Skocz do zawartości
Nerwica.com

Nie lubie ludzi


Gość rafka

Rekomendowane odpowiedzi

Ja nie lubię ludzi którzy są tzw. normikami, zwykle nawet jak ktoś się nie nazywa normikiem to i tak pewnie nim jest.

Kocham nie schematyczne historie i wyjątkowych ludzi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@alone05

Tak bo rasa ludzka i jej natura nie doprowadzają do wojen, łez i smutku.

 

@0xNear Wyjątkowi ludzie oj tak, nie drony społeczeństwa - coś w tym jest.

 

@narcyz

Głównie masz rację, WG.MNIE, konsupcjonizm np. stworzył zupełnie odmienny rodzaj relacji miłości kobiety do człowieka czy osoby tej samej płci (chociaż oni w tej sferze są bardziej ogarnięci aniżeli hetero)

Nomen Omen prawda zaiście prosta i łopatą można mnie za to walnąć, ale człowiek jest zwierzęciem stadnym. Ja w obecnym momencie jestem w podobnej sytuacji, ale idąc dalej ustaloną przeze mnie ścieżką paru znajomych/przyjaciół nie ocali od samotności, może partner tak - ale partner musiałby mieć to samo spojrzenie na świat. Miast tego staram się dać komuś kredyt zaufania żeby nie okazał się debilem jakim jest, a nawet jeśli to tacy ludzie są do czegoś potrzebni. Nie pogadasz z nimi o filozofii, głębszym sensie etc. ale zrobisz coś innego co wpłynie na Twoje samopoczucie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też tak miałem - za dziecka byłem prześladowany w szkole.

 

Ogólnie byłem i jestem osobą agresywnej natury - wielokrotnie zdarzało się lanie, miesiąc bez komputera, półtorej godziny w kącie, a w gimnazjum to już policja, sąd, psychiatryk. Podciągali to pod autyzm, schizofrenię, ale prawda taka że objawy do niczego nie pasowały - chociaż po lekach jak otumaniły to trochę co najwyżej zaczynało to przypominać demencję starczą. Często na przyjęciu dopisywali se objawy do karty tylko po to żeby mnie przyjąć. No i w szkole byłem z początku odrobinę prześladowany z powodu dobrych, wysokiego wzrostu (zazdrość) ocen oraz konfliktów z panami z gimnazjum. Nie mieli szans z 8-latkiem w jeden na jednego, więc rzucali się w trzech. No to dostałem nauczyciela wspomagającego. Pierwszy był porządny. A za to drugi ciągle powtarzał całej szkole jaki to ja chory jestem i potrzebuję szacunku itd - co jeszcze bardziej pogarszało sytuację. No i do tego była taka nieznośna, że jak tylko się odzywała to miałem ochotę ją udusić. I miała taki zeszyt co zapisywała rodzicom co złego i dobrego robiłem. Ale nie była ze mną na wszystkich lekcjach, co się kończyło tak że 6 godzin jej nie było i siedziałem spokojnie, 2 godziny ona była i ciągle broiłem, na koniec dostałem wielkie lanie za 8 godzin brojenia. No ale z tym laniem to jednak nie takie proste. Bo ojciec lał mnie dyscyplinarnie, za karę. Mówił, że ten raz za to, ten za to. A matka niby tak często nie biła tylko dawała same szlabany, ale od razu widać że nie było to za karę tylko ze złości. Jak była bardzo zła, bo np. w pracy coś nie tak, to jak zaczęła lać to nie mogła przestać. A szlabanów było tyle, że musiała dawać na pojedyncze gry i seriale bo się tak nakładały że inaczej dostałbym na jedzenie, picie i noszenie ubrań. Chociaż później to i takie rzeczy się zdarzały, tylko po 2 godzinach się opamiętała i odwoływała. Dlatego oczywiście szanuję ojca, nie matkę. No ale ojciec nie wytrzymał, był rozwód i matkę nam przydzielili. Kurdę, wtedy co mnie z domu wyrzuciła nago, żałuję że nikomu pod samochód nie wskoczyłem. Złamana noga by bolała, ale przynajmniej matka nie miałaby praw rodzicielskich. A ojciec znał się na wychowywaniu dzieci, matka tylko na manipulowaniu sędziów.

 

Jakoże tyle przeżyłem za dzieciństwa i wczesnej młodości, to i tak okazałem się osobą o wyjątkowo silną psychiką, że nie miałem nigdy ani jednej próby samobójstwa (oprócz tej sfabrykowanej dla sensacji), a depresja nigdy nie trwała u mnie dłużej niż miesiąc.

 

Ze względu na moją naturę - a także na dobre wychowanie, typu zabranianie jedzenia czipsów cześciej niż raz na miesiąc, podczas gdy cała męska część klasy całymi przerwami wymieniała się pokemonami - nie miałem kolegów. Jedyne, co mnie ratowało, to skakanie z dziewczynami w gumę, przez co otrzymałem miano "geja". No ale jak znalazłem wspólny kontakt z rówieśnikami to było w miarę dobrze - na przykład stara dobra zabawa w "Sędzię Annę Marię" na ostatnich lekcjach matematyki w roku szkolnym jak program był już przerobiony. Co nie zmienia faktu, że np. w tibii i tak team hunty zawsze były na mnie.

 

No ale przy pierwszych pobytach w psychiatryku, na oddziale młodzieżowym, byłem prześladowany jeszcze bardziej niż w szkole, przez co przypominały mi się traumatyczne przeżycia a jednocześnie zapominałem o tym, że chociaż kilka osób w szkole mnie lubiło. Wtedy to już było najgorzej - była fobia społeczna, nie wychodziłem do ludzi, a ci, których pamiętałem z przeszłości, faktycznie mnie prześladowali. Lekarze to oczywiście uznali za typowe urojenia prześladowcze. Jednak definicji urojeń to nie spełniało, bo urojenia są bezzasadne i nie da się uświadomić chorego o ich nieprawdziwości - podczas gdy postanowiłem się ogarnąć i zacząłem wychodzić do ludzi, spotkałem od razu pierwszą osobę która mnie lubiła, to od razu "urojenia" zaczęły zanikać.

 

Nadal większości ludzi jakich "spotykam" w internecie to nie lubię, ale tu rolę gra niezgodność charakterów - jestem wyznawcą zasady "oko za oko, ząb za ząb", a jak ktoś mnie trolluje na czacie, 5 innych trolli się do nich dołącza przeciw mnie, a 20 nie-trolli w ogóle się nie odzywa, bo się boją strollowania, to tacy nie-trolle są niedużo lepsi od trolli. Poza internetem dużo lepiej. Akurat z matką mam niezgodność charakterów, a matka to wielka plotkara i np. jak standardowo pukałem z nerwów parkometr, w którym przyciski działały z 10sekundowym opóźnieniem, jednoznacznie uniemożliwiając kupno biletu za pierwszą próbą, to matka zaczeła plotkować że dostałem ataku furii i chciałem parkometr rozwalić. Przez co prawie cała rodzina od strony matki żywi większą lub mniejszą niechęć do mnie. Za to ci spoza rodziny matki wyjątkowo dobrze mnie traktują.... nie wiem, czy winą plotki, czy po prostu ojciec był innej rasy i ja jestem za nim. Tak, bo ja nazywam rzeczy po imieniu. Jak w artykule medycznym piszą że na coś mają wpływ uwarunkowania genetycznie, to ja w tym miejscu mówię po prostu - rasa. Może i nie jestem zatwardziałym rasistą pełnym nienawiści do innych ras, ale wiem że relacje między Polakiem a Polakiem wyglądają inaczej niż między Polakiem a Murzynem. Kwestia kultury, ale też i rasy. Jedni go szkalują za kolor skóry, z kolei inni przesadnie szanują bo na pewno jest szkalowany.

 

Na niezgodność charakterów także ma wpływ lokalna kultura - z tego względu powoli przygotowuję się do emigracji na Islandię. Im więcej czytam o Islandczykach, tym więcej widzę zgodności ze swoim charakterem. A różnica w stosunku do większości Europy taka, że aż łatwo nazwać Islandię oddzielnym światem od Ziemii. Może i są ludźmi i jak ludzie, ale praktycznie przez ponad 1000 lat byli przez większość czasu odizolowani od Europy, co zostawiło ślad. Najciekawszym jest to, że wszyscy rodzimi mieszkańcy są bliższymi lub dalszymi krewnymi (pomijając oczywiście mity o stworzeniu świata czy prehistorię), a nazwisk rodowych się tam nie nadaje - w miejscu gdzie my piszemy nazwiska to oni piszą przydomki, najczęściej pochodzące od imienia ojca lub córki (np. Björnsson - "Syn Niedźwiedzia/Björna")

 

Tak więc (TL;DR ale nie wierzę żeby na takim forum ktoś z tego korzystał) - jeśli ktoś lubi wychodzić do ludzi i nie ma postawy antyspołecznej, ale i tak ludzie tracą u niego przy bliższym poznaniu, to nie jest to żadna choroba ani zaburzenie, tylko zwykła niezgodność charakterów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie dziwię się że zacząłem bawić się w hacking rok temu i mam kolegę z którym to uprawiam. Nie będę się tutaj szczycił osiągnięciami...

BO CHOLERNIE NIENAWIDZĘ LUDZI.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Traktujemy często ludzi jak samych siebie. Jeśli siebie nie lubimy - i okłamujemy się że tak nie jest - to i ludzi nie polubimy.

Oczywiście są ewenementy których często po prostu nie da się lubić . Ale i tak nie darzy się ich nienawiścią czy wstrętem , nie dajemy im nad sobą zapanować , są bo są i pewnie będą , ale nie są w stanie nam jakkolwiek zaszkodzić - bo znamy swoją wartość i swoje miejsce we wszechświecie , jesteśmy szczęśliwi i zadowoleni z życia.

 

Mniej więcej chyba tak to wygląda z mojego punktu widzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

SrebrnaSowa, ale to raczej wynika z kompleksów i przypisywania poczucia wartości od akceptacji obcych ludzi. Każdy kogoś potrzebuje, ale nie każdy umie zdrowe relacje tworzyć i godzić sie z odrzuceniem lub niezrozumieniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wmawianie sobie że inni ludzie to zło, jest egocentryzmem.

Mimo wszystko nie oszukujmy się - to my jesteśmy inni.

Nie znaczy to, że wyjątkowi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam wrażenie że bad_day stawia innych ludzi nad wyraz, jakby miało to jakieś większe znaczenie.

jakiś % ludzi myśli, że jest inteligentniejsza niż jakiś % ludzi

Mówi ci to coś?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

przez a n u k dzisiaj, 21:15

akwen, przykre jest to, co napisałeś... Wiedz, że to tylko Twoje wyobrażenie nt. ludzi, a nie fakt.

 

Masz trochę racji, ja też mam trochę racji. Racja jest pomiędzy, niekoniecznie pośrodku. Każdy spotyka innych ludzi i ich reakcje też są różne, każdy przerabia teraz inny temat, więc i każdy ma swój świat.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ale czy warto przejmować się reakcjami innych? Przecież to tylko ich emocje i myśli, nic więcej. A faktem jest, że agresja i niechęć jednej osoby rodzą to samo w innych ludziach. Stąd powstaje poczucie wyobcowania i zagrożenia.

 

I każdy ma też inne potrzeby, świadome i nieświadome. Niektórzy potrzebują przestać się bać, więc ich życie leczy poprzez wpierdol. To też lekarstwo.

 

Pewnie, że nieszczególnie warto. Tylko siłą rzeczy każdy człowiek przyciąga inne sytuacje i innych ludzi. Moi są jacy są, więc wolę nie mieć z ludźmi za dużo wspólnego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niektórzy potrzebują przestać się bać, więc ich życie leczy poprzez wpierdol. To też lekarstwo.

Tzw. wpierdol również jest elementem życia i faktycznie nieraz go potrzeba, by się obudzić. Jak to mówią, raz na wozie, raz w nawozie. Dodawanie do tego negatywnych skojarzeń jest tylko tworem myślowym.

 

Pewnie, że nieszczególnie warto. Tylko siłą rzeczy każdy człowiek przyciąga inne sytuacje i innych ludzi. Moi są jacy są, więc wolę nie mieć z ludźmi za dużo wspólnego.

Nie siłą rzeczy, lecz siłą swojego umysłu. :smile:

Wbrew pozorom znaczna część ludzi nie chce być zła, lecz nie zdaje sobie sprawy, że piekło tkwi w nich, a nie na zewnątrz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie siłą rzeczy, lecz siłą swojego umysłu. :smile:

 

Dokładnie.

 

Wbrew pozorom znaczna część ludzi nie chce być zła, lecz nie zdaje sobie sprawy, że piekło tkwi w nich, a nie na zewnątrz.

 

I że zło, które ich dotyka ma im dać do myślenia, jest odzwierciedleniem (czasami przejaskrawionym, żeby lepiej dać do myślenia) zła wewnątrz nich. Tak długo jak człowiek będzie odpowiadał złem za zło, tak długo będzie te zło przybliżał, aż ogarnie całkiem jego życie. Rewanż i zemsta da na chwilę satysfakcję, by jeszcze bardziej przyciągać ludzi lubiących przemoc i sytuacje wymagające jej użycia. Potem na starość można stwierdzić, że świat jest zły i niesprawiedliwy, ludzie są źli i wredni, a wina zawsze jest poza.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja jestem absolutnie pewny, że tak jest na każdym poziomie. Życie to dla mnie potwierdziło już wystarczająco, sęk w tym, że każdy ma na teraz inny temat do opracowania, innych ludzi do spotkania i inne sytuacje do przerobienia. Wiem, że wszelkie nieprzyjemności, które mnie spotkały były moją zasługą albo ostrzeżeniem na przyszłość, które miało mnie ustrzec przed większymi problemami, bo czas jest kolejnym złudzeniem. Wiem o tym, ale i tak mi się to nie podoba. Oczywiście jeszcze bardziej mi by się nie podobało, gdyby życie było zgodnie z powszechnym przesądem niesprawiedliwe.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×