Skocz do zawartości
Nerwica.com

Objawy dystymii - i co dalej?


brida

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, tym razem piszę, żeby poradzić się w sprawie bliskiej mi osoby. Mój chłopak od dość dawna zmaga się z problemami, które coraz bardziej mnie niepokoją. Wiem, że jego dzieciństwo nie było różowe, ma też tendencję do wplątywania się w dziwne, szkodliwe relacje z ludźmi, ale ten etap ma już chyba za sobą. Niestety, jak zauważyłam, jest stale niezadowolony z życia i przede wszystkim - z siebie. Wyrzuca sobie marnotrawstwo czasu, lenistwo, głupotę, czasami mówi, że ma siebie tak dość, że miałby ochotę ze sobą skończyć. Wszystkie te słowa są według mnie nieuzasadnione, bo to naprawdę mądry, wartościowy chłopak, który na pewnym etapie swojej edukacji bardzo sobie odpuścił. (Przez otoczenie - on sam uważa, że dlatego, że jest "idiotą") Nic mu nie daje radości, dawne pasje od jakiegoś czasu nie sprawiają mu przyjemności. Jest znudzony, zblazowany, sfrustrowany. Często płacze. Ogółem to bardzo wrażliwy człowiek, ale nie wiem, jak mu pomóc. Według mnie to może być dystymia, bo nie objawów typowej depresji, u niego są one łagodne, ale trwałe.

 

Rozmawiałam z nim o tym i nawet wyraził chęć leczenia, ale... No właśnie. Tu pojawia się problem. Do ukończenia 18 lat zostało mu tylko parę miesięcy, ale finansowo jest ciągle zależny od rodziców. Nie może zacząć leczyć się prywatnie bez ich wiedzy, a porozmawiać z nimi się boi, bo uważa, że nie potraktowaliby tego poważnie. Uznaliby, że szuka wymówki od lenistwa. Jego ojciec jest bardzo surowy, ale mama wydaje się w porządku, z tym, że chyba nie chce jej martwić po tym, jakich kłopotów narobił w kwestiach swojej szkoły jakiś czas temu. Ledwie zdał gimnazjum, potem zawalił jeden rok, zmienił szkołę. Obecnie jest ok, ale z nim - nie jest. Zastanawiam się, może powinnam porozmawiać z jego mamą? Jesteśmy parą od ponad pół roku i mam z nią całkiem niezły kontakt. Jestem pewna, że nie zbagatelizowałaby tego. Z drugiej strony, czy powinnam się mieszać w jego życie? Zwyczajnie obawiam się, że będzie unikał jakichś działań, a trzeba je podjąć. Publicznie leczyć się nie zamierza, bo raz, że w pobliżu nie ma żadnej poradni psychologicznej lub psychiatrycznej, a dwa, że nie ufa publicznej służbie zdrowia.

 

No i co ja mogę z tym wszystkim zrobić? Jak mu pomóc? I, na marginesie, jaki lekarz byłby lepszy: psycholog czy psychiatra?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

brida, Psycholog nie jest lekarzem. On ani nie zdiagnozuje, ani nie ma możliwości wypisania recepty. A tutaj prawidłowa diagnoza to podstawa do dalszego leczenia.

 

Zastanawiam się, może powinnam porozmawiać z jego mamą? Jesteśmy parą od ponad pół roku i mam z nią całkiem niezły kontakt. Jestem pewna, że nie zbagatelizowałaby tego. Z drugiej strony, czy powinnam się mieszać w jego życie?

 

Moim zdaniem powinnaś. Sam kiedyś miałem 18 lat i nie było człowieka, który wziąłby mnie za kołnierz i zaprowadził do lekarza. Dzisiaj jestem "n" razy starszy i z dystymią dalej się borykam. To niekoniecznie musi być dystymia, a mogą być jakieś zaburzenia wieku dojrzewania. Wizyta u psychiatry nie boli, ani niczego nam nie ujmuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam podobne objawy, tyle że u mnie to trwa na tyle długo czy już to przyjąłem za swoje cechy charakteru. Te wieczne marudzenie, zawsze niski nastrój, pesymizm, brak wiary we własne siły (wszystkie sytuacje życiowe jednak to potwierdzają), wrodzone nieudacznictwo/fajtałpostwo, bardzo niskie umiejętności interpersonalne (unikanie wręcz ludzi, niechęć do rozmowy). A te dwa ostatnie to chyba poza tematem.

 

Z lekarzy to jednak psychiatra, który wypisze odpowiednie leki, ale musi też zacząć w tym samym czasie jakąś psychoterapię. Nie warto się opierać na samych lekach. On ma tak od zawsze czy od jakiegoś czasu? Bo może rzeczywiście tylko tak jest w tym okresie dojrzewania. Ale z tego co piszesz to pozostaje czekać do jego 18-stki.

 

Co do matki to nie wiem. Ona może być inna dla Ciebie, a inna dla niego. Dla Ciebie może być miła, a dla niego już nie. Moja też jest miła dla innych, a dla mnie to już zależy od pory dnia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przede wszystkim dziękuję za szybką odpowiedź.

Hm, też myślałam nad psychiatrą, ale nie wiem, jak go tam skierować. "Psychiatra" brzmi gorzej, to w końcu ten od "psycholi". Leczyłam się psychiatrycznie i nie uważam się za wariatkę, ale ludzie wciąż myślą stereotypowo. Może gdyby poszedł do psychologa, to on mógłby skierować go do specjalisty? W każdym razie chyba powinnam działać. Jego mama jest rozsądną osobą, mój chłopak też ma z nią dobry kontakt i bardzo ją szanuje, ale nie jest z nią do końca szczery. Chyba faktycznie w takim wypadku mogę się wtrącić, w końcu chodzi o jego dobro.

No i niestety jego objawy nie są raczej objawem buntu czy problemów okresu dojrzewania. Utrzymuje się taki stan od wielu lat, w zasadzie od podstawówki. A jak sam twierdzi, już w niej odstawał od grupy. Ale nie jestem lekarzem, nie znam się na tym, dlatego nie mogę diagnozować choroby.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Psycholog może skierować do psychiatry gdy uzna to za dobrą drogę. Mnie skierował po 20 minutach rozmowy, ale chcąc nie chcąc i tak muszę sobie najpierw poradzić i bez leków ($$, a raczej brak kaski na to), co jest cholernie trudne, bo z ledwością wstaję z łóżka i wszystko nie ma sensu.

 

Ja proponuję olać te wszystkie stereotypy o psychiatrach, przecież nie musi się chwalić tym na lewo i prawo. A chodzi o jego dobro. Więc chyba warto.

 

Niech przynajmniej pójdzie do psycholog, a jej powie o wszystko co go dręczy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie, ale objawy są dość pasujące do tego (bardzo niska samoocena, zawsze niski nastrój, wysoki pesymizm, brak wiary we własne siły, uznawanie tych objawów jako cechę charakteru). Dzisiaj stwierdzi to psychiatra, więc zobaczym. W każdym razie przez to wszystko nie wypaliła mi wyprowadzka z patologicznego domu i urwała się dość bliska znajomość. Jak pierwsze przeżyję, tak drugiego już nie za bardzo.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz bardzo podobne objawy do mojego chłopaka. To pozornie nic takiego, bo on też uznał, że taki już jest i tyle... ale bardzo utrudnia życie. Podobno na dystymię mówi się "depresyjne zaburzenia osobowości", bo to tak jakby właśnie część charakteru. Ale słyszałam, że to uleczalne, tylko trochę trwa. Z punktu widzenia osoby cierpiącej na takie przypadłości, uważasz, że ja mogę swojemu chłopakowi jakoś pomóc? Poza słuchaniem go? Bo próby podniesienia go na duchu odbiera czasem jako atak na siebie, jakbym nie akceptowała stanu, w jakim się znajduje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zależy od punktu widzenia. On pewnie to uznaje za normę, tak dla Ciebie to jest coś nietypowe. No bo przecież jak można chodzić wiecznie smutnym? Ojj...można. Dlatego ludzi unikam, bo oni tego nie rozumieją. Chłopak ma o tyle lepszą sytuację że ma Ciebie, wykształcenie i jakąś przyszłość. Ma szansę z tego wyjść. Ale na przykład dla otoczenia to jest trudna sytuacja. Dla mnie to się zakończyło całkowitym zerwaniem znajomości z dość bliską osobą i potwierdzeniem reguły, że się do życia w społeczeństwie nie nadaję, że jestem fajtłapa. A samotność też jest dobijająca.

 

O dystymii nie wiem za dużo, tematem interesuję się zaledwie od kilku dni. W moim przypadku nie pomaga nic. A na pewno nie gadanie "bądź facet", "weź się w garść" czy "nie bądź smutny". Takie pocieszenie to strzał kulą w płot. Jakbyś go zostawiła to też by wiele nie pomogło.

 

Na pewno go nie zostawiaj i staraj się nie doprowadzić do stanu w którym by rzucił wszystko i nie robił całkowicie nic. Dodam, że w tym stanie najdrobniejsza czynność jest męką i jej wykonanie sprawia ogromne trudności. Taki człowiek też sie szybko męczy.

 

Ja proponuję iść z nim (albo on sam) do psychologa i psychiatry. Ten drugi wypisze leki, które mogą poprawić nie co jego stan ;). Polecam to rozwiązanie. Sam o tym też myślę, ale nie mam kasy na ten cel:P.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie praktykuję gadania "bądź facetem", staram się go jakoś delikatnie motywować do życia ;) I nie krytykować ani nie pouczać.

 

W tej sprawie coś jakby się ruszyło, bo udało mi się namówić go, żeby jednak poszedł do psychologa, na razie publicznego, no i do rozmowy z mamą. To już zawsze jakiś krok. Poszłabym z nim, ale mieszkam jedyne 7 godzin drogi od niego, więc ten wariant odpada;P

 

Hm, a może Ty byś pomyślał nad jakimś leczeniem państwowym? Ostatecznie warto próbować sobie pomóc wszelkimi metodami. Tym bardziej, że z osobowości się człowieka i tak nie leczy, ale można pomóc jakoś funkcjonować w społeczeństwie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To dobrze, takie gadanie dość dołuje. On tak samo jak dziewczyna jest człowiekiem i ma prawo do błędów, wad, ma prawo być nieidealny.

 

7 godzin?? To jak wy się spotykacie? Sporo przy tym zachodu:).

 

Nie każdy psycholog na NFZ jest zły. Moja pierwsza psycholog była na NFZ i nie mogę powiedzieć, że była zła. Nie wykonywała swojej pracy na odwal się. Była dość wymagająca (wymagają konkretnego działania, na co miałem tydzień), ale też sporo uświadomiła mi. Niestety musiała odejść, a jej następczyni swoją pracę już wykonywała na odwal się (można było się wygadać i taki był z tego pożytek:P). Co do prywatnych to ja z kolei mam opinię że Ci lekarze będą specjalnie wydłużać leczenie by sobie skasować więcej kasy za to.

 

Grunt by to był dobry psycholog, niezależnie czy to będzie na ubezpieczenie czy prywatnie. Ale musi być dobry, który kocha swoją pracę.

 

Wiesz ja mam wiele zaburzeń - DDA (u mnie w domu poza mną każdy nadużywa alkoholu), nieśmiałość (kiedyś silna Fobia Społeczna), dystymia (wiele lat, ale nie od urodzenia, pamiętam czasy kiedy tak nie było, to się zmieniało stopniowo). Myślę nad psychologiem oraz psychiatrą. Jednak ubezpieczenia, a tych lekarzy mogę szukać tylko w okolicy swojego miejsca zamieszkania (wszędzie muszę łazić piechtą, wawa mała nie jest:P). Dużą nadzieję kładę jednak w lekach.

 

Tak czy owak muszę sobie z tym poradzić wpierw na trzeźwo, choćby po to by mieć pieniądze na te leki (i utrzymanie tego Internetu). Niestety mój stan nie jest ciekawy i znalezienie pracy jest rzeczą bardzo trudną teraz. Ponadto mam tendencję do poddawania się i huśtawkę nastrojów.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No, jakoś się spotykamy ;) Zdecydowanie za rzadko, ale może za jakiś czas to się zmieni, bo myślimy nad studiami w jednym mieście. I tu się pojawia kolejny problem, bo mój chłopak z góry zakłada, że się na żadne studia nie dostanie, niczego nie osiągnie i jest jednym, wielkim życiowym nieudacznikiem. Brakuje mu motywacji. Tak jak Ty cierpi na straszne rozchwianie nastrojów, w którym nawet mnie ciężko się połapać.

 

Myślę, że jakakolwiek terapia w jego przypadku by się przydała, oby tylko dobrze trafił. Dla niego lepsza będzie psycholog-kobieta, bo łatwiej otwiera się przed przeciwną płcią. Nie lubi mężczyzn, ogólnie, jest do nich uprzedzony. Myślę, że to może być związane z ojcem, który od dziecka powtarzał mu, że jest debilem, śmieciem, a przy tym dawał nieszczególnie dobry przykład życia w związku. Poza tym mój chłopak w ogóle jest dość wrażliwy i taki, hm, dziewczęcy w sposobie postrzegania świata.

 

Trzymam kciuki, Nicky, żebyś jakoś się w tym odnalazł i miał fundusze na leki, bo to ważne :) Kiedy chorowałam na anoreksję szpikowali mnie psychotropami, które niewiele dawały, ale to dlatego, że to takie wredne schorzenie, na które nic nie działa. Za to mojej koleżance z depresją antydepresanty bardzo pomogły. Była innym człowiekiem.

 

A tak w ogóle, mogę się "pochwalić", że ja też jestem DDA. Mam żałośnie niski poziom samooceny i cały czas staram się sobie udowadniać, że nie jestem taka zła. Inni nie mają wobec mnie nie wiadomo jakich wymagań, ale najbardziej nie znoszę zawodzić się sama na sobie. Czuję, że nie staram się dość mocno, nie jestem dość dobra, ale nie umiem niczego zmienić. To frustrujące.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak jak Ty cierpi na straszne rozchwianie nastrojów

To jest dość męczące, bo przy takim czymś jest ciężko zrealizować jakieś dłuższe plany. Bo nagle znienacka w środku zadania wszystko traci jakikolwiek sens i nie ma chęci na kontynuację. A nie ze wszystkim da się wyrobić w kilka godzin w miarę normalnego (niedobrego) nastroju. A robienie wszystkiego na siłę zazwyczaj nie przynosi dobrego skutku. Przynajmniej w moim przypadku, to nic nie daje dobrego skutku.

 

Dla niego lepsza będzie psycholog-kobieta, bo łatwiej otwiera się przed przeciwną płcią. Nie lubi mężczyzn, ogólnie, jest do nich uprzedzony.

Ja bym w życiu nie poszedł do pana psycholog. Jestem miłośnikiem kobiet wszędzie (z wyjątkiem starych bab, bo te marudzą niemiłosiernie). Uwielbiam kobiety, a nie znoszę facetów, wszędzie. Mój ojciec jest alkoholikiem, ale na trzeźwo bardziej za mną nie przepada. Faceci kojarzą mi się z agresją.

Mnie się wydaje, że większości osób wybierających ten kierunek to kobiety. One są bardziej emocjonalne:). Jak trafi na dobrą psycholog, która nie tylko wysłucha, ale także pomoże to będzie perfekt.

 

a przy tym dawał nieszczególnie dobry przykład życia w związku. Poza tym mój chłopak w ogóle jest dość wrażliwy i taki, hm, dziewczęcy w sposobie postrzegania świata.

Mam podobnie, ale ta wrażliwość to chyba jednak jest moją wadą.

 

Za to mojej koleżance z depresją antydepresanty bardzo pomogły. Była innym człowiekiem.

Jakoś nie mogę uwierzyć, że same leki mogą tak dużo zmienić, nastrój etc. Na razie nie mam kasy, by ją zdobyć to i tak muszę sobie poradzić bez nich. Nie ma lekko.

 

A tak w ogóle, mogę się "pochwalić", że ja też jestem DDA.

Wszelkie DDA i inni ludzie z jakimiś problemami są fajnymi osobami, są bardziej toleracyjni i współczujący, a nie "jeju, ale Ty masz problemy".

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z dystymikiem ciężko się żyję tylko powiem ;) . Wiem mam doświadczenie jak wszyscy "narzekają" na mnie na moje zachowanie, ogólne wycofanie z wszystkiego. Jeśli Twój chłopak jest chory to bez leczenia tj psychoterapii się nie obejdzie. Ewentualnie leki można włączyć ale to już lekarz ustala. Jeśli widzisz że się męczy zaproponuj mu wizytę u psychologa by ewentualnie potwierdził bądź wykluczył diagnozę. Osobiście nie radze robić tego zbyt gwałtownie bo się chłop zrazi i nic z tego nie będzie.

To co opisujesz dokładnie pasuje do dystymii. Szczególnie jak piszesz o wyobcowaniu w szkole, trudnościach decyzyjnych, częstego płaczu i wiecznego niezadowolenia oraz niechęci do jakiejkolwiek czynności. Ogólnie dystymie można określić w kilku słowach że to taki zamknięty ciemny tunel smutku z którego bez pomocy drugiej osoby wyjścia nie ma. Żyje z tym wiele lat i powiem że leczenie przynosi dobry skutek tylko to długi proces jak długa i chroniczna była ta choroba.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czy Tobie faktycznie pomaga?

Bo ja coraz bardziej zaczynam myslec o tym, ze moge miec dystymie wlasnie. Moze jakas nerwice i lekki narcyzm do tego jeszcze. W kazdym razie totalna beznadzieja. I jestem teraz na lexapro, ale gowno, za przeproszeniem, mi to daje. A o solianie slyszalem same dobre rzeczy. Przede wszystkim dziala szybko, a to by bylo swietne dla mnie, bo strasznie szybko rezygnuje z jakiejkolwiek aktywnosci, nie umiem doprowadzic nic do konca.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×