Po pierwsze chciałbym się przywitać, gdyż jestem tutaj nowy Zawitałem na to forum ze względu na to, iż wydaje mi się, że od ostatniego roku nabawiłem się nerwicy natręctw (nie byłem z tym jeszcze u żadnego specjalisty). Moja natręctwa zmieniają się praktycznie jak w kalejdoskopie... By wprowadzić was w to, co mnie dręczy, muszę najpierw wspomnieć o tym, że to właśnie rok temu zdałem pierwszą klasę LO, gdzie moim wiodącym przedmiotem jest j. angielski. Co do moich natręct, to naczęstrzymi są takie, że np.:
1. Mam wrażenie, że jeżeli nie będę bezustannie przypominał sobie rzeczy związanych z tym właśnie przedmiotem, to po prostu wszystkiego zapomnę.
2. Innym natręctwem jest też to, że kiedy coś sobie przypominam i wiem, że daną umiem w 100%, to natychmiast pojawia się myśl odwrotna, że w zasadzie, to ja tego czegoś nie umiem i wtedy sam zaczynam przekręcać wszystko na umur.
3. Rzeczą z całkiem innej beczki jest też to, że czasem napada mnie myśl, co ja w zasadzie na tym świecie robię i dlaczego jest on urządzony tak, jak jest (to tak, jakby ogółem wszystko na tym świecie mi się nie podobało i totalnie mnie wnerwiało). Takimi przykładowymi myślami są np. "A dlaczego to cos zrobiono/wymyślono właśśnie tak, a nie inaczej", "dlaczego to się nazywa tak, a nie inaczej i dlaczego pisze się to w ten sposób" itp.
Od tego typu myśli miałem też czasem wrażenie, że jest to być może jakiś objaw cofania się w rozwoju i zapominania wszystkiego po kolei...
Zdarza mi się też (co widzę, że jest dosyć "popularne") myśleć o kimś w sposób negatywny... Np. ktoś jest dle mnie miły, a ja mam wielką ochotę rzucić się na tę osobę i pobić ją jak najdotkliwiej, o ile nawet nie zabić... Ja wiem, że w życiu bym komuś czegoś takiego nie zrobił, ale te myśli są strasznie natarczywe i silniejsze ode mnie...
Muszę powiedzieć, że ja naprawdę nie wiem, skąd mi się to wszystko bierze... Do ostniego roku wiodłem dość fajne życie. Zawsze byłem rozradowany, uśmiechnięty i wszyscy to u mnie dostrzegali... Aż wreszcie jednego dnia wszystko się popsuło... Jdynymi osobami, które co, nie co wiedzą, co jest nie tak, jest moja rodzzina i przyjaciółka poznana przez Internet. Moi rodzice starają się przekonać, że to wszystko jest efektem dorastania i zmian hormonalnych w oranizmie. Uważają, że nie ma w zasadzie zbytniej potrzeby wybierać się do psychologa czy psychiatry, ponieważ taki jegomość przepisze tylko jakieś leki i w zasadzie niczym się nie przejmie.
Osobiście staram się w to wierzyć i mieć nadzieję, że tak jak jednego dnia wszystko się zaczęło, tak innego samo po prostu odejdzie (przy czym nie mam tej kwestii zbytniej pewności)
PS. Jak na pierwzy post, to strasznie się rozpisałem