Skocz do zawartości
Nerwica.com

Hej


AndreDA

Rekomendowane odpowiedzi

Hej wszystkim. Mam teraz mały problem z napisaniem tutaj czegoś o sobie, bo boję się, że wyjdzie post tak długi, że nikt go nie przeczyta. No i temacie "Zanim założysz temat" jest "napisz krótko o sobie" :mrgreen:

 

Mam 20 lat, jestem strasznie nadwrażliwy, od kiedy pamiętam kompletnie nie radzę sobie z życiem i swoimi emocjami, które są silne i długotrwałe i często po prostu niszczą mnie w środku jak przechodząca fala tsunami. Widzę świat na swój sposób, odczuwam na swój sposób i czuję, że tu nie pasuję. Mam od bardzo dawna już ostrą depresję i poważne myśli samobójcze, dwa razy w życiu byłem w szpitalu psychiatrycznym, raz gdy byłem małym dzieckiem (11 lat), za drugim razem (15 lat) wsadzony siłą i bez uprzedzenia, oba pobyty to dla mnie bardzo ciężkie wspomnienia. Ostatnia klasa jaką zdałem to pierwsza klasa gimnazjum, ze względu na codzienne cierpienie jakie sprawia mi życie nie byłem w stanie zaliczać następnych ani w szkole ani w trybie nauczania indywidualnego (nawet gdy było nakazane przez sąd). Obecnie moja sytuacja wygląda tak, że nie mam skończonego nawet gimnazjum, nie mam pracy, prawie nie wychodzę z domu (najdłuższe okresy bez wyjścia potrafią trwać ponad pół roku), mam zero znajomych i jedyna osoba, z którą mam stały kontakt to matka, z którą mieszkam. Ma 59 lat i ciągle się boję, że umrze, bo od lat widzę jak moje problemy niszczą jej zdrowie. Żyję w izolacji, z boku świata, poza systemem, chowam się w swoim pokoju i cierpię.

 

Widzę świat jako zimny i okrutny, czuję się kompletnie samotny i pokonany. Nie mam sił do walki o życie, a nawet gdybym miał jakieś minimum to nie mam nadziei, że mogę być tu szczęśliwy. Gdy patrzę na swoją możliwą przyszłość to widzę codzienną walkę, ból i samotność w świecie, którego nienawidzę. Jedyne co mogłoby dać mi szczęście i siłę by znosić codzienne życie to miłość i przyjaciele, ale nie wierzę, że to dla mnie możliwe, choć strasznie tego potrzebuję, jak powietrza. Codziennie myślę o samobójstwie, mieszkam w wieżowcu i od lat mam mysli o tym, żeby wyskoczyć z okna. Ale boję się, że przeżyję i będę sparaliżowany lub będę długo umierał na dole, a także niewiadomej co jest po drugiej stronie. Tkwię od lat w takim zawieszeniu, niezdolny do życia i niezdolny do samobójstwa, całe dnie spędzam w swoim pokoju i cierpię. Jest coraz gorzej, już nawet proste czynności są dla mnie wyzwaniem, często zebranie sił by przebrać się z piżamy w normalne ubranie zajmuje mi 6 godzin. Moje siły są na absolutnym wyczerpaniu i boję się, że już niedługo przeżycie kolejnego dnia będzie bardziej bolesną i bardziej przerażającą perspektywą niż samobójstwo. Bardzo się boję.

 

Czuję, że muszę coś robić, bo inaczej nie zostało mi dużo czasu, ale nie mam sił ani nadziei. Jedyne co mogę robić to pisać na tej klawiaturze, wiec szukam jakiejś pomocy w internecie. Mam nadzieję, że znajdę na tym forum jakieś wsparcie i fajnych ludzi, może przynajmniej przetrwanie kolejnego dnia będzie łatwiejsze jeśli bedzie gdzie i z kim pogadać. Fajnie by też było gdyby był tutaj ktoś wrażliwy i z problemami z mojego miasta, można by się nawzajem wspierać i byłoby łatwiej.

 

Więc, ech, cześć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czuję, że muszę coś robić, bo inaczej nie zostało mi dużo czasu, ale nie mam sił ani nadziei.

Nadzieja w Tobie jest - chociażby dlatego, że szukasz pomocy! :smile:

Pomoc... No ja widzę jedną drogę - sądzę, że się domyślasz...?

Lekarz, tabletki, może psychoterapia - miałbyś chociażby z kim pogadać.

A i tu ludzie na pewno z Tobą chętnie porozmawiają, więc - bez obaw! ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z lekarzem jest ten problem, że po pierwsze mam straszny uraz do lekarzy, a po drugie nie uważam by psychiatra był w stanie mi pomóc. Do 18 roku życia byłem u naprawdę wielu lekarzy. Samo wygadanie się czy pogadanie z nim mi nie pomoże, nawet jeśli będę w stanie się przed nim otworzyć. To mogłoby pomóc gdyby to był np. przyjaciel, robiący to bezinteresownie. Rozumiem również swoje emocje i zachowania, jak na różne rzeczy reaguję, znam siebie i swoje uczucia i miałem mnóstwo czasu by spokojnie przemyśleć wiele razy swoje życie i to jak widzę świat. Gdyby problemem była tylko depresja czy coś to lekarz czy leki mogłyby pomóc, ale u mnie jest tyle tego ponakładanego na siebie, że nawet gdyby złagodzić niektóre emocje to w praktyce niewiele by to zmieniło. Przede wszystkim nie zmieni się mój światopogląd. Moje emocje są częścią mnie, to wszystko dorastało razem ze mną, to jestem ja, to jak czuję świat i życie. Gdyby to magicznie wyeliminować to trzebaby wyeliminować całego mnie, moją osobowość.

 

Jestem też w stanie dość jasno określić czego bym potrzebował, żeby było lepiej i żeby żyć. Nie chodzi o zmianę w środku mnie a na zewnątrz. Jestem nadwrażliwy, ale pozytywne emocje mógłbym odczuwać tak mocno jak odczuwam negatywne. Myślę, że po prostu potrzebuję dobrych rzeczy w moim życiu. Odpowiednich ludzi, mojego małego środowiska, które by mnie wspierało i dawało szczęście.

 

Myślałem jednak o terapii grupowej, myśląc, że może spotkam tam właśnie te fajne osoby, nie wiem jednak jak się za to zabrać, bo nie wiem czy w tym mieście w ogóle jest coś odpowiedniego i to z osobami w podobnym wieku. No i najpierw musiałbym jednak pewnie indywidualnie się "leczyć" u lekarza przez jakiś czas pewnie, nie? Nie mam nawet dowodu osobistego wyrobionego, heh...

 

Tak w ogóle to chyba powinienem o tym wszystkim pisać w odpowiednich tematach a nie tutaj, ale tyle tego wszystkiego tutaj, że nie wiem gdzie co pisać na tym forum jeszcze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie sądzę by problemem był właściwy lekarz, nie wiem czy pomogłaby mi nawet terapia z Freudem ;) Potrzebuję pomocy drugiej osoby, ale nie lekarza. No bo np. takie bardziej codzienne problemy z moimi emocjami, które kiedyś mnie strasznie blokowały - od lat boję się wychodzić z domu czy kontaktu z ludźmi, odbierać telefon, otwierać drzwi - teraz już to wszystko rozumiem, te emocje i potrafię nad tym panować, nie licząc najbardziej kryzysowych momentów. Gdybym tylko miał powody by wychodzić na zewnątrz to bym wychodził, gdybym znał tu fajnych ludzi to bym mógł z nimi rozmawiać, spotykać się itd. A myślę, że właśnie tego typu problemy emocjonalne mogłaby u mnie rozwiąć terapia czy leki.

 

Prawda jest taka, że chyba za dużo myślę. Nadmiar myślenia o tym świecie + odczuwanie go tak mocno to dość zabójcza kombinacja. Czasami aż czuję się winny, że nie mam do niczego talentu, bo normalnie idealnie bym się wpisał w portret cierpiącego artysty przygniecionego ciężarem istnienia i świata, niczym z klasycznych książek :lol: Mam te 20 lat a miejscami czuję się dojrzały grubo ponad to, w innych miejscach z kolei wrażliwy i bezbronny jak małe dziecko.

 

Myślę nad wybraniem się do lekarza, ale tak jak pisałem - żeby dowiedzieć się o tym jakie są tu możliwości terapii grupowej. Pomóc by mi mogły właśnie inne wrażliwe osoby, innego typu wsparcie niż lekarskie. Wiem, że to brzmi tak, że ktoś tutaj daje mi radę a ja odpisuję w stylu "nie, nie, ja wiem lepiej, to nie pomoże", ale psychiatrzy to nie czarodzieje i nie każdemu i nie na każdy problem pomogą. Psychiatra nie sprawi, że przestanę myśleć, że istnienie to jednak głównie cierpienie, świat to okrutne miejsce a większość ludzi to zaganiane wredne zombie-roboty chore na znieczulicę. Myślę, że potrzebuję dość rozpaczliwie po prostu tych dobrych rzeczy w życiu, dobrych ludzi, takich dla których warto wstawać z łóżka. Tylko tyle i aż tyle...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja prostolinijna wypowiedź w Twoim temacie była umotywowana przede wszystkim własnym doświadczeniem.

Jesteśmy różnorodni i mamy różne potrzeby. Niestety, ja pomimo silnego zaplecza w postaci kochających mnie osób, pomimo zrozumienia... nie byłam w stanie poradzić sobie bez "ingerencji" leków (wciąż nie umiem mijać kolejnych dni bez tych leków, bez kolejnych...). Bliskość jest niesamowicie ważna, tworzy fundament, ale czy jest wystarczająca? ---

Terapii grupowej nie umiałabym się poddać, ponieważ nie potrafiłabym zaufać "tym wszystkim" obcym ludziom na raz, nie umiałabym zdradzać siebie przed nimi. Być może u mnie jest to uwarunkowane posiadaniem (to posiadanie to niekoniecznie fortunne określenie!) przyjaciół, którym ufam i w związku z tym nie czuję potrzeby szukania kogokolwiek w takiej formie terapii.

 

Pst! Duże mądre, dojrzałe... dziecko... - skądś to znam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślę, ze każdy potrzebuje czegoś innego. Potrafię zrozumieć, że ktoś bez leków nie byłby w stanie sobie poradzić, różne są problemy i każdy inaczej czuje świat. Ja myślę, że ja najbardziej potrzebuję miłości, ciągłego wsparcia i poczucia bezpieczeństwa. Piszesz, że bliskość tworzy fundament i na pewno to byłby właśnie taki początek jakiego bym potrzebował, bo nie mam tego fundamentu a bez niego nie potrafię nic ruszyć ze swoim życiem. Myślę też, że odpowiednia bliskość z odpowiednim człowiekiem tworzyła by nie tyle fundament co szczęście a nawet poczucie sensu. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×