Jeżeli na przykład z jakiegoś powodu nie miałeś okazji nauczyć się wychodzić do ludzi, to ciężko żebyś wymagał od siebie nie wiadomo czego. Dokładnie tak, jak pisałeś - nic się samo nie zrobi.

Kiedyś miałem taką zabawną sytuacje, że próbowałem się do jakiegoś kręgu dołączyć (dosłownie) i mnie nie wpuścili :shock:

 

Jeżeli się buduje zaufanie do siebie, to chyba najbardziej poprzez drobnostki i takie rzeczy, które mogą się wydawać "normalne". Raczej rzadko się zdarzają jakieś spektakularne przeżycia, i właśnie dlatego są spektakularne:). Pisałeś, że zawsze byłeś prowadzony za rączkę. Ale kto podjął decyzje o zaczęciu studiów, przerwaniu, pójściu do pracy i wzięciu ślubu (bo rozumiem, że o swoim ślubie pisałeś?) Jakie korzyści z tego odniosłeś i do czego możesz je wykorzystać? (ważne żeby to były konkretne rzeczy, a nie np "rozwinąłem się" i "znajdę lepszą pracę" - jaką? Ja ci tylko sugeruję żebyś się nad tymi rzeczami zastanowił, sam zdecydujesz czy warto, czy nie warto i czy ci się chce.

Nie brałem ślubu ;d Jak mam sobie ufać skoro ciągle zmieniam zdanie i siebie zawodzę, jak nie osiągnąłem żadnego większego sukcesu na którym mógłbym oprzeć swoją pewność siebie. Ale to już powoli przeistacza się w użalanie się nad sobą, więc kończę.

 

Co do bagatelizowania swoich problemów. Kiedyś strasznie się nad sobą użalałem i nic mi to nie dało, więc staram się tego unikać. I nie mogę wszystkiego zwalać na depresje czy nerwicę. Jestem leniem, nieobowiązkowym i nieodpowiedzialnym człowiekiem. Szybko się poddaje. Wad mam od groma. Sam sobie jestem winien, ale sytuacje można jeszcze odwrócić. Tylko po co skoro jest mi dobrze tak jak jest? Głupie myślenie, ale jednak. Dlatego muszę chcieć, muszę chcieć latać jak najwyżej potrafię.

 

Jeżeli masz się nauczyć latać, to najpierw musisz wiedzieć, że masz skrzydła:) A mam wrażenie, że ty tego jeszcze nie wiesz.

hehe. Widzę, że poetycki nastrój nie tylko mi się udziela.

 

To wszystko co tu powypisywałam to są moje własne doświadczenia i przemyślenia. Nie musisz się z nimi zgadzać, ale też nie chcę żebyś podszedł to tego tak, że musisz za wszelką cenę obronić to, co do tej pory myślałeś. Jeżeli usiądziesz i się nad tym zastanowisz, to czy się ze mną zgodzisz, czy nie, te przemyślenia już będą też twoje.

Brzmi to trochę jak jakieś prawnicze zabezpieczenie. Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego to napisałaś, dla mnie to oczywistość. I dzięki, że chce ci się marnować swój czas na czytanie moich postów i jeszcze na nie odpowiadać.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Co do pracy, właśnie się z nią pożegnałem szukam dalej. Czegoś lepszego.

 

No ale przynajmniej się dowiedziałeś, co ci się w pracy nie podoba:)

 

Kiedyś miałem taką zabawną sytuacje, że próbowałem się do jakiegoś kręgu dołączyć (dosłownie) i mnie nie wpuścili :shock:

 

Ale co, powiedzieli ci "nie gadaj z nami:)? A któż to był? Pytam z ciekawości:)

 

Jak mam sobie ufać skoro ciągle zmieniam zdanie i siebie zawodzę, jak nie osiągnąłem żadnego większego sukcesu na którym mógłbym oprzeć swoją pewność siebie.

 

A możesz podać jakieś przykłady tego zmieniania zdania? Co do sukcesów, to większe sukcesy zdarzają się zazwyczaj rzadko. Jakby się zdarzały często, to nie były by takie wielkie tylko normalne. A wydaje mi się że lepiej budować do siebie zaufanie na czymś, co się zdarza często, na codziennym życiu. Zresztą codzienne życie to są właśnie te sytuacje, w których musisz sobie ufać. Raczej licz na większe sukcesy i kieruj na nie swoje działania, niż myśl o tym, czy miałeś większe sukcesy w przeszłości, czy nie. Nawet jak nie, to i tak trzeba kiedyś zacząć!

 

I nie mogę wszystkiego zwalać na depresje czy nerwicę. Jestem leniem, nieobowiązkowym i nieodpowiedzialnym człowiekiem. Szybko się poddaje. Wad mam od groma. Sam sobie jestem winien, ale sytuacje można jeszcze odwrócić. Tylko po co skoro jest mi dobrze tak jak jest?

 

Fakt, nie możesz. Ale poddawanie się i niewalczenie o swoje nie jest czymś naturalnym. Ludzie mają takie ewolucyjne zadanie - przetrwać i zapewnić sobie jak najlepsze warunki do życia. I dlatego myślę że warto, żebyś się zastanowił dlaczego się szybko poddajesz i jaki to szybkie poddawanie się ma cel.

 

Jeżeli masz się nauczyć latać, to najpierw musisz wiedzieć, że masz skrzydła:) A mam wrażenie, że ty tego jeszcze nie wiesz.

hehe. Widzę, że poetycki nastrój nie tylko mi się udziela.

 

Nie chodzi tylko o poetycki nastrój:) Po prostu - jeżeli masz osiągnąć w czymś sukces, to musisz wiedzieć, jakie są twoje zalety i w jaki sposób je możesz wykorzystać albo rozwinąć. Mogę cię zapytać jakie swoim zdaniem masz zalety? I z góry uprzedzam, że nie przyjmuję odpowiedzi "żadnych":)

 

To wszystko co tu powypisywałam to są moje własne doświadczenia i przemyślenia. Nie musisz się z nimi zgadzać, ale też nie chcę żebyś podszedł to tego tak, że musisz za wszelką cenę obronić to, co do tej pory myślałeś. Jeżeli usiądziesz i się nad tym zastanowisz, to czy się ze mną zgodzisz, czy nie, te przemyślenia już będą też twoje.

Brzmi to trochę jak jakieś prawnicze zabezpieczenie. Prawdę mówiąc nie wiem dlaczego to napisałaś, dla mnie to oczywistość. I dzięki, że chce ci się marnować swój czas na czytanie moich postów i jeszcze na nie odpowiadać.

 

Napisałam to dlatego, że nie wiedziałam, czy nie odbierzesz tego tak, jakbym ci coś narzucała. Nie wiedziałam, że to dla ciebie oczywistość, bo nie znamy się ani nie widzimy. Poza tym piszesz, że - swoim zdaniem - co chwilę zmieniasz zdanie, łatwo się poddajesz i prowadza się ciebie za rączkę. Przynajmniej ja tak odebrałam wizerunek, który kreujesz od pierwszego posta w tym temacie. Teraz widzę, że wcale tak nie jest, bo gdyby było, to przecież twoje odpowiedzi na moje posty wyglądałyby zupełnie inaczej:). I jeszcze jedna sprawa. Mam wrażenie, że bardzo ci zależy na tym, żeby obronić swoje zdanie. Ale oprócz tej umiejętności do zaufania sobie jest jeszcze jedna rzecz potrzebna. Musisz chcieć dla siebie jak najlepiej, a nikt z nas nie jest alfą i omegą i czasem warto zastanowić się nad zdaniem innych:). I nie mówię tu absolutnie o egoizmie. Chcesz dla siebie jak najlepiej?

 

-- 25 sty 2013, 20:16 --

 

I dzięki, że chce ci się marnować swój czas na czytanie moich postów i jeszcze na nie odpowiadać.

 

Byłabym zapomniała:). Ja lubię starać się pomóc ludziom w ich problemach. Taki już mój fetysz:). Więc dlaczego nie miałabym starać się pomóc tobie? Chyba że tego nie chcesz, wtedy nie bedę się narzucała.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×