Skocz do zawartości
Nerwica.com

Mam dość...


Matias89

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Nie mam już na nic siły, nie wiem co robić i postanowiłem wywalić z siebie wszystko tu na forum. Mam 21lat i mam już dość życia. Nie wiem od czego zacząć... Od zawsze miałem problemy z samym sobą, ale nikt tego nie widział albo nie chciał zauważyć. Wszystko zrzucano na to że jestem nieśmiałą, cichą, zamkniętą w sobie osobą. Jednak w głębi duszy wiem że nie jestem osobą nieśmiałą... Nie wiem jak to wytłumaczyć mam w sobie jakąś po prostu blokadę. Chciałbym coś powiedzieć ale nie mogę... Cały czas mam wrażenie że wystarczy rozbić szybę a wszystko nagle by się zmieniło, że potrzeba tak niewiele by to zrobić, ale nigdy się nie udaje... Mam 21lat i nie mam przyjaciół... Nie mam nikogo z kim mógłbym być szczery, nikogo z kim mógłbym porozmawiać o wszystkim. Rodzina? Niby wszystko ok, niby... Dziś wiem że nigdy nie byliśmy prawdziwą rodziną, wszystko było sztuczne. Z rodzicami nigdy nie rozmawiałem szczerze, w ogóle praktycznie rzadko ze sobą rozmawiamy. Obie siostry starsze o kilka lat więc nigdy też nie mieliśmy ze sobą dobrego kontaktu. Czuję się okropnie... 21lat zmarnowanego życia, 21lat bezwartościowego życia, najlepsze lata mojego życia właśnie przelatują mi przez palce, czas ucieka a ja tracę swój najlepszy okres. Studia? Długo się miotałem. Najpierw były studia na które nie chciałem iść, skończyło się po dwóch miesiącach ale być może byłoby inaczej gdybym... umiał nawiązać kontakt z innymi. Nie potrafiłem, stałem się odludkiem, nie potrafiłem odezwać się do innych, a inni nie mieli ochoty wyciągnąć do mnie ręki. Zrezygnowałem. Poprzedni rok nie robiłem nic. W tym roku podjąłem decyzję o studiach w innym mieście. Myślałem że to jest to. Z jednej strony kierunek na którym bardzo mi zależy, który mnie interesuje, z drugiej strony ucieczka z domu w którym już nie mogę wytrzymać. Nie mogę wytrzymać gdy widzę nawyki moich rodziców, gdy widzę jak ich każdy dzień jest taki sam jak poprzedni. Nie mogę wytrzymać gdy jestem w stanie przewidzieć co za chwilę zrobią czy powiedzą, mam tego dość. To miał być nowy start. Myślałem że w obcym mieście jakoś to wszystko samo się poukłada, tym bardziej że byłem pozytywnie nastawiony, sądziłem że najgorsze mam już za sobą, że teraz będzie już tylko lepiej.

 

Niestety nie jest... Jest tylko gorzej. Mam dość fizycznie i psychicznie. Od roku męczą mnie problemy mięśniowe i ogólne zmęczenie, chodzę po lekarzach, ale to nie jest jeszcze wielki problem. Byłem w stanie żyć z tym cały rok, dałbym radę i teraz. Niestety nie wytrzymuję psychicznie na studiach... Miało być inaczej, miało być lepiej ale... to jest powtórka sprzed dwóch lat. Nie radzę sobie nie potrafię nawiązać kontaktu z ludzmi, jestem znowu z boku, jestem odludkiem, który nie może się z nikim porozumieć. Potworzyły się już grupy, a ja znowu jestem sam. Zresztą nie widzę wśród tych ludzi nikogo z kim móglbym nadawać na tych samych falach. Wiecie że na studiach nie da się być odludkiem, bo tu potrzeba mieć kontakt z ludzmi z grupy, ja go nie mam i nie sądzę bym go znalazł, po prostu nie jestem w stanie przekroczyć tej blokady siedzącej we mnie. Studia wydają się być ciekawe, ale ja nie dam rady... :( Na wykładach i ćwiczeniach nie potrafię się skupić, moja uwaga jest rozproszona, czuję się jak worek bokserski każdy może mi przywalić a ja nie oddam. Czasem chciałbym coś powiedzieć ale nie potrafię... Do tego bóle mięśni które znoszę coraz gorzej. Do tego ucieczka z domu się nie udała, cały czas dojeżdzam... Codziennie po ok.1,5h w jedną stronę. Wstaję o 6-7, w niektóre dni wracam 21:30... O akdaemik nawet nie złożyłem papierów, nie byłbym w stanie tam żyć, a wynajęcie mieszkania w tym momencie nie wchodziło w grę. Mam totalnie dość. Ktoś powie że narzekam, że to dopiero pierwszy tydzień, ale nie ja już nie mam siły, czuję że nie skończę tych studiów nie dam rady :(

 

Nie wiem co robić? W mojej głowie jest cała masa myśli. Nie mam z kim o tym pogadać... Wiem że jeśli nie zrobię czegoś z sobą to może się to skończyć tragicznie... Nie ma co kryć że miałem już myśli samobójcze, nawiedzają mnie już od kilku lat. W ostatnich dniach znowu wróciły, ale nie mam tyle odwagi by to zrobić, tym bardziej że... ja chcę żyć. Zastanawiam się, może rzucić studia i iść się leczyć psychicznie? A jeśli się uda doprowadzić do normalności, spróbować znowu za rok? Po raz pierwszy w swoim życiu wczoraj przyznałem się sam przed sobą że mam problem z którym sobie nie radzę i wiem że jeśli czegoś z tym nie zrobię to moje życie albo będzie masakrą, albo skończy się już niedługo. Póki co mam w głowie kilka planów. Ciągnąć te studia, ale wiem że za parę tygodni z nich zrezygnuję, powiem o tym rodzicom, którzy zjadą mnie totalnie, niedadzą żyć, nie zrozumieją, każą iść do pracy a ja nie będę w stanie iść do pracy bo... nie dam rady, nie wytrzymam tego psychicznie, nie zniosę tego... Druga opcja to powiedzieć rodzicom prawdę, że sobie nie radzę z samym sobą, powiedzieć co planuję, iść się leczyć zrobić coś z tym, bo nie wyobrażam sobie żeby moje życiem miało tak dalej wyglądać. Trzecia opcja to rzucić studia i uciec z domu, nie wiem gdzie, nie wiem jak. Odciąć się od tego wszystkiego, zapomnieć, uciec. Czwarta opcja to... samobójstwo, ale nie mam tyle odwagi.

 

Mam marzenia, mam plany, chciałbym je realizować. Chciałbym żyć pełnią życia, chciałbym by życie było zabawą. Chcę żyć normalnie.Chciałbym mieć przyjaciół z którymi będę mógł rozmwiać o wszystkim, chicałbym mieć kogoś bliskiego z kim założę rodzinę. Chcę potrafić odezwać się w tłumie, chcę potrafić normalnie rozmawiać. Chcę być normalny. Chcę, ale nie potrafię... :( Czuję że móglbym żyć normalnie, ale nie potrafię rozbić tej szyby, która odgradza mnie od świata. Mam już 21lat, czuję się staro, moje życie przelatuje między palcami, moje najlepsze lata uciekają, nie wiem co zrobić... Kolejny rok stracony? Dwa lata już straciłem... I co dalej? Tak jak teraz nie potrafię żyć, to prędzej lub pózniej skończy się tragicznie.

 

Przepraszam że tak dużo napisałem, ale musiałem gdzies to wyrzucić, zresztą i tak czuję że nie napisałem wszystkiego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Problemem nie są tylko studia, ogólnie nie daję rady w tym świecie... Nie wiem co ze studiami, czuję że nie dam rady, nie mam po prostu siły... Jestem totalnie rozbity. Nie daję sobie rady w świecie każda sytuacja mnie stresuje bo przy innych ludziach zaczynam mieć blokadę... Sklep, studia, po prostu wszystko gdzie jest kontakt z innym człowiekiem. Gdy nic nie robiłem w poprzednim roku to co jakiś czas dostawało mi się że jestem leniem, mam wrażenie ze wszystkim wydaje się że ja nic nie robię, że nie idę do pracy, że nic nie potrafię sam załatwić bo po prostu tak mi wygodnie i przyjemnie. A wszystko to przez tą blokadę... Ja bym chciał, ale nie potrafię :( Załuję że nie poszedłem do psychologa czy psychiatry w tamtym roku, może byłbym krok naprzód, a teraz jestem kilka kroków w tył. Wiem że nie powinienem rezygnować ze studiów, ale... nie potrafię przełamać tej blokady. Po prostu nie daję rady i nie potrafię, przed rozpoczęciem roku zakładałem że teraz będzie inaczej, że dam radę, że nie powtórzę poprzednich błędów, że spóbuję, ale to są tylko słowa, nie potrafię tego przełożyć na czyny. Po prostu nie potrafię, choć bardzo chcę :(

 

Do tego przez te wszystkie dolegliwości nie mogę uprawiać sportów, co zawsze było jedyną rzeczą którą kochałem... Nie wiem co mi jest, cały czas robię badania i... modlę się żeby to była jakaś choroba która skróci moje życie. Wiem że to chore, ale... ostatnio modlę się o śmierć, proszę by zabrało mnie a nie ludzi którzy żyją pełnią życia, mają rodziny itd. i nagle giną w wypadku. Oni nie zasługują na śmierć, a moje życie i tak nie ma sensu więc jeśli by mnie zabrakło to nic by się nie stało, a dla mnie też byłoby lepiej.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie daję rady, po prostu nie jestem w stanie się przełamać... Kolejny dzień który mnie przybija i sprawia że nie wiem co dalej. Nie mam na nic ochoty, najchętniej przespałbym cały dzień i nie wychodził nigdzie z domu. Nie widzę żadnej przyszłości, nie widzę co miałbym robić w życiu. Idę się przejść i chodzę bez celu, wsiadam w autobusy i jadę nie wiem gdzie i po co. Czuję że właśnie zaczyna mi uciekać rok, już trzeci z rzędu. Łatwo się mówi by spróbować się przełamać, jednak ja tego nie potrafię zrobić. Chyba jednak się poddam i zrezygnuję ze studiów, po prostu nie wytrzymuję tego, na dzień dzisiejszy mnie to przerasta. To jest dla mnie za duże ciśnienie, nie daję sobie rady ani fizycznie, ani psychicznie. Tylko czy kiedyś będzie lepiej? Czy to nie jest kolejna ucieczka? Już słyszę awanturę jaka spotka mnie z domu. Boże... Dlaczego akurat mnie musiało coś takiego spotkać, czemu nie mogłem być normalnym facetem jak wszyscy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Matias posłuchaj Deana on wie co mówi (wiem, że to glupio zabrzmi, ale cieszę się Dean, że mogłeś dać takie rady na swoim przykładzie, bo takie rady czyta się lepiej niż to co zaraz napisze ja ;) )

Matias po pierwsze nie myśl o samobójstwie (to tylko niepotrzebnie nakręca i jeszcze bardziej dołuje), sam napisałeś w pierwszym poście, że chcesz żyć -trzymaj się tego, kurczowo, ale się trzymaj!

 

Co do Twojego stanu to może zbadaj się w kierunku Candidy - ona potrafi zrobić w organizmie taki Meksyk, że i ciało choruje i z duchem też nie najlepiej.

 

Niestety rad życiowych nie mam, ale pamiętaj że mając 21 lat jeszcze wiele jest przed Tobą i warto poczekać na lepsze dni ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niestety ja mam wrażenie że wszystko co najlepsze za mną... Zresztą nigdy nie było tak jak być powinno, całe moje życie to jest jedna wielka porażka, pasmo porażek mimo że wszystko wyglądało dobrze. 21lat niby mało, ale straciłem już bezpowrotnie fajne lata swojego życia i nikt mi ich już nie wróci. Nie potrafię sobie wyobrazić że mogę stracić jeszcze następne, jeśli tak ma wyglądać życie to ja mam gdzieś takie życie. Czuję się jakbym był zawieszony między dwoma światami, bo z jednej strony nie potrafię żyć a z drugiej strony nie potrafiłbym się zabić, nie mam w sobie tyle odwagi... Zresztą kiedyś przeczytałem książkę w której bohater chciał popełnić samobójstwo. Było tam o tym czy już nigdy nie chcesz zobaczyć wschodu i zachodu słońca, czy już nigdy nie chcesz pójść w góry itd. Samobójstwo można popełnić zawsze, ale wcześniej warto zobaczyć góry, miejsca w których się jeszcze nie było. Nie wyobrażam sobie że miałbym już nigdy nie zobaczyć wchodu słońca, że nigdy miałbym już nie wyruszyć w góry, że nigdy więcej nie zagrałbym w piłkę, że nigdy nie poznałbym co to znaczy prawdziwa miłość i przyjazń. Wielokrotnie myślałem o samobójstwie, ale pewnie nigdy nie będę w stanie tego zrobić... Czy te lepsze dni kiedykolwiek nadejdą???

 

Te studia nie dają mi spokoju, czuję że wysiadam psychicznie. Jeszcze dochodzi presja z każdej strony którą odczuwam. Wszyscy wiążą z tym nadzieję że wreszcie znalazłem odpowiedni kierunek, że znalazłem swoją ścieżkę, a ja po tygodniu mam już dość i nie daję rady... Wiem że znowu wszystkich zawiodę, wiem że znowu wszyscy będą mieć do mnie pretensje, wiem że znowu nikt nie zrozumie. Najchętniej zatrzymałbym czas na rok, niech te wszystkie problemy które dręczą mnie przez większość mojego życia a ostatnio się nasiliły znikną a ja za rok wrócę na te studia i na ten kierunek jako normalny, zdrowy człowiek. Tylko czy takie cuda są możliwe? Chyba tylko w bajkach...

 

Jutro idę zrobić morfologię, bo muszę skontrolować hematokryt, hemoglobinę i krwinki czerwone które mam za wysokie. A jakie badania trzeba wykonać w kierunku Candidy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wielu ludzi było w podobnej do Ciebie sytuacji, nie czytałem wszystkiego, wybacz, nie mam już siły, ale cóż, również dobrze znam tą barierę, o której piszesz, znam też uczucie, że już wszystko stracone (mi minęło, nawet największa depresja może minąć).

Ale wiesz co? To tylko uczucie, wszystkie przytłaczające uczucia tak robią, czujesz, że nie ma dokąd uciec, że już wszystko przepadło, ale musisz wiedzieć, że każde uczucie odejdzie jeśli nie będziesz dodawał mu energii, nie pozbędziesz się go siłą, ale nie wzmacniaj tych emocji negatywnym myśleniem.

 

Przeczytaj "Potęgę Teraźniejszości - Eckharta Tolle'a i zacznij robić The Work -> poczytaj w dziale niekonwencjonalne metody leczenia. Jeśli naprawdę chcesz ruszyć się z miejsca, to musisz zacząć działać. A to co Cię boli teraz niestety musisz przeczekać. Również byłem w takim punkcie (w dodatku miałem silną nerwicę lękową, koszmar), że czułem, że jestem skończony, pozostały mi dwie opcje, 1. zabić się, lub czekać na niechybną "agonię" przejmując się co się stało z moim życiem i w jakie szambo wpadłem, 2. albo powiedzieć sobie trudno, stało się, co się stało, to jest stan obecny, nie mam zbyt wielu znajomych, nie mam dziewczyny, moje życie jest kompletnie nieudane i nie widzę drogi wyjścia, kompromituję się na każdym kroku, mam ciężką nerwicę, nie mogę być tym kim chcę być... ale mogę zacisnąć teraz zęby i przestać się porównywać do innych, przestać się przejmować tym co kto może na mój temat pomyśleć, lub chociaż na moment zaakceptować rzeczywistość taką, jaką jest (czyli beznadziejną) i wszystkie swoje wysiłki włożyć w to, żeby za jakiś czas było lepiej.

 

Nie masz innego wyjścia, jeśli chcesz, żeby było dobrze, zaciskaj zęby i działaj.

 

Mam nadzieję, że piszę na temat :D:D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Candide bada się z wymazu z gardła (to nie jest badanie w 100% skuteczne) - warto spróbować tego badania, bo u niektórych Candida może wywoływać depresję (a nawet inne zaburzenia psychiczne) i ogólne wariacje w organizmie, a Ty pisałeś, że chodzisz od lekarza do lekarza bo nie wiesz co się dzieje z Twoim ciałem, więc warto i na to zerknąć. Powodzenia!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

Te studia nie dają mi spokoju, czuję że wysiadam psychicznie. Jeszcze dochodzi presja z każdej strony którą odczuwam. Wszyscy wiążą z tym nadzieję że wreszcie znalazłem odpowiedni kierunek, że znalazłem swoją ścieżkę, a ja po tygodniu mam już dość i nie daję rady... Wiem że znowu wszystkich zawiodę, wiem że znowu wszyscy będą mieć do mnie pretensje, wiem że znowu nikt nie zrozumie. Najchętniej zatrzymałbym czas na rok, niech te wszystkie problemy które dręczą mnie przez większość mojego życia a ostatnio się nasiliły znikną a ja za rok wrócę na te studia i na ten kierunek jako normalny, zdrowy człowiek. Tylko czy takie cuda są możliwe? Chyba tylko w bajkach...

 

Jutro idę zrobić morfologię, bo muszę skontrolować hematokryt, hemoglobinę i krwinki czerwone które mam za wysokie. A jakie badania trzeba wykonać w kierunku Candidy?

 

Wbrew pozorom depresja to nie tylko objawy psychiczne, ta choroba może także powodować różne objawy fizyczne, takie jak poczucie ciągłego zmęczenia, kłopoty ze snem i koncentracją, nawracające bóle, obniżenie odporności. Dlatego moim zdaniem, zanim zaczniesz diagnozować u siebie różne infekcje, warto porozmawiać z psychiatrą lub psychologiem. Bo z depresją nie można uporać się samemu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

no ale w czym problem bo nie rozumiem.

Nie lubisz studiow - to nie chodz, nikt cie nie zmusi

Nie lubisz ludzi - tez nikt cie nie zmusi. Mozesz chodzic na studia i ich olewac, w czym problem ?

Nie lubisz wychodzic - to pograj w gry

Nie wiem czy lubię studia czy nie, kierunek na którym się teraz znalazłem wydaje się być ciekawy, ale nie wytrzymuję tego że sam odsuwam się od ludzi i nie potrafię tego przeskoczyć. Nawet jeśli mówię sobie że dziś spróbuję to nie potrafię i tym samym wychodzę na totalnego dziwaka, który zawsze stoi gdzieś na uboczu, do nikogo się nie odzywa, a jak ktoś się do niego odezwie to i tak rozmowa nie klei się bo nie wiem co mowić... Wiem że nie muszę skończyć studiów, wiem że nie muszę się uczyć ale to jest przerzucanie problemu, bo mogę sobie powiedzieć że studia są mi do niczego nie potrzebne, ale wtedy muszę iść do pracy i znowu zaczną się moje problemy. Będę chciał zrobić jakiś kurs i znowu blokada. Na prawko zdawałem 3 razy, nerwy mnie załatwiły, mimo że wszyscy mówili że jezdzę dobrze to zawsze zawalałem i w końcu się poddałem bo nie wytrzymałbym gdyby znowu się nie udało. Dla mnie każda sytuacja gdzie jest kontakt z innymi ludzmi jest dramatem z którym sobie nie potrafię radzić. Już teraz na studiach zadano referaty, nie wyobrażam sobie by mówić przy całej grupie, pewnie nie przyjdę... W ogóle nie wyobrażam sobie egzaminów, pisemne ok, ale ustne to będzie masakra. Robię się w takich sytuacjach cały czerwony jak burak, to mnie jeszcze bardziej denerwuje, mój głos kompletnie siada, drży a w głowie pojawia się pustka.

 

Problemy fizyczne, bóle mięśni, zmęczenie i wiele innych pojawiły się gdzieś przed rokiem, jak zacząłem studia to teraz się pogorszyły, więc czuję się totalnie rozbity. Mam skierowanie do poradni neurologicznej, muszę zrobić rezonans głowy. Natomiast badania krwi jednak dopiero w piątek.

 

Nie powiedziałem że nie lubię ludzi. Wręcz przeciwnie, brakuje mi ludzi, brakuje mi kontaktu z innymi. Brakuje mi prawdziwych przyjaciół, brakuje mi bliskich osób.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widze też że za bardzo koncentrujesz się na ludziach.OK są ważni ale twoja edukacja jest ważniejsza.Nie staraj się być popularny,nie naciskaj na siebie jeśli się boisz do kogos podejsc.Bądz soba i poszukaj ludzi ktorzy Cie zaakceptują.

Nie zgadzam się z tym że edukacja jest najważniejsza, są rzeczy ważniejsze. Mogę być wykształconym, rozbitym psychicznie, nie potrafiącym żyć człowiekiem. I co mi wtedy z tych trzech literek przed nazwiskiem? Mogę nie skończyć też studiów, ale się zmienić i być po prostu szczęśliwym człowiekiem bez żadnego powodu. Chcę być normalny, chcę się bawić życiem i przeżyć go jak przygodę a to się stanie tylko wtedy gdy będę w stanie kontaktować się z innymi. Przez to że jestem jaki jestem uciekło mi wiele przygód, wiele ciekawych znajomości czy rozmów. Dodam jeszcze że nie chodzi mi bym miał 100, 200 czy 300 przyjaciól, nie chodzi mi o to by wszyscy mnie lubili i kochali. Po prostu chcę móc mówić przy ludziach to co myślę, chcę pozbyć się tego hamulca, tej blokady, tego okropnego muru który dzieli mnie od innych.

 

Nie wiem, może po raz kolejny uciekam przed problemem? Nie wiem... Mam w sobie głupią cechę bycia konsekwentnym w złym tego słowa znaczeniu. To znaczy jak przez 2 tygodnie się odizolowywałem to nie potrafię od tak sobie nagle starać się coś zmienić. Męczą mnie codzienne dojazdy na uczelnie i w drugą stronę. Wiadomo mogłem sobie załatwić miejsce w akademiku, ale wiadomo czemu tego nie zrobiłem...

 

Dziś rano miałem o 6.10 autobus, zaspałem a może chciałem zaspać? Przeważnie mam tak że jak chcę się obudzić o jakiejś godzinie to się wtedy budzę. Wczoraj zresztą usnąłem ok.1, wcześniej przez 2h nie mogłem zasnąć. Oczywiście nie zdążyłem na pierwsze zajęcia. Popołudniu miałem prawie 4h przerwy do wykładów. Nie mam do kogo nawet gęby tam otworzyć, nie mam gdzie iść, wlazłem do busa i pojechałem do domu, tym bardziej że zaczął mnie boleć brzuch. Czuję się jak stary dziadek któremu bliżej do grobu niż do życia...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Chcesz być po prostu szcześliwy,zauważ że studia Ci to ułatwią,poznasz ludzi,będziesz bywał ,nauczysz sikę dbać o siebie,zdobedziesz zawód.Studia to nie przeszkoda w drodze do szczęścia.Ta przeszkoda to depresja.

Tak studia są świetną sprawą i na pewno mogą być wspaniałą przygodą, ale tylko gdy jest się normalnym. Inaczej to przeradza się w prawdziwe piekło.

 

 

Tak czy siak znam na nią tylko jeden sposób.Konfrontacja ze strachem,zaciskanie zębów gdy boli,gdy czujesz lęk ,chęć rezygnacji.To cholernie trudne.

Wiesz co nie wiem... Jeśli z czymś walczymy to związujemy się z tym czymś na zawsze. Taka walka może spowodować że będzie jeszcze gorzej, bo jeśli się nie uda to można wpaść w jeszcze większe tarapaty. Nie wiem w moim odczuciu to nie jest dobry pomysł. Jeśli przegram kolejny raz to się już chyba nie pozbieram... Wiem że ucieczka też nie jest rozwiązaniem, ale moze czasem warto zrobić krok do tyłu a następnie dwa do przodu. Nie wiem... Jest mi strasznie ciężko bo mam wrażenie że po raz kolejny przegrywam studia, ale tu idzie walka o coś ważniejszego, o moje życie. Mogę przegrać studia, ale nie chcę przegrać swojego życia a póki co wszystko do tego zmierza...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przerwanie studiów nie oznacza od razu ich przegrania, studia można wznowić, można też wziąć urlop dziekański z powodów zdrowotnych.

 

Moim zdaniem warto najpierw spróbować terapii, być może będzie ona pomocna na tyle, że będziesz w stanie kontynuować studia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy na pierwszym roku można dostać urlop dziekański, chyba tylko w przypadku zdrowotnym, ale czy takie problemy jakie ja mam klasyfikują się pod problemy zdrowotne? Dla niektórych to że ktoś ma problemy z samym sobą jest po prostu śmieszne i nie wiem czy na studiach by coś takiego przeszło.

 

Najśmieszniejsze jest w tym to że teraz myślę sobie że gdybym cofnął się o dwa tygodnie to zacząlbym wszystko inaczej i teraz byłoby lepiej itd. A prawda jest taka że byłoby tak samo, zawsze jest tak samo... Zawsze mówię że będzie inaczej, a powtarzam te same błędy.

 

Tu też nie chodzi tylko o to że mam depresję, doła czy nerwicę. Nie daję rady fizycznie... Siedzę na wykładzie/ćwiczeniach i nagle zaczynają mi tak delikatnie drżeć nogi, delikatnie, ale to widać i inni pewnie też to widzą. Albo nagle mam napady gorąca, robię się czerwony na twarzy jak burak i nic z tym nie mogę zrobić, a wszyscy się na mnie patrzą. Jeszcze gdy się zdenerwuję i robię się czerwony to ok, przyzwyczaiłem się, ale tak bez niczego, bez powodu. Do tego jeszcze jakieś dziwne tiki nerwowe, szczególnie twarz i oczy. Idę po schodach i nagle nie mam sił... W środę zaczął mnie boleć brzuch, wróciłem do domu. Czuję się okropnie.

 

Wiem że powinienem z tym iść do psychiatry, wiem że powinienem coś z tym zrobić, ale nie wiem jak się za to zabrać. Muszę o tym powiedzieć rodzicom, bo jeśli oni nie dowiedzą się prawdy to znowu się jazda na całego, znowu się zacznie że jestem leniem itd. Nie wytrzymałbym tego. Ale cały czas coś mnie blokuje.

 

PS. Dla mnie to byłoby przegranie studiów, straciłem już 2 lata i teraz pewnie stracę kolejny rok...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

 

ja mam to samo. W październiku obchodziłam 21 urodziny i czuję,że przegrałam życie.. Nic mi się nie chce,kompletnie nie widzę sensu w niczym. Studiowałam pół semestru biotechnologię (początkowo chciałam na nia iść lecz stwierdziłam,że to nie to ). Rzuciłam , potem siedziałam w domu, zaczęłam pielęgniarstwo po połowie semstru znów rzuciłam. Rodzice też byli na mnie źli, mówili,że jestem leniem,wygodnicka itp. I wiesz,co ? Zapisałam się na kolejne studia bibliotekoznawstwo-chodze tydzień i wiem,że już dalej nie będę chodzić. Nie widzę sensu. Tylko,że ja mam trochę inny problem : chciałabym iść na stomatologię (ale zorientowałam się dopiero teraz) nie dlatego,że mi się to jakoś szczególnie podoba,ale dlatego,że takie pieniądze satysfakcjonowałyby mnie w przyszłości. Ogólnie mam ze sobą taki problem,że chciałabym mieć bogatszych rodziców,jeźdxić na wakacje, takich którzy mogliby mi opłacić studia wieczorowe,aparat na zęby(mam trochę krzywe). W dodatku czuję,że moja rodzina mnie nie kocha, nigdy nie czułam jakiejś szczególnej więzi , a do ciotki i wujka już nie jeżdżę na imieniny itp (bo tylko mnie denerwują swoimi przechwałkami co to sobie nie kupili,co nie robili itp). Czuję się okropnie.Nie chce mi się żyć,nie widzę sensu w NICZYM . Czuję,że uszczęśliwić mogłyby mnie tylko pieniądze,których nie mam.Maturę mam z rozsz chemii 80% z biol 65% polak 70podst angol 86podst. Ciągle płaczę i użalam się nad sobą :( i strasnzie zazdroszczę tym,których stać np na płatną medycynę. Próbuję sobie tłumaczyć ,że inni mają gorzej,nie mają co jeść,są chorzy itp,ale to nic nie daje:( Nie sprawia to że czuję się lepiej i że chce mi się żyć,bo nie wyobrażam sobie mojego życia nie wiem co robić :( . Na studiach mam dużo znajomych,z tym akurat nie mam problemu, ale mam inny problem , jak coś mi nie wyjdzie np to się zniechęcam,tak,że chcę wszystko rzucić.Albo np jak jest jakieś zaliczenie praktyczne to się denerwuję i chyba to widać po mnie :( .Chcoaiz teoria szla mi bardzo dobrze. Ogólnie błahostka może sprawić,że dopada mnie melancholia. Nie wiem co chcę robić w życiu ,kim być , mam idiotyczne (chyba) priorytety-kasa, chciałabym mieć fajniejszą rodzinę i czuję się zagubiona. Dziś nie wytrzymałam i ryszałam przy mamie 4 godziny i mówiłam o tym wszystkim. Na studia już nie będę chodzić i chyba pójdę do psychologa(tak sama czuję i tak mi radzą).Moj problem z psychika poglebia sie jak chodze na te studia dlatego ze wiem,ze nie chce tego robic (tzn studiowac tego kierunku) i to chodzenie jeszcze bardziej mi to uswiadamia,bo stale mysle o tym,ze jestem tu,a chcialabym byc gdzie indziej. A juz fakt ,ze po tym biblio nie ma pracy mnie doluje totalnie. Mam nadzieję,że do pracy na razie też nie bede musiaal isc ,bo sobie tego nie wyobrażam.Z pracą mam też tkai problem,że jak jest mało płatna itp ,to ja się nie chcę tkaiej podjąć. Wiem,że to głupie,ale nie umiem tego zmienić:(. myślę o jakiejś szkole policealnej żeby mieć jakiś zawód,ale naboru już nie ma,a poza tym nie wiem czy to dobry pomysł,bo kompletnie nie wiem co chciałabym robić. No i może podejme jakieś studia od przyszłego roku o ile rodzice się zgodzą , mam taką nadzieję i będę się modlić aby tam wytrwać, tlyko nie wiem na jaki e stuida iść? Mysle,ze teraz moze jezykow obcyhc sie poucze i pojde na poloznictwo,jakby cos to najwyzej za grnaica bede pracowac. Nie jest to spelnienie moich marzen ,ale one sie juz nigdy nie spelnia :( Czuje ze przegralam zycie :( i jest mi bardzo smutno . Nie wiem co robić! :( Jestem z okolic Krk. Przepraszam za błedy i chapotyczny tekst,ale szybko pisałam. Mam straszny problem ze soba:(:(:( Pozdraiwam Was! Trzymajcie się!

 

P.S w dodatku brak mi pewności siebie w niektorych sytuacjach:(

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzisz w życiu nigdy światło nie rozświetli mroku....

Od najmłodszych lat rodzice dawali mi do zrozumienia jak żałosny jestem...

Każdy był lepszy a to Łukasz, a to Jacek czy Adam.Po latach można powiedzieć jak wyszli jeden studia 3 razy zaczynał i nie kończył , wiezienie a ostatni siedzi w domu...

 

Aby ich usatysfakcjonować i choć raz usłyszeć że są ze mnie dumni zrobiłem wiele.W wieku 18 lat chciałem wyjechać z domu miałem możliwości, Anglia lub Islandia. Ale moi rodzice uważali że tylko studia . Liczyłem na pomoc mamy (gdy ojciec ja zdradzał czy wyżywał trzymałem jej stronę, co sprawiło że Ojciec mnie znienawidził) ale ona wybrała jego stronę .Mimo obietnicy że zdecyduje a ona to uszanuje . Przez 3 lata studiów testowali moją wytrzymałość(Traktowali jak własność , jedz na działkę pracować , pożycz pieniądze na dom) . Patrzyli uśmiechem jak pogrążam się w depresji, porzucam jakich kol wiek kolegów i zamykam się w pokoju, nie rozmawiam z nikim.Ważne było że realizowałem ich cele , sprzedałem siebie .

Nienawidziłem sam siebie ale liczyłem że poświęcony czas nad książkami oraz praca włożone w studia zaprocentują, znalezieniem pracy dzięki której wyjadę...Ale jak powiedziałem sprawiedliwości nie ma , boga nie ma ....Gdy miałem problemy na studiach nigdy nie mogłem liczyć na ich pomoc czy zwykłą rozmową . Zawsze kończyła się porównaniem do innych, którzy problemów nie mają czy ogólnymi oskarżeniami.

Na studiach musiałem znosić szyderstwa za swoimi plecami (bo ja chodziłem do biblioteki a grupa do pubu), ja się udzielałem a oni siedzieli i grali na komórkach. Ja byłem SYNEM BOGATYCH RODZICÓW I MIAŁEM DOM - Ciekawe że zapomnieli jak przychodziłem z bolącymi rękami i nie podawałem ręki od odcisków. W gimnazjum miałem jedną bluzę a w lo polar ...Nie muszę mówić iż była ona przedmiotem drwin ??

 

Po studiach oddałem im dyplom nie otrzymałem nawet "Dziękuje"-a zależało mi na nim.Pracy nie było i nie ma ...Pracuje za głodowe pieniądze w myjni z ludźmi po zawodówce którzy ze mnie się nabiją . Pracuje po 12 H , zeszły miesiąc zamknąłem w 220 h... A za te pieniądze nie mogę nająć mieszkania wyżywić etc...

 

 

Nie mam i nie miałem dziewczyny bo kiedy miałem ją mieć ?

W gimnazjum z jedną bluzą i pracując na budowie ?

Może w LO , z polarem i bez pieniędzy pożyczonymi na materiały ? Z bolącymi rękoma ??

 

Tamtego dnia gdy rodzice pisali historie o pójściu na studia , nazwali mnie głupcem , nieukiem i idiotą .Obiecałem sobie Że nigdy tak o mnie nikt nie powie....rzuciłem się w wir książek. Czytałem po 5 tygodniowo. I co ztego ??

Jedna dziewczyna powiedziała wprost"Przy tobie zawsze czuje się głupia ", inna"nie wymądrzaj się " - nigdy się nie wymądrzam , nie wypominam że mam studia ...to dla mnie wstyd bo studia nic mi nie dały 3 lata zmarnowane ; a to co jest teraz to moja ciężka prac w domu.

Jak mam żyć ?? Żyje nadzieją że wyjadę i osiągnę sukces znajdę pannę co mnie pokocha ...ŻART ?? Pewnie tak

Dobra jede busem by się przewietrzyć....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

ja mam to samo. W październiku obchodziłam 21 urodziny i czuję,że przegrałam życie.. Nic mi się nie chce,kompletnie nie widzę sensu w niczym. Studiowałam pół semestru biotechnologię (początkowo chciałam na nia iść lecz stwierdziłam,że to nie to ). Rzuciłam , potem siedziałam w domu, zaczęłam pielęgniarstwo po połowie semstru znów rzuciłam. Rodzice też byli na mnie źli, mówili,że jestem leniem,wygodnicka itp. I wiesz,co ? Zapisałam się na kolejne studia bibliotekoznawstwo-chodze tydzień i wiem,że już dalej nie będę chodzić. Nie widzę sensu. Tylko,że ja mam trochę inny problem : chciałabym iść na stomatologię (ale zorientowałam się dopiero teraz)

Faktycznie bardzo podobnie do mnie. Pierwsza ochrona środowiska, myślałem że będzie fajnie, okazało się że to jest ochrona środowiska nieożywionego (skały i takie tam), no ale to agh więc ciężko się było dziwić, to było moje gapiostwo. Po tygodniu wiedziałem że nie skończę tego kierunku, jeszcze jakoś to ciągnąłem przez 2-3 miesiące, zacząłem coraz więcej opuszczać i włóczyłem się po mieście. Następnie była szkoła policealna, turystyka. Wydawało się ok, ale oprócz mnie na zajęcia chodziły tylko... 2 osoby. Dla mnie to była masakra bo przy takiej ilości osób trzeba było coś się odzywać na zajęciach, ale dla mnie zawsze to był problem. Zrezygnowałem. Następnie rok temu czerwiec/lipiec, wszyscy w około zaczęli naciskać że muszę iść na studia, że będę nikim jeśli studiów nie skończę itd. Takie słowa dokładnie usłyszałem od mamy, że będziesz nikim. Ja jak to ja siedziałem cicho, tak jest zawsze nawet jak się we mnie gotuje, nawet jakbym chciał ryknąć, to nie potrafię. Jestem jak worek bokserski w który każdy może ładować i wyżyć swoją frustrację, a ja swojej złości nigdy nie uzewnętrzniam, albo robię to rzadko... W końcu złożyłem papiery dla świętego spokoju, nawet widziałem że się nie dostanę, i zakładałem że jak się dostanę to jeśli mi się nie będzie podobać to i tak zrezygnuję po kilku tygodniach. Chciałem dać sobie czas, bo myślałem że w tym okresie zdążę coś wymyślić. Rodzice oczywiście mówili że muszę iść gdziekolwiek, by cokolwiek skończyć i mieć te idiotyczne trzy litery przed nazwiskiem. W tamtym okresie często nie spałem pół nocy, płakałem, nie wiedziałem co zrobić ze swoim życiem. Co przeżywałem wtedy wiedziałem tylko ja. Na studia się nie dostałem. Przez rok praktycznie nie robiłem nic, zaszyłem się w pokoju, na wiosnę poroznosiłem ulotki po skrzynkach i za wycieraczki, chyba praca w sam raz dla mnie bo nie mam kontaktu z innymi ludzmi, do tego malowałem też pokoje u ciotki. Parę miesięcy temu przyszła decyzja na kolejny wybór. Od maja wiedziałem że jeśli gdzieś złożę papiery to tylko na AWF do Katowic, bo zarządzanie sportem to jedyny kierunek który mnie zainteresował (dalej uważam go za ciekawy). Poza tym myślałem że wreszcie się wyrwę, że odetnę się w jakimś sensie od mojej rodziny, że zacznę życie, że jakoś sobie to wszystko poukładam. Miało być pięknie, a nie jest... Nie dość że codziennie dojeżdzam do Katowic (ok.1.20 w jedną stronę) i mam dość, to najgorsze w tym jest to że robię to co zawsze nie mogę się z nikim dogadać. Zachowuję się jak dzikus, wszyscy na pewno już sobie myślą nie będziemy sobie zawracać głowy tym dziwakiem. Dalej uważam że jeśli mam skończyć jakiekolwiek studia to są to właśnie te studia, ale... powiem szczerze nie wierzę już bym skończył ten rok. Po prostu dla mnie już zaszło to za daleko, kiedyś siedziałem w autobusie jadąc do Katowic i tak mnie nakręciło że, poczułem taką słabość nóg, że myślałem że nie wstanę... Nie wiem czy to z nerwów, czy może mam jakąś chorobę, choroby staram się po kolei wykluczać. Do tego teraz wszyscy na mnie naskakują żebym załatwił sobie akademik (wolne miejsca). Oni myślą że ja tego nie robię bo tak jestem przywiązany do domu, a prawda jest taka że nie robię tego z powodu moich problemów w kontaktach z ludzmi, po prostu dla mnie to byłaby masakra... Wczoraj właśnie w tej sprawie mi się oberwało, a ja jak to ja. Włączyła się moja blokada i choć miałem ochotę coś odpowiedzieć, nie być tym workiem do wyładowywania przez innych swojej frustracji, stałem bez słowa... Nie wiem co dalej mnie czeka.

 

nie dlatego,że mi się to jakoś szczególnie podoba,ale dlatego,że takie pieniądze satysfakcjonowałyby mnie w przyszłości. Ogólnie mam ze sobą taki problem,że chciałabym mieć bogatszych rodziców,jeźdxić na wakacje, takich którzy mogliby mi opłacić studia wieczorowe,aparat na zęby(mam trochę krzywe). W dodatku czuję,że moja rodzina mnie nie kocha, nigdy nie czułam jakiejś szczególnej więzi , a do ciotki i wujka już nie jeżdżę na imieniny itp (bo tylko mnie denerwują swoimi przechwałkami co to sobie nie kupili,co nie robili itp). Czuję się okropnie.Nie chce mi się żyć,nie widzę sensu w NICZYM . Czuję,że uszczęśliwić mogłyby mnie tylko pieniądze,których nie mam.

Ja z pieniędzmi nigdy nie miałem problemu. Nie chodzi mi o to że jestem bogaty itd., ale po prostu nie mam takiego parcia by mieć kupę kasy. Wiadomo że czasem chciałbym coś tam mieć ale nie mogę sobie na to pozwolić, dużo częściej zdarza mi się jednak że mam na coś kasę chcę coś kupić, ale nie mogę się na nic zdecydować. Tak to u mnie bywa, nie chcę wziąć odpowiedzialności za swój wybór. Albo po prostu nie wchodzę do danego sklepu, bo unikam kontaktu z ludzmi, dla mnie najlepsze są te wielkie sklepy, samoobsługowe. Unikam tych gdzie wchodzisz a tam tylko sprzedawca i wiadomo że pewnie będzie trzeba coś rozmawiać. Dla mnie najważniejsze żeby w przyszłości móc robić to co lubię i zarabiać tyle pieniędzy bo móc spokojnie żyć i się bawić. By móc trochę podróżować, by móc spełniać swoje marzenia. Pieniądze szczęścia nie dadzą, nawet jak będziesz ich miała cała masę to pewnie i tak będziesz miała problem. Będziesz miała kupę kasy i zobaczysz że i tak czegoś ci brakuje. To jest tak jak ze mną, dokądkolwiek bym nie uciekł to i tak mój problem jest we mnie i za mną cały czas podąża. Cokolwiek bym nie zrobił to problem jest we mnie i zawsze będzie dopóki się go nie pozbędę.

 

Mysle,ze teraz moze jezykow obcyhc sie poucze i pojde na poloznictwo,jakby cos to najwyzej za grnaica bede pracowac. Nie jest to spelnienie moich marzen ,ale one sie juz nigdy nie spelnia :( Czuje ze przegralam zycie :(

P.S w dodatku brak mi pewności siebie w niektorych sytuacjach:(

Ja też planuję co bym ewentualnie mógł robić przez ten kolejny rok gdybym rzucił studia. Do pracy pewnie nie pójdę, znowu włączy się blokada. Mam jakieś plany co zrobić itd., ale czuję tak jak napisałem wcześniej cokolwiek zrobię, gdziekolwiek się udam to mój problem będzie podążał za mną jak cień...

 

PS. Ja cały czas wierzę że marzenia się spełniają i tego się trzymajmy :) Jakby nie ta jedna myśl to być może mnie już by na tym świecie nie było.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mój syn ma identycznie to samo. W trakcie terapii miał lepsze momenty, jak to nazwał momenty "bez depresji". Podobało mu się to i to bardzo. Ale tak jak Ty nie potafi spowodawać aby tak czuć się częściej. Mam wrażenie że tak sie boi wyjścia z tej skorupy, ze az się cofa i pogłębia swoją depresję. Nie mogę nic zrobić. On musi sie przełamać. Dean bardzo mądrze pisze.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aby ich usatysfakcjonować i choć raz usłyszeć że są ze mnie dumni zrobiłem wiele.

Na mnie nigdy nie było jakiejś wielkiej presji rodziców, no może to była tak presja podświadoma. W każdym razie nigdy nie miałem problemów z nauką, poza jednym rokiem po którym zmieniłem szkołę. Na świadectwach przeważnie 4-5, rzadko 3, ale niżej nie schodziłem. W sumie nie dawało mi to żadnej satysfakcji, nawet jak w liceum pierwszy rok poszedł mi jak z płatka i miałem pasek na świadectwie. Wydawało mi się wtedy że to bardziej moi rodzice są z tego zadowoleni niż ja. Dla mnie to czy miałem średnią 4.8, czy 3.5 tak naprawdę nie miało żadnego znaczenia. Dla nich pewnie jakąś tam miało, mogli się chwalić jakiego to mądrego syna mają. A jak wiadomo nauka w szkole z mądrością nie ma nic wspólnego. Mam pamięć fotograficzną, zapamiętywałem układ w książkach zeszytach, następnie przy sprawdzianach, kartkówkach, było tak jakbym w pamięci odtwarzał te strony i pisałem... Pisemnie byłem świetny, jeśli jednak chodziło o pytanie na forum całej klasy przychodziła blokada. Nigdy nie byłem aktywny na lekcjach. Dziś wydaje mi się że może rodzice nigdy nie wywierali presji ale głównie uczyłem się dla nich nie dla siebie. Gdy wyrobiłem sobie opinię 4-5 ucznia z wzorowym zachowaniem, to sam sobie narzucałem presję by tego nie stracić, nie pozwalałem sobie na żadne błedy, bo co by sobie pomyśleli nauczyciele, koledzy z klasy, rodzice. Może sam narzuciłem sobie taką presję. Presję która pozbawiła mnie trochę życia, dziś uważam że za dużo spędziłem nad książkami. Sszkołę mogłem skończyć z beznadziejnymi ocenami, a maturę zdać tak jak zdałem. Matura to test na inteligencję, a nie na wiedzę (no może z wyjątkiem kilku przedmiotów). Na polski, angielski i geografię (roz) się nie uczyłem, zdałem bez problemów, tylko na biologię się uczyłem i też zaliczyłem bezproblemowo.

 

Jak mam żyć ?? Żyje nadzieją że wyjadę i osiągnę sukces znajdę pannę co mnie pokocha ...ŻART ?? Pewnie tak

To jest to samo... Też myślisz że wyjedziesz i uciekniesz, że problem nagle się sam rozwiąże. Nie rozwiąże się... On pojedzie z tobą gdziekolwiek się udasz.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Dean pisał o szpitalu psychiatrycznym - popieram. Syn chce sie położyć na oddział. Moim zdaniem to totalna głupota bo to jest ucieczka. Wymyslił sobie że na pewno ma uszkodzony mózg i tam to wykryją. I nareszcie bedzie mógł spokojnie żyć, nie trudząc się terapią i własnym strachami. Bo wtedymi i tak się nie da nic zrobić. Strach mojego syna jest tak wielki że chce się schować. Nie rób takiego błędu. Idż na leczenie a przede wszystkim chciej się leczyć i przełamywać lęki.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Na pewno nie chcę iść do szpitala. Też uważam że to byłby błąd, bo odcinam się od świata i pewnie jeszcze trudniej byłoby mi do niego wrócić. Ale jestem coraz bardziej zdecydowany by iść do psychiatry czy psychologa. Tak naprawdę dopiero niedawno uświadomiłem sobie że mam problem, poważny problem z którym sam sobie nie poradzę, bo nie radzę z nim sobie już od dawna. Teraz wkraczam już w dorosłe życie i jeśli się z nim nie uporam to nie wyobrażam sobie życia w tym świecie...

 

Ogólnie ostatnie dni czuję się lepiej, ale to pewnie dlatego że piątek, sobota i dziś totalnie wolne, bez żadnej presji czy obowiązków, do tego oglądałem w czwartek i piątek fajne filmy, które pozwoliły zapomnieć o problemach. Od momentu gdy zaczęły się studia czyli od 1.10, tak dobrze się nie czułem, może tak dobrze nie czułem się od jeszcze dłuższego czasu. Ale jutro pewnie wszystko wróci do normy, choć... nie wiem czy pojadę na studia. Dostaliśmy na ćwiczenia zadanie do przygotowania, nawet go nie przygotowałem, nie wyobrażam sobie bym miał z niego odpowiadać przed całą grupą, to mnie paraliżuje i sprawi chyba że zamiast w na uczelni zaszyję się gdzieś na mieście... Wczoraj byłem na zawodach (sam nie uczestniczę, bo mam problemy z nogami) z moją siostrą i jej znajomymi. Na zawodach nie byłem już od pół roku (nie mogę brać udziału, ale byłem jako fotograf), i było super. Poczułem się dużo lepiej, bo widziałem uśmiechniętych, bawiących się ludzi, a nie roboty chodzące po ulicach miast. Naprawdę było fajnie, może dlatego też polepszył się mój stan. Ale tak jest zawsze, tak jak pisalem (film, książka, zdarzenie), i czuję się ok, następnie jakieś wydarzenie i jest dół (tak będzie jutro...)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

To jest to samo... Też myślisz że wyjedziesz i uciekniesz, że problem nagle się sam rozwiąże. Nie rozwiąże się... On pojedzie z tobą gdziekolwiek się udasz.

Widzisz moim problemem są roszczeniowi RODZICE, którzy uważają że im się należy ...Ze mną problemów nie mieli jak np. z moim bratem...Jemu pozwoli na to co mi było zakazane.

Z wyjazdem rozwiążą się 3 problemy :

Nie będę ich :

-Widział

-Mieszkał

-Wysłuchiwał ich pretensji i złości

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja brałam urlop dziekański na pierwszym roku z powodu nerwicy, można jak najbardziej.

Po roku wróciłaś? Udało ci się poradzić z problemem i zacząć ponownie studiować? Studiujesz czy może już skończyłaś studia?

 

Z wyjazdem rozwiążą się 3 problemy :

Nie będę ich :

-Widział

-Mieszkał

-Wysłuchiwał ich pretensji i złości

Może... Ale według mnie problem zawsze jest w nas a nie w innych i otoczeniu. Ja też zawsze zwalałem winę że to przez to, że to przez tamto jestem nieszczęśliwy i mam już dość. Podczas mojego pierwszego studiowania nie mogłem się dogadać z ludzmi, czyli to o czym pisałem wielokrotnie. Wiesz jakie sobie wtedy znalazłem wytłumaczenie? Że to z nimi coś jest nie tak a nie zemną, że ja jestem normalny a oni są dziwni i że nie potrzebuję z nimi w ogóle gadać. Wmawiałem sobie że kiedyś spotkam normalnych ludzi a nie takich dziwaków. W rzeczywistości to ja jestem dziwakiem a nie oni. Przekonałem się o tym podczas ostatnich dni gdy wszystko dzieje się tak samo, i wiesz co moja głowa też mi mówi że to oni z nimi coś jest nie tak, jednak tym razem wiem już że tak nie jest.

 

Twierdzisz że Twoim problemem są tylko rodzice, że jak pozbędziesz się ich z życia to będzie wszystko normalnie. Według mnie nie będzie. Dlaczego nie wyjechałeś skoro chciałeś? Rodzice których tak nienawidzisz cię przekonali? Dlaczego ich posłuchałeś? Gdy traktowali cię tak jak cię traktowali, dlaczego się na to godziłeś? Co chciałeś zyskać czy osiągnąć? Ja też mam podobny problem, co pewnie można wywnioskować z tego co piszę. Mam pretensje do swoich rodziców, jednak to zawsze ja decydowałem, mogłem powiedzieć nie, mogłem coś zrobić a nigdy tego nie robiłem. Myślałem że jak w jakimś sensie odetnę się od swojego starego życia wybierając inne miejsce na studia to stanę się nagle szczęśliwy i wszystko samo się poukłada. Nie poukładało się bo gdziekolwiek się nie ruszę tam wiozę że sobą swój problem.

 

Nie wiem może w twoim przypadku jest inaczej, byłoby dobrze gdybyś tak po prostu mógł się pozbyć swojego problemu, życzę ci tego by ci się to udało.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Widzisz to nie jest normalna rodzina gdzie ojciec ciągle krzyczy, wprowadza terror. W 4 klasie uciekłem z domu, w 5 miałem limo i naderwane ucho ...mam mówić kto mi to zrobił ?? -Normalne ?? Dlatego chciałem wyjechać...Dam ci inny przykład o wczoraj "Michał wyrzuciłem ci Trampki bo ...idzie zima , aaa i pożyczyłem twój aparat ale już go oddałem" -to jest normalne ??

 

Dlaczego nie wyjechałem ?? Miałem rozmowę z rodzicami a raczej monolog . Jak wyglądała prosze bardzo .

USiądz na środku pokoju po 1 i po 2 stornie niczym prokurator i sędzia : JAk nie chcesz iść na studia ?? Jak my wyjdziemy przed Ciotkami ? Wiesz że z pracy będe musiała siebie zwolnic co tam powiedzą o mnie ?? inni głupsi studiują a ty nie ?? Ja ci nie pozwolę ??To tylko początek

Potem były groźby ...Wyprzemy się Ciebie , Nie jesteś naszym synem, ja ciebie tyle chowałam niewdzięczniku ....A na wyjazd potrzebowałem pożyczki na bilet nic wiecej .

Zresztą ojeciec powiedział jasno "Zdecydowałem idziesz na studia za CIEBIE !! "; potem niby mówili że podczas wakacji na studiach też moge wyjechać ...KŁAMALI bo za każdym razem na przełomie maj czerwiec pożyczali a raczej brali pieniądze na dachówki a to na ogrodzenie bo VAT do góry ! i mówili za rok ... A godziłem bo marzyłem o styłacji gdy sami z siebie powiedzą głupie DZIĘKUJE albo Że sa ze mnie dumni .Ale jak ktoś przyjeżdżał to byłem im potrzebny do GRILLA (lubie grillować)

Nawet nie wiesz jak ostatnio mało się nei poryczałem jak siedział obok mnie dziewczyna pełno kolczyków dredów i mówiła do kumpeliże ojciec jej powiedział że jest z niej dumny ...moi nie pozwoli mi mieć dłuższych włosów niż 12 cm !!!!!!!

Dam ci przykład ich możliwości były moje imieniny ...zapomnieli tego dnia jechałem z ojcem po pralkę traktował mnie gorzej jak robola !! Krzyczał ...MAtka kazała mi wziąć książeczkę i zawieść do siebie do pracy , a tu w połowie drogi mówi że jeszcze jedną muszę !!! a jak dzwoniła 3 razy pytałem czy wysiąść 2 też ??

 

Co bym osiągnął wszytko co bym chciał poza 3 punktami to bym miał :

Mieszkanie wynajęte i bym nie słyszał że mnie CHOWAJĄ

Prace za godną kase a jak nie to przynajmniej wiem czemu mam gorszą praca (bo jestem polakiem ) teraz napierdalam 220 h miesięcznie !!!!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×