Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ciągły strach i zadręczanie się, że on/a mnie nie kocha.


Rekomendowane odpowiedzi

Jesteśmy ze sobą dobrych kilka lat, było parę rozstań w tym czasie. Moim problemem jest to, że im mocniej mi zależy, tym mocniej boję się, że on nie odwzajemnia mojego uczucia, że mu nie zależy. Mam takie epizody, że przez jakiś czas mi na nim zależy bardzo mocno, potem w krótkim czasie to się odwraca o 180 stopni bez wyraźnego powodu i zadręczam się tym, że go nie kocham. Po jakimś czasie znowu bardzo mocno go kocham i znowu zadręczam się tym, czy aby na pewno on kocha mnie... Po prostu wręcz na siłę doszukuję się rzeczy, które mogłyby być dowodami na to, że mu na mnie nie zależy. Nie takie spojrzenie, opóźniony sms, brak sygnału, brak jakiegoś gestu, którego bym się spodziewała. To jest strasznie męczące. Im bardziej mi zależy, tym jest gorzej. Czasami boję się, że tylko udaje, a na prawdę chce się na mnie zemścić za to, że go odrzucałam, bo wydawało mi się, że go nie kocham. Czasami boję się, że ni stąd ni zowąd mnie zostawi. Oczywiście nie mówię mu o tym wszystkim, zachowuję zimną krew na zewnątrz, a w środku często (nie zawsze) wariuję z niepewności. Wiem, że te wszystkie obawy podchodzą pod jakąś paranoję, są nieracjonalne, ale uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Tym bardziej, że on nie jest z tego typu facetów, co lubią gadać o uczuciach i zapewniać o nich co chwilę. Mimo wszystko przychodziło mu okazywanie słowne uczuć łatwiej niż mi, tylko chyba przeze mnie przestał to robić, bo go zniechęciłam swoim nieodwzajemnianiem. Najpierw sama psuję, a potem mam pretensje, że on boi mi się cokolwiek powiedzieć... Skoro sam nie wie, czy mi się za chwilę znowu nie zmieni... :?

 

Czy ktoś ma tak jak ja? Jak przestać się zadręczać i analizować wszystko doszukując się przesłanek za tym, że mu nie zależy? Jak wbić sobie w końcu do łba, że mu na mnie bardzo zależy? Czemu jestem z tego rodzaju osób, które potrzebują ciągłych dowodów oddania i akceptacji, czy znowu wraca tu spaczone emocjonalnie dzieciństwo? :?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co piszesz widze, ze znasz tylko skrajne emocje ..nic po srodku co dawaloby poczucie bezpieczenstwa.

Czemu jestem z tego rodzaju osób, które potrzebują ciągłych dowodów oddania i akceptacji, czy znowu wraca tu spaczone emocjonalnie dzieciństwo? :?

 

Moze wlasnie nie dostawalas zbyt duzo uwagi od tych ktorzy powinni Cie kochac z automatu? Teraz chcialabys zeby partner nadrobil ten czas

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dokładnie, albo miłość na zabój albo totalna obojętność. Inni potrafią kochać racjonalnie, a ja nie.

 

To prawda, że nie dostawałam uwagi od rodziców, kiedy była potrzebna. Praktycznie cały okres dorastania zlewali mnie. Jak już coś chcieli, to krytyka albo obowiązki.

 

-- 08 sty 2013, 19:46 --

 

Może nie to, że chcę aby partner nadrobił to za nich, ale chyba mam zakodowane, że osoby, które powinny mnie kochać tego nie robią. Że na miłość trzeba sobie zasłużyć, nic za darmo...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

black swan, pamietam okres skrajnych emocji takich do bolu kochaj mnie kochaj kochaj bo jak nie to wpadne w czarna rozpacz :D Do tego wymagalam takiej milosci bezwarunkowej jaka powinnam a nie dostalam od rodzicow. Ja tez kochalam bezwarunkowo. Czyli wszystko albo nic. Ufff dluga droge przebylam do milosci warunkowej ale cieplej,madrej, bezpiecznej

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Do tego wymagalam takiej milosci bezwarunkowej jaka powinnam a nie dostalam od rodzicow.

No właśnie tego bym chciała, miłości bezwarunkowej od kogoś dla mnie. Tego, czego rodzice mi nie dali. Ciągle się boję, że on mnie przestanie kochać, jeśli ja go będę kochać za mocno i wtedy będę cierpieć. Do tego kilka miłosnych rozczarowań we wczesnej młodości i powstała oziębłość uczuciowa przemieszana z przemożną potrzebą bycia kochaną. Raz to, raz to. Czasami wątpię, czy uda mi się w końcu nad tym zapanować. Znaleźć jakiś balans. Czyjaś miłość jest jak uzależnienie - z nią jest dobrze, ale jak się nagle kończy, to można zdechnąć z głodu. I ten powracający strach, że pewnego pięknego dnia nagle jej zabraknie. Czuję się jakbym była chora. Uzależniona od bycia kochaną.

 

Ufff dluga droge przebylam do milosci warunkowej ale cieplej,madrej, bezpiecznej

Dlaczego jest taka dobra? Będziemy cię kochać tylko za czerwony pasek na świadectwie i za posprzątany dom gdy wracamy z pracy - co w tym dobrego i bezpiecznego?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego jest taka dobra? Będziemy cię kochać tylko za czerwony pasek na świadectwie i za posprzątany dom gdy wracamy z pracy - co w tym dobrego i bezpiecznego?

E to nie za to. Nie mam pojecia za co kocha mnie moj facet ale ja jego za

- opanowanie

-nie czepianie sie pierdol

-poczucie humoru

- za to, ze rozumiemy sie bez slow

-ze nie strzela fochow tylko rozmawia ze mna...co prawda to ja pierwsza musze zaczac wyciagac z niego ale potem gada sie juz dobrze

= za to, ze nie zamyka mi ust krzykiem i w zasadzie nie klocimy sie..jak cos nam nie gra to gadamy

= za to, ze troszczy sie o mnie, sam wychodzi z inicjatywa pomocy a kiedy ja prosze to nie odmawia

- ze moge do konca byc przy nim soba z moimi wadami, jazdami i nie wymaga ode mnie idealnosci co nie znaczy , ze nie mobilizuje mnie to zeby nad soba pracowac i byc lepszym partnerem

- za "dzien dibry kochanie" i pocalunek kiedy widzi , ze sie budze

moglabym tu jeszcze wymieniac godzine ale w skrocie kocham go za to czego nigdy od nikogo innego nie dostalam ...ani od rodzicow , ani od meza. Wlasnie to daje mi poczucie bezpieczenstwa a co za tym idzie nie spinam sie kiedy nie odzywa sie do mnie pare godzin tylko zajmuje soba, nie mam potrzeby nieustannego kontaktu i kontroli tego co robi ( i dlaczego nie zajmuje sie mna), nie jestem zazdrosna kiedy mowi komplemet innej kobiecie (skoro uznal ze jest ladna to dlaczego mialby tego nie powiedziec). No ale jestesmy razem 4 lata i uczylam sie mnostwea rzeczy przez ten czas... jeszcze dwa lata temu w pewnych sytuacjach mialabym jazde a dzis zupelnie mnie to nie ruszy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

black swan, pomocne jest tu rozpoznawanie faktycznego problemu a jazd. Kiedys reagowalam gwaltownie i automatycznie... teraz np. widze kiedy zaczynam sie nakrecac jakas pierdola i mowie stop. Kiedy sobie to racjonalnie przemysle to okazuje sie, ze problemu nie ma a ja probowalam go stworzyc. Im dluzej jestem w dobrym zwiazku tym mniejsza mam potrzebe silnych emocji. Na poczatku sama stwarzalam jakis problem zeby poczuc sie zle i wyladowac negatywne emocje...dziwnie mi bylo funkcjonowac w zwiazku bez przemocy psychicznej. Czulam sie niepewnie na tym gruncie bo moje zycie do tej pory to byla nieustanna hustawka gora/dol a tu nagle ciepla, bezpieczna stabilizacja. Jak w niej zyc?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No właśnie tego bym chciała, miłości bezwarunkowej od kogoś dla mnie. Tego, czego rodzice mi nie dali.
Hm, ja miałam podobną sytuację z rodzicami jak Ty i tez mam teraz problem. Problem trwa, bo nikt nie jest w stanie wypełnić tego deficytu z dzieciństwa. Ponieważ miłość rodziców była warunkowa, niestabilna, teraz ciągle muszę się upewniać, że partner mnie kocha. Bo podświadomie uważam, że uczucie w każdej chwili może zniknąć, tak jak kiedyś znikało ze strony rodziców :-| . W dodatku nie wystarczą zwykłe zapewnienia, ja potrzebuję stałego udowadniania, że facet dla mnie wszystko zniesie, wszystko zrobi, wszystko przełknie ... bo tylko to świadczy o bezwarunkowym uczuciu. Mało kto jest w stanie przetrzymać takie testowanie na dłuższa metę. Czyli skutek jest dokładnie odwrotny od zamierzonego, wszystko niszczę takimi działaniami :( .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chodzę, niedawno byłam pierwszy raz u psychiatry, na razie dał mi jakieś leki i mam zadzwonić niedługo czy chcę jechać na jakąś terapię kilkutygodniową czy też dojeżdżać gdzieś regularnie... Obie opcje z nfz. Nie wiem co lepsze. Pojechałabym gdzieś, ale znowu co ja powiem rodzinie i facetowi, nie chcę żeby wiedzieli. Poza tym muszę szukać źródła dochodu, więc jakieś kilkutygodniowe wyjazdy chyba nie wchodzą w grę...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bo podświadomie uważam, że uczucie w każdej chwili może zniknąć, tak jak kiedyś znikało ze strony rodziców

Czuję to samo. :? I jak z tym lękiem żyć?

Najważniejsze zdać sobie z tego sprawę... że na partnera przenosimy nieracjonalne lęki z dzieciństwa... poza tym terapia.. ale jest strasznie ciężko.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bym wybrala jednak stacjonarna. Takie wyjazdowe na dzien dobry to raczej dla ludzi ktorzy

-mieli juz do czynienia z terapia i sa gotowi odciac sie na jakis czas od domu

- sa w bardzo zlym stanie i potrzebuja terapii non stop

- musza wyjsc z mega toksycznego srodowiska bo inaczej terapia nie bedzie miala sensu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj znowu wariuję... Parę dni temu on znowu wyjechał do pracy, nie dał mi nawet znać jak już dojechał, a tłumaczył się tym, że przecież nie prosiłam żeby dał mi znać, zostawił telefon i poszedł tam do jakichś znajomych... Teraz już drugi dzień się nie odzywa sam, ostatnie dwa razy ja pierwsza zaczynałam rozmowę. Nie było go wczoraj na necie, pewnie poszedł do kogoś na jakieś piwo, bo piątek, dzisiaj pewnie gdzieś jechał, bo sobota, ale dlaczego do cholery nawet nic mi nie napisał, nawet głupiego smsa... I z takich powodów ja odchodzę od siebie, a on się potem głupio tłumaczy, gdy mu zwrócę uwagę. Właściwie już nie będę zwracać mu żadnej uwagi, bo mam tego dość. Jak ja olewałam jego, bo wydawało mi się, że go nie kocham, to pisał codziennie, czułe słówka, tęsknił, itp. A teraz dosłownie zachowuje się jakby miał mnie w dupie. Widocznie nie mogę mu okazywać za wiele uczuć, bo potem czuje się zbyt pewnie i wtedy olewa mnie... Tylko że ja nie chcę być jakąś nieczułą suką, nie chcę bawić się w żadne gierki! Chcę po prostu zachowywać się naturalnie. A naturalne byłoby dla mnie obustronne równoczesne zaangażowanie o takiej samej sile. W naszym związku jest zawsze tak, że jedno kocha bardziej. Albo on abo ja. I co jakiś czas zamieniamy się rolami. To jest beznadziejne, nienawidzę być tą stroną, która kocha bardziej.

Jak w końcu przypomni sobie o moim istnieniu i wyśle jakąś zdawkową wiadomość "co u ciebie", to odpowiem mu dopiero po takim samym czasie przez jaki on milczał. To chyba jedyny sposób, aby coś do niego dotarło. Bo gadanie dosłownie nic nie daje.

Jeszcze przychodzi mi do głowy jedna rzecz... Że on po prostu się mści za to, że go nie kochałam przez jakiś czas "zwodziłam" jak to sam określił. Jak przyjechał z tej pracy i spędziliśmy trochę czasu razem, to wszystko pięknie, lecz był jakby trochę zdystansowany, zero rozmów o nas, o uczuciach, brak miłosnych spojrzeń. Teraz wyjechał i nagle jakby zapomniał o moim istnieniu. Jakbym zeszła na najdalszy plan. Wszystko jest najpierw, znajomi, sąsiedzi, wyjazdy, bla bla bla... Może robi to specjalnie, żeby pokazać mi jak się czuł? Ale nie powinno się tak robić, nie powinno się najpierw udawać że wszystko jest ok, co prawda bez werbalizowania tego, lecz samym zachowaniem, a potem się mścić. Albo się mści od razu albo wcale... Mszczenie się po udawaniu że jest ok jest okrutne...

Nie wiem co mam myśleć, boli mnie jego zachowanie. Ja potrzebuje uwagi, zapewnień, zachowań świadczących o tym, że mu zależy, potrzebuje widzieć, że mu zależy, stale. Inaczej strasznie się denerwuję, niemal wpadam w szał, czasami nie uda mi się tego powstrzymać i powiem/napiszę mu coś naprawdę niemiłego i jest jeszcze gorzej. Dlatego wręcz nienawidzę się zakochiwać, nienawidzę kochać. Bo wariuję przez to. A jak zaczynam wariować, to miłość przemienia się w nienawiść i potem ja się dystansuję i myślę nad rozstaniem. Dlaczego on potrafi mi okazywać uczucia tak jak bym chciała, tylko gdy czuje, że ja się oddalam od niego? Może jesteśmy wyjątkowo niedobraną parą, dwoma przeciwieństwami i nie powinniśmy być razem?...

 

-- 13 sty 2013, 21:40 --

 

Oczywiście histeryzowałam... Tak się dziś okazało. Bezsensownie zadręczanie się i histeria choć nie było powodu. A on po prostu ma życie, ma zajęcia, pracę, znajomych, sąsiadów, rzeczy, hobby, pasje. Ma życie. Ja ostatnio nie mam życia, moje pasje przestały dla mnie istnieć, już mnie nic nie interesuje, nie mam znajomych, przyjaciół. On mi pozostał i moja głowa, w której rozgrywa się ostatnio moje życie. Dlatego tak wariuję. Bo on ma życie, a ja nie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Właśnie przeczytałam Twój post. Zastanawiałam się czy jeszcze masz ten problem bo minęło trochę czasu. Ale niezależnie czy sobie poradziłaś czy nie napiszę Ci parę słów. Czytając to co napisałaś mam wrażenie, że czytam swoje myśli. Jestem owładnięta moim mężem. Myślę tylko o nim, o tym co robi, co myśli, czy mnie kocha, czy na pewno chce ze mną być...i tak od ośmiu lat. Nie mam już siły, chęci, nie mam motywacji do zmiany. Jest mi bardzo przykro że tak postępuję ale nic nie zmieniam. Jak to mówi mój mąż...tylko ciągle mówię a nic nie robię. Przed chwilą, dosłownie, zrobiłam to znowu. Napisałam mu stertę bzdur jak to mocno mnie krzywdzi bo nie robi jak ja chcę. Wmawiam mu że kłamie a on po prostu ma już mnie dość....nie wie co może a co powinien mi powiedzieć. Bardzo go kocham a sprawiam ciągły ból mówieniem...narzekam, płaczę, tęsknię..a on coraz mniej tego potrzebuje. Jest kierowcą - dużo wyjeżdża. A ja cierpię w samotności. Najgorsze jest to że mam dwie wspaniałe córki a myślę jak nastolatka. Tylko o miłości, szczęściu, wspólnych chwilach. Nie o codzienności, obowiązkach, wychowaniu dzieci. A jak też nie dostaną tyle miłości co potrzebują i będą takie jak ja...nieszczęśliwe...a może ja nie jestem nieszczęśliwa tylko tak o sobie mówię. Nie mam czasu na terapię. Ja pracuję, mąż jeździ po Polsce, Zuzia chodzi do szkoły a Maja do przedszkola. Jak nie powstrzymam tego przygnębienia i tych myśli on odejdzie. Rozwalę to co budowaliśmy przez kilka lat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

black swan, daga-p, tu trzeba nazwac rzeczy po imieniu- jestescie uzaleznione od milosci, jestescie kobietami kochajacymi za bardzo. tak jak ktos pisal wczesniej w watku moze to wynikac z ,,niedokochania,, wyniesionego z dziecinstwa.

 

ale co najwazniejsze- to jest do ogarniecia, mozna z tego ,,wyjść,, , spojrzec inaczej na sprawe, inaczej sie poczuc i wziac zycie w swoje rece. wiem, bo sama wyszlam z toksycznego zwiazku.

 

czulam sie dokladnie tak jak Ty, swan, po prostu caly moj swiat to byl on, bylam na kazde jego zawolanie, zrobilabym wszystko, zeby tylko zwrocic jego uwage na siebie, zeby sie mna zainteresowal, zmienialam swoje plany, zeby tylko sie z nim spotkac. kochałam kochałam i łaknęłam obsesyjnie miłości. a on mnie zlewał, nie okazywał uczucia, oszukiwał mnie.. a ja miałam takie jazdy, płakałam czesciej niz sie smialam jak z nim bylam. wahalam sie, czulam sie okropnie, naprawde bardzo zniszczyl mi psychike, te lata kiedy z nim bylam byly naprawde ciezkim okresem w moim zyciu :cry:

 

ostatni rok jak z nim bylam byl chyba najgorszy- ciagla niepewnosc, placz, ciagle zastanawianie sie i bicie sie z myslami CO ROBIĆ. wtedy, DOPIERO wtedy, zdalam sobie sprawe, ze to nie jest normalne, ze jak tak dalej pojdzie to ja bede wrakiem, odkrylam, ze kocham za bardzo i ze to czysta patologia. ale trwalam w zwiazku, bo balam sie samotnosci, tego co bedzie, jak odejde, ze nikt sie mna nie zainteresuje i ze bedzie jeszcze gorzej niz jest teraz.

 

jednak pewnego dnia, kiedy on znowu mnie oszukal, znowu przez niego plakalam, ,,czara goryczy,, sie przepelnila, powiedzialam DOŚĆ, ZNAM SWOJĄ WARTOŚĆ, ZASŁUGUJĘ NA COŚ LEPSZEGO, urwalam kontakt a nastepnie zerwałam. na początku było mi trudno, jednak bardzo mi pomogła wewnętrzna pewność, że zrobiłam dobrze, bo prostu wiedzialam, ze to bedzie dobra decyzja. i okazalo sie ze mialam racje ;) odkad jestem sama, a to jest juz troche czasu, czuje ze zyje, czuje ze moje samopoczucie zalezy tylko i wylacznie ode mnie i to ja podejmuje decyzje odnosnie tego, jak wyglada moje zycie, to ode mnie zalezy, kim sie otacza i jak CI ludzie wplywaja na MOJE życie. poczułam, ze zlapalam byka za rogi i zaczelam zyc.

 

uważam, że to była najlepsza decyzja w moim życiu. sadze tez, ze lepiej być samotną będac samemu, niz byc samotna, bedac w zwiazku.

 

tak wiec dziewczyny to WY jestescie kowalami wlasnego losu, macie ta sile, macie ta moc, zeby sprawic, zeby Wasze zycie wygladalo inaczej, zeby byc szczesliwa :)

 

najlepszym wyjsciem bylaby w Waszym przypadku terapia. wiadomo, psychoterapeuta to specjalista, ktory najlepiej zna sie na rzeczy i wie, jak to rozgryzc, zebyscie wyszly na tym jak najlepiej. tym bardziej ze mozna chodzic na terapie na nfz.

 

daga, piszesz, ze nie masz czasu na terapie, a moze jednak by zadzwonic, zapytac? jak dzieciaki sa w szkole, moze ta godzinka czy pół by sie znalazla?

 

a jak nie, to moze poczytaj jakies ksiazki czy artykuly w internecie, ktore zmienilyby Twoje podejscie do sprawy? takie spojrzenie z innego punktu? ja obylam sie bez terapii i czuje sie szczesliwa ;) jak chcesz, napisz na PW to polece Ci ksiazki, ktore mi pomogły.

 

black swan, jak wyglada sprawa?

 

trzymajcie sie :papa:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hmmm ja chyba miałam podobnie dłuugo, bardzo długo. Od początku związku z moim mężem nie czułam się tak na prawdę dla neigo atrakcyjną kobietą a uważałam że to jest niezwykle istotne. Sprawy potoczyły się szybko, mówił mi że kocha, że nigdy jeszcze do innej nie czuł czegoś takiego, ja też go pokochałam... niedlugo po tych wyznaniach zaszłam w ciaze. Slub 9 lat temu. Pierwsze trzy lata małżeństwa istny cud. Życie jak w bajce. Chociaz zawsze uważałam się dla neigo za brzydka... około 5 lat po ślubie kryzys. Straszny kryzys. On mial przyjaciólkę, powiedziął ze nei kocha, ze nei wie czy nie jest ze mna ze względu na córkę. Ja desperatka, czekałam az mu się odmieni. Po kilku miesiącach odmienilo się, twerdził ze do niczego z przyjaciółką nie doszło. Przez jakiś czas uważałam ze jest między nami lepiej nawet niz przed kryzysem. Ale jeszcze czułam się nie wystarczająco ladna, niewystarczająco kobieca dla niego. Tez bylam gotowa zrobić wszystko dla niego, dla nas, dla związku. Teraz.... sama dla siebie czuję się atrakcyjna, slysze od obcych facetów nie raz że jestem ładna, zgrabna itp itd. Pod tym kątem moje ego wzrosło. Nie zabiegam już tak, dużo wyluzowałam. Mąż średnio raz w tygodniu wyjeżdża w trasę na tydzień - taka praca. Kiedys to ja zawsze pierwsza się odzywalam, dzwoniłam, pisałam. Teraz zawsze on. Czasem wypomina że nei dzwonie, więc nei tęsknie. Ale jakos teraz nie czuję takiej potrzby. Przyzwyczaiłam sie że zawsze rano zadzwoni, wieczorem tez. A w ciągu dnia, jak zadzwoni to ok, jak nie to nie. I fakt, w ciągu tego tygodnia teraz nie zdążę zatęsknić. A on? To on teraz tęskni, nie chce wcale wyjeżdżac, dzwoni, pisze. Teraz to on pierwszy zawsze mówi że kocha.

Nie wiem czy moje uczucie teraz osłabło, czy może właśnie teraz jest normalne, czy to własnie to co jest teraz to prawdziwa miłość. Już nie wiem czym jest tak na prawde miłość. Po 9 latach muszę stwierdzić ze dobrze mi z nim, dogadujemy się we wszystkim, dotarliśmy się pod kazdym kątem. Znamy się jak łyse konie. Na pewno bym tęskniła gdyby czekała nas długa rozłąka. Może się po prostu uodporniłam i dlatego tak bardzo mi już nie zależy? nie wiem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ania_taka moze po prostu Twoja samoocena wzrosła a to przelozyla na Twoje relacje z mezem.Warto miec tzw.zdrowy luz w zwiazku nikt nie jest nasza wlasnoscia i moze chcec nagle i takze odejsc nawet majac rodzine.

Na siłe niczego sie nie zdziala.

Warto w zwiazku walczyc o siebie to procentuje .

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Saraid, dzieki. Tak, masz w zupełności rację. Ja długo nie potrafiłam wyjść wieczorem nawet do koleżanki, bo małam wyrzuty sumenia ze zostawiam w domu męża z dzieckiem i w ogóle całkowicie o sobie zapomniałam. Teraz walczę o siebie, moja samoocena faktycznie mocno podskoczyla :)

a męża - kocham, wiem to. Jest to coś innego niż na początku, niż nawet rok temu, ale miłość ewoluuje, zmnia się. Jesteśmy obecnie na prawdę dobranymi partnerami w każdej dziedzinie życia. Czego więcej chceć :) a na ten zdrowy luz co by sie dowartościowac chyba będę sobie pozwalac :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×