Cześć. Czytam Wasze wypowiedzi i w sumie objawy mamy wszyscy podobne, a jakby różne, bo mimo wszystko każdy je inaczej odczuwa.
Mnie nerwica dopadła 5 lat temu po śmierci Dziadka i pewnej kłótni z bliską mi osobą. Generalnie w momencie tych sytuacji byłam "zwarta i gotowa", dużo rzeczy załatwiałam i wręcz wydawać by się mogło, że mnie to "nie rusza"... Niestety po jakimś czasie w nocy obudziło mnie bardzo mocne i szybkie bicie serca i niepokój. Wstałam do toalety (bo zwykle w ataku boli mnie też żołądek i dużo sikam) i tak jakby trochę "rozchodziłam" ten lęk. Rano niestety nie czułam się wiele lepiej. Miałam wysokie cisnienie przez cały dzień, nie mogłam się skupić i czułam jakbym była obok wszystkiego. Poszlam do lekarza, stwierdzil, ze powinnam leczyć nadciśnienie i skoro miałam trochę traumatycznych przeżyć to przepisał też hydroksyzyne dwa razy dziennie. Byłam po niej bardzo senna, więc po dwóch dniach brałam tylko na noc i doszłam w miarę do siebie. W niedługim czasie hydro odstawiłam i sięgałam po nią tylko w przypadku ataków, które pojawiały się raz na kilka miesięcy. Cisnienie nadal leczyłam, zrobiłam badania, krew, TSH, USG tarczycy i brzucha, poszłam na konsultacje do kardiologa - wszystko ok. I tak przez 4 lata sobie raz na kiedy brałam hydroksyzynę i było w porządku. W zeszłym roku znów dostałam ataku i rodzinny przepisał mi jeszcze Propranolol. Kardiolog powiedziała mi, żebym nie brała tego cały czas, tylko podczas ataków, niepokojów i szybszego bicia serca - doraznie. Tak robiłam i rzeczywiście dało efekt...Do stycznia... Na początku stycznia kolejna tragedia w Rodzinie. Nagła śmierć...ciężki temat... I nawrót ze zdwojoną siłą. A do tego hydroksyzyna mi się skończyła. Poszłam do Rodzinnego, ale akurat trafiłam na takiego, który stwierdził, że lepszy będzie Afobam... oczywiście w necie się naczytałam i boję się go brać. Niestety ataki są takie, że jak się pojawiają, to biorę pół tabletki i przechodzi. Ale generalnie lęk odczuwam już cały czas. Ciągle biorę coś ziołowego, najpierw Kalms, teraz Valused, do tego Magnez i B6, ale ciągle mam wrażenie że coś jest nie tak.
Czuje niesamowity lęk i ściskanie w brzuchu i w szczęce, do tego dostaję drgawek, sama nie wiem co mam że sobą zrobić, serce bije mi szybciej, do tego mam wrażenie, że gardłem chce mi wyskoczyć. Jak niby opanuję atak, to później czuję jakbym miała mdleć, mam zawroty głowy mimo, że cisnienie zwykle ok 140/90 - więc zupełnie nie do omdlenia.
Wieczorami pije melisę, lepiej mi się śpi, ale też nie zawsze. Ataki mam zwykle wieczorami lub w nocy, więc sama myśl, że wracam już do domu i będę sama, wywołuje niepokój. W pracy, jak jestem z ludźmi i czymś się zajmuje to jest ok, ale jak mogłabym w domu odpocząć to od razu łapie mnie lęk i z odpoczynku nici. Jestem ciagle zmęczona i mam wrażenie, że nie umiem się wyłączyć i odpoczywać. Żeby było śmiesznie, to popołudniami w trzy, czasem cztery dni tygodnia mam zajęcia hobbystyczne (spiewam), więc to niby powinno napiecie i stres rozładować, ale po powrocie do domu z prób i zajęć wszystko wraca.
Wczoraj wzięłam na noc 2x Valused, długo nie mogłam usnąć, a rano ciężko mi było się podnieść. Rano wzięłam też jedna tabletkę, ale miałam wrażenie, że jestem i nieprzytomna i zdenerwowana jednocześnie. Po jakimś czasie mi przeszło i dzień miałam całkiem miły, a teraz znów jest dziwnie. Nie jakiś ogromny lęk, ale dziwne uczucie w głowie, jakby nierealności. Wzięłam 1 Valused i piję melisę i sama nie wiem czy mam wrażenie odpływania czy zdenerwowania.
Nie chce brać Afobamu, bo nie jest dziś najgorzej, ale bardzo chcę się tego pozbyć i nie wiem już co mam robić.
Byłam u psychologa, kolejna wizyta w przyszłym tygodniu, ale terapia trochę potrwa. Byłam też znów u kardiologa, EKG bardzo dobre, z sercem nic się nie dzieje, ale ja cały czas czuję jakieś fikołki i snuję czarne wizje...
Boję się, że zwariuję...