Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zdrada i jej konsekwencje


Rekomendowane odpowiedzi

Moi drodzy, a które z Was doświadczyło zdrady partnera? 2 lata temu ówczesny partner oszukiwał mnie przez prawie rok i zdradzał. Kiedy się o tym dowiedziałam świat się zawalił. Do dziś nie umiem sobie z tym poradzić i wiem o tym, że bardzo się od tego czasu zmieniłam. To trudne dla mnie jak i dla mojego najbliższego otoczenia. Czasem mam wrażenie, że 'zdziczałam'. Zawsze byłam towarzyska, a teraz czasem aż boję się wyjść z domu do ludzi. Mam wrażenie, że to się z miesiąca na miesiąc pogłębia.

 

Czy ktoś może miał cos podobnego i ma dobre sposob na poradzenie sobie z tym dławiącym lękiem?

 

Pozdrawiam ciepło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1- przestan siebie obwiniac !tu niema twojej winy ze on cie zdradzal, albo zdradzal i ty tego niewiedzialas!2-zapomnij o nim staraj sie nie patrzec na innych kolesi i widziec jego osobe w nich !( uwierz sa kolesie warci twojej uwagi)3-wiem ze to jeeeest strasznie trudne ale postaraj sie jemu wybaczyc, bo w ten sposob uda ci sie przejsc over him

 

To sa moje zasady, tez to przechodzilem!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

bo to jest ten bol ktorego nikt niechce doswiadczyc , bo puzniej dlugo sie goi ale sie goi!wiesz czasem sie zastanawiam ,ze chyba to dalo mi dluzo do myslenie nad zwiazkami, bo po takim czyms patrzysz juz w innych kategoriach na swojego przyszlego partnera, mniej juz na wyglad a bardziej na charakter i sposob w jaki o ciebie zabiega!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój 7 letni związek rozpadł sie a kulminacja tego była właśnie zdrada, ale nie uważam by w jakiejkolwiek zdradzie nie było tez winy partnera a co do konsekwencji to minęło juz pół roku a ja niemogąc znieść otoczenia które mi tylko przeszłość przypominało wyjechałem najdalej jak mogłem najgorsze z tego wszystkiego jest to ze ja nadal kocham Tą osobę i każdy dzień jest męczarnią którą sam sobie zrobiłem

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój pierwszy poważny partner, z którym byłam 3 lata zdradzał mnie, jednak dowiedziałam się o tym juz po rozpadzie naszego związku. Nie było to ak tragiczne, bo ja odeszłam z innego powodu, nie wiedząc o zdradach, a prawda o jego postępowaniu wyszła na jaw, gdy zaczął prosic mnie bym wróciła. Nie chciałam z nim być, ale coś zabolało, jakieś takie upokorzenie, obniżenie poczucia własnej wartości.

Wszystko odbiło się po drugim moim związku i teraz - w trzecim, gdy o wszytsko obwiniam siebie - bo jestem za brzydka, za gruba, za głupia, gorsza, nic nie warta.

Obecny chłopak nie zdradza mnie, wiem, że jest wyjątkowym człowiekiem, a jednak żyję w cigłym strachu.

Najgorsze sa koszmary senne, w których on mnie zdradza. Ostatni miał miejsce tej nocy. To jest chore, strasznie chore! Nie mogę z tym żyć! PRzez te sny czuję czasem nienawiść. To tak, jakbym przeżywała to naprawdę!

Budzę sie z krzykiem, boli mnie serce, trzepię sie ze strachu.

 

Moje życie to ciągła obawa o to, że ktoś mnie skrzywdzi. Niczego tak się nie boję, jak zdrady. Coś ze mną jest nie tak:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kiedyś sama zdradziłam,niestety... Okazało się, że dla tamtego faceta byłam po prostu zabawką. Mąż mi wybaczył, a ja mimo wszystko czułam się jak szmata, trafiłam do psychiatry z depresją...Ale byłam szczęśliwa, że wybaczył, że koszmar bycia zabawką się skończył, że wszystko wraca do normy, że mąż mnie tak kocha, że jestem najważniejsza.... Pomyliłam się. Dwa miesiące temu znalazłam w jego komórce smsy świadczące o bliskiej "przyjaźni", czułe, ze słowem "kocham" włącznie(podobno wszystko bez fizycznego aspektu). Mój świat się rozsypał. Nie mogę uwierzyć, że on sam przeszedł przez ten koszmar, a jednak zrobił mi to samo... Od dwóch miesięcy żyję jak w jakimś koszmarze. Zrobiłam się obsesyjnie zazdrosna i nieufna, jestem okropnie złośliwa i zaczepna. I nie umiem już z tym walczyć... Do depresji przyplątała się nerwica. Mało jem (schudłam 6 kg), dużo śpię, kompletnie nic mi się nie chcę...Ciągle zadaję sobie pytanie dlaczego? Przecież porównanie z nią wychodzi (chyba) na moja korzyść, ale ja straciłam już całkiem wiarę w siebie.Boję się o moje małżeństwo, bo mąż też już ze mną nie wytrzymuje... Znam zdradę od podszewki, wiem jak to jest, oszukiwać, kłamać, udawać...Dlatego wszędzie szukam "dowodów" jego zdrady. Nie znoszę wówczas siebie, ale sobie nie radzę! Psychiatra zapisał mi nowe leki. Nie kupiłam. Nie chciałam by leki sterowały moim zyciem, nie chciałam być bardziej ospała niż jestem. Ale...jak uwierzyć w siebie??? Jak uwierzyć drugiemu człowiekowi, najbliższemu mi? Jak nie rozwalić tej rodziny, która kiedyś była taka szczęśliwa? Co zrobić by on był ze mną szczęśliwy? On żałuje, widzę to, ale nie potrafię wierzyć...Zaufanie, najtrudniejsza dla mnie rzecz na świecie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem już 15 lat z mężczyzną. Miłość z ogólniaka. W kwietniu 2006 dowiedziałam się, że mój ukochany mnie zdradzał. Przez 10 m-cy z naszą koleżanką. To był szok. Straszna depresja. Oj bolało jak diabli. Nadal się z tego podnoszę. Czasem mam wrażenie że nie dam rady.

Kocham go i próbuję przebaczyć. Minęło 9 miesięcy a my jesteśmy razem wciąż w drodze ku lepszemu. Bardzo wiele się wydarzyło przez te ostatnie miesiące. Wpadając w czarny tunel obrazów zdrady i emocji związanych z tym przeżyciem, czułam i czuję, że to nie może trwać wiecznie. Że tego nie chcę. I że tak naprawdę najwięcej zależy ode mnie.

 

Jak z tego wychodzić? Chyba trzeba to przeżyć do końca. Na początku wypierałam to ze swoich myśli. On z nią zerwał, ale ona się zakochała. Była pewna, że on z nią będzie. Nie chciał jednak z nią być. Nie było lekko. Miałam w sobie tyle żalu. chciałam odejść. Ale on nie odpuszczał. Pierwsze miesiące to był koszmar. Ja płakałam po kątach - on nie bardzo mógł mi pomóc. Nie umiał. Myślał, że wybaczę, zapomnę i bedize ok. Nie ocenił do kończa rozmiarów strat. Ja też nie zdawałam sobie do końca tego, na co się skazuję, próbując wybaczyć. Niestety. Walczyłam sama ze sobą dla nas, dla naszej córki. Minęło kilka miesięcy, zanim on sam zdał sobie sprawę z tego, że nasz związek nigdy nie będzie taki sam. Albo się rozstaniemy i każdy będzie lizał sam swoje rany w smutku, nienawiści, żalu, albo jednak razem będziemy walczyć żeby stworzyć nową jakość życia. Wspólnego życia. I jesteśmy na tej drodze. Dokąd ona nas zaprowadzi? Nie wiem. Wiem jednak, że nie mogę patrzeć w przeszłość w sposób taki, że rozpamiętuję to co się stało - wywołując bezwiednie żal i ból. Wprowadzanie się w taki nastrój (co jest oczywiście naturalne, gdy przpływają te starszne obrazy) nie prowadzi do niczego dobrego. Wtedy jest mi ciężko. Czuję ból w klatce piersiowej, ogarnia mnie zniechęcenie do wszystkiego. Widzę wtedy bezsens życia, jakąś bezcelowosć. Ale teraz w takich momentach coraz szybciej przychodzi refleksja, ze nie tędy droga. Nie przez patrzenie w przeszłość wywołującą ból. Tylko przez skupienie się na tym co jest dziś. A dzień dzisiejszy jest wesoły, pełen radości, ciepła i bezpieczeństwa. Wspólnie sprawiamy, żeby dzień takim był. I oboje wiemy, ze musimy się o to starać. Inaczej nie ma sensu. Nie patrzę też w przyszłość przez pryzmat lęków. Staram się nie myśleć strachem.

 

Zapytacie jak to się dzieje, że tak można?

Napiszę więc jakie kroki ja podejmowałam. Chodziłam przez kilka miesięcy na psychoterapię (od kwietnia do września ub. roku). Nie pomogła mi w tym sensie jak się oczekuje - że pójdziesz do psychologa i Twoje problemy znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Raczej czas z psychologiem to był czas otwierania się na siebie. Czas wsłuchania w siebie, poznawania swoich bólów, lęków. Rozmowa z psycholożką prowadziła do zadawania sobie pytania czego chcę. Po zakończeniu terapii nie było jakoś lepiej, Ale proces wewnętrznej drogi już się rozpoczął. Poszłam za ciosem i zaczełam wychodzić z domu, szukać nowych znajomych. Takich babskich znajomości. Poszłam na festiwal rozwojowy dla kobiet : www.dojrzewalnia.pl . Poznałam mnóstwo wrażliwych kobiet. Tam poznałam też grupę wsparcia dla kobiet. Spotykamy się raz w miesiącu, zeby sobie porozmawiać przy kawie. Ale nie rozbieramy się psychologicznie. Bo po co. To jest coś, co każdy sam musi sobie zaserwować.

Czytam dużo ksiązek. Psychologicznych. Wiedza w nich zawarta daje możliwość zdystansowania się do własnego problemu. Spojrzenia z większej perspektywy na to co nas w życiu spotyka i jaki to ma sens.

Myślę, że dojrzewam powoli do istoty tego czym jest przebaczenie. Spora droga jeszcze przede mną, ale bardzo bym chciała znaleźć ukojenie w samej sobie. Dać sobie to, co tylko sama mogę sobie dać. Rozumiem na pewno jedno - życie w ciągłym żalu, nie przepracowanie krzywdy zadanej przez innego człowieka będzie dla każdego jak drzazga. Dopóki drzazga tkwi - będzie bolało. Wiecie do jakiego dochodzę wniosku? Że mogliśmy się rozstać. Ale przebaczyć osobie z którą się już nie jest jest dużo trudniej. Bedąc z mężem mam szansę na przejście procesu przebaczenia mniej dotkliwie. Wydaje się to nieprawdopodobne, prawda? Przez pierwsze miesiące myślałam zupełnie odwrotnie. Teraz widzę, że łatwiej jest, gdy masz przy sobie tą osobę, która upadła, ale pracuje nad naprawieniem zadanych przez siebie krzywd. Bo wtedy widzisz sens pracy nad przebaczeniem. Nad pozbyciem się wewnętrznej urazy, traumy, która tkwi głęboko po zdradzie. Nie wiem co z nami będzie. Czy w przyszłości będziemy razem. Teraz rozumiem, że los jest nieprzewidywalny. Nie można założyć z góry, że będziesz szzczęśliwy z kimś, ale nie możesz też założyć , że ten ktoś cię zdradzi. Nawet jeśli już to zrobił raz. Budowanie przyszłości zaczyna się od teraźniejszości. Kiedyś tego nie rozumiałam. Czasem uwierało mnie coś jak w bucie, ale żyłam tak, myśląc że kiedyś przyjdzie taki czas szczęścia. Teraz wiem, że nad tym trzeba pracować. A zacząć trzeba to tu i teraz.

 

Najważniejsza konkluzja dla mojego życia? Trauma jest czymś co może zabić. Ale jest też tym, co może nas wzmocnić, co może otworzyć nam nową szeroką drogę, na którą nigdy bym nie weszła bez tej właśnie traumy. Ta droga to droga do własnego wnętrza, do przyjrzenia się swoim lękom, niepokojom, marzeniom. Ale nie tylko przyjrzenia się temu - również droga poszukiwania narzędzi i sposobów radzenia sobie z samym sobą. Dla samego siebie.

Mogłam się poddać i załamać. Ale powiedziałam sobie - nie dam się. Bo jeśli się poddam, to tak jakbym zdradziła samą siebie. A raz już zostałam zdradzona. Wystarczy. Zdrada przez drugą osobę - nawet najbliższą nie jest tak dotkliwa jak zawieść samego siebie gdy tylko sami sobie możemy pomóc.

 

Życzę tego wszystkim, którzy są w krajobrazie po zdradzie. Za mnie też trzymajcie kciuki, bo długa droga przede mną.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

1- przestan siebie obwiniac !tu niema twojej winy ze on cie zdradzal, albo zdradzal i ty tego niewiedzialas!2-zapomnij o nim staraj sie nie patrzec na innych kolesi i widziec jego osobe w nich !( uwierz sa kolesie warci twojej uwagi)3-wiem ze to jeeeest strasznie trudne ale postaraj sie jemu wybaczyc, bo w ten sposob uda ci sie przejsc over him

 

To sa moje zasady, tez to przechodzilem!

 

No Hyte trafił w dziesiatkę.I tak trzeba trzymać,innej drogi nie ma.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moze zadam glupie pytanie, ale dlaczego tyle osob tak zdrade przezywa? Wydaje mi sie ze jak dwoje ludzi jest ze soba, a pozniej ktos zdradza, to nie dlatego, ze przestal(a) kochac czy uwaza, ze ta druga jest za gruba/brzydka itp. (mozna ja wtedy od razu zostawic i nie ryzykowac ujawnienie swojej "podwojnej gry"). Zdradza sie wiec raczej z checi doswiadczenia czegos nowego, czegos, czego w obecnym zwiazku nie ma... Czesto wcale nie chce sie opuszczac obecnego partnera/partnerki, tylko miec choc chwilowa "odskocznie od problemow". Czemu zdradzani tak to przezywaja? Zdrada jest w pewnym sensie wspolnym problemem, znakiem, ze cos szwankuje... Przeciez nikt sie nie wiaze na stale (typu malzenstwo) z zamiarem szukania znajomosci na boku... Mozna to tez potraktowac jako "kaprys" tej drugiej str, a nie znak spadku wlasnej atrakcyjnosci itd. Mozna w koncu postawic sprawe jasno - "wiernosc jest dla mnie tak wazna, ze jak bedziesz mial(a) ochote na skok w bok, to powiedz mi o tym i zakonczymy znajomosc"... Albo skoro niektore kochajace sie pary po zdradzie pracuja nad odbudowaniem zaufania, to moze nie ma o co robic tyle halasu? Sex jest tylko sexem, na nim swiat sie nie konczy...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zdradza sie wiec raczej z checi doswiadczenia czegos nowego, czegos, czego w obecnym zwiazku nie ma... Czesto wcale nie chce sie opuszczac obecnego partnera/partnerki, tylko miec choc chwilowa "odskocznie od problemow". Czemu zdradzani tak to przezywaja? Zdrada jest w pewnym sensie wspolnym problemem, znakiem, ze cos szwankuje... Przeciez nikt sie nie wiaze na stale (typu malzenstwo) z zamiarem szukania znajomosci na boku... Mozna to tez potraktowac jako "kaprys" tej drugiej str, a nie znak spadku wlasnej atrakcyjnosci itd. Mozna w koncu postawic sprawe jasno - "wiernosc jest dla mnie tak wazna, ze jak bedziesz mial(a) ochote na skok w bok, to powiedz mi o tym i zakonczymy znajomosc"... Albo skoro niektore kochajace sie pary po zdradzie pracuja nad odbudowaniem zaufania, to moze nie ma o co robic tyle halasu? Sex jest tylko sexem, na nim swiat sie nie konczy.

 

Wcale się z Tobą nie zgodzę, przeżyłam zdradę i wiem,że to naprawdę boli, szczególnie kobiety które angażują sie w związek emocjonalnie o wiele bardzie od mężczyzn, mężczyźni niestety nie czują aż tak silnej więzi i często kierują się instyktem samozachowawczym (sex), który pozwala im zaspokoic potrzeby pozbawiajac zbednych uczuc...

Jezeli w zwiazku jest cos nie tak to najlepszym lekarstwen jest szczera rozmowa, wyjasnienie pewnych kwestii i ustosunkowanie sie na nowo obu stro wobec siebie, a nie od razu zdrada. Jezeli z rozmow nic nie wychodzi, wtedy mozna sie w mniej bolesny spobos rozstac niz oszukiwac.

W kazdym razie ludzie jezeli godza sie na jakis trwalszy zwiazek powinni miec poczucie sumienia, ze nie beda komus utrudniac zycia tylko ulatwiac pomagac, wzajemnie sie wspierac . Tworzac jednosc!

Tak powinno byc, choc wiem ,ze w dzisiejszym swiecie tak nie jest, ale walczmy o to czlowieczenstwo a nie o zezwierzecenie!!! pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wcale się z Tobą nie zgodzę, przeżyłam zdradę i wiem,że to naprawdę boli, szczególnie kobiety które angażują sie w związek emocjonalnie o wiele bardzie od mężczyzn, mężczyźni niestety nie czują aż tak silnej więzi i często kierują się instyktem samozachowawczym (sex), który pozwala im zaspokoic potrzeby pozbawiajac zbednych uczuc...

Czy ja mowie ze to nie boli? Zastanawia mnie tylko DLACZEGO. Przeciez chyba wszystkie kobiety jako nastolatki sa przestrzegane przez matki, ze "chlopakom to jedno w glowie"... Zakladajac, ze to jest prawda i wszystkim kobietom jest to wiadome, to o co jest pozniej ten placz? Ja mimo wszystko tak nie uwazam. Faceci sa jacy sa, ale nie robmy z nich zwierzakow bez rozumu i uczuc, to sa pojedyncze przypadki :P Najbardziej rozwala mnie to, ze niektore kobiety zala sie "bylismy idealnym malzenstwem, tyle a tyle lat stazu, a tu nagle takie COS". To super musial byc to zwiazek, jaka bliskosc, czeste rozmowy itp skoro facet, dla ktorego na poczatku ona byla zapewne oczkiem w glowie, decyduje sie na zdrade, a kobieta nie zdaje sobie w ogole sprawy (z ta cala swoja intuicja), ze cos zaczynalo sie sypac... Nie obwiniam jej bynajmniej, tylko spojrzmy prawdzie w oczy - nie moglo byc tak idealnie jak mowi.

 

Jezeli w zwiazku jest cos nie tak to najlepszym lekarstwen jest szczera rozmowa, wyjasnienie pewnych kwestii i ustosunkowanie sie na nowo obu stro wobec siebie, a nie od razu zdrada.

Czy ja mowie ze zdrada jest jakimkolwiek lekarstwem? Z reszta nie mnie to osadzac. Chodzilo mi tylko o to, zeby przestac sie glupio obwiniac i rozpaczac...

 

W kazdym razie ludzie jezeli godza sie na jakis trwalszy zwiazek powinni miec poczucie sumienia, ze nie beda komus utrudniac zycia tylko ulatwiac pomagac, wzajemnie sie wspierac . Tworzac jednosc!

 

Na pewno na poczatku tak jest. A pozniej? ;]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

aloha napisał/a:

W kazdym razie ludzie jezeli godza sie na jakis trwalszy zwiazek powinni miec poczucie sumienia, ze nie beda komus utrudniac zycia tylko ulatwiac pomagac, wzajemnie sie wspierac . Tworzac jednosc!

 

 

 

Na pewno na poczatku tak jest. A pozniej? ;]

 

A później jest tym bardziej,jeśli spotkali sie odpowiedni ludzie,których coś naprawdę łączyło.Ale do tego właśnie trzeba dorosnąć.Niktórym to się po prostu nie udaje...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ludzie chyab tak źle nie jest.. co prawda daleko od słów do czynów ale nic nie stoi na przeszkodzie żeby słowa przeistoczyc w czyny... prawda? od słowa do słowa. walczmy o to człowieczeństwo i dojrzałośc decyzji, oraz konsekwentnosc wyboru, gdy grasz wobec innych fer play, inni graja wobec ciebie tak samo. pozdrawiam różotill_the_end

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

przeniescie ten temat do dzialu zwiazki/wparcie albo cos takiego bo z ptsd nie ta to nic wspolnego.

 

Jak swiat swiatem istanialy palanciary i palanci i ale co to ma wspolnego z traumatycznym przezyciem, wypadkiem, gwaltem ???

 

nie bierz tego do siebie lecz biorac pod uwage swoja tragedie i majac takie problemy jak autor tego postu bylbym chyba najszczesliwszym czlowiekiem na swieci .. gdybym mial tylko taki problem ze kobiecie z ktora jestem nie podoba /podobal sie moj tylek. Dlatego poponuje przeniesc ten temat do dzialu zwiazki itp.

 

Jakos nie idetyfikuje sie ani ze sprawca ani z ofiara ...Wiec osobiscie wkurwia mnie to ze w tym dziale nikt nie pisza ludzie ktorzy autentycznie przezyli tragednie i cierpia nia ptsd - bo czy tragednia mozne byc to ze moj chlopak albo moja dzwiewczyna oszukiwala mnie ? - wierze ze cierpisz lecz moim zdanie to problem zwiazady z M/W a nie z ptsd -nawet jezeli tak to ptsd to chyba odrobine wieksze urazy problemy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierm-a jakby w wyniku zdrady ten i ów zaraził sie Hivem,czy innym paskudztwem to według ciebie nadawało by się na ptsd?Bo widzę,że jesteś znawcą.

 

spojrz o czym sie pisze jaki on ble jaki zly itd.. nie pisze sie o przezyciach, o bolo o stresie, tarmie ktora codziennie wraca ktora chce pokonac.........

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Napisałam swój post, bo poczytałam najpierw czym jest PTSD. I mimo, że jak tu niektórzy piszą" to tylko zdrada" - okazało się, że mam większość objawów tego zaburzenia.

Niestety zdrada potrafi zaburzyć całe życie bieżące. Ból wraca dzień po dniu. Godzina po godzinie. Natrętne obrazy stoją non stop mi przed oczami. Te obrazy przygniatają serce, klatkę piersiową. Jak chwilę jest lepiej, to ból powrotu traumy jest tym gorszy. Czuję tak jakbym była w bagnie i chciała się z niego wygrzebać. Wygrzebuję się i wygrzebuję i jak mam wrażenie, że już czuję suchszy ląd pod nogami to znów się zapadam. I czuję jak coś ciągnie mnie w dół. Te ciągłe rzucanie na kolana załamuje coraz bardziej. Czasem to światełko, które chcę widzieć gdzieś przed sobą zanika, oddala się. Boję się, że kiedyś zgaśnie i nadzieje na normalne życie zgasną również. A ból?? Ból jest nie do zniesienia. Boli wszystko - serce, klatka piersiowa. Duszności łapią za gardło. Nie mogę oddychać. Bezsenność.

Zdrada wydaje się być dla niektórych lekka. Szkoda więc że to na mnie trafiło. Bo mnie teraz wszelkie wzmianki na ten temat - w prasie, w tv - i dosłownie wszędzie rozwalają. Nie mogę patrzeć na ludzi przytulających się do siebie. Nie mogę patrzeć na sceny w filmach, w których kochankowie potajemnie się spotykają. Czuję wtedy dotkliwy fizyczny ból!!! Kiedyś związek to były emocje. Te dobre i te złe. A teraz? Mam wrażenie, że jestem w jakimś dole i jedynie pochowanie wszystkich emocji - sama przed sobą daje mi możliwość na jako takie funkcjonowanie. Ale często nie wiem czemu łzy same mi lecą. Jak czytam, zasypiam, kąpię się, jadę samochodem, idę ulicą. Już nie daję sobie z tym rady. Chwila dobrze by za chwilę wrócić do tego piekła emocji negatywnych. Jak z tego wyjść??? Kto mi pomoże??? Staram się być silna - bo myślę że pomóc mogę sobie tylko ja sama. Ale ogarnia mnie przerażenie, gdy te złe wspomnienia, wyobrażenia, emocje przychodzą. Mam czasem myśli samobójcze. Ale myślę wtedy o córce i wiem że nie mogę nic zrobić bo ją skrzywdzę strasznie. I tak myślę o swojej egzystencji. Nawet sen nie jest czasem w któy mogę uciec - wręcz przeciwnie. Sny to koszmary. Często budzę się i dosłownie wyskakuję z łóżka jak oparzona bo śni mi się długi wciąż ten sam koszmar!!! Tak nigdy wczesniej nie było.

Nie pisałam tego wszystkiego wcześniej - bo chcialam napisać konstruktywny post - o staraniach, o tym jak się walczy samemu z prawdziwą traumą. A dostałam tylko strzała, że zdrada to nic. A wiecie co ja myślę???? Że to co jest przyczyną PTSD dla każdego jest inne. To czy dla jednego zdrada jest traumą czy nie - zależy od przekonań, wrażliwości, gotowości do życia z tym faktem dokonanym w naszym życiu. Ja jak się okazało nie byłam na to wogóle przygotowana. Wiedziałam, że to się zdarza i nawet myślałam co będzie jak to mnie spotka. Rzeczywistość jednak przerosła moje wyobrażenia.

Ja już bym chciała to przeboleć, upchnąć gdzieś głęboko i wracać coraz rzadziej. A nie mogę. To nie chce odejść. Ta zmora wciąż mnie nachodzi. Dlatego to tak boli. Bo jak mam nadzieję, że może jakoś dam radę - to wraca ze zdwojoną siłą. Tracę wówczas siły do wszystkiego.

 

Najbardziej martwię mnie te ostre "zachowania unikania". Jak ognia unikam kontaktów z czymkolwiek, co może mi nasunąc na myśl romans - poczynając od zwykłych "lekkich" rozmów facetów z kobietami (znajomych czy w TV), kończąć na wszystkim innym. Niestety tych rzeczy, które nasuwają mi te natrętne myśli jest coraz więcej. A podpbno czas leczy rany.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Idela-rozumiem cię.Nikt nie jest na to przygotowany,niestety.Cierpi nasza psychika,poczucie własnej wartości i wartości,w które wierzyliśmy.Myślę,że jedynym wyjściem jest albo wybaczyć(ale tak dogłębnie-od serca) i starać się do tego nie wracać albo wykrzyczeć to temu,który zdradził.Jeśli nic z tym nie zrobisz,będzie wracać jak zły szeląg i niszczyć cię.

A co do tej wypowiedzi,że zdrada to nic takiego-to nie będę się wypowiadać,bo nie chcę nikogo obrażać.Może chciał dobrze,tylko pewnych rzeczy jeszcze nie rozumie.

Pozdrawiam cię serdecznie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pierm77 przeżyłeś kiedy kolwiek coś takiego? Jeśli nie to nie mierz swoją miarką czy bardziej boli zdrada czy gwałt czy śmierć czy co innego. Ból to ból, a podłoże nerwicy może leżeć wszędzie, wieć jeśli jakiś temat Cię wk*** jak sam powiedziałeś, to go po prostu nie czytaj, napij sie czegoś na uspokojenie, ale daj się ludziom wygadać, bo po to jest to miejsce. To nie są 'problemiki w związku' to są przeżycia które odciskają się na długi czas, w moim przypadku ciągną się jak guma i wiem co przeżywają inne osoby. Troszkę szacunku i zrozumienia, bo przecież podobno po to jesteśmy wszyscy na tym forum.

Dziękuję za uwagę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

pierm77 przeżyłeś kiedy kolwiek coś takiego?

 

przezylem zdrade, wtedy zaczela sie moja nerwica. Dodatkowowym utrudnieniem dla mnie bylo to ze po czesci bylo to udzialem mediow

 

Jeśli nie to nie mierz swoją miarką czy bardziej boli zdrada czy gwałt czy śmierć czy co innego.

 

karzdy mierzy swoja miara lecz ja nic tu nie mierze. Pisze co czuje zdrada jest czescia zycia, czescia zwiazu chocby dlatego czlowiek nie jest monogamista. Osobiscie nie zdradzalem, bo po pierwsze mam taka wada mojego wychowania, psychiki ze jestem czlowiekiem lojalnym i jak kocham to nie miesci sie w moim jestestwie zdradzic (fizycznie) osobe ktora kocham.Dodatkowo obecnie jestem w zwiazku z tak wspaniala, piekna kobieta ze musialbym zdrowo na czaszke upasc aby to zrobic

 

wieć jeśli jakiś temat Cię wk*** jak sam powiedziałeś, to go po prostu nie czytaj

 

wkr..a mnie nie temat lecz to ze ruch jest w temacie ktory na sile mozna "podciagnac" pod pstd a w temacie nazwijmy to rdzennym ptsd 0 aktywnosci jakby w tym kraju (a pisze sporo na anglojezycznych forach ptsd) nie istanial

 

napij sie czegoś na uspokojenie

 

nie przypominam sobie abym cie obrazal wiec daruj sobie takie teksty

 

 

ale daj się ludziom wygadać, bo po to jest to miejsce.

 

wlasnie, fora polegaja na tym ze kazdy ma prawo wyrazic swoje zdanie

 

 

To nie są 'problemiki w związku' to są przeżycia które odciskają się na długi czas, w moim przypadku ciągną się jak guma i wiem co przeżywają inne osoby.

 

pewnie w tym przypadku masz racje. Pewnie to ja stalem sie zbyt "gruboskorny". Moze mojewypowiedzi tak odczytywac lecz spojrz z laski swojej i z moje strony. Czytajac taki temat czuje sie troche tak (i prosze nie odczytywac tego przykladu doslownie lecz jako przenosnie) jakbym ja pisal o tym ze (zalorzmy) "odcielo mi reke" a ktos inny pisze w poscie ze "zlamal paznokiec". Gdybys poczytala wczesniejsze moje posty wiedzialabys ze byc moze moje ptsd jest na tyle straszne i trudne ze byc moze objawy tych "lekkich" objawow stresu pourazowego poprostu do mnie nie trafiaja (poprostu czy chce czy nie nie czuje ich)

 

Troszkę szacunku i zrozumienia

 

nie przypomninam sobie abym odnosil sie do kogos kto nie zasluguje na to "bez szacunku" a co do zrozumienia napisalem juz wyzej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×