Skocz do zawartości
Nerwica.com

Powinnam,ale nie potrafię odejść.....


Lilunia

Rekomendowane odpowiedzi

Witam serdecznie....

Mając lat kilkanaście,tak sobie myślałam : "skończę 30lat,to będę już po studiach,ślubie,będzie dziecko i super praca"... Cóż życie ułożyło się nie bardzo po mojej myśli... Mam synka 5 letniego i to jest najlepsze co mi życie przyniosło.

Co raz częściej się zastanawiam czy tkwię w związku tzw toksycznym....

 

Od 8 lat jesteśmy razem,mieszkamy razem. Choć może bardziej by pasowało,że obok siebie.Nie wzięliśmy ślubu i nie zanosi się na zmiany w tym kierunku. Tak naprawdę nigdy nie dowiedziałam się od mojego partnera dlaczego. Każda moja próba rozmowy jest zbywana tekstem,czego się czepiasz. Dlatego od jakiegoś roku nawet już nie poruszam tego tematu.Nie sypiamy razem,ostatnie chwile intymności miały miejsce jakieś pół roku temu.Czasem jeszcze podejmuję desperacką próbę,poprzytulam się,pozaczepiam,ale kończy się na tym,że leży koło mnie nieruchomy jak kłoda,to w końcu najzwyczajniej w świecie robi mi się głupio i idę spać do "siebie"...

Zaczęłam czuć się bardzo źle w tym naszym dziwnym związku... Przyjaciółka i moja mama sugerują,żebym go zostawiła i w koncu ułożyła sobie życie... Ale ja nie umiem tak po prostu odejść. Kocham go mocno,mimo,ze tak naprawdę nawet ze sobą szczerze nie rozmawiamy,nie pamiętam już kiedy powiedział,ze mnie kocha,czy chociaż dał odczuć że mu zależy. Bardzo się boję,że jeśli odejdę,to już na dobre,bo mam takie wrażenie,że czeka na taki gest z mojej strony,bo sam nie ma odwagi.

 

Nie wiem co zrobić,brakuje mi odwagi,ale z drugiej strony,mam dość płaczu..... :bezradny:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam Lilunia!

 

Życie obok siebie, a nie ze sobą to tylko pozory związku. By relacja satysfakcjonowała obie strony, trzeba pracy zarówno ze strony partnera, jak i partnerki. Nie może kochać Pani za dwoje, nie może się Pani starać za dwoje. Rzeczywiście, fundamentem każdego związku jest wzajemne zaufanie, umiejętność szczerzej rozmowy i bliskość. Skro Pani partner unika kontaktów seksualnych, na pewno jest jakaś ku temu przyczyna. Trzeba się tylko zastanowić – jaka? Przyczyna natury medycznej (np. problemy ze wzwodem w związku z zaburzeniami hormonalnymi) czy przyczyna natury psychologicznej (np. nieprawidłowe, chłodne relacje między partnerami)? Musi Pani dokonać osobistej analizy związku i zdecydować, czy warto tkwić w relacji, która nie daje szczęścia. Czy jest szansa, by partner zgodził się na terapię par? Czy Pani mężczyzna kocha Panią, by starać się dla Waszej rodziny, dla Pani i Waszego synka? Więcej o toksycznym związkach i o tym, dlaczego mężczyźni zwlekają z decyzją o ślubie może Pani przeczytać pod poniższymi linkami:

 

http://portal.abczdrowie.pl/gdy-on-nie-chce-slubu

http://portal.abczdrowie.pl/toksyczne-zwiazki

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam

Jestem Ola, pisalam tu już kiedyś (na wątkach nerwica i bezsennnośc - potężny problem z ktorym zmagam się od lat. Ale wypowidama sie tutaj, bo podobny problem, o ktorym tu mowa, dotyczy mnie. Duzo by mowic, mąż swego czasu pił, od 3 lat nie pije, ale relacje miedzy nami wygladaja tak samo, z ta roznica, ze czasem sie jeszcz klocimy (ale tez rzadko, bo nikomu sie juz nie chce). dawno bym odeszła, ale mam 5 letnią coreczkę....jest przywiązana do taty również. Na razie jest szczesliwym dzieckiem ale uz widzi wiele rzeczy. Tez nie wiem co robic, to jak sytuacja bez wyjscia. A przepracowanie (mąz jest leniem patentowanym), i stres i lęki związane z naszymi toskycznymi relacjami (staram sie o nich nie mysle cuciekajac w intensywna prace ale, one sa gdzies na skraju swiaodmosci) nie ulatwiaja sprawy. Nie wiem co robic, szkoda mi małej, ale i siebie mi szkoda i życia. Ale nie chce byc egoistka i pozbawiac jej rodziny. Ale czy to jest rodzina?

 

Pozdrawiam wszystkich

Ola H

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A co jest w nich podejrzane? Bo nie bardzo rozumiem?

Ja nie wiem w ogole o żadnym forum na 'wyborczej", nie mam czasu na siedzenie na forach:( Tutaj sie wypowiedziałam, bo widzę podobny problem. Myslę tez, ze te problemy przycyzniają się do nasilania nerwicy / depresji.

Czy ktos jeszcze ma podobne problemy? jak sobie z tym radzicie? Czy dziecko może być szczęślwie w takim związku?

Ola

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ola dziecko doskonale wyłapuje emocje rodziców.Nie może być szczęśliwe w toksycznym ,nieudanym związku.To co dzieje się między wami rzutuje na dziecko.Terapia małżeńska w waszym przypadku byłaby możliwa?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Warto sobie uzmysłowić, że tylko szczęśliwy rodzic może dać prawdziwe szczęście dziecku. Dzieci wbrew pozorom bardzo dużo rozumieją, czują i zdają sobie sprawę, że między rodzicami coś nie gra. Trwanie w toksycznym związku, niby dla "dobra dziecka", tak naprawdę robi mu więcej krzywdy. Jak można nauczyć dziecka miłości, szacunku, zgody, zaufania, kiedy w małżeństwie panuje chłód, dystans, wrogość, podejrzliwość - same negatywne uczucia? A dziecko patrzy i uczy się. Obserwuje i powiela niekonstruktywne schematy zachowań rodziców. Dziecko, czując, że coś nie gra między rodzicami, oczywiście będzie na tyle "rozsądne", że "dopasuje się" niejako do obowiązującego schematu, przyjmując jedną z ról, np. kozła ofiarnego, maskotki rodzinnej czy dziecka niewidocznego. Na "koźle ofiarnym" zwykle skupiają się wszystkie problemy rodziny, co przejawia się z reguły poprzez agresję. Dziecko to nie radzi sobie z problemami w domu, a co za tym idzie również w szkole. Z reguły rolę kozła ofiarnego pełni dziecko młodsze, które nie potrafi konkurować ze starszym rodzeństwem o uznanie. Nie może się „przebić”. Nie jest też najmłodsze, a więc nie może liczyć na specjalne względy. W związku z tym kozioł ofiarny szuka wsparcia na zewnątrz i bardzo często wpada w środowisko tzw. marginesu społecznego. Ma trudności w szkole, wagaruje, ucieka z domu, wchodzi w konflikty z rodzicami, często również z rodzeństwem. Z plakietką „trudnego dziecka” czuje się skazane na przegraną. Stara się więc znaleźć zainteresowanie wśród podobnych do siebie, wycofanych osób. Szuka zainteresowania, lubi być w centrum uwagi, a z drugiej strony nie potrafi nawiązać głębokiej i trwałej relacji z drugim człowiekiem. Rolę rodzinnej maskotki odgrywa najczęściej najmłodsze dziecko w rodzinie. Traktowane z pobłażliwością, ulubieniec rodziny, którego nikt do końca nie traktuje poważnie. Jego zachowanie przybiera formę błaznowania – w sytuacjach napięcia czuje wewnętrzny przymus jego rozładowywania poprzez wesołkowatość, zabawianie otoczenia, żartowanie. Wszystko to ma na celu odwrócić uwagę od głównego problemu w rodzinie, np. kłótni rodziców. Rodzinna maskotka to osoba, która pomimo odczuwanego smutku, lęku i rozpaczy, śmieje się. W pewnym sensie zatraca granicę tego, co naprawdę odczuwa, a co jest wyuczonym zachowaniem. Może być ulubioną wnuczką, córką i koleżanką w klasie, ale mimo tych wszystkich ciepłych relacji będzie czuła głębokie osamotnienie. Z tego też powodu łatwo ucieka w świat używek, co pomaga zapomnieć o problemach i oderwać się od trudnej i zagmatwanej rzeczywistości. Rola ta jest bardzo niewdzięczna i powoduje głębokie wewnętrzne rozbicie i poczucie zagubienia, którego otoczenie zewnętrzne może nie dostrzegać. "Dziecko we mgle" to dziecko niewidoczne. Jest najczęściej najmłodszym dzieckiem w rodzinie. Określenie to bardzo dobrze odzwierciedla rolę, jaką dziecko pełni w rodzinie. Sprawia bowiem wrażenie, jakby go nie było. Jest nieśmiałe, grzeczne, ciche i… zagubione. W szkole często niezauważalne przez nauczycieli. Nie stwarza problemów, ale też nie wybija się, nie stara się być w centrum zainteresowania. Czuje się niepewne, jest zamknięte w sobie. Od problemów ucieka w świat marzeń o lepszej przyszłości. Często osoby te nie potrafią nawiązywać bliskich relacji, gdyż idealizują je i myślą życzeniowo. Marzą o lepszym świecie – o idealnej miłości, o byciu idealnym rodzicem. Rola dziecka we mgle jest bardzo trudna, gdyż osoby te nie zwracają na siebie uwagi innych ludzi, tłumiąc problemy. Nie potrafią nawiązywać bliskich kontaktów z innymi, czują się osamotnione, nieszczęśliwe, niezrozumiane.

 

Tak naprawdę wiele mechanizmów w rodzinach toksycznych przebiega poza świadomością jej członków, a każdy próbuje się jakoś dopasować do niezbyt wygodnego układu, z którego boi się wyjść i zburzyć patologiczny system, który nie satysfakcjonuje, ale w którym się tkwi, bo jest przynajmniej znany i dlatego "bezpieczny".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Lilunia:

 

Ale ja nie umiem tak po prostu odejść. Kocham go mocno,mimo,ze tak naprawdę nawet ze sobą szczerze nie rozmawiamy

 

Lilunia, to działa tak według mnie, że dopóki będziesz przy nim, to będziesz go kochać albo będzie Ci się tak wydawać. Żeby złapać dystans uczuciowy czasem potrzeba oddzielenia. Jeżeli rozum i wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że trzeba odejść, to warto. Później idą za tym uczucia i w ogóle z odległości widzi się związek coraz bardziej obiektywnie. A jeśli po rozstaniu poprawia się wciąż samopoczucie - u mnie tak było - to niezawodny argument, że decyzja była słuszna.

 

. Bardzo się boję,że jeśli odejdę,to już na dobre,bo mam takie wrażenie,że czeka na taki gest z mojej strony,bo sam nie ma odwagi.

 

Strach przed rozstaniem jest gorszy niż samo rozstanie. Jak już przychodzi co do czego, to pojawiają się siły, których istnienia się wcześniej w sobie nie podejrzewało. Widziałam to kilka razy u siebie i koleżanek.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie....

Mając lat kilkanaście,tak sobie myślałam : "skończę 30lat,to będę już po studiach,ślubie,będzie dziecko i super praca"... Cóż życie ułożyło się nie bardzo po mojej myśli... Mam synka 5 letniego i to jest najlepsze co mi życie przyniosło.

Co raz częściej się zastanawiam czy tkwię w związku tzw toksycznym....

 

Od 8 lat jesteśmy razem,mieszkamy razem. Choć może bardziej by pasowało,że obok siebie.Nie wzięliśmy ślubu i nie zanosi się na zmiany w tym kierunku. Tak naprawdę nigdy nie dowiedziałam się od mojego partnera dlaczego. Każda moja próba rozmowy jest zbywana tekstem,czego się czepiasz. Dlatego od jakiegoś roku nawet już nie poruszam tego tematu.Nie sypiamy razem,ostatnie chwile intymności miały miejsce jakieś pół roku temu.Czasem jeszcze podejmuję desperacką próbę,poprzytulam się,pozaczepiam,ale kończy się na tym,że leży koło mnie nieruchomy jak kłoda,to w końcu najzwyczajniej w świecie robi mi się głupio i idę spać do "siebie"...

Zaczęłam czuć się bardzo źle w tym naszym dziwnym związku... Przyjaciółka i moja mama sugerują,żebym go zostawiła i w koncu ułożyła sobie życie... Ale ja nie umiem tak po prostu odejść. Kocham go mocno,mimo,ze tak naprawdę nawet ze sobą szczerze nie rozmawiamy,nie pamiętam już kiedy powiedział,ze mnie kocha,czy chociaż dał odczuć że mu zależy. Bardzo się boję,że jeśli odejdę,to już na dobre,bo mam takie wrażenie,że czeka na taki gest z mojej strony,bo sam nie ma odwagi.

 

Nie wiem co zrobić,brakuje mi odwagi,ale z drugiej strony,mam dość płaczu..... :bezradny:

 

 

 

To co opisujesz jest dalekie od zwiazku jakiego kolwiek, i mysle ze to nie tyle co milosc do niego zabiera ci odwage przed zerwaniem ale strach przed samotnoscia. Ta odwaga ktorej ci brakuje wydaje sie byc bardziej powiazane z odwaga do zycia co wiaze sie tez z niska samoocena. Wydaje sie tez ze masz ta niska samoocene bo tkwisz w czyms w czym tak naprawde nie jestes szczesliwa i sobie na to pozwalasz. Pamietaj ze to od ciebie zalezy by brac pierwsze kroki, czekajac by zycie ci sie samo ulozylo jest zludne i buduja sie przez to kolejne wartswy strachu. Nie mozna mowic o milosci ktorej nie widac i ktorej od niego nie czuc, kocha sie osobe ktora warto kochac, ktora nas szanuje a nie odtraca. Zyjecie zupelnie osobno a ty za wszelka cene walczysz by wejsc w jego swiat bo te odrzucenie nie tylko ciebie oslabia ale jedno czesnie napedza by walczyc o niego. Niska samoocena powoduje ze przestajemy myslec o naszych potrzebach, i tym co dla nas bedzie zdrowe i sluszne..zaczynamy wklejac sie w otoczenie i zyc by tylko przezyc. Musisz otworzyc oczy i spojrzec z boku i siebie zapytac czy kochasz faceta ktory nie chce ciebie przytulac, ktory nie chce mowic o slubie , ktory jest zimny, ktory cie odpycha. I zapytaj siebie gdzie ty w tym wszystkim jestes? czy widzisz przyszlosc z czlowiekiem ktory dal ci tyle znakow ktore jedynie ci daly lzy.

Mysle ze to jest ten moment gdzie ty powinnas zadbac o to co ty potrzebujesz a nie to co ty chcesz, bo kazdy chce yc kochanym kazdy chce miec zycie ulozone tak? kazdy chce miec cieple miejsce , bezpieczne i miec ta bratnia dusze...ALEEE jest wielkie aleee by tam dotrzec trzeba najpierw zadbac o siebie bo to jest narazie najwazniejsze...podjac kroki by uwolnic sie od tego co sprawia bol i ciebie paralizuje od zycia. Dopiero wtedy gdy bedziesz swiadoma ze jestes warta dobrego faceta, wtedy tylko bedziesz gotowa poswiecic takiemu zycie...bo jesli czujesz sie mala, bezradna, i kopana to uwierz mi ze latwo wpadac w kolejne pulapki zycia. Nabrac poczucie wartosci to pierwszy krok, zlapac powietrza, powiedziec sobie " jestem cos warta" " bede szczesliwa" " ktos na mnie czeka" " jestem cudowna osoba"

I pomimo ze tobie ciezko wypowiedziec te slowa to one i tak czekaja na ciebie...dzieki nim staniesz sie silniejsza i dzieki temu ze zmienisz sobie zycie staniesz sie jeszcze silniejsza. Masz synka i to jest twoje najwazniejsze szczescie! on na ciebie liczy i na twoja sile!

I mam nadzieje ze jej nabierzesz i zobaczysz ze bedziesz kiedys szczesliwa daj sobie szanse i ni ekieruj sie strachem bo strach jak ja to mowie jestiluzja. Ten facet jesli sprawia ci bol celowo, jesli nie kocha ciebie to on nie zatrzyma ciebie, ale to dobze bo ty jestes warta osoba i nie potrzebujesz cierpiec. JEsli zadne rozmowy nie pomagaja i on ciebie nie szanuje lub ma w d...to idz przed siebie.

 

 

zycze ci powodzenia!

 

-- 13 paź 2011, 16:20 --

 

ok to byl moj post ktory ma dac nadzieje i natchnienie do zycia:) jesli sytuacja jest taka jaka opisuje autorka.

Jest druga strona medalu ktora musze poruszyc...i ten post bedzie pod innym kantem ( katem) ( kontem)

 

Relacje miedzy wami opisane wyzej sa opisane przez jedna osobe, nie mozna tez zabardzo spojrzec obiektywnie jesli nie slyszy tego co ma do powiedzenia druga strona. Wszystko sie wydaje ze jedna strona zaniedbuje a druga sie stara. Do czego zmiezam...mam wrazenie ze nic nie dzieje sie od tak...ze gdzies problem ma swoje korzenie, ze gdzies ten problem ma dwoch winnych...moze jest oczyms co nie wspomnialas? moze wasze oczekiwania co do planow i zycia maja inne kierunki od dawna? moze cos mialo miejsce kiedys co zepsulo wasze relacje? gdzies tez mysle ze czasami kobieta nie widzi swojej winy a widzi tylko ze facet jest ten zly ktory oddala sie. Czy zycie po urodzeniu dziecka sie zmienilo a bylo inne wczesniej? czy moze byc inna kobieta w tym wszystkim? i pytanie jest dlaczego on jest zimny i niedostepny...tak jak by milosc w nim wyparowala.. mam wrazenie ze dwie osoby odpowiadaja za to nie tylko jedna..czasami kobieta po urodzeniu dziecka zaniedba siebie , zapomina o fizycznej atrakcyjnosci, jest pochlonieta dzieckiem, domem a maz traci powoli zainteresowanie..co zdarza sie...Dlatego trudno na to spojrzec i napisac jeden trafny post. Dlatego jeden napisalam taki budujacy gdzie wzielam pod uwage jego jako osobe winna w tym. A ten post jest jakby taka pobudka...ze moze jednak to nie jest tylko i wylacznie wina jednej osoby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

I tu tkwi największy problem,bo mały jest bardzo zżyty z tatą.... On z dzieckiem również... Ile bym dała,za odrobinę uczucia jakim darzy synka.....

 

Dokladnie ten sam 'problem' jest u mnie. Mąż uwielbia córeczkę, a ona jego, ze mną oczywiście tez ma Mała dobre relacje. Nie wyobrażam sobie, co czułaby, gdybym pozbawiła jej 'rodziny" No ale właśnie, czy to jest rodzina.

 

U nas jest tak, że nawet nie kłocimy sie już, nikomu się nie chce......to generalnie jest dłuższa historia, powinnam była odejśc od męza, gdy Mała miala 2 latka, wtedy nastapiło apogeum jego picia. Bo mąż był (jest? - bo to podobno tylko 'zaleczone" bywa) alkoholikiem, dużo z teog powodu wycierpiałam. Gdy mała sie urodzila, problemy z piciem osiągnęły apogeum...ale wtedy byliśmy sami w Kanadzie, bez rodziny (byliśmy tam 8 lat) i nie barzo miałam możliwośc odejśc - bo gdzie.

 

A teraz mała ma 5 lat, bardzo się kochają. Między nami zas nic już nie ma.

 

Myślałam oczywscie o terapii małżeńskiej, ale mąz jest tak zapatrzony w siebie, i tak zadufany w sobie (stroni od ludzi, wg niego ludzie nic nie sa w stane wnieśc do jego życia, on wie wszystko, nikogo sie radzić nie będzie) że nie widzę szans na to, by wogole go do tego rpzekonać.

Generalnie schemat się powtarza - miałam ojca alkoholika, i mimo cąłej świadomości, jakie neisczzęscia to ze soba niesie, wylądowałam z mężem alkoholikiem. Taka smutna klasyka:(

 

Pozdrawiam, dziękuje tez za wypowiedzi Pani psycholog.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

olciablue, alkoholizm to choroba, na którą choruje się całe życie i nawet długotrwała abstynencja nie gwarantuje, że alkoholik nie wróci do nałogu. Poza tym cierpi cała rodzina chorego, nie tylko ten, kto wpadł w sidła uzależnienia. Nadużywanie alkoholu przez jednego z domowników wywołuje u pozostałych członków rodziny strach, lęk, gniew, smutek, napięcie, wstyd, upokorzenie. Strach i lęk wynikają nie tylko z konkretnych i powtarzających się zagrożeń, ale wiążą się też z rozpadem systemu więzi i oparcia, który powinien istnieć w domu rodzinnym i dawać członkom rodziny poczucie bezpieczeństwa. Nierzadko rysowane na sesjach terapeutycznych genogramy ukazują, że alkoholizm pojawia się cyklicznie w każdym pokoleniu w rodzinie. Schemat patologii picia powiela dziadek, ojciec, wujek, a potem dzieci. Synowie alkoholików na zasadzie modelowania sami uczą się pijaństwa, a córki wychowane w rodzinach, gdzie dominował alkohol, wykazują tendencję do wiązania się z mężczyznami ze skłonnością do alkoholizmu.

 

Ponadto pojawia się problem współuzależnienia. Żona traci energię, by usprawiedliwiać uczynki męża, których nieświadomie dopuścił się podczas upojenia alkoholowego. Ukrywa się smutną prawdę przed otoczeniem, bo "co ludzie powiedzą". Człowiek czuje się jak w matni, z której nie ma ucieczki. A jest! Trwanie w związku, który unieszczęśliwia, na pewno nie jest "dobrem" dla dziecka. Dziecko, owszem, kocha tatę. Ale tylko szczęśliwi rodzice mogą dać szczęście swojej pociesze. Trwanie w patologii, niby dla "dobra" malucha, jest tylko samooszukiwaniem się. Na pewno lepiej mieć pełną i szczęśliwą rodzinę niż rozbitą. Ale kiedy mąż-alkoholik nie chce się leczyć, nie chce przyznać, że potrzebuje pomocy, twierdzi, że ludzie nie są mu do niczego potrzebni, to czasami trzeba postawić twarde ultimatum, by zmobilizować go do działania, zagrozić odejściem i odejść, choćby na jakiś czas. Może świadomość utraty tego, na czym naprawdę mu zależy, sprowokuje go do leczenia i pojawi się szansa na odbudowanie związku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×