Cześć. Kiedyś pisałam już na tym forum odnośnie moich leków dotyczących zdrady partnera, będąc pod wpływem alkoholu, której mogę nie pamiętać. Pisząc całkowicie w skrócie - gdy po alkoholu miałam interakcje z jakimś mężczyzna, po jakimś czasie zaczynałam się zastanawiać czy na pewno nie zdradziłam z nim partnera. Sytuacja od tej pory się zmieniła i razem z partnerem mieszkamy ze sobą. Wszystko jest cudowne gdyby nie te moje schizy. Partner już o nich wie i mało tego, sam mnie uspokaja. Zaczęło się od leków, ze partnera zdradziłam, co imprezę gdzie miałam lukę w pamięci bylam przekonana ze zdradziłam. Mijało to po jakimś czasie, najczęściej gdy dyskretnie kogoś podpytałam co robiłam i okazywało się ze nic złego. Potem pojawiały się inne leki. Od jakiegos czasu zaczęłam się bać, że np. Wyrzucą mnie z pracy i nie będziemy mieć za co żyć. Wszystkie tego typu leki w pewnym momencie mijały. Teraz pojawił się znowu lęk, związany ponownie ze zdradą. Pierwszy raz zaczęłam fiksować się wydarzeniem które miało miejsce rok temu (a nie kilka dni później lub na drugi dzień). Sytuacja wyglada tak ze miałam wyjazd z pracy i sie upiłam (wszyscy byliśmy mniej lub mocniej pijani). Byłam pewna ze wróciłam po jej zakończeniu z koleżanka do pokoju z która go dzieliłam). Żyłam przez rok w takim przekonaniu. Dodam (bo to ważne w tej historii), ze na tej, imprezie lub po niej, ta kolezanka stwierdzila, ze na tej imprezie zarywał do mnie nasz kolega z pracy. Ja byłam zaskoczona wtedy i powiedziałam ze przecież on ma żonę to jak to zarywał, a ona cos wtedy powiedziała Ze i tacy się zdarzają. Wydaje mi się ze to było po imprezie ale nie jestem kompletnie pewna. Analizuje czy wtedy mowila ze do mnie „zarywa” (czyli w trakcie imprezy) czy ze „zarywał” czyli po niej. Pare tygodni temu jednak koleżanka powiedziała mi tak po prostu w ramach kontekstu jakiejś rozmowy,ze wtedy poszłam do pokoju innej koleżanki która miała pokój sama, a nie do naszego pokoju. Ja nie pamietam ze u niej byłam. Przypomniało mi się tylko jak kilka tygodni temu razem z ta koleżanka do której poszłam po imprezie nad ranem (i tego nie pamietam) wspomniała coś w związku z jakaś zwyczajna rozmowa ze odprowadziła mnie do pokoju. Na drugi dZien normalnie gadałyśmy i było ok. Zaznaczę ze ostatecznie w pokoju na noc wylądowałam w piżamie w swoim łóżku ze zmytym makijazem). Wymyśliłam sobie jednak ze przez czas kiedy moja koleżanka poszła wcześniej do naszego pokoju i zasnęła, a ja poszłam do drugiej koleżanki z która się nie zadaje na codzień, na pewno stało się coś złego z tym kolesiem który mnie podrywał. Nie mam jednak żadnych przebłysków z tym związanych, tylko te Ze rozmawialiśmy ale nic wiecej i o niczym złym. Mysl ze może coś zrobiłam tak mnie sparaliżowała ze teraz nie jestem w stanie funkcjonować. Mam stan podgorączkowy ze stresu. Żadne słuchy mnie nie doszły żeby jakieś plotki chodziły Ze coś odwalilam, ale wmawiam sobie ze może to dlatego ze on nic nikomu nie chce mówić bo to jednak praca i chce być profesjonalny. A ja czuje się złe ze może coś złego zrobiłam, nie pamietam co i jestem złym człowiekiem a mój chłopak tak mnie kocha. Z tym kolesiem miałam kontakty jedynie służbowe od tego czasu i oprócz tego że był dla mnie w miarę miły a tematy odnosiły się do spraw służbowych to nic się nie stało. Dodam również ze po drodze było pare tego typu spotkań służbowych i również nic się nie działo niepokojącego (pilnowałam sie z alkoholem). Boje sie jednak ze dowiem sie za jakiś czas ze jednak coś zrobiłam i nie będę umiała z tym żyć i stracę chłopaka. Życie dla mnie by sie wtedy skończyło i nie miałabym już chyba po co żyć. ProsZe o pomoc, czuje ze odchodzę od Zmysłów . Pisze na szybko i lakonicznie wiec przepraszam ze to. Muszę to z siebie wyrzucić bo zaraz oszaleje