Skocz do zawartości
Nerwica.com

depresja, żałoba..


ramia

Rekomendowane odpowiedzi

witam, jestem nową użytkowniczką, ale potrzebowałam do kogoś napisać.. w środę minie miesiąc od śmierci mojego taty.. zmarł bardzo młodo na nowotwór.. czuję ogromny smutek i już nie wiem jak sobie z tym radzić.. mam przyjaciół, ale nie do końca mnie rozumieją i nie chce ich za bardzo obarczać swoim smutkiem i problemami.. tak strasznie za nim tęsknie. z jednej strony czuje jakby to było wczoraj a z drugiej jakby minal juz rok. nie umiem tego opisać.. potrzebuję jakiejs rozmowy, kogos kto mnie zrozumie. ciagle wspominam ostatnie dni spędzone z moim tata..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ramia, rozumiem Cię.

przeżywasz normalny okres - okres żałoby. Nie wszyscy muszą Cię wtedy rozumieć.

Jest to pewnego rodzaju kryzys psychologiczny. Podejrzewam, że jesteś w drugiej fazie żałoby... Każdy przechodzi owe fazy indywidualnie:

Najczęściej wymienia się cztery stadia żałoby:

 

I. wstrząs i szok, uczuciowa anestezja, otępienie – bezpośrednio po śmierci,

II. gwałtowny szloch, protest – minuty, godziny,

III. dezorganizacja – godziny lub dni, miesiące,

IV. reorganizacja – 6 miesięcy

Jestem na ostatnim etapie po 1,5 roku po śmierci Mamy.

 

 

Powiedz, miałaś tę wspaniałą szansę na pożegnanie z tatą? Jeśli tak, to szczerze zazdroszczę.

W razie czego służę pomocą na PM, bo póki co jest to dla mnie nadal zbyt osobisty temat - nawet na terapii, po 2óch miesiącach nadal szlocham jak przychodzi co do czego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

paradoksy: mój tato cztery lata chorował na raka płuc.. wszystko zaczęło sie pogorszać od maja.. z każdym miesiącem dochodziło cos nowego.. przez dwa tygodnie był w hospicjum, z każdym dniem było coraz gorzej.. w wieczór przed śmiercią pojechałam go odwiedzić razem z moim bratem i wtedy się pożegnaliśmy. mimo to, śmierc taty była dla mnie strasznym szokiem, tak jakby zginął w wypadku, nie wiem do czego to porównać. widziałam w jakim był stanie, jak cierpiał ale nie spodziewałam się, ze to nastapi tak szybko.. a do tego mam maturę w tym roku.. i ciezko mi jest sobie z tym poradzić, nie mam siły ani motywacji do niczego, chociaż się bardzo staram.. sięgnęłam po forum, chociaz nie spodziewalam sie pomocy.

jeśli moge to tak nazwać, to czuje ulgę, że jest tu ktoś kto przeżywa to co ja, bardzo ci wspólczuję z powodu startu mamy., ale dobrze jest porozmawiać z kimś, kto rozumie te uczucia..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ramia, myślę, że znalazłoby się tutaj więcej osób, które potrafią zrozumieć.

Powiedz mi, jak bardzo Ci ciężko? bo jeśli masz zarywać noce i nie móc się na niczym skoncentrować w czasie klasy maturalnej, to dobrze by było dla Ciebie, gdybyś jednak porozmawiała z kimś "na żywo". Nie mówię tu o koleżance, bo koleżanka nie jest w stanie zrozumieć tego, co teraz przechodzisz, jak to czujesz, jakie zmiany w Tobie zachodzą. Mówię tu o pomocy psychologa. Strata rodzica jest strasznym, traumatycznym przeżyciem i warto się wspomóc w takich chwilach, zwłaszcza takich jak u Ciebie - w szczytowych punktach Twojego życia.

Po śmierci Mamy nie byłam w stanie jeść, chodzić, spać, pracować, w ogóle funkcjonować... Mam całkowicie wymazane 2 tygodnie z życia po pogrzebie. Nie wiem co się wtedy ze mną działo.

Jeśli będziesz mieć podobnie, to naprawdę radzę Ci udać się do psychologa.

A jeśli dasz radę bez pomocy, to lepiej dla Ciebie.

Pamiętaj, że istenieje druga strona medalu - takie wydarzenia wzmacniają Cię, mimo, że teraz odczuwasz to na pewno inaczej. Kiedyś to zrozumiesz, ale najpierw musisz się pogodzić ze śmiercią taty, co jest w tej chwili najtrudniejszym zadaniem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moj nastroj i uczucia zmieniaja się w ciągu dnia bardzo często.. czasem mam takie chwilę, ze zapominam wręcz co sie stało a potem jak piorun przychodzi mysl, ze go nie ma już i ta nagła swiadomosc, wtedy czuje straszny smutek.. najgorzej jest rano, ale jakos zmuszam się, żeby wstać, ubrac się, pojechać do szkoły.. staram się, na razie jakos daję radę, ale potrzebują zwykłej rozmowy. a przyjaciele myślą, że jak będa gadać o zwykłych codziennych rzeczach to orzegadają mój smutek..

 

a ty jak sobie poradziłaś ze strata mamy? czy jest ci już trochę lżej? ostatnio usłyszałam w radiu: ' czas nie leczy ran tylko przycisza emocje' ..

 

ja na razie nie widze żadnej przyszlości i ciężko mi sobie wyobrazić cokolwiek..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ramia ja również Cię doskonale rozumiem... mi rok temu zmarła babcia i to nagle nie zdążyłam się z nią pożegnać i to dobiło mnie jeszcze bardziej, na początku był szok przeogromny szok i pytania dlaczego,potem płacz , siedzenie i patrzenie się w jeden punkt przez kilka godzin , a potem smutek i życie z tym że jej już nie ma... do dzisiaj jest mi się trudno z tym pogodzić za szybko to wszystko się stało , zostały mi tylko wspomnienia... jeśli nie będziesz dawała sobie rady to tak jak pisze paradoksy wybierz się do psychologa, ja mam nadzieję że z czasem będzie Ci coraz łatwiej

 

Trzymaj się

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

moj nastroj i uczucia zmieniaja się w ciągu dnia bardzo często.. czasem mam takie chwilę, ze zapominam wręcz co sie stało a potem jak piorun przychodzi mysl, ze go nie ma już i ta nagła swiadomosc, wtedy czuje straszny smutek.. najgorzej jest rano, ale jakos zmuszam się, żeby wstać, ubrac się, pojechać do szkoły.. staram się, na razie jakos daję radę, ale potrzebują zwykłej rozmowy. a przyjaciele myślą, że jak będa gadać o zwykłych codziennych rzeczach to orzegadają mój smutek..

 

a ty jak sobie poradziłaś ze strata mamy? czy jest ci już trochę lżej? ostatnio usłyszałam w radiu: ' czas nie leczy ran tylko przycisza emocje' ..

 

ja na razie nie widze żadnej przyszlości i ciężko mi sobie wyobrazić cokolwiek..

 

zarzucę tu bardzo prawdziwym cytatem odnośnie czasu i leczenia ran:

 

It has been said, 'time heals all wounds.' I do not agree. The wounds remain. In time, the mind, protecting its sanity, covers them with scar tissue and the pain lessens. But it is never gone.

- Rose Kennedy.

 

Całkowicie się z tym zgadzam. Ból nigdy nie znika, tylko z czasem trochę maleje, ale rany pozostają.

Nie potrafię odpowiedziec na pytanie, czy jest mi lżej. Jest inaczej. Akceptuję pewne sprawy, których wcześniej nie dostrzegałam, bo nie chcialam ich dostrzec.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

It has been said, 'time heals all wounds.' I do not agree. The wounds remain. In time, the mind, protecting its sanity, covers them with scar tissue and the pain lessens. But it is never gone.

 

Oczywiscie się rozplakalam,ale mi ostatnio potrzeba bardzo niewiele.

 

Odwieczne pytanie:czy bywa łatwiej?

 

Ból ewoluuje..a w koncu pamieta sie dobre rzeczy i zamiast rozpaczy przychodzi melancholia,taki dojrzaly,spokojny smutek.

Umiejetnosc godzenia sie to przywilej wieku,dojrzalości.Ale cholera wie ile czasu to zajmie..Ja pogodzilam się z pewną stratą,ale nie byla nią niczyja śmierć-tak straszliwego bólu nie jestem nawet w stanie sobie wyobrazic.W zeszlym roku zmarła moja koleżanka,moje zauroczenie.

Nie umiem tego przeżyć,odcielam się,uwierzylam,że tego nigdy nie bylo.

 

Nie ma gorszej tragedii dla dziecka niż śmierć rodziców...i chociaż szczesliwie tego nie doswiadczylam...to jest to taka rzecz,ktorej nawet nie umiem sobie wyobrazić.Nikt nie jest bardziej opuszczony i sam na świecie niż ten,kto stracil mamę i tatę.Odcięcie od korzenia już na zawsze.

I nieważne jacy ci rodzice byli..to przekracza moje pojęcie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie zgadzam się.

Jakoś nie potrafię-ale moi rodzice żyją,wiec pewnie nie mogę nawet oceniać..

 

Rodzice..jestes ich koncówką,przedlużeniem,a oni są Twoim początkiem..W mojej wyobrazni (!) wyglada to tak jakby ktos odrąbal Ci nagle głowę..Strata jest naturalnym elementem życia..To przecież prawda.Ale mam w glowie zakodowane,że to by bylo najstraszniejsze co by moglo sie stać..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dziękuje wam za tyle odpowiedzi. to mi daje jakąs nadzieję, ze nie jestem sama. o prawda, czuje sie okropnie. patrze cieagle na zdjecia, wspominam..

 

ale mam pytanie do was. czy jak zmarły bliskie wam osoby, to odczuwałyście ich obecność, rozmawiałyscie z nimi? ja teraz bardzo czesto jezdzę na cmentarz, rozmawiam z nim a jak wieje wiatr, to mam nadzieję, ze mnie słyszy.. jak robię coś, czego mój tato nie lubił, to go w myslach przepraszam.. błagam powiedzcie czy macie tak samo..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ramia, ja też na początku zwracałam się do Mamy. Ale tylko raz mi się śniła, nie odczuwałam jej obecności, tylko wielką pustkę. Mój brat za to miał lepszy kontakt z Mamą za życia, więc jemu śniła się codziennie, opowiadał, że w nocy do niego mówiła... Jakieś rzeczy w pokoju podobno się przesuwały itd... Także to nic dziwnego, naprawdę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ramia według mnie życie na ziemi jest tylko zasranym sprawdzianem, który każdy z nas musi przejść, po coś to wszystko istnieje, ma jakiś cel. Tylko filozofuję, ale poczytaj sobie trochę o reinkarnacji, polecam książke "Życie po śmierci" M.T Brown. Coś w tym jest, nie wiem czemu ale wierzę kobiecie która to napisała. Twojemu tacie jest pewnie dobrze tam gdzie się teraz znajduje, być może spotkacie się po śmierci, któż to wie. W życiu jeszcze niejedną osobę pochowasz i będziesz opłakiwać, sama też umrzesz i ktoś inny będzie opłakiwał Ciebie :? Tak to wszystko leci, niestety. Jednak rozumiem twój ból i szczerze współczuję.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dla twojego taty śmierć była pewnie wybawieniem , zakończyła jego cierpienie. Ja też mam nadzieję, że ja i moi bliscy , którzy odeszli i którzy odejdą spotkamy się tam po drugiej stronie i będziemy szczęśliwi i wiesz co jestem niemal że przekonana o tym, że istnieje coś po śmierci. Kiedys też miałam swoje wątpliwości, ale naprawdę dużo nad tym myślałam, trochę dostałam wskazówek w tym temacie i wierzę. Świata nie da się logicznie wytłumaczyć, to wszystko nie wzięło się nagle z nikąd i nie istnieje po nic. My też mamy tu swoją misję, czasem nawet nie wiemy że bardzo komuś pomogliśmy, uratowaliśmy mu życie, że nawet nasze cierpienie ma sens i po coś nas dotyka.Ja już teraz widzę, że niektóre kopy od życia, pootwierały mi bramki do lepszego.

 

[Dodane po edycji:]

 

Twój ojciec był pewnie dobrym człowiekiem, wnioskuję tak z twoich postów i dostaje za to pewnie teraz laury, na które sobie zapracował :smile:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

tak to prawda. był wspaniałym człowiekiem i dlatego tak ciężko jest mi zaakceptować nową sytuację. ale widziałam jaki był cierpiący i tylko myśl, ze teraz jest mu lepiej pozwala mi jakoś brac się w garść.. ale bardzo dziękuję za wszystkie wasze posty, to duzo dla mnie znaczy..

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Witajcie,po krótkiej przerwie wracam na forum..

Dziś mija 6lat od śmierci mojego brata(nadużywał alkoholu,ale przyczyną zgonu było nieleczone zapalenie płuc).Zmarł nagle...miał 27lat.

Pamiętam ten dzień dokładnie 21.10.2009-na dwa dni przed śmiercią brat zniknął z domu..szukaliśmy go bezskutecznie.Ok 5rano dnia 21.10.09 wybudziłam się ze snu,bo usłyszałam,że on jest na dworze i woła moje imię.Zeszłam na dól i pomogłam mu wejść do domu,skarżył się,że nic nie widzi.Zadzwoniłam po pogotowie,myślałam,że to od alkoholu,że mu się tylko wydaje.Brat na nic więcej się nie skarżył.Poprosiłam go,żeby zawsze wracał do domu,bo się o niego martwiliśmy,on powiedział,że mnie kocha i jestem jego najlepszą siostrą.Pożegnaliśmy się i karetka zabrała go do szpitala.Po południu ze szkoły(miałam wtedy 17lat)jak nigdy odebrał mnie mój szwagier i powiedział,że brat nie żyje.Zawalił mi się wtedy świat.Myślałam jak to?to nie możliwe,przecież rano mi obiecał,że zawsze będzie wracał do domu.

Bardzo go kocham i tęsknię za nim.Nie mogę sobie poradzić z tą stratą.

Mam zaburzenia lękowe.Czy z żalu mogę umrzeć?Ciągle się boję,że odejdę tak nagle jak on.

Chodziłam na terapię,ale nie przyniosła efektów.

Czy jeśli nie choruję na nic mogę w każdej chwili umrzeć?Przez ostatnie dni prześladuje mnie myśl,że właśnie dziś umrę.Mało tego,wczoraj miałam jakiś dziwny atak lęku i myślałam,że nie oddycham.Kilka razy pytałam mamę czy na pewno żyję.Byłam jakby w innym świecie.Już nie wiem co mam robić...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To normalne ze przechodzisz teraz ciezki okres w zyciu. Zamiast sie zameczac moze lepiej udac sie na poczatek do psychologa?! Napewno nie zaszkodzi a tylko moze pomoc, wyslucha i doradzi z psychologicznego punktu widzeni. Nie trzeba sie bac ani wstydzic

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×