Skocz do zawartości
Nerwica.com

Zaburzenia odżywiania (anoreksja, bulimia)


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Ja choruję na anoreksję od roku, byłam w szpitalu psychiatrycznym i teraz ważę już normalnie. Lecz cały czas czuję się ze sobą źle, nie potrafię zaakceptować swojego ciała, mimo terapii na którą cały czas uczęszczam.

Bardzo męczą mnie czynności które wykonuje codziennie, nie potrafię nad tym zapanować. A kiedy czegoś nie zrobię pojawia się niezadowolenie i myśl : "jestem gruba" :(

Np. potrafię o 2 w nocy zaścielić łóżko i znów je pościelić, bo robię to codziennie. Codziennie także jem to samo, uczę się po 4 godziny i spaceruję 2 godziny. Jest jeszcze mnóstwo innych czynności i ruchów, które czuje, że muszę wykonać :( Nie potrafię sobie z tym dać rady :(

Rzecz jasna wszystko wiąże z jedzeniem i moim wyglądem, co także męczy.

 

Ja przytyłam dzięki owocom i dużej ilości mleka :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mam 22 lata,jako dziecko bylam raczej nie ta szczupla lecz ta "wieksza",choc bez przesady,ciut wiecej niz powinnam miec...Okres dojrzewania jak kazdej innej przybylo tu i owdzie-niemile slowa, jakies smiechy i taka jakby nie do konca tolerancja przez tych ktorzy mnie nie znali--zachowawczy dystans z ich strony...

Wtedy byly to doly, ryk i obwinianie mamy...krzyki, klotnie no i oczywiscie nieszczescie po calosci. I wtedy tez jako ta brzydka i niedowartosciowana nastolatka spotkalo mnie cos co nastolatke nie powinno spotykac:(:(...I to jest start (wedle tego co teraz mysle) prawdziwych problemow...

Niepojetym dla mnie bylo wtedy to jak ta dziewczyna ktorej okazywano ze jest gorsza i brzydsza,ktorej wrecz wmawiano ze na nic nie powinna liczyc,bo kto i co mialby jej oferowac...nagle dorosla osoba bierze ja i krzywdzi-krzywdzi a siebie zadawala,jesli zadowala to znaczy ze sprawia (choc w jakims stopniu)sobie jakas przyjemnosc...

Niby przeklety epizod,ktory jedynie dal bol i krzywde, lzy, leki,przymusowe wrecz zatracenie w sobie normalnych instynktow kobiecych,rezygnacja z wielu przyjemnosci w celu nie przypominania sobie tych chwil gdzie nie mialo sie na nie wplywu...

To co dla innych bylo najwieksza rozkosza i pieknymi chwilami dla mnie przestalo istniec,a jesli sie pojawialo to jedynie wywolywalo te najgorsze odczucia,bol, lek i lzy--polaczone z obwinianiem siebie za to wszystko...

A wiec totalne pomieszanie wszystkiego...pojmowanie otoczenia, postrzeganie siebie, niwelacja wszystkiego,zero planow, zero marzen, celow poprostu zycie dla rodziny i jakiejs grupy przyjaciol...

Sama sobie nie moge poukladac tak do konca mojego zycia,a problemy innych i tak sa dla mnie wazniejsze, robie wszystko dopoki nie pomoge--(nieskromnie)ale czesto mi sie to szybko udaje i sporo osob same z siebie podziwialy moja sile przekonywania i ten upor w dazeniu do pozytywnego konca...

W miedzyczasie juz zylam sobie spokojnie ze swoimi pogladami i ze swoim odbieraniem swiata...i zawsze kiedy sie cieszylam ze tak jak sobie wymyslilam mozna zyc, i tak naprawde jestem radosna i szczesliwa-przychodzil dzien,ze wszystko cofalo sie do poczatku...kolejne sytuacje nienalzace do przyjemnych, sytuacje ktore przez ogol spoleczenstwa sa osbierane jako zle i wstretne, no i napewno nie powinny sie one nikomu przytrafic tymbardziej (jeszcze ciagle)nastolatce...

Rzucilam nagle wszystko, konczac LO od razu wyjechalam do Niemiec...

Sielanka ,wszystko szlo po mojej mysli... inny kraj byl dla mnie takim zupelnie innym otoczeniem, zupelnie inni ludzie, z innym podejsciem do zycia i ludzi--uproscilam to sama w swojej glowie chyba po to zeby choc na chwile uwierzyc ze nowe miejsce-nowi ludzie-nowe nawyki-nowe wszystko-bedzie nowym poczatkiem tego radosnego zycia.

Swietnie , przyszedl nawet czas ze swoje postrzegania i podejscie do niektorych spraw ktore sama sobie okreslilam(zupelnie inne niz normalnie sie ma) zaczely mnie jakby "razic", nie pasowaly mi do konca...przyszly i zmiany, powroty do tego co normalni ludzie mysla i czynia...

tak pieknie i radosnie bylo ze nie potrafie tego teraz opisac...chyba zbyt pieknie bo pojawily sie nowe dziwne, niemile sytuacje---Ha! i przedewszystkim ocenianie mojej osoby na podstawie mojego pochodzenia (krotko piszac : Polka- tzn. bardzo latwa kobietka,czesto nie bioraca oplat za swoje uslugi, bedaca na zawolanie)oburzona takim podejsciem zaczelam z tym walczyc tak intensywnie,ze sama sprowadzilam na siebie nie lada problemy--ze strony Panow korzystajacych z uslug wlasnie takich PAn(obiektywnie: 70% bylo wlasnie takich jak Panowie oczekiwali,a spora mniejszosc to kobiety hmm...nazwijmy je Zwykle Kobiety)

do tego, pokazanie,ze skoro pochodzi sie z Polski to nie ma sie glosu i powinno sie robic wszystko bez marudzenia...rodzina u ktorej bylam jako Au-pair(zamozni,wyedukowani,na wysokich stanowiskach)czesto zadawali pytania typu: a Wy macie to w Polsce??(ogromne zdziwienie)...Polska w ich oczach to dzungla...nie kazdy taki byl, aczkolwiek sporo ludzi-w miare mlodych tak odbieralo Polakow...a majac w umowie 6 h, niby prosba wymuszalo sie prace 16h...i znowu,zrownanie czlowieka z blotem,pokazanie ze jest gorszy...zmeczenie fizyczne z dnia na dzien silniejsze, psychicznie sterowali mna tak ze balam sie wrecz powiedziec ze czegos nie zrobic, a z drugiej strony robiac cos nie myslalo sie o kaloriach,o tym co wolno a czego nie wolno zjesc, zacharowac sie zwlaszcza wtedy gdy ma sie dola, zeby nie wpadl pomysl ukojenia smutku w czekoladzie...

Oprocz pracy i tak trzeba bylo znalesc odpowiedni czas na to zeby sie najesc--"takie pyszne wezme kawalek wiecej"--automatycznie wyrzuty,no wiec trzeba bylo pozbyc sie wyrztow i tego powodu zlosci i nerwow na sama siebie...chcac pozbyc sie najlepiej wszystkiego,w celu lepszego skutku opychanie sie do maximum no i pozniej toaleta...z ktorej wychodzilo sie czesto opuchnieta, sina,ze lzami w oczach--az brakowalo sil, leciala zolc, a pozniej czesto krew,ktora gdy tylko sie pojawiala motywowala mnie i zostawalam jeszcze dluzej az zoladek sie "wykrecal"...

Straszne, wstretne, napewno nie przynoszace nic dobrego...WIEM WIEM WIEM i co z tego??

Powrot do Polski-przymusowo wrecz, zadecydowane przez mame---Skrajne wyczerpanie i wycienczenie organizmu, minimalny poziom chyba wszystkich mineralow i witami w organizmie,no i Anemia.

Niemoc,zalamanie,ochota jedynie na smierc i koniec tych mek...Ale widok,cierpiacych bliskich ktorzy byli zalamani gdy mnie sluchali czy tuz po powrocie ogladali...dla mnie byl straszny...

Nikt nic nie wiedzial i nie domyslil sie przez dobre ponad 4 lata...mama zabierajac mnie nie wiedziala o niczym, myslala ze to praca mnie wykonczyla i to ze bylam sama...

Dla mnie to bylo wygodne, nikt mi nie marudzil ze tak nie mozna, ze tak nie wolno...jak cos zobaczyli i zaczynali dziwic sie czemus -- wytlumaczenia byly takie, ze kazdy byl przekonany ze sie cos pomylil...

Zbyt ryzykowne byly wyjscia do toalety...chcialam tam byc caly czas,nawet nic nie jedzac szlam i jedynie draznilam i tak podraznione gardlo, przelyk i zoladek...BOL!!

No to wagowo byc taka jak te uznawane za normalne, szczuple--(nie wieszaki czy przesadnie chude)--postrzegane jako atrakcyjne kobiety...nie moglam sie zaniedbac--ryzyko wpadki nie bylo juz mozliwe,gdyz wyjscia sie skonczyly...

Niejedzenie...5 lat wczesniej,na poczatku problemow odstawilam z dnia na dzien mieso i wszystko co nawet dotykalo miesa,zupa jedynie na wywarze warzywnym -" mieso ot tak rzucilam to i reszte rzuce|...Poczatki ciezkie wiec nerwowka, pozniej 1 dzien bez niczego, 2 , 3 , 4 , 5 ...nalogowo energy drinki i woda, herbata.Soki, zupki,czekolada do picia naturalnie ze nie--cos gestszego bylo dla mnie czyms bardziej tuczacym(chore!!)

pozniej brakowalo sil, ale 1 dzien regeneracji i jedzenia - i wszystko bylo ok:) w tym czasie doliny, wciski, placz- skutki porazki wyjazdu do Niemiec , i nieudana proba usamodzielnienia sie--Nieudacznik, pechowiec,z milionem problemow o ktorym nikt inny nie wiedzial-inni widzieli wesola, pozytywna, optymistyczna maxymalnie wiecznie usmiechnieta i wszystkim pomagajaca osobe...duzo ludzi mowilo ze zazdrosci mojej sily, moich poukladanych pogladow ktorymi dzielac sie ulatwialam im zycie i pokonywanie problemow...radzili sie, o pomoc prosili w prost,dazyli do tego co wydawalo im sie ze ja mam w swoim zyciu...tlumaczac czy wyjasniajac cos -jedynie wiedzialam ze tak nalezaloby robic,zeby byc szczesliwym ale w rzeczywistosci bylo na odwrot w moim zyciu...

Niejedzenie zaczelo wzbudzac podejrzenia mamy,poczatkowo zwracala uwage, pozniej prosila, sama robila i prosila, zaczelo sie liczenie wszystkiego co jest w domu do jedzenia...nerwy, krzyki,masa slow i sytuacji ktorych nie powinno byc...Stres Stres Stres...POdjecie studiow...super,ekstra...zaoczne,tydzien na nauke...o prace ciezko bylo--poczatkowo sytuacja nie wymagala tego zebym pracowala...znowu nowi ludzie nowe otoczenie...Weckendy w akademiku -ZERO KONTROLI nad jedzeniem, wyjscia do toalety nie byly tam ryzykowne...RAJ...po weckendzie wycienczona, odwodniona,ledwo docierajaca do domu--Powod zmeczenia??nawal nauki,pisanie pracy do pozna...

Te przekrety z jedzeniem poprostu trwaly juz kilka lat,juz nawet nie musialam o tym ciagle myslec czy kabinowac--po takim czasie wprawa byla niesamowita, nie potrzebowalo sie juz palcy,odpowiedni wdech i wydech powodujacy odpowiedni ruch zoladka juz wystarczal, cisza jak makiem zasial...jakby nigdy nic...

Wycienczenie,zaczelo byc takie ze mdlalam--upadek na ziemie, niezalezne ode mnie,1 raz potknelam sie,2 raz -cos mi sie w glowie zakrecilo,3 raz -sama zaczelam sie bac,kiedy zemdlalam pod prysznicem...

Mama sie o wszystkim wtedy dowiedziala bo sie sama siebie wystraszylam, co ja robie ze soba...

Tyle problemow w glowie, tyle rzeczy ktore nie powinny zaistniec...znowu zal i nerwy na siebie i nawet strach...jedynie na krotki czas zmotywowal mnie do poukladania sobie tematu ODZYWIANIE,--reszta gdy ma sie sile i jest sie odzywionym,ma sie ochote i sile zeby wyjsc,cos porobic,gdzies pojechac...ta reszta,ten bol z przeszlosci tak odchodzi,a z czasem nawet jak wspomnienie jakos troszke rani to pozwala mu sie odejsc i (chyba co nawazniejsze)godzi sie z tym co sie stalo,nie szuka sie na sile przyczyn,nie szuka sie winnego,samemu sie nie pograza tylko odbiera sie swoja osobe nidosc ze jako ta niewinna i niemajaca wplywu na to co sie stalo to nawet mimo to dalej jako wartosciowa osoba ktora zasluguje na szczescie i radosc,ktora moze spotkac swoja druga polowke,ktora dowiadujac sie o wszystkim wesprze i pomoze za wszelka cene pokonac leki, bol--cierpliwie i z konsekwencja bedzie robila to co widzi ze nam pomaga i mimo jakis potkniec i jakis chwilowych zalamkach dalej bedzie przy boku i dalej bedzie wsparciem.

Pierwszym krokim zmian (w mojej sytuacji) bylo wybaczenie tym ktorzy mnie (w doslownym znaczeniu tego slowa) skrzywdzili fizycznie czy psychicznie...To bylo trudne,zeby nie drazyc i nie szukac niczego co bylo przyczyna tej sytuacji...a osoba ktora "wykonala ta krzywde" byla poprostu osoba ktora zle postapila,pogubila sie w zyciu i zrobila glupstwo.Dzisiaj bylabym w stanie stanac na przeciwko tej osoby i prosto w oczy jedynie powiedzialabym "nic do Ciebie nie mam i teraz jestes osoba ktora mimo naszego "spotkania"nie wplynela na moje zycie" Wybaczone, zapomniane, jestes dla mnie osoba obojetna...

Zycie poki co od ok 2 lat juz jest normalnym zyciem, pojawil sie nawet ktos(kto kiedys nie zostalby dopuszczony do mojej osoby blizej niz stopa zwyklej znnajomosci)nie ma juz lez, bolu czy smutku z powodu przeszlosci...jest OK.

Moze tylko zaczelam zbyt rozdrabniac i analizowac wszystkich sytuacji ktore nie poszly tak jak sie chcialo i one nie sa ani zle czy smutne, sa w porzadku ale nie takie jak w zalozeniach i juz MYSLICIEL sie wlacza,bo ciagle biore pod uwage to,ze z tym wszystkim wtedy co ranilo poradzilam sobie wlasnie Sila Umyslu i Sila Przemowienia Samej Sobie ze czasami nawet jesli to boli i rani,nawet nie dokonca wierzac w to ze zmiana podejscia moze wszystko naprawic,nalezaloby sprobowac...Jestem silna i nigdy sie nie poddam...Tak jest wtedy gdy jest dobrze i po mojej mysli,nadmierny perfekcjonizm ktory pojawil sie niedawno(jakby w celu wynagrodzenia tamtych zlych przezyc) czasami mnie bardzo pograza latwiej i szybciej popadam w smutek, zal. Niedokladny perfekcjonizm odbieram jako porazke dla mojej osoby i w glowie pojawia sie ponownie wkurzenie na siebie, ze znowu moja niedoskonalosc spowodowala ze nie ma 100% zadowolenia...

Odzywianie?? poznajac "swoja drruga polowke" bylam na etapie strachu przed tym co robie...pozniej proby,czy niejedzenie 1 dzien spowoduje omdlenia czy zaslabniecia--okazalo sie ze nie...1 przerwa, 2 dni i jest ok , przerwa,3 dni i przerwa - ale przerwa w niejedzeniu byla czasem opychania sie i wycieczek do toalety...Starania zeby Ukochanemu pokazac ze dla niego moge wszystko, byly jakas przerwa wtym zlym poczynaniu, ale szybko powracaly przyzwyczajenia--bo to brzuch za duzy, bo to dyskoteka, bo to wyjazd, bo to wakacje i lato i trzeba dobrze wygladac...zawsze bylo BO i jest nadal...

Tylko ze znowu jak na poczatku nikt nic o tym nie wie...I sa dni gdzie podejmuje walke z tym,ale nie wychodzi bo przypadkowo zjadlam za duzo (jesli mozna mowic o przypadku w takiej sytuacji--chyba raczej nie)znowu wycieczki i niejedzenie sie zaczyna a wraz z tym wyrzuty ze nie jest sie silna osoba tylko slabeuszem,ktory nie moze sobie poradzic z tym co go krzywdzi. I mam swiadomosc tego i boje sie bardzo skutkow jakie sie predzej czy pozniej pojawia.I kazdy skutek jaki bedzie spowodowany moim "odzywianiem" bedzie zlym i negatywnym skutkiem.

Degraduje sama siebie i daze do swiadomego zla dla samej siebie...I to mnie doluje i przeraza,ale nawet mowiac/piszac o tym tak do konca nie dopuszczam tej mysli do siebie---bo boje sie ze jak sobie samej uswiadomie i przetlumacze ze nie robie nic rozsadnego znowu sie podlamie ze jestem taka troche do niczego,slaba i chyba nienormalna patrzac na moje poczynania...ale odstawiajac to co robie, wiem ze przytyje a dla mnie to juz tragedia, powod do zalamania i co nie tylko, nie wiem czy ktos przetlumaczy mi,ze nie powinnam tak robic--wsumie ja wiem ze nie powinnam...

hmm...dosyc obszernie i szczegolowo mi wyszlo...to chyba dobrze...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytam, ale na przyszłość nie pisz takich długich wiadomości, bo mało kto ma tyle cierpliwości żeby dotrwać do końca, ba większość jak zobaczy to wróci spowrotem na główną stronę...

 

[Dodane po edycji:]

 

Moim zadaniem prawdopodobnie bulimia, anoreksja i depresja.

 

Przede wszystkim psychiatra, nie oczekuj, że Ci ktoś na tym forum pomoże, czy na jakimkolwiek innym, czy rodzina lub znajomi. Masz poważne problemy i nie bagatelizuj ich. Twoje zaburzenia nie są sprawą, którą można odkładać, zwłaszcza, że trwają już długo, pędź do lekarza zanim się wykończysz, masz dla kogo żyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moim zdaniem- anoreksja bulimiczna, zaburzenia osobowości, depresja. Ale tak jak mówiła przedmówczyni, nie jesteśmy lekarzami, nie pomożemy Ci. Dobrze rozumiem co przechodzisz... ale to za mało, żeby pomóc. Idź do psychiatry, powiedz mu to wszystko co przeszłaś, co myślisz i czujesz, zacznij się leczyć. Bo to co teraz zaczęłaś [z odżywianiem] zniszczy wszystko, nie możesz dopuścić by trwało to dłużej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja powiem tak

exxexxcja nie jesteś słaba ale myślę że do psychologa pójść musisz

chociażby po to zeby o swojej sytuacji rozmawiać i uporządkować ten bałagan który już zaczęłaś rozgrzebywać poprzez wszelkie analizy

Ja miałam zaburzenia odżywiania ale po pomoc się nie zgłosiłam. Przez pychę, dumę, ambicję. W pewnym momencie zaczełam sobie układać jakieś ,,filozofie" i sama wróciłam do równowagi, uwolniłam się od choroby. Ale pewne przemyślenia nie dały gruntu wystarczającego na dłuższy czas. Do tej pory w głowie mam wielki kłębek rozsadzający mi głowę i choć rozplątałam wiele nitek, moje emocje są totalnie rozregulowane. A, że jestem wolna od zaburzeń odżywiania też powiedzieć nie mogę ;)

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Hmm...no wiec tak jak sie spodziewalam...problem rzeczywiscie istnieje...wiem to ja, mowia to i inni...i co?? no to z pojsciem do kogos w celu uzyskania pomocy...bedzie nie lada problem, bo ja mimo tego ze wiem, ze powinnam to sadze ze w najblizszym czasie nikt mnie tam nie zaciagnie...

Zauwazylam ze te wszystkie problemy nasilaja sie najbardziej wtedy kiedy cos nie idzie po mojej mysli...kiedy jest dobrze i kiedy jestem szczesliwa, to wszystko schodzi na dalszy plan --nie mam czasu wtedy zeby robic te wszystkie "dziwne rzeczy", nie mysle o tym i nie kombinuje jakby cos zrobic,zeby nikt sie nie domyslil...

Degustuje sie szczesciem i radoscia...

Na dzien dzisiejszy to jest moja osobista terapia:):)

Oczywscie raz wychodzi a raz nie...ale staram sie...

Dziekuje Wam za odpowiedzi:):)

Pozdrawiam

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To zaciągnij się sama, nie masz 5 lat, bądź dorosła, chodzi o Twoje zdrowie! Pamiętaj, że to Ty powinnaś liczyć tylko na siebie i to Ciebie powinno najbardziej obchodzić to wszystko, a wiesz czemu? Bo nikt, nawet Twój chłopak czy rodzice nie są w stanie wiedzieć wszystkiego co Ci jest i jak się z tym czujesz, nie da się przekazać wszystkiego, przekażesz wiele, ok, ale nikt Ci nie pomoże i to nie dlatego, że nie chcą, ale się na tym nie znają, przekaż to wszystko lekarzowi on się na tym zna, on po to jest więc to wykorzystaj i ratuj się! Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Też miałam ogromny problem z jedzieniem. Od kilku lat nie moge zjeść nic normalnie, bo po "wiekszej ilości" mam wyrzuty sumienia ("większa ilość" jest pojęciem względnym). Były juz okresy gdy sie całkowicie glodziłam... Nigdy nie miałam problemów z nadwagą... Zawsze byłam szczupła, potem już chuda...

 

Za każdym razem jak przechodzilam obok lustra, podnosiłam bluzke do góry i obserwowałam brzuch czy nie jest oby zbyt duży (kolejne pojęcie względne). Płaski mnie zadowalał. Jednak nie zauważałam tego, że nie byl on płaski tylko wklęsły. Osoby z otoczenia powtarzały mi "Iwona, jedz coś, bo znikniesz"... A ja czulam sie silna i dumna z tego, ze potrafie długi okres nie jesc... Raz po takiej głodówce zasłabłam, byłam wtedy sama w domu, wystraszyłam sie smiertelnie, ze jakbym zemdlała, nikt by mnie nie ocucił... Zaczełam jesc "normalnie"...

 

potem znów... brzuch sie nieco "zaokrąglil"... Kolejna głodówka...

Oszukiwałam z jedzieniem jak byłam w domu... Zupe wlewalam do talerza, brudziłam go, i wlewalam spowrotem do garnka...

 

Wiele takich różnych incydentów...

Aż któregos dnia, kilka miesiecy temu... spojżałam w lustro i sie rozplakałam... Ujrzałam nie siebie... To nie byłam ja! Poszłam do lodówki, postanowiłam że przytyje. Byłam chuda... jadłam normalnie, cieszylam sie że jem... Przybierałam po woli... ale... jak przybrałam kilogram to juz poczułam niepewność... Przytyłam wiecej... Plakałam... I wszystko zaczeło sie na nowo...

 

Od kilku lat bez przerzy waże sie rano i wieczorem, kalkulujac ile zjadłam...

Kiedys bylo gorzej. Ważyłąm sie po każdej kromce chleba, po cukierku, przed opróżnieneim, po opróżnieniu...

 

Na szczęscie teraz już tak nie jest hardcore'owo. Ale dalej podczas jedzenia zastanawiam sie czy to nie błąd...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

U mnie z kolei jest trochę inaczej. Jestem bardzo chuda, przez całe życie każdy mi tym dokuczał i do tej pory trafiają się wciąż osoby, które podkreślają to jaka jestem "sucha".. przez tyle lat można nabrać kompleksów z powodu własnego wyglądu - wagi.

Jak nadchodzi wiosna problemem jest dla mnie rozebranie się w lżejsze ciuchy, bo wstydzę się. Wydaje mi się, że każdy na mnie patrzy. Mam wtedy napady, że muszę jeść.. dużo jeść i wpycham w siebie wszystko aż do chwili kiedy robi mi się nie dobrze. Nie zwracam nigdy tylko cierpię.

I mam to na zmianę z nieświadomym głodzeniem się.. jak stwierdził lekarz.. "Nie żyję - nie jem" i że tak jest ze mną. Staram się jeść.. kupuję coś na co właśnie mam ochotę, gdy już mam to przed sobą, zjem 4 kawałki i mi nie dobrze. Na siłę nie wchodzi.

Więc u mnie to takie przeplatanie. Zaczynają mnie łapać choroby chyba z osłabienia organizmu, z niedoboru, więc staram się z tym walczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zawsze miałam normalną wagę - przy wzroście 166 cm ważyłam od 52 do 56 kilo. W wieku 17 lat, być może z powodu burzy hormonów, zaczęłam tyć i ważyłam blisko 65 kilo. Choć nie wyglądałam bardzo grubo to jednak czułam się z tym bardzo nieatrakcyjna (moi rodzice i siostra byli wtedy bardzo szczupli) i chowałam swoje ciało pod warstwami luźnych, męskich ubrań maskujących kształty. Niestety - smutek i rozgoryczenie z powodu takiego wyglądu sprawiały, że zamykałam się w domu, unikałam kontaktu z ludźmi, chandrę zabijałam nadmiernym objadaniem się. Tutaj koło się zamykało - po zjedzeniu ogromnych ilości pokarmu miałam potworne poczucie winy, więc biegłam do toalety zwrócić to wszystko. Tylko tak mogłam pokonać wyrzuty sumienia. I tak w kółko, przez kilka lat.

Dziś ważę 45 kilo, nie mam apetytu i jem praktycznie raz dziennie, ale cień bulimii (nigdy nie leczonej) pozostał. Gdy zdarzy mi się zjeść więcej (bo impreza rodzinna, bo kumple zamówili dużą pizzę), cały cyrk wraca. Gdy tylko poczuję, że mój żołądek znowu jest wypchany, od razu pędzę do toalety, wepchnąć sobie palce do gardła. Zdarza mi się to bardzo rzadko, ale jednak - panicznie boję się przytyć choćby kilogram a mam ku temu tendencje. Od 12 lat choruję na cukrzycę i mój metabolizm jest w raczej kiepskim stanie. Od kiedy zachorowałam zawsze miałam problemy z utrzymaniem prawidłowej wagi. Musiałam dużo ćwiczyć, pilnować co jem i pić dużo wody, żeby utrzymać normalną sylwetkę. Dzisiaj po prostu prawie nic nie jem. Depresja odebrała mi chęci do ruszania się, do wysiłku fizycznego i do jedzenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy moje pojedyncze epizody z wymuszaniem wymiotów to nadal bulimia, zdarza mi się to znacznie rzadziej, ale bardzo boję się przyznać komukolwiek. Boję się, że zaczną mnie kontrolować, pilnować, jak jem, pilnować po co chodzę do łazienki, ba, może zmuszać do jedzenia (ważę 45 kilo i wyglądam dość szczupło). Nie jestem chyba anorektyczką, gdyż nie zależy mi na schudnięciu jeszcze bardziej, ale panicznie boję się przytyć, dlatego jem bardzo mało i bardzo rzadko - zawsze w samotności, by nikt nie widział kiedy i ile jem i nie zaczął się czepiać, że to za mało i za rzadko.

Nie dam rady przyznać się komukolwiek do tych problemów, staram się samodzielnie to w sobie zwalczyć.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

 

Choruję na anoreksję bulimiczną od 4 lat. Szczerze mówiąc, widzę szansę wyleczenia dla samej siebie, jeżeli tylko zdołam wybrać się do psychiatry, czego w najbliższej przyszłości nie planuję, chociaż mam na ten cel odpowiednie środki.

 

Boje się iść do psychiatry.

 

Może nie to jest dziwne, ale to, że nie chcę aby dowiedzieli się o tym moi rodzice. Mimo, że naprawde są ludźmi, na których można bezwzględnie polegać, wiem, że DUŻO czasu zajęło by im zrozumienie tej sytuacji.

 

Boje się również brać leki skoro codziennie wymiotuję po 30 razy. Mam wrażenie, że nie bedą działały, tudzież ich działanie będzie miało wpływ na mój organizm, na serce lub cokolwiek innego. Z drugiej strony, odczuwam wielką chęć odwiedzenia psychiatry. Świadomość tego, że przepisze mi on jakiekolwiek leki, które w jakimś stopniu napewno mi pomogą, dodaje mi motywacji i w zasadzie skłania ku wizycie. Wiem oczywiście, że samymi lekami sprawy się nie załatwi, ale czuję, że jeżeli dostanę ten czynnik zewnętrzny moja sytuacja sie polepszy.

Mój lęk wynikać może również z faktu, że mam dopiero 19 lat, nawet nie wiem w zasadzie co powinnam powiedzieć lekarzowi i jaka będzie jego reakcja eh..

 

 

[btw. ponawiam pytanie o leki, czy jakieś przyjmujecie i jak na was działają?]

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witam schudłem ale jakim kosztem i pozostalo mi to do dzisiaj najem sie że pekam a potem ide do wc i zmuszam sie do wymiotowania ciagle tak robie zawsze kombinuje zeby wymiotować są to wc prysznice mam do tego nerwice lękową napady paniki i ogolnie boje sie przytyć zawsze byłem gruby teraz dobrze wygladam ale boje sie przytyc wiec ciagle objadam sie i wymiotuje

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytam wasze posty i widzę, że nie jestem osamotniona w swojej walce z chorobą. Może troszke mi ulzy kiedy podzielę sie swoimi myslami. Dziś mam taki dzień, że mam wrażenie, ze nie dam rady juz ani dnia dłużej...

Moja historia z anoreksja rozpowczęła sie przeszło 4 lata temu. Chrowałam ponad rok, potem przeszło na bulimię i trwa do dziś. Próbowałam się leczyć byłam u psychiatry, baa nawet odwiedziłam hipnotyzera. Pani psycholog stwierdziła, że mam nerwicę i przepisała leki po których zażyciu miałam wrażenie , że podłoga sie rusza i chodzi po niej mnóstwo malutkich robaczków... Nie pomogło. Walcze z tym sama nawet rodzice nie wiedzą bo wyprowadziłam się z domu. Nie chce ich martwić. Najgorsze w tej chorobie jest nie sam akt obżarstwa czy wymiotów, ale to uczucie brudu, który mam w sobie. Przez bulimie straciłam część swojej tozsamości. Coraz częściej zadaję sobie pytanie kim ja jestem? Kim sie stałam? I nie umiem odpowiedzieć... Coraz bardziej wszystko mnie dołuje, nie potrafie stworzyc normalengo związku. Ta choroba pochłoęła całe moje zycie pozbawiła pewności siebie, błysku w oczach. Nadal jestem wesoła, ale są dni takie jak dziś, że nie wiem co mam robić, jak życ. Każde niepowodzenie sprawia, ze przesadnie biore to do siebie, że jestem nieudacznikiem, ze nic nie potrafie zrobic dobrze.

Wiele razy rozpoczynalam walkę i tyle samo razy przegrywałam... Nie piszę, że się poddaję bo wtedy to będzie oznaczać moja klęskę brak szans na normalność na spełnienie moich marzeń. Ale jest mi ciężko. Chciałabym zrozumieć, dlaczego sie rozchorowałam. Wrócic te 4 lata do tyłu i zobaczyc moment w którym pękłam. Może to by pomogło mi wyzdrowieć? Tak bardzo chciałabym wyzdrowieć. Być zrównoważona emocjonalnie i żyć ... po prostu żyć:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masacarlo świetnie Cię rozumiem.

Ja mam bulimię od ponad roku.

Nic mi już nie pomaga.

Niebawem mam zacząć psyhcoterapię , ale czuję , że też będzie mi ciężko dojść mi na owe spotkania:/.

Najmniejszy wysiłek wymaga ode mnie wielu sił - owszem , czasem jest lepiej , czasem gorzej.

Brałam przez jakiś czas leki-Andepin ..

Potem gdy poczułam sie lepiej odstawiłam je - to był mój błąd - teraz wszystko wróciło z podowojoną siłą - wymiotuję razy 2 , natrętne myśli wróciły a do tego wszystkiego doszły poważne problemy z sercem , wskazujące na arytmię spowodowaną właśnie bulimią.Miałam robioną EKG jakiś czas temu , ale oczywiście nic nie wykazało.

Wszytsko się wali , cały świat.

Marzenia 'ugrzęzły w gruzach'.Nie wiem co z nimi będzie.

Ale najgorsze jest to , że nie bulimia zrujnowała jedno z moich największych marzeń - bycie psychologiem.

Mam 2 lata do matury , jeśli nie zdołam do skończenia szkoły nic z sobą zrobić , to będzie oczywiste - psychologia będzie tylko legendą i nią pozostanie :/.

Wieć czy pozwolę na to by bulimia wygrałą ze mną i z moim marzeniem czy też nie - zależy tylko ode mnie.

Narazie jestem w takim stanie , że nie umiem nawet powiedzieć czego chcę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam dość duże wątpliwości czy komuś z odwiedzających tę stronę zależy na zwiększeniu apetytu :mrgreen:

 

magia123, z własnego doświadczenia widzę, że im więcej wiem w kwestiach psychologii i jak to wszystko funkcjonuje, tym gorzej to na moją własną psychikę wpływa.

teraz już nic nie chcę wiedzieć :mrgreen:

chociaż z drugiej strony - pewnie nie każdy tak ma, skoro jest to twoje marzenie.... warto podążać za marzeniami. w każdym razie nie licz raczej, że w kwestii bulimii studia psychologiczne podziałają korzystnie (niektórzy mówią, że samoświadomość jest ważna w leczeniu nałogów - ja sądzę, że może być gwoździem do trumny)

powodzenia w zmaganiach z tym gównem :roll:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem, czy dobrze Ciebie zrozumiałem, ale może tak być, że wiedza psychologiczna, którą ktoś posiądzie, z którą pozostaje się sam na sam -analizując to i owo samemu, może być nawet zagrażająca, chodzi mi o to, że łatwo jest się w tym pogubić co się dowiedziało, przeczytało itd

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

mam takie chweile napadu jedzenia,m jem wtedy garsciami wszystko ze stlu , ale przewaznie caly dzien wogole nie mam appetytu i nic nie jem az mnie odzuca, wczoraj bylem u psychiatryu ale jakos zapiomnialem mu o tym powiedziec..myslicei ze dzwonic jeszcze dzisiaj do niegO??to wazne czy nie?? wage mam w normie

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

zdzislawqwer, przede wszystkim apeluję - pisz proszę wyraźniej! Poza tym - heh dobre, jakoś tak zapomniałeś:) Myślę, że bez względu czy to anoreksja czy nie (to lepiej niech stwierdzi specjalista) - na pewno jest to jakaś forma zaburzeń odżywiania (jest ich wiele) - tak czy siak w ten sposób Twoja podświadomość chce Ci coś powiedzieć poprzez takie objawy bo jako tako głosu nie ma:)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×