Skocz do zawartości
Nerwica.com

Czy to Borderline? Pomóżcie.


On^31

Rekomendowane odpowiedzi

Sam nie myślałem, że to opiszę, ale chciałem zasięgnąć Waszej rady i opinii o mojej historii, bo sam nie wiem z czym (kim) miałem do czynienia. Może streszczę pokrótce cała moją historię - historię naszego 5 letniego "związku"... Chciałem dać spokój i zachować to tylko dla siebie, ale myślę, że jak wiem już teraz czytając różne fora co to mogło być, to postanowiłem opisać swoje spostrzeżenia. Wszystko zaczęło się 6 lat temu, dodam, że nie jesteśmy już ponad rok ze sobą, ale myśl jak ona uzależniła mnie od siebie nie daje mi spokoju. Na początku było pięknie i cudownie, jak wszędzie. Spotykaliśmy sie, rozmawialiśmy, nie widzieliśmy poza sobą świata, zero problemów, wszystko cudownie, istna sielanka. Troszkę bałem się tego związku od samego początku, bo ona miała bogatszych rodziców, tzn. dorobili się za granicą. Jej tata pracował od 15 lat za granicą i przyjeżdżał raz na 5-6tyg. obdarowując ich czym się tylko dało. Jednym słowem strasznie rozpuścił ją i jej matkę, która ciągle wszystkich porównywała do jej męża i mówiła jaki to on jest wspaniały i cudowny, a każdy inny był nikim. Od samego początku musiałem siedzieć cicho i wszystko tolerować, nie mogłem nigdy powiedzieć swojego zdania. Po kilku tygodniach, nie mieszkając jeszcze razem usłyszałem od niej "kiedy będziemy mieli wspólny portfel"? Bardzo mnie zdziwiło to pytanie i ciężko było mi to pojąć... Później zrozumiałem o co w tym wszystkim chodziło... Po pół roku znajomości rozstaliśmy się na pół roku, pokłóciliśmy sie przez gg. Ona robiąc mi na złość, napisała mi, że ma nowego faceta, ze mnie bardzo kochała ale juz mnie nie kocha i jak będzie z nim szła za rękę przez miasto to nawet na mnie nie spojrzy. Najlepiej to żebym wyjechał sobie z miasta. Wałczyłem o nią pól roku, chodziłem, błagałem, jeździłem do jej rodziców, prosiłem i wyprosiłem... Jak sie okazalo to byl najwiekszy blad w moim zyciu, trzebabylo dac sobie spokój i juz dawno bym o tym zapomniał a tak po tylu latach bycia razem boli 5-cio krotnie. Strasznie boli, bo ona mnie od siebie uzależniła, a ona była dla mnie wszystkim, tylko, że trochę mało dojrzała czasami, wszystkim mnie obarczała, wszystkimi swoimi niepowodzeniami, uciekala ciagle ode mnie, wszedzie musialem ja gonić, wszedzie widziala podstep, ciagle mnie obrazala, zeby za chwile mowic przepraszam, po czym znowu, a pozniej ze ona jest czysciutka jak lza i zadnej winy w sobie nie widzi. Że zapłakałbym się bez niej, zrobiła ze mnie ofiarę losu. Zamieszkaliśmy razem, było fajnie, jej rodzice byli przeciwni ze zamieszkaliśmy razem, Ciagle czułem ich oddech na plecach i obarczali mnie za wszystkie niepowodzenia, a nie docenili tego co robie, jak sie staram, uznali ze to za malo, ze nie jestem godzien ich córki. Jak zaproponowałem po którymś miesiącu, że też musi się dołożyć 300zł do opłat to rzuciła portfelem w bankomat i z krzykiem dam Ci, dam, nie bój się. Bolało mnie to bardzo bo widziałem jak inni żyją i nie mogłem się z tym pogodzić. Nie mieliśmy ślubu, dziecka, więc bolało jeszcze mocniej. Ona była na 5 roku studiów jak zamieszkaliśmy, ja majac ciezka prace i wiele na głowie zacząłem pisac jej prace dyplomowa, napisałem całą. Siedziałem po nocach i nie usłyszałem nawet dziekuje, a ja ją i jej rodziców musiałem wychwalać pod niebiosa za każdą rzecz. Zawsze za wszystko dziękowałem i cieszyłem się ze wszystkiego, a oni nie doceniali nic, ani mnie, ani swojego ojca, który ciężko zasuwał, tylko więcej i więcej. Ona miała i ma roszczeniowy stosunek do życia i innych ludzi, bo tak ją rodzice wychowali, że facet musi wszystko, zawsze i wszędzie. Jak się obroniła to stwierdziła, że ona nie będzie ze mną mieszkać i płacić, że ona wyprowadzi się do mamy, zostawiając mnie z tym wszystkim (nie odpowiedzialne zachowanie), ale jakoś przeżyłem. Nie rozstaliśmy się wtedy. Ciągle miałem kompleksy z tym, ze malo zarabiam przy jej tacie i tak bardzo chcialem jemu dorównać, bo strasznie mi na niej zależało, chciałem im udowodnić, że jak skończyłem dobre studia i byłem najlepszy na roku to udowodnię im, że bede duzo zarabiał, ale tam gdzie mieszkaliśmy to było nie możliwe... Dałem wtedy ogłoszenie w internecie, że szukam pracy w Warszawie jako projektant. Zadzwonił do mnie dyrektor jednej z firm, że chcą żebym przyjechał na rozmowę. Pojechaliśmy razem do Warszawy, odrazu im się spodobałem więc cieszyłem się że to dla nas jest szansa na lepsze życie, że wybijemy się. rzeczywistość okazała się bardziej brutalna niż myślałem, na początku było bardzo pięknie i kolorowo. Przeprowadziłem się do Warszawy, a po miesiącu ona przyjechała do mnie, przywieźli ja rodzice, którzy byli bardzo przeciwni, ze znowu ze sobą zamieszkamy bez ślubu, a matka jeszcze bardziej była zła, ze zabieram jej kochana córkę. Ona byla zazdrosna o to, ze ona cala milosc przelala na mnie, byla zazdrosna o wszystko. Pomimo tego, ze mielismy z nimi dobrze, to ja chcialem zebysmy byli samodzielni i sami do wszystkiego pomalutku dochodzili. Zacząłem prace, bylo strasznie ciezko, duza odpowiedzialnosc, malo czasu na wszystko, zero pomocy, duze wyzwania, ciagly stres. Siedzenie po nocach. Pozniej przyjechala ona, bardzo bylismy szczesliwi i zadowoleni, tak sie nam podobala Warszawa i tak chcielismy do czegos dojsc. Jednak wszystko nie bylo takie rózowe. Ona przez pierwsze pol roku nie mogla znalezc pracy, ja sie bardzo stresowalem, czulem sie odpowiedzialny przed jej rodzicami za nia, bardzo wszystko przezywalem. Pozniej w koncu dostala prace, ucieszylem sie bardzo. Ja pracowalem po 16 godzin dziennie zeby wszystko utrzymac sam i jeszcze na slub odlozyc. Przez 2 lata pracowalem po 16h dziennie. Dobrze placili za nadgodziny wiec uznalem ze to byla okazja. Codziennie sie mijalismy, nie mielismy dla siebie czasu, ja wszystko drażniło i mnie za wszystko obwiniała. Ja jej tłumaczyłem, że tak trzeba żebyśmy do czegoś doszli. Ta prace co dostala to musiala zalozyc wlasna dzialanosc gospodarcza i bylo wiecej wydatków na to niz to warte. Staralem sie jak moglem, pocieszalem ja, ale oni zyli w przekonaniu ze to ja musze wszystko zapewniac. Wiadomo ona nie placila za mieszkanie, tylko ja, jedzenie w sumie tez tylko ja, ale jej bylo i tak zle. Ciagle powtarzala co ja tutaj z Toba mam itp. Ja jej mowie ze musimy odkladac na slub, mieszkanie, że sa ważniejsze rzeczy nie przejedzenie wszystkiego i sterta nowych ciuchow których i tak nie zakladala, bo szybko sie wszystkim nudzila. Ciagle matka do mnie dzwonila z pretensjami, ja nigdzie nie chodzilem tylko praca i dom, zero kolegów, zero imprez. Kiedys dostałem bilety na kabareton i sie ucieszyłem, ze sobie pójdziemy, na co ona ze ona tego nie lubi i nigdzie nie pójdzie, to ja jej powiedzialem ze ide sam, a jej matka do mnie ze to chore zebym szedł sam i tak ciagle miałem. Wiec wolalem nigdzie nie chodzic i miec spokój. Nigdzie nie wychodzilismy razem, ciagle szantaze ze skocze z okna i bedziesz mial ze mna spokój, ja do niej spokojnie, cierpliwie, a ona zawsze z pretensjami do mnie za wszystko i gadala na mnie do rodziców. Jak uzbierałem około 25tys stwierdziłem, że akurat to był dobry moment żebyśmy pomysleli o mieszkaniu. Chciałem na poczatku wszystko sam zrobic, ale okazało sie ze banki wymagały 10% wkładu własnego. Ona zaproponowala ze porozmawia z rodzicami, na co ja jej, ze ja tak nie chce, ze oni maja swoje wydatki i kupili jej samochod za 35tys, wiec nie ma sensu ich obciazac. Najlepsze jest to, że ja wszystko sam oplacalem, kupilem jej rower dobrej klasy, a ona przez 3 lata bycia razem w tej Warszawie nie dala sie ani razu przejechac samochodem, prosilem ja, ale ona mowila "a jak mi rozwalisz"... Bez komentarza... Wtedy zapalila mi sie kontrolka, coś jest nie tak, to ja mam sam zasuwać na wszystko, na jej potrzeby, ona miala gdzies rachunki, oplaty, ja nic nie interesowalo, tylko lepsze ciuchy, jakis nowszy samochód itp. Patrzyla tylko kiedy bedzie miala w koncu jak matka. Oni dali nam te 30 tys na ten wklad, ale od samego poczatku mialem wszystko wypominane, na kazdym kroku, co miesiac, dwa przy pierwszej lepszej klotni slyszalem, oddawaj pieniadze. Pozniej zacząłem zbierac na slub, ale juz nie wiedzialem na co mam zbierac czy na oddanie im, czy na slub i o co im chodzi do cholery. Zareczylismy sie, ale ona przyjela to tak beznadziejnie, stwierdzila ze woli kwiaty ciete, a nie w koszu, tylko, że jak taki sam kosz dostała jej mama to skakała pod niebiosa. Wszystko jej nie pasowało, wszystko miała gdzieś. Jej matka stwierdzila na drugi dzień ze te cale zareczyny to byly pod publikę... I jeszcze powiedziała to mojej mamie. Moi rodzice w nic sie nie mieszali, uwazali nas za doroslych, mieli gdzies wtracanie sie. Ja pracowałem od rana do nocy, a ona nie szukała zadnej pracy, nic jej nie pasowało. Wymyslila sobie ze ta ekonomia co skonczyla to byla pomylka ona nie bedzie w tym szukac pracy i pracowac w tym, ze ona chce studiowac pedagogike i pracowac w przedszkolu. Stwierdzilem no dobra, troche glupio mowic rodzicom ktorzy lozyli na jej utrzymanie na studiach 5 lat i mowic im ze to pomylka... Ale im to nie przeszkadzalo, oni byli tak zapatrzeni w swoja corke, ze mieli to gdzies. Oprócz studiów wymyslila sobie w jednym momencie klurs angielskiego + najdorozszego dentyste w miescie bo stwierdzila ze chce miec holywoodzki uśmiech. Wszystko co sobie wymyśliła to chciała mieć, już i teraz i nic nie można było powiedzieć. Chodzila tam po 3 razy w tygodniu, narobila dlugów, miala ciagle do mnie pretensje ze nie moze na mnie liczyc. Ja jej mowilem o slubie, ale ona twierdzila ze jej dobrze jest jak jest i mamy czas. A jej rodzice ciągle tylko na mnie, że tak mieszkamy bez śllubu. Wiec mi sie wlaczyla kontrolka w glowie i pomyslalem sobie co to ma byc... Sponsoring? Co mam z pracy nie wychodzic tylko po to zeby ona miala wszystko, a ona nawet pierscionka nie bedzie nosic? Ciagle miala do mnie zal o wszystko, ciagle wyzwiska, klotnie, przeklenstwa. Zero seksu miesiącami, zrobilem sie wrakiem czlowieka, posiwailem caly. Usmiechasz sie to zle, jestes smutny zle, ja juz nie wiedzialem co mam robic. Ciagle ironia, wywyższanie sie ze ona ma bogatych rodziców. A ja do wszystkiego sam doszedłem ciężką praca, sam skonczyłem ciezkie studia bez zadnej pomocy i bez kasy rodziców. Tak bardzo to cenie teraz. Nie chodzi mi o to, że użalam się nad sobą i biadolę, ale poprostu było zajebiście cięzko. Myslalem ze jej rodzice mnie zrozumieja bo sami od biedy dochodzili do czego, ale te euro im tak przycmilo wszystko, ze zapomnieli o tym jak mieli. Jej ojciec kiedys zadzowil do mnie z pretensjami ze ona ciagle przeze mnie placze, zebysmy sie rozeszli, ze ile ja mam lat, ze ja absolutnie żadnego bytu nie potrafie zapewnic, zadnego, wiec ja popadlem w jeszcze wieksze kompleksy, depresję, ciagle sie klocilismy itp. Juz mialem tego dosc. Powiedzialem jej ze jak jej nie pasuje to niech wraca do mamy. Mielismy piata rocznice zwiazku, poprosiłem ja zebysmy razem gdzies wyszli, na co ona powiedziała, ze ona jedzie do mamy, ja jej mowie ze nie liczy sie z moim zdaniem, a ona ze wyskoczyłem z ta rocznica. I pojechała. Ja jej w sms-ie napisałem ze jak tak dalej ma byc to niech zabiera swoje rzeczy, wyprowadza sie, ja im oddaje pieniądze i koniec wszystkiego. Ona pewnie posluchala sie matki jak zawsze, która ciagle nia manipulowala i sterowala i wyprowadzila sie. Znalazla stancje. Ja nic nie przezywalem na poczatku, nawet bylo mi lzej, poczulem sie taki wolny, ze nikt mnie nie szantazuje, nie przegloada mi ciagle komorki jak bylem tak wierny, ze oddam te pieniadze i mam swiety spokój. Oni ciagle ze wszystkich drwili, smiali ze wszystkiego i wszystkich, tylko oni byli najlepsi. A ktoś jest smieciem, zerem. Uwazali sie za Bogów, za lepszych ludzi. Nie dali dojsc do slowa, ciagle krzyczeli, kogos zdanie sie nie liczylo, bylem ciagle zastraszony i nic nie moglem powiedziec. Czulem sie jak nic nie warty smiec i na wszystko mialem zarobic i dac. Ona chciała wrócić, próbowała mnie szantażować, grała jak się dało, ale ja już nie wierzyłem w jej manipulację, stwierdziłem że będzie znowu to samo. Oni przyjechali po pieniadze i reszte jej rzeczy, wyszla klotnia, byla konfrontacja, wypieranie sie swoich slow, jej matka kiedys powiedziala ze znajdz sobie normalnego chłopaka, po czym twierdzila ze ona tak nie powiedziala. Wszystkiego sie wypieraly, zrobily mi takie pranie mozgu ze nie wiedzialem jak sie nazywam. Ona byla dobra dziewczyna, dbala o mnie, o dom, bardzo czule sie opiekowala, ale czasami miala takie wybuchy agresji, byla zla ze tyle pracuje, ale z drugiej strony chciala zebym mial zawsze kase i czas dla niej. Bylem w sytuacji bez wyjscia. Chcialem sam nazbierac na slub, dziecko, chcialem byc odpowiedzialny. Jej rodzice stwierdzili ze jestem nieodpowiedzialny, ze oni chcieli tylko odpwowiedzialności... Ja myslalem ze bylem, za wszystko placilem "prawie wszystko" ona do mnie przy rodzicach ze ma tyle dlugów u dentysty.... Ja o tym nic nie wiedzialem, nic ze mna nie konsultowała, a na koniec wszystko na mnie... Przy rodzicach... taki wstyd. Ajjj szkoda gadać. A jej rodzice ze musza jej wysylac ile chce, bo jak na mnie nie moze liczyc to oni musza jej dac. Zero oszczedzania, zero planowania, ona ciagle zyla chwila dniem, ciagle szybka jazda samochodem, strojenie sie, szukanie wzroku innych facetów, kokietowanie, nawet w moim towarzystwie jakies glupie uwagi, a strofowanie mnie na kazdym kroku i traktowanie jak pomiota, przedmiotowo i do swoich gier.Lans i głupota, materializm, konsumpcjonizm i życie na pokaz dla zaspokojenia własnych potrzeb. Byłem na każde jej zawołanie o każdej porze dnia i nocy. Kiedys poszedlem do niej pod prace z kwiatami to dostalem opierdziel ze po co tu przychodzisz. Przekręcanie faktów, ciągle pretensje, płacze, humory, zero rozmowy tylko "yhy" "co chcesz" "daj mi spokój" itp. Proszenie o rozmowę o to żebyśmy usiedli i planowali jakieś wydatki, jakie mam koszty. Ona twierdziła, że nie chce nawet na to patrzeć co ja sobie tam liczę. Boze przez co ja przeszedlem. Ona sie tylko cieszyla jak cos jej kupilem, po czym nudzila sie wszystkim i byla zla. Ja nie wiem kim trzeba byc zeby jej dogodzic, bogatym pantoflem, bez wlasnego zdania i honoru. Ciagle drwiny, krzyki, wypominanie, przypominanie, ironia... Ciesze sie ze to sie skonczylo, ale z drugiej strony ta samotność, tyle lat razem, te wszystkie chwile razem spędzone... Oni nie byli wcale tacy najgorsi, ale mogli czasami mnie tez zrozumieć, że wszystko nie kręci sie wokół ich córki, ze ona też musi pracować. Oni nie wiedzą jak teraz żyją młodzi ludzie, że muszą oboje pracować. Ona stwierdziła ze jest najpiękniejsza w Warszawie, ze w ogóle to w Warszawie nie ma ładnych dziewczyn. Taki narcyzm... Ona absolutnie nie poszłaby do żadnego psychologa, na taka propozycje to jeszcze mnie by wyzwała. Ona ciągle dzwoniła do matki, po kilka godzin dziennie. Miała zmienne nastroje. Żadna praca jej nie pasowała, wszyscy byli zli, najgorsi, a ona najmadrzejsza na swiecie. Była w pracy to była zadowolona, później jechała autobusem to ciągle miała zajęte, jak wróciła do domu to już pretensje o wszystko. Matka ją buntowała i ciągle nastawiała przeciwko mnie, myślała ze jak nas skloci to ona wroci do niej i nie bedzie sama. A ja przeciez chcialem wracac jak bylem w takiej depresji, zebysmy moze tam lepiej sprobowali, moze tam znajdzie szybciej prace. Tracilem sily i nadzieje na wszystko, pomimo ze tak bardzo kochalem to mialem juz dosc wszystkiego. Mowilem jej wracajmy, a ona do mnie jak chcesz to sobie wracaj, ja nigdzie nie wracam. Jej matka ze to moja wina, ze to ja tam ja zabrałem, a tam nie ma zadnej pracy, ze ona przez 3 lata nic nie moze znalezc. Nigdy jej nie zdradzilem i nie mialem nikogo na boku, ale bylem tak zmeczony wszystkim ze marzylem tylko o samotnosci o spokoju, zeby nikt na mnie nie krzyczał, obarczał wszystkim. Nie było jeszcze dziecka... Ciekawy jestem co by było gdyby było dziecko... Już całkiem nie miałbym spokoju, już całkiem byłbym najgorszym śmieciem i była by nowa opcja do szantażu - dziecko. Ona wiedziała ze mi bardzo na nie zalezy, ze ja zrobie wszystko zeby ja zatrzymac a tutaj sie bardzo zdziwiła... Minęło już 1,5 roku i powoli dochodze do siebie, czuje się taki wolny. Pierwsze miesiace byly straszne, ciagle picie, imprezy. Nigdy nigdzie nie chodzilem, ale stwierdzilem ze to nie dla mnie, ze tak nie moge zmarnowac wszystkiego co osiagnalem, ze mam rodziców, ze nie mogę robić głupstw. Wyniszczyłem się psychicznie, za wszystko się obwiniałem, że wszystko to moja wina, że miałem taką cudowną dziewczynę, a zniszczyłem wszystko... Myslałem żeby ze sobą skończyć, ale pomyślałem wtedy co to da... Tylko sprawie ból swoim rodzicom i udowodnię im że jestem nikim, że tylko jeszcze bardziej się pogrożę. Dodam jeszcze to, że ona strasznie wszystkimi manipulowała, przekręcała fakty, kłamała, owijała sobie ludzi wokół palca. Wmawiała wszystkim, że ktoś coś powiedział jak nikt niczego jej nie powiedział. Jak miał przyjść do mnie kolega do domu w sprawach zawodowych to ona siedziała w garażu w samochodzie i czekała aż pójdzie. Unikała ludzi, jak ktoś jej powiedział jakąś uwagę to skreślała tą osobę ze swojego życia. Nikt nic nie mógł jej nic powiedzieć, wszystkich tylko wyzywała i ośmieszała, a ona była taka cudowna i tylko ją trzeba było chwalić za wszystko. Jak byliśmy na weselu mojej siostry to zrobiła mi taką jazdę o nic, poszła do samochodu, zaczęła płakać, robiła zamieszanie wokół własnej osoby, wszyscy jej nie pasowali. Moja mama próbowała z nią rozmawiać, ale się nie dało. Po 24 miałem już koniec imprezy i razem z jej rodzicami pojechaliśmy do domu spać, oni cała winę tylko na mnie zganiali. Ja jej mówię, że nic się nie bawiliśmy, że zmarnowała mi wesele mojej jedynej siostry, na co ona, że co z tego że siostry, że żałuje że tam wogóle jechała... Już widzę jak ja coś takiego bym zrobił na weselu jej brata... Dostałbym taki opierdziel że nie wiedziałbym jak sie nazywam... Było mi tak przykro, wszyscy się bawili, cieszyli życiem, a ja nic, ciągle jak jakiś dupek. Jak się rozstawaliśmy i mówiłem przy jej rodzicach, że było tak i tak, to oni tylko jej bronili i śmiali się ze mnie w twarz... Zrobili ze mnie kompletnego idiotę, sierotę itp. Pogrążyli. A ja powiedziałem sobie, że mam gdzieś ich te pieniądze i rzyganie wszystkiego, że poradzę sobie sam ze wszystkim i nie będę musiał się przed nimi ciągle płaszczyć i ich pod niebiosa wychwalać, a wszystko co ja robię to nic nie warte rzeczy. Wolę jeść suchy chleb, nie mieć takich luksusów, ale żyć godnie i chodzić z podniesioną głową. Mi się wydaje, że oni wszyscy mają jakieś zaburzenia, że oni udają szczęśliwą rodzinę na pokaz przed wszystkim, a nie mają zdrowych relacji pomiędzy sobą, że nie bez powodu jej ojciec ucieka od tego wszystkiego i jeździ tyle lat za granice, ze ma tam święty spokój. Oni dzwonią tylko do niego jak coś potrzebują, a on spełnia wszystkie ich zachcianki. Mi się wydaje, że jej matka też ma Borderline. Ona ciągle płacze, irytuję się wszystkim, wszystkich oskarża, wszyscy są winni, tylko nie ona, że może kogoś wyzywać bezkarnie, że ktoś jest nikim, a tylko oni są górą w tym wszystkim. Mimo wszystko bardzo żałuję, bo się świetnie uzupełnialiśmy i ona dawała mi takie poczucie, że wszystko ma jakiś sens, że jest po coś. Teraz mam taką pustkę w sercu i nic już nie jest takie same, że wszystko jest do bani, ale z drugiej strony mam taki komfort psychiczny, że nie muszę udowadniać, że w wieku 30 lat będę milionerem, że nie muszę się napinać na wszystkie jej zachcianki, że nie jestem niczyim niewolnikiem. Też popełniałem dużo błędów, też byłem zbyt zaborczy, zazdrosny, może mogłem czasami więcej pomóc jej finansowo, byłem za bardzo oszczędny, ale z drugiej strony mając ciągle szantaż i presje ślubu to nie mogłem postępować inaczej, musiałem myśleć o przyszłości. Wszystkie pieniadze bym rozwalił, a ona i tak by odeszła, a oni do mnie by i tak mowili ze mam oddawac. Wydałem na nasz związek przez te 3 lata w Warszawie okolo 120tys. zl, nie chciałem nic wypominać bo robiłem to dla nas z miłości, ale nawet dzieki nie uslyszalem tylko ironia w oczach i wyzwiska od chytrusów itp., że jeszcze jej za mało pomagałem, a ona nawet głupim samochodem nie dała się przejechać. A jej rodziców wcale nie było szkoda, bo ona chciała jak najwięcej wyciągnąć gdzie się da, bez względu na konsekwencje, miała wszystko gdzieś. Liczyły się tylko rzeczy, ciuchy, nowy samochód, nie liczyło się zdrowie ojca, jego choroba, że on też ma już dość tej rozłąki, dla niej liczyło się tylko to co ona musi mieć w danej chwili. Jak coś kupowała to zawsze droższe, bo to jest lepsze. Tak zazdrościłem innym parom, które razem odkladają na ślub, oszczedzają. Ja chciałem żeby ona poszła do innego, żeby zobaczyła że ja miałem racje, że ludzie teraz tak żują że razem sie składają. Ona myśli, że znajdzie takiego co wszystko opłaci, a reszte jej wszystko odda, a ona swoje pieniądze będzie miała na swoje przyjemności... To chyba nie te czasy... Rozmawiam ze znajomymi to smieja sie ze mnie ze tak długo to wytrzymałem. Że miłość to tylko to co może dostać od drugiej osoby. Ona kogoś szybko idealizuje, a w chwilach słabości równa z błotem, wyzywa, robi docinki. Zachowuje się jak małe dziecko, jak czegoś nie dostanie to płacz i narzekanie, dzwonienie po rodzicach. Ja zawsze byłem skromny, dla mnie kasa nie była najważniejsza, a przy nich zrobiłem się strasznie nerwowy, strasznie pazerny na kasę, chciałem więcej i więcej. Nie odchodziłem od komputera. Nawet w pracy koleżanka to zauważyła, że ja tylko kasa i kasa. Ona odeszła to zmieniłam się znowu na takiego jakim byłem zawsze. Bardzo się cieszę, bo już nie muszę się napinać, a wszystko przyjdzie pomalutku a nie pracą po 16 h dziennie, ja bym chyba dostał zawału w wieku 40 lat, a i tak bym im nie dorównał. Może ktoś da jej więcej, będzie miała kase, bo ona zawsze spadnie na 4 łapy, ale nie będzie szczęśliwa, nikt jej tak nie zrozumie, nie przytuli, nie będzie współczuć. Jeżeli chodzi o seks to u nie było strasznie wszystko dziwne, chciała tylko brać, ciągle gdzieś się spieszyła, wszystko szybko, jak już osiągnęła orgazm to nie interesowały jej moje sprawy, miała wszystko za nic, tylko ona się liczyła. Wiem to nie jest najważniejsze, ale seks oralny nie wchodził w grę. Tyle razy prosiłem Boga jak byłem tak wycieńczony po pracy żeby ona przejeła trochę inicjatywę, żeby mnie odstresowała, ale miałem jeszcze dobijaną szpilę... Już nie wytrzymałem nerwowo i psychicznie nie mogłem jej nic wytłumaczyć, że facet ma większe potrzeby niż raz na 2 miesiące, na co ona że jestem zboczony i żebym znalazł sobie taką "kurwę" co mi będzie dawałą codziennie, bo chcę zrobić z niej dziwkę. Było mi przykro, bo mi zależało tylko na okazywaniu uczuć, emocji, miłości, żeby też mieć coś z tego zycia. Ja chciałem też tak pokazać jak jej pragnę, jak ją kocham i jak mi na niej zależy. I tak myślałem sobie, ze jak ona już teraz jest taka aseskualna to co będzie za 10 lat? Nigdzie nie byliśmy na imprezie przez 5 lat, nigdy nie tańczyliśmy poza jednym razem na weselu jej kuzynki i mojej siostry. Co o tym wszystkim sądzicie czy ona może mieć Borderline? czy ona będzie tak zawsze robiła, czy może ja tak na nią działałem i się zmieni kiedyś? Przepraszam że tak dużo napisałem, przepraszam za błędy... Dziękuję z góry za wszystkie opinie i cierpliwość. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To co opisałeś to jakiś koszmar. Mogę tylko napisać, że podziwiam Cię, że tak długo wytrzymaleś. To wszystko jest tak chore, że brak słów. Nie wiem czy ona ma borderline, mozliwe, a na pewno jest skrajnie niedojrzała i nieodpowiedzialna...egoistyczna, narcystyczna, wygodna i leniwa. Tak to wygląda z tego co opisaleś.Przykro mi to pisać, ale chyba dobrze się stało, że się rozstaliście. Mam nadzieję, że znajdziesz jakaś normalną, gospodarną, czułą dziewczynę i będziesz szczęśliwy. pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zaburzona ta Twoja dziewczyna z pewnością jest..jej matka,ojciec ..w imie czego tyś znosił takie upokorzenia..nie jestem specjalistą aby wydawać diagnozy,ale dobrze,że to się skończyło bo było chore..myślałeś o pomocy psychologa?masz nadszarpniętą bardzo psychikę przez takie życie i powodzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuje bardzo za budujace wypowiedzi, za wsparcie. Ja generalnie mam w miare silna psychike i wiele w zyciu przeszedlem wiec bedzie ok. Boli tylko strasznie w srodku, bo czlowiek sie za mocno zaangazowal. Mimo wszystko życze jej z całego serca dobrze, ale ja jestem pewien, ze jak bedzie tak traktowac kazdego to predzej czy pozniej kazdy wysiadzie. Moze gdybysmy inaczej trafili, zebym ja mial odrazu lepiej platna prace, zebym mogl jej wiecej zapewnic to byloby inaczej, a tak... Jeszcze raz Wam wszystkim bardzo dziekuje za zrozumienie i opinie, widze ze nie tylko ja na to tak patrzylem. Chcialem dlatego zasiegnac Waszej opini. Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

On^31, Dobrnęłam do końca. Czytałam jednym tchem, jak jakiś horror, straszliwą opowieść o niedojrzałej osobie, którą oczywiście w moim odczuciu jest Twoja była dziewczyna. Widzę, że bardzo emocjonalnie podchodzisz do straty, rozstania, pomimo krzywd, jakie doznałeś w związku.

Ja się tylko dziwię, że byłeś w stanie wytrzymać tyle lat będąc z nią.

Oczywiście, że miała zalety, każdy człowiek je ma, tylko,dlaczego o nich nie napisałeś. Co dawała od siebie?

Myślę, że w tym momencie jest to nieważne, odgrodziłeś się od niej, myślę, że to była dobra decyzja.

A jej będzie kiedyś w życiu bardzo źle. Z uwagi na roszczący sposób bycia nikt z nią długo nie wytrzyma.

Typowa sytuacja, w której sfrustrowana matka przelewa całą swoją małpią miłośćna dziecko, nie wychowując dobrze. Tylko w poczuciu, ze wszystko jej się od życia należy. Myślę też, że jej matka jak i ojciec są nieszczęśliwi będąc razem. Dlatego ojciec wyjechał, woli robić i sprawiać niespodzianki na odległość. A matka manipuluje córką. Tak naprawdę to jej rodzice, a właściwie jak dla mnie matka jest tu winna. Ale mogę sobie gdybać......NIeświadomie wychowała manipulującego innymi ludźmi potwora. NIestety.

Oby się szybko otrząsnęła i otworzyła oczy.

NIe wiem czy to jest borderline, ale napewno zachowania ze spectrum osobowości niedojrzałej emocjonalnie.

Nie rozmyślaj już o tym, zafunduj sobie jakąś porządną terapię. I obyś na swojej drodze nie spotkał już tak brutalnie wyrafinowanej osoby.

Stać Cię na wiele i jeszcze więcej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam serdecznie!

 

Podobnie, jak poprzednicy przeczytałam całą historię i podzielam zdanie. DRAMAT! Podziwiam cię On^31 za wytrwałość i naprawdę silne nerwy. Wielu na twoim miejscu zrezygnowałoby w przedbiegach. Rozumiem, że zakończony związek zawsze wywołuje smutek, poczucie porażki, zawiedzione nadzieje i żal. Jednak na podstawie twojego listu widać wyraźnie, że ten związek był związkiem toksycznym. Ty byłeś stroną, która ciągle się starała, udowadniała na okrągło, że zasługuje na szacunek, która się angażowała, wychodziła z inicjatywą, planowała, spełniała zachcianki, a druga strona - jedynie brała i żądała więcej. Co do podejrzeń borderline, myślę, że nie są trafione. Na pewno dziewczyna, jak i jej rodzice wykazują pewne zaburzenia osobowości, ale bardziej przedstawiony przez ciebie obraz świadczy o osobowości narcystycznej:

 

- bezceremonialne i aroganckie postawy oraz zachowania,

- częsta zawiść wobec innych i przekonanie, że to inni są zawistni i źli (Ja jestem cacy, inni są be),

- wykorzystywanie innych dla własnych celów,

- wyższościowe poczucie własnej wartości,

- pochłonięcie przez wyobrażenia o własnej wspaniałości,

- przekonanie o byciu kimś niepowtarzalnym, specjalnym, wyjątkowym,

- potrzeba nadmiernego podziwu, bycia docenionym przez innych,

- oskarżanie innych za własne niepowodzenia,

- krzywdzenie innych dla "idei", bo tylko ja się liczę,

- egocentryzm,

- poczucie uprzywilejowania, oczekiwanie szczególnie korzystnego traktowania własnej osoby,

- lekceważenie potrzeb i uczuć innych,

- przekonanie, że ja mam prawo, inni - tylko obowiązki,

- zazdrość i brak empatii.

 

Myślę, że powyższy katalog objawów, świadczący o osobowości narcystycznej, bardziej odpowiada obrazowi twojej byłej dziewczyny. Narcyzm to trochę taki przerośnięty egoizm plus brak poszanowania drugiego człowieka. Życzę powodzenia w odbudowywaniu własnej samooceny i odzyskiwaniu sił, które "wyssała" była partnerka.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem strasznie wdzięczny Wam za te opinie. Też właśnie myślałem, że to osobowość narcystyczna. Teraz wiem to napewno, oni mają tak wszyscy w rodzinie. Nic nie można powiedzieć tylko trzeba nadskakiwać i wychwalać. Im to pasowało, że ja taki byłem, ale było za mało pieniędzy więc byłem już gorszy, nie zasługiwałem na szacunek. Tylko pieniądze, rzeczy są ważne. Próżność i mieć a nie być. Ciekawi mnie tylko czy taka osoba ma szansę zbudować coś trwalszego, coś na dlugie lata.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z Twoich postów wynika, że Ty dla odmiany jesteś dojrzały, odpowiedzialny, pracowity i gospodarny. Pragniesz dawać i uszczęśliwiać, budować coś wlasnymi siłami, dochodzić do czegoś własną pracą. Życzę, żebyś znalazł podobną dziewczynę i żebyście razem stworzyli wspaniałą rodzinę. O tamtej dziewczynie już raczej nie myśl - wyobrażasz sobie Ją jako matkę swoich dzieci? Czego by ona je nauczyła? Brania i postawy roszczeniowej? No i myślę, że z czasem by się powiększała rysa między Wami, bo macie inne podejście do życia i na dłuższą metę bylibyście bardzo, bardzo nieszczęśliwi. Być może tak jak Jej ojciec musiałbyś ucieć w pracę.Odradzam powroty do tej dziewczyny.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ciekawi mnie tylko czy taka osoba ma szansę zbudować coś trwalszego, coś na długie lata.

 

Ludzie z osobowością narcystyczną rzeczywiście stanowią nie lada wyzwanie, jeśli chodzi o budowanie związków damsko-męskich. Jak każde zaburzenie osobowości, również osobowość narcystyczna wymaga leczenia i psychoterapii. Czasami jednak istnieją związki, które funkcjonują na zasadzie uzupełniania się we wzajemnych deficytach - są to związki chore, bo zabezpieczające patologię, np. diada osobowość zależna + osobowość paranoiczna albo agresywny kat + uległa ofiara w związkach przemocowych. Wówczas wzajemne utrwalanie patologii, choć destruktywne, może przyczynić się do tego, że relacja będzie trwała dość długo, przynosząc jednak cierpienie, jak nie obu, to przynajmniej jednej ze stron. Neurotycy nie potrafią cieszyć się życiem, a ich egocentryzm tak naprawdę wynika z braku zadowolenia z siebie. Pewne niedomogi pokrywa się zatem arogancją, roszczeniowością, opryskliwością, agresją. Zainteresowanym polecam książkę Karen Horney "Neurotyczna osobowość naszych czasów", której fragment cytuję niżej:

 

...każda nerwica zawiera pewne sprzeczne dążenia, których neurotyk nie potrafi pogodzić. Powstaje wobec tego pytanie, czy nasza kultura nie charakteryzuje się podobnymi, określonymi sprzecznościami, stanowiącymi podłoże typowych konfliktów neurotycznych? (...) Sprzeczność występuje między naszymi potrzebami a trudnościami w ich zaspokajaniu. Ze względów ekonomicznych potrzeby nasze są ciągle rozbudowywane za pomocą reklamy, nawoływania do konsumpcji i do dotrzymywania kroku sąsiadom. Większość ludzi ma jednak w rzeczywistości ograniczone możliwości zaspokajania takich potrzeb, co prowadzi do ciągłej rozbieżności między pragnieniami a ich spełnianiem. Istnieje jeszcze jedna sprzeczność: między pozorną wolnością jednostki a rzeczywistym jej ograniczeniem. Społeczeństwo wmawia człowiekowi, że jest on wolnym i niezależnym panem swego życia; „wielka gra, jaką jest życie” stoi przed nim otworem i może zdobyć wszystko, co chce, jeśli wykaże wystarczającą sprawność i włoży w to odpowiedni wysiłek. W rzeczywistości jednak większość ludzi ma w tym zakresie ograniczone możliwości. To, co się mówi żartobliwie o niemożności wybrania sobie rodziców, można swobodnie rozszerzyć na życie w ogóle - na wybór i powodzenie w zawodzie, wybór rozrywek czy partnera. Jednostka oscyluje przez to między poczuciem nieograniczonej swobody w kierowaniu swym losem a poczuciem absolutnej bezradności.

 

Na temat toksycznych związków można przeczytać tutaj: http://portal.abczdrowie.pl/toksyczne-zwiazki

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Swój post kieruję do ekspert_abcZdrowie gdyz zaciekawiło mnie to co zostało napisane odnośnie związków uzupełniących się we wzajemnych deficytach i tym samym utrwalających patologię.

 

Nie chcę opisywać tutaj dla odmiany swojej historii, ale interesuje mnie czy osoba o osobowości zależnej ma głównie tendencje do wiązania się w związki z osobami o osobowości paranoicznej, czy można wyróznić jeszcze inne rodzaje zaburzeń osobowości, z którymi osobowość zależna będzie się równie "dobrze" uzupełniać?

 

A jakie typy osobowosci najczęściej przyciągają do siebie osoby z zaburzeniem borderline? Tak dziwnie może to określę, ale jacy ludzie "pociągają" borderline'owców?

 

-- 03 wrz 2011, 00:26 --

 

Kolejne pytanie, czy może zdarzyć się sytuacja, że osoba o zaburzeniu osobowości zależnej zwiąże się z kimś, kto swoich zachowaniem będzie tą osobę od siebie uzależniał? Co wywoła jeszcze silniejszą zależność? Kto w takiej sytuacji jest naprawdę uzależniony, a kto współuzależniony?Czy zachowanie polegające na odtrącaniu i ponownych powrotach może wzmóc objawy zależnosci u osoby z tym problemem?

 

-- 03 wrz 2011, 00:44 --

 

Czy osoba o osobowości zależnej może w swoim związku z partnerem stać się osobą współuzależnioną? Po czym poznać, że to współuzależnienie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

etien, odpowiem po kolei na twoje pytania.

 

1) Czy ludzie z osobowością zależną łączą się głównie z osobami o skłonnościach paranoicznych? Czy osobowość zależna może też tworzyć związki z innymi typami zaburzeń osobowościowych, które będą zabezpieczały się w patologii?

 

Osobowość zależna przede wszystkim wierzy, że nie może żyć samodzielnie, że inni zabezpieczają jej los, że bez innych zginie. Paranoicy z kolei mogą zabezpieczać swoją wrażliwość na niepowodzenia i niski próg frustracji, obwiniając za wszystko osobę zależną, wzbudzając w niej poczucie winy. W tym układzie oczywiście najwięcej traci osoba zależna, która z obawy przed odrzuceniem i samotnością godzi się na krzyki, wyzwiska, a nawet przemoc domową. Osobowość zależna nie przyciąga jedynie paranoików, ale równie dobrze może łączyć się z psychopatami. Psychopaci jednak wybierają na swoje "ofiary" często osoby zdrowe, stabilne psychicznie. To urodzeni manipulatorzy i aktorzy, z potrzebą zdobywania i niszczenia drugiego człowieka. Ich żądza władzy, kontrolowania świata, urojenia prześladowania i inteligencja w stosowaniu przemyślanych gierek mogą synchronizować się u silnych jednostek z ich potrzebą sprawdzania się, ciekawością świata i chęcią rozwiązywania "życiowych trudności". Osoby zależne mogą zabezpieczać swoje deficyty, łącząc się np. z człowiekiem o osobowości histrionicznej, który zwraca uwagę tylko na swoje potrzeby, pragnie być w centrum zainteresowania, chce być podziwiany, doceniany, pytany o zdanie. Wydaje się zatem, że egocentryzm histronika będzie zazębiał się z niezdecydowaniem i potrzebą konsultowania każdej decyzji u osoby zależnej.

 

2) Z jakimi osobami najczęściej wiążą się osoby z borderline?

 

Nie ma jakiś danych statystycznych, ale osoby chwiejne emocjonalnie, z zaburzonym obrazem siebie i uczuciem pustki wewnętrznej zazwyczaj wchodzą w związki krótkotrwałe, niestabilne i bardzo burzliwe. Osoby z borderline odznaczają się tym, że robią wszystko "za bardzo" - za dużo od siebie wymagają, są zbyt samokrytyczne, za bardzo kochają, za bardzo się angażują i zbyt dużego zaangażowania oczekują od partnera. Ich kryzysy emocjonalne mają być niejako rozwiązane dzięki związkowi i poprzez związek. Relacja z drugim człowiekiem ma zabezpieczać przed niestabilnością i brakiem zadowolenia z siebie. Można zaryzykować tezę, że osoby z bordeline przyciągają osoby o podobnych deficytach psychologicznych, a więc może to być związek bordeline + bordeline, ale równie dobrze borderline + osoba dyssocjalna, borderline + osobowość zależna albo bordeline + osobowość narcystyczna.

 

3) Czy może zdarzyć się sytuacja, że osoba o zaburzeniu osobowości zależnej zwiąże się z kimś, kto swoich zachowaniem będzie tą osobę od siebie uzależniał? Co wywoła jeszcze silniejszą zależność? Kto w takiej sytuacji jest naprawdę uzależniony, a kto współuzależniony? Czy zachowanie polegające na odtrącaniu i ponownych powrotach może wzmóc objawy zależności u osoby z tym problemem?

 

Rozumiem, że jest to pytanie o związek dwóch osób ze skłonnościami do zachowań zależnościowych, np. diada osobowość zależna + osobowość zależna. Często jest tak, że tkwimy w związku, bo nam "wygodnie", bo druga osoba stanowi jakby puzzel, uzupełnia nas. W psychologii określa się to jako związki komplementarne. I wszystko wydaje się pięknie wyglądać, gdyby nie mechanizm utrwalający układy patologiczne. Nie ma nic złego, że ekstrawertyk łączy się z introwertykiem albo osoba pewna siebie z nieśmiałą - mają szansę uczyć się od siebie i rozumieć zachowania drugiej strony. Problem pojawia się, kiedy związek zabezpiecza patologię. Związki zależne tworzą się często na zasadzie przeciwieństw. Jako komplementarne elementy partnerzy mają szansę zaspokoić swoje potrzeby, aspiracje i oczekiwania. Większość par jednak nie zdaje sobie sprawy z nieświadomych dopasowań scalających związek, dopóki nie pojawią się okoliczności, które unaocznią prawdę o wątpliwej jakości partnerstwa i przyczynią się do wyzwolenia z niegdyś wygodnego układu. Ludzie mogą dobierać się w pary na zasadzie przeciwieństw ze względu na problemy emocjonalne, chęć uzupełnienia deficytów w jakiejś sferze, ale związek przestaje być wówczas funkcjonalny. Nosi znamiona patologii, bo jego zadaniem jest zabezpieczanie dwojga ludzi przed dyskomfortem i frustracjami. Człowiek zamiast czerpać wiedzę ze związku i walczyć z własnymi problemami emocjonalnymi czy innymi (np. w relacjach z ludźmi), pogłębia je i utrwala negatywne schematy myślenia i działania. Kto jest z takich związkach uzależniony, a kto współuzależniony? Tak naprawdę granica się wówczas rozmywa, bowiem jedna i druga strona traktuje drugą jako zaplecze dla swojego (jakiego takiego) funkcjonowania. Każda z osób w związku staje się wówczas zależna i współuzależniona. Jeśli chodzi o mechanizm rozstań i powrotów, to często wykorzystywany mechanizm jeszcze większego wiązania. Manipuluje się uczuciami drugiej strony, by poczuła się winna za rozstanie i wdzięczna za powrót, a poczucie niepewności eskaluje zależność i przywiązanie do partnera.

 

4) Czy osoba o osobowości zależnej może w swoim związku z partnerem stać się osobą współuzależnioną? Po czym poznać, że to współuzależnienie?

 

Współuzależnienie to zgoda na trwanie w patologii, mimo świadomości, że tak naprawdę dany związek nie służy żadnej ze stron relacji - ani mnie, ani partnerowi, z którym jestem. O współuzależnieniu mówi się głównie w odniesieniu do żon alkoholików, ale nierzadko prezentują one symptomy osobowości zależnej. Nie chcą odejść od męża pijaka, współzależne od niego, mimo świadomości, że choroba alkoholowa męża niszczy wszystkich dookoła. Więcej na ten temat można przeczytać tutaj:

 

http://portal.abczdrowie.pl/uzaleznienie-od-partnera

http://portal.abczdrowie.pl/wspoluzaleznienie

 

Pozdrawiam ciepło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

On^31, nie warto porównywać się z aktualnym parterem Twojej byłej dziewczyny. Było, minęło, rozstaliście się, pora zacząć żyć pełną piersią, nie oglądając się wstecz. Porównywanie się z innymi powoduje tylko, że czujesz się gorzej, spada Twoja samoocena. Jak mogła poznać kogoś w tak krótkim czasie? Nie wiem, widocznie mogła... Albo była nieuczciwa w związku z Tobą (co z Twoich postów wcale by nie dziwiło) i miała "w rezerwie" kogoś jeszcze. Stąd tak szybki ślub... Nie osądzam, bo nie wiem. Ale radzę nie zadręczać się i nie analizować życia byłej partnerki, co raczej skoncentrować się na swoim życiu. Jeżeli nawet ona był nieuczciwa i postępowała nie fair, Ty byłeś w porządku - starałeś się, angażowałeś, zależało Ci na tej relacji, szedłeś na ustępstwa. Nie masz sobie nic do zarzucenia... Zamknij tamten rozdział swojego życia i zacznij "pisać" kolejny z nadzieją na happy end :)

 

Pozdrawiam ciepło

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziekuje bardzo Pani psycholog. Duzo mi dała ta odpowiedz. Tzn. wiem na pewno, że poznała go po rozstaniu ze mna i podjela taka szybka decyzje pod wplywem emocji, bo rodzina też nalegala na slub, dziecko, ona juz bardzo tego chciala. Boli mnie to bo bardzo się zaangazowalem, wiele lat jej pomagalem, a kogos znala tak krótko i zdecydowala sie byc jego zona... Ode mnie pierscionka nie chciala, czulem sie ciagle gorszy, biedniejszy. teraz jest mi juz lepiej zyje spokojnie, nie mam napiecia, ze musze byc bogaty w wieku 30 lat, ze musze im udowadniac wszystko. Ja wszystko robilem dla niej z serca i poswiecenia i zawsze chcialem dobrze dla niej, ale wszystko obrocilo sie przeciwko mnie. Już nie ma co wracac, roztrzasac, dla mnie wazne zeby jej bylo dobrze. Tylko boje sie, ze ona tej osoby nie poznala do konca, ze ona widzi tylko powierzchownosc, to co sie swieci. Zycze jej z calego serca dobrze i chce zeby byla szczesliwa. Ona wiele razy byla nieuczciwa, miala jakies gluch telefony, tajemnicze zachowania, odbierala tylko jak bylem jej potrzebny albo bylo jej wygodnie. Taki czlowiek nastawiony na branie i wykorzystywanie innych osob do swoich celów. Szkoda tylko tych 5 lat, tyle wspomnien, tyle wspolnych chwil, tego mi najbardziej szkoda, ale coz... zycie.

 

Jeszcze raz dziekuje i pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

On^31, jej życie, jej wybory. Musisz się pogodzić, że nie jesteś częścią jej życia. Nie możesz też brać odpowiedzialności za jej decyzje i zachowanie jej aktualnego partnera. Może znają się krótko, może faktycznie dostrzegają w sobie to, co powierzchowne, a może faktycznie byli sobie pisani? To pokaże czas. Cieszę się jednak, że odetchnąłeś po tych pięciu intensywnych latach, że nie jesteś taki zdenerwowany, w stresie, spięty. Zobaczysz, z czasem zacznie się wszystko powoli układać. Trzymam kciuki i życzę dużo optymizmu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Najbardziej boli mnie tylko to, że tak mi mowiła że mnie kocha, że jest za mna, a jak pojawił się ktoś nowy to szybko wyszła za niego za mąż. To chyba nie było do końca szczere i prawdziwe, bo ja np. bym tak nie mógł... Mam taka kolezanka, która po 3 miesiacach związku bardzo przezywa, placze i mowi, ze przez najblizsze miesiace nie ma ochoty i sil na zadne zwiazki, a tutaj jednak ktos tak szybko przenosi uczucia na kogos innego i dodatkowo jeszcze szybko wychodzi za maz... Dla mnie to nie zrozumiale i dziwne zachowanie i oby to bylo szczere i przemyslane zachowanie, decyzja, bo na poczatku zawsze jest fajnie, zauroczenie, motylki w brzuchu itp. a pozniej jak przychodza jakies problemy to ludzie nie radza sobie z ich pokonywaniem... Koncze juz watek, bo koncze myslenie o tym wszystkim, to wszystko nie ma żadnego sesnu i tylko nie potrzebnie wprowadza depresje. Musialo tak być i chyba dobrze sie stalo, bo nie mialem juz sily sie bronic i tlumaczyc oczywistych rzeczy. Dwa inne swiaty...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Rozstania zawsze bolą. W Twoim przypadku jeszcze bardziej, bo masz świadomość, że szybko po Waszym rozstaniu Twoja była dziewczyna wyszła za mąż za innego mężczyznę. Ale powtarzam, nie można tego bezustannie kontemplować, bo faktycznie można popaść w depresję, jak słusznie zauważyłeś. On^31, wiem, że niektóre rzeczy w życiu wydają się niezrozumiałe i bolesne, np. jak można tak szybko po zerwaniu z kimś zauroczyć się kimś innym? Widocznie można... Zachęcam jednak do odłożenia książki pt. "Była dziewczyna" na półkę, na którą już więcej nie sięgniesz i do rozpoczęcia pisania nowego rozdziału w swoim życiu.

 

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tego co słyszałem od znajomych to w tym związku już coś zaczyna się psuć... Ja na walentynki dostałem jakieś dziwne anonimy, na adres mailowy który ma tylko ta osoba... Tak jaby chciała sprawdzić moją reakcję, tylko po co jak pisała że jest w związku i jest szczęśliwa. Czas pokaże, zakochanie nie trwa wiecznie, bo później się pojawia życie i codzienne problemy. Po analizach pani psycholog i wymienieniu przez nią cech osobowości narcystycznej, stwierdzam że to właśnie oni mają. Skoncentowani na sobie, pewni siebie ludzie, którzy zniszczą wszystko, będą szli po trupach żeby tylko osiągnąć cel. Ja po prawie 2 latach oczyściłem się z tego jadu i jestem w końcu wolnym człowiekiem. Teraz nawet jakby chciała wrócić to ja już bym tego nie chciał. Pozdrawiam i dziękuje wszystkim za opinie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po analizach pani psycholog i wymienieniu przez nią cech osobowości narcystycznej, stwierdzam że to właśnie oni mają. Skoncentrowani na sobie, pewni siebie ludzie, którzy zniszczą wszystko, będą szli po trupach żeby tylko osiągnąć cel. Ja po prawie 2 latach oczyściłem się z tego jadu i jestem w końcu wolnym człowiekiem. Teraz nawet jakby chciała wrócić to ja już bym tego nie chciał.

On^31, gratuluję Ci z całego serca, że udało Ci się otrząsnąć po rozstaniu z kobietą, która Cię systematycznie niszczyła. Myślę, że Twojej byłej kobiecie i jej rodzinie przydałaby się porządna terapia. Coś musi być na rzeczy, skoro niedługo od zawarcia związku z nowym partnerem, ona również nie potrafi się z nim dogadać. A może facet też już nie wytrzymuje, bo ona zaczyna traktować go podobnie, jak Ciebie, kiedy była z Tobą w związku? Nie wiem... Cieszę się, że zrozumiałeś, że ten związek był toksyczny i że nie reagujesz na jej "zaczepki". Trzymam kciuki za to, byś spotkał na swojej drodze kobietę, która Cię pokocha prawdziwie i będzie potrafiła docenić Twoje starania. Pozdrawiam ciepło!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze raz bardzo Pani dziękuję za pomoc i rady. Jest mi już tak lżej z tym wszystkim, to był straszny ciężar i odpowiedzialność na sobie. Wiadomo każdy związek to odpowiedzialność, dbanie o potrzeby drugiego człowieka, ale jak ktoś nie zna granic i chce dla Własnych potrzeb wykorzystywać drugą stronę np. narobienie dużych długów u najdroższego dentysty w Warszawie (ok 15 tys.) nie konsultując niczego ze mną, a później mając pretensje przy rodzicach, że ma właśnie takie długi, a oni krzyczą że jestem nie odpowiedzialny to chyba nie w tą stronę... Powinni jej to powiedzieć. To wszystko było takie chore i może trafiła na takiego na początku, że będzie niby miłością wszystko wyciągać od niego, ale on ją szybko rozpracuje. To nie będzie trwało wiecznie. Są jakieś granice. Ja na szczęście mam już spokój i wszyscy mi nawet mówią, że jestem taki spokojniejszy, opanowany. Wtedy byłem już na skraju wyczerpania psychicznego i fizycznego, bo zawsze coś było nie tak i wszystko tylko była moja wina. Ona ma na 100% cechy osobowości narcystycznej, zero rozmowy, zero spojrzenia na czyjść punkt widzenia, tylko mieć, a nie być. Wszystko musiało być już i teraz, oby jej to wyszło. Jeżeli trafi na bogatego narcyza to będzie ok. w innym wypadku będzie wojna. Ja nie muszę się już tak napinać przed nimi i uważać na każde słowo. Ale już wystarczy analizy. Jeszcze raz dziekuję i pozdrawiam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No widzisz... Dziękuje, że przeczytałeś/przeczytałaś moj może trochę chaotyczny post. Napisałem to bo trochę chciałem żeby ktoś zobaczył z boku jak to wyglądało i pomógł mi ocenić, bo mi samemu ciężko było, byłem strasznie zaślepiony miłością i pod ogromnym wpływem jej zachowania, czulem sie jak marionetka to zachcianek. Ja wiem, że facet jest po to aby pomagał kobiecie i spełniał jej oczekiwania, ale w drugą stronę jak ja jej potrzebowałem, jak potrzebowałem jej bliskości, rozmowy, wyjścia razem to jej nigdy nie było zawsze miała 1000 ważniejszych powodów, a ja byłem tylko na zasadzie bankomatu i służącego, tak niestety się czułem w tym związku. Ciekawi mnie tylko czy ona się zmieni czy już zawsze będzie tak do wszystkich podchodzić. Na początku będzie koło kogoś skakała, dogadzała z jedzeniem itp, a później się zacznie wykorzystywanie na maksa. I jak czegoś nie dostanie to ucieknie. Pani psycholog dobrze zdiagnozowała jej zaburzenia - jako osobowość narcystyczna. Ja tkwiłem w tym tak długo, bo zależało mi na niej i czułem się w tym związku niejako osoba uzależniona. Ale ile można wytrzymać psychicznych poniżeń, wyzwisk i szantażów jej i jej rodziców. Nikt zdrowy kto chce dobrze, a tylko dostaje po tyłku tego nie wytrzyma i zawsze będzie musiał czuć się jako sługa i gorszy. Dla niej nikt nie może być lepszy, bogatszy. Jeżeli jest za zaradny to będzie zła i zazdrościła, zawistna, jeżeli będzie za słaby i mniej zaradny to zmiesza go z błotem. Taka kobieta, która nie wie czego chce w życiu. Owija sobie kogoś wokół palca po to, żeby ciągle słyszeć komplementy być doceniana nawet jak zrobi źle, a ktoś inny nie ma prawa być zmęczony, mieć gorszy nastrój. Najgorsze było obarczanie mnie za wszystkie winy, niepowodzenia, jakieś chore insynuacje, oskarżenia. Wzbudzanie we mnie winy i poniżanie mnie publicznie. Jej to odpowiadało, bo wiedziała, że może sobie na wiele pozwolić, a ja i tak to zniosę. Jednak każdy ma granice i nawet najbardziej cierpliwy kiedyś pęknie. Ten jej obecny mąż albo musi być narcyzem tak jak ona żeby z nią wytrzymał. Inny z nią nie wytrzyma, bo zawsze coś będzie źle, zawsze ona będzie bez skazy, idealna, a ktoś będzie beznadziejny. Będzie miała może więcej pieniędzy, ale zawsze coś nie będzie jej pasowało. Jej się wydaje, że życie to bajka, a jej się wszystko należy i nie daj boże czegoś odmówisz to już chimery, płacze, wyzywanie od chytrusów i przeliczników. Tylko patrzyła ile z tego związku może wycisnąć, jakby to było najważniejsze w życiu. Pierścionka nie chciała nosić, ślubu nie chciała, interesowała ją tylko kasa, a sama cholera nawet głupiego samochodu nie pożyczyła. Mam nadzieje, że zrozumie swoje błędy i pozna co to znaczy związek partnerski, a nie wykorzystywanie kogoś do własnych celów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

a ja w tym nurcie - na czym polega rozpad osobowosci w bpd - jak on przebiega? bardzo prosze o łopatologiczne rozjaśnienie terminu i jakies typowe przyklady? jak dlugo on moze trwac? wiem, ze nie zawsze to musi wystapic, ze to chyba jakies kracowe stadium bpd?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×