Skocz do zawartości
Nerwica.com

"JĘCZARNIA"-czyli muszę się komuś wyżalić!


magdasz

Rekomendowane odpowiedzi

Męczy i nudzi mnie mój żywot zarazem. Jak to jest, że zawsze jestem zmęczony tygodniem pracy a jak jest wolne to się cieszę. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że mianowicie-fajnie jest, że nie musze się zrywać się z rana i sam dzień jest do zniesienia gdzieś tak do 13-14, potem się już tylko męczę tą "wolnością" i tak jest w każdy weekend, czy to długi czy krótki, czy to święta czy nie. Bo człowiek zaczyna myśleć, zmuszony jestem do refleksji czy tego chcę czy nie. Nie mam pomysło na siebie, na życie a nawet gdybym miał to trzeba jeszcze mieć siłe, żeby to zrealizowąć...i znowu te jebane ciemne, zimne popołudnia i znowu ten listopad, wyczekiwanie na święta i tak do zajebania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy wokół mnie ciągle mają jakieś ale nie które rzeczy sa z mojej winy ale wiekszość nie i każdy na mnie naciska i to cala rodzina nie umią zrozuzmieć ze biore leki bo mam w głowie meksyk....... i to że przegralem na kasynie 100zł cała rodzina za taka głupotę się odwróciła krzyk hałas jak pracowalem to tak się coś znalazło jak jestem tera na L4 to też coś ciągle jestem jechany aaaaaaaaaaa :time:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Myślałam, że mogę sobie poradzić, ale jest chyba gorzej. Nikt nie chce mnie słuchać, nie mam się komu wyżalić. Jestem nadmiernie pesymistyczna, ciągle tylko myślę o złych rzeczach. Jestem w związku na odległość, który chcę skończyć, bo widzę, jak go niszczę swoim pesymizmem. Mam dosyć ciągłych huśtawek nastroju. Codziennie inny nastrój, nawet zmieniający się kilka razy dziennie. Smutek, strach, gniew, szczęście, rozczarowanie i znów smutek. Wykańcza mnie to.

Brakuje mi zapału, chęci do zmian, a może chodzi o siłę? Znów próbuję i znów przekładam. Jutro mam wstać i zapisać się do innego psychiatry, byle szybciej dostać leki, ale wiem, że nie wstanę, bo wolę sny zamiast życia.

Chciałam przestać odbijać się i słuchać muzyki, ale nie potrafię.. jeden dzień świadomego przestania i już bezsenność, okropne nerwy, natrętne myśli, aby znów posłuchać. Kiedyś wytrzymałam 2 miesiące, teraz nie potrafię wytrzymać jednego dnia, czuję się jakbym była uzależniona..

Bez muzyki mam pustkę w głowie, ale z nią, mimo iż jestem spokojna, uciekam od rzeczywistości, obowiązków, życia.

 

Postanowiłam słuchać tylko wieczorami, bo marnuję życie na taką chorą głupotę. Mam tego dosyć, uciekania w świat fantazji. Tak bardzo chciałabym normalnie żyć, mieć wsparcie i wstać na nogi po tym wszystkim. Tak bardzo chciałabym móc mieć wymagania wobec matki, chciałabym być dzieckiem, czemu nie mogę nim być? Czemu muszę sama sobie z tym radzić, nie potrafię tak :cry:

Moja matka potrafi mnie traktować jedynie na dwa sposoby. W pierwszym, jak 5 letnie dziecko (serio, mówi do mnie i traktuje mnie jak małe dziecko. Kto normalny traktuje tak 21 latkę? To jest nienormalne). W drugim, jak osobę całkowicie dorosłą, która wszystko już potrafi. Jeśli pokażę jej choć odrobinę słabości, otworzę się przed nią, lub zacznę płakać, automatycznie mam miesiąc traktowania mnie, jakbym nic nie umiała, była słaba. Już jak miałam 16 lat i ostatni z braci skończył 18, uznała nas wszystkich za całkowicie dorosłych. Przestała mnie uczyć, gdy miałam jakieś 12 lat, ale za swoją własność, zawsze lubiła mnie uznawać.

Brat, który dostał jej całą uwagę, poświęcając moje dorastanie, nie żyje, więc cała nauka poszła sobie nie powiem gdzie. Ja za to, całkowicie uzależniona od matki, uznana za osobę zaradną, musiałam sama nauczyć się, jak funkcjonują ludzie. Nawet głupich emocji nie potrafiłam rozpoznać. Tyle razy robiłam z siebie idiotkę, popadłam w depresję, bo nie wiedziałam jak radzić sobie z problemami, nadal w pełni nie wiem. Nauczyłam się i po co mi ta wiedza? Czuję się mądra, jakbym pozjadała wszystkie rozumy, ale tak naprawdę nie wiem jak żyć, nic nie wiem. Haha gdy powiedziałam jej, że obwiniam siebie, za śmierć brata, to nic nie powiedziała, choć wiem, że sama tak nie uważa. Poświęciłam normalne przejście żałoby, żeby ona wytrwała, a gdy się w jakimś procencie pogodziła ze śmiercią mojego brata, to mnie nawet nie pomogła. Nienawidzę jej, jego, siebie i tego przeklętego życia. Już wcześniej go nienawidziłam, tych drwin, gdy miałam silną depresję, wyzywania, tego że to ja zawsze byłam tą złą. To moja przeklęta wina, że miałam depresję!

Tylko ja jestem chora w tej rodzinie. Wszyscy bracia to ekstrawertycy, zaradni, bez poważnych lęków. Każdy ogarnięty społecznie. "Aaa bo dzieci takie są, że wszystkiego próbują", a przepraszam, znów ktoś chyba zapomniał, że tylko ja w tym domu nie brałam, nie piłam, nie paliłam, nie próbowałam, nie przyjaźniłam się i nie wychodziłam z domu, ale dzieci przecież takie już są, wszystkie jej dzieci próbowały, gdy dorastały.. Czemu nawet tak mówi, przy mnie gdy wie, że nie miałam żadnych etapów dojrzewania. Dlaczego nie zastanawia się nad tym co mówi..

Uznała mnie za najsłabszą tylko dlatego, że jestem najmłodsza. Według jej teorii dziecko urodzone jako któreś z kolei jest najsłabsze.. w jej winy nie ma żadnej..

ale jak zaczyna mi mówić jak żałuje, że mnie zaniedbała, to oczywiście muszę ją pocieszać i mówić, że tak nie jest, bo znów nasze relacje się skomplikują i to ja będę tą złą.

O jaka ja biedna i pokrzywdzona, istny męczennik.. Znów bawię się w ofiarę, żałosne..

Podobno to ja jestem uznawana za osobę rozpieszczoną, która najwięcej zaznała uwagi matki. Ja już nie wiem jaka jest prawda, już nie wiem co czuć..

 

Mam dosyć użalania się nad sobą. Gdybym nie miała tych ataków paniki i osobowości unikającej, to już dawno zrobiłabym postępy

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×