Skocz do zawartości
Nerwica.com

Witam.


Abbey

Rekomendowane odpowiedzi

Jak to na początku bytowania na jakimkolwiek forum, chciałam się przywitać.

Moim (chyba największym) problemem jest brak pomocy na te mniejsze - mam 16 lat, a rodzina ma na mnie totalną zlewkę...

Tych 'mniejszych' problemów też jest niemało. Przyszłam tu, by wreszcie nie czuć się samotną i być może znaleźć kogoś z moimi zaburzeniami.

(Jeżeli ktoś uważa, że jestem za młoda i głupkowata na to forum - oczywiście mogę nie wchodzić ;) )

Pozdrawiam, Vett.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hm... To dość zawiłe, ale spróbuję po skrócie objaśnić aktualną sytuację...

Pochodzę z przeciętnej rodziny; nie przelewa się nam, ale jest i możliwość czasem 'zaszaleć', więc z tej strony nie mam co na rodziców narzekać, jednak jest coś innego: cisza w domu. Zupełny brak rozmowy, a każde moje próby podjęcia, zahaczenia jakiegoś tematu kończą się fiaskiem. Przez życie w takiej atmosferze jestem strasznie zamknięta w sobie, nie umiem nawiązać najprostszej, najzwyklejszej znajomości, a gdy muszę zostać sam na sam z kimś obcym, mam wielką ochotę uciec jak najdalej, schować się. Przesiadywanie w ciszy z kimś takim jeszcze zniosę, ale jeśli już próbuje zagadać, spytać się o mnie, czuję, jak się gotuję. Pójście samemu (np. w szkole do dyrektora, jakiegoś nauczyciela) jest całkowicie nierealne i wyręczam się znajomą jak tylko mogę.

Drugą rzeczą, jest tragicznie niska samoocena. Moje oceny zawsze mnie zadowalały, szczególnie w zakresie przedmiotów ścisłych, które uwielbiałam. Rodzice nawet na wynik 97% mówią 'co tak mało', 'mogło być lepiej', pośród rzędu piątek, szóstek, potrafią znaleźć jedną trójkę, za którą ganią niemiłosiernie i wypominają ile się da (na tym opiera się ich 'rozmowa' ze mną.). To, co sprawiało mi kiedyś radość, teraz jest największym utrapieniem.

Ale nie tylko o szkołę chodzi. Jedna z rzeczy, którą (oprócz 'złych' ocen) matka mi wypomina to mój wygląd. Przyznaję, nie jestem pierwszej klasy dziunią, ale to, co ona o mnie mówi, to już przegięcie. Każdy pryszcz jest powodem wywodów, jaka jestem straszna, brzydka, nigdzie się nie nadaję itp. Cholernie nie mogę się przełamać i ubrać sukienki czy spódnicy, więc cały czas słyszę, że jestem beznadziejna, bo ubieram się po męsku i nie maluję. (Ostatnio na wigilię klasową po wielkim krytykowaniu mnie, jechaniu po mnie, zrobiłam lekką kreskę. Gdy tylko ojciec to zobaczył, miałam większy opierdziel niż od matki, która uznała, że się nie maluję na takie spotkania - sami nie mogą się dogadać z jakiego powodu mnie jechać i krytykować.)

Właśnie, klasa - kończę w tym roku gimnazjum, a co za tym idzie, muszę wybrać nową szkołę. Stres przed nowym miejscem już mnie trzyma od kilku dobrych tygodni. Mam straszne zaburzenia snu. Kiedyś nie umiałam zasnąć przy chociaż lekkim świetle, aktualnie w moim pokoju musi być strasznie jasno, bo przepełnia mnie lęk niewiadomego pochodzenia. Nie umiem zamknąć oczu, leżę godzinami bezczynnie cholernie zmęczona, ale nie zasnę - boję się.

Nie umiem nikomu zaufać - miałam 'przyjaciółkę', która wykorzystała mnie, wyssała emocje, uczucia i zostawiła uznając, że nie jestem jej potrzebna i ma lepszą. Wiedziała o mnie WSZYSTKO, znała całą sytuację w domu...

Od kiedy ojciec uznał, że powinnam się cieszyć, że żyję, mógł mnie wyskrobać (i często dopowiada, że żałuje, iż tego nie zrobił) miewam myśli samobójcze. Nie mam sił użerać się z nimi i ciągle słuchać jaka to nie jestem.

Miesiąc temu z ciekawości, chęci wyżycia się pierwszy raz dokonałam aktu samookaleczania się. Czułam... Brak bólu psychicznego, me myśli skłębiły się tylko na bólu fizycznym. Spodobało mi się to i teraz nie mogę przerwać. (Napisałam o tym krótkie opowiadanko, tam jest wszystko opisane. Jakiś czas temu zaczęłam pisać, gdyż nie mogę wytrzymać kłębionych w sobie emocji)

Do tego dochodzi uzależnienie od... kropli do nosa.

Miało być krótko, a wyszło jak zwykle...

 

EDIT: Do tego dochodzi ciągłe dręczenie przez matkę za moje zainteresowania. Lubię sport motorowy, ale jej zdaniem byłoby o wiele lepiej, gdybym była znawczynią mody czy coś. Po prostu nie da się wytrzymać, jak w niecenzuralny sposób określa mnie i moją pasję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problem w relacjach z innymi to wynik niskiej samooceny, ta z kolei powodowana jest próbą sprostania oczekiwaniom rodziców, która jest sprzeczna z Twoim "ja". Jesteś pomiędzy "powinnam", a "chcę". Idealnym rozwiązaniem, albo podjęciem rozwiązania problemu jest wizyta u psychologa z rodzicami. Nie Ty sama, tylko razem z rodzicami. Wyraźnie chcesz coś przekazać rodzicom, ale oni tego nie potrafią zaakceptować. Potrzebujesz swego rodzaju mediatora do kontaktów z rodzicami.

 

Co do zainteresowań, to bardzo dobrze, że takie masz. Niestandardowe hobby, o jakim wspomniałaś, to zdecydowany plus dla Ciebie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Raz byłam u psychologa - ale miałam z 10 lat. Wg rodziców to strata pieniędzy, czasu itd. No i co najważniejsze, oni całe zło widzą we mnie, a swoje postępowanie uznają za właściwe. U pedagoga byłam ok. miesiąc temu - matka przez sms (!) wyzwała mnie od chorych psychicznie, niezrównoważonych osób itp. Pod wpływem impulsu poszłam do niej, opowiedziałam wszystko, o relacjach z matką, jej relacjach ze swoją (nie gada z nią od jakiś pięciu lat, na mnie też próbowała tych praktyk, nie odzywała się cały grudzień, nawet oszczędziła sobie ciągłej krytyki.), ale uznała, że... Boi się coś zrobić. Nie chce namącić w moim życiu, bo niedługo skończę tę szkołę i nie chce mnie potem zostawić z tym wszystkim. Wychowawca miał porozmawiać z moim ojcem, byli omówieni, poszedł i... Uciekł. Po kilku minutach poszedł. Pedagog uznał, że nie wie, co ma zrobić, bo zupełnie nie rozumie mojej matki i nie jest w stanie przewidzieć jej zachowania po zaproszeniu ją na rozmowę. Stoję w cholernym martwym punkcie i boję się ruszyć w którąkolwiek ze stron.

 

EDIT: Wspomniana na początku wizyta nie była spowodowana relacjami z rodzicami, a moimi problemami ze snem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vett, gdy wyrzucasz z siebie wszystko czujesz się lepiej? Tak to powinno działać! Nie karz ciała za głupotę innych, powinnaś je szanować jak piękny umysł, którym zostałaś obdarowana. Mów, pisz, opowiadaj. Ja miałam to szczęście, że w tym najgorszym czasie, dokładnie w wieku, w którym ty jesteś i później, trafiłam na wyjątkowe dziewczyny (ba, kobiety nawet), które słuchały tego co miałam do powiedzenia bardzo uważnie i prowadziły ze mną długie, nierzadko męczące je rozmowy. Dziś nie ma przy mnie żadnej z nich, nie wytrzymały naporu moich problemów, zrozumiałam to dopiero niedawno, tak jak zrozumiałam, że były cudownym lekiem na to by trwać, zmieniać siebie i patrzeć jak świat się zmienia. Nie "wyrosłam" na zdrową optymistkę, jestem neurotyczna, depresyjna, wycofana często wściekła po prostu na wszystko, ale też silna jak nigdy dotąd i wciąż szukająca równowagi (dlatego tu jestem ;-) ). Zrobiłaś już ten krok, opisałaś swoje problemy, co stoi na przeszkodzie żeby pogłębić wywód? Pisz, potrzebujesz tego. Pewnie nigdy nie wypiję z Tobą kawy (choć kto wie ;-)) ale z chęcią pomogę Ci przez chwilę dźwigać ten bagaż, jak mnie kiedyś pomogły wspomniane dziewczyny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję za odpowiedź, cholernie dużo to daje...

Ja niestety nie mam tego szczęścia - w moim otoczeniu nie ma nikogo, kto mógłby posłuchać i doradzić. W sierpniu zerwałam ostatnią znajomość, którą uważałam za dość głęboką... Myliłam się. Dziewczyna w moim wieku, niby rozumiała. Niegłupia, nieładna, typowa kujonica, jednak było w niej coś... Innego. Byłam na każde zawołanie. KAŻDE. Dostępna dla niej byłam 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Nieraz oberwało mi się - rzucałam wiele rzeczy, byle jej pomóc. Opowiadała mi, że jej ojciec pije, a gdy jest już pod wpływem, zawsze dostanie od niego kilka razy. Śladów żadnych nie było, a ona na drugi dzień latała z nim na zakupy, wakacje itp. itd. Wiem, że alkoholicy mogą się różnie zachowywać, gdy są trzeźwi i nietrzeźwi, dlatego nie poddaję ocenie tego, co mówiła. Byłam z nią w ponoć 'najgorszym okresie jej życia'. Właśnie, byłam...

Uznała, że ma lepszą przyjaciółkę, a ja jestem numerem dwa. Wiedziała, że tym najbardziej mnie zrani. Znała moje podejście - drugi jest pierwszym przegranym, każde miejsce poza pierwszym jest słabe. Jak się potem dowiedziałam, niezłą opinię o mnie wyrobiła. (chodzi do gimnazjum, w którym jest większość ludzi z mojej podstawówki - ja próbowałam uciec od tego towarzystwa i poszłam gdzieś indziej.) Niestety, nasze drogi muszą się złączyć - w moim mieście jest jedno liceum. Ojciec uznał, że nie mogę nigdzie wyjechać (a chciałam, miałabym i od rodziców spokój.) i już po nocach śnią mi się spotkania.

Obecnie 'przyjaźnię' się z dwoma osobami - jedna mieszka blok dalej i zna mnie od piaskownicy. Jednak i u niej czuję takie bycie numerem ileś... Zwraca się do mnie tylko, jak coś chce, a gdy ostatnio zwierzyłam jej się z mojego strachu do nowej szkoły, ludzi, stwierdziła, że przesadzam, jestem głupia itd. Zupełnie nie rozumie tego, że boję się nowych osób, nowych miejsc.

Druga mieszka jakieś 400 km stąd, poznałam ją przez internet. Ona też żyje w innym świecie, nie zna mojego otoczenia, mojej sytuacji.

W szkole nie mam jak kogoś poznać. Po pierwsze, jak wspominałam, boję się nowych znajomości, a po drugie... Jestem tylko, jak ktoś coś chce. Ponieważ się dobrze uczę, zazwyczaj kończy się na jednym zdaniu 'dasz przepisać pracę domową?'. Chore.

Najgorsze jest to, że wszyscy wciskają mi, że gó*no wiem o życiu i mam cudowne życie . Mówią to, chociaż wcale mnie nie znają. Uważają za jakiegoś odludka.

Mam swoje plany, mam swoje ambicje, wymarzony kierunek studiów, potem praca. Matka uważa, że idą tam ludzie nie tacy jak ja, nie nadaję się, a ja zaczynam w to wierzyć. Zasypiam zapłakana, bo wiem, że życie mam jedno, a najprawdopodobniej będę musiała męczyć się ze swoimi psychozami...

Przepraszam, że tyle piszę. I to zupełnie bez jakiejkolwiek składni i sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim nie przepraszaj. Czytam to co piszesz z uwagą i próbuję znaleźć punkty odniesienia do moich doświadczeń, jestem jednak daleka od dawania Ci rad. Po prostu chcę się czegoś o Tobie dowiedzieć, a przekaz jest jak najbardziej czytelny i z pewnością ma sens. Powinnam uściślić, że moje "powierniczki" były w ilości sztuk 3 i właściwie się nie znały, jedna odchodziła, pojawiała się druga (najczęściej ze zmianą miejsca nauki) tak więc nie powalam jeśli chodzi o szeroko pojęte znajomości ;-) Ale to wystarczyło, żebym dziś mogła stać twardo na nogach i patrzeć z nadzieją w przyszłość (zabrzmiało banalnie, ale o tej godzinie to u mnie norma). Wydaje mi się, że ten pociąg już ruszył, tak więc "psychozy", jak to ładnie nazwałaś, czekają na kolejnych stacjach... nie "rozmawiam" jednak z byle kim, chcesz walczyć, to się czuje.

Z chęcią wezmę pod rozważania to o czym piszesz, jeśli chcesz oczywiście. Mam takie "zobczenie", że lubię podejmować każdy temat, jeśli tylko ktoś zechce go ze mną dzielić ;-) Aha, mnie też jest miło, że odpisałaś, to z kolei moja udręka - ciężko ostatnio o chwilę uwagi od tych nielicznych, którzy mnie otaczają, dlatego tu jestem, bo samotność to ciężki temat, oswajam ją od bardzo dawna, ale czasem daje mi popalić ;-)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z chęcią wezmę pod rozważania to o czym piszesz, jeśli chcesz oczywiście. )

Oczywiście, że chcę. Pragnę nawiązać jakikolwiek kontakt, otrzymać jakieś rady...

Chcę walczyć. Nie chcę za jakieś 10 lat żyć w wymyślonym przez siebie świecie, nie mając kontaktu z rzeczywistością. Chcę czuć, kochać, żyć chociaż trochę normalnie. Wiem, jak ciężka droga przede mną, ale wiem też, że jeśli nic nie zrobię, stoczę się na dno. Wolę te ostatki sił spożytkować na walkę, na próbę zmiany życia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To nie ma być próba, tylko zmiana na pełnej ;)! Ciało zostaw w spokoju, jeszcze ci się przyda i to do rzeczy wiele bardziej przyjemnych niż uśmierzanie bólu :mrgreen: Aaa, bardzo ważne: wygrzebiesz się z tego dołu prędzej niż myślisz, kiedy już będziesz miała za sobą najgorsze, ostatnią rzeczą jakiej ci będzie trzeba to takie "pamiątki" na ciele. Po co ci piętno? Nie uwolnisz się od złych emocji i wspomnień, bo będą ci o nich przypominać blizny. Wystarczą te w głowie, mniej się rzucają w oczy ;) Piszesz, że chcesz czuć, kochać i żyć normalnie, a więc wśród ludzi, to również powinno ci dać do myślenia. Rycz, wyj, gryź poduszkę, zaciskaj pięści, rzucaj i rozrzucaj, ba, przeklinaj nawet, albo medytuj, pisz, whatever, wszystko może tak samo pomóc w rozładowaniu napięcia i jest zdecydowanie mniej inwazyjne. Piszę mniej, bo musisz się przygotować na to, że np. będziesz miała problemy z koncentracją i pamięcią (ja mam takie dziury w pamięci, że na ogół większość rzeczy, które próbuję zapamiętać po prostu w nie wpada i niknie w mrokach... nawet w tej chwili nie mogę sobie przypomnieć nazwiska autora 800-stronicowej książki, którą czytam ;) cóż, taka zapłata, jakby mało człowiek miał udręki z samą depresją). To się nie dzieje z dnia na dzień, nie musi cię to wcale spotkać, jeśli tylko podejmiesz walkę im wcześniej tym lepiej.

Dobra, to resztę na prywatnie, bo zrobię z tego forum bloga 8)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vett, skarbie, Twoi "rodzice" strasznie Ciebie krzywdzą :(

ja w Twoim wieku byłam także bardzo zamknięta w sobie i wszędzie czułam jako "inna" od reszty, nie warta dla ludzi w moim wieku, kurfa ale moi rodzice nie wyrzadzali mi takiej krzywdy, jestes wartościową dziewczyną, a to, ze masz pasję i jest ona wyjatkowa świadczy o Tobie na plus. Ja miałam od dziecka blokady aspołeczne, zamiast samookaleczania sie chyba wybrałam sobie wiarę, bo modliłam się ciągle, wyłam i sie modliłam i prosiłam, Boga, żebym tego wszystkiego złego nie czuła, żebym była "NORMALNA"- jak inni, bo innym tak łatwo sie smiać, inni sa spontaniczni, zawsze ja byłam gorsza od kazdego, dosłownie kazdego, Bo ja nie taka śmaka i owaka :roll:

Niskie poczucie własnej wartości mam odkad pamiętam

 

Ściskam mocno i Witaj tutaj

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pedagog jednak postanowił pomóc... Boję się reakcji ojca, bo jeśli zostanie nagle wezwany do szkoły, dowie się wszystkiego bez ogródek... Wolałabym go jakoś przygotować... Chociaż... da się przygotować człowieka na takie coś? Przecież to dla niego byłby kolejny problem, że dziecko czuje i chce działać inaczej, niż on zamierzał...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vett, czytam Twoją historię od początku i chciałam Ci powiedzieć, że takie dziewczyny jak Ty nie muszą mieć źle w życiu. Jasne! Brak wsparcia w rodzicach to duży problem, wiem o tym. Ja co prawda nie miałam nigdy tak źle, ale zawsze byłam porównywana do mojego młodszego brata, który ma wiecznie pasek na świadectwie (a ja prawie nigdy). A jak coś zepsuje to porównują mnie do starszego brata, który dwa razy oblał studia i już się nie uczy, i wmawiają, że będę sprzątaczką.

 

Ale wracając do tego co chciałam powiedzieć. Twoje zainteresowania mogą Ci pomóc, jeśli tylko dasz radę się wybić i ogarnąć z tymi między-ludzkimi relacjami.

Ja też zawsze byłam taka "mało kobieca", przechodziłam przez wiele okresów, ale nigdy nie wiązało to się z byciem stuprocentową dziewczyną. Na przełomie podstawówki i gimnazjum, byłam gruba, brzydka i źle się uczyłam, słuchałam hip-hopu, ubierałam się w zaduże bluzy z kapturem i skejtowe buty. Wszyscy się ze mnie śmiali, a ja sama nieraz popłakałam się w szkole. Później byłam metalem (tak wiem, niezły przeskok). Ubierałam się na czarno (choć mama była przeciwna), chodziła w glanach i miałam wszystko w dupie, gruba byłam nadal, więc ludzie dalej mnie nie lubili. Niestety ludzie w dzisiejszych czasach mają jakąś schize, że grubość zaraża, heh, ale szczerze to ich problem. Prawie zawsze wolałam się bawić samochodzikami niż lalkami, grać z chłopakami w nogę i łazić po drzewach^^ łamać się też swoją drogą xD

 

Ale teraz to procentuje, bo! nigdy do końca nie dałam się stłamsić :) Studiuje automatykę i robotykę na wydziale gdzie jest 6 dziewczyn na 190 osób na roku. Jasne, że jest wiele osób, które mnie wyśmiewa, ale co z tego. Ja to wmiarę lubie i dobrze mi na tym kierunku z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, którzy mnie rozumieją :)

A kumple? Będąc jedną z nielicznych dziewczyn można wszystko załatwić. Każdy chce Ci pomóc, pożyczyć notatki, a nawet zatańczyć na imprezie :)

 

Naprawdę się nie przejmuj, z radością mogę obalić mit, że kobieta powinna być kobieca^^ jasne, że może np chodzić dostojnie, ubrać się ładnie jak trzeba, ale to przychodzi z wiekiem (w Twoim wieku nienawidziłam wyglądać jak dziewczyna^^ ganiłam mamę za każdą koszulkę z koronką w którą chciała mnie wcisnąć, zresztą nadal nieraz gonie^^ żeby być kobiecą muszę mieć humor) :) a zainteresowania każdy ma swoje i nie należy z nich rezygnować, bo ktoś tak chce. Znam parę dziewczyn, które uwielbiają grzebać w samochodach i studiują na moim wydziale. Są uśmiechnięte i nie wstydzą się tego :)

 

Trzymam za Ciebie kciuki i wierzę, że wyrośnie z Ciebie porządna kobieta, która skopie (oczywiście np swoimi umiejętnościami nie dosłownie) nie jedną kobietę po tyłku... bo jak dla mnie lepiej być zapaloną miłośniczką motorów, niż zmuszonym kimkolwiek :)

 

(P.S. Teraz ja się rozpisałam ^^)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę się nie przejmuj, z radością mogę obalić mit, że kobieta powinna być kobieca^^ jasne, że może np chodzić dostojnie, ubrać się ładnie jak trzeba, ale to przychodzi z wiekiem (w Twoim wieku nienawidziłam wyglądać jak dziewczyna^^ ganiłam mamę za każdą koszulkę z koronką w którą chciała mnie wcisnąć, zresztą nadal nieraz gonie^^

 

I to jest chyba najgorsze, bo ciągłe wmawianie, że jestem inna, gorsza powoduje, że nienawidzę sama siebie... 'Musisz się malować, musisz zmienić ubiór'... :roll: Boję się cholernie samotności, jak i ludzi, ale czasem mam wielką ochotę po liceum uciec od rodziców, zacząć studia, pojechać na wymianę studencką i tam zostać. Nienawidzę swoich skrajności :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Naprawdę się nie przejmuj, z radością mogę obalić mit, że kobieta powinna być kobieca^^ jasne, że może np chodzić dostojnie, ubrać się ładnie jak trzeba, ale to przychodzi z wiekiem (w Twoim wieku nienawidziłam wyglądać jak dziewczyna^^ ganiłam mamę za każdą koszulkę z koronką w którą chciała mnie wcisnąć, zresztą nadal nieraz gonie^^

 

I to jest chyba najgorsze, bo ciągłe wmawianie, że jestem inna, gorsza powoduje, że nienawidzę sama siebie... 'Musisz się malować, musisz zmienić ubiór'... :roll: Boję się cholernie samotności, jak i ludzi, ale czasem mam wielką ochotę po liceum uciec od rodziców, zacząć studia, pojechać na wymianę studencką i tam zostać. Nienawidzę swoich skrajności :roll:

Mam podobnie. "Normalne" społeczeństwo wywiera presje, inność jest tępiona :/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uważam, że już nie jest tak jak kiedyś. Wcale inność nie jest tępiona, trzeba tylko znaleźć ludzi, którzy tą inność w Tobie zaczną kochać i pielęgnować. Szczerze życzę Ci wszystkiego co najlepsze. Wszystko to i ja sama przechodziłam i wiem o co chodzi ;) do dziś mam dni załamki, ale mam ludzi, którzy lubią moją inność i mnie w niej wspierają ;) czego Wam wszystkim życze.

 

Zawsze sobie powtarzam, ludzie 'normalni' są nudni ;) trzeba mieć coś swojego własnego - dla innych niezrozumiałego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo się cieszę, że Ci się podoba i oczywiście nie ma za co dziękować! :)

 

Powiem szczerze, że wchodzę tu ostatnio tylko dlatego, żeby zobaczyć jak Ci idzie, rozumiem dobrze z czym się borykasz i bardzo, ale to bardzo trzymam za Ciebie kciuki ;) (chyba się powtarzam ^^ ale to nic)

mnie samej ktoś(kogo poznałam dzięki moim odmiennym zainteresowaniom) ostatnio bardzo pomógł, ktoś, kto 'kocha' mnie za to jaka jestem, że lubie rozkładać maszyny na części pierwsze, nie maluję się i nie chodzę w spódnicy! (przynajmniej zazwyczaj ^^).

Parę dni temu miałam załamkę, bo nie idzie mi na studiach, ale ta osoba wprawiła mnie w tak dobry humor, że mam siłę do walki!

I szczerze... życzę każdemu takiego przyjaciela! Szczególnie w tych najtrudniejszych momentach... bo ludzie są jednak najważniejsi... trzeba tylko znaleźć odpowiednie osoby, nie tracić nadzieji w szukaniu i nie zrażać się tymi poznanymi w drodze 'złymi' osobami, bo wierzę, że każdy na świecie ma bratnie dusze, które na sam Twój widok będą się uśmiechać ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Enoona, jeszcze raz dziękuję.

Szczerze mówiąc, boję się. Boję, że nie zaaklimatyzuję w takiej szkole, że jednak mi nie pójdzie... No ale trzeba jakoś sobie poradzić, na teologię raczej nie pójdę :D

Boję się zaufać. Jedna osoba mówiła 'kocham ten twój blask w oku, gdy o tym opowiadasz...'. Jakiś czas później od tej samej osoby usłyszałam, że jestem 'gorsza i dziwna' oraz 'chłopska'. To boli...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozumiem, że to boli, ludzie są dziś bardzo okrutni, przez całe życie przechodziłam przez ludzi, którzy mnie wykorzystywali lub po prostu wyśmiewali, były dni, że chciałam się zmienić, ale to jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że chcę być taka jaka jestem, bo inaczej - po prostu czuję się źle.

Wiem jak to jest, bo do dziś chodzą mi po głowie kompleksy z tamtych czasów, niestety one po prostu na długo zostają w głowie, jak takie małe ranki, czy blizny. Ale wiem jedno, że piękne i kobiece koleżanki z tamtych czasów, które mnie wyśmiewały, chodzą teraz na imprezy i dowartościowują się wypiciem alkoholu i daniem się 'pierwszemu lepszemu przystojniakowi'. Ja nie byłam lubiana też przez to, że pamiętałam co dzieje się na imprezach...

 

A dzisiaj? Dzisiaj, nawet w czasie sesji, kiedy w żołądku przewraca mi się ze strachu, nie mogę spać, bo od natłoku stressu, kręci mi się w głowie, mam przyjaciół, którzy nie śpią ze mną, uczą się ze mną niemal do samego rana i pomimo, że sytuacja jest bardzo tragiczna, jak to powiedział jeden z tych przyjaciół: "tak głęboko w dupie jeszcze nigdy nie byliśmy", to potrafimy się śmiać pomiędzy zadaniami, uśmiechać do siebie i poklepywać po ramieniu, mówiąc, że przecież damy radę! A w milczeniu dodając, że przecież i tak jak nie damy rady, to zostanie nam wypracowana w trwodze przyjaźń ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×