Skocz do zawartości
Nerwica.com

natręctwa na tle religijnym i skrupulatyzm


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Mam mentalność "heretyka". Uważa ona wieczne potępienie za coś bardzo złego i "absurdalnego". "Sądzi" ona, że obowiązek spowiedzi, rachunku sumienia powinien być zniesiony, przynajmniej dla takich, co mają problemy takie jak ja i podobne.

To nie jest mentalność "heretyka", tylko człowieka myślącego. To bardzo dobrze, że filtrujesz rzeczy jakie docierają do Ciebie, a nie przyjmujesz je bezrefleksyjnie.

 

I każdemu ciężko się pogodzić z myślą o takiej karze dla człowieka, z naszego punktu widzenia jest to absurd, nie do pojęcia.
A z boskiego co? Pewnie kolejny wyraz miłości i sprawiedliwości wobec stworzeń?

Ciekawe, że Bóg obdarza ludzi rozumem, a potem wymaga od nich wierzyć w rzeczy sprzeczne z tym rozumem....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie należy żartować z religii. Moją mentalność przeraża sama możliwość wiecznego potępienia. Dla mojej mentalności karanie ludzi piekłem jest niewyobrażalnym absurdem i rażącym złem, niesprawiedliwością. Stanowczo nie chcę iść do piekła, ale jestem słaby i mam złe skłonności.

 

Obawiam się, że bezżenność może mnie dodatkowo dobijać i obniżać poziom funkcjonowania. Niestety, bliskość cielesna żony jest jedną z tych rzeczy, której mojej naturze niewątpliwie brakuje. A tylu ludzi żyje w stanie bezżennym, niektórzy nawet są kapłanami czy zakonnikami... Mi brak bliskości fizycznej żony może dodatkowo dezorganizować życie :( Nie chce mi się zbytnio robić, mam "deficyty" motywacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czemu zamiast "ja", "mi" piszesz "moja mentalność". Twoja mentalność nie jest Tobą? Nie identyfikujesz się z nią?

Mówienie o mentalności jest uproszczeniem, zwłaszcza jeśli na podstawie jednej myśli, poglądu, odczucia uogólniasz wnioski na całość. Czyli na przykład ciężko Ci się pogodzić z istnieniem piekła i już na tej podstawie sobie przypisujesz "mentalność heretycką". A to za mało, żeby tak się oskarżać.

 

Stanowczo nie chcę iść do piekła, ale jestem słaby i mam złe skłonności.

 

Każdy jest słaby i ma złe skłonności, bo taka jest ludzka natura, dlatego potrzebujemy Ducha Św, żeby to przezwyciężyć.

 

Gdyby do piekła szło się z powodu samej tej natury i mimo chęci bycia zbawionym i wysiłków w tym kierunku czy choćby pragnień, to rzeczywiście byłaby rażąca niesprawiedliwość.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Idee same w sobie nie są według mnie grzeszne, co najwyżej mogą prowadzić do grzechu (albo być jego efektem). Idee są jak dla mnie funkcją myślenia, a myśleć każdy może. Skoro coś Ci się wydaje bezsensowne to nie zmusisz się do tego, żeby nagle miało sens, co najwyżej możesz zyskać jakieś nowe informacje czy inspiracje, żeby zmienić punkt widzenia, ale to nie jest coś, co możesz sobie narzucić, trzeba trochę zostawić życiu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

take, nie jesteś chyba taki do końca aspijski skoro chwytasz żarty. :)

Czemu nie wolno żartować żartować z religii? Czy Bóg tego zabrania i wtrąca za to do piekła? A może Bóg jest aspijczykiem? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na takie żarty bym sobie nie pozwolił. Bardzo nie chcę być potępionym. To, w o może wierzyć większość ateistów (unicestwienie po śmierci) dla mnie też jest jakąś formą wiecznego potępienia. Moja mentralność chciałaby wiecznego zbawienia wszystkich istot, nawet Szatana.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ok. 12:30 dziś miałem taki incydent. Na forum o ZA trzy razy przysiągłem solennie (chyba nawet kierowałem przysięgę do Stwórcy), że najpierw napiszę następnego posta w pewnym wątku, a jeżeli nie, to usunę wszystkie posty (swoje chyba tylko) na forum. Następną stroną, którą otworzyłem, nie była strona tego wątku, lecz strona przeznaczona do pisania nowego posta w pewnym dziale. Na tej stronie napisałem treść posta, który chciałem umieścić w wątku, z którym przysiągłem(?), że najpierw coś napiszę. Ale to nie strona tego wątku była tą pierwszą, którą otworzyłem. W związku z tym, że nie otworzyłem najpierw tamtego wątku, miałem wątpliwości związane z tym, czy nie popełniłem grzechu związanego z niedotrzymaniem obietnicy danej Stwórcy. Następny post, jaki umieściłem, był w tamtym wątku, w którym wcześniej obiecałem. Między obietnicą a napisaniem tamtego posta na forum o ZA nie wpisałem żadnego innego posta. Uklęknąłem i trzy razy ustnie wypowiedziałem obietnicę czy przysięgę do Stwórcy, że jeżeli usunę posty na forum, to będę mieć grzech ciężki i że będzie to coś gorszego niż niezrealizowanie tamtej obietnicy. Nie chcę tu się śmiać ani wzywać Najwyższego nadaremnie. Ale mam ewidentne problemy z psychiką i duchowością.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Po co przysięgasz jakieś głupoty? Nie należy przysięgać z byle powodu, to wzywanie imienia Bożego nadaremno. Przysięganie psuje naszą mowę, każde słowo ma mieć wartość, a nie tylko przysięgi. To co robisz, to myślenie magiczne, jakieś przesądy, nie ma to nic wspólnego z duchowością ani wiarą. Poza tym przysięga nie decyduje, co jest grzechem ciężkim a co nie, grzech ciężki to znaczące przekraczanie przykazań Bożych i żadne formuły tego nie zmienią.

 

W ogóle nie przysięgajcie. Ani na niebo, bo jest tronem Bożym. Ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego. Ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na twoją głowę nie przysięgaj, bo nie możesz jednego włosa uczynić białym albo czarnym. Niech raczej mowa wasza będzie: tak, tak; nie, nie. Co nadto jest, od Złego pochodzi Mt 5,34-37

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To najlepiej olej tą myśl, myśli są najróżniejsze i nie można do każdej przywiązywać dużego znaczenia, myśli to nie jest coś, nad czym można (i należy) mieć pełną kontrolę, a jeśli się boisz czy czegoś nie obiecałeś, to powiedz sobie coś w stylu "jako wolny i świadomy człowiek nic nie chcę obiecywać, jeśli to zrobiłem, to nie był mój wolny i ostateczny wybór, odcinam się od tego".

Możesz też sobie wyobrazić przycisk, który oznacza "nie przysięgam" i to, że go naciskasz, po czym kończysz sprawę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie znasz się na moim problemie. Chyba widzisz je mniejszym, niż są w rzeczywistości. Boję się grzechu ciężkiego i konieczności spowiedzi (już organizowanie spowiedzi to dla mnie "koszmar" :( ). Myślę, że w ogóle nie jestem w stanie popełnić grzechu ciężkiego, jeśli już, to co najwyżej lekki, a przy takiej kondycji, jak moja, nie ma wystarczającej materii do popełnienia grzechu ciężkiego (zwłaszcza takiego jak np. świętokradzkie przyjęcie sakramentów świętych). Złe zachowania w moim przypadku wynikają także ze środowiska ignorującego problemy (ostatnio wizyty z niejednym psychologiem, komisje w sprawie niepełnosprawności i renty załatwiałem sam, bez wiedzy rodziny i w pewnym sanktuarium byłem nawet przewieziony karetką do psychiatry) czy nieprzyjaźnie się wobec mnie zachowującego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Boję się, że kiedyś w życiu popełniłem grzech ciężki. Bardziej bałbym się sytuacji sprzed dorosłości, kiedy to zdarzały mi się bardzo złe wygłupy. Wiedziałem, że nie powinienem tak robić. Odbyłem chyba około kilkanaście spowiedzi generalnych w czasie licealnym. W ostatnim czasie (studiowania) czytałem dużo niekatolickich stron, co wywoływały rozterki duchowe. W okresie gimnazjalnym często się masturbowałem (ale nie w typowy sposób, co więcej, nie uznawałem tego za grzech). Przed nawróceniem miałem mniejsze poznanie. Nie wiedziałem tyle o m.in. czystości seksualnej, co obecnie. Myśli o koleżankach (nieczystych) nie uznawałem za grzech. Już przed pierwszą spowiedzią zdarzały mi się bardzo złe czyny (np. poważna agresja dla hecy, absurdalna). Bardziej bałbym się grzechów ciężkich popełnionych przed okresem moich spowiedzi generalnych. Później to miałem już poważne zaburzenia, diagnozy, wizyty u psychiatry. Nawróciłem się w okresie licealnym, kiedy to zaczęło się leczenie psychiatryczne. W okresie przedlicealnym byłem ofiarą przemocy rówieśniczej. Rodzice mogli być wyraźnie agresywni wobec dzieci (za drobne sprawy) i wobec siebie. Spowiadanie się z bagażu grzechów z okresu sprzed rozpoczęcia leczenia farmakologicznego i diagnozy ZA było problematyczne. Teraz mogę czuć się nawet bardziej "niepoczytalny" niż przed jesienią 2008 r. Nie mam znajomych (co za bardzo mojej mentalności nie przeszkadza), tym bardziej nigdy nie miałem sympatii. Boję się popełnienia grzechu śmiertelnego. Jako dziecko bardzo często, wręcz regularnie, nie chodziłem do kościoła w dni nakazane. Po bierzmowaniu to się zmieniło diametralnie. Nie chcę mieć grzechu, nie wiem, jak żyć. Rodzina nie wspiera mnie psychicznie, mama może liczyć na "gruszki na wierzbie" typu doktorat, normalna praca, prawo jazdy, drugi kierunek. Ja chcę umrzeć i żyć w łasce uświęcającej. Wygłupami w młodości wyraźnie się poraniłem - często się z nich spowiadałem i nie wiem, czy nawet nie przesadzałem dość wyraźnie na spowiedziach z lęku przed grzechem. Na pewno Kościół z osobami takimi jak ja MUSI postępować inaczej. "Koszmar" skrupułów sprzed kilku lat, jakiego doświadczyłem, jest tego dowodem. Powiedzenie pojedynczego poważnego grzechu nie było jakoś specjalnie trudne, ale zorganizowanie spowiedzi, i to generalnych było "koszmarem"!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie znasz się na moim problemie. Chyba widzisz je mniejszym, niż są w rzeczywistości.

 

Czym innym jest to, że dla Ciebie te sprawy są bardzo obciążające psychicznie, a czym innym to, czy Twoje obwinianie się i lęk są adekwatne do Twoich grzechów i słabości i czy np. Twoje "przysięgi" rzeczywiście mają jakieś doniosłe znaczenie.

 

Boję się, że kiedyś w życiu popełniłem grzech ciężki

 

Każdy popełnił jakiś grzech.

 

Bardziej bałbym się grzechów ciężkich popełnionych przed okresem moich spowiedzi generalnych.

 

Po co się martwisz grzechami, które zostały już wybaczone? Bóg tego nie chce.

 

Boję się popełnienia grzechu śmiertelnego.

 

Wiara nie polega na nieustannym strachu przed grzechem, grzech nie jest wart tego, żeby się na nim koncentrować, należy się koncentrować na dobru, bo to daje wierze siłę. Jezus nas wykupił z grzechu i możemy być zbawieni mimo, że podlegamy pewnej władzy grzechu, ale ona nie jest ostateczna. Nikt nie jest zbawiony za bezgrzeszność. Św. Paweł prześladował chrześcijan, św Augustyn sobie hulał w młodości i miał nieślubnego syna i wiele innych ciekawszych przykładów można by znaleźć przeglądając dzieje świętych. Gdybyśmy byli bezgrzeszni, to moglibyśmy się zbawić sami, ale potrzebujemy Boga, bo nie jesteśmy.

 

Myśli o koleżankach (nieczystych) nie uznawałem za grzech.

Bo może to nie był grzech. Masz pewność?

 

Na pewno Kościół z osobami takimi jak ja MUSI postępować inaczej.

Owszem, są specjalne reguły dla skrupulantów, a w poradniach katolickich są terapeuci, którzy znają ten problem i traktują osoby z nim adekwatnie do ich sytuacji.

 

Złe zachowania w moim przypadku wynikają także ze środowiska ignorującego problem
Przed nawróceniem miałem mniejsze poznanie.
W okresie przedlicealnym byłem ofiarą przemocy rówieśniczej

 

Bóg zna te wszystkie uwarunkowania i bierze je pod uwagę, jeśli ktoś nie ma świadomości zła, to za nie nie odpowiada, jeśli ma w małym stopniu, to odpowiada w małym stopniu, Bóg sądzi od wewnątrz, to znaczy zna serce człowieka, w przeciwieństwie do ludzi, którzy sądzą z zewnątrz, dlatego jest najbardziej sprawiedliwy.

 

Jak wygląda Twoje leczenie?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chodzi o leczenie, to rodzina zdecydowanie nie zdaje sobie sprawy z powagi moich problemów. Atmosfera w środowisku jeszcze bardziej może mnie dezorganizować. Do psychiatry chodziłem mniej więcej raz na trzy miesiące, na około 30 minut.

 

Chciałbym mieć naprawdę sporo kontaktów ze specjalistami (psycholodzy, psychiatrzy, seksuolodzy). A jak rodzina (zwł. mama) będzie nadal liczyć na gruchy na wierzbie takie jak doktorat czy studiowanie drugiego kierunku przeze mnie, to raczej będę się jeszcze bardziej cofać z poziomem funkcjonowania, a nie iść do przodu. Uważam, że mam szansę na to, by w przyszłości (może nie takiej dalekiej) godnie pracować i nie brać renty. A wymagania stawiane mi przez religię (np. konieczność rachunku sumienia i wyznania wszystkich grzechów ciężkich) jest dla mojej psychiki "ciężarem nie do uniesienia". I od dźwigania takiego "ciężaru" stan psychiczny się pogarsza. Kościół powinien zdecydowanie inaczej, łagodniej postępować z osobami takimi jak ja. Mi dwa pacierze na dzień i udział we mszy w obecne dni nakazane jakby wystarczą. Ale robienie czegoś takiego jak rachunek sumienia i wyznanie dużej liczby grzechów na raz "zdecydowanie nie służą mojemu zdrowiu psychicznemu". Dla mojej mentalności takie praktyki są zbędne i bardzo problematyczne. Uważa, że osoby takie jak ja nie powinny mieć tego typu obowiązków religijnych, tak jak np. niemówiący nie mogą wypowiedzieć swoich grzechów. Dla mojej mentalności konieczność rachunku sumienia czy wyznawania wielu grzechów na raz jest "znęcaniem się" nad kimś takim jak ja.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

take, ale to raczej Ty sam sobie narzucasz pewne ciężary a nie Kościół. I nie wiem czy Ty chcesz coś zmienić w swoim podejściu do religii, Boga, grzechów czy nie, bo to wszystko wymaga uzdrowienia, a Ty jakbyś się zabarykadował na swojej pozycji, która nie jest za zdrowa.

Moim zdaniem potrzebujesz księdza terapeuty, który zajmuje się skrupułami i też terapii u psychologa. Czy problem z rodzicami polega na tym, że nie chcą Ci dać pieniędzy na terapię?

Spróbuj sobie przeczytać ten artykuł: http://www.deon.pl/religia/rozwoj-duchowy/ignacjanskie-reguly/art,2,ignacjanskie-reguly-o-skrupulach,strona,1.html

 

Fragmenty:

Im czulsza waga, tym bardziej podatna na wahnięcia i zmiany pod ciężarem małego kamienia. Tak też jest z sumieniem: im bardziej wrażliwe, tym bardziej może być wytrącone z równowagi przez bezsensowne myśli i niepokojone przez problemy bez znaczenia. Kto tego doświadczył, wie, że może to powodować wielkie cierpienie.

 

Św. Ignacy zdaje sobie sprawę, że to, co zazwyczaj ludzie nazywają skrupułem, w większości wypadków jest błędnym sądem wynikającym ze źle uformowanego sumienia. Prawdziwy skrupuł, który trwa "przez jakiś czas" (Ćd 348), prowadzi do uwrażliwienia sumienia na wszelki rodzaj zła i grzechu. To ważne szczególnie na początku drogi nawrócenia, gdyż sumienie, które niedawno zostało wyrwane z grzechu śmiertelnego, nie potrafi dobrze rozróżnić między prawdziwym skrupułem a błędnym sądem, czyli sytuacją, "kiedy ja sam w sposób wolny sądzę, że jest grzechem to, co nie jest grzechem" (Ćd 346).

Błędny sąd rodzi się z niewłaściwej oceny moralnej danej sytuacji, szczególnie w momencie, kiedy człowiekowi brak narzędzi i kryteriów do rozróżnienia prawdziwego grzechu od jego pozorów. Taka pomyłka bardzo często powstaje na skutek czegoś, co można by nazwać błędnym osądem kolektywnym. Dana społeczność może wytworzyć mylne przekonanie o grzechu tam, gdzie go nie ma.

 

Skrupuły, poprzez swój ogromny ładunek emocjonalny, który jest z nimi związany, niosą z sobą niebezpieczeństwo zadomowienia się w sumieniu człowieka, koncentrując go na sobie samym i na własnej doskonałości, uniemożliwiając mu w ten sposób doświadczenie prawdziwej i darmowej przebaczającej miłości Boga. Ignacy znał to, i to aż za dobrze, z własnego doświadczenia.

 

Tylko odniesienie do Miłości, która kocha i przyjmuje człowieka z całą jego grzesznością, może doprowadzić go do wyjścia obronną ręką z tego okresu próby. Ważne jest więc, by skrupulant uświadomił sobie, że szczegółowe rozpamiętywanie grzechów nigdy do niczego nie doprowadzi. W doświadczeniu Ignacego jego własne postanowienie, by "przywieść sobie na pamięć wszystkie grzechy swego życia, badając je rok po roku" (Ćd 56), zwróciło się przeciw niemu samemu. Podczas pobytu w Manresie spowiadał się co tydzień, ale "z racji tych właśnie praktyk przyszło mu wiele ucierpieć z powodu skrupułów" (Opowieść Pielgrzyma, 22).

 

Skrupulant powinien zadowolić się ogólnym przyznaniem się do popełnienia grzechów, pozostawiając Panu osądzenie tego. Gdy w końcu skrupulanci uwierzą, że ich wina - prawdziwa czy tylko wyimaginowana - jest doskonale znana Komuś, kto kocha ich nadal i nie domaga się żadnego uregulowania rachunku, znika pragnienie drobiazgowego mówienia o grzechach. Ostatecznie więc droga pozwalająca wyrwać się z narcyzmu i wyleczyć z kryzysu spowodowanego skrupułami wiedzie przez odwołanie się do Boga i Jego miłości.

 

A tu jest RACHUNEK SUMIENIA DLA SKRUPULATÓW, myślę że on w zupełności Ci wystarczy do spowiedzi.

http://www.pingwin.waw.pl/forum/forum.php?rcpt=&forum=fidel:10&id=12003

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

@Take,

 

przepraszam, ale pytałem czy któryś spowiednik w sakramencie Ci powiedział, że masz skrupuły, a nie o to czy raczej wie, proszę więc po prostu odpowiedź. Jeśli tak, to będę miał dla Ciebie kilka tematów do przemyśleń.

 

Jeśli jesteś skrupulantem, to nie dziwie się, że Cię nie ciągnie do "głębszych praktyk religijnych", bo podejrzewam, że twoja modlitwa to nieustanne zamęczanie się wątpliwościami przed Bogiem, który wydaje Ci się delikatnie mowiąc bardzo surowy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×