Skocz do zawartości
Nerwica.com

Męczące myśli egzystencjalne, problemy.


on4321

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!

 

Od pewnego czasu nachodzą mnie dziwne myśli dt. własnej egzystencji, życia i starzenia się.

 

Cały czas myślę nad sensem życia, zadaje sobie trudne pytania, np. po co życ, skoro i tak zaraz umrę? Wiem, że najłatwiejszą odpowiedzią na to jest, że jeszcze całe życie przedemną, jestem młody itd., staram tak sobie to tłumaczyć, jednak nie wystarcza. Bo zaraz wokół słyszę opinie ludzi, którzy mówią jak to przed chwilą mieli po 20 lat a teraz już zbliżają się ku końcowi.

 

W marcu skończyłem lat 18, miałem pięknie wyprawione urodziny wszystko fajnie, aż tu nagle usłyszałem niezwykle motywującą do życia opinię, że już koniec dziecinstwa a teraz czas tak zacznie biec, że nawet się nie spojrzę. I znów dziwne, dręczące myśli.

 

Moja mama ostatnio powiedziała, że za 4 lata osiemnastkę będzie trzeba wyprawić mojej siostrze. A ja tak sobie myślę: Jezu, przecież ja będe miał już 22 lata! Będe już w pełni dorosły! I poczułem się jakby wystrzelono ze mnie jakąkolwiek chęc życia. Przeciez ja dopiero co pamiętam jak miałem 13,14,15 lat. A tu już 18 a zaraz 22 i więcej.

 

Odebrałem dowód osobisty. Przez 2 dni czułem się niesamowicie przygnębiony. Czułem, że juz nie mogę tego co kiedyś, że już jestem stary i skończy się lajtowe traktowanie mnie jak kiedyś. Znów myśli o starości i brak energi życiowej.

 

 

 

Noce też mam bardzo dziwne. Śpię często przy radiu. W radiu w nocy lecą polskie piosenki. Bardzo często takie, na których się wychowałem. Czasem budze się jak leci jakiś kawałek z mojego dzieciństwa, tzn. jak miałem lat 12,13. i zostaje wbity w ziemie. Bo przecież czuje się jak wtedy kiedy tego słuchałem a jestem już 5,6 lat do przodu.

 

Cały czas nachodzą mnie myśli czemu żyjemy skoro zaraz jak się nawet dobrze nie spojrzymy to poumieramy. Kiedy np. widze osobe starszą zastanawiam się, co ona czuła jak była w moim wieku i jak się czuje teraz wiedząc, że zaraz skończy swój żywot.

 

A wszystko to nie jestem w stanie dokładnie określić kiedy zaczeło się dziać ale chyba po wyjściu z gimnazjum a przejściu do technikum. Wtedy odczułem i odczuwam nadzwyczaj szybki upływ czasu i nie mogę sobie z nim poradzić. W gimnazjum lekcje do 12, szkoła minutę drogi. A potem dwór, zabawa, granie na komputerze. Teraz technikum. Wstaję o 6, kończę o 16, jestem o 17 w domu, kładę się spać ze zmęczenia i cały dzien poszedł, minął. I tak codziennie, nie wiem kiedy, patrze a tu mija cały miesiąc. Kiedyś na swoje urodziny czy np. na boże narodzenie miałem problem bo nie mogłem się doczekać kiedy to będzie. Robiłem sobie karteczki i wykreślałem dzien po dniu, żeby przyszło jak najwcześniej. Teraz mam problem bo wszystko idzie za szybko.

 

Bardzo cząesto jestem myślami w poprzednich wakacjach. Bardzo lubię podróżowac i co wakacje zwiedzam jakiś ciepły kraj. Myślę sobie jak to przed chwilą było fajnie np. w Grecji a tymczasem okazuje się, że jeszcze nie zdażyłem dobrze powspominać zeszłych wakacji a już jest koniec szkoły i są nowe wakacje.

 

 

Biorąc to wszystko do kupy mam problemy z widzeniem sensu życia skoro wszystko prowadzi do jednego - śmierci. I z upływem czasu i starzeniem się. Jestem człowiekiem pogodnym, lubię podróże, muzykę, samoloty, piłkę nożną. I wiem, że i tak nie uniknę procesu starzenia się. Ale mimo mojej świadomości tego faktu dalej nachodza mnie dręczące myśli, których nie sposób się pozbyć. Czasem nawet wracam do czasów kiedy miałem lat 13, myślami z obawą, że zaraz będe miał 30 i zapomnę co robiłem gdy miałem te lat 13. Prosze Was o radę co tu robić i jak sobie z tymi uciążliwościami radzić, jeśli wgole ktoś zrozumiał o co mi chodzi.

 

Z góry dziękuje i pozdrawiam. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

hej! :smile:

z przemijaniem trudno się pogodzić, o ile w ogóle da się to zrobić. nie wiem czy dobrze jest o tym rozmyślać, sama często się zastanawiam.. z jednej strony można przyjąć jakąś racjonalną, rozumiejącą postawę, a z drugiej - głębsze wnikanie w istotę problemu może doprowadzić do jeszcze większego lęku.. bo cóż możemy zrobić? mając tyle lat ile masz, a jesteś bardzo młody - nie jesteś w stanie wyobrazić sobie, jak będziesz się czuł załóżmy w wieku 60 lat. nie zatrzymasz tego co nieuniknione. jednocześnie jest w tym jakiś mistycyzm, dziwność, tajemnica. wmawiam sobie, że natura odwali za mnie tę robotę i z upływem czasu, w jakiś cudaczny sposób będę w stanie żyć z taką osobliwą świadomością. no właśnie.. wszystko wyglądałoby o wiele prościej bez niej. ale czy lepiej? a w ogóle to nie wiem czy ja na temat odpowiedziałam, poniosło mnie :lol:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Niczego sensownego tutaj doradzić nie mogę poza banalnym z pozoru stwierdzeniem, że jesteś jeszcze młody i za wcześnie zdecydowanie na tego rodzaju rozterki. Pamiętam kiedy sam byłem w twoim wieku i dostrzegałem przed sobą ten bezmiar możliwości, jak mi się wówczas wydawało... Niestety życie potoczyło się w taki a nie inny sposób i niczego z tamtych szczytnych idei nie udało się zrealizować. Pomimo to jednak, nawet mając na karku lat dwadzieścia dziewięć czułem się bardzo komfortowo ze swoim wiekiem:) Poważniej zaniepokoiło mnie kiedy dobiłem trzydziestki, odkąd jak mówią jest już z górki... Obecnie coraz wyraźniej zarysowuje mi się przed oczami perspektywa wejścia w kolejną dekadę i też wcale nie jest mi do śmiechu. Czasu coraz mniej a zaczyna on w dodatku upływać w coraz bardziej zawrotnym tempie:( Pamiętam z lat młodości, doskonale chyba wszystkim znany, serial "Czterdziestolatek". Główny bohater wydawał mi się wtedy jakiś taki bardzo już stary... a tu proszę! Niedługo samego mnie to czeka, choć w głębi potrafię jeszcze doszukać się osoby, którą byłem lat temu, powiedzmy, dwadzieścia... Myślę sobie, dobra! Do pięćdziesiątki jakoś to będzie. Później w zasadzie też. Starość z mojego punktu widzenia zacznie się gdzieś tak w okolicach lat sześćdziesięciu, ale ta granica jest właściwie dość płynna. Im bliżej wyznaczonego punktu, tym bardziej skłonni jesteśmy przesuwać go coraz dalej i dalej... W przeciwnym razie musielibyśmy chyba zaakceptować fakt, że nasz czas już minął i w zależności od bilansu życiowych dokonań albo cieszyć się zasłużonym odpoczynkiem, albo po prostu palnąć sobie w łeb na ten przykład... Wybacz mi ten zapewne wyjątkowo mało dla ciebie optymistyczny wywód przy niedzieli:) Swoją drogą, jeżeli w wieku lat osiemnastu dopadają cię tego rodzaju egzystencjalne dylematy, być może ma to wszystko podłoże depresyjne i warto rozejrzeć się za jakimś wsparciem farmakologicznym, ewentualnie terapią?

Pozdrawiam!

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wydaje mi się, że każdy młody człowiek jest nękany przez takie myśli. Ja także czekam nadejścia swoich 18 urodzin z mieszanymi uczuciami. Do prawnej pełnoletności zostały mi jeszcze trzy miesiące. Tak samo jak ty przyłapuję się na odpływaniu we wspomnienia z okresu kilka lat wstecz. Okres licealny wydaje mi się tak jakby obcy i nie pamiętam go zbyt dobrze.

 

Pomogło mi trochę przeczytanie pewnej książki, która nawiązuje mniej więcej do tego problemu. W skrócie mówi ona o tym, że wszystkiemu odpowiedzialny jest nasz umysł, który pozostawiony sam sobie zadaje nam ból. Przeszłość i przyszłość są tylko jego wytworem, a jedynie istnieje teraźniejszość. Ciekawym zdaniem jest to, że całkowite zanurzenie się w teraźniejszości jest osiągnięciem pewnego rodzaju nieśmiertelności. Jeśli chciałbyś przeczytać to książka nazywa się " Potęga teraźniejszości" a autorem jest Eckhart Trolle.

 

Jedyna moja rado to żebyś nie wracał już myślami w przeszłość, ani nie myśl o dalekiej przyszłości. Chociaż wiem, że to jest prawie niewykonalne. XD

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

seheiah pisze z sensem i przychylam się do jego rad - staraj się skupić na teraźniejszości, nie myśleć o tym co było lub będzie. Próbuj "obserwować" teraźniejszość i znajdywać w niej to, co w tej chwili znajdujesz we wspomnieniach z przeszłości. Bardzo często uciekanie myślą w przód lub do tyłu sprawia, że czujemy jak ucieka nam czas. Podejrzewam, że w czasach które wspominasz - nie miewałeś takich myśli, byłeś osadzony mocno w "tu i teraz" i musisz chyba teraz wrócić do tamtego sposobu myślenia.

Takie "przeprogramowanie" może być trudne, wymaga pewnej dyscypliny, wysiłku, umiejętności. Być może faktycznie przydałoby się skorzystać z czyjejś pomocy. W przeciwieństwie do Alienated sugerowałbym jednak wpierw udać się na rozmowę z psychoterapeutą, a dopiero później - ewentualnie - wspierać się farmakologią.

Na koniec dodam jeszcze że tego typu myśli nawiedzają każdego człowieka, także mnie (faceta u progu 30tki). Być może w tej chwili dręczą Cię mocno, coś jakby na zasadzie "szoku" i z czasem jak się trochę oswoisz z "przemijaniem" złagodnieją.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Czytajac Twoja historie widze troche siebie przed kilkoma laty.

Na pewno jestes bardzo swiadomym, inteligentnym i wrazliwym czlowiekiem.

Wiem, ze moge sobie pisac, ze powinienes sie z tego powodu cieszyc, ale

Ty i tak bedziesz wiedzial swoje... bo kazdy z nas tak ma ;)

 

Ja w wieku lat 17 chyba uswiadomilem sobie podobne rzeczy, do tego stopnia,

ze nie bylem w stanie bawic sie z okazji sylwestra... zreszta zawsze mnie jakos

tak bolal... i mam tak do dzis. Jest mozliwe, ze to przez podloze depresyjne,

ale czy wytrzymalbym z depresja przez 10 kolejnych lat? Jasne, ze jest mi

czasem ciezko, ale depresja by mnie chyba unieruchomila...

 

Sluchaj rad osob, ktore sa powyzej, bo rzeczywiscie warto sie zastanawiac nad soba,

ale nie ma po co tracic na to energii... w sensie nic sensownego nie wymyslisz ;)

Udaj sie na jakas terapie lub chocby do psychoterapeuty.

No i... szukajcie a znajdziecie. Glowa do gory.

 

PS. Moim sposobem na walke z takim problem jest zwrocenie sie w strone Boga,

ale nie proponuje tego, bo wiem, ze kazdy moze miec na ten temat swoje zdanie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moim sposobem na walke z takim problem jest zwrocenie sie w strone Boga, ale nie proponuje tego, bo wiem, ze kazdy moze miec na ten temat swoje zdanie...
łatwo powiedzieć, trudniej zrobić :smile: ja jak bylam mniejsza, bylam na zmiane bardzo religijna i bardzo anty... po kilkumiesiecznym (w czasie przygotowan do bierzmowania) "natezeniu wiary" (xD), calkowicie przestalam wierzyc i chodzic do kosciola. jak mnie zaatakowala nerwica, to modlilam sie czasem podczas atakow, ale nie dlatego ze wierzylam ze jakis tam bog mi pomoze, tylko dlatego, zeby faktycznie zajac czyms mysli, odwrocic je od powtarzania w kolko "rany rany znowu nerwica co robic musze sie uspokoic aaaa nerwica dzwonic po pogotowie dusze sie umre" etc. ;) i taka modlitwa mi pomagala.

naprawde chcialabym wierzyc ze "jest cos wiecej". ciezko mi uwierzyc, ze mogloby nie byc. raczej bym sie sklaniala ku deizmowi, chociaz za "jedyny sluszny" :mrgreen: poglad na te sprawy uwazam agnostycyzm. tyle ze to niczego w zyciu nie ulatwia.

katolicki bog jakos mi tak srednio podpasowuje. moze nie tyle bog co srodowisko wiernych. jak slucham gadania ksiezy to czasem nie wiem czy smiac sie czy plakac (oczywiscie nie twierdze, ze wszyscy ksieza sa tępi, bo zdarzaja sie tez mile wyjatki ;) )

moze znajde kiedys religie odpowiednia do moich pogladow, a zarazem dajaca jakas otuche wobec problemow egzystencjonalnych...=.="

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×