Cap! Dopadło. O, jak pięknie, przepięknie pochwyciło, o puszczeniu nie myśląc. Jeszcze przed momentem, między poprzednim a następnym, ocean jego postrzegania był niezmącony - przez to przejrzysty i o wyraźnych konturach, wyraźnych mieszkańcach. Przyszła wtem ta drgań pełna chmura, a intensywnością całkiem go pokiereszowała.
W istocie woda zostaje ta sama. Głębiny mają ten swój przywilej, uchodząc bez szwanku. Dobrze o tym wie, czuje, że chęć spotkania drugiego człowieka w nim dosłownie siedzi. Na krzesełku, nie całkiem wygodnym, co budzi zniecierpliwienie, ale też uczy szacunku, doceniania pewnych wartości; siedzi i... no czeka. Siedzi, czeka, w kącie, na marne. Któż może przywołać tę chęć zamkniętą w pewnym ciele?
Właściciel jednak uciekł od ciała, zostawił je jakby, wpadając jednocześnie do umysłu. Co tam zastał, na to tylko współczuciem zareagujemy.
Wciągnęło go, otumaniło, tylko 'nie', 'nie', w kółko to samo, prawieczne 'nie'.
Jak to jest, że...
No właśnie.