Skocz do zawartości
Nerwica.com

viper_88

Użytkownik
  • Postów

    84
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

Treść opublikowana przez viper_88

  1. Po przeczytaniu waszych postów i przyjrzeniu się samemu sobie, dostrzegam, że ja także mam takie obsesje. Np. większość ludzi piszących w Internecie totalnie olewa polskie znaki. Ja natomiast nie jestem w stanie wytrzymać, kiedy nie napiszę czegoś tak, jak należy, natychmiast się denerwuję. Innym natręctwem jest natomiast cały rytuał spożywania kolacji: Ilość kromek (i anologicznie połówek po przedzieleniu kromki na pół) zawsze musi być parzysta. Dlatego też nigdy nie zjem np. 3 kromek, tylko koniecznie 2, albo 4. Tak samo zawsze zjedem połówki takich kromek na zmianę, popijając po każdej (nigdy w trakcie jedzenia takiej połówki), co oznacza, że np.: Jak mam cztery kromki z czego dwie są z serem żółtym, a kolejne dwie z jaką wędliną, to zjadam to np. tak, że najpierw leci połówka z serem, potem z wędliną i tak w kółku, aż do końca kolacji. Czasem napada mnie też nieodparta chęć powtórzenia sobie w myślach całego alfabetu, razem z polskimi idiogramami, aby upewnić się, że pamiętam kolejność wszystkich liter w alfabecie (takie samo natręctwo dotyczy cyfr, czyli liczenia od 0 do 10). Tak samo nie jestem w stanie spokojnie oglądać jakiegokolwiek filmu w TV, żeby nie tłumaczyć wszystkiego na angielski (mam tak od zdania pierwszej klasy LO z angielskim, jako przedmiotem wiodącym). Co do filmów mam też coś takiego, że kiedy oglądam z kimś taki, w którtm zaczynają występować jakieś większe sceny miłosne, to ja natychmiast robie się spięty i mam wrażenie, że osoba, z którą siedzę w pokoju myśli sobie, że oglądam coś, czego nie powinienem. Czsami miewałem też taką manię, iż wmawiałem sobie, że jeżeli nie zdąrzę zrobić czegoś w określonym przez siebie czasie (np. powtórzyć w głowie jakiejś regułki), ta na pewno będę miał pecha
  2. Ja także miałem kiedyś wrażenie, że jestem jedyną osobą na całym globie, którą dopadła jakaś kara za nie wiadomo jakie grzechy. Teraz przynajmniej ta myśl jest od mnie daleka i wiem, że nieważne o jakim natręctwie bym tutaj wspomniał, mogę liczyć na zrozumienie i wsparcie psychiczne od wielu osób
  3. Dawniej myślałem o tym, by wybrać się do psychologa (lub bardziej psychiatry), ale doszedłem do wniosku, że jeżeli na razie jeszcze sobie jakoś z tym radzę, to oddale złożenie takiej wizyty u specjalisty (co wcale nie oznacze, że jeżeli kiedyś nie będę już w stanie tego wszystkiego znieść, to że się do takiego fachowca nie wybiorę). Poza tym musiałbym przed czymś takim całkowicie uświadomić mojej rodzinie, co takiego mi dolega, co nie wydaje mi się taką prostą sprawą. Muszę powiedzieć, że już teraz czuję, iż samo trafienie na to forum jest mi w stanie dużo pomóc, gdyż uświadomiło mi to fakt, że nie jestem jedyną osobą, która męczy się z takimi myślami. Wcześniej miałem wrażenie, że to tylko ja, jako jedyna osoba na tym świecie, dostaję jakiegoś specyficznego rodzaju choroby psychicznej. Obecnie natomiast wiem, że tak nie jest i że istnieją na tym świecie inne osoby, które są zdolne zrozumieć tego rodzaju stany umysłu
  4. Jakiś czas temu (kiedy to wszystko się u mnie zaczynało) miałem myśli, że dostaję np. choroby psychicznej i czy nie będzie lepiej, żebym się już teraz zabił, niż żeby mieli mnie po jakimś czasie wysłać do jakiegoś szpitala psychiatrycznego, kiedy już totalnie swiksuję. Nie powiem, że myśli samobójcze mi nie wracają, ale teraz są przynajmniej rzadsze i dodatkowo tak jakby lżejsze, niż przedtem. Z powodu pewnych względów, przez które nie miałbym możliwości przeprowadzenia jakieś "wyrafinowanej" próby samobójczej, najczęściej myślałem o użyciu najzwyklejszego pod słońcem noża. Z jednej strony byłem pewien, że nawet gdybym miał taką możliwość to i tak na pewno nie wprowadziłbym tych myśli w życie, a z drugiej one same nie dawały mi wciąż spokoju. Zdarzało się też, że myślałem także o tym, by kogoś praktycznie skatować, a nawet i zabić... Nie wymyślałem co prawda jakichś ciekawych sposób na dokonanie tego, ale miałem za to wrażenie, że musi to być dość fajne "wyładować się" w taki sposób. Takie przemyśle dotyczyły np. członków mojej rodziny, jak i mojej najbliższej przyjaciółki, która praktycznie jest moją jedyną... Z takich też względów miewałem u siebie wurzuty sumienia. Zastanawiałem się, co takiego by ta przyjaciółka sobie o mnie pomyślała, gdyby tylko się o tym dowiedziała... Dlatego też wiem, co niektórzy z was w takich momentach przeżywają...
  5. Jeśli o mnie chodzi, to ja nie miałem jeszcze żadnych zabawnych historii związanych z moją (podejrzewam) nerwicą, ale wasze czytoło się świetnie
  6. Wiem, że temat jest co prawda nieco stary, ale chyba nie zaszkodzi w nim odpowiedzieć Jestem pewien, że gdybym ja również powiedział, iż wydaje mi się, że ja także nie przeżyłem w swoim dzieciństwie żadnych znacząco przykrych i traumatycznych chwil, to kochający i tak stwierdzi, że gdybym chciał, to mógłbym dopatrzeć się w tym okresie jakichś rzutujących dziś na moją osobę sytuacji (przy czym muszę podkreślić, iż wcale nie neguję twojego poglądu, a wręcz przeciwnie, jestem wielce skłonny się zgodzić). Dodatkowo muszę także powiedzieć, iż jestem pełen podziwu co do osoby kochającego za to, jak uporał się on z własnymi problem, a jego wypowiedzi i emanująca od niego chęć wspierania innych, wielce mnie podbudowały w trakcie czytania tego tematu Co do moich własny problemów muszę powiedzieć, iż obecnie zażywam pewne tabletki ziołowe, które bezproblemowo można nabyć w aptece, bez konieczności posiadania recepty. Na samym początku działały one lepiej niż obecnie (czyli uspokajły mnie w większym stopniu), ale mimo tego nie zamierzam zaprzestać ich zażywania. Jeśli chodzi o afirmacje (o których nadmieniał wcześniej kochany), to o takiego rodzaju terapii słyszałem już dawno. Nigdy jednak nie miałem w sobie wystarczająco dużo samozaparcia, by je na sobie przeprowadzić (jak zapewne wszystkim wiadomo w takich chwilach pojawia się, myśl że nie ma to w zasadzie żadnego sensu i że napewno nic z tego nie wyjdzie. Dodatkowo przychodzą także myśli, które w zasadzie "skuteczmie" mącą całą tę sprawę)
  7. Po pierwsze chciałbym się przywitać, gdyż jestem tutaj nowy Zawitałem na to forum ze względu na to, iż wydaje mi się, że od ostatniego roku nabawiłem się nerwicy natręctw (nie byłem z tym jeszcze u żadnego specjalisty). Moja natręctwa zmieniają się praktycznie jak w kalejdoskopie... By wprowadzić was w to, co mnie dręczy, muszę najpierw wspomnieć o tym, że to właśnie rok temu zdałem pierwszą klasę LO, gdzie moim wiodącym przedmiotem jest j. angielski. Co do moich natręct, to naczęstrzymi są takie, że np.: 1. Mam wrażenie, że jeżeli nie będę bezustannie przypominał sobie rzeczy związanych z tym właśnie przedmiotem, to po prostu wszystkiego zapomnę. 2. Innym natręctwem jest też to, że kiedy coś sobie przypominam i wiem, że daną umiem w 100%, to natychmiast pojawia się myśl odwrotna, że w zasadzie, to ja tego czegoś nie umiem i wtedy sam zaczynam przekręcać wszystko na umur. 3. Rzeczą z całkiem innej beczki jest też to, że czasem napada mnie myśl, co ja w zasadzie na tym świecie robię i dlaczego jest on urządzony tak, jak jest (to tak, jakby ogółem wszystko na tym świecie mi się nie podobało i totalnie mnie wnerwiało). Takimi przykładowymi myślami są np. "A dlaczego to cos zrobiono/wymyślono właśśnie tak, a nie inaczej", "dlaczego to się nazywa tak, a nie inaczej i dlaczego pisze się to w ten sposób" itp. Od tego typu myśli miałem też czasem wrażenie, że jest to być może jakiś objaw cofania się w rozwoju i zapominania wszystkiego po kolei... Zdarza mi się też (co widzę, że jest dosyć "popularne") myśleć o kimś w sposób negatywny... Np. ktoś jest dle mnie miły, a ja mam wielką ochotę rzucić się na tę osobę i pobić ją jak najdotkliwiej, o ile nawet nie zabić... Ja wiem, że w życiu bym komuś czegoś takiego nie zrobił, ale te myśli są strasznie natarczywe i silniejsze ode mnie... Muszę powiedzieć, że ja naprawdę nie wiem, skąd mi się to wszystko bierze... Do ostniego roku wiodłem dość fajne życie. Zawsze byłem rozradowany, uśmiechnięty i wszyscy to u mnie dostrzegali... Aż wreszcie jednego dnia wszystko się popsuło... Jdynymi osobami, które co, nie co wiedzą, co jest nie tak, jest moja rodzzina i przyjaciółka poznana przez Internet. Moi rodzice starają się przekonać, że to wszystko jest efektem dorastania i zmian hormonalnych w oranizmie. Uważają, że nie ma w zasadzie zbytniej potrzeby wybierać się do psychologa czy psychiatry, ponieważ taki jegomość przepisze tylko jakieś leki i w zasadzie niczym się nie przejmie. Osobiście staram się w to wierzyć i mieć nadzieję, że tak jak jednego dnia wszystko się zaczęło, tak innego samo po prostu odejdzie (przy czym nie mam tej kwestii zbytniej pewności) PS. Jak na pierwzy post, to strasznie się rozpisałem
×