queen.of.peace
Użytkownik-
Postów
3 -
Dołączył
-
Ostatnia wizyta
Ostatnie wizyty
Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.
Osiągnięcia queen.of.peace
-
Cześć, dziękuję za Twoje zainteresowanie i pytanie. Zewnętrznie niewiele, wewnętrznie dość istotnie. Przewrotem było dla mnie przeczytanie kilku książek, a szczególnie podręcznika "Lęk i fobia" aut. Edmund J. Bourne. Właśnie jestem w trakcie czytanie drugi raz, tym razem ze szczególnym uwzględnieniem swojej własnej sytuacji i staram się wdrażać w swoje życie to co dla mnie jest praktyczne i możliwe do zrobienia, obserwować co mi pomaga, co szkodzi. Nie jest mi wcale łatwo, codziennie muszę się przekonywać i motywować. Wybrałam pomysły z kilku rozdziałów, które wydają się mieć dla mnie duże znaczenie i nie są kłopotliwe do wprowadzenia, ponieważ już wcześnie nieświadomie z nich korzystałam: 1) Dwie formy relaksacji: medytacja i medytacja w ruchu (joga), praktykowanie wdzięczności, oddychania przeponą, odpuszczanie sobie oraz życie "tu i teraz" nie w przeszłości czy przyszłości. Zauważanie np. że mam napięte mięśnie. 2) Ćwiczenia fizyczne: jazda na gravelu i górskim rowerze, joga, chodzenie po lesie i do pracy piechotą. 3) Psychoterapia: zwracanie uwagi na negatywną mowę wewnętrzną oraz błędne przekonania dot. i mnie i innych wokół mnie oraz zastępowanie jej alternatywną mową wewnętrzną (może nie zawsze pozytywną, ale bardziej realistyczną); dotarcie do przyczyn dlaczego tak o sobie źle myślę (powrót do traumy relacyjnej i przeżycie jeszcze raz w bezpieczny sposób); praca na d wyrażanie swoich długo tłumionych uczuć. 4) Trudna praca nad poczuciem własnej wartości: dbaniem o siebie i swoje potrzeby (nie o to czego chcę, ale o to czego autentycznie potrzebuję; do tego potrzebowałam żeby nauczyć się o sobie, np. co lubię. Bycie dla siebie dobrym, wyrozumiałym, kochającym bezwarunkowo, pozwalającym na odpoczynek, niewykorzystującym "rodzicem". 5) Ekspozycja na sytuacje fobiczne: moją pracę potraktowałam jako ekspozycję na sytuacje społeczne. Jednak nadal odczuwam jako wykańczające mnie fizycznie i psychicznie. Dlatego wprowadziłam punkt 6) 6) Farmakologiczne leczenie: rok zajęło mi przekonanie siebie do wypróbowania SSRI (na obniżony nastrój i lęk antycypacyjny, Escipram: na razie 5 dzień x 1/4 tab więc tyle co nic) i Hydroksyzyny (w trudnych dla mnie ekspozycyjnych momentach). Wcześniej się bałam, więc psychiatra przepisał mi Pregabalinę (dla mnie efekt upojenia alkoholowego) oraz Pramolan (dla mnie bez żadnego efektu). 7) Nieprzejmowanie się sobą tak bardzo. Ta książka naprawdę mi pomogła, ale bez robienia czegokolwiek, działania, nie miałaby sensu. Samo dowiadywanie się, poznawanie co jest moim problemem, to dla mnie było/jest stanowczo za mało i to mi cały czas powtarza moja psychoterapeutka, że za bardzo siedzę w swojej głowie, a za mało w ciele. Pozdrawiam, M.
-
Cześć, mój syn ma ZA (zdiagnozowany w wieku 3,5 lat) i jego kolega (bez diagnozy) z którym właśnie siedzi w swoim pokoju też ma. Tylko mój syn wydaje się tym nie przejmować (lub udawać) i chyba tylko przez moje zamartwianie że sobie nie poradzi w życiu i powtarzanie mu wraz z mężem, że musi się zachowywać "normalnie", sprawiło że pojawiła się też u niego fobia przed ludźmi. Tak bardzo się starałam, żeby nasze dzieci nie miały tej przypadłości, fobii. I gdy były małe wydawały się być odważne, nie bały się tak wszystkiego jak ja. I potem z czasem coś się zmienia. Chyba to kwestia zaakceptowania, czegokolwiek trudnego co się pojawia do zaakceptowania, przez rodziców. Jeśli nie ma akceptacji i przyjęcia takim jakim się jest, wtedy pojawia się problem. Nie chcę oczywiście siebie już więcej obwiniać (przez to już przechodziłam). Wiem, że nie dałam swoim dzieciom tak bardzo potrzebnej bezwarunkowej miłości, jednak nie miałam z czego jej dać, bo sama nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Dziękuję serdecznie za radę, ale na ten moment nie sądzę by diagnoza dała mi teraz w tym momencie coś więcej poza żalem, że moje życie mogłoby być szczęśliwsze gdybym wiedziała coś wcześniej, o ZA czy fobii. Gdybym przez całe swoje dotychczasowe życie nie myślała, że to taki mój po prostu charakter, uroda. Obecnie chcę być dla siebie "dobrym rodzicem", obojętnie czy mam fobię, zespół Aspergera, czy jeszcze cokolwiek innego. Dziękuję za odzew z Twojej strony i życzenia powodzenia. Również życzę miłego dnia, a nawet całego weekendu (właśnie wyszło słońce i chcę jechać na rower). M.
-
Witam siebie i innych na forum. Na początek dla siebie i innych wrzucam swój własny post (z innego forum) sprzed ponad 6 lat (dokładnie 20.03.2017, wtedy przyjęłam nick mak). Chcę SAMA zobaczyć, a może przy okazji pokazać innym, co się zmieniło przez ten okres czasu. Zamierzam przeczytać i zrobić update, żeby zobaczyć progres. Dawno nic nie pisałam, a potrzebuję teraz działania oraz spojrzenia na siebie z zewnątrz. W myśl zasady: "Najpierw działanie,a potem przychodzi motywacja". "Zapisałam się na to forum na razie w najgłębszej tajemnicy. Przed swoją rodziną - mężem i dziećmi. Po co Ci to, pytam siebie? Masz tyle obowiązków na głowie - obiad, praca, pranie, prasowanie, okna, zadania domowe syna, sprzątanie... Jeszcze musisz wyjść na spacer, żeby syn nie siedział cały czas przy komputerze [-X . Więc po co?? 1) Chciałbym się w tym miejscu przyjrzeć sobie samej (rodzaj darmowej autoterapii) i zobaczyć czy mam szansę się zmienić i zobaczyć może swój progres lub jego brak, czy mam szansę żeby podjąć terapię u psychologa/psychiatry, tak by pozbyć się lęku przed sytuacjami społecznymi, by polepszyć swoje życie zawodowe i osobiste. 2) Chciałabym uzyskać jakąś motywację do życia poprzez wsparcie osób, które wiedzą jak trudne mogą być prozaiczne czynności (ale bez zbędnego użalania się już nad sobą, och jacy my jesteśmy biedni i chorzy). 3) Chciałabym znaleźć chociaż wirtualnie (czy jest ktoś z Wielkopolski?) i podobnych do siebie ludzi, tak żeby wiedzieć, że nie jesteś w tym sama i chyba cię nikt nie rozumie, że nie da się tak prostu "wziąć w garść", bo nie wiesz od czego zacząć i nawet nie wiesz czy to ma sens. 4) Chciałbym móc szczerze, bo anonimowo wyrzucić to co mi najbardziej nie pasuje w moim życiu i dlatego proste rzeczy muszą być dla mnie tak trudne. Może samo opisanie odejmie trochę kłopotów? Mam na imię Monika, rocznik '77. Mój nick to mak (maki są czerwone) - inicjały od imienia i nazwisk, ale też moje najgorsze przekleństwo. Moja twarz, szyja, ramiona, uszy robią się czerwone przy wystawieniu/narażeniu się na jakieś sytuacje związane z rozmową z innym człowiekiem. Przy dłuższym czasie czerwień zamienia się w czerwone plamy). Są oczywiście jeszcze inne objawy - potliwość, uczucie uderzenia krwi do głowy, bóle głowy, zimne, trzęsące się ręce, łamanie się głosu, nieumiejętność znalezienia odpowiednich słów, ale ta czerwoność jest jednak widoczna. Moje objawy pojawiły się ok. 2 klasy szkoły podstawowej i niestety nic się nie zmieniło do dziś. Nauczyłam się z nimi żyć: - kamuflować (makijaż - obowiązkowo zabierany podkład gdy wiem, że może mi się to przydarzyć; koszulki tylko takie na których nie widać potu) - ukrywać (włosy nigdy niezwiązane, siedzenie w pierwszych ławkach - najpierw w swojej szkole, a teraz na zebraniach z rodzicami), - niwelować alkoholem, - ale PRZEDE WSZYSTKIM UNIKAĆ, NIE PROWOKOWAĆ I NIE POZWALAĆ ŻEBY DO NICH DOSZŁO, OGRANICZYĆ KONTAKTY Z LUDŹMI DO MINIMUM, NIE CHODZIĆ DO MIEJSC I W TYCH GODZINACH JEŚLI MOŻNA SPOTKAĆ TAM KOGOŚ ZNAJOMEGO, "NIE ZAUWAŻAĆ" ZNAJOMYCH. I voilà. Można z TYM żyć ponad 30 lat, a nawet pewnie do końca życia. Można skończyć studia, pracować jako nauczyciel (!), zdobyć i utrzymać (20 lat) męża, urodzić i wychowywać dzieci (w tym jedno z autyzmem), prowadzić firmę i dom, wyprawiać święta, uprawiać seks, spotykać się ze znajomymi... Całkiem normalne, fajne życie. (Nie powiem jestem z tego dumna, ale mam poczucie że moje życie jest takie jak jest głównie dzięki mojemu mężowi.) Wszystko okupione olbrzymim stresem, migrenami, wykończeniem psychicznym i poczuciem niezrozumienia, dodatkowo "okraszone" poczuciem niespełnienia, pustki, samotności, całkowitym brakiem motywacji, odkładaniem na "później", poczucia bezsensu, zmuszaniem się do wielu rzeczy. A wreszcie nienawidzeniem każdego aspektu swojego życia - swojej pracy, męża, domu, samochodu, wyglądu, ubrań, zachowań swoich dzieci, niedostatecznej liczby znajomych, braku koleżanki (nie mówiąc o takim luksusie jak przyjaciółka). Poczucie niezadowolenia przenosi się też już na to w jaki sposób funkcjonują moje dzieci, tzn. jestem też niezadowolona z ich życia i boję się, że będą miały tak jak ja. W przenośni stworzyłam sobie taki wygodny, miękki, czerwony kokon (przy ogromnym wykorzystywaniu motywacji mojego męża, który gdy jest na mnie wściekły mówi, że czuje się tak jakby miał jeszcze jedno dziecko), jednak w tym kokonie jest kolec, który mocno uwiera. Każde wyjście poza kokon boli jednak bardziej niż uwieranie kolca. No i jest jeszcze strach, że ktoś może mi zabrać ten kokon. Jeśli ktoś dotarł do tego miejsca tej wiadomości, to bardzo mnie to cieszy. Pisałam ją długo, rozbolała mnie głowa, wyszły rumieńce i mam mokre pachy. STANDARD".