Skocz do zawartości
Nerwica.com

zbyt duze przywiazanie do terapeuty


malgos33

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem już po moim ulubionym święcie... pozostaje mi znowu czekanie do czwartku :( ehh.. takie życie od czwartku do czwartku.

Czy Wasze fascynacje też trwały tak długo? Bo u mnie to prawie rok już.

Mimo wszystko chyba nie jestem w stanie jej tego powiedzieć.

 

Mam podobnie tylko od piątku do piątku :D I za ok miesiąc minie rok...

No... jak się nagle otrzymuje od kogoś tyle ciepła, zrozumienia, akceptacji... szybko można się przywiązać. Ale przecież to tylko 50 min., raz na tydzień i nic więcej. Przynajmniej w moim nurcie. Długo mnie to gryzło, że ja się przywiązuję, tęsknię, myślę, chcę więcej, a on nie. Bo takich jak ja ma ileś tam. Ma też swoje prywatne życie. Ale powoli to do mnie dociera. Im dłużej tym bardziej.

Nie jest łatwo powiedzieć o uczuciach, ja powiedziałam nawet nie o przywiązaniu tylko o tym, co mam ochotę z nim zrobić ;), ale wtedy miałam dziwny humor i byłam po drinku... no i dlatego było mi wszystko jedno. Oczywiście nie polecam tej metody, ale naprawdę mi ulżyło! I jego zachowanie było super. A możesz do swojej pisać? Może to byłaby metoda. Albo dać jej kartkę na spotkaniu? Ja co prawda nie mogę, ale niektórym tak poszło...

 

A od paru dni jestem w takim dziwnym nastroju, że gdybym dzisiaj miała zakończyć, to wcale by mnie to nie ruszyło. Ani to że nie będę miała z kim porozmawiać, ani to że go już nie zobaczę ... Tydzień temu prawie wpadłam w panikę kiedy padło słowo "zakończenie". A teraz normalnie nic nie czuję. Ech, chyba z nikim nie umiem nawiązać relacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem już po moim ulubionym święcie... pozostaje mi znowu czekanie do czwartku :( ehh.. takie życie od czwartku do czwartku.

Czy Wasze fascynacje też trwały tak długo? Bo u mnie to prawie rok już.

Mimo wszystko chyba nie jestem w stanie jej tego powiedzieć.

 

Mam podobnie tylko od piątku do piątku :D I za ok miesiąc minie rok...

No... jak się nagle otrzymuje od kogoś tyle ciepła, zrozumienia, akceptacji... szybko można się przywiązać. Ale przecież to tylko 50 min., raz na tydzień i nic więcej. Przynajmniej w moim nurcie. Długo mnie to gryzło, że ja się przywiązuję, tęsknię, myślę, chcę więcej, a on nie. Bo takich jak ja ma ileś tam. Ma też swoje prywatne życie. Ale powoli to do mnie dociera. Im dłużej tym bardziej.

Nie jest łatwo powiedzieć o uczuciach, ja powiedziałam nawet nie o przywiązaniu tylko o tym, co mam ochotę z nim zrobić ;), ale wtedy miałam dziwny humor i byłam po drinku... no i dlatego było mi wszystko jedno. Oczywiście nie polecam tej metody, ale naprawdę mi ulżyło! I jego zachowanie było super. A możesz do swojej pisać? Może to byłaby metoda. Albo dać jej kartkę na spotkaniu? Ja co prawda nie mogę, ale niektórym tak poszło...

 

A od paru dni jestem w takim dziwnym nastroju, że gdybym dzisiaj miała zakończyć, to wcale by mnie to nie ruszyło. Ani to że nie będę miała z kim porozmawiać, ani to że go już nie zobaczę ... Tydzień temu prawie wpadłam w panikę kiedy padło słowo "zakończenie". A teraz normalnie nic nie czuję. Ech, chyba z nikim nie umiem nawiązać relacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem już po moim ulubionym święcie... pozostaje mi znowu czekanie do czwartku :( ehh.. takie życie od czwartku do czwartku.

Czy Wasze fascynacje też trwały tak długo? Bo u mnie to prawie rok już.

Mimo wszystko chyba nie jestem w stanie jej tego powiedzieć.

 

Mam podobnie tylko od piątku do piątku :D I za ok miesiąc minie rok...

No... jak się nagle otrzymuje od kogoś tyle ciepła, zrozumienia, akceptacji... szybko można się przywiązać. Ale przecież to tylko 50 min., raz na tydzień i nic więcej. Przynajmniej w moim nurcie. Długo mnie to gryzło, że ja się przywiązuję, tęsknię, myślę, chcę więcej, a on nie. Bo takich jak ja ma ileś tam. Ma też swoje prywatne życie. Ale powoli to do mnie dociera. Im dłużej tym bardziej.

Nie jest łatwo powiedzieć o uczuciach, ja powiedziałam nawet nie o przywiązaniu tylko o tym, co mam ochotę z nim zrobić ;), ale wtedy miałam dziwny humor i byłam po drinku... no i dlatego było mi wszystko jedno. Oczywiście nie polecam tej metody, ale naprawdę mi ulżyło! I jego zachowanie było super. A możesz do swojej pisać? Może to byłaby metoda. Albo dać jej kartkę na spotkaniu? Ja co prawda nie mogę, ale niektórym tak poszło...

 

A od paru dni jestem w takim dziwnym nastroju, że gdybym dzisiaj miała zakończyć, to wcale by mnie to nie ruszyło. Ani to że nie będę miała z kim porozmawiać, ani to że go już nie zobaczę ... Tydzień temu prawie wpadłam w panikę kiedy padło słowo "zakończenie". A teraz normalnie nic nie czuję. Ech, chyba z nikim nie umiem nawiązać relacji.

 

Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie ;) Przepraszam, jeśli jestem w błędzie.

 

Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem już po moim ulubionym święcie... pozostaje mi znowu czekanie do czwartku :( ehh.. takie życie od czwartku do czwartku.

Czy Wasze fascynacje też trwały tak długo? Bo u mnie to prawie rok już.

Mimo wszystko chyba nie jestem w stanie jej tego powiedzieć.

 

Mam podobnie tylko od piątku do piątku :D I za ok miesiąc minie rok...

No... jak się nagle otrzymuje od kogoś tyle ciepła, zrozumienia, akceptacji... szybko można się przywiązać. Ale przecież to tylko 50 min., raz na tydzień i nic więcej. Przynajmniej w moim nurcie. Długo mnie to gryzło, że ja się przywiązuję, tęsknię, myślę, chcę więcej, a on nie. Bo takich jak ja ma ileś tam. Ma też swoje prywatne życie. Ale powoli to do mnie dociera. Im dłużej tym bardziej.

Nie jest łatwo powiedzieć o uczuciach, ja powiedziałam nawet nie o przywiązaniu tylko o tym, co mam ochotę z nim zrobić ;), ale wtedy miałam dziwny humor i byłam po drinku... no i dlatego było mi wszystko jedno. Oczywiście nie polecam tej metody, ale naprawdę mi ulżyło! I jego zachowanie było super. A możesz do swojej pisać? Może to byłaby metoda. Albo dać jej kartkę na spotkaniu? Ja co prawda nie mogę, ale niektórym tak poszło...

 

A od paru dni jestem w takim dziwnym nastroju, że gdybym dzisiaj miała zakończyć, to wcale by mnie to nie ruszyło. Ani to że nie będę miała z kim porozmawiać, ani to że go już nie zobaczę ... Tydzień temu prawie wpadłam w panikę kiedy padło słowo "zakończenie". A teraz normalnie nic nie czuję. Ech, chyba z nikim nie umiem nawiązać relacji.

 

Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie ;) Przepraszam, jeśli jestem w błędzie.

 

Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem już po moim ulubionym święcie... pozostaje mi znowu czekanie do czwartku :( ehh.. takie życie od czwartku do czwartku.

Czy Wasze fascynacje też trwały tak długo? Bo u mnie to prawie rok już.

Mimo wszystko chyba nie jestem w stanie jej tego powiedzieć.

 

Mam podobnie tylko od piątku do piątku :D I za ok miesiąc minie rok...

No... jak się nagle otrzymuje od kogoś tyle ciepła, zrozumienia, akceptacji... szybko można się przywiązać. Ale przecież to tylko 50 min., raz na tydzień i nic więcej. Przynajmniej w moim nurcie. Długo mnie to gryzło, że ja się przywiązuję, tęsknię, myślę, chcę więcej, a on nie. Bo takich jak ja ma ileś tam. Ma też swoje prywatne życie. Ale powoli to do mnie dociera. Im dłużej tym bardziej.

Nie jest łatwo powiedzieć o uczuciach, ja powiedziałam nawet nie o przywiązaniu tylko o tym, co mam ochotę z nim zrobić ;), ale wtedy miałam dziwny humor i byłam po drinku... no i dlatego było mi wszystko jedno. Oczywiście nie polecam tej metody, ale naprawdę mi ulżyło! I jego zachowanie było super. A możesz do swojej pisać? Może to byłaby metoda. Albo dać jej kartkę na spotkaniu? Ja co prawda nie mogę, ale niektórym tak poszło...

 

A od paru dni jestem w takim dziwnym nastroju, że gdybym dzisiaj miała zakończyć, to wcale by mnie to nie ruszyło. Ani to że nie będę miała z kim porozmawiać, ani to że go już nie zobaczę ... Tydzień temu prawie wpadłam w panikę kiedy padło słowo "zakończenie". A teraz normalnie nic nie czuję. Ech, chyba z nikim nie umiem nawiązać relacji.

 

Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie ;) Przepraszam, jeśli jestem w błędzie.

 

Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie ;) Przepraszam, jeśli jestem w błędzie.

 

Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?

 

Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego ;)

Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia...

Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek :twisted:

 

Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie...

Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem.

 

Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie ;) Przepraszam, jeśli jestem w błędzie.

 

Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?

 

Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego ;)

Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia...

Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek :twisted:

 

Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie...

Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem.

 

Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie ;) Przepraszam, jeśli jestem w błędzie.

 

Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?

 

Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego ;)

Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia...

Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek :twisted:

 

Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie...

Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem.

 

Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie ;) Przepraszam, jeśli jestem w błędzie.

 

Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?

 

Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego ;)

Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia...

Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek :twisted:

 

Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie...

Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem.

 

Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały.

 

Dziękuję za podsunięcie wątku, przeczytałam sobie :)

 

Pewnie dla terapeutów to nie są odosobnione przypadki, nie mniej jednak osobiście strasznie się boję o tym powiedzieć, bo boję się, że to coś zmieni między nami, a tego bym bardzo nie chciała.

 

-- 26 lut 2013, 22:17 --

 

nadal się zmagam, bo nadal nie udało mi się tego powiedzieć :( chyba wolę żyć w tej niepewności niż wyłożyć kawę na ławę... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie ;) Przepraszam, jeśli jestem w błędzie.

 

Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?

 

Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego ;)

Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia...

Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek :twisted:

 

Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie...

Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem.

 

Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały.

 

Dziękuję za podsunięcie wątku, przeczytałam sobie :)

 

Pewnie dla terapeutów to nie są odosobnione przypadki, nie mniej jednak osobiście strasznie się boję o tym powiedzieć, bo boję się, że to coś zmieni między nami, a tego bym bardzo nie chciała.

 

-- 26 lut 2013, 22:17 --

 

nadal się zmagam, bo nadal nie udało mi się tego powiedzieć :( chyba wolę żyć w tej niepewności niż wyłożyć kawę na ławę... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale u Ciebie to idzie bardziej w stronę zakochania? Bo rozumiem, że Twoim terapeutą jest mężczyzna. Napisałaś, że powiedziałaś mu co masz ochotę z nim zrobić i to zabrzmiało dość jednoznacznie ;) Przepraszam, jeśli jestem w błędzie.

 

Jak on na to zareagował? Pracowaliście nad tym? Czy dzięki temu jest Ci z tymi uczuciami lepiej? Są mniejsze?

 

Zakochanie? Nie. Tylko trochę mi przypomina mojego byłego... hmmm... przyjaciela. I tak się to we mnie zbierało, że w końcu musiałam powiedzieć. Ale zareagował w porządku. Wydaje mi się, że oni nie odbierają takiego okazywania uczuć ściśle do siebie. Dla nich to jakaś forma przeniesienia. Potraktował to jakbym mówiła zupełnie o kimś innym, tylko do niego ;)

Ani przez moment nie czułam, że jest zdziwiony, skrępowany, oburzony itp. Potraktował te słowa jak każde inne w rozmowie, a nawet pojawił się uśmiech... I na pytanie czy teraz mnie wyrzuci, zdziwił się, że dlaczego, że przecież to moje uczucia...

Do tematu na razie nie wróciłam, bo jak to "wywaliłam", to mam większy spokój, a znając siebie wiem, że mi to przejdzie. No chyba, że znowu dopadnie mnie jakiś humorek :twisted:

 

Przywiązanie też jest. Kiedyś rozmawialiśmy o tym, ja się nie chciałam przyznać, wręcz mówiłam mu, że nie chcę się przywiązywać, bo potem rozstanie boli. Też się zdziwił... że przywiązanie to pozytywna sprawa, i że dużo by to naszej relacji odebrało. A rozstanie.. powiedział, że tak, nie będzie łatwo, ale ostatnie spotkania będą do tego przygotowaniem i pewnie będę już na zupełnie innym etapie...

Wydaje mi się, że łatwiej o takim przywiązaniu powiedzieć kobiecie. Kobiety też potrafią się przyjaźnić więc dla niej to nie powinno być (i myślę, że nie byłoby) nic dziwnego. No i nie ma podtekstów damsko-męskich. Chyba, że komuś ogólnie trudno przyznawać się do takich uczuć, to rozumiem.

 

Poczytaj też chyba w "Uczucie do terapeuty" dziewczyny też coś nt pisały.

 

Dziękuję za podsunięcie wątku, przeczytałam sobie :)

 

Pewnie dla terapeutów to nie są odosobnione przypadki, nie mniej jednak osobiście strasznie się boję o tym powiedzieć, bo boję się, że to coś zmieni między nami, a tego bym bardzo nie chciała.

 

-- 26 lut 2013, 22:17 --

 

nadal się zmagam, bo nadal nie udało mi się tego powiedzieć :( chyba wolę żyć w tej niepewności niż wyłożyć kawę na ławę... :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

malgos33, nadal tak potężne przywiązanie? Udało się o tym w końcu porozmawiać?

przed przerwą powiedziałam jej, że jest dla mnie bardzo ważna, że chyba za bardzo. Powiedziała, że to normalne, że przywiązujemy się do terapeutów, do osób, które nas akceptują. Ale potem już nie chciałam o tym rozmawiać, bo tak mi wstyd...

A teraz ta przerwa, a w mojej głowie tylko ona... co robi, gdzie jest, czy chociaż czasem o mnie pomyśli. To jest chore... I wykańcza mnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie chciałam zakładać nowego wątku, a mam ten sam problem. Od prawie roku chodzę na terapię, jakiś czas temu po prostu zaczęłam płakać po terapii, że znowu muszę czekać do czwartku, czemu ona nie ma dla mnie więcej czasu, czemu tylko 50 min a nie tyle ile ja chcę. Nie sądziłam że można się tak do kogoś przywiązać. Pomogła mi przejść przez całą diagnostykę mojej choroby i jestem jej za to wdzięczna. Cały czas mam wrażenie, że ona mnie zostawi, że się mną znudzi, więc ja ją w czwartek zosatwiłam. Stwierdziłam, że nie dam rady jej już dalej oglądać, nie dam rady się nią z kimś dzielić. Zadzwoniłam i powiedziłam że chcę skończyć terapię, po czym wpadłam w taką rozpacz, że już jej nie zobaczę, że na drugi dzień zadzwoniłam czy mogę wrócić. Na szczęście nie było jeszcze nikogo na moje miejsce. Nie wiem co mam robić, jak mam jej powiedzieć że kocham ją jak matkę, której nigdy nie miałam. Chciałabym się tak do niej przytulić, chwycić za rękę, ale nie mogę, bo to terapia w nurcie psychodynamicznym. W czwartek muszę jej to wszytsko powiedzieć, ale tak mi wstyd. Czytałam że przeżywalyście to podobnie. Ale dla mnie to jakieś nienormalne żyć od terapii do terapii. Próbowałam ją znienawidzić, wytykać błędy, łapać za słowa, ale na niej to nie robi wrażenia ona dalej chce mi pomagać. Przeraża mnie to, że terapia się kiedyś skończy:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zyje od czwartku do czwartku. Wiem, ze to nie jest normalne
Dobrze, że przynajmniej wiesz, że to nie jest normalne. Dobry psycholog bez trudu zauważy początki takiego przywiązania i nie dopuści do jego umacniania się. Rozmowy z psychologiem mają przede wszystkim być wskazówką do psychicznego usamodzielniania się/do wzrostu wiary we własne siły, a nie pełnić rolę paliwa, którego gdy zabraknie, to pacjent dalej nigdzie nie pojedzie. To bowiem droga donikąd. Szkoda, że w tym kraju jest tak mało dobrych psychologów z prawdziwego powołania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×