Skocz do zawartości
Nerwica.com

co robic ? brak motywacji do wszystkiego


Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Mam 18 lat jestem chłopakiem tyle moja dziewczyna jest kilka miesięcy młodsza (za 2 miesiące ma 18).Problem polega na tym ze jej rodzice nie dopuszczają myśli o tym ze może mieć ona chlopaka ;/ Zaczyna mnie to powoli dołować i zniechęcać do wszystkiego. Jesteśmy już razem ponad rok a nawet nie widziałem nikogo z jej bliskich. Spotykamy się może raz w tygodniu ( przez jakaś 1h ) gdyż sama boi się powiedzieć rodzica gdzie i z kim idzie.. Raz tylko byłem u niej w domu jak jej rodziców nie było i to tylko przez chwile. Zawsze musi wymyślać coś dziwnego żeby tylko wyjść ;/ Czasem nawet poświęcałem się tak by tylko się z nią widzieć ze kończyło sie to na chorobie a ona i tak od dłuższego czasu nic nie robi z tym żeby w końcu zaczęło to normalnie wyglądać i żebyśmy mogli się normalnie spotykać. Co robić ? pomóżcie proszę bo nie daje rady ;( :(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Deathwillcomeoneday, postaw jej ultimatum, ze ma porozmawiac z rodzicami, na ten temat. Ze ma im powiedziec o Tobie i Ciebie przedstawic. Niestety, innego wyjscia nie widze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam na imię Gosia, jestem z Wrocławia, mam 35 lat, męża i 2 dzieci.

Pierwszy raz z depresją mój organizm spotkał się 10 lat temu, wtedy odszedł ode mnie pierwszy mąż. Potem moje życie jakoś się poukładało, spotkałam obecnego męża urodziłam dwie córki (jedna jest niepełnosprawna intelektualnie). Ważne jest iż mój mąż mnie nie wspiera, pracuje po 2-3 tygodnie poza Wrocławiem. Praktycznie wszystko jest na mojej głowie. Nawet jak jest w domu to i tak jakby go nie było. Ja nie pracuję, zajmuję się domem i dziećmi. Córkę trzeba wozić na wiele terapii i zajęć. Jego nic nie interesuje, wszystko ja załatwiam, jeżdżę. 2 lata temu przechodziłam znów kryzys, wtedy bardzo pomogła mi mama, brałam pramolan. Myślałam, że już wszystko ze mną będzie ok, ale od jakiś 2 tygodni wszystko wraca jak jakiś koszmar. Zero chęci do życia, zero jedzenia, prawie zero snu - jeśli już to bardzo nerwowo. Do wszystkiego się zmuszam, naszykowanie dzieciom obiadu to dla mnie katorga, pranie, posprzątanie... nic po prostu nic... nie chce mi się chcieć!! Cała się trzęsę, biorę jakieś ziołowe uspokajacze ale mnie usypiają a nie pomagają. Szanowny małżonek nie rozumie problemu, twierdzi że sobie coś wymyślam i sama się nakręcam, nie mam już siły na tłumaczenie mu o co chodzi, błagałam by choć poczytał trochę o depresji, choćby kilka zdań by mógł mnie zrozumieć lecz go to nie obchodzi. Kocham moje dzieci nad życie i sama jestem na siebie wściekła że czasem na nie po prostu warczę ale brak mi już sił...

Może tu się odnajdę, może znajdę zrozumienie, może znajdę bratnią duszę.

Piszę to ze łzami w oczach, same lecą... dziękuję każdemu kto poświęcił te kilka minut na przeczytanie mojego postu

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gosiu jak czytam Twojego posta to samej chce mi się płakać. Gdybym mogła to zaraz bym Cie przytuliła :*

Czytając pomyślałam o mojej mamie, ona też została ze mną i moja siostrą sama, też przechodziła depresje, została z nią sama, ja w tedy nie wiedziałam co sie z nią dzieje. W domu było strasznie, mama płakała w jednym pokoju a ja w drugim, bo nie wiedziałam czy mama już nas nie kocha??

Dzisiaj mam 21 lat i jestem jej wdzięczna że mimo tylu przeciwności losu dała radę. Wiem, że ty też sobie poradzisz. Masz dzieci, które kochają Cię ponad wszystko! jesteś dla nich drogowskazem. Kim były by bez Ciebie? nie było by ich w ogóle! dałaś im życie i musisz być silna, przecież trzeba pokazać im jak żyć, nauczyć je życia :)

Wierze mocno, że pokonasz to, co siedzi Ci w głowie a mąż zmądrzeje i poda ci pomocną dłoń...

 

-- 30 lip 2011, 19:36 --

 

Zawsze możesz podzielić się z nami swoimi problemami. ktoś zawsze spróbuje Ci pomóc, ja na pewno :)

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Serdecznie dziękuję za słowa otuchy, już samo to, że zaczęłam ten wątek, że wyrzuciłam choć odrobinę żalu z siebie trochę mi pomogło. Wiem, że muszę być silna dla dziewczynek, z trudem mi to przychodzi ale będę się starać. W poniedziałek pójdę do lekarza, co prawda pierwszego kontaktu a nie psychologa, może wypisze mi receptę na pramolan (prosiłam dziś panią w aptece by mi sprzedała bez recepty - doniosłabym w poniedziałek - ale się nie udało). Jak na razie przechodzę katusze, jutro niedziela, oby przetrwać do poniedziałku!

Pozdrawiam.

Miłego, spokojnego wieczoru życzę wszystkim i sobie także.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Gosia, ja nie rozumiem tylko jednego - dlaczego czekasz aż Twój mąż zaakceptuje fakt, że masz poważny problem? Mój były też taki był, dla niego problemy psychiczne to jak Ci się wydaje, że jesteś samolotem albo Napoleonem, inne to takie tam "wymysły i dołki", jakbym czekała z poszukaniem pomocy aż on zechce przyjąć do wiadomości, że ja jestem o krok od rozwalenia sobie łba o własną ścianę to... bym się nie doczekała raczej.

 

Na wszelki wypadek - nie piszę tego, żeby Cię zdołować czy coś takiego, absolutnie, raczej zmobilizować. Zrobiłaś pierwszy krok, zarejestrowałaś się tutaj, opisałaś problem. Teraz trzymam kciuki za krok drugi, bo pomoc fachowca jest Ci niezbędna...

 

Pozdrawiam ciepło

Vian

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Vian,

nie wiem co Ci odpowiedzieć, czekam bo nie mam innego wyjścia. Ze wszystkim muszę sama dawać sobie radę... że nie ma masła, że pościel brudna, że dziecko nie ma kredek, że olej w silniku trzeba wymienić, że junkers popsuty itp. itd... Faktycznie zaczynam już walić łbem w ścianę, ale muszę dać radę.

Muszę, muszę, muszę...

muszę iść do lekarza!

Teraz jak mąż przyjedzie to postaram się z nim porozmawiać, może coś do niego dotrze. mam nadzieję że nie powie znów: "weź się lepiej za jakąś robotę bo NIC NIE ROBISZ! nie chce mi się z tobą gadać"

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mał-gosia kochana ja tez tutaj jestem nowa ale cie serdecznie witam...po trochu rozumie twój problem, i wspólczuje ci bardzo, nie dziwie sie , że dopadła ciebie depresja , skoro tyle spraw zwaliło ci sie na glowe i jestes z tym sama...nie dziwne , że twoja psychika tego nie wytrzymała...przytulam cie mocno :cry: Ja tez przechodze depresje , mam takie momenty ze mnie wszytsko przytłacza, i powiem ci , że mój mąż reaguje podobnie jak twój , czyli wez sie do roboty, wez sie w garść, a mnie swiat na gowe wali i nie chce zyc...dla niego to nie depresja tylko moja fanaberia...tak to jest że bardzo często bliscy nie potrafia tego zrozmiec :cry:

Trzymaj sie kochana jestem z Toba

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

uspiony: po części potrzebuję akceptacji męża gdyż jego zrozumienie mojego problemu pozwoliłoby łatwiej mi dojść do siebie

 

Violette: dziękuję Ci kochana za cudowne słowa, napisz proszę jak sobie radzisz ze sobą i z mężem, ja jestem w kompletnej rozsypce. Dziś 3 talerze i 2 kubki w zlewie wyprowadziły mnie z równowagi - umycie tego jest nie do pokonania. Muszę jeszcze ubrać dzieci bo wstały i naszykować im śniadanie. Obudziłam się dziś ok 5-tej i już było po spaniu. Jest godzina 10 a ja czuję, że nie mam absolutnie sił na nic. Nawet na pisanie.. pustka w głowie i w duszy.

Edytowane przez Gość

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mał-gosia no cóz jesli chodzi o męża to wcale sobie z nim nie radze, bo on dołuje mnie jeszcze bardziej swoimi tekstami o wzięciu sie w garśc i swoja obojetnościa, także zawsze jakos sama sobie muszę poradzić...a znam ten ból gdy te przykladowe dwie szklaniki w zlewie stanowią bariere nie do pokonania...ja kiedy mam okres depresji nie jestem w stanie zrobic nic w domu, naszykowanie kanapek dzieciom to dla mnie nie lada wyczyn wtedy...mąż na mnie krzyczy że nic nie robie...nie mam sposobu na przerwanie tego , po prostu przechodzi mi samo , chwile jest dobrze i znowu wraca.

Odkąd zaczełam chodzic na psychoterpaie to powiem ci że depresja pojawia sie u mnie rzadziej i nie jest tak bardzo uciązliwa.

Pewnie daloby się ja całkowicie wyeliminowac gdybym brała leki, ale ja nie chce , boje sie leków, jak pomysle że mialabym cos brac to mi sie słabo robi..wiec zostaje psychoterpia..gdyby nie to to kiepsko by bylo...trzymaj sie kochana

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×