Skocz do zawartości
Nerwica.com

Ewamala

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez Ewamala

  1. masz całkiem sporą kolekcję zaburzeń współtowarzyszących Dobrze, że w tak młodym wieku już zauważyłeś, że coś jest z Tobą nie tak, że coś Ci nie gra i potrafisz to zinterpretować. Cieszy mnie to, bo jeśli zapragniesz się zmienić i ulepszyć swoje życie to możesz zacząć to robić już teraz. Ja długo błądziłam po omacku nie wiedząc "co mi jest". Okres studiów, niby najlepszy okres w życiu, nie był dla mnie dobry. Życzę Ci szczęścia i abyś lubił siebie, nie życzę Ci myśli samobójczych, depresji ani dystymii. dystymia to z kolei moja "koleżanka". Pozdrawiam. Jak będziesz chciał zamienić słowo to pisz.
  2. Ewamala

    Dystymia.

    hej. ja mam dystymię. Mam 31 lat. momenty są gorsze i lepsze; dużo pracy wykonane, ale wracają gorsze lub może inaczej: lepsze czasem się pojawiają na okresy dłuższe lub krótsze. nikt nie wie o moich problemach. sama się leczę w ukryciu. ostatnio przy escitalopramie piłam raz w tygodniu alkohol-to osłabia leczenie. Chętnie z kims popiszę. chciałabym zyskać nadzieję, że dystymia może minąć jak ręką odjął, ale dziś w to nie wierzę. Czekam na działanie leku.
  3. właśnie też szukam najlepszych. najbardziej bezlękowo czułam się na Paroxetynie, ale powoduje ona zaburzenia sexualne, czasem też nieodwracalne. Benzodiazepiny mnie usypiają i po nich jestem też ograniczona intelektualnie i mam taką jaką nieożliwość szczerego, spontanicznego uśmiechania się...taka blokada. uśpienie spontaniczności. i nie wiem. nie pomogę Ci. ale piszą super o buspironie i zaierzam go brać i znam osobę, która jak go wzięła to widziałam, że się zmieniła, wyluzowała-zupełnie inna osoba.... lęki puściły....
  4. Leki działają.niestey ja jestem tak głupia że leki zawsze za szybko rzucałam.obecnie wrocila mi depresja.nie jest łatwo też siedząc w domu i szukając pracy. Aż opusciły mnie siły fizyczne. Na lekach powinno się jednak inwestować w siebie w zmiany. Dystymia jest jak nałóg smutku i lęku.tak mi źle i nie ma komu powiedxieć...
  5. wstyd za życie jakie mam, nie chcę takiego życia, tak nudnego, zmarnowanego, wolę nie mieć go, niż żyć tak nędznie. Chcę żyć, ale inaczej. Nie mogę się zabić. Pociesza mnie myśl, że jestem dla kogoś wartością-dla rodziny. Dla siebie jestem męczarnią.
  6. wiesz, co, ja też czułam się zawsze "inna". Zadawałam się z przebojowymi koleżankami, które czasem mnie raniły. Dziś, mając 29 lat wiem, że powinnam wtedy spróbować zaprzyjaźnić się z bardziej "cichymi" osobami, z kimś wrażliwym, może nie tak przebojowym. Lato, to był w liceum okres, kiedy czułam się często samotna. Ulubiona "koleżanka", nie przyjaciółka, znalazła sobie pewnego lata inne towarzystwo, a ja praktycznie siedziałam w domu. Niestety, też miałam silną potrzebę, aby ciągle mieć towarzystwo. Gdy zauważałam, że jestem "inna" osobowościowo, wpadałam w kompleksy. Zamiast doceniać swoją osobowość. i tak przez 10 lat znienawidziłam siebie totalnie, neurotycznie doprowadziłam do tego, że nie rozwijałam swoich talentów. Koleżanki poszły w swoją stronę, każda ma pracę, a ja uczyłam się 10 lat, jak siebie polubić i zaczęłam wracać do realizacji swoich marzeń. Widzę, że dla Ciebie priorytetowym problemem jest to, że jesteś inny. Za chwilę zaczniesz czuć się gorszy, za chwilę będziesz każdego podziwiał, a nie siebie. A tak naprawdę zapytaj się siebie? Jesteś "dziecinny"? co to znaczy? nie umiesz się wdrożyć w rozmowy "dorosłych"....w ich styl rozmowy. Nie uzależniaj się od kolegów. teraz to cały Twój świat, ale uwierz starszej koleżance, że za chwilę inni mogą ze spokojem pójść we własne strony, a ty poświęcisz całą energię na ten problem. Mam nadzieję, że nie przyćmi Ci on ważnych DLA CIEBIE spraw: kim chcesz być, jakich ludzi lubisz, za jakie cechy podziwiasz? Być może masz trochę inną osobowość od nich. Poza tym przestajesz jarać, czego Ci gratuluję, bo to jednak świadczy o jakiejś Twojej dojrzałości; że się troszczysz o siebie. Znam smak samotności kiedy dużo się rozgrywa poza Tobą... Myślę, że do końca samotny jednak nie zostaniesz. To co Cie może zbliżyć do samotności, to to, że będziesz mieć coraz więcej kompleksów, lęku społecznego...przez to zahamujesz swoją spontaniczność...a niestety ludzie wyczuwają ludzi, którzy siebie nie lubią, którzy zaczynają być spięci. W czym ich dorosłość się objawia? Masz inny styl rozmowy, komunikacji...ciężko być innym, kiedy jeden do drugiego jest "modelowym" człowiekiem/nastolatkiem. Ale każdy kiedyś dorośleje, a rdzeń osobowości zostaje, takie prawdziwe tendencje. Jedyne, co możesz piłować, to to, aby zawsze myśleć o sobie dobrze, mieć odwagę szukać pracy, być sobą. Póki jesteś młody dbaj o swoją psychikę, abyś, tak ja jak, nie popadł w znienawidzenie siebie. Bo odbudowuje się to trudno, a pozostają źle wybrane szkoły, porzucone marzenia, bo przecież: "byłam inna", nie nadaję się, jestem gorsza. Jak wyjdziesz do innego środowiska, spotkasz różnych ludzi...dziwniejszych od siebie, a żyjących świetnie. Może po prostu jesteś trochę inny od kolegów...to może nie jest kwestia dorosłości. No bo w czym ona u kolegach się przejawia. O czy mogą dorośle tak rozmawiać. może opisz jakąś sytuację, kiedy wychodzi na wierzch, że jesteś niedopasowany.
  7. Ewamala

    Dystymia - pomoc

    hej. napisz do mnie. przede wszystkim widzę, że jestes na takim etapie jak ja: smaobiczowanie siebie, wstyd, kompleksy. to trzeba rozbroić, bo biorąc leki te myśli będą wracać. polecam książkę "współczucie i nienawiść do siebie", "neurotyczna osobowość naszych czasów". Musisz wiele zrozumieć i rozpocząć drogę do wybaczenia, wyluzowania.... ja teraz biorę escitalopram-działa i czasem benzo...tez działa i trzevba próbowac zmieniać swoje zycie..... ale trzeba nauczać się lubić siebie....to proces, przez który przejdź....:)))) w myślach złych o sobie jest jądro dystymii....przynajmniej mnie tak było....napisz:) )
  8. Jestem przed 30stka i ciagle walczę. Zmiany na lepsze sa możliwe tylko wszystko tak opornie idzie...stan w dystymii jest nieznośny. To ciągły lek, natłok myśli, analizowanie, poczucie zmęczenia życiem. I wchodzę na te strony, szukając zbawienia, pomocy, ale nie ma złotego środka. I ciagle muszę tak żyć. Poproszę nazwę jednego leku. Nie ma. Nikt nic nie wie. Escitalopram biorę i chyba trochę uspokaja, ale smutek jest w każdej najmniejszej myśli. Jest ktos wsród was kto chciałby ze mną wspólnie cos postanowić? Wstaję późno i marnuję czas. Moze jakaś wspólna motywacja? Trzymajcie się. Poprawy stanu zycze
  9. Jestem po psychoterapii. Trochę to rozwiązało problemy ale nie do końca. Ja nie będę innym człowiekiem. Skoro już się akceptuję to dlaczego ciągle towarzyszy mi wstyd, ze jestem tym, kim jestem. Kimś słabym, zlęknionym, nie potrafiącym walczyć. To moja diagnoza i nikt mi nie dał nigdy diagnozy oznaczonej konkretnym numerem. Nie potrafię być szczęśliwa.
  10. Ma ktoś z Was dystymię lub cyklotymię? Zawsze w życiu jakoś funkcjonowałam, ale i tak mając 29 lat całą przeszłość widzę w czarnych barwach i boję się przyszłości. jak tu żyć kiedy pracowało się na biało 2,5 lat w sumie. Nie robię tego, co lubię. Zmarnowałam czas kiedy mogłam zająć się swoim talentem aktorskim i muzycznym. Skończyłam administrację. Mam okresy szczęścia, ale rzadko i mijają szybko. Ja już nie wiem, co robić czasem. Życie mi przez palce przecieka. Mam jeden plan-wrócić do leków i nigdy ich nie rzucić. po nich jest mi bardziej obojętnie, nie analizuję tak wszystkiego. Może ktoś napisze, kto też ma taki problem. Nie mam z kim pogadać. Ukrywam swoje zaburzenia nastroju. Dziś np. szczątkowo próbowałam pracować w domu, dzwonić do klientów, ale kończy sie to płaczem, gdy ktoś rzuci słuchawką...i tak codziennie mam w to brnąć. a druga sprawa to to, że mi w tym życiu chyba się nie dogodzi. ja nie umiem się cieszyć tym, co mam, czepiając sie tego, że nie lubię swojego życia i robię coś, czego nie lubię. a człowiek się uwikłał...w małżeństwo....brak odwagi na wiele rzeczy, które inni robią mimo, iż czuję, że mam takie wielkie talenty.nie wiem, może coucha znaleźć?
  11. Mam nową pracę: sprzedaję abonamenty firmom telefonii komórkowej. Jeszcze nie zaczęłam dzwonić do klientów. Od paru dni się do tego zbieram i nie zadzwoniłam jeszcze do nikogo obcego. Jak pomyślę, że czasem będę musiała po prostu iść do firmy, przedstawić się i zagadać kim jestem itp. to mam ochotę to rzucić. To dla mnie stres; na samą myśl jestem zła na siebie, że znów biorę się za robotę, do której się nie nadaję. Wcześniej, jak miałam tego rodzaju zajęcie, ale w innej branży i bez tak wielkiej aktywności, jakoś dawałam radę z lekami przeciwlękowymi. Teraz nawet nie wierzę, że mogę tę pracę wykonywać. Oczywiście mam trudności ze znalezieniem pracy bo pustki w CV, dlatego znalazłam w sprzedaży bo akurat do sprzedaży zawsze chętnie biorą. Nie wiem, co robić ze swoim życiem. Pchać się, spróbować? nienawidzę swojego życia za to, że zawsze mam pracę, której nie lubię. może polecicie jakieś leki. moze ktoś z Was mimo lęków tak pracuje?nie chciałabym się poddać, ale po prostu znów coś MUSZĘ... chciałam się wyżalić. chyba muszę iść do lekarza po leki.
  12. ja używałam prawidłowo antydepresantów i zawsze mam efekt uboczny w postaci powiększonych źrenic, niezależnie od tego, co jem. Po prostu od pierwszej tabletki już duże źrenice... Warto coś robić. Posłuchałabym. w takim stanie kiedy nie a z kim pogadać, dobrze posłuchać kogoś na forum. dzięki
  13. hej. Brałam już paroksetynę i escitalopram na lęki i depresję, doraźnie też afobam. Paroksetyna działała lepiej (zwłaszcza na lęk społ.), ale za to powodowała zaburzenia seksualneenie. Escitalopram też powoduje pewne zaburzenia sexualne, ale "do udźwignięcia". chciałabym znów powrócić do leków. Może na zawsze. Moje życie 30stoletnie to ok. 6-ściokrotne branie leków, rzucanie ich gdy się poprawi-później zdziwienie, kiedy problemy wracają, kolejny dół i chęć powrotu do leków. Chciałabym tylko takie leki, które nie powodują powiększenia źrenic. Niestety wyżej wymienione to powodują, a niektóre osoby zauważają, że mam powiększone oczy, co zdradza, że coś biorę. Ostatnio jestem zdziwiona, jak wiele osób spotykam na swojej drodze, które mają powiększone źrenice - zastanawiam się, jak bardzo cierpią i jaka jest ich historia. Czy widzieli we mnie także osobę o powiększonych źrenicach. Nie jestem sama, a jednak nigdy nikomu nie przyznałam się, że moje życie to właściwie ciągła, rozlana dystymia, problemy zawodowe, problemy z realizacją celów, marzeń, czarnowidztwo, lek społeczny, niska samoocena, smutek. Nawet dla mojej bliskiej osoby depresja jest wymysłem dzisiejszych czasów i domeną słabych ludzi, którzy przede wszystkim powinni się wziąć do roboty. Chcę się leczyć, ale jakby dyskretnie. Czy możecie polecić jakieś leki, które nie powiększają źrenic? I zawsze stanę w obronie leków, bo po nich jest taka NORMALNOŚĆ, radość, wiara, motywacja do działania, optymizm, a bez nich-tak jak jest teraz...Życie mam zmarnowane. tyle szans zaprzepaściłam. Mogłam leczyć się już w liceum, kiedy problemy się zaczynały. Nie podjęłabym tylu złych decyzji jako słaba jednostka. Może miałabym zawód, który lubię, może rozwijałabym się w tym, co potrafię robić, do czego mam talent. I dlatego będę zawsze zwolenniczką leków - mimo psychoterapii, która pomogła, nie stała się mistrzynią kontroli własnych myśli - jedynie rozwiązałam pewne problemy. A Wy? Potraficie się dyskretnie leczyć przez lata? Jeszcze mam nadzieję, że powiem: jestem szczęśliwa. niestety są to stany krótkotrwałe. Lepsze jednak to, niż to co jest teraz... Czy w ogóle warto coś robić?
×