Skocz do zawartości
Nerwica.com

LostStar

Użytkownik
  • Postów

    192
  • Dołączył

Treść opublikowana przez LostStar

  1. Szczerze mówiąc, myślałam, że kobiety tylko noszą sukienki, chodzą na szpilkach i oglądają nudne filmy obyczajowe w TV. M.in. dlatego tak ich nie lubię. Rety, jak ja nienawidzę swoich rodziców za to, że seks był tematem tabu w domu. Za to, że wyrywali artykuły o seksie z gazet. Za to, że zabraniali mi czytać "o zakazanych tematach" (tak mówili!!) w encyklopediach. Za to, że zawsze, gdy pojawiał się w tle temat seksu, pojawiała się złowroga, podejrzliwa atmosfera. Za to, że nie dali mi prawa do interesowania się tą dziedziną. Za to, że gdy tylko jakaś scena erotyczna była w TV, wyganiali mnie z pokoju i kazali odrabiać lekcje. Za to, że mówili: "na wszystko przyjdzie czas" (czyli na świętego nigdy!!!!!!!!!!!!!!). Za to, że nie miałam prawa się zakochać w żadnym chłopaku. I to jeszcze ludzie z wykształceniem medycznym!!! Są niegodni miana rodziców i lekarzy!!! Nie zasługują na to. Kto ma podobnie jak ja??!!
  2. Nie chcę takiej sublimacji. Rety, ja chcę takiej prostej, skromnej rzeczy.... Do dzieci mnie nie ciągnęło i do ciągnie. Boję się ciąży. Chcę tylko do kina isć z chłopaczkiem jakimś na "Avengers 4" czy "X Men Dark Phoenix" (tak, wiem, lubię takie filmy, to dewiacja u kobiety itd.). Niech już nawet nie będzie moim chłopakiem. Niech mi tylko towarzyszy przez te trdzy godziny i tyle. Ale nawet tego nie mogę mieć. I tak mi minie młodość. To nie starość jest najgorsza. Najgorsza jest ta świadomość, że nie będę mieć czego wspominać z młodości. NIC z niej nie pamiętam. Czarna dziura. Pamiętam dzieciństwo. Z młodości, wiek 13-19, nie pamiętam prawie nic. Żadnych wspomnień. Nic ciekawego się wtedy nie działo. Życie to nie jest instyutcja do spełniania życzeń.
  3. Dla mnie sprawa w tej dziedzinie jest już przegrana. Totalnie. Chciałabym, żeby ta dziedzina nie istniała. Najgorsza dziedzina-źródło niewyobrażalnego bólu strachu, cierpienia, a na domiar złego, zawstydzenia. Zawstydzenia i żenady, nieporównywalnej z żadną inną dziedziną. Dla mnie sprawa już przegrana. Próbowałam to naprostować. Daremnie. C'est la vie. Nie da się. Wiem, jak się skończy. Dożywotnim celibatem. I w sensie cywilnym, i fizjologicznym. Czyli nie stanie mi się nic. Nic, zupełnie nic. Jest bezpiecznie. Jest tylko jedno "ale"-nie będę mieć czego wspominać. Ale tak już musi być. Zastanawia mnie tylko jedno-czemu los musiał mnie przydzielić do drużyny seksualnych przegrywów? Chociaż z drugiej strony, dla mnie "seksualnie-spełnieni-dojrzali" jawią mi się jako obleśni, zadowoleni z siebie idioci, uśmiechnięte głupki. A my jesteśmy ponurzy i niezadowoleni, ale przynajmniej myślący. Lepiej być niezadowolonym człowiekiem niż zadowoloną świnią. Swoją drogą, ciekawe, kto mnie tak wykastrował. Ale to nieważne. Odkrycie przyczyny nie rozwiąże problemu. Bo jest on nierozwiązywalny.
  4. Ja mieszkam sama. A poza tym, to zaczyna mi się nawet odechciewać związków itd. Po tym, co przeczytałam-literatura fachowa, np. książki Lwa-Starowicza, jeszcze pogorszyły sprawę. Ja nie chcę. Jeżeli nie może być dobrze, jeżeli miłość jest związana z bólem, cierpieniem, to ja nie chce. Jeżeli w 99% małżeństw jest seks, a dobrowolne, tzw. białe małżeństwa stanowią rzadkość, to ja nie chcę. Kiedyś myślałam, że jeżeli małżonkowie naprawdę się kochają, jeżeli te dwie połówki się spotkają, to miłość ich chroni, sprawia, iż nigdy się nie kłócą, że jeżeli są kłótnie, awantury, to znaczy, że się nie kochają, brak miłości. Okazuje się, że nawet wśród kochających małżeństw są kłótnie. Nie chcę płacić takiej ceny. To oszustwo. nienawidzę całego świata za to, że tak musi być. Umrę sama, po miesiącu znajdą szkielet z powodu niezapłaconych rachunków. Trudno. Zło było, jest i będzie. Skoro świat jest zły, to i ja mogę. Skoro kryzysy w związku są nieuniknione, to ja nie chcę. W samotności się cierpi. Ale w związku też. Chociaż ja przynajmniej nie mam w domu idioty, który by się czepiał o drobnostki i mogę bałaganić do woli. Skoro któryś z nas umrze wcześniej i ja bym musiała się pogodzić, zaakceptować to, że umarł wcześniej, zostałam wdową, to ja nie chcę. Skoro robi mi się niedobrze na myśl o starzeniu swoim i partnera, bo ja widać miłość nikogo nie chroni, to ja nie chcę. "Miłość wszystko zwycięża"-jakaś drwina!!! Co niby????!!! Kogo miłość uchroniła przed starością, śmiercią, chorobą, wypadkiem??!! Mam dość. Tak, nie jestem pierwszej młodości. nie jestem już taka młoda. Nie mam 16 lat. 25 lat to średnia młodość. Niedługo będzie późna młodość, a potem wiek średni i skończy się zabawa. Zostało mi jeszcze 10 lat młodości (przyjmuję, że trwa do 35. roku życia). "Wszystko przed tobą"...Co za pustosłowie!!!!! Nie, nieprawda. To życie, a nie film. W życiu nie da się zacząć od nowa. Balast przeszłości ciągnie się za nami jak ogon. A im jest się starszym, tym życie jest coraz gorsze i trudniejsze. Nie wiem, jak sobie poradzę, gdy zacznę się starzeć, gdy zaczną się poważne choroby itd. Pewnie sobie nie poradzę. Ale trudno. Prawda jesrt taka, że nasze problemy nie mają ŻADNEGO znaczenia. Śmierć jest szokiem. Ta, jest. Przez TYDZIEŃ. A potem wszystko wraca do "noramlnego", codziennego życia. Nadzieja jest torturą. Wolę ją sama zabić, zanim dorżnie ją to parszywe życie. Zazdroszczę dzieciom, które umarły jako niemowlaki. Rodzice je opłakuję, a jakby dożyły 15 lat i zaczęły im pyskować, to rodzice chcieliby się ich wyrzec. A tal, to zrobią im wspaniały pomnik na cmentarzu. Ja niestety miałam "szczęście" dożyć tej parszywej dorosłości, kiedy ból boli milion razy mocniej.
  5. To, że presja na zawarcie małżeństwa była dużo większa, a samotnicy byli stygmatyzowani, miało swoje negatywne strony.
  6. carlosbueno, solidaryzuję się z Tobą. Ja dzisiaj się nawet trochę uspokoiłam, moje cierpienie odrobinę się zmniejszyło. Jak już pisałam-doszłam do (słusznego w realnym świecie), że wybór między życiem w pojedynkę a związkiem/małżeństwem to wybór między dżumą a cholerą. I tak źle, i tak niedobrze. I tu, i tam człowiek cierpi. Samotnikom brakuje bliskości, drugiej połówki, ale ludziom w związkach wolności, niezależności, do tego jeszcze dochodzą sprzeczki, awantury, ciche dni. Widziałam na YT video, które zrobił atrakcyjny fizycznie, przystojny, wysportowany mężczyzna, z zamiłowania kolarz. Ma 41 lat, a wciąż jest prawiczkiem, chociaż wygląda na 30 lat, jest wysportowany i sympatyczny. Przyznaje, że chciałby w końcu przeżyć ten pierwszy raz, ale i tak cieszy się życiem. Ale jego przykład jest dla mnie trochę pocieszający. Jeżeli ktoś jest dziewicą/prawiczkiem i mu to nie przeszkadza, to jest OK. Ale takich ludzi jest jednak mniejszość. Gorzej, jeżeli kogoś związki i seks ciekawią, a nic nie umie, nie wie, jak kogoś poznać itd. Bycie starym kawalerem nie jest aż tak źle widziane, jak bycie starą panną. Chociaż nie zgadzam się z powszechną opinią, że wszystkie stare panny to zgorzkniałe wariatki. Znam przykłady, które temu przeczą. Mam 25 lat, zero związku, randki na koncie. Jestem dziewicą. Ciekawe, czy "dotrwam" do 30 :) Ale...Pogodziłam się już z tym. Wbrew pozorom życie w związku nie jest wcale fajne. Chyba lepiej cierpieć w pojedynkę. Są gorsze rzeczy niż bycie starą panną. Nowotwory, skrajna bieda, głód, choroba Alzheimera. Przestanę się tym przejmować. Przestanę cierpieć. Radzę Wam zrobić to samo. Pogódźcie się z tym. Samotnicy w dawnych czasach też byli i jakoś żyli.
  7. Ciekawe, czemu środowiska konserwatywne uważają że rodzina to świętość, skoro często jest dla jednostek źródłem ogromnego cierpienia, nieporównywalnego z cierpieniem w żadnym innym środowisku (szkoła, praca, znajomi itd.).
  8. A co ja mam zrobić jako kobieta, która odbiega od "normy" i ma bardziej "męską" duszę? Szczerze mówiąc, tolubię tych współczesnych chłopaków-nerdów, którzy interesują się grami komputerowymi, komiksami, popkulturą (ja też). Większość kobiet mnie drażni, uważam je za przyziemne, pustogłowe laleczki. Chciałabym mieć chłopaka nie w typie Arniego, tylko raczej skłonnego do refleksji i interesującego się nowinkami technicznymi. Nie musi zarabiać kokosów i nie musi mieć wyższego wykształcenia. Ukończona ZSZ, wyuczony zawód-to też wykształcenie. Ukończone LO i szkoła policealna też. Powiem więcej-nawet lepiej dla mnie, żeby tego wyższego wykształcenia nie miał, tylko zaraz po maturze lub ZSZ poszedł do pracy. Musiałby być ciekawy świata i oczytany, lubiący czytać, ale mam dosyć kultu wyższego wykształcenia. Studia są przereklamowane. Dyplom nie świadczy o człowieczeństwie, moralności. W mojej chorej rodzince jest kultu wyższego wykształcenia i mam tego serdecznie dosyć. Nie chcę kokosów, nie chcę napakowanego Arniego, nie chcę chłopaka z dyplomem pięciu uczelni. Może to i dziwne, ale pociągają mnie niscy mężczyźni :) A przynajmniej nie mam nic do niskiego wzrostu u mężczyzn. Ma to nawet swój urok, zwłaszcza jeżeli z wyglądu jest przystojny.... Jestem inna niż większość kobiet. Nie bawiłam się w dzieciństwie lalkami, nie maluję się. Chcę bardzo prostych rzeczy-iść do kina, na randkę, trzymać się za ręce, siedzieć na ławce, z czasem czegoś więcej. Dobiegam 25. roku życia i nic....Martwię się o swoją przyszłość.
  9. Uważasz, że kobieta ma prawo lubić seks? Że nie ma w tym nic złego?
  10. Pewnie to zabrzmi zabawnie, ale mnie nie jest do śmiechu. Podczas przeglądania Internetu wyświetlił mi się link o ślubie Liama Hemstwortha (lubię tego aktora, podobał mi się w "Igrzyskach śmierci" :) i "Hanny Montany". Gdy popatrzyłam na zdjęcia ślubne, to poczułam taką żałość, taką rozpacz. Nie chodzi tyle o nich, ale...Aktor jest zaledwie o 4 lata starszy ode mnie, a jego żona o 1,5 roku. Jestem jak 50-latek, który chce się nauczyć pisać i czytać. Ja wiem, że po 30, 40 czy nawet 50 można wziąć pierwszy ślub i są takie przypadki, ale są one rzadsze i myślę, że jest to znacznie trudniejsze. Jestem załamana. Gdybym jutro spotkała chłopaka, który zechciałby chodzić ze mną na spacery, do kina, odbywać ze mną rozmowy ("chodzenie" na poziomie gimnazjum, wiem), to byłabym najszczęśliwszą osobą na Ziemi. W najgorszych myślach nie podejrzewałabym, że ten temat sprawi mi w późniejszym życiu tyle cierpienia, że to takie trudne...Skąd mam wziąć chłopaka??!! Z Allegro...
  11. Dziękuję. Nerwy mnie biorą. Gdy kobieta jest aktywna seksualnie i lubi seks, to jest wyzywana od k***w, a jeżeli unika seksu ze strachu, to jest wyzywana od niedor*******h. I tak źle, i tak niedobrze. Życie między tymi dwoma opcjami jest nie do wytrzymania, można się doprowadzić do obłędu. Ze strachu przed ciążą przez całe LO trzymałam się od chłopaków z daleka. A teraz, wiele lat później, w wieku 25 lat, na skutek braku związkowych doświadczeń, otoczenie daje mi do zrozumienia, że jestem w pewien psychiczny sposób "wybrakowana." Oszaleję, naprawdę!!!
  12. Tak. Zamieściłam 2 swoje wyraźne zdjęcia, selfie, z całą sylwetką, jedno w bibliotece, 2 w łazience (duże lustro). Bardzo szczegółowo opisałam swojego poszukiwanego partnera-człowiek ciekawy świata, musi mieć hobby, lubić książki, być w moim wieku bądź minimalnie starszy lub młodszy. Określiłam też swój światopogląd oraz wizję związku i rodziny. To jest mało??????!!!!!! Co jeszcze mam zrobić. Mam wrażenie, że los chce mnie ukarać, tylko nie wiem, za co. Milion razy bardziej wolałabym mieć z kimś hałaśliwą awanturę niż być kompletnie ignorowaną, niezauważaną. Spełniły się moje największe obawy, co do grosza, dosłownie w skali 1:1. Od pięciu lat pragnę związku, jak 95% dorosłych i ZERO. To mnie wyniszcza. Wegetuję jak roślina, nie żyję jak człowiek.
  13. Akurat tydzień temu założyłam konto. Efekt: zero zainteresowania. Kilku chłopaków napisało do mnie "cześć" i koniec na tym. Dwóch dewiantów do mnie napisało. Jeden proponował mi wyuzdany seks, którego nie akceptuję, a drugi wysłał mi zdjęcie swojego penisa. Tego, co wysłał mi zdjęcie, to nawet mi jest żal. To musi być chory człowiek. Ale jest tak, jak się spodziewałam-NIKT nie jest mną zainteresowany. Te portale nie pomagają, rok temu próbowałam z Tinderem. Tak samo, dwa lata temu też z sympatią. Też nic. To jest jakieś mission impossible.
  14. Ale ja się nawet z NIKIM nie spotykam!! Jak mam w ogóle sprawić by chłopak, który mnie interesuje, podszedł do mnie i zaproponował chodzenie??!! Nie mam pojęcia, jak to się robi!!! A co do rad nt.związków-ile par jest w patologicznych relacjach? Księgarnie są zawalone setkami poradników na temat życia w związku. Kto się do tego niby stosuje? 99,9% związków to patologiczne relacje oparte na dominacji i ograniczaniu wszelkiej swobody i niezależności partnera. Taka jest smutna prawda. W związkach nie chodzi w realu o miłość (chociaż powinno!!), a o seks i pieniądze. Na starość trzymają ich tylko pieniądze i poczucie obowiązku.
  15. Chcę bardzo prostych rzeczy. Znaleźć chłopaka w moim wieku, chodzić z nim na randki, trzymać się za ręce, chodzić do kina, na spacery, usiąść na ławce, przytulić się do niego, pogłaskać go po głowie, toczyć z nim dyskusje na interesujące nas tematy, wymieniać się doświadczeniami, czuć duchową więź z nim, przeżyć namiętny francuski pocałunek. Aby mnie nie odrzucił i nie wyśmiał. Tylko tyle chcę na początek. Tylko tyle i aż tyle. Nawet tego nie mogę dostać.
  16. Mam babcię (matkę ojca), dziadków (rodziców matki), ciotkę (siostrę matki) z mężem i rodziców razem z ich córką- rozpuszczoną "księżniczką". W mojej rodzinie nikt się nie rozwiódł, są małżeństwem od 55, 33, 25 lat. Ale wolałabym już kulturalny rozwód niż wiele lat życia bez miłości. Mich rodziców nic nie łączy oprócz poczucia obowiązku, u ciotki i dziadków nie jest lepiej. Kiedy żył jeszcze śp. Dziadek (ojciec ojca), to babcia powiedziała po kielichu koleżance:" Największym błędem mojego życia jest to, że nie przerwałam tego małżeństwa. Ja bym się mogła rozwieść nawet teraz, ale żal mi tych wszystkich PIENIĘDZY." Koszmarem w mojej rodzinie jest to, że NIKT się do siebie nie odzywa, mimo iż wszyscy mieszkają w sąsiednich miastach!! Moja matka-nie rozmawia z siostrą, z rodzicami od 7 lat, ani z teściową. Mojemu ojcu-pantoflarzowi zabroniła chodzić do jego rodziców, mówiła mu :"mąż dla żon powinien wyrzec się wszystkiego, nawet własnych rodziców". Oczywiście, potulny żonkoś jej słucha we wszystkim. Kidy w LO wychodziłam z domu na korki z chemii, zadzwoniła mi komórka, dzwonił dziadek, ojciec matki. Akurat przy mnie stała, zobaczyła numer, zrobiła groźny wyraz twarzy, zabroniła mi odebrać i powiedziała groźnym tonem:"Do której rodziny należysz??!! Do tej, czy do tamtej??!! Z dziadkiem nie rozmawiaj, niech najpierw ze mną nauczy się grzecznie rozmawiać." Mnie nie wolno rozmawiać z siostrą, ma już 19 lat, ale we wszystkim słucha się rodziców. Nie mam telefonu. Odkąd mieszkam sama, rodzice mnie nigdy nawet na herbatę do domu nie zaprosili, nigdy mnie już nie wpuścili do domu rodzinnego. Kiedy niedawno umarł Dziadek, w stosunkowo młodym wieku, jego synalek nie przyszedł na jego pogrzeb, a przyszła cała dzielnica i wszystkie jego pociotki. Jedynego syna nie było. NIKT go nie widział na mszy, a jeszcze bezczelnie do dzisiaj utrzymuje, że stał z tyłu. Kiedy wypominam to matce, ona na to:"przecież twoja babcia nie była na twoim bierzmowaniu." Co o tym myślicie? Tłumaczenie mojej matki:"Ja nic złego nie robię. Ja tylko nie utrzymuję kontaktu. Nic złego im nie robię, bo im nie szkodzę, każdy żyje swoim życiem." Jestem skołowana jej filozofią życiową, ale dla mnie takie zachowanie jest gorsze niż awantura. Dla mnie już lepsza otwarta wrogość niż totalny brak kontaktu. Brak kontaktu to la mnie jakby wykreślenie kogoś, zanegowanie istnienia, pokazanie, że ta osoba NIC nie znaczy, ani pozytywnie, ani negatywnie. Nienawidzę tego rodzinnego pata, tej dusznej, gęstej atmosfery, tego węzła gordyjskiego. Znikąd nie widać rozwiązania problemów. Wszystkie brudy zamiatane pod dywan.
  17. Ja też mam niemal 25 lat. Doświadczenie związkowe-zerowe. Nawet nie przeszłam etapu przedszkola, a niektórzy moi rówieśnicy są już po ślubie. Jestem niewidzialna dla chłopaków w romantycznym sensie. Całe życie straszono mnie gwałtami, pobiciem itd., że randki zawsze do tego prowadzą, a skończyło się tym, że nikt nawet na mnie nie spojrzy. Lepiej być nawet znienawidzonym niż kompletnie ignorowanym. Ogromne cierpienie. Nie mam żadnych rad. Mogę tylko solidaryzować się w cierpieniu.
  18. Abigail, skąd takie przypuszczenie? Chcę się podzielić swoimi przemyśleniami i szukam porady. Chcę poznać ZDANIE innych.
  19. To kto ma w końcu rację???!!! 15-letni degeneraci, którzy uprawiają bez żadnych zasad seks w dyskotekowej toalecie czy ponurzy rygoryści, którzy uważają trzymanie się za ręce przed ślubem za grzech i najchętniej by dorastające dzieci w piwnicy zamknęli??!!
  20. Zawsze jak czytam/słyszę komemtarze w stylu tego, co zamieścił wTymTygodniu, to wydaje mi się, że w tego typu komentarzach kryje się przekaz, że seks jest brudny, zły i obrzydliwy i powinien być tematem zakazanym i publicznie, i prywatnie, powrócić do pieczołowicie zasłoniętej milczeniem małżeńskiej alkowy. Niedawno przeczytałam książkę Iana McEwana "Na plaży Chesil", akcja w roku 1962, "dzień" przed rewolucją obyczajową, ostatnie podrygi rygoryzmu obyczajowego na Zachodzie. Bohaterowie, lat 22, mają spędzić noc poślubną. Żaden nie wie, jak się do tego zabrać, a jednocześnie czują pożądanie. Boją się tego. Przeżywają męki, psychiczne katusze. Historia kończy się nieszczęśliwie-małżeństwo zostaje anulowane z powodu "nieskonsumowana" (Boże, jak ja nienawidzę tego określenia!!!), a bohaterowie idą swoją drogą, nigdy więcej się już nie spotykając. Pochodzili z tzw. "dobrych" domów. On-student historii, ona-znakomita skrzypaczka. Jakbym czytała o sobie!!! Ale przez to, że dzisiaj wszystko wszystkim wolno, to NIKT nie zrozumie mojego problemu....
  21. A to tzw. tradycyjny model rodziny nie ma żadnych wad? Czy w Polsce lat 50.XX w., kiedy dominował, nie było żadnych problemów i chorób psychicznych? Akurat mam przypadek w rodzinie-rodzice mojej babci się rozwiedli, co w tamtych czasach było arcyrzadkością. Babcia i wujek, wychowywani samotnie przez prababcię, byli z tego powodu szykanowani w szkole. Prof. Starowicz w jednym z wywiadów opowiadał, że w latach 50. (stosunkowo niedawno!!) nie zapraszano rozwodników na przyjęcia. Traktowano ich z pogardą. Czy takie podejście było dobre? Czy rygoryzm jest rozwiązaniem?
  22. Nie dam rady CAŁE ŻYCIE żyć w abstynencji seksualnej!!! Czuję, że nie wytrzymam takiego życia. Chyba zaczynam wariować nie tylko z powodu braku stosunków seksualnych, ale braku relacji miłosnej w swoim życiu. Czuję się wybrakowana. Chciałabym inaczej żyć, poznać chłopaka, ale nie umiem!!! Gdzie niby miałam się tego nauczyć, żyjąc w takim otoczeniu??!! Mam milion razy trudniej niż moi znajomi!!
  23. A gdy miałam 15-16 lat myślałam, że to dla mnie proste, że to żaden problem, że do końca życia będę żyć, mieszkać sama i nigdy nie uprawiać seksu, bo jest zły i obrzydliwy. A teraz...Zmieniło mi się o 180 stopni. Chyba dlatego, że mój ówczesny obraz tego tematu był zafałszowany. Nie chcę żyć sama. Chcę bliskości-fizycznej i psychicznej-z mężczyzną. Chyba zrobiono mi wielką krzywdę, nie? Jak można zabraniać swojemu dorastającemu dziecku miłości?! Chociaż jak teraz czytam, to jest to dosyć powszechne, że niektórzy rodzice na myśl, iż ich dzieci mieliby się w kimś zakochać i uprawiać seks, wpadają we wściekłość, zwłaszcza matki.
  24. "To jest fałszywa alternatywa. Ale jeśli w nią wierzyć, to tragiczna." Czyli mogę wierzyć i uprawiać seks? Bo nie rozumiem? Wiem, że seks z miłości jest najlepszy. Ale czy to znaczy, że nie wolno mi przeżyć przygody na jedną noc? Szczerze, to chciałabym. Z ciekawości. Użyłabym antykoncepcji itd. Uważam, że by mnie to nie przekreślało w przyszłości, żeby stworzyć małżeństwo, ślub w USC. Przecież nie-dziewice przed ślubem też mają prawo do miłości, nie? Nie miałabym żalu do swojego wybranka, narzeczonego, gdyby kiedyś w przeszłości spał z inną kobietą. Było, minęło. Teraz jest teraz. To jak to w końcu jest? Mam prawo do seksu przedmałżeńskiego, romansów, narzeczeństwa, ślubu TYLKO cywilnego, antykoncepcji itd.?
  25. Zastanawiam się, co sam Bóg myśli o seksie przedmałżeńskim i antykoncepcji. Z psychologicznego punktu widzenia nie są to nieakceptowalne zachowania. Pewien były ksiądz, człowiek wierzący, ale nie-ortodoksyjny powiedział mi, że "seks jest najpiękniejszą rzeczą, jaką stworzył Bóg" i że Bóg jego zdaniem ma lepsze rzeczy do roboty niż karanie ludzi za stosowanie niedozwolonych przez Kościół technik seksualnych. Swoją drogą, skąd w KK tak rygorystyczne podejście? W cerkwi i luteranizmie antykoncepcja jest uznawana za prywatną sprawę małżonków. Ciekawe, że o grzechach gniewu, chciwości czy kradzieży nie mówi się z takim potępieniem, co o niedozwolonych technikach seksualnych. O co tu chodzi? Ja nie chcę tak żyć! A tu wygląda, że muszę wybrać: albo Bóg i brak seksu, albo wyrzeczenie się Boga i realizacja pragnień seksualnych. To okrutne. Skoro seks jest taki zły, to po co go Bóg stworzył? Tylko dla prokreacji?
×