Skocz do zawartości
Nerwica.com

Terapia szkodzi?


Badziak

Rekomendowane odpowiedzi

Bardzo się cieszę, że psychoterapia tak wielu osobom pomogła (o czym świadczy 65 str. wątku "Psychoterapia działa!") i sama zaczynam swoją we wtorek. W związku z moimi obawami chciałam spytać: czy psychoterapia może zaszkodzić?

 

Oglądałam ostatnio film dokumentalny nt. życia Marylin Monroe i pośrednim wnioskiem z filmu było to, że psychoanaliza ją zabiła (pogłębiała jej stany depresyjne i dlatego coraz częściej sięgała po barbiturany). Psychoanaliza nie jest przypadkiem odmianą terapii psychodynamicznej?

 

Zaczynam panikować :?

 

 

Jeżeli jest już podobny temat to z góry przepraszam. Korzystałam z wyszukiwarki i nic nie znalazłam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pewnie psycholog Ci nie powie, że na początku Twój stan może się pogorszyć. Tak jak lekarze nie mają zwyczaju informowania o skutkach ubocznych leków.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

na początku - w obu przypadkach podjęcia terapii, było tragicznie.

przy pierwszym podejściu postanowiłam sobie już NIGDY WIĘCEJ NIE IŚĆ DO PSYCHOLOGA!!

i nie byłam na terapii przez kolejnych... 5 lat?

 

za drugim razem, po pierwszej wizycie terapeutycznej chciało mi sie płakać, w ogóle miałam wrażenie że się chyba obrażę na terapeutę, zastanawiałam się,, czy iść kolejny raz.. ale zaryzykowałam..

jest coraz lepiej.

 

daje mi dużo do myślenia;

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Coś w tym jest, że na początku terapia może pogarszać stan.

Ja po jakichś 3 miesiącach poczułam się całkowicie rozłożona na kawałeczki. Uświadomiłam sobie błędy, które popełniłam oraz to, że mogę sobie wmawiać, że moja rodzina jest w porządku, a tak po prawdzie to jest ona bardzo dysfunkcyjna. Po tym oświeceniu przyszły najgorsze lęki, z którymi uporanie się zajęło mi sporo czasu. Teraz jest już lepiej. Nabieram pewności siebie i jakoś to idzie. Powoli, jak krew z nosa, ale idzie...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja miałam podobie jak Agnieszka_1988. Właściwie na początku terapia to było rozmawianie o poważnych rzeczach bez jakiegoś głębszego emocjonalnego wstrząsu dla mnie, dopiero po pewnym czasie zaczęło bardzo boleć. Wtedy naprawdę nie ma się ochoty na kolejne sesje terapeutyczne. W tym momencie jestem właściwie rozbita na kawałki, ale przynajmniej bardziej świadoma mojej sytuacji. Fajne jest w terapii uczucie, kiedy orientuję się, co jest nie tak w moim życiu. Mimo, że to niepozytywne, to jest to jakby małe ''odkrycie", które sprawia satysfakcję. No i wierzę, że kiedyś będę normalna, cokolwiek to znaczy ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja się zastanawiam czy mi terapia nie szkodzi bo jako pacjentka czuję się jeszcze bardziej chora niż przed terapią, a pozytywnych skutków nie widzę, nie radze sobie lepiej i nie rozumiem więcej, ,wręcz przeciwnie, coraz większy chaos i przede wszystkim frustracja!

Jestem na terapii od roku, terapia psychodynamiczna.

 

Wkurzam się za każdym razem jak o tym myślę... bleeeeee......

 

Ale samemu trzeba spróbować, bo każdy ma inne potrzeby, inne skłonności i na każdego zadziałać moze inaczej. No i terapeuci różnie pracują, nawet w ramach tej samej metody, trzeba trafić.

 

No i odpowiadając na pytanie autorki wątku - ja uważam, że terapia może zaszkodzić. Ale na pewno nie warto rezygnować, zanim się spróbuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

kreatka, Ja chodzę na psychodynamiczną od 16-tu miesięcy. Bardzo długo było źle. Teraz jeszcze nie jest dobrze.

Le to pokazuje jak wiele konfliktów w sobie mamy. To nie jest jak za dotknieciem czarodziejskiej różdżki abra, kadabra....i już jesteśmy zdrowi.

Całe życie tkwilaś w chorych schematach, gdy sobie to zaczynałaś uświadamiać, czułaś się jeszcze gorzej, ja też mam takie odczucia.

Minimum czasu w terapii psychodynamicznej to okres dwóch lat. Niektórzy konczą wcześniej, niektórzy później. Każdy przypadek bywa inny.

 

Chodzisz prywatnie? Z jaką częstotliwością?

Ja prywatnie, raz w tygodniu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wszystko może zaszkodzić....tylko zależy o jakie szkodzenie idzie.

 

Już kiedyś pisałam, terapia jest jak otwieranie starej rany w celu wyczyszczenia.

Niby nas tylko troszkę boli, sączy się ropa, to ruszamy do lekarza i nagle zaczyna się piekło....ranę trzeba otworzyć i oczyścić. Martwa tkanka musi zostać wycięta - to początkowa faza terapii.....wtedy kiedy właśnie uświadamiamy sobie ile pracy przed nami, wtedy kiedy dopiero zauważamy jak mam spaprane w głowie....ale po tym okresie, terapeuta powoli zaszywa ranę, jeszcze czasem urażając zdrowe tkanki które zaczynają odrastać........przerwanie terapi to jak zszycie rany do połowy....nic to nie da a stan chorobowy powróci..... gdy rana jest zszyta zostaje tylko jedno, nauczyć pacjenta dbania o nią, dbania o siebie..wtedy kończy się terapię i "zaleczony" musi sam stawić czoa swojemu życiu...dać radę.....i uczyć się zdrowieć dlaej.

 

 

No i oczywiście jak trafimy na zidiociałego psychologa, bez wiedzy specjalistycznej co to sobie prowadzi terapię bo mu się wydaje, ze "się zna" to i nawet zdrowej osobie może to zaszkodzić i to poważnie.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Monika1974,

 

Chodzę państwowo - 2 razy w tygodniu.

 

Ale ja mówiąc o terapii, że szkodzi lub że jest nieskuteczna nie miałam na myśli tego, ze jest bolesna czy że wyciąganie trudnych spraw może spowodować czasowe pogorszenie stanu. Dla mnie mówienie o trudnych doświadczeniach nie jest przeszkodą, nawet jeśli powoduje to łzy itd to uważam, ze to wręcz dobrze, że to oczyszcza, doskonale wiem, że tego nie ad się uniknąć i ja wcale nie chcę tego uniknąć.

Mnie martwi to, ze się niewiele dzieje, ze nic się "nie rusza", stąd frustracja. Moja terapia od początku była zaplanowana na co najmniej 2 lata. Ale ja po prostu przestaję w nią wierzyć. Jakoś intuicyjnie czuję, że nie idę w dobrym kierunku. Drepczę w miejscu raczej.

 

Z pewnością nie nastawiałam się na natychmiastowe rezultaty, wiedziałam, ze to proces długotrwały, ale jeśli po roku czuję, że niczego nowego się nie dowiedziałam to mnie to trochę martwi.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Terapia moze pomoc, ale moze zaszkodzic.

 

Mysle, ze terapia ma sens w przypadku osob, ktore maja pewien poziom dystansu i samokrytycyzmu...

 

Aczkolwiek terapia to ciezka robota i mysle w przypadku niejednej osoby moze wyrzadzic spustoszenie.

 

Ja tam jezdem umiarkowanym zwolennikiem terapii. Mi osoboscie cos tam pomaga.

 

Sadze, ze terapia jest najskuteczniejsza dla ludzi, ktorzy odczuwaja ulge po wygadaniu sie...i dostaniu kilku rad.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Zenonek

 

Mi się wydaje, ze to jednak - przynajmniej w założeniu - jest coś więcej niż wygadanie się i wysłuchanie rad.

 

Aczkolwiek mnie w mojej terapii wkurza to, że owszem mam możliwość wygadania się - ale brakuje mi wzajemności, informacji zwrotnej, moja terapeutka mało się odzywa i strasznie mnie to wkurza i dołuje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Tak, terapia to cos wiecej niz tylko wygadanie sie. Sa jednak osoby ktorym to przynosi wieksza badz mniejsza ulge.

 

Zaburzenia psychiczne niestety poki nie bedzie srodkow naprawde poprawiajacych nastroj beda trudne do leczenia.

 

Dlatego wykorzystuje sie wszystkie metody mogace przyniesc chociaz troche ulgixa.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Aczkolwiek mnie w mojej terapii wkurza to, że owszem mam możliwość wygadania się - ale brakuje mi wzajemności, informacji zwrotnej, moja terapeutka mało się odzywa i strasznie mnie to wkurza i dołuje.

 

No to chyba masz jednak kiepskiego terapeutę... Chodzisz prywatnie czy NFZ?

 

Moja terapia wygląda, jak rozmowa z przyjaciółką. Ja mówię, co mnie boli, ona mi to tłumaczy, sugeruje najlepsze rozwiązania, czasem skarci, ale nie tak wprost tylko tak, żebym nie poczuła się urażona albo zaatakowana. Chodzę od sierpnia i jestem rozłożona na kawałeczki, ale czuję, że posuwam się do przodu. Wiem już mniej więcej gdzie leży problem.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Moja terapia wygląda, jak rozmowa z przyjaciółką. Ja mówię, co mnie boli, ona mi to tłumaczy, sugeruje najlepsze rozwiązania, czasem skarci, ale nie tak wprost tylko tak, żebym nie poczuła się urażona albo zaatakowana. Chodzę od sierpnia i jestem rozłożona na kawałeczki, ale czuję, że posuwam się do przodu. Wiem już mniej więcej gdzie leży problem.

 

Własnie na taką terapię liczyłam decydując się ja podjąć i dlatego czuję się trochę rozczarowana, tym bardziej że ja w życiu nie mam takiej własnie przyjaciółki, więc to dla mnie tym bardziej ważne. Zasmuca mnie myśl, że może się okazać, ze straciłam ten cały czas, bo trafiłam w niewłaściwe ręce:/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Poważnie? :shock: No to ja wam współczuję...bo o ile wiem nie na tym ma polegać terapia......w życiu nie chciałabym takiej terapii, terapeutka nie ma być przyjaciółką tylko profesjonalistą który zabierze się za moje leczenie a nie będę sobie na ploty przy kawie chodziła....... no ale być może terapia psychodynamiczna wygląda inaczej niż behawioralno poznawcza, a nawet zdecydowanie bardzo się różni.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

linka, ja nie chodzę na psychodynamiczną tylko właśnie behawioralno - poznawczą, a przyjemny przebieg terapii nie wyklucza profesjonalizmu... Skąd pomysł, że chodzę na terapię, jak do koleżanki na kawę? Nie nadinterpretujesz trochę?

 

-- 12 lut 2011, 22:19 --

 

Poza tym opisałam moje ogólne wrażenie, bez wdrażania się w szczegóły, a po drugie to atmosfera jest bardzo ważna. W życiu nie otworzyłabym się przed kimś chłodnym i podręcznikowo profesjonalnym.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No dobra, ale chyba nie o to chodzi w terapii żeby iść pogadać a pani psycholog da radę i tyle. Nie dostajesz zadań domowych? Nie przepracowujecie sytuacji stresowych? Jeśli ona sugeruje rozwiązania to później omawiacie czy je zastosowałaś, jeśli nie, dlaczego itd?

Ja nie mówię o podręcznikowym zimnie tylko o tym, że powinna być jednak wyraźna granica między pacjentem a terapeutą.....

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

linka, tak jak wspomniałam napisałam tylko o ogólnym wrażeniu, a nie o szczególach.

Tak, mam zadania domowe.

Tak, przeprowadzamy "eksperymenty". Ostatnio nawet dostałam ataku paniki przy niej. Udajemy się do miejsc, które wywołują u mnie lęki.

 

Przez "rozmowę z przyjaciółką" miałam na myśli właśnie to, że czuję się swobodnie i miło, a nie to, że witamy się w ogóle pocałunkiem w policzek, następnie robimy kawę, a potem z wypiekami na policzkach opowiadamy sobie co wydarzyło się na przestrzeni ostatniego tygodnia.

Gdyby z moją terapią było coś nie tak to byłabym już w Drewnicy (bo tam mam najbliżej), a to dlatego, że udałam się na nią w momencie kiedy byłam już prawie na dnie i zmierzałam na to dno z prędkością światła. Sam fakt, że podjęłam pracę, wyprowadzam się z domu i w miarę normalnie funkcjonuję jest już sukcesem. Z resztą nawet nie potrafię tego opisać. Po prostu w sobie czuję zmianę, wewnątrz, w Agusi :mrgreen:

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jako skrajny anty-entuzjasta psychoterapi, spróbuję po raz ostatni się jej podjąć. Oczywiście na NFZ, bo nie wyobrażam sobie płacić za coś takiego, chyba że faktycznie to mi pomoże. Jeśli czas mi pozwoli i będę mógł pogodzić to z pracą, to pochodzę. Dzięki lekom czuje się naprawdę dobrze i nie sądzę by jakikolwiek psycholog mi krzywdę zrobi. Traktuje to jako medycynę niekonwencjonalną. ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W życiu nie otworzyłabym się przed kimś chłodnym i podręcznikowo profesjonalnym.

 

No właśnie, profesjonalizm profesjonalizmem, ale jesteśmy ludźmi i mamy mówić o intymnych dla nas sprawach i terapeuta moim zdaniem powinien brać to pod uwagę, powinien umieć stworzyć atmosferę, w której ta otwartość będzie dla klienta łatwiejsza. I ten element moim zdaniem mieści się tutaj w określeniu profesjonalizm - terapeuta ma być i skuteczny i stwarzać atmosferę zaufania.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Już kiedyś pisałam, terapia jest jak otwieranie starej rany w celu wyczyszczenia.

 

Rozdrapywanie starych ran jest dla mnie bezsensowne .Przeszłości nie da się zmienić.Owszem przeszłość ukształtowała nas ,ale to można zmienić poprzez pracę nad sobą.Nie tylko zaburzenia osobowości są przyczyną nerwicy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

MARIAN1967, Tak masz racje...poprzez pracę nad sobą.

Ale trzeba wiedzieć nad czym trzeba popracować.

Dletego profesjonalny terapeuta jest tutaj wymagany. Nie wyobrażam sobie po omacku pracować nad sobą. Obiektywnie nigdy na siebie nie patrzymy. Może to zrobić dobry terapeuta.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×